Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2017, 23:40   #46
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Na barce zamordowanego nie dało się znaleźć nic ciekawego ponad to, co już znaleźli - chyba, że jako rzeczy ciekawo klasyfikowały się rzucona w kąt, pozbawiona pary onuca, albo też zardzewiały haczyk na ryby, który utknął w bucie Horina. Na pewno niezbyt atrakcyjnie zapowiadała się dyskusja pomiędzy krasnoludem - pewnym istnienia mitycznych szczuroludzi - a jego towarzyszami, którzy tak skłonni w to wierzyć nie byli. No, może oprócz Elhara.

Wszyscy jednak musieli przyznać, że sprawa robiła się coraz dziwniejsza. Oczywiście, pierwsze znaleziska listy potencjalnych zabójców nie skracały - nawet jeśli nie zabiły go mityczne, inteligentne szczury, to mogło być to coś równie paskudnego. Przecież po lasach Imperium włóczyło się pełno zwierzoludzi, ba, niektórzy nawet szczurowaci być mogli, z Chaosem bowiem nic wiadomo. Mógł przybrać formę demona, opętanego człeka, a nawet sąsiadki, nieprzychylnie patrzącej na zabawy mieszkających po sąsiedzku żaków. Albo ci żacy właśnie, rzucić mogli w sąsiadkę śledziem. Rzecz paskudna, trzeba przyznać. I diabelskimi praktykami aż trąci.

Wyszło jednak na to, że ruszyli w kierunku kantorku, znaczy się - tam, gdzie udała się reszta kompanii, może nie wesołej, ale na pewno z każdą mijającą godziną coraz bardziej skacowanej i zdezorientowanej.



Tymczasem w kantorku właściciela nie było ani widu, ani słychu. Pojawił się za to znajomy, rozpoznawalny pomimo gorszego niż wczoraj stanu przemytników. Ludwig szedł w kierunku kantoru. Hunni siedziała na dupie, choć chętnie wstałaby i dała komuś w mordę. Hemma starała się panować nad towarzyszką.

Od Luda jebało ogórkami. No, chyba, że ktoś lubił - jak narrator - ogórki. Wtedy pachniało nimi. W każdym razie, unikalna zaleta pomiędzy członkami wesołej kompanii, alkoholem czuć od niego zbytnio nie było.

Schmetterling zaś w międzyczasie zdążył zbliżyć się do trójki na tyle, by móc ich w lekkiej porannej mgle zobaczyć. Widać było, że ma podobny dylemat, co damy z niziołkiem - z kontaktami nocnymi w dzień wolałby się nie znać.

- Nie ma jeszcze Bassaniego, a? - zapytał lakonicznie i jakby nie chcąc odpowiedzi awanturników sam sobie odpowiedział. - No widać przecież, że nie ma. Dobrze, że karczma blisko. Miłego... miłego dnia państwu życzę.

Zmieszany, oddalił się. Przemytnicy popatrzyli po sobie, ale nic nie powiedzieli, dopóki kupiec nie zniknął za rogiem. Dosyć szybko zniknął, prawdę powiedziawszy. Z nienawiązania przez trójkę dyskusji zapewne w duchu się ucieszył.



Tymczasem zamiast Bassaniego, zza rogu wyszła grupka, która udała się na barkę. W stanie nie lepszym niż państwo spod kantoru, ale jednak. A Bassani, zapowiedziany zapalającym się światłem zza szczelinami w okiennicach, otworzył zakryty blachą otwór w drzwiach.

- Państwo w jakiej sprawie? - Miał ciemne oczy i ogólnie chyba był śniady. Tileańczyk w końcu. Zmarszczki natomiast sugerowały wiek już niemłodzieńczy.
 
Fyrskar jest offline