Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2017, 02:15   #74
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Trochę zaczynała żałować, że nie skorzystała z jego wcześniejszej propozycji o byciu przeniesioną ku wygodniejszemu miejscu. Z chęcią wsparłaby się plecami o jeden z menhirów, biodra wysunęła na spotkanie z wargami kochanka i ani przez chwilę nie zwracała uwagi na drżenie swych zachęcająco rozchylonych nóg. I Dzikun na pewno nie miałby nic przeciwko takiemu wykorzystaniu jednego z kamieni jego kręgu. Wszak jęki elfki byłyby idealną pochwałą dla życia, które ten sobie tak ukochał. To Thaaneeekryyyst ją pieścił, ale w głowie miała tylko swego boga.

Palcami kurczowo wczepiła się we włosy mężczyzny, nie dając mu umknąć nigdzie daleko od swych delikatnych ud. Dobrze wyglądał na klęczkach, powinien częściej bywać tak nisko. Już ona o to zadba.
Prężyła przed nim swe ciało, może i o drobnych piersiach, lecz nadal zgrabne i smukłe. Głowę odrzuciła w tył i oczy przymknęła w błogości. Zaś spomiędzy jej warg spłynęły pierwsze głośne, jękliwe tchnienia.

Ruchacz wiedział co robi.
Jego dłonie zaciskały się przyjemnie na pośladkach elfki, jego usta przylgnęły do jej łona, a jego język… wyczyniał cuda, trącając wnętrze kwiatu Eshte. Wodził pieścił, muskał wyrywając coraz głośniejsze jęki kuglarki. Dobrze, że ją trzymał tak mocno, bo ona już ledwo stała. I gdzieś w główce Pani Ognia zrodziło się postanowienie, że nie wypuści swego niewolnika. Czaruś był jej i tylko jej… w dodatku był zbyt dobry w spełnianiu jej kaprysów. Nie po to odganiała od niego Paniunię i resztę harpii, by go teraz wypuścić ze swych palców. Nie zwróciła też większej uwagi na ciche pomrukiwania. Póki robił swoje i póki nie narzekał głośno, to czy jego pomruki miały znaczenie?

Nie miały. Były nieważne, tak samo jak i on sam. A zresztą, bardzo dobrze znała ich treść. Z pewnością czarownik nie potrafił opanować w sobie zachwytu nad jej urodą i wspaniałością. Nie zaprzestawał jej podziwiać pomiędzy kolejnymi muśnięciami swych ust, a ona bynajmniej nie miała mu tego za złe. Była godna uwielbienia i kochankowie mieli pełne prawo padać jej do stóp. Ten tutaj mógł się tylko cieszyć, że dostąpił tego niezwykłego zaszczytu bycia pierwszym niewolnikiem Pani Ognia.

Może i to płomienie sobie ukochała, ale wilgotna obecność jego języka była ekscytującym doznaniem. Przy jednym z donośniejszych jęków wyrwanych jej z piersi, moc przepełniająca elfkę znów znalazła sposób na zamanifestowanie swego istnienia – buchnęły ognie zajmując gęstą czuprynę jej włosów. Także jej nagie ciało lśniło od wewnętrznego żaru, a leniwie języki płomieni pojawiały się i lizały jej skórę. Rozkosznie, pieszczotliwie, jak magiczny twór również wyrażający podziw dla elfki.

Mocniej, więcej. Bioderka kuglarki leniwie się poruszały wypinając w kierunku podbijających jej podbrzusze ust. Ogień ogarniał jej ciało nie tylko w postaci języków, ale też pulsujący żarem w jej podbrzuszu. Jednak..

Nagle gwałtowne podmuchy powietrza zgasiły jej płomienie na chwilę. Eshte otworzyła oczy i zerknęła przed siebie zirytowana tym, że coś próbuje mierzyć się z jej ogniem.
Zobaczyła jak potężny gryf czarownika pikuje na nią, a łomot jego skrzydeł dusił jej żar. Odruchowo próbowała je wzniecić mocniej, lecz siły odpływały dół, bo jej kochanek swymi zaklęciami przekierował jej moc do siebie, wysysając ją niczym pijawka. Razorbeak rozpędził się i uderzył ciałem prosto w pierś w zaskoczoną elfkę. Odrzucona impetem uderzenia na kilkanaście metrów od kochanka, na wpół oszołomiona atakiem zwierzęcia, Eshte wstała zmieniając się niemal w żywą pochodnię w wyniku gniewu. Głupi czarownik nie mógł jej bowiem odciąć od Dzikuna na zawsze. Nie w tym kręgu.

Ale i Tancrist nie tracąc czasu sięgnął po swą moc i posłał w jej kierunku falę uderzeniową przetaczającą się rykiem przez powietrze. Ta była zbyt słaba, by zrobić kuglarce krzywdę… ale i też nie taki był zamiar maga. Pchnięta ponownie silnym uderzeniem wiatru kuglarka została odrzucona do tyłu i w mgnieniu oka jej ognista aura zgasła.

Moc Dzikuna odpłynęła od niej. Wróciła jej świadomość tego co się stało i w jakiej sytuacji się znalazła.
Goła, poza kręgiem menhirów, pozbawiona potężnej mocy i… choć przyznanie tego przychodziło jej z trudem, na granicy spełnienia. Cokolwiek robił jej Ruchacz… nie dokończył zadania i Eshte dotkliwie odczuwała brak jego pieszczot między udami.
Odczuwała też… inny niedosyt. Liznęła wszak wszechmocy i choć raczej cena za nią była zdecydowanie za wysoka, to jednak jej wspomnienie zostanie z nią na zawsze, jak i wspomnienie rozkosznych pieszczot tego przeklętego lubieżnika.

-Eh? -taki mocno tępawy odgłos był jedynym, co mogła z siebie wydusić Eshte. I jakże ton jej głosu był teraz odmienny od tych wcześniejszych wrzasków czy władczych rozkazów! Siedząc na ziemi raczej wyglądała jak ucieleśnienie wszelkiego nieszczęścia, istna Pani Kaca, Zatrucia i Wszystkiego Co Tylko Może Pójść Źle W Trakcie Picia, już nie ognia.

Czuła się parszywie. We łbie jej łomotało, ciało miała obolałe i reakcje mocno spowolnione – czyli wrażenia idealne po godzinach spędzonych na libacji. Tylko ta nagość nie pasowała, bo najczęściej nawet po pijaku potrafiła zachować na sobie ubranie i nigdy nie grała w rozbierane karty. Właściwie, to nawet nie przypominała sobie jakiegokolwiek.. picia. Jakaś taka mgła przesłaniała jej pamięć, ciężko jej było połączyć ze sobą wszystkie elementy. Leciała z Thaaneeekryyystem na gryfie, wylądowali przy tym kamiennym kręgu, a potem.. no, potem tutaj siedziała. Cała reszta była jak sen.. nie! Koszmar. Męczący i niejasny.

Niemrawo podrapała się po głowie okolonej barwnymi kosmykami. Już nie ognistymi, ale za to jeszcze bardziej sterczącymi w każdą stronę. Postanowiła wstać, jednak... to nie był najlepszy z pomysłów tej zdolnej kuglarki. Bowiem tylko się trochę podniosła, a twarz jej nabrała paskudnie bladego kolorytu, ten zaś szybko zmienił się w niewiele bardziej urokliwą zieleń. Zachwiała się na nogach i z powrotem zniżyła się do poziomu ziemi, najpierw opadając na nią kolanami, a potem podpierając się dłońmi.

Wszystko wirowało, cały świat. Nie pomagały również pojawiające się w jej głowie echa obrzydliwej nagości, bliskości i obezwładniającego podniecenia. Było także wspomnienie siły oraz.. obecności dwóch bytów w jej ciele i myślach. To było zbyt dużo jak dla jednej elfki, której już było nadto spotkań z parszywą magią rządzącą się w Grauburgu oraz jego okolicach. I w owej słabości tak po prostu, całkiem zwyczajnie.. zwymiotowała. Tyle było z tych ciast i ciasteczek pochłoniętych przez nią rano.

-Cóż… nie ma złego co by na dobre nie wyszło… choć odrobinę.- stwierdził Tancrist poprawiając okulary na nosie. Jedyną poza butami nietkniętą część garderoby na swym ciele. Nie próbował zamaskować ekscytacji swego ciała. Zresztą nie bardzo miał jak, dłonią tego faktu wszak ukryć nie mógł. Starał się jednak brzmieć spokojnie.- Wypaliłaś w kuźni Dzikuna demoniczną skazę ze swego ciała. Powinnaś już nie odczuwać bólu przy korzystaniu ze swych magicznych sztuczek.

Stojący obok czarownika olbrzymi gryf, tylko zaskrzeczał groźnie i ostrzegawczo. On najwyraźniej uważał, że elfka nadal zagraża jego panu i walka do której został wezwany jeszcze się nie zakończyła.

Drżąca od torsji elfka miała zgoła odmienne zdanie od Thaaneeekryyysta. Wcale się nie czuła lepiej.
Kiedy skończyła wymiotować, to otarła wierzchem dłoni usta i przewaliła się swoim ciałkiem na trawę, nie mając teraz sił na nic więcej. Ponowna próba wstania wymagałaby od niej zużycia zbyt wiele energii, której teraz ni odrobiny nie posiadała w swym ciałku. Nie miała zamiaru znów ryzykować.

Rozłożyła szeroko ręce, a oczami z melancholią zapatrzyła się na chmury płynące po niebie wysoko nad nią. Nie było żadnych wątpliwości.
-Umieram.. -jęknęła, głośno i z mocną przesadą. Tym razem też to był zdecydowanie żałosny odgłos, w przeciwieństwie do wcześniejszych prawie okrzyków.. rozkoszy. Brrr. Najgorsze jednak w tej sytuacji było to, że nie tak sobie wyobrażała własną śmierć. Jeszcze miała tyle do osiągnięcia jako artystka! I na pewno w tych swoich ostatnich chwilach nie chciała mieć przy sobie Ruchacza.

- Nie przesadzaj, co najwyżej dopadł cię syndrom odstawienia. Tak to jest, gdy twoje ciało przywyknie do czegoś co sprawiało ci przyjemność. W tym przypadku, mocy i błogosławieństwa Dzikuna. Gdy wrócisz między menhiry od razu poczujesz się lepiej, ale chyba nie chcesz wracać, co?- zapytał podejrzliwie czarownik, po czym dodał z uśmiechem - Lepiej sprawdź czy gdzieś nie porosłaś futrem, albo nie wyrósł ci ogon. Dość obficie korzystałaś z jego łaski, więc… mógł cię dotknąć taki skutek uboczny.
Ruszył w jej kierunku.- Doprawdy, taka duża i ładna, a zachowuje się jaka mała dziewczynka. I ciągle wymaga opieki.

-Ludzie by dużo płacili za zobaczenie elfki z ogonem..
-mruknęła kuglarka unosząc nad sobą ręce i przyglądając się każdej z nich w promieniach słońca. I na tym zakończyły się jej oględziny własnego ciała, bowiem do jej otumanionego rozumku dotarło, że mężczyzna się do niej zbliża. Wprawdzie wszystkie dźwięki zdawały się docierać do niej jak zza ściany, taka była przygłuszona, ale mimo to spiczastymi uszkami wyłapała odgłos jego nadciągających kroków. Panika.. panika, niczym łaskawe spojrzenie Dzikuna, również dodawała jej sił.

-Nienienienienienie! Nie podchodź, nie patrz! -krzyknęła, jednocześnie gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej i próbując rękami zakryć swe nago ciało. Tyle, że zbyt wiele miała do ukrycia przed tym Ruchaczem, i piersi, i łono, i blizny częściowo pokrywające jej skórę, a zbyt mało kończyn. Mogący się okazać w takiej sytuacji przydatny kapelusz był teraz zaledwie smutną kupką popiołu.
Rozpaczliwie poszukując ratunku, Eshte sięgnęła dłonią w trawę i w garść pochwyciła trochę ziemi. Następnie cisnęła nią w kierunku nadciągającego Thaaneeekryyysta, jak gdyby to miało go oślepić, lub przynajmniej odstraszyć od dalszego podchodzenia. Ale popełniła niewybaczalny błąd – przez przypadek jej spojrzenie padło na nim. Nagim. Nagim!

-Ah, moje oczy! - wrzasnęła boleśnie, przedramieniem przesłaniając owe oczka przed tym strasznym widokiem -Weź.. weź.. weź narzuć coś! Nie możesz tak chodzić i wszystkich straszyć!

- Bez przesady, jeszcze przed chwilą patrzyłaś na mnie łakomym spojrzeniem. I nie tylko patrzyłaś. Odważnie sięgałaś tam, gdzie twój wzrok teraz nie sięga
- zaśmiał się Tancrist nie przerywając podchodzenia - Nie ma w mym ciele nic co by cię przerażało. Co najwyżej przyciągam twój wzrok.
I co najgorsze, miał rację. Eshte czuła ogień na policzkach. Zwyczajny i naturalny żar rumieńców i gwałtowne bicie własnego serca. Bynajmniej nie z powodu strachu.

-Miałaś okazję spojrzeć w lustro i zobaczyć odbicie siebie. Nie spodobało ci się to, co zobaczyłaś?- zapytał wesołym tonem czarownik siadając obok i nie próbując niczego ukryć. Także faktu, że jego wieża.. troszkę oklapła, co jedynie przypominało elfce o żartobliwym utwardzaniu kopii palcami i tego, że przed chwilą sama to robiła.

-Nie patrzyłam w żadne lustro! -odparła kuglarka, do której spanikowanego rozumku nie docierało istnienie szansy, że może.. może czarownikowi nie chodziło dosłownie o lustro. Cóż, była prostą elfką.
-I tak jak przy spotkaniu z Pierworodnym, tak samo i wśród tych kamieni nie byłam.. sobą. Może i wpadłeś w oko jakiemuś tutejszemu bożkowi, ale ja nie odpowiadam za nic co się wydarzyło w kręgu. A Ty...! - oskarżycielsko wycelowała w niego palcem -Ty powinieneś już dobrze wiedzieć, żeby nie zabierać mnie w takie miejsca, przecież w Grauburgu i okolicach przyciągam do siebie wszystko co najgorsze! I demony, i Pierworodnych, i paniunie, i strzygi, i teraz jeszcze tego tutaj..

Znów pomyłka ze strony Eshte. Nie miała w zwyczaju myśleć nad konsekwencjami swego zachowania, więc w oburzeniu raz jeszcze jej wzrok padł na Ruchacza. Nadal nagiego, nadal dumnego niczym paw z tego co mu natura podarowała. Gdyby tylko była w stanie się skupić, to może nawet poczułaby się oburzona, że będąc tak blisko niej, tak zgrabnej i równie gołej, mężczyzna nie wyglądał na bardzo.. ekhm, podekscytowanego. Ale właściwie to teraz nie miała zamiaru myśleć o pewnych jego.. częściach.
Gwałtownie więc przyciskała dłonie do swych oczu, prawie wciskając gałki w czaszkę.
-Byś sobie wyczarował sukienkę! -jęknęła cierpiętniczo.

- Ależ byłaś sobą. Tam w kręgu byłaś bardziej sobą niż kiedykolwiek. Wszystkie twoje pragnienia, ambicje, żądze… cała twoja natura stłoczona pod więzami cywilizacji tam się uwolniła. Byłaś tam sobą Esthe, tyle tylko że pozbawiona wszelkich hamulców moralnych i wstydu.- wyjaśnił Tancrist, po czym skinął głową.- I masz rację… tym razem ja zawiodłem, bo nie przewidziałem że ten krąg będzie opuszczony i wytrącony z naturalnej równowagi. I że ty tak łatwo pozwolisz sobie na upojenie potęgą kręgu. Myślałem że moc cię nie pociąga. A najwyraźniej pociągała mocno… i ja też.
Poczochrał ją po czuprynie -Rozchmurz się trochę. Ot zaszalałaś. Nic złego się nie stało. Nikt nie zginął, a ty miałaś swoją zabawę moim kosztem. Sukienka zaś poczeka. Zużyłem sporo swego potencjału, by wyciągnąć cię z kręgu, więc trochę połazisz na golasa. Zresztą, nie masz się czego wstydzić, jesteś bardzo piękna. A poza tym… cóż… skoro przedtem ci nie przeszkadzało prezentować się nago, to jakoś teraz wytrzymasz. Sprawdź zresztą jak ci idzie czarowanie. Nie powinnaś już odczuwać bólu.

Gdyby tylko Eshte nie była tak przywiązana do swych oczu i nie obawiałaby się oślepnięcia od ponownego widoku nagiego czarownika, to z pewnością spojrzałaby na niego podejrzliwie. Potok jego słów był.. co najmniej niespodziewany, i biedna nie mogła się zdecydować co szczególnie wymagało jej oburzenia. Czy jej domniemane „bycie sobą” w kręgu, czy sugestia jakoby on ją w jakikolwiek sposób pociągał ( niedoczekanie! ), czy zupełnie nagłe skomplementowanie jej nagiego ciała, na które nijak nie była przygotowana. Jednak to dopiero wspomnienie o magii, jej nieskrępowanej klątwą magii, prawdziwie zwróciło uwagę kuglarki.

Wyciągnęła przed siebie rękę, przyglądając jej się dość niechętnie. Już tak się.. przyzwyczaiła do tych ograniczeń, że trudno jej było sobie wyobrazić powrót do dawnej swobody zachwycania swymi sztuczkami. Nawet już odruchowo się skrzywiła oczekując bólu, kiedy ostrożnie sięgnęła po magię..

Tyle, że ogniki rzeczywiście przetańczyły pomiędzy jej palcami, ale cierpienie.. nie nadeszło. Widać pętająca ją klątwa demona przysnęła lub się zapomniała. To zachęciło elfkę do nieco odważniejszej próby, bo i zwykle dopiero ból był w stanie ją powstrzymać przed kontynuowaniem swych, czasem niezbyt mądrych pomysłów. Płomienie gęsto oplotły jej rękę, a ta zamiast się już zwijać na ziemi i wyklinać wszystko na czym ten świat stoi, z radosnym piskiem skoczyła na równe nogi. Chwilę przetańcowywała naokoło Ruchacza, w euforii jakże teraz innego rodzaju ciesząc się ogniem liżącym jej skórę.

W porę jednak zorientowała się, że w inny sposób powinna wykorzystać swą wolność od klątwy. Przystanęła więc gwałtownie, zgasła jak zdmuchnięta świeczka, a jej ciało w jednej chwili otuliła.. suknia. Może nie powstała z ognia, ale niewątpliwie była równie czerwona co on. Widać niedawnego zdarzenia były jeszcze świeże w jej głowie, nawet jeśli czysto nieświadomie. Ale choć całkiem ładna, to owa kreacja była jedynie iluzją. Nie potrafiła ogrzać Eshte, choć pod obcymi palcami mogła imitować właściwy materiał. Sama elfka też jej nie czuła na swojej skórze, lecz przynajmniej mogła się nią ukryć przed nachalnymi spojrzeniami. Musiała jej wystarczyć do czasu, aż będzie mogła wskoczyć w swoje własne, kuglarskie ubranka.

-O o o o! A może wypaliło też tatuaż? -z nadzieją aż lśniącą w jej oczach, odgarnęła włosy i dotknęła swej szyi w miejscu, gdzie niegdyś wpił się w nią śliczniutki Pierworodny.

- Tatuaż… jest pieczęcią magiczną. Skaza była tylko brudem pod paznokciami.- przypomniał bardce czarownik, ale gestem dłoni stworzył pomiędzy palcami swymi małe lustereczko, które podał jej wstając.- Na ten problem surowa moc nie wystarczy.
Uśmiechnął się do niej.- Już ci lepiej?
Sam nie próbował ukryć swej golizny.

A ona rzeczywiście już czuła się lepiej. Musiała tylko pamiętać, by podtrzymywać cały czas iluzję swego ubrania. To nie byłe drobne zmiany kosmetyczne ukrywające poparzenie, tylko skomplikowana iluzja. Owszem. potrafiła takie tworzyć i kontrolować, ale zwykle trwały one jeden występ, czyli kilka- kilkanaście minut. Podtrzymywanie trwałej iluzji wymagało mocy ( co akurat nie było problemem) i… dyscypliny. Tego ostatniego wszak Eshte nie posiadała i gdyby wydarzyło się coś co sprawiłoby, że straciłaby kontrolę nad swoimi emocjami lub coś co przykułoby jej uwagę… cóż… iluzja prysłaby jak bańka mydlana pokazując ją w pełnej glorii jej nagości. A zważywszy na temperamencik elfki i towarzystwo czarownika, który miał talent do wyprowadzania jej z równowagi (i nadal łaził z tym czymś dyndającym na wierzchu budząc dziwne dreszczyki przyjemnie rozchodząc się po ciele i rumienienie się, gdy wzrok jej przypadkiem na ów organ natrafiał) o rozbicie iluzji sukni byłoby łatwo.
Lepiej więc niech Ruchacz szybko załatwi coś bardziej trwałego!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem