Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2017, 19:58   #278
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
To co obserwowała Agentka Zjack przyprawiłoby o ciarki niejednego obywatela polszy. Obok niej przeszła banda żuli, obszarpańców i pijaków, która przemieszczała się może trochę nieskoordynowanie, ale z jakąś nadnaturalną wprawą. Kiedy zaczaili się wszyscy przeciwnicy już się rozebrali zostawiając garnitury na leżaczkach. Wchodzili powoli, otaczając kręgiem dwie główne postacie - obu agentów. Ci coś tam gadali między sobą szeptem. Pewnie wymieniali się jakimiś sekretami.
Pierwszy do walki wyrwał się Zadra. Stary partyzant po prostu wyskoczył z krzaków, słychać było plusk i mlaśnięcia bagnetu wbijanego w ciało kafara. Pozostali wyjęli (chuj wie skąd… o cholera, przecież to geje… o fuj) giwery z tłumikami i próbowali zastrzelić Zadrę, ale dziadek przebiegle skrył się za cielskiem zwalistego pederasty. Korzystając z tej dywersji do ataku przystąpili pozostali żule uzbrojeni w tulipany, sztachety i inne narzędzia do krzywdzenia bliźnich. Pijacy z wielką furią natarli na cele, które wyznaczył im ich Pan. Oczywiście nie obyło się bez ofiar - na przykład Jasiek Śnieżka (ale w jego wypadku to norma) zarobił kosę, ale doświadczony zbieracz kos przytrzymał w ten sposób przeciwnika pozwalając kumplom drania zlinczować. Piździeusz też się nie popisał częstując swojego przeciwnika paralizatorem, zarabiając przy tym samemu porażenie z powodu stania na mokrej powierzchni (ach to BHP!). Tymczasem dwójka agentów stojących na środku basenu próbowała się ogarnąć. Polski sprzedawczyk chyba zaczął peniać, bo szybko ruszył do brzegu. Jego niemiecki kolega próbował ratować sytuację, ale słuchawka w uchu (mogłaby pewnie też być gdzie indziej, ale tam już jest co innego) odmawiała posłuszeństwa. Wydawało mu się że słyszy w niej jakiś paskudny śmiech jakiegoś zwyrodnialca. Nie mógł wiedzieć, że to Złomokleta zmajstrował sobie antenę z pokrywy od śmietnika i przechwycił jego łączność! Nie mogąc wiele zrobić, wyciągnął swojego hitlerowskiego lugera z zamiarem wykończenia cholernych polnishe szwajne. Jego towarzysz już był blisko do brzegu, kiedy nabierając powietrza wciągnął kilka dobrych promili. To Pan Rysiu stał już na brzegu z bosakiem basenowym w łapie i chuchnął na biednego głupca. Ten od razu po pijaku zaczął się topić (chuj z tym że jakby chociaż klęknął to by miał głowę nad wodą), ale już Bimbromanta go bosakiem zahaczał, aby przyciągnąć do brzegu. Jedynym na polu bitwy aktywnym przeciwnikiem był neohitlerowski oficer gestapo mierzący właśnie do Pana Ryszarda.
Wtedy wykazał się jedyny nieco odstający wyglądem od reszty bandy Holiłud. Przed akcją spokojnie ostawił kałaszka w krzakach, bo przecież na kilku nagich pedałów nie będzie marnował amunicji, skoro spokojnie może ich podziurawić kosą. Podczas szturmu nie zdążył za bardzo posmakować krwi, bo przecież poderżnięcie gardła kolesiowi, który nawet nie zdążył się zorientować, że jest zabijany, nie przyniosło jeszcze nikomu ani chwały ani radości.
Dlatego z przyjemnością obrał na cel ostatniego przeciwnika. Potraktował go jak prawdziwego bossa, czyli zamiast zwyczajnie zaszlachtować od razu, zamierzał odprawić posapokaliptyczne mambo-jambo ku uciesze i na postrach gawiedzi. Rzucił trzymanym bagnetem. Niestety, lot był nieco niestabilny, więc zamiast w gardło, wbił się w przedramię nazistowskiego oprawcy. To wystarczyło, by ręka drgnęła, palec pociągnął za spust, a broń finalnie wypadła na ziemię. Oczywiście Pan Ryszard nie dostał, bo jakże to tak dostać postrzał podczas nieswojej walki…
Następnie Will rzucił się na chwilowo ogłupionego przeciwnika. Wymienili kilka szybkich jak myśl ciosów, w wyniku których Holiłud złapał szwaba za zranione ramię, a następnie robiąc dźwignię, rąbnął nim o skraj basenu. Chrzęst łamanego kręgosłupa był słyszalny prawdopodobnie i na Mokotowie, i na Wilanowie, i może nawet w tej dziwnej dziurze, w której odprawiały się murzyńskie rytuały. Will puścił zwiotczałego przeciwnika do wody i chwilę obserwował wypływające zeń bąbelki.
Rozejrzał się po pobojowisku.
No to chyba na tyle, cnie?
Wokół rozległy się ciche potakiwania, kiedy ekipa “zbierała się do kupy”. Trzeba było napoić winem Piździełusza, opatrzyć parę ran i zaciągnąć wykrwawiającego się Jaśka do Pana Ryszarda, aby ten użył ręców które leczą. Na wrogów nawet one by nie pomogły. Był tylko jeden zasadniczy problem… Ci wszyscy twardziele mieli dość dużo krwi, która właśnie w dość dużych ilościach wyciekała do basenu.
- Hanz?! Hanz?! Co tam się u was znowu wyprawia?! - głos jakiejś babuli dobiegł zza płotu z sąsiedniej posesji, mówiła po niemiecku - Mieliście nie hałasować z rana!
Wszyscy spojrzeli po sobie i momentalnie czmychnęli w krzaczory. Pan Ryszard zasłonił jeńcowi usta i zaciągnął w ukrycie.
Zadra zachował chyba najwięcej trzeźwości umysłu.
- Nic takiego Frau! Jakieś polskie świnie wlazły mi na posesje. Już się nimi zająłem.
- Coś nie tak Hanz? Jakoś słabo brzmisz?
- Zesrali się, Frau! Zesrali się i oddychać nie można.
- szybko rzucił Partyzant.
I też się zwinął. Ktokolwiek by spojrzał przez płot zobaczyłby niezłą masakrę w basenie. Ba. Na pewno ktoś zrobi powtórkę z Foltan… telewizyjną rzecz jasna. Jedyną różnicą byłby skradający się dziadyga - konkretnie Zadra ze swoim nieodłącznym bagnetem od M1, który poznał hitlerowską sukę po głosie. Była to dokładnie ta dziwka, przez której wyrok kilkadziesiąt lat temu zdarto z niego pasy i wrzucono do beczki po soli na terenie okupowanej Warszawy, pod adresem Jana Szucha 25.
Tymczasem fachowo zakneblowanego i spitego szpiega Pan Rysiu sprezentował agentce kontrwywiadu. Udało też pozyskać się trochę garniaków, które ostrożnie zapakowano w worki na śmieci. Kij z tym, że za dużo, jest czas… przerobi się. Ważniejsza okazała się zawartość wewnętrznych kieszeni marynarek - każda z ośmiu sztuk odzieży zawierała w sobie bowiem zaproszenie na przyjęcie wigilijne u Krakowskiego.
- W czymś jeszcze możemy pomóc, waćpanna? - uśmiechnął się szeroko Bimbromanta, a zawtórowały mu paskudne śmiechy i ciche rechoty kamratów. Pewnikiem nie z tego się rechotali, że uśmiech Bimbromanty choć szczery był niekompletny i mocno skorodowany.
- Proszę być pewnym, poradzę sobie - odparła Afro krótko, prowadząc sprzedawczyka do jego samochodu. Następnie odjechała ze spokojem emeryta z dwudziestoletnim stażem na śniadej twarzy.

Żuleria równie zgrabnie jak wpadła, tak wypadła z Foltasteinbergierów a gdy doszło do “kolejno odlicz” pod zabazgrolonym murem Zadry wciąż brakowało.
- To ja może po niego pójdę? - Odważył się zasugerować Ajej.
- No gdzie ten stary polazł? Skocz no po niego Ajej…Pewnie szabruje tą willą tego gamonia. - Bimbromanta zwrócił się do pozostałych - Jak te garniaki? Czyste? Ujdą?
- Eee… no jeden taki na dwu mnie by wystarczył.
- mruknął Piździeusz.
- Racja i tak będzie trzeba do krawca.
- Hyyyy… ja znam jednego, ciuchy mi szyje.
- podniósł rękę Jasiek Śnieżka, któremu pomogła cudowna nalewka i moce od Pana Zbyszka Nowaka.
- I gdzie on? - zapytał Bimbromanta.
- A koło cmentarza… przerabia garniaki dla trupów. - stwierdził Śnieżka.
W sumie to wiele wyjaśniało, skąd Jasiek znał takiego osobnika. A że potencjalnie można by tam wyposażyć w ubrania całą bandę… Pozostawało tylko poczekać na Ajeja i Zadrę.
Złomokleta był milczący od czasu ataku obcej ręki bał się obsługiwać komputery więc wszystko wyłączył i zajął się pracą z telefonami. Kiedy podano mu butelkę to spełnił toast, szli gdzieś to poszedł z nimi ale wszystko robił jakby na automacie jak jakieś afrykańskie zombie. Jego mózg działał na zasadzie przeładowanego informacjami procesora czasami coś mu się przypominało tak właśnie było teraz
- Rysiu nic się nie martw na pewno uratujemy twoją córkę! Wyuczysz ją na wspaniałą Bimbromancką wiedźmę zostanie zapewne Panią kilku dzielnic na miarę Pana Aleksandra!- Przez chwilę rysy Andrzeja Nowaka zmiękły jakby był tym samym pijaczkiem który trzy lata temu pomagał rozgryźć laptopa zboczeńców żeby pomóc w schwytaniu Mikołaja - pedofila. Powolna mięsna skorupa ćpunopijaka dopiero teraz przetrawiła słowa zmartwionego przyjaciela i wymyśliła odpowiedz, kolejne kilka minut zajęło technomancie zorientowanie się że znów spoufala się z Panem Dzielnicy. Czar prysł, znów był roztrzęsionym świrem
- PRZEPRASZAM SZEFIE! Nie wiem co się ze mną dzieje moja ręka próbowała mnie udusić… Telefony gotowe! - Rozdał wszystkim zmodyfikowane super szpiegowskie komórki jakby chciał tym odwrócić uwagę od swojej gafy - Cooo my to właściwie robimy ? Czekajcie zaraz sobie przypomnę, dobrze że wziąłem laptopy - Trząsł się nie wiadomo czy ze strachu przed złością Bimbromanty czy też z głodu narkotykowego ale przynajmniej znowu kontaktował.*
Pan Ryszard odciągnął Złomokletę na stronę i wcisnął mu flaszkę wina naenergetyzowanego Ręcyma Które Leczom.
- Wyglądasz coraz gorzej, Andrzej. - powiedział - Masz się napij, pomoże. Zaczynasz nam odpływać. Przed chwilą zrobiliśmy najazd na szkopskie osiedle i mamy garniaki… a przynajmniej materiał na nie.
Z każdą kolejną chwilą Ryszard nabierał coraz większej pewności, że Złomokleta będzie musiał coś ze sobą zrobić. I wyglądało na to że odpowiedzią na to pytanie będzie właśnie przeniesienie się do cyber-przestrzeni.
Złomkoleta pił łapczywie naenergetyzowane procenty pomogły mu pozbyć się trzęsawki ale i tak wyglądał jak cień człowieka - Dzięki Rysiu… Szefie. Wiem i coraz gorzej się czuję! Mają na mnie za duży wpływ załatwili mnie w tym psychiatryku na cacy! Co prawda nie mieli świadomości że powinni mnie dobić i pomogłem ci napsuć im trochę krwi i pewnie sobie plują teraz w brody że że otworzyli mnie na inne rzeczywistości i wymiary ale koszta takich podróży są za wysokie moje ciało nie wyrabia. Jeżeli nie ewakuuje się z mięsnej rzeczywistości to raczej nie dożyje nowego roku i wysiądę z wysiłku albo podtrucia…- Przez chwilę zbierał myśli ale tym razem trwało to wyjątkowo krótko biorąc pod uwagę to co wyrabiał ostatnio.
- Słuchaj, Szefie udało mi się ustalić co za wiadomość przeczytał ten cały grzesio od strzykawki, nie wiem czy to nie ten sam dziad który w zeszłym roku szarpał się z Rasputinem. w każdym razie trafiłem na jakieś sekretne forum internetowe które opisywało ostatnie godziny życia naszego Mariana z wielką dokładnością. Było tam też o nas z poprzedni lat i coś o jakiś władcach żywych trupów co mają dziwaczne moce… Nie jestem do końca pewien czy to były zamaskowane raporty wrażych sił czy może trafiłem przez głęboki net do alternatywnej rzeczywistości gdzie jesteśmy jedynie bohaterami jakieś szalonej gry albo opowieści…W każdym, razie link do tego forum był zawirusowany to było jakiś połączenie technologii z magią i skończyło się na tym że moja własna ręka chciała mnie udusić! Wsadzili mi jakieś żelastwo w rękę i chcieli mnie wyeliminować za to że zniszczyłem im siatkę informacyjno - pedofilską! Aż się zastanawiam czy nie uciąć tej ręki i nie zastąpić piłą łańcuchową jak w tym hamerykańskim filmie z takim Groovie gościem co mi kiedyś go Złomek pokazał mogłoby się przydać jeżeli ci Władcy Żywych Trupów kiedyś się do nas wedrą, znaczy, się do naszej rzeczywistości ale trudno byłoby ukryć przed psiarskimi.... - Andrew chyba zorientował się że znów mamrocze. Opuściła go cała energia kiedy skończył raportować swoje szalone pomysły nagle wykrzywił twarz w grymasie i zaczął okładać się kułakiem po głowie - Teraz, teraz,teraz! Wybacz, Szefie za dużo wątków do ogarnięcia już jestem z powrotem mówisz że mamy materiał na garnitury ? Chodźmy, na bazar znam taką jedną krawcową która nam garnitury uszyje na wczoraj jeżeli zapłacimy a kasa to przecież teraz nie problem! No i będziemy mogli kupić buty, butonierki i inne dodatki - Uśmiechnął się rozmasowując czerep. Był wyjątkowo zadowolony że powrócił do rzeczywistości i wymyślił coś przydatnego!
Nagle ponad płotem zebranym ukazała się uśmiechnięta twarz Zadry. Stary partyzant miał facjatę pomazaną roztartą krwią. Towarzyszący mu Ajej sprawnie przeskoczył płot i podszedł do Złomoklety i Bimbromanty.
- Stary nie wytrzymał, rozkurwił babetę. Coś mu odjebało, od samej pizdy do mordy wyciachał jej na grzbiecie swastyki. Spierdalamy, bo chuj wie czy nie miała kamerek w chałupie. Biegiem na bazar, Panie Rysiu?
- Na bazar! - zakomenderował Bimbromanta - A ty Zadra się wytrzyj bo od razu będą nas ścigać jak zobaczy cię ktokolwiek z taką mordą.
 
Stalowy jest offline