Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2017, 17:42   #109
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Robin tyłem wycofał się z widoku na wieży Marco i nie było go widać… długo. Dłużej niż by tego wymagało zbiegnięcie po schodach, czy nawet spokojne po nich zejście. Gdy zaś już pojawił się na dole wyglądał na zupełnie spokojnego. I nawet uśmiechnął się łagodnie do Kary. Dziewczyna natomiast była całkowicie przerażona. Stała sztywno wpatrzona w ziemię. Jej oddech był szybki i płytki niczym u psa. Łagodny upadek w ramiona Marco wcale nie poprawił jej reakcji na wyrzucenie z okna. Mogła umrzeć, a moc Robina sprawiła, że to wrażenie ciągnęło się dla Kary cholernie długo. Niestety spadała głową do góry... bez świadomości ile jeszcze pozostało do ziemi.

- Chodźmy z powrotem na górę - powiedział i wyciągnął do niej rękę. Gdy zaś go złapała, łagodnie pociągnął za sobą w stronę schodów. - Źle to zaczęliśmy - kontynuował w drodze. - Ale nie bój się. Nie zrobię ci już żadnej krzywdy. Supermoc to coś niesamowitego, wiesz? Ja na przykład umiem spowalniać czas tam gdzie tego chcę, a jak się bardzo postaram to prawie go zatrzymam. Urodziłem się z tym. Choć może lepiej powiedzieć, że nie pamiętam czasu, gdy tego nie miałem. Czasem lubię też zatrzymać czas dla siebie. Ale nie tak, że dla ciała. Dla głowy. Wtedy jedna chwila trwa na przykład godzinę. Moja siostra z kolei potrafiła być w ogóle niezależna od czasu, wiesz?

Opowiadał gdy szli po schodach, cały czas trzymając ją za rękę. A ton jego głosu był naprawdę przyjazny.

- Tak jak my teraz wchodzimy na górę, przemieszczamy się wzdłuż wymiaru wysokości. Ona umiała tak samo z czasem. Ale zdarzało się, że się gubiła. I nie mogła znaleźć “teraz”. O ile “teraz” dla niej w ogóle istniało. Fajne. Dzięki temu nigdy niczego zgubiliśmy, bo zawsze wiedziała gdzie co jest.

W końcu dotarli na górę. Taras nadal ział dziurą po poprzedniej próbie obudzenia w Karze mocy. Dziewczynie kanciki oczu zaszły łzami a dłonie zaczęły drżeć. Bała się a jednocześnie oczekiwała od siebie, by tego nie pokazywać. Możliwe, że w jej mniemaniu tak było...

- Czym jest dla ciebie posłuszeństwo, Karo? - spytał nieoczekiwanie Robin.

Nie lubiła pytań. Zadający pytania oczekiwali zawsze konkretnej odpowiedzi, której Kara nigdy nie znała. Pytała zawsze prowadziły do czegoś złego... Nieodzywanie się było bezpieczniejszą opcją...

- By robić wszystko, co rozkażesz, o Szlachetny - odpowiedziała cicho nerwowym tonem po dłuższej chwili, dochodząc do wniosku, że w jego przypadku brak odpowiedzi skończy się ponownym wyrzuceniem przez okno.

Psionik pokiwał głową, jakby rzeczywiście odpowiedź go usatysfakcjonowała. Usiadł na jednej z puf.

- Podoba mi się moc Liama - kontynuował po chwili. - To też chłopak z Edenu. Jak ja. Ma to od zawsze. A potrafi się jakoś łączyć z ciemnością. To ciekawe, bo ciemność to po prostu brak światła. Takie nic. A on to czuje. Ale nie lubię go. Zawsze myślał tylko o sobie. Nie będzie mi bardzo smutno jeśli będą musieli go zabić. Za to lubię Keiko. Ona potrafi czytać i zmieniać emocje. Wie kiedy jest ci smutno i może ci zabrać smutek, albo wręcz przeciwnie, dać gdy ci zbyt wesoło. Ale jest strasznie… głupiutka. Tak. Głupiutka. Inteligentna, ale głupiutka. I Nikolaia lubię - wskazał pogrążonego w zamarzniętym śnie chłopaka. - Zawsze chce pomóc. Potrafi wywołać mróz. Taki nasz lodowy książę - zaśmiał się. - Wiesz kto to książę?

Machnął jednak tylko ręką, a głos mu spoważniał.

- Daj spokój, nie wiesz. Nie odpowiadaj. Tak czy inaczej to teraz wszyscy. Cała moja taka jakby rodzina. Znaczy jest jeszcze Amna, ale ona jest przyszywana. Nie liczy się. A ty? Miałaś jakąś rodzinę? Albo taką jakby rodzinę?

Dziewczyna stała bez ruchu w tym samym miejscu. Na pytanie sięgnęła pamięcią w najodleglejsze czasy. Pamiętała może zaledwie parę scen, parę chwil. Materiałowa lalka. Huśtawka. Rozbity szklany słoik, którego obchodziły mrówki. Wspomnienia szybko wpadały na tory sytuacji podobnej do obecnej. Zmiana miejsca i ludzi co jakiś czas. Później znowu i znowu. Za każdym razem z przykrymi konsekwencjami. Czy Szlachetny nazwał rodziną tych, z którymi się przebywa? Przebywała z dziewczynami, które wszystkie zostały wyciśnięte z krwii jak szmaty na jej oczach. Tam gdzie była doświadczyła jedynie rywalizacji, bądź obojętności. Takich osób się nie mogło lubić. Lubienie kogoś nie przynosiło niczego dobrego. Kara nie miała osób, które lubiła. Jak niby miała odpowiedzieć na to pytanie? Jaka odpowiedź była oczekiwana...?

Po chwili pokręciła głową.

- Nikogo? Zupełnie nikogo?? - Ta odpowiedź zaskoczyła wyraźnie Robina. Patrzył na Karę przez chwilę, a potem spojrzał na Nikolaia. - Chcę jego topór. Podaj mi go proszę - po czym widząc jej opuszczony wzrok dodał. - No nie bój się. Obiecałem przecież, że cię już nie skrzywdzę.

Dziewczyna z opuszczoną głową skierowała się do zamrożonego. Stając nad nim przyjrzała się mu przez chwilę. Nie była pewna, co do dotykania ani jego, ani jej broni. Nie miała wyboru. Jeśli tego by nie zrobiła...

Wyciągnęła ostrożnie dłoń i dotknęła skutego lodem metalu nad rękojeścią trzymanej broni.
 
Proxy jest offline