Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2017, 02:49   #77
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
O dziwo czarownik dość szybko się odsunął zapewne przerażony jej zaciętym oporem i przerażającymi pokazami magii. Bo chyba nie było innych powodów, prawda?

Tancrist wstał spokojnie i poprawił okulary - No to skoro już doszłaś do siebie. To gdzie jest ta wróżka, która tak namieszała?
- To nie moja wina… sama spytała jak się bronię przed wrogami, no to jej pokazałam.- odezwał się piskliwy głosik Trixie zza drzewa.
- Nie sądzę, by chciała byś pokazała jej na niej.- ocenił czarownik przyglądając się kłębkowi nerwów jakim była teraz kuglarka.
- Oooooo… a dlaczego tego nie powiedziała? - odparła skrzydlata bardka.
-No nieważne…- westchnął czarownik i spojrzał na kuglarkę mówiąc mentorskim tonem.- No już, już… pył wróżek przestał na ciebie działać. Uspokój się. Nikt cię napastuje. Sama chciałaś być pieszczona, więc spełniłem twój kaprys, żeby nie patrzeć jak ci serduszko pęka z żalu.

-Więc jedynie co Ci przyszło do głowy to wykorzystanie mnie?!
-elfka wyrzuciła ręce w powietrze, nie potrafiąc zrozumieć takiego toku myślenia. Musiał to być sposób myślenia lubieżników, a ten tutaj czarownik był najgorszy z nich! Chociaż nie było dnia, w którym nie wpakowałaby się w kłopoty, to i tak ich pojawienie się za każdym razem pozostawało dla niej niepojęte. Z krzyku jej głos zmienił się w niski ton, karykaturalnie naśladując męski, kiedy mówiła -”Eshte nie wie co robi, mogę sobie pomacać jej cycki i jeszcze będzie błagała mnie o więcej, hue hue hue.” -potem jej spojrzenie przesunęło się na oczywisty dowód jego podekscytowania, zatem znów powróciła do krzyku -I nie próbuj zaprzeczyć! Przecież widzę, że Ci się podobało!

Wydała z siebie jeszcze kilka trudnych do zrozumienia, dzikich warknięć, nim odwróciła się od Ruchacza w poszukiwaniu źródła drugiego głosiku. Trixie mogła udawać, że ona nie chciała zrobić nic złego, że jest taka głupiutka i roztrzepana, ale kuglarka dobrze znała prawdę. Tych dwoje się przeciwko niej zmówiło, ot co.
Języki ognia objęły jej dłonie zaciśnięte w pięści, a lśniące z wściekłości oczy rozglądały się po okolicznych drzewach -I gdzie ta mała spryciula? Już ja jej pokażę sztuczkę!

- Nie dramatyzuj.
- stwierdził czarownik zupełnie nie przejmując się jej wybuchem.- Gdyby moim zamiarem było wykorzystanie tej sytuacji, to byś nie była już dziewicą. Zresztą ciężko było ich nie pomacać, skoro przyciskałaś się nimi do mnie. I zostaw wróżkę w spokoju.
Zanim zdążyła zaprotestować przypomniał jej.- Gdy poczuje się zagrożona użyje swojego pyłu na polującym na nią drapieżniku. A w tym przypadku wściekłej kuglarce. Znowu chcesz się lepić do mego ciała?

Elfka we frustracji wydała z siebie jeszcze jeden krzyk. Oczywiście, że przeklęty czarownik miał rację. Oczywiście! Zawsze gadał przekonany o swojej cudowności i nieomylności, zawsze tak ironicznie się uśmiechał i w denerwujący ją sposób poprawiał okulary na nosie. Uh, z jakąż pasją go teraz nienawidziła!
Mogła porzucić plan odnalezienia wróżki, ale swej złości już nie potrafiła wyciszać. Ogień zapłonął w niej już zbyt mocno i nie sposób go było zgasić jak byle świeczki. Poszukiwał ujścia, które w końcu odnalazł w postaci.. wybuchu. W jednej chwili buchnęły płomienie obejmując całą drobną postać Eshte, ale tak samo gwałtownie jak się pojawiły, tak samo zaraz zniknęły. Pozostawiły po sobie tylko maleńkie, ogniste języczki, w jakie pozmieniały się co poniektóre z jej kosmyków na głowie.

-Jesteście.. niemożliwi! -dodała, oddychając szybko w ciągłym poddenerwowaniu. Następnie pomaszerowała przed siebie, a każdy jej krok był ciężki od pretensji wobec całego świata. Dopiero jak była odpowiednio daleko od czarownika, to przysiadła ostentacyjnie zwracając się ku niemu plecami. Trawa wokół niej prawie od razu się wypaliła. Tak wielka była furia kuglarki.

Trixie po krótkiej rozmowie z czarownikiem i solennej obietnicy, że nie użyje już nigdy swego pyłu ani na Eshte, ani na nim samym… i jego obietnicy, że zabiorą ją za sobę, podfrunęła ostrożnie do siedzącej kuglarki. Usiadła w bezpiecznej odległości i zaczęła grać na swej małej cytrze.



Miała chyba nadzieję, na to że muzyka nieco uspokoi rozwścieczoną Eshte.
- Ja bardzo przepraszam… nie pomyślałam.- tłumaczyła się jak mała dziewczynka, choć była małą kobietką.- Więcej tak nie zrobię. Naprawdę chciałam dobrze. Obiecuję.
I się rozpłakała. Zupełnie jak małe dziecko.

Bynajmniej nie uspokoiła tym kuglarki. Może i jej złość przygasła, ale na jej miejsce powróciła panika z widoku tycich tycich łez wróżki. W pierwszym odruchu spojrzała na pozostawionego z tyłu Thaaneeekryyysta, bo ten mimo wszystko okazywał się pomocny. Czasem. Rzadko. Szybko przypomniała sobie jaka z niego męska świnia, więc tylko machnęła ręką w jego kierunku, wykonując przy tym niewybredny gest. Potem z powrotem zwróciła się ku zapłakanej Trixie.

-No, już już. Na szczęście nic więcej się nie stało -starała się ją pocieszyć, choć wychodziło jej to dość niezręcznie -Tylko nie rób tak więcej, co? Przecież nie jestem Twoim wrogiem, a widziałaś jak łatwo ten zbereźnik chciał wykorzystać sytuację..

- No… i widziałam jak ci się podobało, tam pośród menhirów.
- oczywiście wróżka musiała przypomnieć ten irytujący fakt. I zamyśliła się.- Zupełnie was nie rozumiem. Skoro jesteś od niego potężniejsza i nim władasz, to… czemu go tolerujesz przy sobie? Gdyby był tylko takim paskudnym zbereźnikiem, to byś go od siebie odgoniła, nieprawdaż?
Po czym uśmiechnęła się dodając łobuzersko.- A może w tym jest problem. On jest zbereźnik, ale niezbyt paskudny i ma swoje walory?

Brwi elfki zmarszczyły się groźnie na te beztrosko wypowiedziane słowa wróżki.
-Nie. Nie, nie, nie. On jest paskudnym zbereźnikiem -poprawiła jej bzdurne gadanie. Cóż, w końcu nie znała Ruchacza tak jak ona, jego parszywych sztuczek i wykorzystywania każdej nadarzającej się okazji do pomacania elfich wdzięków. Biedna Trixie była zbyt niewinna, aby móc od razu dostrzec prawdziwą twarz czarownika -Potrzebny jest mi tylko teraz, bo pomaga mi z pewnym.. problemem. Później będę mogła odjechać moim wozem daleko stąd.

Nachyliła się ku maleństwu ze skrzydłami, po czym bardzo, bardzo ostrożnie koniuszkiem palca dała jej pstryczka w zasmarkany nos. No, raczej musnęła go niż pstryknęła, ale natura gestu pozostawała taka sama -A Ty byś się lepiej skupiła na swojej muzyce, niż na wściubianiu tego nosa w cudze sprawy. To drugie nie przyniesie Ci zbyt wiele sławy jako bardce.

-Ale jestem wróżką… potrzebuję miłości jak ty wina i chleba.
- wyjaśniła Trixie i spojrzała na Ruchacza, który ruszył po koszulę leżącą na trawie.- Czemu więc wyczuwam jakieś iskrzenie między wami, skoro twierdzisz, że tylko ci pomaga z problemem? Jaki to problem? I czemu musi ci pomagać?

-Jedyne iskry jakie możesz między nami dostrzec, to takie..
-przy tych słowach elfka uniosła lekko rękę na wysokość swej twarzy. Wokół każdego z jej palców znów zaczęły leniwie tańczyć niewielkie płomienie, lecz tym razem nie były wynikiem wściekłości Eshte, więc w pełni mogła nad nimi panować. Nie były to też wprawdzie dosłowne iskry, ale.. no, wróżka na pewno zrozumiała, nie? Kuglarka bowiem nie miała zamiaru pozwolić jej na wmawianie sobie uczuć wobec czarownika innych niż złośliwość i niechęć. Te były najgorętsze jakie wobec niego żywiła.

-Nic ponadto. A jego pomocy potrzebuję w pozbyciu się tego.. -ogień zgasł, a dłonią tym razem sięgnęła ku swojej szyi. Odgarnęła niesforne kosmyki włosów, ukazując na skórze symbol mieniący się wszystkimi kolorami tęczy. Paskudny - Pewien śliczniutki obszczymurek zostawił mi ten tatuaż i teraz może mnie znaleźć wszędzie, żeby uczynić swoją niewolnicą. Niezbyt mi to pasuje, rozumiesz.

-Ale dlaczego ci pomaga… skoro nic między wami nie ma?
- zapytała Trixie wyraźnie próbując zrozumieć sytuację. I zerknęła na Ruchacza zbliżającego się do nich z koszulą.- Zapłaciłaś mu za pomoc?

-Noo.. raz ja mu pomogłam, później jeszcze mu uratowałam życie. Dwa razy..
-wyliczała kuglarka, która nie przywiązywała większej uwagi do tego dlaczego Thaaneeekryyyyst jej pomaga. Po prostu jakoś wtedy na przyjęciu Ery się straszliwie przejął po zobaczeniu tatuażu i widać postanowił ją poratować przed Pierworodny. Wszak była znaną i utalentowaną artystką, taka reakcja była jak najbardziej na miejscu. Ani myślała mu płacić za jakieś malowanie farbkami po szyi!
Wzruszyła ramionami, kwitując na koniec -Więc ma trochę wobec mnie dług, nie? Ma też słabość do elfek i cycków.

- Jest milutki… czasem.
- uśmiechnęła się szeroko Trixie i przypomniała kuglarce - Gdy cię niósł na ramionach nie był pod wpływem mojego pyłku.
Że też gadatliwa wróżka musiała przypomnieć akurat ten fakt i przyjemne uczucie jakie towarzyszyło je, gdy Ruchacz niósł ją w swych ramionach niczym jakąś księżniczkę.

Czarownik tymczasem podszedł do obu dziewcząt i podał elfce swą koszulę.- Załóż to, to przerobię ją na jakąś tunikę. Może będzie króciutka, ale lepsze to niż świecenie gołym zadkiem na zamku, prawda?

-Sama sobie poradzę! -syknęła Eshte, która nie potrafiła jeszcze w sobie znaleźć tyle łaski, aby wybaczyć zbereźnikowi jego macanki. Jej wściekłość wobec wróżki już zgasła, ale wobec niego? Nie, nie. Nie w najbliższym czasie. Uh, już nie mogła się doczekać, jak parszywiec będzie tłumaczył swoje działania litością wobec elfki, której w normalnej sytuacji przecież nie dotknąłby nawet patykiem. Taki był milutki, Trixie. Taki milutki.

Podniosła się z ziemi i wyrwała koszulę z dłoni Ruchacza. Niechętnie, ale też nie mając żadnego innego wyboru, narzuciła ją na swój nagi grzbiet. Była drobna, jeszcze bardziej w porównaniu do umięśnionego mężczyzny, więc zatonęła w materiale zakrywającym jej piersi, brzuch i dłonie także. Tym bardziej, kiedy rozłożyła ręce, a długie rękawy sięgały jeszcze poza jej smukłe palce.

- To znaczy… jak chcesz sobie poradzić?- zapytał uprzejmie czarownik, a Trixie wleciała między nich broniąc zaciekle.- Gdybyś traktował ją lepiej… tak jak czyniłeś to przed chwilą, by było o wiele lepiej. To wszak dama i delikatna artystka.
- To znaczy traktować ją jak swoją kochankę? Nosić na rękach, całować w czółko i usteczka, szeptać czułe słówka?
- zauważył sceptycznie Ruchacz.
-No może nie całować. Na te względy winieneś sobie zasłużyć… ale noszenie na rękach i szeptanie czułości to naturalne wobec utalentowanej artystki. I kwiaty . I wiersze… ooo… wiersze winieneś pisać.
-Trixie chciała dobrze, ale jej wizja nieco rozmijała się z oczekiwaniami kuglarki.

Otulona ciepłym materiałem koszuli Tancrista, pachnącym jego pachnidłami i trawą… Eshte czuła się nieco dziwnie. Wracały bowiem wspomnienia sprzed paru chwil i wcześniejszych też. Tych z balkonu na przyjęciu, którego była ozdobą. Nie tego co sama czuła, ale tego co robił czarownik. Noszenia na rękach, czułości szeptane cichym głosem, tego jak przyjemnie było w jego objęciach i… jak bezpiecznie się zawsze w nich czuła. Bo choć zawsze trzeba było uważać na tego niepoprawnego lubieżnika, to gdy był przy niej Ruchacz nie musiała bać nikogo i niczego innego Bo przecież zawsze będzie robił wszystko by ją obronić. Wszak dotąd zawsze tak czynił.

Eshte potrząsnęła gwałtownie głową, aby odgonić od siebie te przedziwne uczucia.
Co za głupoty! Miała dosyć już tego kręgu, tego lasu i z całą pewnością zapachu czarownika, którym zdawała się być cała przesiąknięta! Miała dosyć tego, że z każdym dniem coraz bardziej traciła kontrolę nad swoim życiem.. a przecież wolność była tym, co najbardziej sobie ceniła! Nagle jakiś Pierworodny chciał sobie z niej zrobić niewolnicę, jakieś szlachciurki zabroniły wyjazdu z przeklętego Grauburga, opętało ją zbereźne bóstwo i jeszcze wróżka obrzuciła swoim pyłkiem! Miała tego wszystkiego już powyżej uszu, a przecież te miała nieprzepisowo długie i spiczaste! Biedna najbardziej chciała wrócić do swojego przytulnego wozu..

Z westchnieniem rękawy podwinęła i otuliła się ciaśniej koszulą, bynajmniej nie z chęci głębszego nawąchania się pachnideł Thaaneeekryysta. Te starała się ignorować.

-Nie ma sensu, żebyś strzępiła sobie język, Trixie. Czaruś jest Ruchaczem, a nie jakimś księciem z bajki -z goryczą skwitowała wymianę zdań tamtej dwójki. Bzdury i tyle, tych też miała dosyć -Możemy już wrócić do zamku? Najlepiej, zanim znowu mnie coś opęta?

-Zawsze można go w takiego zmienić.- rzekła z pewnością siebie Trixie. A tymczasem czaruś skorzystał z okazji, by znów pomacać cycki elfki. W ramach zmiany koszuli w dość przylegającą i dość króciutką tunikę. Bo przecież nie potrafił zmienić bez macania… a przynajmniej tak twierdził. Ale w obecnej chwili kuglarka nie miała już sił na protesty.



* * *



Lot powrotny też spędziła wtulona w Czarusia. Tunika niezbyt dobrze chroniła przed zimnem panującym na wysokościach, więc wtulenie się w ciało Ruchacza była koniecznością. I było bardziej przyjemne, niż Eshte chciała przed sobą przyznać. Lot się nieco dłużył i nawet Trixie zdrzemnęła się wtulona w brzuch elfki.

Słońce poczęło już zachodzić i krwawym blasku zachodzącego słońca dotarli do Grauburga. Z wysokości setek metrów mieli dobry widok na budynku rozciągające się w dole. I to wystarczyło, by zmrozić krew w żyłach.
Dymy pożarów… to nigdy nie był dobry znak. Coś złego działo się w samym mieście, jak i na zamku. Coś złego i kojarzącego się bardce z wojną. Niby nic ją to nie obchodziło, bo do Grauburga pałała szczerą niechęcią, a mieszkańców których tolerowała policzyłaby na palcach jednej dłoni. A byli jeszcze tacy jak Paniunia i siostra Ruchacza, którym życzyła jak najgorzej. Jednak nie w tym momencie.

Teraz, kiedy jej oczy wypełniły się lśniącymi odbiciami płomieni pożerających miasto, umysł Eshte wypełnił się tylko niemym wrzaskiem przerażenia i szumem krwi uderzającej jej do główki. Jeśli chwilę wcześniej wtulała się błogo w ramiona czarownika, to po zobaczeniu tego koszmaru wcisnęła się w nie jeszcze mocniej. Był to z jej strony całkiem bezwiedny odruch, jak gdyby chciała w ten sposób.. uciec od szalejącego w dole dzikiego ognia, lub chociaż oddalić się od niego w miarę jak najbardziej. Nie poszukiwała ratunku ze strony Thaaneeekryyysta. Nie odczuwała także ani przyjemności z tej bliskości, ani nawet obrzydzenia. Jedyną emocją jaką w tym momencie czuła był.. strach. Obezwładniający, paraliżujący. Wypełniał jej duszę po same brzegi, nie zostawiając najmniejszego miejsca na jakiekolwiek inne uczucia. Przerażona początkowo nie była w stanie wydać z siebie żadnego odgłosu, czy to wrzasku, czy drżącego szeptu. Spiczaste uszy już wypełniały się wystarczająco dużą ilością dźwięków – krzyków mieszkańców Grauburga, trzasków płomieni i budynków jakie te łakomie pożerały. A Pani Ognia, Nieustraszona Pogromczyni Potworów, tylko wpatrywała się w nie rozszerzonymi oczami, niczym królik zastygły w miejscu na widok zbliżającego się węża.

-Co.. co.. co się.. -w końcu zdołała wydać z siebie cichy, bardzo słabiutki głosik, aczkolwiek słów nijak nie mogła ułożyć w logiczną całość. Mimo, że pierwszy szok już minął, to zaraz kolejny uderzył w elfką z potężną siłą. Kurczowo pochwyciła dłonią za poły płaszcza Ruchacza, zwracając na siebie jego uwagę -Musimy.. musimy wrócić do zamku! Tam jest mój wóz! Skel'kel! Wszystkie moje rzeczy, moje.. mój..

W innej sytuacji robiłaby wszystko, aby tylko czarownik zawrócił tę swoją bestię i odlecieli razem daleko od tych rozszalałych pożarów. Problem polegał w tym, że w zamku był i Skel’kel, był i Brid' , były jej gołębie, ubrania, była jej ulubiona fajeczka. Był jej wóz i cały jej dobytek.
Całe jej życie było w samym środku tego chaosu!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem