Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2017, 02:08   #73
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Elfka spojrzała na Thaneeekryyysta w taki sposób, jakby pierwszy raz widziała go w swoim życiu.

-Wyjść stąd? -powtórzyła powoli, nie potrafiąc zrozumieć jego reakcji. I właściwie to nawet nie próbowała, bo szybko po prostu parsknęła głośnym, nieprzyjemnym dla uszu śmiechem -Oh, nie, nie, nie. Ty nie potrafiłeś zdjąć ze mnie klątwy, czarusiu, ale to miejsce.. ono.. ah, czuję się tutaj tak niezwykle. Mogę wszystko..

Ostatnie słowa wypowiedziała bardziej do siebie niż do szlachcica, a w jej głosie kryło się pewne niedowierzanie. Z nieskrywaną fascynacją przyglądała się swoim dłoniom, po których wędrowały płomienie pożerające obrzydliwy twór cywilizacji jakim były rękawiczki. W zamku byłaby w stanie wzniecić tylko skromne iskry, a i tak zwijałaby się już z bólu. A teraz w oczach Eshte odbijał się ogień, ten jej dobrze znany, pieszczotliwie liżący jej skórę i jedyne co czuła.. to siłę, przekonanie że może więcej -Nigdzie się stąd nie ruszam!

- Niezupełnie możesz wszystko… owszem, twoja potęga wzrosła wielokroć, bo ją czerpiesz wprost z serca Dzikuna. To ten druidzki bóg przez ciebie przemawia, to on daje ci tą siłę.
- stwierdził spokojnie czarownik podchodząc ostrożnie do dziewczyny.- Ale i on zażąda w końcu zapłaty. Nie możesz ulec jego pokusie, nawet jeśli jest słodka. Nie usuniesz tatuażu z szyi, bo choć masz moc nie masz wiedzy jak to zrobić?
Poprawił okulary na swym nosie i spojrzał wprost w jej oczy dodając -Skup się na sobie i swych wspomnieniach. Wiem że potrafisz teraz przywołać potężne efekty w miejsce tanich sztuczek, ale czy tego właśnie chcesz… mocy?

Thaaaneeekryyyst miał rację. Nie usunie tatuażu. Nie wie jak. Ale przecież nie musiała tego robić. Już nie bała się Pierworodnego. Jeśli przyjdzie po nią, skończy jako skwarka! Płomienie gwałtownie otuliły elfkę na kształt ognistej sukni i równie ognistego trenu. Jeszcze nie bardzo kontrolowała moc, którą bez problemu potrafiła wyzwolić.

Eshte nie przestraszyła się tego nagłego wybuchu. Wręcz przeciwnie - roześmiała się wesoło, zachwycona oplatającymi ją językami ognia. Tak często tańczyła z tym żywiołem, był jej życiowym towarzyszem już przez wiele lat, ale pierwszy raz czuła z nim taką.. jedność. Płomienie nie były byle osobnym tworem jej magii, one stanowiły przedłużenie ciała i duszy elfki. Żar liżący jej skórę był przyjemny, niczym pieszczotliwe muśnięcia kochanka.

-Drażni Cię to, czarusiu? Że dopiero bóstwo musiało mi pomóc, skoro Ty.. nie potrafiłeś? -bez zawahania wytrzymała jego spojrzenie zaglądające stanowczo w jej oczy. Na pewno mężczyzna nie mógł odnaleźć w nich zrozumienia dla swych obaw, jedynie ogień tańczący w lśniących źrenicach kuglarki. Przejmował nad nią panowanie, a ubranie już całkiem zniknęło w płomieniach. Ani myślała teraz martwić się o swoją nagość. Wszak była naturalna. Ogień był jedynym czego potrzebowała.
Odwróciła się od Ruchacza, mówiąc - Już Ciebie nie potrzebuję. Jeśli Pierworodny bardzo chce, to może tutaj po mnie przyjść.

- On może przyjść… a ty jesteś potężna. Ale też i uwięziona w tym kamiennym kręgu. Zamierzasz tu spędzić resztę swego życia?
- zapytał Tancrist starając się nie skupiać na tym co słabo ukrywał blask ognia. Ale ten fakt nie mógł umknąć Eshte… jej zmysły były wszak wyostrzone. I oczywiście podobało się jej jego pożądanie i zachwyt na jej nagością oplecioną ogniem. Była zjawiskowa, była najwspanialsza. To było naturalne, że mężczyzna uznawał ten fakt. - I choć wydaje ci się że możesz pokonać Pierworodnego, to… co będzie, jeśli jednak się mylisz?
Westchnął głośno proponując - Wyjdź z kamiennego kręgu i ochłoń… jeśli potem wrócisz do niego, nie będę cię powstrzymywał. Może być?

Nie zdołała daleko od niego odejść, kiedy wstrzymał ją w miejscu swoimi słowami. Bynajmniej nie z powodu zainteresowania jego propozycją.
-Ty miałbyś mnie powstrzymać? Ha! -znów coś wybuchło, ale tym razem nie był to ogień, a głośny śmiech Eshte. Nie widziała w nim teraz godnego przeciwnika, tak potężnie się czuła. Wszak po swojej stronie miała boga, samego Dzikuna przelewającego w nią własną moc. A Thaaneeekryyyst? Cóż on miał? Te błyszczące tatuaże na ciele? Nie mógł się z nimi przyrównywać do ucieleśnienia ognia, jakim teraz była elfka.

Ognisty tren pozostawiał za elfką ścieżkę z wypalonej trawy, kiedy z powrotem zwróciła się ku mężczyźnie. Władczym krokiem podeszła do niego tak blisko, że czuł gorące powietrze na swej twarzy i wślizgujące się pod jego ubranie. Silnie pochwyciła palcami za poły jego płaszcza, sycząc -Jedyną osobą, która powinna opuścić ten krąg, jesteś Ty, Ruchaczu. Swoją obecnością obrażasz to miejsce.. obrażasz Dzikuna! - zapach palonego, drogiego materiału uniósł się pomiędzy nimi. To pod oplecioną ogniem dłonią Eshte wypalała się dziura w mięciutkim odzieniu szlachcica - Ogień nie jest Twoim przyjacielem. Uciekaj stąd, albo Cię pochłonie..

- Jesteś tego pewna?
- Tancrist odstąpił od niej kilka kroków. Poprawił okulary i spytał.- Jesteś pewna, że nie jest? Co ty wiesz o ogniu moja droga Eshte? O prawdziwym ogniu.
I sam czarownik został pochłonięty przez płomienie, blade falujące płomienie otaczające szczelnym kokonem jego sylwetkę. Te w przeciwieństwie do ognia kuglarki nie strawiły jego ubrania. I zdawały się rywalizować z ogniem samozwańczej kapłanki Dzikuna.

Pamiętała te płomienie. Ukazał się w nich podczas pierwszej walki z nieumarłymi, gdy kuglarka została przynętą. Ale te ogniki nie mogły rywalizować z potęgą Eshtelëi Meryel Nellithiel del Taltauré, Mistrzyni Iluzji i Ognia ! Pani prawdziwych płomieni, a nie bladych jak dupa Thaaaneekryysta ruchaczowych imitacji ognia.

Elfka na ten widok dłonie zacisnęła w pięści i zębami wściekle zgrzytnęła. Oczywiście, że Ruchacz musiał próbować odebrać jej i ten moment, w którym czuła się cudownie i potężnie. On za każdym razem podcinał jej skrzydła swoim mentorowaniem, przy nim z utalentowanej kuglarki stawała się amatorką, głupiutką uczennicą, której magia wybuchała prosto w twarz. Oh, jakże się teraz odwróciły role!
Thaaneeekryyyst z całym swoim przekonaniem o własnej niesamowitości nie mógł się ni odrobinę równać z Dzikunem! Przywołany przez niego ogień był obrazą dla prawdziwego, najbardziej niszczycielskiego z żywiołów! Fałszem! Obrzydliwością! I to obowiązkiem Eshte było doszczętne spopielenie go. To ona rządziła płomieniami, ona była ich władczynią i ucieleśnieniem!


-Tandetna sztuczka!
- ryknęła, a wypełniająca ją moc rozbrzmiewała także w jej głosie, nienaturalnie donośnym jak dla kogoś tak drobnej postury. Jednakże i jej nie była obca tandeta, bowiem ręce szeroko rozłożyła i z otaczających siebie płomieni wskrzesiła po swoich bokach dwa konie, bestie wielkie niczym sam Brid'. Cóż, nawet będąc opanowaną przez boga, elfka w swym tworami korzystała ze znanych sobie zwierzęcych kształtów. Wierzchowców, ptaków, fajkowych lisków, brytanów. Mógł się wprawdzie pojawić jakiś smok, ale to już byłaby jej czysta fantazja.







Spuszczone z niewidzialnych cugli konie, rozszalałym cwałem pognały ku błękitnemu kokonowi ukrywającemu czarownika. Powietrze falowało od gorącego powietrza z ich ognistych sylwetek, trawa spopielała się pod ich kopytami, a z pysków toczyły ślinę pomarańczowych płomieni.

Tancrist najwyraźniej zlekceważył jej potęgę, bo stał w miejscu patrząc jak owe konie gnają wprost na niego. Niemniej jego blady ogienek wokół niego zawirował niczym ogniste tornado Skupiony czarownik podkulił nogi i skoczył w górę w chwili gdy rozszalałe rumaki miały go stratować. Ognisty całun wyrzucił go w górę nieco wyżej i… czarownik wylądował na jednym z wierzchowców z gracją pijanego woltyżera. I zaczął go ujeżdżać! Kreacja Eshte wierzgała i podskakiwała próbując zrzucić natrętnego czarownika, ale po wpływem pomrukiwań maga, część jego bladych płomieni objęła pysk rumaka tworząc świecącą zimnym blaskiem uzdę. A trzymając tak wierzchowca Tancrist, zapanował nad jej kreacją i pogalopował wprost na nią… zdumioną przebiegiem wydarzeń. Na tyle zdumioną, że drugi rumak nie zdołał zareagować w ogóle na te wydarzenia.

Patrzyła z niedowierzaniem jak jej własny rumak zmienia barwę z ognistej czerwieni na bladoniebieski kolorem pod wpływem uzdy Ruchacza, a ona całkowicie traci z nim więź i kontrolę nad nim. To… tak.. można zrobić? Jak? Eshte miała potężną moc, ale nie miała pojęcia jaką ją użyć by uzyskać podobny efekt. I w tej drobnej chwili… zorientowała się, że Thaaaaneekryyyst po prostu ma wiedzę. I to było główne źródło jego siły.

Nie. Nie, nie, nie, nie! Niemożliwe! W dupie miała jego wiedzę! Teraz był czas na to, aby ona okazała się potężniejsza! To ona była wybranką Dzikuna, nie Ruchacz!

Znów wrzasnęła. Złość jak zwykle dodawała jej siły, ale i przede wszystkim.. zawziętości, co w obecnych okolicznościach stawało się zwielokrotnionym doznaniem, przepełniającym elfkę energią równie gwałtowną co moc kręgu. Od tej furii zatańczyły i urosły otulające ją płomienie, aż całkowicie pochłonęły kuglarkę w przerażającym widoku. I tak samo jak w czasie swych występów, tak samo i teraz w nich zniknęła. Brakowało jedynie okrzyków zdumienia łatwowiernego ludu.

Pojawiła się z powrotem w znacznej odległości od Thaaaneeekryyyysta, a wraz z nią.. jeszcze jedna Eshte. I jeszcze jedna. Każda z trojaczek wyciągnęła ręce ku mężczyźnie, po czym z każdej z trzech płomiennych sukien oderwały się ogniki nabierające ptasich kształtów. Łopocząc skrzydłami pikowały w stronę celu, a za nimi zaraz nadlatywały kolejne, tworząc prawie niekończący się klucz z płomienistych ptaszysk.






Czarownik zużył jej konia poświęcając go w ognistą nawałnicę, o którą rozbijały się ptaki wysyłane przez Eshte… z nawałnicy tej wystrzeliły zresztą płomienne włócznie, które przeszyły dwie elfki, rozbijając iluzje kuglarki w pył. I przypominając jej, że wzroku czarownika nie zwiedzie. Poza tym jednak Tancrist słabł… czystą potęgą nie mógł się mierzyć z wybranką Dzikuna. A drugi z koni wykreowanych przez kuglarkę rozpadł się na płomyczki, po tym jak elfka o nim zapomniała.

Teraz wszak syciła się faktem, że czarownik przegrywał. Przyciśnięty jej płomieniami słabł coraz bardziej. Aura jego ochronnych płomieni malała. I w desperacji czarownik zrobił rzecz niespodziewaną. Odrzucił płaszcz, rozpiął kamizelkę i koszulę odsłaniając nagi tors i brzuch, na którym świeciły się na niebiesko jego tatuaże, podobnie jak klejnoty na karwaszach które nosił pod koszulą.

Zdziwiona i zadowolona Eshte wydawała z siebie cichy zmysłowy pomruk. Zazwyczaj błyszczące kamyczki wzbudziłyby jej zainteresowanie, ale dzieci Dzikuna nie dbały o dobra materialne. Elfka lubieżnie oblizała usta wędrując spojrzeniem po torsie. Podobało się jej to co widziała, tym bardziej że w tej chwili nie odczuwała żadnego wstydu wobec nagości i widok torsu czarownika jej nie peszył. Wprost przeciwnie, było w nim coś pociągającego. Był odpowiednim dla niej samcem… tyle że chciała zobaczyć wszystko, dotknąć jego twardych mięśni pod ciepłą skórą, musnąć paluszkami niżej. I chciała hołdu wobec własnej urody w postaci jego palców na swym ciele. Wszak Dzikun był panem całego cyklu życia i podlegała mu zarówno śmierć, jak i prokreacja.

Wprawdzie to zaintrygowanie teraz przeważało w duchu kuglarki, lecz nie oznaczało to, że furia całkiem w niej wygasła. Może i zaprzestała ciskania ognistych ptaków w Ruchacza, może i znów stała samotnie, pozbawiona swych uroczych bliźniaczek, ale wewnętrzny ogień nadal gotował jej krew w żyłach. Całkiem możliwe, że na ten widok nawet jeszcze mocniej niż zaledwie chwilę wcześniej.
Mniam. Aż przygryzła dolną wargę.

-No, w końcu zrozumiałeś, co? Że nie wygrasz? -nagle już nie krzyczała, pozornie już się nie złościła. Teraz odezwała się pomrukiem, leniwie i z błogością cedzonym przez usteczka rozchylone w krnąbrnym uśmiechu. Instynkt nie podpowiadał jej, aby była bezpieczna wobec mężczyzny, aby uważała na jego chytre sztuczki. Nie, nie. Instynkt kazał jej dotknąć, zdobyć, kąsać i zdominować. Pokazać bezczelnemu samcowi gdzie jego miejsce ( pod nią, oczywiście ), przy okazji zaspokajając własną żądzę.

Zatrzymała się tuż przed nim, dumna i przekonana o własnej wyższości. W jednej chwili ogień spłynął z niej na ziemię, niczym zwiewna sukienka, która po spotkaniu z trawą wypaliła wokół Eshte czarny okrąg. Nawet się nie zarumieniła, nawet nie skrzywiła twarzy w grymasie. Teraz nagość była dla niej naturalnym stanem, czymś do podziwiania przez mężczyzn. Zatem Thaaaneeekryst miał ku temu jedyną i wyjątkową okazję.

-Przyznajesz się do swojej porażki, czarusiu? -zapytała i jedną dłoń wsparła na swoim odsłoniętym biodrze, a drugą sięgnęła ku niemu. Koniuszkami palców figlarnie przetańczyła po jego torsie, nieubłaganie kierując się ku dołowi. Każdemu jej dotknięciu towarzyszyło ciepełko, nie do końca przyjemne, bo i szczypiące lekko skórę czarownika.

-Przyznaję się że mnie pokonałaś… pani- odparł pokornie, sam jednak śmiało sięgając ku piersiom kuglarki i kładąc na nich swe dłonie. Pochwycił jej krągłości, które odruchowo wypięła ku niemu i zaczął swe “czary”. Nie wiedziała na czym polegają jego sztuczki, ale dotyk jego dłoni był bardzo przyjemny. Wyrywał ciche pomruki z ust Eshte i wywoływał apetyt na więcej. Uśmiech… triumfalny uśmieszek na twarzy elfki towarzyszył pieszczotom jej dwóch skarbów. Uśmiech i poczucie zwycięstwa, nie tylko dlatego że pokonała Ruchacza, ale także dlatego iż zgarnęła go sprzed nosa Paniuni i reszcie jego kochanek, oraz lubieżnej elfiej kapłance. Był jej zdobyczą: uległy i jej podporządkowany. Teraz więc przyszedł czas na konsumpcję owoców swych działań.

-Może pójdziemy bliżej… w cień tamtego menhiru? A może pozwolisz pani iż cię tam zaniosę, po co masz męczyć się chodzeniem - mruczał czarownik przybliżając się ku Esthe. Dystans między nimi się kurczył, a tętno bicia serca elfki rosło. I cała sytuacja nabierała nowego smaku. Dawna kuglarka mogłaby się bać, ale strach był obcy nowej Eshtelëi

-Nie. Zostaniemy tutaj – szybko i stanowczo ukróciła jego niemądre propozycje. Ani myślała pozwolić mu teraz na przerwanie tej magii, której rozkoszom poddawał jej piersi. Nie mogła się wprawdzie równać do mocy jaka ją wypełniała, ale przynajmniej w tych lubieżnych sztuczkach mężczyzna był całkiem uzdolniony.
Wspięła się na palcach, bo pomimo przychylności Dzikuna nadal była maleńką i drobną elfką, której ciężko było sięgnąć twarzy Ruchacza. Jednak to nie pocałunek był teraz jej celem, a złożenie palca wskazującego na jego wargach w uciszającym geście -I nie gadaj. To jedyne co zawsze robisz, gadasz i gadasz, nic więcej. Dość.

Chociaż jej ognista suknia rozlazła się po ziemi, to dawniej fiołkowe tęczówki cały czas były trawione przez płomienie. Patrzyła przez nie, ale nie widziała tego co powinno być teraz najważniejsze. Ani resztek zdrowego rozsądku, ani nagości ich dwojga, ani obrzydzenia jakim ta sytuacja przepełniłaby Eshte -wędrowną kuglarkę o ciętym języczku. Ale ta nie miała teraz prawa głosu. Było jednak pewnym, że pierwszym co zrobi, jeśli kiedykolwiek odzyska nad sobą panowanie, to zwyzywanie Thaaneeekryyysta od wszystkiego co najgorsze na tym świecie. No, i może jeszcze zwymiotuje na wspomnienie jego bliskości i dotyku.

-Nie radzę Ci mnie teraz zanudzać.. -pogroziła mruknięciem, w czasie gdy jej poorana bliznami przeszłości dłoń minęła już linię jego brzucha i zatrzymała się na pasie spodni szlachcica. Materiał syknął groźnie pod jej palcami. Na cóż jej męczenie się z zapięciami, jeśli mogła po prostu resztkę jego odzienia zamienić w popiół?

Gdzieś głęboko w pamięci kuglarki pojawiło się coś o elfich palcach utwardzających męskie kopie. Bo taki widok odsłoniła swą mocą. Ów oręż kochanka, jaki muskała nie wymagał może “utwardzenia”, ale podobały jej się ogniki jakie widziała w oczach czarownika. Była wszak godna pożądania i tego oczekiwała po kochanku. No i pieszczot… tych też oczekiwała. Dłonie mężczyzny masujące jej piersi i muskające ich szczyty dostarczały tych doznań, ale… chciała więcej, więcej pieszczot, silniejszych doznań. Usta czarownika skoro już nie gadały, mogły się do czegoś przydać prawda?

Tancrist był potulny ale na razie nie wykazywał inicjatywy najwyraźniej obserwując jej zachowanie i czekając okazji na… nie wiedziała na co, natomiast wiedziała, że pragnie rozkoszy którą on może jej dać. Problem polegał jednak na tym, że będąc dziewicą nie bardzo wiedziała “ jak to się robi” i musiała polegać na wrodzonym każdej żywej istocie instynkcie lub… nakazać kochankowi by ich poprowadził, bo im bardziej zwlekali tym większej nabierała ochoty. Cierpliwość nie była cechą Eshte Pani Ognia.

Nadal stojąc na palcach, elfka koniuszkiem języka lubieżnie obrysowała wargi Thaaaneeekryyysta, jak gdyby był jej zabawką, jej własnością. Jej niewolnikiem. Nie najgorszym, ale z pewnością mogła sobie pozwolić na jeszcze lepszego.

Ale teraz to w jego usta wpiła się drapieżnie i władczo, przymuszając jego własny język do wspólnego tańca. Potem, dla podkreślenia swej dominacji nad tym samcem, figlarnie i boleśnie przygryzła jego dolną wargę.

-Nakazuję Ci.. nie, nie, nie – tym razem siebie samą skarciła za nieodpowiedni dobór słów. A w czasie, kiedy nieśpiesznie rozmyślała nad właściwymi, jej dłoń dalej sobie badawczo zwiedzała prężącą się przed nią męskość czarownika. Powolne to były ruchy, drażniące wielce, ale i zdradzające niedobory cierpliwości Eshte. Nawet i bez pomocy Dzikuna była niezwykle temperamentna.
-Pozwalam Ci wielbić swoją panią. A jeśli się dobrze sprawisz i będę zadowolona, to może nawet pozwolę Ci później odejść. Lub.. - bezwstydny uśmieszek rozjaśnił jej twarz -Zatrzymam Cię jako swojego niewolnika, co?

-Zabawne… jest to, że… będąc taką “złą czarownicą “ jesteś bardziej milutka… niż zwykle…
- westchnął cichutko czarownik i przejął kontrolę nad sytuacją, wpierw zaczepnie całując jej usta, a potem schodząc wargami wzdłuż jej szyi, muskając językiem obojczyki i dochodząc do piersi do piersi ustami. Klęknął przed nią coraz bardziej muskając językiem brzuch elfki, a palcami dotykając ją pomiędzy udami. Bezwstydnie, ale i sama elfka nie czuła potrzeby zaciskania nóg. Wprost przeciwnie, wychodziła biodrami naprzeciw jego palcom coraz bardziej rozkojarzona jego dotykiem. Coraz bardziej spragniona, by zrobił to… co… samiec zrobić powinien.
Gdy przymykała oczy, całkowicie pogrążała się w rozkoszy jaką jej sprawiał palcami i muśnięciami ust. Co prawda jego oręż wymknął się z jej paluszków, gdy tak klęczał muskając jej delikatny obszar podbrzusza, ale może znajdzie zajęcie dla swych dłoni… teraz, gdy nad nim górowała.

Mimo uszu puściła pyskowanie mężczyzny. W innej sytuacji byłaby go spoliczkowała. Mocno, z dodatkiem paznokci, aby pozostawiły mu na skórze szczypiącą pamiątkę po Pani Ognia. Tym razem jednak łaskawie przymknęła oko na jego bezczelność, bo i bardziej ją interesowały jego dłonie, usta i to co posiadał między nogami. Nic nie było ważniejsze od jej własnej przyjemności.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem