Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2017, 18:23   #110
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację



Na skrzydłach cienia wystrzelił w kierunku wyrwy. Co będzie później, będzie się martwił później. Obecnie jest teraz.
Do tego właśnie wszystko zmierzało z każdym zaczerpnięciem głębiej ze studni ciemności. Najpierw cień był azylem, potem swoją fizycznością zbliżył się do niego, by w końcu posiąść umiejętność stawania się nim, gdy tego potrzebował. Obecna faza była kolejnym krokiem przyspieszonej ewolucji. Tym razem musiał stać się żywym cieniem zdolnym przybierać materialną powłokę. Proporcje musiały ulec odwróceniu. O to chodziło i teraz widział to bardzo wyraźnie.
Zrzucając okowy materii zrzucał wszystko, co z nią związane włącznie z właściwą materii podatnością na zombiactwo.
Teraz już to wiedział. Dlatego tak bardzo zależało mu na odesłaniu dwóch potworzyc. Żeby nie zaatakowały uzurpatora cieni, póki on sam był świadomy i miał dostęp do swoich mocy. Gdyby został z powrotem wciągnięty wszystko by przepadło. Wtedy jedynym ratunkiem mogłaby być Keiko. Być może byłaby w stanie go uspokoić na tyle, by Liam był w stanie spróbować jeszcze raz.

Ale zostawiły go. Potwór nie zwracał na nic uwagi, a teraz jego świat rozpadał się. Tylko nie wiedział czemu jego umysł podsunął mu wizję Ikara wznoszącego się ku słońcu.

Nie zdążył zastanowić się nad tym dłużej. Przemknął przez jedną ze szczelin i nagle ogarnęło go poczucie straty. Olbrzymiej straty. Jakby ktoś zabrał mu ważną część jego istoty. Jakby ktoś zabrał mu jego samego.
Poczucie było tak silne, że chciał się rozpłakać, ale nie mógł. Serce pękłoby mu z żalu… gdyby je miał. Chciał krzyknąć, lecz z jego gardła nie wydobył się żaden odgłos.

Natychmiast skrył się w cieniu piwnicy, który wciąż przyciągał go swym bezpieczeństwem, jednakże kiedy tylko dotarł do celu zrozumiał, że przeszedł przez złom jak… duch? Nie. Jak cień. Nie czuł niczego. Zupełnie niczego!

Dotyk był kiedyś! Smak przeminął!

W jego wnętrzu poczucie straty stało się niemal nie do zniesienia. Sięgnął po swoją moc, ale… nie odpowiadała!

Stracił wszystko. Opadł na podłogę chcąc kopać i ryć! Zrobić coś! Cokolwiek! Choćby miał się zranić! Przywitałby ból z radością, ale nic takiego się nie stało. Dotyk przepadł. Zakończenia nerwowe nie istniały. Ciało nie istniało. Nic się nie stało.


Roześmiał się gwałtownie. Brak najmniejszego odgłosu wprawił go we wściekłość. Z furią wpadł na uzurpatora cieni, ale i po nim prześlizgnął się bez szkody. Miotał się z przerażającym poczuciu bezsilności, gdy otaczający go świat rozpadał się ja ten, w którym był zamknięty przed chwilą. Z lustrzanych pęknięć dobiegało go rażące światło. Otwarta paszcza lodówki rechotała obrzydliwie, trzaskając drzwiami z odgłosem szumu kościanych skrzydeł anioła pędzącego na owadzich odnóżach wyrastających z czerwonej, spękanej skóry barwy głębokiego błękitu. Silnik warczał jak rój wściekłych szerszeni wielkości dużego szczura. Liam widział jak wykrzywia swoją małpią twarz w niemej groźbie. Kawał blachy przyglądał mu się, pochylając wielkie, żarłoczne oczy, do których wpychał nieszczęsne stworzenia trzema włochatymi odnóżami.
A wszystko zbliżało się do niego. Zębata paszcza wyjścia wyciągała oślizgły, wężowaty ozór w jego kierunku. Wiedział, że za chwilę owinie się wokół niego, zaś on nie będzie mógł zrobić absolutnie nic. Zupełnie nic.
Sufit i ściany wyciągały ku niemu łapy, by zmiażdżyć go w swych rekinich płetwach, a gdyby to nie wystarczyło, to zgnieść samym swoim ciężarem.




Coś ścisnęło go za rękę! Odskoczył szybko, zaś zewsząd rozległ się złowrogi ryk. Podłoga przestała rozwierać się pod nim. Zimna niebieskość zatrzymała się.
Uścisk nie słabł.

Jak to możliwe?! Przecież on niczego nie mógł czuć. Tak bardzo pragnął, by to się nie skończyło. Pomimo warczeń, buczeń i trzasków ważny stał się dla niego tylko jeden element, którego pochodzenie badał tak wnikliwie, jakby od tego odkrycia miało zależeć jego życie.

Jak po kłębku podążył do źródła, gdzie odkrył… buzujący ocean cieni. Jeszcze raz spróbował z niego zaczerpnąć, lecz nic się nie stało. Był niedostępny, jakby uśpiony, ale był. Czuł w sobie całą moc, którą dysponował jeszcze przed chwilą. Nie mógł po nią sięgnąć, lecz ona wciąż tam była. Była w nim i z nim.
Tylko jedna, cienka stróżka płynęła nieprzerwanie.

Gdyby Liam mógł, rozpłakałby się ponownie. Tym razem z radości. Jego prawdziwy przyjaciel go nie opuścił. Był razem z nim cały czas. Musiał tylko jakoś powrócić do poprzedniego połączenia.
Nie wszystko zatem było stracone.

Odwzajemnił uścisk i wstał. Wciąż był tym samym Liamem, choć odmienionym przez okoliczności. Utracił wiele. Więcej niż inni w ciągu całego życia, lecz wciąż stał. Jeśli to prawda, że charakter kształtuje ciężki młot w kuźni losu, a im mocniejsze uderzenia się wytrzyma, tym twardszy się staje, to Liam musiał być w obecnej chwili twardszy niż wikingowie z dawnych czasów. Być może coś w tym było.

Wciąż czując wewnątrz siebie głębokie poczucie straty, rozejrzał się. Już bez strachu. Irracjonalne pseudoanioły zniknęły razem z silnikowymi szerszeniami. Ponownie znajdował się w tej samej piwnicy, otoczony tymi samymi rupieciami. Wydawało mu się, że wszystko trwało wieki, ale rozsądek podpowiadał, iż była to raczej krótka chwila rozciągnięta w nieskończoność przez umysł nie mający w niczym oparcia. Kiedy w końcu takie się znalazło, wszystko zaczęło wracać do normy.

Widział śmierć i dawał śmierć. Doświadczał niewypowiedzianego bólu w świecie, z którym żegnał się przez długie godziny. W świecie, w którym Miasto Feniksa ograbiło go z resztek tego, co jeszcze posiadał.
Mieszanina cierpienia i wściekłości wypełniała go po brzegi, a zegar klątwy tykał coraz szybciej.

Czy był tą samą osobą? Tak.
Czy był dzieckiem? Nie. Już nie.

Teraz w swoim życiu miał cel inny niż sianie zniszczenia. Odnaleźć jedyną, której moc służyła do budowania, a nie niszczenia. Tą, która była nadzieją na odbudowę świata. Musiał znaleźć Lieke Visser.
Dodatkowo w jego wnętrzu, prócz wszechobecnego cienia, lśniła iskierka nadziei.

Wyszedł z piwnicy, wciąż trzymając się cieni, co obecnie było jeszcze prostsze niż kiedyś. Chyba, że stawał się cieniem.
Obecnie nie miał innego wyboru. Był tym, czym był każdy cień. Brakiem. Był niczym, choć nie nikim.

Uśmiechnął się lekko do siebie. Wciąż najgłębsze ciemności pociągały go najmocniej, jednakże tym razem również ludzkie cienie wydawały mu się bardzo atrakcyjne.

~ Dobrze, przyjacielu - powiedział bezgłośnie. Jego moc wyraźnie dawała mu znać co ma robić.
Liam wciąż czuł się lekko zagubiony podobnie do delikatnie oszołomionego człowieka. Posuwał się do przodu, pozostając wciąż w jego najlepszej kryjówce. Jako prawdziwy cień poruszający się w prawdziwym cieniu, pozostawał niewidoczny. Do czasu, gdy było za późno dla człowieka, którego sobie upatrzył.

A może nawet wtedy niczego się nie dowiedział?
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline