Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2017, 15:37   #176
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nadchodził wróg bezlitosny i niepokonany. Wróg którego moce wampirze nie potrafiły pokonać.


Słońce.
Czas nieumarłych się kończył. Wszelkie sprawy wampirów zeszły pod ziemię. Tak jak i oni sami. Nadchodził czas słońca przypominając Spokrewnionym, że w obliczu blasku oka bożego są tylko marnym prochem niegodnym jego spojrzenia.
Nadchodził czas snu. Dla Milosa… czas jego koszmarów.


Pobudka dla Zacha również miła nie była. Brunon z Gleisdorf stał samotrzeć pod jego drzwiami z przykazania Wilhelma. Koenitz wagą słowa primogena Ventrue nakazywał Milosowi pozostać w komnacie i nie opuszczać jej. Nie pozwolił też przyjmować mu gości. Obecność Marty wielce skonfundowała Brunona. Ghul jednak uznał, że Gangrelica może pozostać na miejscu. Jeśli jednak zdecyduje się wyjść, to nie będzie dopuszczona do Milosa przed Wilhelmem. Bowiem pan Brunona udał się na pilne spotkanie z kniaziem i kazał pilnować Wilhelma do swego powrotu.
Zakrawało to na areszt… i z pewnością czymś takim było. Brunon jednak zalecał spokój do czasu powrotu Wilhelma. A Milos posłuchał.

Rycerz przybył po godzinie i nie ukrywał swego zagniewania. Spojrzał gniewnie na Milosa i rzekł powoli.- Ja przymykałem oczy na twe... na wasze knowania za moimi plecami. Bo cóż… jeśli z własnej woli nie staniecie za mną, to siłą przymuszać was nie mogę. Ale… - przez cały czas jego prawica była mocno zaciśnięta.-... to już poszło trochę za daleko. Wasze działania uderzają i w was i mnie. Chcieliście skrawek ziemi na siebie od razu? Wytargowałem wczoraj… Ale dziś...Oto twe nagrody…- otworzył prawą dłoń i pozwolił pyłowi rozsypać się między jego palcami.- Dwa nadania ziemskie, które wczoraj z trudem udało mi się wycisnąć z Miszki dziś wieczorem spłonęły na moich oczach. Kniaź zarzuca nam… a tobie szczególnie, niewdzięczność i działanie za jego plecami. Napaść na swego syna, magią podżeganie go do ataku… swoją drogą cóżeście się wszyscy na tego Björn uparli: ty, Marta i Zośka? Cóż ma takiego w sobie, żeście uwiesiliście się na nim jak psy w rui?-
Splótł ręce razem dodając.- Jak wspomniałem pókiście się przeciw mnie zmawiali, problemem to nie było. Ino nie widzę nikogo, kto by mnie na miejscu wodza zastąpił. A najmniej widzę ciebie Milosu. Bo kłopoty ściągasz do siebie niczym miód muchy. Ostała nam się jeno jedna wioska, to co ją Miszka Szafrańcowi przyobiecał. I nic z jego zaufania. Teraz wszystko przyjdzie nam je od nowa na polowaniu budować. A ty… wyjeżdżasz stąd. Od razu, masz trzy pacierze na przygotowania. Zabierzesz ze sobą Giacoma i Marcela oraz Olgę ze sobą, Góra was zaprowadzi do sioła Honoraty. I załatw tedy swe sprawy ze swoją stworzycielką. A i nie wolno ci… pod żadnym pozorem wjeżdżać w mury Smoleńska czy w granice kniaziowej domeny. Uznaj to za próbę lojalności wobec mnie. Nie mogę cię powstrzymać, ale dowiem jeśli swe słowo złamiesz. I wyciągnę odpowiednie wnioski.-
Spojrzał na Martę czającą się obok.- A i ty zabieraj się z Soroką w puszczę, póki kniaź jeszcze zezwolenia swego nie cofnął. Oj… nie spodobał mu się wybryk twego kochanka. Gniewny jest, więc lepiej będzie dla wszystkich, jeśli szybko znikniecie mu sprzed oczu. Nie macie więc oboje czasu do stracenia, więc jeśli macie coś do mnie, to mówcie teraz. -


Pojawienie się Wilhelma w komnacie Zosi było wyjątkowe. Rycerz w zasadzie nie wchodził do niewieścich komnat. Nie uchodziło mu to. Ich krwawy pocałunek nie zmienił w zasadzie tej sytuacji. Nadal Wilhelm był rycerski aż do bólu. Szarmancki i szlachetny i uprzejmy, Wilhelm nadal unikał sytuacji które mogłyby narazić jej dobre imię na szwank. Koenitz choć wychowany na europejskich dworach, był przeciwieństwem rozpustnej Olgi. Możliwe też że takie podejście sprawiało, że rycerz był letni w swych emocjach. Spokojny i zazwyczaj opanowany. Miało to swoje wady i miało zalety. A teraz sprawiało, że jego inicjatywa było niespodzianką dla Zosi. Oczywiście, grzecznie czekał na jej pozwolenie do wejścia do jej komnaty i wyraźnie nie czuł się komfortowo w tej sytuacji. Rozglądał się przez chwilę nim rzekł.
- Mam do ciebie prośbę i liczę na to, że ją spełnisz. Otóż…- spojrzał wprost w oczy Brujah mówiąc stanowczo.-... unikaj tego Björna szerokim łukiem. Nie podchodź do niego, nie odzywaj się. Wystarczy nam już kłopotów, jakie sprawiły kontakty z nim. Obiecasz mi to?-


Kniaź i Wilhelm po przebudzeniu od razu spotkali się na rozmowie w cztery oczy. Bardzo ważnej zapewne rozmowie z czego Jaksa szybko zdał sobie sprawę. W całej miszkowej siedzibie czuć było bowiem napięcie. Swego rodzaju ciszę przed burzą. Najwyraźniej burda między Björnem a Milosem miała większe konsekwencje niż można byłoby sądzić.
- Słyszałem, że Wolf poniesie karę za swoje zachowanie.- wtrącił nagle Giacomo podchodząc do Jaksy. - Za to że nie wezwał Miszki na czas. Ryżemu też się dostanie pewnie. I nam… Björnowi już kołek wyjęli.-
Włoch spojrzał na Jaksę mówiąc.- Liczymy że jako szeryf zachowasz należną temu stanowisku bezstronność. Problem w tym, że kniaź Janikowski również na to liczy. I z pewnością inaczej tą bezosobowość definiuje on, inaczej Wilhelm… inaczej ja czy ty.-
Uśmiechnął się smutno.- Nie chciałbym teraz w twojej skórze. Jesteś wojownikiem, a teraz potrzeba dyplomaty.-


Zebranie wojenne odbyło się dość późno w nocy. Kniaź zasiadł na swym tronie przyglądając się zebranym. Był tu Wilhelm i Honorata, była Zosia i był Jaksa. Był Wolf, Björn i Siwy… ale nie było Jaźwca. Zamiast niego był Żmij, dumny niczym paw iż zaliczono go do tych najlepszych wojaków. Wolf miał minę strutą i wyraźnie był nie w humorze. Björn wydawał się być nieobecny, bowiem jego spojrzenie mętne. A on sam siedział w kącie sali z dala od reszty.
- Jako żem był jedyny, który przeżył ostatnie spotkanie z Leszym… winienem kilka słów wyjaśnień. Leszy jest potężniejszy i większy niż vozdhy używane przez przez Kościeja. Jest też nieco sprytniejszy niż one. Co prawda nie jest coś z czym można się rozmówić, niemniej nie są tak bezmyślny jak Kościejowe stwory. Niemniej wampirze talenty nie działają na niego. Nie można go też wyczuć, bo pachnie jak las dookoła niego i potrafi się niemal całkowicie stopić z okolicą. Możecie mu wejść na grzbiet i nie zauważyć tego. Leszy jest wysoki …- Miszka zamilkł szukając właściwego porównania.-... jak dach monastyru ? Tak, to będzie dobre. Ma masywną ludzką posturę. Jest też bardzo silny i jednym uderzeniem łapy może zmienić co słabsze wampiry w krwawą miazgę i wyssać ich krew. Tak zresztą zabija swe ofiary. Choć sam nie jest dość szybki, to jego pnącza wyrastające nagle z dowolnego obszaru jego ciała atakują błyskawicznie jak węże. Oplatają ciało i wgryzają się w skórę. Jego ciało jest masywne, jego skóra gruba i trudna do przebicia. Leszy nie lubi ognia i boi się go, ale to niewielka pociecha… bo ogień który mógłby przestraszyć Leszego, nasz rodzaj wprawi w panikę. To wszystko co wiem na temat naszego wroga. Nie bierzcie go lekko, wielu mych synów poświęciłem, a zdołałem jeno wykrwawić i uśpić bestię.-
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline