Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2017, 13:58   #31
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Po dłuższej naradzie w salonie, Rob ruszył wraz z pozostałymi, by pokazać im ich pokoje. Z recepcji wziął klucze i wypadło na to, że Gwen i Henry mieli zajmować dwa pokoje na parterze, natomiast Emma, Saoirse i Wes na piętrze. Pozostałe były zajęte przez gości, a Woodward nie zamierzał ich przenosić. Oprowadził więc przyjaciół po pomieszczeniach, w których mieli nocować.


Pokoje dla gości przerobione zostały z sypialni Mossów i ustylizowane na jedną modłę, co nadawało im nieco domowego nastroju, a jednocześnie przy tych ciemnych, ciężkich tapetach i meblach pamiętających co najmniej ostatnie piećdziesięciolecie można było poczuć się nieco podminowanym. Jakby to miejsce miał w sobie jednak jakąś tajemnicę. Lub po prostu tak im się zdawało ze względu na panujące na zewnątrz ciemności i blade światło przebijające się niemrawo przez abażury lamp, ledwo docierające do każdego kąta pokojów.

Łóżka były dwuosobowe, a pościel pachniała świeżością. Robert wyjaśnił, że w każdym pokoju w szufladzie stolika nocnego znajduje się niewielka latarka, gdyby wysiadło światło (co zdarzało się dość często) i gdyby tak się stało, należy go niezwłocznie poinformować. Pokazał im również łazienki na korytarzu, które nie powalały swoim wyglądem, ale spełniały cele i to było przecież najważniejsze.

Życzył im dobrej nocy, po czym udał się do swojej kwatery na parterze, a przyjaciele rozeszli się do sypialni. Niedługo później Goodrest Inn pogrążyło się w ciszy, rozpraszanej jedynie szumiącymi w oddali drzewami i deszczem uderzającym o szyby.



Obudził go piekący, pełny pęcherz i miał wrażenie, że przy najmniejszym ruchu popuści. Zwlekł się ciężko z łóżka i wyszedł na pusty, cichy korytarz. Przeszedł kilka kroków do drzwi naprzeciw z napisem "łazienka" i zamknął się w środku. Z rozlewającą się po ciele ulgą opróźnił pęcherz i po skończonej czynności odkręcił kurek z ciepłą wodą. Na wpół przytomny obmywał dłonie, gdy nagle, gdzieś na granicy świadomości, doszedł do wniosku, że coś jest nie tak.

Spuścił wzrok i ujrzał płynącą z kranu... krew! Wprost na jego dłonie. Odskoczył instynktownie, rozbudzając się nagle. Szkarłatna ciecz spływała do umywalki mocnym strumieniem, rozbryzgując się na wszystkie strony i odznaczając ciemnymi kleksami na białej ceramice. Poczuł, jak włosy stają mu dęba.

To jednak nie było wszystko. Pomiędzy kremowymi kafelkami, którymi zabudowana była cała łazienka pojawiły się nagle pierwsze krople krwi. Z każdą chwilą było ich więcej, aż zamieniły się w spływający po ścianach krwawy, gęsty wodospad. Henry patrzył na niego z walącym sercem, niezdolny do najmniejszego ruchu. Posoka spłynęła na podłogę, tworząc zbliżającą się do jego stóp zamkniętą kałużę.

Wtem usłyszał za plecami głośny chrobot i instynktownie odwrócił głowę. Za sobą miał tylko drzwi, a gdy przeniósł wzrok z powrotem na ściany... wszystko było w porządku! Łazienka znów wyglądała, jak wcześniej. Wodospad krwi zniknął, a z kranu płynęła leniwie stróżka wody. Przełknął ślinę, zakręcając kurek. Wytarł mokre dłonie w ręcznik wiszący na drzwiach i wrócił do pokoju. Spocony, jakby przed chwilą biegał, zakopał się pod kołdrą, bijąc z myślami i dopiero po dwóch godzinach analizowania w głowie tej sytuacji udało mu się zasnąć.


Siedziała w swoim pokoju do prawie dziesiątej, rozmyślając nad tym, co może się dziać w hotelu Roberta, a część myśli wędrowała również w stronę stadniny. Pogoda była paskudna, ale wiedziała, że dadzą sobie tam ze wszystkim radę, w końcu dawali nie od dziś. Zmęczenie w końcu upomniało ciało, że warto dać mu odpocząć, więc Emma położyła się, goszcząc Sue w nogach łóżka. Nie minęło pięć minut, jak zasnęła.

Obudziło ją warczenie suczki.

Było inne, niż zwykle - pełne powagi i strachu. Ranczerka momentalnie uniosła głowę i spojrzała w tamtym kierunku. Przez niedosłonięte zasłony wpadał do jej pokoju snop światła latarni z zewnątrz, dzięki czemu dostrzegła, że jedno ze skrzydeł szafy było otwarte, a wewnątrz ktoś był! Pośród ciemności ujrzała zarys jego twarzy!

Podskoczyła na łóżku i ściśnięta strachem szybko zapaliła lampkę na szafce nocnej. Pokój rozjaśnił się blado-żółtym światłem, ukazując wnętrze szafy. Była pusta, pomijając wieszaki wiszące na plastikowej rurce. Emma próbowała zachować spokój. Równie dobrze mogło jej się przecież przywidzieć, w końcu umysł wyrwany nagle ze snu potrafi przekłamywać rzeczywistość, ale w takim dlaczego Sue warczała na szafę? Nawet teraz suczka wpatrywała się w nią, obnażając kły, czego nie zwykła robić. Potem ziewnęła przeciągle i poczłapała pod drzwi, zwijając się w kłębek. Emma zerknęła na zegarek - dochodziła trzecia w nocy.

Nie wyłączyła już światła do rana i choć ta sytuacja ją rozbudziła, to w końcu i tak oddała się w objęcia Morfeusza. Do rana nic się już nie wydarzyło.



Miała plan. Jakoś zabić czas do drugiej w nocy i niepostrzeżenie dostać się do biura szeryfa Beckermanna. Żeby nie zasnąć, skupiała swój umysł na różnych rzeczach - myślała o tym dziwnym hotelu, Robercie, trochę czasu poświęciła też Wesowi. Czy drwal jej się podobał? Może to za duże słowo, ale było w nim coś pociągającego.

Pokój trzeszczał i momentami zawodził, gdy za oknem wzmógł się wiatr. To było normalne dla starego budownictwa. Gwen starała się nie zasnąć, jednak zmęczenie wzięło górę i urwał jej się film. Tknięta jakimś dziwnym uczuciem, jakby ktoś ją obserwował, obudziła się po pierwszej. Idealnie. Nie przespała tego momentu. Ubrała się i wymknęła z pokoju, przechodząc pustym korytarzem pod same drzwi wejściowe.

Ledwo wyszła na zewnątrz, a uderzyło w nią przenikliwe zimno i śnieżyca. Mokre, ciężkie płatki śniegu przyklejające się do twarzy, zalepiające oczy, utrudniające widoczność. Pochylona ruszyła w stronę majaczącego nieopodal kształtu, którym musiały być samochody. Wtedy żywioł przybrał na intensywności, zlewając wszystko w jedną, białą masę. Śnieg uderzał Gwen w twarz, wywołując dyskomfort i choć dotarła w miejsce, w którym ewidentnie zostawiła Land Rovera, nie było po nim śladu. Rozejrzała się, jednak przez sypiący ciężko opad zupełnie straciła orientację. Nie widziała zarysów hotelu, samochodów. Nic.

Jednak coś się zmieniło. Miała wrażenie, że nie jest już sama. Odwróciwszy głowę, dostrzegła w oddali jakąś sylwetkę rozproszoną przez ciemność i zamieć. Gwen zadrżała, gdy usłyszała za swoimi plecami ponury, nieludzki szept. Odwróciła się, jednak nikogo tam nie było. Opady gęstniały, niemal czuła, jak z każdą chwilą zapada się coraz głębiej w śniegu. Ruszyła przed siebie i w tym momencie spomiędzy śnieżycy wypadło coś mrocznego, coś bezkształtnego i rzuciło się na bezbronną kobietę, oblepiając ją całą sobą, aż ciemność przykryła zupełnie wszystkie zmysły.

I wtedy otworzyła oczy, stwierdzając z ulgą, że jest we własnym pokoju. Na zegarze ściennym dochodziła siódma dwadzieścia, w oddali, z korytarza docierały do niej odgłosy kręcących się pracowników hotelu. Pomiędzy uchylonymi zasłonami dojrzała sypiący leniwie śnieg.

Zbierając się na równe nogi przez głowę przelatywała jej tylko jedna myśl: czy to, czego doświadczyła było tylko paskudnym koszmarem?



Zamknąwszy się w pokoju, Seer chwyciła za "A Walk into Unknown" Hazel Moore. Książka opowiadała o zjawiskach paranormalnych na terenie Irlandii i Szkocji, a ten temat pociągał kobietę nie od dziś. Przez dłuższy czas udało jej się zachować trzeźwość umysłu, jednak pozycja leżąca rozleniwiała organizm, który po ciężkiej podróży domagał się regeneracji. Pościel pięknie pachniała jakimś detergentem, a sen nadszedł do kobiety zupełnie niespodziewanie, jakby mimo wszystko wbrew jej własnej woli.

I śniła. Bardzo przyjemne rzeczy. Przynajmniej na początku.

Okazało się, że do jej pokoju zakradł się półnagi Robert i nie mówiąc ani słowa, zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem, przylegając do niej łapczywie. Saoirse, choć przez chwilę zaskoczona, nie opierała się, a wręcz poddała tej chwili. Pieścił jej niewielkie piersi, wciąż całując namiętnie i szybko znalazł drogę do coraz bardziej wilgotnej kobiecości. Ona również nie próżnowała, uwalniając jego wielkiego, grubego penisa z bokserek. Zafalował, nim ujęła go w dłonie i pchana pożądaniem wprowadziła go do środka. Rob wbijał się w nią miarowo, metodycznie, z każdą chwilą przyspieszając. Przez pierwsze kilka minut Seer czuła się jak w niebie, odbierając rozkosz wszystkimi zmysłami. Chciała, by ta chwila nigdy się nie kończyła.

Rob zaczął uderzać coraz napastliwiej, powodując najpierw dyskomfort, a następnie ból. Próbowała go przystopować, jednak on trzymał ją mocno za przeguby dłoni, nie pozwalając na zbyt wiele ruchu. Czuła, jak jego rozgrzany jeszcze przed chwilą penis stał się zupełnie zimny, jakby penetrował ją długim soplem lodu. Próbowała krzyknąć, ale nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. I wtedy, na granicy bólu, rzeczywistości i otępienia, ujrzała, jak twarz Roba przez ułamek sekundy zmieniła się w szkaradne, nieludzkie oblicze rodem z najgorszego koszmaru. Krzyknęła w momencie, gdy Rob wykonał ostatnie pchnięcie, zalewając ją swoimi życiodajnymi sokami.

Obudziła się nagle. Otworzyła oczy, podrywając się do pozycji siedzącej. Pokój był pusty, choć panował w nim nienaturalny chłód. Seer wzdrygnęła się i dopiero po chwili zorientowała, że okno wychodzące na podwórze jest otwarte. Nie zostawiała go uchylonego, była tego pewna. Wyskoczyła szybko z łóżka i zamknęła je. W drodze powrotnej dotarło do niej, że ma mokrą bieliznę. Sprawdziła opuszkami palców - sen, choć w ostatniej fazie nieprzyjemny, musiał pobudzić jej kobiecość. Wytarła się, zmieniła majtki i wskoczyła do łóżka. Ciężko było jej zasnąć, ale w końcu organizm się poddał.


Nie siedział długo, gdyż uporczywy ból głowy wzmagał się, co mogło być wynikiem mieszania alkoholi, jak również paskudnej pogody na zewnątrz. Drwal z przyjemnością przywitał świeżą, wykrochmaloną kołdrę i wsłuchując się w szum deszczu za oknem odpłynął w sen.

Dziwne, przebijające się do jego umysłu chrobotanie wybudziło go po drugiej w nocy. Przez dłuższą chwilę próbował nie zwracać na to uwagi, ale gdy dźwięk zaczął roznosić się po niemal całym pokoju, raz obok szafy, raz pod oknem, raz przy suficie, poderwał się podenerwowany i walnął pięścią w ścianę za wezgłowiem łóżka.

Hałasy urwały się nagle.

Wes nasłuchiwał przez dłuższą chwilę, a gdy dziwne chrobotanie nie powtórzyło się, zamierzał ułożyć się do snu. I wtedy poczuł, jak coś szarpnęło go za włosy w tył, eksponując grdykę. Nie wiadomo skąd, ujrzał w ciemności zarys szerokiego ostrza, które przejechało mu po gardle, otwierając je szeroko. Poczuł nieziemski ból i uciekające z niego życie.

Krzyknął, budząc się i podrywając do pozycji siedzącej. Serce waliło mu jak młotem. Przejechał odruchowo dłonią po szyi. Wszystko było w porządku. Żył, nikt nie próbował go zabić. To był tylko koszmar. Bardzo sugestywny, ale tylko koszmar. Czy aby jednak na pewno?

Była piąta pięćdziesiąt. Do śniadania nie zmrużył już oka.



Hotel "Goodrest Inn",
North Bay Road, hrabstwo St. Croix,
WI 52011, Stany Zjednoczone,
30 listopada 1990 roku.


Rankiem życie w hotelu toczyło się swoim rytmem. Słychać było odgłosy przygotowywanego śniadania, pokojówki odkurzały korytarze, gdzieniegdzie trzaskały drzwi, ktoś kogoś wołał. Nocne wydarzenia zdawały się przy tych zwykłych czynnościach być jedynie surrealistycznymi urojeniami, które należało zepchnąć gdzieś do podświadomości. Realny jednak był fakt, że nie wyspali się zbytnio i do jadalni, gdzie o dziewiątej podawano śniadanie, dotarli w różnych nastrojach, do tego niemal cały czas ziewając.

W przestronnym pomieszczeniu znajdowała się również dwójka gości, o których wspominał Robert - łysy mężczyzna z nosem w porannej gazecie, którego Emma miała wczoraj nieprzyjemność poznać i skupiony nad jakąś książką starszy profesor. Obaj siedzieli przy oddzielnych stolikach w głębi jadalni i nie zwracali na otoczenie większej uwagi. Ustawione na szafce przy wejściu radio podawało najnowsze informacje.
"~ Gwałtowne opady deszczu, a także śnieżyce i porywisty wiatr zakłóciły w nocy z piątku na sobotę życie milionów Amerykanów na wschodzie i północy USA, od Minnesoty, przez Wisconsin, aż do Richmond w stanie Wirginia." - Prezenter mówił przejętym tonem. - "Dziś spodziewane są nawet sześćdziesięciocentymetrowe opady śniegu, zatem możemy śmiało mówić o tym, że w tym roku zima nadeszła szybciej, niż się spodziewano. Gubernator Wisconsin Tommy Thompson zapewnił, że na drogi zostały wysłane wszystkie dostępne piaskarki i odśnieżarki, jednak część tras (zwłaszcza w mniejszych miejscowościach) może być nieprzejezdna aż do poniedziałku. Władze proszą o pozostanie w domach, jeśli podróż nie jest absolutnie konieczna. O wszelkich zmianach będziemy państwa informować, a na poprawę nastroju po tych niezbyt dobrych informacjach polecam wsłuchać się w proponowany przez nas utwór."

Z głośników popłynęły pierwsze akordy przyjemnego, klimatycznego kawałka. Zerknęli przez okno, gdzie cała okolica tonęła w bieli i wyglądało na to, że opady śniegu nie zakończą się szybko. Dwie kelnerki dostarczyły im na stół śniadanie, na które składała się jajecznica na bekonie, do tego tosty i herbata oraz kawa. Roberta nigdzie nie było, więc zapewne pracował w swoim biurze.

Rozpoczynał się nowy dzień.

 
Tabasa jest offline  
Stary 20-03-2017, 20:36   #32
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Westchnęła ciężko, opadając na poduszkę i wlepiając spojrzenie w biały sufit. Miała taki doskonały plan, była już niemalże gotowa i gdyby tylko nie postanowiła tak długo zwlekać, może wszystko poszłoby po jej myśli. Jednak uległa swojemu wyczerpanemu organizmowi i zasnęła, przespawszy całą noc i możliwość nocnej eskapady do miasteczka w celu włamania się do biura szeryfa. Przewróciła oczami i przeczesała swoje blond włosy dłońmi. Niewyraźne wspomnienia sennych koszmarów jeszcze majaczyły w jej umyśle. Wciąż pamiętała to okropne uczucie, które towarzyszyło jej w momencie, kiedy otoczyły ją lepkie ciemności. Sen był bardzo realistyczny, to prawda, ale pozostawał tylko snem - a tymi Gwen nauczyła się nie przejmować kilkanaście lat temu, podczas regularnych wizyt u doktor Louise Tellman.
Ranek jednak zaczęła w dosyć ponurym nastroju. Przepadła jej idealna okazja, by dokopać się do istotnych dla śledztwa informacji, a do tego wcale się nie wyspała. Ziewając, zebrała swoje kosmetyki i przybory do kąpieli, po czym ruszyła w stronę łazienki znajdującej się na korytarzu. Tam, zamknąwszy za sobą drzwi, ustawiła kosmetyczkę na małym stoliczku przy umywalce i spojrzała w swoje lustrzane odbicie. Spoglądała na całkiem ładną, choć ewidentnie niewyspaną, kobietę o niedbale spiętych blond włosach, lekko rozczochranych po przespanej nocy. Zsunęła z siebie luźny, biały podkoszulek na ramiączkach z nadrukowanym jeleniem i bawełniane szorty i odsunęła się kilka kroków, by tym razem w lustrze odbijała się całość jej sylwetki. Gwen była szczupłą kobietą o lekko zarysowanych mięśniach. Dużo biegała, by utrzymać dobrą kondycję oraz trenowała samoobronę i w wolnych chwilach uprawiała wspinaczkę. Miała kształtne, krągłe piersi o delikatnie różowych brodawkach i całkiem zgrabne pośladki. Nigdy nie uważała się za najpiękniejszą, nawet przesadnie nie dbała o to, by wyglądać jakoś szczególnie dobrze. Dbała jednak o samą siebie, swoje samopoczucie i zdrowie - co miało swój przekład na jej wygląd zewnętrzny.
Mając już jednak dość przyglądania się swojemu odbiciu, sięgnęła po zabrane kosmetyki i weszła pod prysznic. Ucieszyła się, że nie była zmuszona korzystać z wanny. Po chwili odkręciła kurek z ciepłą wodą.

Na śniadanie Gwen zeszła punktualnie. Ubrała się w wygodne, dopasowane dżinsy i bordową bluzkę z krótkim rękawem, na którą narzuciła sportową bluzę z kapturem w ciemnozielonym kolorze. Na stopach miała górskie buty. Usiadła samotnie przy jednym ze stolików najbliżej okna. Oparła brodę na dłoni i przez chwilę wpatrywała się w rozciągającą się za oknem biel. Widok był zdumiewający, przynajmniej dla kogoś, kto rzadko miał okazję widywać prawdziwą zimę w Stanach. Pogrążyła się we własnych myślach do momentu, kiedy podeszła do niej kelnerka z dzbankiem gorącej kawy.
- Czarną, bez mleka proszę - powiedziała, posyłając jej blady uśmiech ust delikatnie muśniętych pomadką. Tylko mocna kawa bez mleka i cukru potrafiła dodać jej energii po ciężko przespanej nocy.
Kiedy ponownie zjawiła się kelnerka, tym razem z przygotowanym śniadaniem, Gwen zdążyła opróżnić połowę kubka kawy. Reporterka spojrzała na talerz, który młoda dziewczyna położyła na stoliku tuż przed nią.
- Mogę prosić o zwykłą jajecznicę? - spytała, odsuwając od siebie talerz i spoglądając na kelnerkę. - To znaczy bez bekonu. Po prostu jajka. Przydałoby się też coś zielonego, chociażby ogórek, do tych tostów.
Odkąd zaczęła pracować w telewizji, prowadząc własny program, przestała jadać mięso i ogółem tłuste potrawy. Wpłynęło to korzystnie na jej zdrowie i przede wszystkim cerę, którą miała teraz nienaganną, a dodatkowe wypady na siłownię i systematyczne treningi dopełniały efektu. Mimo tego, że była obecnie na urlopie na drugim końcu Stanów, w zapomnianej przez świat miejscowości, nie zamierzała sobie pozwalać na wybryki żywieniowe, które później mogłyby ją kosztować nie tylko urodę, ale i dodatkowy czas spędzony na powrocie do formy.
Kiedy kelnerka, bardziej lub mniej zadowolona z zachcianek panny z wielkiego miasta, wróciła z nową porcją śniadania, Gwen grzecznie podziękowała i poprosiła jeszcze o dolewkę kawy. Ugryzła od niechcenia kawałek ciepłego tosta i sięgnęła po swój notatnik. Nie rozstawała się z nim, była już do tego przyzwyczajona. Bez niego czuła się jak bez ręki. Dziubiąc co jakiś czas widelcem w talerzu, przeglądała sporządzone notatki i zastanawiała się nad kolejnymi krokami. Do biura szeryfa na pewno nie mogła się udać w ciągu dnia, więc ewentualną drugą próbę musiała odłożyć na dzisiejszą noc. Obawiała się też trochę, że przez pogarszającą się pogodę będą uwięzieni w hotelu, co wykluczało wiele pomysłów. Ograniczyła więc planowanie do terenu Goodrest Inn.
- Piwnica… - wyszeptała, kiedy przeczytała notatkę o morderstwie rodziny Mossów. Stuknęła kilka razy palcem o notatnik, namyślając się nad czymś.
Wtedy spojrzenie jej niebieskich oczu podkreślonych ciemną kredką i cieniem padło na starszego mężczyznę czytającego jakąś książkę. Nie znała go, ale dobrze pamiętała słowa Roberta, którego poprzedniego dnia zapytała o hotelowych gości. Dostrzegła też drugiego mężczyznę, o którym wspominał Woodward, mocno zbudowanego, czytającego poranną gazetę. Zamknęła notatnik, pośpiesznie dopiła resztkę chłodnej kawy i wcisnąwszy zeszycik do tylnej kieszeni spodni, ruszyła w kierunku boksera.
- Ronnie Schwartz? - zwróciła się do niego z zalotnym uśmiechem na twarzy. Założyła kosmyk włosów za ucho. - Nie wierzę. Razem z bratem jesteśmy wielkimi fanami! Coś ciekawego? - spytała, wskazując wzrokiem na gazetę, którą czytał.
Ani ona, ani jej brat nie byli jego fanami, w zasadzie niewiele wiedziała na jego temat, ale liczyła na swój urok osobisty. Chciała z nim chwilę porozmawiać, dowiedzieć się, jak mu się mieszka w hotelu i czy nie było nic, co wzbudziło jego podejrzenia. Poza tym zaplanowała sobie, by po śniadaniu sprawdzić wcześniej wspomnianą piwnicę.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 21-03-2017, 13:44   #33
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Gdy noc ustąpiła pola dniu i do pokoju wlało się poranne światło, Wes leżał nieruchomo z oczami wbitymi w pęknięcie w suficie znajdujące się idealnie nad jego głową. Wciąż starał się poukładać to, co wydarzyło się w nocy, ale nie potrafił. Przez umysł nie przeszło mu żadne racjonalne wyjaśnienie. Przecież sobie tego nie wymyślił. Ktoś, lub coś chwyciło go w nocy za włosy i pociągnęło z taką siłą, że niemal spadł z łóżka. Potem było tylko to paskudne uczucie, gdy ostrze przejeżdża ci po skórze i łapiesz każdy kolejny oddech, wiedząc, że niebawem nie będziesz w stanie zrobić nawet tego. Starał się wmówić sobie, że to był tylko sen, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że za tym kryło się coś bardziej złowieszczego, niż przypuszczał.

Nigdy wcześniej nie śnił mu się taki koszmar. Nigdy nie odczuwał snów z taką intensywnością. Na samą myśl o tym, co się wydarzyło, przełknął ślinę i przejechał dłonią po krtani. Ciężko było mu się otrząsnąć. Raz jeszcze przywołał w myślach nocne wydarzenia - to było zbyt realne, by mógł to stworzyć ludzki umysł. Tak to sobie tłumaczył. Może w tym pieprzonym hotelu rzeczywiście działy się nadnaturalne rzeczy? Jeszcze wczoraj wyśmiewał taką teorię, ale po tej nocy nie był już tego taki pewny. Zastanawiał się, czy pozostali również mieli jakieś nocne przygody, będzie musiał o to spytać. Niewyspany, zwlókł się z łóżka po ósmej, ziewając i przeciągając się kilka razy. Czuł się ociężały i bez nastroju, w dodatku wciąż nie mógł przestać myśleć o tym koszmarze.

Wyciągnął z szafki ręcznik i wyszedł na korytarz, ruszając do łazienki. Przy schodach mignęła mu postać Saoirse, ale nie miał siły krzyczeć, żeby poczekała chwilę. Załatwi to później, przy śniadaniu. Zamknął się w łazience i wziął gorący prysznic. Woda przyjemnie tuliła skórę, dawała relaks i uspokojenie. Przy okazji trochę się rozbudził, a o to mu głównie chodziło. Owinięty ręcznikiem wrócił do pokoju i ubierając się, wyjrzał przez okno. Deszcz zamienił się w mocne opady śniegu i choć okolica wyglądała przepięknie, Taggart wiedział, że to oznacza dodatkowe problemy dla tartaku.

Przyglądając się spadającym z szarych, ciężkich chmur płatkom śniegu pomyślał, że będzie musiał zadzwonić do Billy'ego i choć był pewny, że jego zastępca wie, co w takim momencie robić, to wolał być spokojny i nie zaprzątać sobie choć tą sprawą głowy. Nadejście takich opadów tak wcześnie mogło pokrzyżować trochę planów, jednak Wes starał się być pozytywnie nastawiony. W historii Woodhaven zdarzało się wiele różnych, dziwnych sytuacji, jednak tartak zawsze sobie z nimi radził. Ubrany, wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz, zszedł po schodach i gdy tylko w oczy rzucił mu się stojący na blacie staromodny telefon z tarczą, zapytał panią Fossett, która pisała coś w jakimś zeszycie.
- Mogę stąd zadzwonić?
- Oczywiście, Wes, nie musisz się nawet pytać
- powiedziała starsz kobieta, uśmiechając się do niego szczerze.
- Dzięki, Anne.

Taggart podniósł słuchawkę i z pamięci wklepał numer do biura Woodhaven. Po kilku trzeszczących sygnałach odezwał się znajomy głos Billa Watsona. Wes wypytał, czy suszarnia, gdzie - jak się można domyślić - suszono tarcicę była częściej doglądana i czy chłopaki palą w piecu wedle standardów, których używali w czasie takich załamań pogody. No i czy Tommy Jackson wyjechał pługiem, żeby odśnieżyć dojazd do głównej drogi, bo choć sprzęt nie był pierwszej młodości, to wciąż sprawował się bezawaryjnie. Billy zapewnił go, że wszystko jest pod kontrolą i działają jak zawsze w takich przypadkach. Wes miał się nie przejmować i wziąć sobie nawet dłuższe wolne, którego nie brał przecież od prawie dekady. Rozmawiali dłużej, niż drwal planował, głównie ze względu na trzaski i przerywanie połączenia. Jeszcze tego by brakowało, żeby przez pogodę padła tutaj łączność z miasteczkiem.

Skończywszy, ruszył do jadalni, skąd dochodziły go przyjemne zapachy smażonej jajecznicy. Przy stoliku siedzieli już Gwen, Saoirse i Henry, więc z delikatnym uśmiechem przywitał się z nimi i zajął wolne miejsce. Ziewnął, zasłaniając usta dłonią i poczekał, aż kelnerki doniosą mu śniadanie, a potem zabrał się za nie niemrawo, bardziej skupiając na mocnej, czarnej kawie bez cukru.
- Jak minęła noc? - Zapytał, dmuchając w gorący płyn. - Ja miałem paskudny koszmar... śniło mi się, że ktoś poderżnął mi gardło. Trochę zbyt realistyczny koszmar.

Upił nieco kawy i skrzywił się, gdyż ta okazała się wciąż zbyt gorąca. Gwen oderwała się od swoich notatek i rzuciła tylko krótkie "Piwnica", więc Wes podjął temat.
- Tak, piwnicę powinniśmy sprawdzić jako pierwszą. Pamiętasz, co mówił Kyle? Gareth podobno schował się tam, gdy jego rodzinę mordowało jakieś dzikie zwierzę. Może coś znajdziemy. - Znów ziewnął, a Gwen chyba była już w swoim świecie, gdyż bez słowa odeszła od stolika i podeszła do łysego osiłka siedzącego kilka stolików dalej. Pewnie nawet nie słyszała, co mówił. Ach, te kobiety z wielkich miast.
Wes skupił się na posiłku, słuchając, co Seer i Henry mają mu do powiedzenia. Miał nadzieję, że Emma niebawem dołączy do nich w jadalni.
 
Kenshi jest offline  
Stary 22-03-2017, 00:22   #34
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Saoirse obudziła bladym świtem nieprzyjemna suchość w ustach przechodząca w lekki ból gardła. Przez dłuższą chwilę nie mogła przełknąć śliny, mocowała się więc z własnym językiem i próbowała przypomnieć sobie, co dokładnie wydarzyło się w nocy. Myśli przypływały do niej raz za razem, mieszały się z resztkami snu i wspomnieniami nocy. ‘Robert… tutaj?... Ale dlaczego?... Co to za miejsce?...’
Przez chwilę chyba zasnęła, ale rozbudziła się ponownie i w całkowitej ciszy poszła do łazienki. Dom jeszcze spał. Weszła pod prysznic i przez bardzo długi czas stała lejąc na siebie ciepłą wodę. Mijały minuty, a jej chaos w głowie nie poddawał się żadnemu porządkowi. W zasadzie nie była w stanie stwierdzić, co dokładnie myślała. Robert, sex, dziwne rytuały, demoniczna twarz, gruby tłusty potwór przypominający kobietę z archiwum, wylewający się z auta taksówkarz.. nie miała pojęcia ile czasu spędziła w łazience. W końcu umyła się i wróciła do pokoju. Siedząc na fotelu rozczesywała włosy, albo gapiła się bez celu na szczotkę.

Do działania pobudziły ją odgłosy przygotowywanego śniadania. Najpierw skoncentrował się umysł. Myśli zaczęły nabierać konkretnego celu. Odtworzyła sen jeszcze raz i nie bez pewnych oporów uznała, że Robert był jej bliski nie tylko jako przyjaciel. Nie żeby nie rozważała różnych opcji, czy to wiele lat temu, czy też podczas rozmów telefonicznych i pisanych do niego listów, ale Robert był dla niej zawsze jak z bajki. Ona zamknięta w sobie, nieśmiała pasterka wychowana na końcu świata, której największym osiągnięciem było ukończenie studiów z wyróżnieniem i on, brylujący w towarzystwie i błyskotliwy człowiek, skazany na sukces. Na poziomie świadomości nigdy nie wydawało jej się możliwe, aby tworzyli cokolwiek innego niż parę przyjaciół. Spotkanie po długiej nieobecności musiało obudzić w niej marzenia, o których już dawno zapomniała. Miłe i gorące marzenia, które nie robiły sobie zbyt wiele z konwenansów i możliwości. ‘W końcu i tak był rozwie…’ Na koniec wredna podświadomość postanowiła spłatać jej figla i dobrze zapowiadający się, wyjątkowo realny sen zamienić w jakiś kiepskiej jakości koszmar. To ten obiad musiał jej zaszkodzić.

Ubrała się, zabrała książkę i zeszła do jadalni licząc na jakieś normalne, w jej rozumieniu, jedzenie. Wchodząc zobaczyła tą blondynkę siedzącą przy stole, jakiegoś łysego mięśniaka i zarośniętego faceta, którego chyba widziała wczoraj. Właściwie to nie czuła się źle. Pomimo nocnych incydentów udało jej się chyba wyspać, co dobrze rokowało na nadchodzący dzień. W tym dobrym nastroju wcisnęła się z książką do stolika w pewnej odległości od Gwen i zabrała się za czytanie o paranormalnych zjawiskach w Irlandii. Książka nie była w stanie jej wciągnąć. Poprosiła o kawę z dużą ilością mleka oraz owsiankę i rodzynki. Nie cierpiała tłustego żarcia, a jadłospis w hotelu zdawał się składać głównie z losowych produktów zalewanych bez umiaru rozgrzanym masłem lub olejem. Po krótkiej chwili dosiadł się Henry, a potem drwal, który na przekór pouczającym słowom jakiegoś Brytyjczyka postanowił porozrywać ciszę na strzępy.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 22-03-2017 o 09:13.
druidh jest offline  
Stary 22-03-2017, 05:15   #35
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację


Emma w momencie, gdy tylko Sue się uspokoiła, nerwowo przetarła oczy. Początkowo siedziała sztywno na łóżku i dalej patrzyła na szafę. Mebel wyraźnie nie miał ochoty wyjaśnić tego dziwnego zjawiska, ale to nie zmieniło faktu, że za moment brązowowłosa przechyliła się i zerknęła na podłogę, a potem znów na szafę i na Sue. Czy mogło jej się wydawać? Serce uderzało jej rytmicznie w klatce piersiowej, przywodząc na myśl pracę młota pneumatycznego. Kobieta miała poważne wątpliwości. Sue nie warczała nigdy bez powodu. W zasadzie zawsze była bardzo spokojnym, przyjacielskim psem. Ciałem Emmy wstrząsnął mocny, nieprzyjemny dreszcz. Ostrożnie podniosła się z łóżka i podeszła do szafy tylko na taką odległość, by palcami szybko ją zamknąć. Jakby na podłodze były rozgrzane węgle, natychmiast wróciła do łóżka i znów popatrzyła na swoją suczkę, ale ta wyraźnie nie reagowała już w żaden niepokojący sposób. Sapnęła i przyłożyła dłoń do piersi, próbując uspokoić swój oddech. Ustawiła sobie poduszkę, opierając ją o wezgłowie i tak siedziała, obserwując szafę. W końcu jednak senność ją zmorzyła i po pewnym czasie kobieta zasnęła.

***




Pierwsze, co poczuła rano, to nieprzyjemny ból karku, bowiem pozycja w której spała, zdecydowanie nie służyła kręgom za dobrze. Pomieszczenie wypełnił więc przeciągły syk, gdy Emma odchyliła powoli głowę i wyprostowała się. Zaraz po tym pomasowała szyję i zerknęła na Sue
- A ty się chociaż wyspałaś, hmm? - zapytała psinę i zerknęła w stronę okna. Pogoda wyglądała zachwycająco. Konie na pewno będą zadowolone, przepadały za śniegiem. Uśmiechnęła się do tej myśli, a potem jej spojrzenie znów padło na szafę i uśmiech ten spełzł z jej twarzy.





Kobieta z zaciętą miną i lekko zmarszczonymi brwiami wstała z łóżka i podeszła do szafy, po czym powoli położyła dłoń na rączce drzwiczek. Wzięła głęboki wdech i otworzyła je. To musiało wyglądać głupio, bowiem wstrzymała przy tym manewrze oddech. Kiedy okazało się, jak się tego spodziewała, że mebel jest zupełnie pusty, ostrożnie opukała wszystkie ścianki i zaczęła dotykać drewna, sprawdzając, czy to nie jakiś podły żart. Nie wyglądało jednak na to. To nie była szafa magiczna z zapadniami, ani drzwiczkami w tylnej części. Zajrzała też za i pod szafę. Nawet na nią. Kiedy więc do jej racjonalnego umysłu dotarło, że nie było możliwości, by to był jakiś nieproszony gość, kobieta zaczęła rozważać inne wyjaśnienia.
Załamanie światła? Ale przecież to raczej nie możliwe, nie w ciemności pokoju.
Przewidzenie, albo senny majak? No również nie, ewidentnie to na tę postać zareagowała Sue.
Duch?
Przy tej opcji zawiesiła się i lekko zbladła. Wzięła jednak parę rzeczy ze swojej torby i poszła do łazienki. Było jeszcze wcześnie, Emma bowiem budziła się o samym świcie, ze względu na swą pracę. No i miała również psinę, którą wypadało wyprowadzić. Poszła więc, pozbierać się do kupy.
Gdy wyszła z łazienki, była już ubrana w świeże ubrania w postaci koszulki i narzuconej na nią cieplejszej, czerwonej, flanelowej koszuli w kratę, zapinanej z przodu na guziki. Do tego miała jeansy i swoje wysokie kowbojki. Kapelusz zostawiła w pokoju, ale narzuciła chustę na szyję i założyła kurtkę by gwizdnąć lekko na Sue, informując ją tym jak zwykle o spacerze. Pies ochoczo zamerdał ogonem i zaraz ruszył przy nodze Emmy na dwór.

***


Spacerowały dłuższy czas po znanej dróżce w pobliżu hotelu Roberta. Sue oczywiście wesoło bawiła się we śniegu, a Emma przysłoniła pół twarzy chustą, bo jednak było nieco zimno. Na jej włosach poosiadały płatki śniegu, więc gdy wróciła do środka, trochę go z psiną naniosły, ale zaraz obie 'wytrzepały się' nim weszły dalej i nabałaganiły w całym wejściu. Policzki i nos kobiety były teraz jednak nieco zaczerwienione. Harrison zajrzała na moment do jadalnej sali, ciekawa czy pozostali już się popodnosili i widząc ich zebranych na miejscu postanowiła jednak cofnąć głowę za drzwi i rozpinając kurtkę ruszyła w stronę gabinetu Roberta. Chciała z nim porozmawiać o tym co się wydarzyło w nocy najpierw, nim zacznie się ogólna rozprawa z pozostałymi. Co więcej, nie była też pewna czy w ogóle przytrafiło się coś niepokojącego pozostałym, wolała więc o swoim doświadczeniu najpierw wspomnieć mężczyźnie, choćby ją miał wziąć za szaloną. Sądziła, że może o tej porze będzie już w swoim gabinecie, więc od tego miejsca rozpoczęła poszukiwania. Zapukała kilka razy w ten rytmiczny sposób, jak robiła zwykle, będąc u niego w odwiedzinach, więc Rob powinien wiedzieć na wstępie, kto właśnie go nawiedza...

***


Głośne "proszę" dobiegło ją zza drzwi, więc nacisnęła klamkę i weszła do środka. Jak się spodziewała, przy biurku zastała Roberta, siedzącego nad jakimiś dokumentami. Włosy miał w nieładzie, a oczy podkrążone - chyba również nie spał zbyt dobrze tej nocy. Mimo to uśmiechnął się serdecznie i szybko wyskoczył zza biurka odstawiając nieco fotel, by ranczerka mogła usiąść. Wciąż był gentlemanem.
- Dzień dobry, Emmo, co cię do mnie sprowadza? Wszystko w porządku? - Zapytał, wracając na miejsce. Zaciekawione spojrzenie utkwił w kobiecie.
Emma widząc, że Robert również nie wyglądał, jakby ta noc była dla niego łaskawą, poczuła się nieco pewniej. Podziękowała mu krótko, gdy odsunął dla niej fotel Sue zaraz usiadła obok niej i pomerdała ogonem do Rob’a.
- Widzisz Robercie, to trochę delikatna sprawa… - zaczęła kobieta i zmarszczyła lekko brwi. Przechyliła głowę i nerwowo poprawiła kosmyk włosów, wtykając go za ucho. Robiła tak zwykle, gdy czymś się przejmowała.
- Powiedz mi, czy zdarzyło ci się spać w którymś z pokoi gościnnych? Znaczy, tak po prostu przypadkiem? - kobieta przyglądała się Robertowi i wyraźnie nie przechodziła jeszcze do sedna sprawy celowo.
- Nie wyglądasz najlepiej, nie mogłeś spać? - zapytała kupując chwilę czasu, nim walnie na temat tego, co jej się przytrafiło w nocy.
Woodward zastanowił się, pocierając dłonią nieogolony podbródek.
- Nie, raczej mi się nie zdarzyło spać w pokojach gościnnych. A co do nocy, to miałem zły sen, to wszystko. - Wyjaśnił krótko. - Dlaczego pytasz? O te pokoje gościnne, znaczy.
Emma przyglądała mu się chwilę, po czym zerknęła na Sue
- Widzisz… Dziś około trzeciej w nocy, obudziłam się słysząc bardzo nieprzyjemny warkot Sue. Pierwszy raz w życiu słyszałam, żeby wydawała taki dźwięk. Leżała wyprostowana i patrzyła w jeden punkt, zjeżona. Gdy wzięłam latarkę i poświeciłam tam, okazało się, że szafa jest uchylona, a w środku ktoś stoi. Zobaczyłam zarys ludzkiej twarzy. Przestraszyłam, się to włączyłam lampkę, ale wtedy już go tam nie było. Szafa była pusta Rob, choć Sue dalej warczała. A potem nagle, od tak przestała. Uznałam, że może mi się przewidziało, ale jednocześnie i mnie i psu? Tak się normalnie nie zdarza i nim poszłam do pozostałych, chciałam zamienić z tobą na ten temat słowo. Czy tobie nie przytrafiło się coś dziwnego w twoim pokoju… Czy to tylko te gościnne, skoro to zwykle właśnie twoi klienci narzekają. Sprawdziłam tę szafę, nie ma opcji, by ktoś tam do niej wszedł i w trzy sekundy wyszedł. Nie wiem co jest grane… - powiedziała i aż wstała z fotela wyraźnie zaniepokojona wspominaniem tego co widziała. No twarz szafowego gościa nie należała do najprzyjemniejszych, więc nic dziwnego, że ją to drażniło.
Robert aż zbladł, słysząc jej słowa. Zdjął okulary, przejechał palcami po powiekach i spojrzał na Emmę, wrzucając je z powrotem na nos.
- Też nie wiem, co jest grane. Dzisiaj w nocy miałem bardzo rzeczywisty koszmar. Albo i nie koszmar... zdawało mi się, że w rogu mojego pokoju ktoś stoi i coś do mnie szepcze, ale gdy zapaliłem światło, był tam tylko mój fotel... - powiedział przejęty. - Mówiłem, że coś złego się tutaj dzieje, a twoja opowieść tylko to potwierdza. Nikt nie mógłby wejść do szafy, nie otwierając wcześniej drzwi do twojego pokoju. No i drzwi do szafy. To nienaturalne, co się tu wyrabia. Może ten hotel jest nawiedzony? Bo niemożliwe, żebyś miała sen, skoro twój pies warczał na szafę i oboje wyczuliście tam jakąś obecność. To wszystko jest zdrowo popieprzone... i zaczyna się robić coraz gorsze... - Pokręcił głową, zamyślając się.
Emma zerknęła na jego biurko.
- Masz jeszcze coś do zrobienia? - zapytała przyglądając się papierom, a potem posłała mu opiekuńczo oskarżycielskie spojrzenie
- W ogóle jadłeś coś już dzisiaj? - uniosła brwi i zaprzestała chodzenia w jedną i drugą stronę, czekając co też Robert jej odpowie. W końcu mógł zapomnieć, a ona jakoś chciała oderwać myśli od tego całego tematu i zachować się jak normalna, nadopiekuńcza przyjaciółka. Na tym się znała, na duchach nie za bardzo.
- Mam trochę papierkowej roboty - powiedział. - Jeszcze nie jadłem, ale Anne zaraz powinna mi przynieść jakieś kanapki. - Uśmiechnął się do niej lekko. - Ty chyba też nic nie jadłaś, prawda? Zaraz powinno być podane śniadanie w jadalni. - Spojrzał na zegarek. - Jak się ogólnie czujesz po nocy tutaj? Pomijając ten dziwny epizod z szafą?
Emma pokręciła na niego głową, ale nie komentowała, że wolał jeść sam, niż ze swoimi gośćmi.
- No właśnie planowałam zaciągnąć cię do tej jadalni ze sobą, ale skoro wolisz cztery ściany i papiery, nie będę się kłócić… Mężczyźniiii… - podniosła ręce w geście poddania. Opuściła je, gdy zapytał jak się czuła
- Kark mnie boli, bo nie za wygodnie spałam, zasypiając podczas obserwacji szafy w pozycji siedzącej, ale tak to jest ok. Choć no jestem trochę w kropce, bo nie wiem czy zwariowałam ja i mój pies, czy to naprawdę jest coś mocno nie tak… - wsunęła kciuki w tylne kieszenie jeansów, nie mając na razie co zrobić z rękami.
- Cóż, mogę się postarać wynieść szafę z pokoju na czas twojego pobytu w moich skromnych progach. - Zaśmiał się. - A co do papierów... wybacz, ale muszę to dokończyć. Dołączę do was niebawem, obiecuję, w końcu miałem pokazać wam trochę tutejszych zakamarków - odparł z uroczym uśmiechem.
Emma podłapała żart.
- Wyniósłbyś specjalnie dla mnie tę szafę? Wzruszyłam się! - pokręciła głową. No dobrze… To teraz wypadało pójść do jadalni, czyż nie? Emma zerknęła na Sue.
- Chodź Sue, idziemy… Aha… Tak poza tym, jeśli tutaj rzeczywiście straszy, to mimo twych najszczerszych chęci, wyniesienie szafy niewiele by dało Rob… Idę pogadać z pozostałymi, ciekawe czy ktoś też został szafonawiedzony jak ja… - oznajmiła Robertowi. Najwyraźniej Emma próbowała poprawić sobie nastrój, poprawiając go jemu. Ruszyła do wyjścia i jeszcze nim zamknęła drzwi Robert usłyszał hasło.
- Taaak. Zakamarki, to jest to o czym dziś marzymy, co nie Sue? Mmm-mmm… - drzwi się zamknęły, a ranczerka opuściła gabinet Roberta by udać się do jadalni w nieco bardziej spokojnym nastroju niż wcześniej.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 24-03-2017 o 13:13.
Vesca jest offline  
Stary 22-03-2017, 19:37   #36
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Henry ziewnął przeciągle, ostatnio tak niewyspany był po długi nocnym dyżurze w szpitalu. Nocne wydarzenia mocno nim wstrząsały, po takim czymś trudno było zasnąć - przez całą noc Henry przewracał się z boku na bok.
Rano Henry długo zastanawiała się co mogło sprawić że miał dziwne nocne przewidzenia lub omamy, może wypił za dużo alkoholu a może było to zwyczajne przemęczenia - ostatnimi mało czasu spał a więcej pracował. W każdym razie poranny prysznic i dobre śniadanie powinno zrobić swoje.
Ruszając na śniadanie, Henry zabrał ze sobą książkę ,,Henry Gray's anatomy of the human body'' z postanowieni zrobienia powtórki z powięzi ręki.

Śniadanie był typowe dla amerykanów, choć jak spostrzegł Henry jajka i boczek były bardzo brytyjskie.
Mężczyzna szybko zabrał się za jedzenie, przy okazji na samym początku poprosił o filiżankę mocnej kawy. Czytając i pijąc kawę, rozejrzał się po sali.
Amerykanina jak zwykle musiał rozmawiać przy sniadaniu, zero wychowani i etykiet.
 
__________________
''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać''
Orthan jest offline  
Stary 25-03-2017, 08:10   #37
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Przy śniadaniu. Seer, Wes & Henry.

Saoirse podniosła wzrok znad książki na ziewającego Wesa.
- Nie wyspałeś się? Nie słyszałam żadnego szurania, stukania i nikt mi nie spał pod łóżkiem. Natomiast okno mi się w nocy otworzyło...ale zdaje się… - właściwie to się chyba nawet rozmarzyła - nikt przez nie nie wszedł. - Patrząc na przestrzeni lat, było to chyba najdłuższe zaproszenie do rozmowy jakie udało jej się zbudować.
- Też byś się nie wyspała, gdybyś miała taki realistyczny koszmar - rzucił Wes, zabierając się za jajecznicę. - Czyli noc upłynęła ci spokojnie? - Spojrzał jej w oczy i siorbnął kawy.
- Realistyczny koszmar? Czyli może jednak tutaj straszy? - uśmiechnęła się w przestrzeń - Też śniły mi się jakieś głupoty, ale u mnie to raczej norma… Najbardziej zdziwiło mnie to okno. Sprawdzałam przed zaśnięciem, czy jest w porządku. - stwierdziła.
- Więc może jednak samo się nie otworzyło. - Taggart zmarszczył brwi. - Ciekawe, czy pozostali też mieli jakieś dziwne zdarzenia w nocy.... Henry? - Drwal przeniósł spojrzenie z Seer na mężczyznę.

Henry pokiwał tylko głowa i odpowiedział grzecznie popijajac kawę.
- Tylko jakieś mary nocne, pewnie to z powodu zmęczenia, za dużo pracy, a za mało snu.
- Co do tego straszenia… wczoraj to bagatelizowałem, dzisiaj nie wiem, co o tym myśleć. Ten sen był zbyt realistyczny.
- Wes przejechał dłonią po potylicy.
- No tak, chyba jednak wolę otwarte okno, niż poderżnięte gardło - co miało chyba zabrzmieć jako żart, ale wypowiedziany został bardzo pragmatycznym tonem. - W każdym razie jesteś cały i zdrów... a słyszeliście jakieś hałasy?
- I mam nadzieję, że taki zostanę
- rzucił Wes i zmarszczył brwi. Dopiero teraz mu się przypomniało, że przed feralnym poderżnięciem gardła słyszał jakieś dziwne odgłosy. - Tak, słyszałem coś… jakby w ścianach. I suficie. Jakby szczur sobie biegał, ale przecież Rob powiedział, że nie ma szczurów. W końcu się wkurzyłem i walnąłem w ścianę, no i ustało. A potem miałem ten koszmar. A może te dziwne dźwięki też mi się śniły. Nie wiem… - Wzruszył ramionami. - Ty też słyszałaś jakieś odgłosy?
- Słuchaj,
- mniej więcej od połowy jego wypowiedzi zaczęła nerwowo stukać łyżeczką w blat - jedno jest pewne. To nie jest dzieło przypadku. Nie wiem kto to robi i jak, ale nie ma szans, żeby to był jakiś zbieg okoliczności. Hałasy, otwierane okna, koszmary. Klej z tapet, czy inne chemiczne świństwo może wywołać halucynacje, ale okna nie otworzy, nie?
- No nie
- odrzekł Wes. - I rzeczywiście coś za dużo tutaj zbiegów okoliczności. Musimy po śniadaniu sprawdzić piwnicę i strych, może tam znajdziemy coś, co rzuci trochę światła na to wszystko. Przez chwilę przeszło mi przez głowę, że ktoś rzeczywiście mógłby próbować nas tutaj podtruwać, ale to nie za bardzo trzyma się kupy. No chyba, że otwarte okno to też halucynacja. - Uśmiechnął się lekko i upił łyk kawy.

Saoirse spojrzała na niego nijakim wzrokiem.
- Tak. To mi się często zdarza. Widzę otwarte drzwi, gdzie ich nie ma… - wzrok stał się śmiertelnie poważny. - Ty też tak masz? - Na koniec ni z tego ni z owego parsknęła śmiechem.
- Załóżmy jednak, że możemy mieć dziwaczne sny, ale realność jesteśmy w stanie odróżnić.
- Ironizowałem
- powiedział z delikatnym uśmieszkiem. - Cokolwiek to jest, lepiej dowiedzmy się szybko... mam dziwne wrażenie, że to, co dzieje się obecnie jest w jakiś sposób powiązane z tym morderstwem rodziny Mossa. Śledztwo zostało umorzone, ale jakie dzikie zwierzę wpada do domu i morduje trójkę ludzi? Zwłaszcza w takim miejscu, na wzgórzu.
- Pfff… czyli musimy jednak rozważyć na poważnie opcję duchów. Chyba, że 120 letni morderca wrócił na miejsce zbrodni… Nie dowiedzieliście się, czy były jeszcze jakieś morderstwa? W archiwum nie było nic na ten temat, ale może coś zostało pominięte?
- Szeryf powiedział nam tylko o Mossach, a odkąd żyję, nie przypominam sobie, by ktoś tu kogoś zamordował. To mała społeczność, wszyscy żyją raczej w zgodzie, albo się tolerują
. - Wyjaśnił. - No nic, zobaczymy, jak nam pójdzie dzisiaj w hotelu. Warto byłoby się też dowiedzieć, czy Emma i Gwen też miały ciężką noc.
- Żeby był duch, musi być trup. Tak przynajmniej mówią specjaliści
- pomachała książką - ewentualnie jakieś mroczne siły, ale te znowu potrzebują jakiejś zbrodni. Tak czy inaczej wracamy się do tragedii Mossów, albo jeszcze wcześniej. Dziwna sprawa jednak, że duchy zrobiły sobie prawie 100 lat przerwy, czyż nie? Może jednak zbyt łatwo zbaczamy ze ścieżki zdrowego rozsądku na paranormalne manowce.
- Ja nie mówię, że to duchy, po prostu muszę przyznać, że jednak niepotrzebnie trochę sobie żartowałem z Roberta wczoraj. Tutaj może dziać się coś podejrzanego. Najpierw zniknęły figury z szachownicy, teraz oboje mieliśmy dziwne sny… pewnie przekonamy się niedługo o co w tym wszystkim chodzi
- powiedział Wes, znów ziewając, po czym skupił się na śniadaniu, popijając kawę.
- Nie ma co gdybać, coś jest na rzeczy, duchy i zjawiska paranormalne są mało racjonalnym wyjaśnieniem tego co tu się dzieję. Lepiej poczekać i wtedy wybadać o co chodzi i dlaczego.
- I tak właśnie zrobimy
- odrzekł Wes, rozglądając się delikatnie po gościach jadalni.
 
Kenshi jest offline  
Stary 25-03-2017, 10:02   #38
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Łysy mężczyzna wielkości szafy dwudrzwiowej odłożył gazetę na blat i uśmiechnął się na widok Gwen (najpewniej również dlatego, że trafił mu się na takim zadupiu jego fan).
- Jakieś pierdoły - rzucił, omiatając gazetę wzrokiem. - Mój lekarz kazał mi dużo czytać, żeby odciążyć umysł po ostatniej walce, złapać trochę świeżości, ale nic z tego nie rozumiem. Tylko się męczę tym czytaniem. Pierdolenie takie...
Patrząc na kobietę, uniósł filiżankę z herbatą, która w jego wielkiej dłoni wyglądała jak z zestawu dla lalek i wziął dwa łyki.
- Widziałaś moją ostatnią walkę? Z Troyem Bakerem? Nie popisałem się, ale wrócę jeszcze do walki o pas - rzucił, odstawiając naczynie na stół. - Jak mi trener zawsze powtarza: możesz przegrać wojnę, ale nie bitwę. Czy coś takiego. - Zmarszczył brwi. - W każdym razie, ładniutka jesteś, może spędzimy trochę czasu razem, co ty na to? Może chciałabyś poznać przyszłego mistrza z trochę innej strony? - Poruszał krzaczastymi brwiami w jednoznacznej propozycji.


Po śniadaniu, gdy Gwen rozmówiła się z Ronnie'm, a Emma z Robertem, spotkali się wszyscy na korytarzu. Ranczerka wypytała pozostałych o nocne wydarzenia i nawet jej to zbytnio nie zaskoczyło, gdy okazało się, że nie tylko ona miała w nocy problemy ze spokojnym snem. Woodward dołączył do nich z opóźnieniem i przeżuwając resztki posiłku, zaprowadził do kuchni mieszczącej się w sporym pomieszczeniu za recepcją, gdzie pracowały dwie starsze kobiety. Omiotły nieznajomych zaciekawionym spojrzeniem, a następnie wróciły do poprzednich czynności, czyli obierania ziemniaków i jakichś warzyw. Robert wraz z Wesem odstawili na bok niewielki stolik, po czym właściciel odgarnął z podłogi prostokątny, nieco przybrudzony burgundowy dywanik, ukazując zebranym klapę z dwoma zawiasami i niewielką dziurą w miejscu, gdzie powinna znadował się klamka. Z kredensu, przeszukawszy go chwilę, wyjął metalowy trzpień, który wsadził w otwór klapy i pociągnął w górę. Po chwili ukazało się ziejące czernią zejście do piwnicy.


- Oto i czeluści hotelu - powiedział Robert, siląc się na żart. - Na dole, po prawej stronie, macie włącznik światła, wszystko powinno działać. Sprawdzajcie, ile uważacie za stosowne, potem pokażę wam strych.
- Panie Woodward.
- W kuchni pojawiła się Anne Fossett. - Trzeba podpisać kilka zamówień.
- Jasne, Anne, już idę
- odparł mężczyzna i spojrzał po twarzach przyjaciół. - Gdybyście czegoś potrzebowali, będę u siebie. Powodzenia.
Poklepał jeszcze Wesa i Henry'ego po plecach i chwilę później wyszedł z kuchni. Nie ociągając się, pozostali ruszyli do piwnicy, schodząc gęsiego po skrzypiących ze starości schodach. Pierwszy szedł Taggart, za nim Gwen, Saoirse, Emma i zamykający pochód Henry.

Niemal od razu uderzyła w nich ziemista wilgoć i chłód tego miejsca, przypominająca rozkopany późną jesienią grób. Po zejściu na dół Wes przydusił włącznik, a całe pomieszczenie oblało mocne, żółte światło dwóch żarówek zwisających na kablach spod sufitu. Dopiero teraz zauważyli, że piwnica była naprawdę spora, podzielona na dwie części, które oddzielały od siebie szerokie, drewniane filary podpierające strop. Pierwsza z nich, ta bliżej schodów, wypełniona była przeróżnymi rupieciami - starymi rowerami, młotkami do krykieta, beczkami, narzędziami ogrodniczymi, niepotrzebnymi już, zmurszałymi meblami i wieloma innymi rzeczami. Druga natomiast wyglądała na zielarnię i składzik ze słoikami oraz warzywami potrzebującymi chłodnego środowiska.

Słysząc nad głową kręcące się po kuchni kucharki oraz wodę płynącą w rurach zamontowanych przy ścianach, zabrali się w końcu za przeszukiwanie piwnicy. Wes i Henry użyczali swoich mięśni, gdy należało coś przesunąć, natomiast Gwen, Emma czy Seer mogły wślizgnąć się tam, gdzie przesunąć się czegoś nie dało, a mężczyźni by się zwyczajnie nie zmieścili. Ponad godzinę zajęło im, nim przekopali się przez całą tę rupieciarnię i dopiero pod jedną ze starych, plastikowych beczek stojących w ciemnym kącie, Emma i Seer natrafiły wspólnie na coś niezwykłego, nie pasującego zbytnio do tego miejsca. Niewielki, prostokątny przedmiot zawinięty w tłustą, starą szmatkę po szybkim przejrzeniu okazał się być czymś w rodzaju notatnika. Albo pamiętnika.


Podniszczona, kieszonkowa wersja dziennika zawierała zaledwie kilkanaście stron zapisanych przyjemnym dla oka, starannym pismem. Kobiety pokazały pozostałym swoje znalezisko, jednak nim zdążyli się nad nim skupić, uszu wszystkich dobiegł przeraźliwy, rozrywający, stłumiony kobiecy krzyk. Musiał dochodzić gdzieś z piętra hotelu, tak przynajmniej im się wydawało. I nie ustawał, a wręcz z każdą chwilą stawał się coraz bardziej histeryczny, wywołując nieprzyjemne ciarki na plecach. Coś musiało się stać. Coś musiało być mocno nie tak...

 
Tabasa jest offline  
Stary 25-03-2017, 12:41   #39
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Wszyscy mieli w nocy nieprzyjemne zdarzenia, co dla Wesa wykraczało poza zwykły zbieg okoliczności. Nawet Rob wyglądał na niewyspanego, a drwal wolał jednak nie dopytywać, co spowodowało zakłócenia snu. Wystarczyło, że jego koszmar był na wskroś realistyczny. Wes nie wierzył w duchy, ani inne nadprzyrodzone moce, ale ciężko było to wszystko wyjaśnić w jakiś racjonalny sposób. No chyba, że rzeczywiście ktoś z nimi pogrywał, dosypując na przykład do żarcia jakichś środków halucynogennych? Chyba zaczynał myśleć paranoidalnie i odrzucił szybko te wszystkie pomysły. Przecież co ma być, to i tak się stanie, czyż nie? Prędzej czy później odkryją, kto za tym stoi, a wtedy Wes nie chciałby być na miejscu tego dowcipnisia.

Robbie pokazał im w końcu zejście do piwnicy i prowadzeni przez stolarza zniknęli w dziurze. Taggart aż westchnął ciężko, gdy zobaczył cały ten burdel zalegający jak okiem sięgnąć. Sam uwielbiał uporządkowane życie i nawet w piwnicy sprzątał od czasu do czasu, dlatego szlag go trafiał na samą myśl przedzierania się przez to wszystko, co tu zastali.
- Przydałoby się tutaj generalne sprzątanie - rzucił pod nosem i ruszył się porozglądać.
Sam nie wiedział, czego miał konkretnie szukać, zatem rozglądał się za czymkolwiek, co mogło odbiegać od normy. Tylko co odbiegało od normy w piwnicy zawalonej różnymi gratami? Tu wszystko wyglądało jak od czapy i aż wzbierała w nim irytacja, gdy odrzucał kolejne nieużywane sprzęty. Z jednej sterty na drugą, czasami pomógł coś przenieść, czy przesunąć, żeby dziewczyny miały więcej miejsca.

No i w końcu, po godzinie roboty, Emma i Saoirse znalazły jakiś stary dziennik. Wes aż uśmiechnął się do siebie, bo po prostu miał nosa. Nie zdziwiłby się, gdyby to były zapiski starego Mossa, albo któregoś z jego synów, w końcu nietrudno było połączyć ze sobą pewne wydarzenia, zwłaszcza, że ten notes leżał ukryty pod jedną z beczek, których Robert chyba nawet nie ruszył. Z drugiej strony, to mogło być cokolwiek.
- Ha! A nie mówiłem, że warto sprawdzić piwnicę? - rzucił z szerokim uśmiechem, zaglądając Emmie przez ramię. Lubił mieć rację, zresztą, który facet nie lubił?
Z tej perpektywy nie bardzo widział, co tam jest napisane, zwłaszcza, że dziewczyny przekartkowywały niewielkie znalezisko, ale przecież za chwilę się z tym dokładniej zapoznają.
- Proponuję wyjść na górę i przeczytać ten dziennik w jakimś spokojnym...

Urwał nagle, gdy ciszę rozerwał kobiecy krzyk. Tak paskudny, jakby ją żywcem obdzierano ze skóry. Wes obrzucił tylko wszystkich pytającym spojrzeniem, po czym rzucił się biegiem do schodów i wybiegł na górę, kierując się za niesłabnącym krzykiem. Nie miał czasu myśleć po co, jak i dlaczego - robił to, co uważał w tym momencie za słuszne, bo ktoś tam mógł potrzebować pomocy.
 
Kenshi jest offline  
Stary 29-03-2017, 21:35   #40
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Saoirse z pewnym zainteresowaniem udała się do starej piwnicy. Ostatecznie był to jakiś sposób, aby popchnąć rozwiązywanie zagadki do przodu. 'Skoro zabieramy się za piwnicę, to powinniśmy też spróbować przeszukać strych' pomyślała, a potem w trakcie pracy wspomniała o tym innym. Te całe rozważania o duchach zaczynały ją już trochę bawić. Sama nie wiedziała co o tym sądzić. Analizowanie wszystkich opcji, nawet nieprawdopodobnych to zawsze jakieś ćwiczenie umysłu, sama też pomimo tego, że była raczej praktyczna i sceptycznie podchodząca do wszelkich niewidzialnych światów nigdy nie zgodziła by się z twierdzeniem, że nic innego poza tym co widzimy istnieć nie może. Ale filozoficzne rozważania to jedno, a zakładanie, że w szafie siedzi duch i straszy, to zupełnie inna sprawa. W końcu stwierdziła, że przy braku wskazówek lepiej zabrać się za ich szukanie, niż gadać od rzeczy. Lanie wody nigdy nie było jej mocną stroną. No chyba, że klient płacił za 'wróżbę'.

Piwnica śmierdziała, zapewne jak na taką piwnicę przystało. Przyszło jej do głowy, że to może tu zagnieździły się jakieś grzyby, albo inne paskudztwo, ale jeśli tak, to pierwszymi, którzy mieli by omamy byłby personel kuchenny. Tak jednak nie było. Smród i wilgoć były nieprzyjemne, ale szło się do nich przyzwyczaić. Brzydziła się pająków i innych insektów, więc poruszała się ostrożnie, sprawdzając przed poruszaniem rzeczy, czy nie są przypadkiem przez kogoś zamieszkane. Poza tym, przeszukiwanie szło raczej sprawnie, jeśli nie brać pod uwagę faktu, że nie udawało się znaleźć nic. Godzina grzebania i tylko jej metodyczny sposób pracy i myślenia powodowały, że nie wyszła na świeże powietrze, zostawiając przyjemność szukania innym. Chciała być jednak pewna, że zajrzą wszędzie. Ostatecznie ta metodyczność opłaciła się. Gdy razem z Emmą przeszukiwały ostatni z kątów ich oczom ukazało się podejrzane znalezisko. Rozpakowały je i Seer nie posiadała się ze szczęścia. Jakiś dziennik! Nawet jeśli byłby to po prostu notatnik o zakupach, praniu i porach obiadu, była by zadowolona. Uwielbiała grzebać w ludzkich życiorysach, a jeśli obiekt nic o tym nie wiedział to nawet lepiej. Tutaj liczyła na coś więcej niż dzienne zapiski wydatków. Dokończyła przeszukiwania piwnicy do samego końca, a potem chciała zabrać notatnik do kuchni lub jadalni i dokładnie go przeglądnąć i przeczytać. Zanim zdążyła to zaproponować, ktoś na górze zaczął koszmarnie krzyczeć. Już zaczęła zastanawiać się, jak w pięciu można sprawnie oglądać jeden zeszyt nie rozrywając go na strzępy, a tu proszę, szczęśliwy zbieg okoliczności. Trójka z nich udała się ustalić, cóż za pająk, czy inny koszmar przestraszyły właścicielkę wysokiego głosu.
- Usiądźmy w jadalni, będzie więcej miejsca i jaśniej – zaproponowała Gwen i od razu zabrała się za wprowadzanie planu w życie. Uznała, że dziennik należy do niej, przecież lubiła czytać, więc nie miała ochoty negocjować czegokolwiek w tej sprawie. Miała też nadzieję, że Wes sprawnie uciszy właścicielkę głosu, bo czytanie przy akompaniamencie dzikich wrzasków było niepotrzebnie utrudnione.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 29-03-2017 o 21:38.
druidh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172