Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2017, 22:41   #71
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Do Padre zaczęła dodzwonić się Bradley. Nie kryła zadowolenia..
- Zciwicki, słyszałam, że macie problem. Zabieram wasze ptaszki z jezdni, bo się chuja znacie na ornitologii. Nie dziękuj. Nawet nasz martwy parch umierał dłużej, niż wasz. Bez odbioru.
Rozłączyła się, nie dając nawet czasu na odpowiedź.

Black 6 po wejściu do dżungli przerzucił się na broń krótką tu i tak nie było widoczności w której jego karabin byłby przydatny. Po chwili obserwowania podszedł do mężczyzny
- Co jest doktorku? Zgubiłeś coś? - zagaił black 6 starając się wyglądać przyjaźnie

Owain przez chwilę z fascynacją obserwował obiekt wrzucony w środowisko skrajnie odmienne od swojego naturalnego.
Wyciągnął detektor i dokładnie sprawdził teren, wodząc nim w obie strony, tak w poziomie jak i w pionie.
Gdy Black 6 zdecydował się ujawnić jako pierwszy, Owain został w ukryciu, czekając, czy coś się na niego nie rzuci.

Padre także nie ujawniał swojej pozycji obserwując otoczenie.

- Nie strzelaj! Poddaję się! - grubasek prawie podskoczył z wrażenia gdy Black 6 nagle pojawił się w jego pobliżu. Podniósł ręce do góry i patrzył przestraszonym wzrokiem na uzbrojonego obcego mężczyznę. Detektor w tym czasie żadnego ruchu nie rejestrował. Oprócz tego którego źródłem byli Black 6 i ten starszawy facet. Niemniej jednak detektor wykrył jakieś źródło anomalii. Jakieś dwa tuziny metrów od miejsca gdzie byli obecnie, nieco w lewo. Pewnie jakiś nadajnik czy coś podobnego sądząc po regularnym, spokojnym pulsie jaki wysyłał w eter. Padre nie mógł zlokalizować żadnego zagrożenia kryjącego się w tych zaroślach.

- Każ mu się zidentyfikować - nadał Padre przez obrożę - My cię kryjemy.

- Czysto, ale dwadzieścia metrów w tamtą stronę coś nadaje. - mruknął Owain do Padre, pokazując ręką kierunek.

- Sprawdzę - nadał Padre przez obroże i ostrożnie ruszył we wskazanym kierunku (obchodząc łukiem jeśli trzeba, by nie pokazywać się grubasowi, wciąż we włączonym kamuflażu ) - Osłaniaj go.

- Nie mam zamiaru. - szkoda amunicji, dodał w myślach black 6 ale zostawił to dla siebie - Teraz przejdźmy do konkretów. Kim jesteś i co tu robisz?

- Jestem Saul. Dr. Saul Jenkins. - powiedział przestraszonym głosem starszawy mężczyzna. Nadal wyglądał na przestraszonego choć nie widząc agresywnego zachowania i tak się trochę uspokoił. - Zgubiłem się. I moją walizkę! A tam są bardzo ważne badania! Bo coś mnie goniło. Chyba. I zgubiłem się. - odpowiedział doktor Saul co nieco opuszczając dłonie i mrużąc oczy jakby chciał się przyjrzeć bliżej rozmówcy. - A ty kim jesteś? Co masz na szyi? - odważył się zapytać trochę wskazując dłonią mniej więcej ku twarzy i szyi Mathiasa.

W ty czasie schowany dalej w krzakach Black 4 chyba pozostawał niezauważony przez rozmówcę Black 6. Widział na trzymanym w jednej dłoni detektorze, jak Black 0 porusza się mniej więcej w kierunku źródła sygnału, jak detektor wykrywa dwóch rozmawiających o kilkanaście metrów od siebie i poza tym jakoś nie wykrywał innych zagrożeń. Zcivicki przedzierał się w tym czasie przez dżunglę. Nie miał pojęcia czego szuka bo nie wiedział co mogło być źródłem sygnału. Ale mając przybliżony rejon poszukiwań zaczął wedle wskazówek od Black 4 zbliżać się do źródła sygnału. Dżungla tutaj była gęsta, że znalazł źródło sygnału dopiero gdy było o krok od niego. Wcześniej minął te miejsce chyba ze dwa razy podczas przeszukania a nie było go widać. Okazało się, że źródłem sygnału jest walizka. Taka z hermetycznych i pewnie wzmocnionych. Czy kuloodpornych to nie był pewny. Miała wszystko co trzeba by wyglądać na profesjonalne miejsce trzymania bardzo - ważnych - rzeczy. Łącznie właśnie z migającą diodką i pulsującym w wielu zakresach markerem który pozwalał na jej łatwiejsze zlokalizowanie. Gdzieś w pobliżu usłyszeli odgłos zbliżającego się pojazdu.

Black 0 obejrzał bez dotykania walizkę. Obejrzał też drzewa wokoło czy nic nie czai sie na góre.Jeśli nie znalazł nic podejrzanego zważył ją kijem by sprawdzić czy nic nie kryje się pod nią. W końcu ktoś mógł zastawić mała pułapkę z granatem, albo jakieś gówno kryło się pod walizkę gotowe ujebac go w rękę.
- Znalazłem jakąś walizkę - nadał przez obrożę do czwórki i szóstki.

- Dziadek właśnie kwękał, że jakąś zgubił. Bierz to gówno, zgarniamy emeryta i jazda do baru, tam go przesłuchamy jak należy. - rzucił Owain przez obrożę do obu.

Padre wynurzył się z krzaków z walizką. “Czwórka sprawdź co to podjeżdża” nadał przez obrożę.
- To my tu zadajemy pytania - powiedział - to ta? Otwórzmy ją. Dasz radę sam czy mam pomóc wytrychem? - klepnął w kolbę karabinu.
- Czego doktorem jesteś? Może czytałem jakąś z twoich prac.

Pamiętając, że druga grupa zdołała przywrócić do stanu używalności pojazd mający uchodzić za legitny środek transportu, Owain zaczął od sprawdzenia ich pozycji na holomapie Obroży, czy aby nie wybrali się na przejażdżkę w ich okolicy, żeby poszpanować wozem.

- O jeszcze jeden! Moja walizka! - starszy człowieczek wydawał się dość przytłoczony najpierw jednym a potem drugim Parchem tak w pełni uzbrojenia i tak blisko niego. Ale od razu rozpoznał przedmiot jaki przyniósł Black 0. Schylił się i podniósł go bez wahania. Zaraz zaczął oglądać z różnych stron jakby chciał się upewnić, że nic jej się nie stało. Nie sprawiała wrażenia, że oprócz brudu błota i przyklejonych liści coś jej się stało. Starszy pan więc z ulgą z powrotem chwycił ją w dłoń jak porządny naukowiec czy biznesmen porządną walizkę powinien.

- Jestem Saul Jenkins, doktor astroarcheologii. Specjalizuję się w specyfice tego systemu i o nim napisałem kilka prac. - przedstawił się na tyle dumnie i godnie na ile pobrudzone dżunglą ubranie pozwalało. Astroarcheologia była dość szeroką i mało precyzyjną dziedziną nauki. Zajmowała się mniej więcej tym czym ziemska archeologia tyle, że nie na Ziemi teoretycznie koncentrując się na odnalezieniu i skatalogowaniu wymarłych kosmicznych cywilizacji. I co prawda tam i tu odnaleziono pewne ślady które były trudne do jednoznacznej weryfikacji to jednak oficjalna nauka do tej pory żadnych obcych cywilizacji nie uznawała. Niemniej jednak system Relict ściągał do siebie astroarcheologów gdyż jeszcze nim ludzie przysyłali tu pierwsze sondy a potem załogi systemowa anomalia była podejrzewana o nienaturalne pochodzenie. Na to jednak znowu mimo wielu pokoleń badaczy i miliardów wydanych kredytów nigdy nie odnaleziono jednoznacznego potwierdzenia lub zaprzeczenia. W tym czasie Black 4 sprawdził holomapę. Można było powiedzieć, że wedle niej większość grupy Black i ta jedna z Brown tylko śmignęła trochę ponad setkę metrów przed nimi skrajem dżungli. Pieszo nie było szans ich dogonić. I to pieszo przez dżunglę. Tylko sygnatury Black 2 i 7 były nadal w miejscowym lokalu rozrywkowym.

- To chyba nie czytałem nic twojego - powiedział Black 0 - a teraz otwieraj - skinął karabinem na walizkę.

- Szkoda. Myślałem przez chwilę, że rozmawiam z kimś kto umie właściwie docenić te osiągnięcia naukowe jakie pomagałem dokonać. - westchnął dr. Jenkins i wzruszył ramionami. - Ale walizki nie mogę otworzyć. Materiał źródłowy pobrany do badań mógłby ulec nieodwracalnemu uszkodzeniu. A tu chodzi o dziedzictwo kulturowe jakim spadkobiercą jest cała ludzkość. - doktor przyciskał do siebie walizkę i wzniósł do góry palec wskazujący by podkreślić jak ważne jest to co posiada w tej walizce. - Walizkę bezpiecznie można otworzyć jedynie w sterylnych warunkach a tu na pewno takie nie są. - wyjaśnił dodatkowo z powrotem kładąc dłonie na prostokątnym pakunku.

- Jednak będę nalegał, naszło mnie jakoś na ubogacenie kulturowe - powiedział Padre - jeśli nie masz klucza postaw na ziemi, szkoda by cię trafić rykoszetem.

- Ależ nie ma takiej potrzeby ryzykować zniszczenie dziedzictwa kulturowego sprzed tysiącleci. To nijak nie jest panom do niczego potrzebne. Prosiłbym by panowie mnie wyprowadzili stąd do jakiejś cywilizacji. - doktor mówił wolniej i wyraźniej starając się dotrzeć do słuchacza.

- Otwórz tą walizkę, albo ja to zrobię - Padre odbezpieczył karabin - wszelkie ryzyko biorę na siebie.

- Przykro mi. Ale ja nie mogę wziąć na siebie takiego ryzyka. - tym razem doktor dał krótszą odpowiedź przyciskając swoją walizkę do swojej piersi.

- Otwórz… tą… walizkę…, albo zrobię to sam, a ciebie zostawimy gołego w lesie. Potem przykicają króliczki i dobiorą ci sie do dupy. Ostatnia szansa doktorku. Black 6 cofnij się krok czy dwa, żebyś nie oberwał rykoszetem.

MG:

- Ależ tam nie ma nic dla was cennego. Żadnych skarbów ani narkotyków. Ani broni. Same bezwartościowe skorupy. Ale rozpadną się w zetknięciu z powietrzem. Dlatego trzeba zachować je w całości. Dla dobra wszystkich ludzi. - doktor spocił się ze zdenerwowania ale dalej trzymał kurczowo walizkę jak jakiś talizman albo skarb.

- To reszta się wybrała na jakąś wycieczkę krajoznawczą. - zameldował Owain, wynurzając się z krzaków i dołączając do konsylium na polance. - Padre, dawaj idziemy do knajpy i tam sobie z mądralą pogadamy, co tu będziesz mu wyciągać brudne gacie z teczki. Chuj wie, co on tu mógł przyciągnąć, szwendając się po lesie.

Padre bez słowa wymienił magazynek na przeciwpancerne pociski, podszedł i szarpnięciem wyrwał walizkę, po czym ją rzucił na ziemię i przestrzelił zamek.

Parch wyrwał walizkę doktorowi astroarcheologii, rzucił na ziemię i strzelił. Naukowiec zaczął krzyczeć i podbiegł do Black 0 usiłując go powstrzymać. Nie zdążył jednak i karabin Zcivickiego trafił w walizkę. Tą jednak siła uderzenia odrzuciła kawałek ale jakoś nie otworzyła się dzięki tej metodzie. - Nie! Proszę, niech pan tego nie robi! To jest dziedzictwo całej ludzkości! - doktor krzyczał łapiąc za ramiona Zcivickiego i uniemożliwiając mu sensowne celowanie nie tylko do walizki ale i do czegokolwiek. Usłyszeli coś jeszcze. Skrzek czy jakieś trzaski charkot. Zbliżało się. Szybko! Zupełnie jakby wystrzał zwabił to coś właśnie w ich stronę! Black 4 miał namiar na swoim detektorze choć sam celów jeszcze też nie widział. Wiele celów. O jakieś pół setki metrów od nich. Ale szybko się przemieszczających.

Owain obrócił się w miejscu, by sprawdzić z której strony nadciągają xenosy. Na szczęście wyglądało na to, że przedzierają się od strony doliny, a więc nie blokowały im drogi do baru.
- Mówiłem, kurwa! - warknął, ciskając wszystkimi posiadanymi granatami, jeden po drugim, mniej więcej w kierunku robali. - Chodu!
Potem chwycił Jenkinsa za ramię, drugą ręką dobył tomahawka, odpalił funkcję ognia i nie czekając, aż ostrze rozgrzeje się do czerwoności, ruszył biegiem przez dżunglę w stronę knajpy, wycinając sobie przejście przez zawadzającą florę.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline