Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2017, 13:44   #33
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Gdy noc ustąpiła pola dniu i do pokoju wlało się poranne światło, Wes leżał nieruchomo z oczami wbitymi w pęknięcie w suficie znajdujące się idealnie nad jego głową. Wciąż starał się poukładać to, co wydarzyło się w nocy, ale nie potrafił. Przez umysł nie przeszło mu żadne racjonalne wyjaśnienie. Przecież sobie tego nie wymyślił. Ktoś, lub coś chwyciło go w nocy za włosy i pociągnęło z taką siłą, że niemal spadł z łóżka. Potem było tylko to paskudne uczucie, gdy ostrze przejeżdża ci po skórze i łapiesz każdy kolejny oddech, wiedząc, że niebawem nie będziesz w stanie zrobić nawet tego. Starał się wmówić sobie, że to był tylko sen, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że za tym kryło się coś bardziej złowieszczego, niż przypuszczał.

Nigdy wcześniej nie śnił mu się taki koszmar. Nigdy nie odczuwał snów z taką intensywnością. Na samą myśl o tym, co się wydarzyło, przełknął ślinę i przejechał dłonią po krtani. Ciężko było mu się otrząsnąć. Raz jeszcze przywołał w myślach nocne wydarzenia - to było zbyt realne, by mógł to stworzyć ludzki umysł. Tak to sobie tłumaczył. Może w tym pieprzonym hotelu rzeczywiście działy się nadnaturalne rzeczy? Jeszcze wczoraj wyśmiewał taką teorię, ale po tej nocy nie był już tego taki pewny. Zastanawiał się, czy pozostali również mieli jakieś nocne przygody, będzie musiał o to spytać. Niewyspany, zwlókł się z łóżka po ósmej, ziewając i przeciągając się kilka razy. Czuł się ociężały i bez nastroju, w dodatku wciąż nie mógł przestać myśleć o tym koszmarze.

Wyciągnął z szafki ręcznik i wyszedł na korytarz, ruszając do łazienki. Przy schodach mignęła mu postać Saoirse, ale nie miał siły krzyczeć, żeby poczekała chwilę. Załatwi to później, przy śniadaniu. Zamknął się w łazience i wziął gorący prysznic. Woda przyjemnie tuliła skórę, dawała relaks i uspokojenie. Przy okazji trochę się rozbudził, a o to mu głównie chodziło. Owinięty ręcznikiem wrócił do pokoju i ubierając się, wyjrzał przez okno. Deszcz zamienił się w mocne opady śniegu i choć okolica wyglądała przepięknie, Taggart wiedział, że to oznacza dodatkowe problemy dla tartaku.

Przyglądając się spadającym z szarych, ciężkich chmur płatkom śniegu pomyślał, że będzie musiał zadzwonić do Billy'ego i choć był pewny, że jego zastępca wie, co w takim momencie robić, to wolał być spokojny i nie zaprzątać sobie choć tą sprawą głowy. Nadejście takich opadów tak wcześnie mogło pokrzyżować trochę planów, jednak Wes starał się być pozytywnie nastawiony. W historii Woodhaven zdarzało się wiele różnych, dziwnych sytuacji, jednak tartak zawsze sobie z nimi radził. Ubrany, wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz, zszedł po schodach i gdy tylko w oczy rzucił mu się stojący na blacie staromodny telefon z tarczą, zapytał panią Fossett, która pisała coś w jakimś zeszycie.
- Mogę stąd zadzwonić?
- Oczywiście, Wes, nie musisz się nawet pytać
- powiedziała starsz kobieta, uśmiechając się do niego szczerze.
- Dzięki, Anne.

Taggart podniósł słuchawkę i z pamięci wklepał numer do biura Woodhaven. Po kilku trzeszczących sygnałach odezwał się znajomy głos Billa Watsona. Wes wypytał, czy suszarnia, gdzie - jak się można domyślić - suszono tarcicę była częściej doglądana i czy chłopaki palą w piecu wedle standardów, których używali w czasie takich załamań pogody. No i czy Tommy Jackson wyjechał pługiem, żeby odśnieżyć dojazd do głównej drogi, bo choć sprzęt nie był pierwszej młodości, to wciąż sprawował się bezawaryjnie. Billy zapewnił go, że wszystko jest pod kontrolą i działają jak zawsze w takich przypadkach. Wes miał się nie przejmować i wziąć sobie nawet dłuższe wolne, którego nie brał przecież od prawie dekady. Rozmawiali dłużej, niż drwal planował, głównie ze względu na trzaski i przerywanie połączenia. Jeszcze tego by brakowało, żeby przez pogodę padła tutaj łączność z miasteczkiem.

Skończywszy, ruszył do jadalni, skąd dochodziły go przyjemne zapachy smażonej jajecznicy. Przy stoliku siedzieli już Gwen, Saoirse i Henry, więc z delikatnym uśmiechem przywitał się z nimi i zajął wolne miejsce. Ziewnął, zasłaniając usta dłonią i poczekał, aż kelnerki doniosą mu śniadanie, a potem zabrał się za nie niemrawo, bardziej skupiając na mocnej, czarnej kawie bez cukru.
- Jak minęła noc? - Zapytał, dmuchając w gorący płyn. - Ja miałem paskudny koszmar... śniło mi się, że ktoś poderżnął mi gardło. Trochę zbyt realistyczny koszmar.

Upił nieco kawy i skrzywił się, gdyż ta okazała się wciąż zbyt gorąca. Gwen oderwała się od swoich notatek i rzuciła tylko krótkie "Piwnica", więc Wes podjął temat.
- Tak, piwnicę powinniśmy sprawdzić jako pierwszą. Pamiętasz, co mówił Kyle? Gareth podobno schował się tam, gdy jego rodzinę mordowało jakieś dzikie zwierzę. Może coś znajdziemy. - Znów ziewnął, a Gwen chyba była już w swoim świecie, gdyż bez słowa odeszła od stolika i podeszła do łysego osiłka siedzącego kilka stolików dalej. Pewnie nawet nie słyszała, co mówił. Ach, te kobiety z wielkich miast.
Wes skupił się na posiłku, słuchając, co Seer i Henry mają mu do powiedzenia. Miał nadzieję, że Emma niebawem dołączy do nich w jadalni.
 
Kenshi jest offline