Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2017, 02:40   #76
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Czarownik już najwyraźniej skończył poszukiwania i teraz rozkładał jakieś ziółka i rośliny na swym płaszczu. Obok niego leżała rozłożona na słońcu koszula i resztki garderoby, których kuglarka nie miała okazji spalić dotykiem.

-Już się nachodziłaś? I widzę że przynajmniej odpuściłaś sobie marnowanie mocy na iluzje ubrania. To dobrze. Nie powinnaś się przejmować takimi drobiazgami. I tak zresztą pokazałaś mi już wszystko.- słowa które normalnie kuglarka uznałaby za złośliwość Czarusia i jego pouczanie, teraz były w jej uszach wyrazem troskliwości. Przecież dbał o to by nie zużywała niepotrzebnie mocy i odsłaniała to co miała najpiękniejszego. Czyli całą siebie.

Eshte.. zachichotała, co samo w sobie było już wyraźną oznaką, że źle się działo w jej główce. Normalnie, znaczy gdyby nie była opętana przez Dzikuna ani nie wciągnęła nosem pyłku wróżki, to oburzyłaby się jego słowami i walnęła go piąstką, jednocześnie próbując zakryć jak najwięcej ze swych obnażonych wdzięków. Ale nie teraz. Nie kiedy jej celem życiowym stała się chęć zachwycenia sobą Ruchacza.

-Podobało Ci się to co widziałeś? Jak chcesz to możesz przyjrzeć się jeszcze raz.. dokładniej.. -wymruczała, w swoim mniemaniu dość kusząco, bo wraz z gorącym oddechem umykającym z jej ust. Następnie obróciła się ku niemu bokiem, niczym koń prezentowany potencjalnemu kupcowi. A to sylwetkę miała taką smukłą, nogi zgrabne, oczy błyszczące i piersi jędrne, nawet jeśli drobne. Dodatkowo krągłe pośladki ślicznie napinała oraz grzyw.. włosami swymi zamaszyście machnęła.

- Wiesz przecież dobrze, że uważam cię za…- mimo że pokaz elfki był dość toporny, to naturalna gibkość i uroda dosłownie zamurowała czarownika, budząc jego… różdżkę maga do życia -.. bardzo śliczną i kuszącą istotkę o… ciętym języczku i… gorącym temperamencie.
I rozpraszając jego myśli na kilka chwil gapienia się na jej walory. Zdołał jednak otrząsnąć się z tego otumanienia jej urodą - Eshtelëo słodziutka. Natknęłaś się może na coś w tym lesie?

-Czy to ważne?
-odpowiedziała kuglarka nieładnie, bo pytaniem na pytanie. Ale cóż się dziwić, w jej głowie nie było teraz miejsca ani na dbanie o wydumane uprzejmości ( bądźmy szczerzy – nigdy nie zwracała sobie tym rozczochranej główki ), ani tym bardziej na wspominanie spotkania z byle wróżką. Nie teraz, kiedy miała przed sobą mężczyznę, od którego wymagała zachwytu i pożądania na swój widok. To było ważniejsze od całej reszty świata.
-Czy nie lepiej, abyś teraz zamiast na jakimś tam lesie, skupił się.. na mnie? -przy tych słowach dłońmi przesunęła powoli po wcięciu swej talii, a następnie dotykiem rozpieściła skórę bioder w nęcącym pokazie mającym przyciągnąć spojrzenie wybranka.

-Eshte… staram się być… rycerski, mimo że… mi to strasznie utrudniasz.- jęknął czarownik nie mogąc oderwać wzroku od jej dłoni. A potem jego własne objęły ją w talii i przyciągnęły do siebie. Teraz, gdy tuliła się piersiami do jego torsu czuła dodatkowy zmysłowy dreszczyk przeszywający jej ciało i pewną zachłanność doznań, zupełnie jak w kręgu menhirów. Tyle, że tam jej żarłoczność była spotęgowana. Tu i teraz w jego ramionach elfka wolała powoli się delektować sytuacją w jakiej się znalazła… na przykład tym, że usta maga wodziły po jej szpiczastych uchu, a potem szyi, gdy mruczał.- Oczywiście, że ty jesteś dla mnie najważniejsza i najbardziej kusząca. Opowiedz mi więc Eshtelëo słodziutka, co robiłaś gdy ja zbierałem ziółka? Jak zabijałaś czas zachwycająca nimfo?

Wszystko było takie przyjemne i rozkoszne i tylko… ocierający się o jej udo organ miłości czarownika przypominał, że może być jeszcze ciekawiej. Niestety, choć chęci i apetyt były, to kuglarka nie bardzo wiedziała jak je się zaspokaja. Ale przecież mieli czas, więc po co się spieszyć, skoro usta Czarusia oddawały hołd jej urodzie zarówno werbalnie jak i bardziej przyjemnie swym dotykiem na jej ciele.

Ależ on się nią interesował! Zwykle poza jej występami mężczyźni przede wszystkim skupiali się na próbach złapania za tyłek elfki, na pewno nie byli tak ciekawi jej życia. A rozkoszny Thaaneeekryyyst wręcz przeciwnie – chociaż była tak blisko niego, piersiami muskała jego tors i na swych udach czuła jego narastającą ekscytację sytuacją, a on trzymał ją mocno w swych ramionach, to nadal dociekał, dopytywał się. Niewątpliwie była dla niego wyjątkowa.

-Noo... -zaczęła trochę niechętnie, ale jeśli szczerością miała sobie zyskać jego jeszcze większy zachwyt, to nie mogła odrzucić takiej okazji -Bawiłam się moim ogniem, a potem usłyszałam czyjś chichot, więc poszłam w las poszukać jego źródła..

Ruchacz nie mógł oczekiwać od kuglarki, żeby na dłużej trzymała się ścieżek tych myśli. Nie teraz, gdy rozkoszowała się jego ciepłem i dłońmi pieszczotliwie wodziła po klatce piersiowej mężczyzny, nie raz paluszkami sunąc po tatuażach pokrywających jego skórę.

-A Ty skończyłeś zbierać swoje kwiatki? Czyli będziemy musieli wrócić do tego paskudnego zamczyska? -zapytała z goryczą w głosie, przy okazji nadymając wargi. W oczach jednak pojawiły się nieśmiałe iskierki nadziei, bo przecież.. jej wybranek sprawi, że wszystko będzie dobrze, prawda? I może będą mogli już zostać na tej polanie i wśród drzew. Na zawsze. Tylko we dwoje.

-Chichot… brzmi podejrzanie.- zamyślił się czarownik i zerknął na czekającą na odpowiedź elfkę. I zanim odpowiedział, pocałował ją tak mocno i namiętnie jak tylko potrafił. Tak mocno, jak wtedy na zamkowym przyjęciu. Teraz też ugięły się pod nią nogi.
Jej usteczka cicho i niemal bezwiednie mruknęły.- Jeszcze…

- Wrócimy do zamku… jak tylko ty dojdz… wtedy, gdy ty zechcesz tam powrócić, nie wcześniej.- wyjaśnił po pocałunku oszołomionej Eshte. Nie wiedział, że kuglarka nieco zmieniła się. Wszak to co wyrwało się z jej natury wśród menhirów nie zamierzało posłusznie wrócić w swój kącik duszy kuglarki.
- Więęęc… poszłaś szukać źródła chichoty. Jesteś bardzo dzielna i odważna wiesz? Co stało się dalej? - mruczał znów wodząc pocałunkami po szyi. Kuglarka zauważyłaby pewnie, że temu wszystkiemu przygląda się ukryta za drzewem na skarju polanki Trixie z wyraźnie życzliwym uśmieszkiem.
Zauważyłaby, gdyby jej rozmarzony wzrok potrafił dostrzec coś więcej niż swego ukochanego.

-Była tam taka mała.. ze skrzydełkami.. -wymruczała rozkojarzona Eshte, której niemałą trudność sprawiał powrót do wspomnień, mimo że tak przecież niedawnych wydarzeń. O wiele chętniej skupiała się na tym co miała przed sobą. Na czarowniku o magicznych wręcz ustach, których pocałunków pragnęła. Więcej, mocniej, aż do utraty tchu. Czemu ten słodki łajdak przerywał, aby.. aby gadać?! Czy nie powinien być teraz oślepiony ją urodę, chcieć tylko ją dotykać i pieścić? Miło, że był ciekaw kuglarki i nie widział w niej tylko ładnego tyłeczka, to jej pochlebiało. Ale jeśli już zaczynał, to.. to.. to nie powinien tak po prostu przestawać!

-Dlaczego tak się interesujesz? Myślałam, że ja jestem dla Ciebie najważniejsza.. -nutka podejrzliwości rozbrzmiała w jej głosie, a usteczka wygięły się smutno, choć nadal mogła na nich posmakować pocałunek szlachcica. Wspięła się lekko na paluszkach i ręce splotła wygodnie na jego karku, całym swym drobnym ciałkiem przyciskając się do niego. Spragnione wargi zbliżyła do jego ust, więc podrażniła je swym gorącym oddechem, gdy mówiła -Teraz jesteśmy sami, czy to nie powinno być najważniejsze?

- Eshte… ty… łobuzico…
- jęknął nieco drżąc na całym ciele, gdyż kuglarka mimowolnie ocierała się swym podbrzuszem o już i tak mocno pobudzony dowód miłości czarownika. Początkowo przypadkowo, ale potem z coraz większym rozmysłem. Podobało jej się to co czuła. Wywoływało miłe dreszczyki w całym ciele.
I… podobało się jak powiedział słowo “łobuzica”. Z takim żarem i czułością.

“I nie gadaj. To jedyne co zawsze robisz, gadasz i gadasz, nic więcej. Dość.”

Czy nie tak powiedziała niedawno? Powiedziała. Oplatając jego kark i muskając ustami jego podbródek, kuglarka z rozmysłem już ocierała się o Czarusia… czerpiąc przyjemność z tego dotyku i satysfakcję, z reakcji kochanka. A potem był kolejny zapierający dech w piersiach pocałunek, taki rozpalający zmysły i sprawiający, że kuglarkę przepełniała przyjemność. Zaczynała to lubić coraz bardziej.

-Mała… skrzydełka… cudnie. Ale skoro tylko jedna, to… Eshte gwiazdeczko… chcesz może położyć się na trawie, by było ci wygodnie? Ja mogę przy tobie się położyć i szeptać czule, całować. Co ty na to?- proponował cmokając ją w czubek nosa i czoło. Kuglarka, rozmarzona romantyczka była zainteresowana propozycją, ale spoglądając w jego błyszczące gorączkowym blaskiem oczy i czując te dziwne sensacje w podbrzuszu… gdzieś tam głęboko w serduszku czuła i inne nie pasujące do niej pokusy.

-Mmm.. dobrze -zgodziła się zaskakująco łatwo elfka. Bowiem w normalnych okolicznościach, kiedy ani myślała postrzegać czarownika za przystojnego i godnego pożądania mężczyznę, zwykła się z nim wykłócać o jego niemądre pomysły, często narażające ją tylko na więcej kłopotów. Dzisiaj jednak sporo się nachodziła, wręcz od rana była już na nogach! A i.. leżenie we dwoje mogło tylko pomóc w.. ahh.. skonsumowaniu ich związku, nie? Oooooohhhh... cwany Thaaneeekryyyst! Na pewno właśnie dlatego jej to zaproponował! Chciał ją mieć całą tylko dla siebie!

-Ale.. -straszliwe słówko padło z ust Eshte. Jeśli dotąd pomiędzy ich ciałami jeszcze był zachowany jakiś, choćby najdrobniejszy dystans, to przestał zniknąć, kiedy kuglarka mocniej oplotła rękami kark szlachcica, prawie uwieszając się na nim swym drobnym ciałkiem -Ale musisz mnie podnieść tymi swoimi silnymi.. -delikatnie przygryzła wargę - … silnymi ramionami i sam zanieść w cień drzewa.

-Oczywiście, gwiazdeczko…
- odezwał się czule i zaskakująco szybko pochwycił kuglarkę w swe ramiona unosząc ją w górę. Było coś miłego w tym że ją niósł i szeptał jej cicho czułe słówka: jaka to zachwycająca jest Eshte, jaka piękna, jaka urocza, gibka… Jednakże w połowie drogi do drzewa, kuglarka zauważyła, że coś się jej amant deczko się wlecze. Przecież nie była aż tak ciężka, a drzewa nie były aż tak daleko… więc czemu tak długo schodziło Czarusiowi dojście do nich?

Eshte nadęła policzki nie potrafiąc się pogodzić z tym, że może jej wybranek miał wady i pod tymi wszystkimi mięśniami był.. słabym mężczyzną. To wyjaśnienie było bardziej prawdopodobne, niż duża ciężkość akrobatki. Akrobatki! Przecież to się wykluczało, a ciasta pozjadane w zamku nijak się nie odbiły na jej ciele. Nie miała choćby jednej fałdki!

A może.. no, do głowy elfki przyszła jeszcze trzecia możliwości. Tak jej miła, że oburzenie zmieniło się w rozpromienienie. Thaaneeekryyyst musiał się po prostu delektować taką drobinką trzymaną w ramionach, nie mogła mu tego mieć za złe. Z tego powodu przeciągał tę przyjemność, to wiele wyjaśnia!
-Tak bardzo lubisz czuć mnie w swoich ramionach? -twarzyczkę wtuliła w to miejsce na jego ciele, gdzie szyja zgrabnie przechodziła w bark. Z pewnością czuł na swej skórze, jak jej usta rozciągając się w uśmiechu -Możesz mnie częściej nosić na rękach..

-Jest coś uroczego w trzymaniu cię w ramionach, przyznaję. Wydajesz się być wtedy takim delikatnym kwiatuszkiem
. - odparł z uśmiechem Czaruś tuląc do siebie kuglarkę, co budziło w niej coś jeszcze. Przyjemne wspomnienia sprzed pożaru, gdyż jej przybrany ojciec też ją nosił na rękach. Jak ją wtedy nazywał… nie mogła sobie od razu przypomnieć. Tak dawno nie myślała o tych miłych chwilach z dzieciństwa. O uśmiechu ojca, o jego dumie z niej, troskliwości. Kto by pomyślał, że właśnie Czaruś je mimowolnie przywoła..


* * *


Nazywał ją.. Fiołką. Nie tylko ze względu na barwę jej tęczówek, do których później zmieniła kolorów swych włosów, ale przede wszystkim przez jej charakter. Już jako dziecko przejawiała tak samo dużo niezależności, co i lekkomyślności. Jeśli kiedykolwiek w życiu Eshte istniała osoba będąca w stanie powstrzymać ją przez spełnianiem każdego, nawet najbardziej szalonego pomysłu, to był nią właśnie jej tatko. Nie przybrany, nigdy go za takiego nie uważała. Skoro nie posiadała wspomnień o tym prawdziwym, niewątpliwego o równie długich uszach i pewnie wielbiącego się w drzewach, to ten był wtedy dla niej jedynym rodzicem. Jedynym jakiego znała i akceptowała. Jedynym głosem rozsądku, którego słuchała.

Czasem nazywał ją także Iskierką. I znów – nie z powodu jej młodocianego zamiłowania do wzniecania płomieni, bo połykanie ognia czy taniec z nim nie były niczym dziwnym wśród jej.. mocno specyficznej rodziny. Podobno była jego Iskierką, tak mówił. Radosnym promyczkiem rozświetlającym jego oczy, przywołującym śmiech i uśmiechy. Jego szczęściem, najlepszym co przytrafiło mu się w życiu. Była jego skarbem, jego uroczą córeczką, którą chronił przed okropnościami tego świata. Nie poprzez trzymanie jej pod bezpiecznym kloszem, a przez nauczanie jej trudnej sztuki przetrwania i zarabiania na siebie kuglarstwami. To jemu wszyscy powinni podziękować, że pod swymi skrzydłami wychował tak wspaniałą artystkę!






Nie nosił jej jak księżniczki. Jak była całkiem mała, to częściej miał w zwyczaju sadzać ją na swoich barkach i nosić na tak zwanego barana. Ah, miała wtedy wrażenie, że znajduje się na samym szczycie świata! Tak blisko gwiazd, słońca i księżyca, prawie mogła je złapać w swoje malutkie dłonie. Już wtedy były lepkie, śmiało sięgały ku ślicznym błyskotkom.
Na rękach nosił ją tylko wtedy, jak sama nie była w stanie dotrzeć do własnego łóżka. Na przykład, kiedy połamała się w trakcie swych siermiężnych treningów, lub zwyczajnie była po nich szaleńczo zmęczona i zasypiała na stojąco. Albo wtedy, jak pierwszy raz pozwolono jej spróbować trunku, którym starsi dzielili się późnymi wieczorami przy ogniu. A jej rodzinka miała w zwyczaju pędzić własne nalewki, nie raz będące mocno wybuchowo tak samo dla ciała, jak i dla duszy. Dla większości stanowiły.. inspirację do wulgarnych śpiewów, zaś podobno co poniektórym pozwalałby spojrzeć daleko poza granice ludzkiego świata. No, szczególnie wieśniakom łatwo było nagadać takie bajeczki. W przypadku młodziutkiej Eshte, wypalający przełyk bimber przyczynił się do wymiotów oraz całkowitej utraty panowania nad sobą. Tamtej nocy poratował ją właśnie tatko, zanosząc bełkoczącą elfkę do wozu na wytrzeźwienie i poranne tortury rozsadzające jej głowę. Tyle szczęścia, że pomimo spicia zdołała wtedy zatrzymać na sobie ubranie.





* * *




W końcu Ruchacz doszedł do drzewa i ostrożnie ułożył kuglarkę w jego cieniu, niczym swoją księżniczkę. Bo też w tej chwili czuła się jak jego… dama.. ta od wstążki. Taka o której opowiadał jej niziołek w namiocie rycerskim pomiędzy kolejnymi rzutami kośćmi. Wybranka serca, w imieniu której rycerz dokonuje czynów odwagi.

W tej chwili tak się czuła, a potem… Czaruś ją pocałował czule i długo, delikatnie wodząc palcami po jej piersiach, które instynktownie naprężyła ku jego dłoni. To było miłe z jednej strony. Z drugiej zaś, pragnęła i silniejszych wrażeń. A w główce pojawiło wspomnienie tego pocałunku między udami… tego którymi ją obdarzał pomiędzy menhirami. I kuglarka czuła jak te dwa odmienne pragnienia, niczym dwa ryczące smoki, ścierały się w jej sercu walcząc o dominację. Które z nich wygra?

Pocieszeniem było to, że przecież mieli dla siebie cały czas tego świata! Czarownik powiedział, że wrócą do zamku dopiero jak sama elfka zechce, a teraz kiedy była całowana i dotykana, powrót był ostatnim o czym mogła myśleć. Mogła zatem pozwolić mu na powolne pieszczoty, na rozkoszowanie się tym pierwszymi momentami bliskości pomiędzy nimi, by później.. by później doprowadził ją do spełnienia, do tego sławetnego wybuchu ekstazy. Najlepiej pod nocnym niebem wypełnionym gwiazdami. Trochę dużo czasu do wstrzymywania się i nie była pewna, czy na pewno zdoła wytrwać, ale.. ah, byłoby tak romantycznie!

Póki co całkiem Eshte się podobało to bycie księżniczką. Kochanek dotykał ją z pietyzmem i zachwytem, jakby była jego skarbem i na pewno nie jakąś opłaconą dziwką, na którą mógłby się drapieżnie rzucić i szybko zaspokoić swoje żądze. On nawet nie brzydził się blizn pokrywających jej skórę, więc chociaż zwykle je misternie zakrywała przed obcymi spojrzeniami, to teraz leżała przed nim całkiem naga. Bez iluzji. Niewinna. Spragniona jego miłości.

Obejmowała go rękami, dłońmi wodząc po jego plecach i uciskając twarde mięśnie mężczyzny. Potem kurczowo wczepiła się palcami w kosmyki jego włosów, aby nie pomyślał o zaprzestaniu całowania kuglarki. Sama wpijała się w jego usta z łapczywością. Śmiało ocierała się języczkiem o jego własny, czasem też psotnie kąsając wargi Thaaneeekryysta.

To było rozkoszne, każdy pocałunek i każda delikatna pieszczota rozlewały się przyjemnym ciepełkiem po całym ciele elfki. Prężyła się pod pocałunkami i rozkosznym wodzeniem jego palców po jej skórze. Było tak cudownie, była tak przyjemnie… było… co ona właściwie robiła?!
I z kim?!

Nagle gdzieś ulotniła się ta cała romantyczna atmosfera, a kuglarka zdała sobie sprawę, że migdali się z Ruchaczem, który w końcu mógłby, no.. zrobić jej coś. Co jednak nie zmieniało faktu, że jego pocałunki i pieszczota palców nadal wyrywała ciche westchnienia z jej ust. Czaruś nadal czarował jej ciało, które samo prężyło się pod jego dotykiem. I jak niby ma wybrnąć z tej dziwnej sytuacji? Przecież… ugh… sama go uwiodła. Znając go, to teraz będzie jej to wypominał do końca życia.

Eshte, co tu kryć, od razu popadła we wściekłą panikę. Nie należała do tych istotek, które wnikliwie rozważały zaistniałe sytuacje, tylko reagowała na nie gwałtownie i instynktownie. Teraz zaś instynkt podpowiadał, że Ruchacz w końcu pokazał swoją prawdziwą twarz! Zaciągnął ją tutaj pod pretekstem zbierania kwiatków, oczarował w jakiś przebrzydły sposób znany tylko takim zboczonym czarownikom i właśnie próbuje ją zaliczyć.. zaliczyć do grona reszty swoich kochanek! Nie udało mu się wcześniej w kręgu, to próbuje jeszcze raz! Potwór!

O ile zaledwie chwilę wcześniej leżała odprężona, błogo poddając się jego pieszczot, to w tym momencie napięła się cała, a przez jej główkę przewaliły się setki silnych emocji. Gniew na szlachcica i obrzydzenie do samej siebie było tylko dwoma z wielu, które obudziły w niej ogień. Z wiadomych powodów nie mogła się teraz skupić, więc płomienie pojawiały się, tańczyły po jej skórze i znikały zupełnie nieobliczalnie. Nie parzyły, to wymagałoby od niej większego wysiłku. Straszyły, ale przede wszystkim uzewnętrzniały jej złość.

-Co Ty robisz! Odwal się ode mnie! -warknęła odpychając go od siebie nie tylko rękami, lecz także i kopnięciami nóg. Jednocześnie sama starała się odsunąć od niego i skoczyć szybko na nogi, w razie gdyby musiała bronić się przed jego dalszymi zapędami. I jak cholera nie miała zamiaru mu na nie pozwolić.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem