- Żal mi was wszystkich, - powiedział Caafiel machając ręką jakby odganiał natrętną muchę, gdy kolejna osoba, jegomość opierający się na lasce złożyła podpis - powinniście wiedzieć, że składając podpis nie ma odwrotu.
Caafiel czujnie patrzył na otaczających go. Wiedział, że większość zabiłaby za butelkę lepszego alkoholu. Palce muskały ozdobę, a zdrowe oko przenikało wszystkich z osobna. Przepaska na lewym oku odzwierciedlała jakiś stary pojedynek, bitwę. Caafiel był mężczyzną przystojnym i zadbanym, acz wychudłym i kościstym, co sprawiało wrażenie na słabszego niż był w rzeczywistości, to mogło mu pomóc zważając na aktualne otoczenie.
- Jak już mówiłem najpierw zapytajcie się o zyski, a potem zapowiedzcie gotowość, bo zostaniecie oszukani przez pierwszego lepszego szarlatana, bądź oszusta - rozłożył ręce po podniósł brwi i powiedział - ale moje rady nie będę trwać wiecznie.
Uśmiechnął się do siebie z udanej gry słów ukazującej głupotę, tych co się podpisali i zaczekał na odpowiedź werbowników.
__________________ MÅ‚ot na czarownice. |