Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2017, 21:41   #71
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UexkNzvgMWo[/MEDIA]

Jack lubiła takie drobne przyjemności, taniec podświetlonych różnobarwnymi lampami, wyrzucanych, w górę strumieni wody zachwycał i przez chwilę człowiek zupełnie zapomniał o tym, że świat na co dzień nie jest tak piękny. Szum i plusk wody uspokajał i odprężał, a ciepłe ramiona, mocno ją trzymające były czymś czego Dove nie znała. Może, kiedyś, w innym życiu, gdy nie miała kryształu, może z Markiem, co było dawno i nie prawdą. Zdążyła już zapomnieć, że te najprostsze gesty potrafią wywołać największy uśmiech. Bo uśmiechała się szczerze z niemym zachwytem oglądając wodny taniec. Musiała przyznać, że to wszystko było przyjemne i zapewne mogłabym tak stać, otulona ramionami Javiera, aż wodny teatr nie dobiegnie końca gdyby nie jego słowa, które sprowadziły ją na ziemię. Zupełnie jakby ktoś uderzył ją drewniana pałką w potylice. Na chwilę przestała oddychać. Nie mógł mówić na serio, spędzili ze sobą dwa wieczory i jedną noc. Nikt nie mógł mówić takich rzeczy całkowicie poważnie po tak krótkim czasie. Nikt.

Serce w drobnej piersi rudosłowej zabiło szybciej, ale umysł krzyczał: UCIEKAJ! Nie mogła pozwolić sobie na zabawy w związek, nie przy jej pracy, nie przy tym co działo się teraz na świecie. Wiedziała o tym i zbyt boleśnie ostatnimi dniami to odczuła. To nie była bajka, a ona nie była księżniczką, której można było pomóc uwolnić się z samotni. Życie biegło obok i narzucało swoje tempo, nie czekając, na to czy Dove za nim nadąży, nie zwracając uwagi, że już brakuje jej tchu. On zaś nie był księciem w lśniącej zbroi, który mógłby pokonać smoka, by mieć ją dla siebie, bo to nie był jeden smok. Były ich tysiące, a jemu nie starczyłoby życia na pokonanie ich wszystkich.
Może z powodu alkoholu krążącego w jej żyłach, może przez podskakującą w kolorowych światłach wodę, a może przez jego słowa, rude piegi Dove zniknęły pod zawstydzonym różem. Dobrze, że nie mógł teraz widzieć jej twarzy. Znów poczuła się jak głupia nastolatka, ostatnio często się jej to zdarzało. Wypuściła w końcu, przetrzymywane w płucach powietrze.
- Wyjeżdżam do Buenos Aires. Jutro, może pojutrze, jeszcze nie wiem - powiedziała cicho, jakby miało to cokolwiek wyjaśniać.
- Służbowo? Zostaniesz tam na dłużej? Mogę napisać wniosek o przeniesienie. To nie jest daleko - mężczyzna się nie poddawał.
Bardzo sceptycznie podchodziła do jego deklaracji, dałaby sobie rękę uciąć, że jutro nie będzie o tym pamiętał.
- Nie wiem na jak długo. Na razie zaproponowali mi przeniesienie tam, choć to nic pewnego - mruknęła cicho spoglądając na tańczącą wodę.
- Rozumiem - pokiwał głową. Nie odpowiedział nic więcej tylko spojrzał gdzieś w bok. Fontanny go nie interesowały zbytnio, pewnie widział je wielokrotnie.
Przygryzła wargę nie bardzo wiedząc co może dodać. Przecież to było głupie, to co mówił nie miało zupełnie sensu. By przerwać niezręczną ciszę w końcu powiedziała, samej nie wiedząc, dlaczego akurat takie właśnie słowa padły z jej ust.
- Pracowałam w Chicago, więc jakby no.. spodziewałam się przeniesienia, ale nie myślałam, że akurat do Ameryki Południowej - stwierdziła cicho i oparła się o niego plecami.
- To pewnie z tego powodu, że tak dobrze znasz hiszpański- stwierdził. - []iPrzynajmniej dzięki temu mogłem spędzić dwa najlepsze wieczory mojego życia[/i] - przytulił ją mocniej. - Chodźmy, nie marnujmy więcej wspólnego czasu.
- Raczej z powodu mojego szefa - wzruszyła ramionami i odsunęła się na krok od niego - Gdzie chcesz iść? - czy on miał coś zaplanowane? Co się działo?! Jack rozejrzała się trochę niepewnie nim powróciła spojrzeniem do twarzy Javiera. Wszystko było nie tak.
- Do ciebie - odparł uśmiechając się, jakby to była oczywistość.
Nagle wszystko stało się jasne, przynajmniej w odczuciu Jack. Nie spodziewała się niczego innego, ale podejrzewać, a wiedzieć, to dwie różne rzeczy.
- Ahh.. - mruknęła pod nosem i uciekła spojrzeniem gdzieś w bok. Uśmiechnęła się, jednak nie był to całkowicie szczery uśmiech.
- Być może dałam Ci fałszywe nadzieje, ale wczorajszy wieczór to nie codzienność dla mnie.
Zmarszczył brwi nie do końca rozumiejąc.
- Pozwól mi w takim razie sprawić, by dzisiejsza noc była jeszcze bardziej wyjątkowa. Jesteś tak zjawiskowo piękna - potarł ją delikatnie dłonią po policzku. Tak jak zdołała się przekonać kilkanaście godzin wcześniej, jego dłonie były bardzo zadbane i miękkie w dotyku.
Przyglądała mu się oczami o jasnych tęczówkach. W zasadzie, co jej szkodziło? Skoro porzucił próby przekonania jej, że myśli o czymś więcej, a przeszedł do dobrze znanych jej działań, niepokój, który odczuwała jeszcze chwilę temu zupełnie zniknął. Usta Jack wygięły się w enigmatycznym uśmiechu, gdy poczuła jego dłoń na swojej twarzy.
- To będzie ostatnia noc, wiesz o tym, prawda? – zapytała tylko, by upewnić się, że Javier wie, że myślenie o czymś poza tym, co dzieje się teraz nie ma sensu.
- Wystarczy słów - przytrzymał jej głowę i ją pocałował.

To nie było w stylu Jack by dwie noce z rzędu sypiać z tym samym facetem, który miał być tylko przygodą. Bo Javier, sierżant SpdO nie miał być niczym więcej. Wiązanie się z kimś z biura nie było najmądrzejszym pomysłem i panna Dove zdawała sobie sprawę, dlatego nie poświęcała zbyt wiele uwagi na rozważanie tej kwestii. Wolała skupić się na tym co mogło się stać dzisiejszej nocy.
Nie będąc pod wpływem, jak dnia poprzedniego, a przynajmniej na pewno w o wiele mniejszym stanie upojenia alkoholowego kontrolowała swoje odruchy. Zupełnie, jakby byli na randce, trzymając się za ręce ruszyli do pokoju hotelowego Jack, po drodze rozmawiając o zupełnie nieważnych sprawach, o tym co można zobaczyć w mieście, o pogodzie i tutejszym klimacie. Jack zachwycała się pokazem na jaki ją zabrał, co uznała, oczywiście za tanią sztuczkę i sposób na zaciągnięcie jej do łóżka, ale mimo wszystko doceniła to. Nie jeden z facetów, jakich znała, będąc pewnym siebie, zupełnie zapominało, że nawet o kobiety, które mają być jedynie jedno nocnym wyskokiem, trzeba zabiegać. Przyglądała się jego twarzy w świetle latarni, gdy szli wciąż jeszcze pełnymi, spacerujących ludzi, ulicami. Uśmiechała się, gdy powiedział coś zabawnego i przyglądała zmieniającej się mimice twarzy Javiera. Sygnały niewerbalne, które wysyłał były jednoznaczne i nie trzeba było być geniuszem by zorientować się, ze dziewczyna mu się podoba. Obejmował ją ramieniem, a ona nieznacznie przytulała się do niego spacerując.
Nieopodal hotelu zaszli jeszcze do sklepu, gdzie Jack kupiła butelkę wina, jakieś przekąski i sprita na rano. Nie mogła pozwolić sobie na posiadanie partnera, ale nikt nie powiedział, że czasem nie mogła pobawić się w związek, z jakimś nieznajomym, który zniknie z jej życia kolejnego poranka. Przez to mijały ją dramy, płaczliwe rozstania, złamane serce i wszystko, to co zaprzątało głowę kobiet w jej wieku. Skorupa jaką zbudowała wokół siebie Jack, będąc jeszcze nastolatką, była twarda, a Dove, tak bardzo się do niej przyzwyczaiła, że nie miała zamiaru by ta została rozbita. Było jej dobrze, w jej własnej, ciasnej, bezpiecznej przestrzeni.

Popchnęła drzwi do pokoju, który pokojówki zdążyły już posprzątać. Starannie zaścielone łóżko, jej ciuchy wrzucone do zamkniętej teraz walizki, nowa butelka wody z hotelową etykietą i porcja świeżych ręczników, to luksusy mieszkania w hotelu. Przynajmniej nie musiała się wstydzić za burdel, który zostawiła rano
Otworzyli wino, a Jack zdążyła wypić jeden łyk nim przyciągnął ją do siebie, obejmując silnie w pasie. Poddała się jego dotykowi i pocałowała chętnie, znów oddając się zapomnieniu. Noc była jeszcze młoda, a ona miała na nią plany.

[MEDIA]http://kb.pl/static/site_media/uploads/images/firany_zaslony_w-oknie-balkonowym.jpg[/MEDIA]


Wdzierający się przez szparę w zasłonie promień słońca obudził ją. Nie wypiła wczoraj tak dużo, więc nawet nie czuła bólu głowy, ale zarwanie drugiej nocy z rzędu odbiło się na jej twarzy. Powoli uniosła prawą powieką i rozejrzała się jednym okiem. Obok niej w zmiętolonej pościeli nie było nikogo. Pusta poduszka i miejsce, na którym osiadł męski zapach. Przeciągnęła się z cichym mruknięciem. Nie dosłyszała szumu wody, więc nie było go w łazience. Przeturlała się do brzegu łóżka, wyglądając za jego krawędź. Nie znajdując jego ciuchów na podłodze, dobrze wiedziała, że tym razem postąpił, tak jak powinien to uczynić już poprzedniej nocy. Mimo to gdzieś w środku coś delikatnie zakłuło.
Spojrzała na zegarek stojący na nocnej szafce. Nie było, jakoś przesadnie późno, ale przestali już podawać śniadanie w stołówce hotelowej. Mruknęła niezadowolona i wsunęła dłoń pod poduszkę, gdzie był jej telefon. Przycisnęła boczny przycisk i odblokowała ekran sprawdzając połączenia i wiadomości tekstowe, choć nie spodziewała się, by ktokolwiek próbował się z nią kontaktować, nawyk jednak pozostawał.
Miała tam kilkanaście nieodebranych połączeń od różnych numerów i jeden sms.
"Staw się w biurze jak najszybciej, Smaug."
- Cholera - zaklęła pod nosem i szybko podniosła się z łóżka. Nie miała czasu na prysznic. Kilkanaście połączeń i sms od Smauga nie mógł znaczyć nic dobrego. Wbiegła do łazienki, ochlapała się tylko wodą jedną ręką, drugą szorując zęby, jakby miała trzecią, to jeszcze związałaby włosy, ale to musiało poczekać. Wypluła pozostałości pasty do zlewu odkręcając wodę. Wypłukała usta by w końcu związać włosy w wysoko upięty koński ogon. Wyszła z łazienki zapinając stanik i podbiegła do walizki. Na tyłek włożyła granatowe jeansy, a na górę narzuciła białą koszulę w buldożki angielskie. Złapała telefon, który wrzuciła do kieszeni spodni, podobnie też zrobiła z kartą do hotelowego pokoju. Wsunęła stopy w letnie sandały i wybiegła na korytarz zapinając guziki bluzki. Nie trudziła się nawet oddzwanianiem, biuro było niedaleko, szybciej tam dobiegnie, niż zadzwoni. W windzie tylko, przebiegła wzrokiem po numerach z nieodebranych połączeń, upewniając się, że żadne z połączeń nie pochodziło od Davida.
Droga minęła jej szybko. Musiała jedynie wyciągnać swoją przepustkę przy wejściu do siedziby SPdO.
Kilka chwil później była w sali konferencyjnej, robiącej za tymczasowe biuro Smauga. Oprócz niego przebywała tam jeszcze nieznana Jack kobieta.

[media]http://wallpapersdsc.net/wp-content/uploads/2016/06/M%C3%ADa-Maestro-Wallpapers-HD.jpg[/media]

Pochylała się nad pracującym przy komputerze Vellanhauerem, ale jej wzrok nie spoczywał na monitorze ale na twarzy skupionego mężczyzny.
Oboje byli tak skupieni na swoich czynnościach, że nie zauważyli wejścia Dove.
Jack stanęła w progu przyglądając się Jackowi i nieznajomej jasnymi oczami. Zdążyła już uspokoić oddech, po biegu, pierś nie falowała, a z twarzy zgarnęła niesforne kosmyki rudych włosów, które podczas biegu przykleiły się do jej twarzy. Wyglądała na spokojną i opanowaną, co było przeciwieństwem tego co czuła w środku. Zapukała we framugę by zwrócić na siebie uwagę.
- Dzień dobry? - wzywał ją i zdawało się to być ważne, ale nie była pewna, czy nie przeszkadza im w czymś ważnym.
Oboje podnieśli głowy, a kobieta odchyliła się szybko zwiększając dystans pomiędzy nią a mężczyzną.
- O, cześć. - Vellanhauer wstał. - Jack poznaj Carmen Sanchez pseudonim Sting, dowódca operacyjny na Chile. Carmen to Jack Dove. Będzie prowadzić dalsze śledztwo w sprawie przecieku.
- Hmm... - chilijka spojrzała taksująco na amerykankę. - Działa w polu? - pytanie pewnie pojawiło się w związku z tym, że nie Dove jak do tej pory nie miała pseudonimu.
- Tak. Od niedawna. I słuszne spostrzeżenie - Smaug przytaknął. - Jaki pseudonim wybrałaś? - zapytał rudowłosą.
Skinęła głową nowo poznanej i uśmiechnęła się ciepło w jej kierunku. Nie umknęło jej uwadze, jak kobieta odskoczyła od Smauga kiedy Dove pojawiła się w pokoju, co trochę rozbawiło Jack. Najwyraźniej Smaug nie był tylko ulubieńcem mediów, ale i koleżanek po fachu.
- Cheza - odpowiedziała na pytanie zadane przez Australijczyka i ruszyła w ich kierunku lekkim krokiem, wyciągnęła dłoń do kobiety.
- Miło mi Cię poznać.
- Mi rówież - odparła beznamiętnie Carmen i uścisnęła jej dłoń, nadal czujnie się jej przyglądając.
- Dobry nick. Krótki i dźwięczny - męczyzna pochwalił wybór Jack. - Wypełnij formularz w wolnej chwili, przekażę go do centrali osobiście. Za dwie godziny mam samolot, więc czas nagli. Dopóki nie przyjdzie inne wezwanie - miał zapewne na myśli informację od Lovana - twoim priorytetem jest wyśledzenie, kto wysłał ten helikopter dwa dni temu. To jedyny ślad, jaki zostawił zabójca Marco.
- Wysłał go ktoś z SPodO? Czy jakiś anonimowy donos? - chwilę przyglądała się kobiecie, odpowiadając na jej badawcze spojrzenie przyjemnym uśmiechem. Nie raz była oceniania i na pewno nie miało się to zmienić, w momencie gdy przydzielono ją do pracy w terenie, będzie więc musiała uodpornić się na tego typu spojrzenia. Kiedy Smaug wyznaczył jej zadanie powróciła spojrzeniem do niego i zaczynała powoli układać wszystko w głowie.
- Dyspozytor otrzymał rozkaz w formie notatki służbowej. Długo się nie zastanawiał i wysłał śmigło - wyjaśniła Carmen. - Później ktoś mu ten świstek papieru ukradł. Tak przynajmniej twierdzi. Zatrzymaliśmy go oczywiście na czas wyjaśnień. Przygotowujemy również listę osób, które miały wstęp do jego biura tego dnia.
- Porozmawiałabym z nim, jeśli to możliwe - odpowiedziała kobiecie. - Być może będę w stanie ocenić czy mówi prawdę, czy też kłamie, a jeśli tak, to w jakim stopniu - uśmiechnęła się do Carmen i splotła ręce za plecami przyglądając się jej.
- Oczywiście. Możesz to nawet zrobić teraz - zaproponowała Sting. - Porozmawiaj o tym z porucznikiem Galvezem. Jack - zwróciła się do mężczyzny - chciałeś jeszcze coś zjeść przed lotem.
- Tak, ale myślę, że zamówię coś na pokładzie samolotu.
- Och daj spokój - machnęła ręką. - Tam mają tylko odgrzewane dania, tu obok jest fajna knajpa, choć zaprowadzę cię - uśmiechnęła się przeuroczo.
- Powinienem jeszcze pomóc w miarę możliwości Chezie - zaoponował.
- Och, jestem pewien, że sobie poradzi. W końcu po to dostała tak odpowiedzialne zadanie - Carmen nie dawała za wygraną.
Smaug spojrzał pytająco na Dove.
Jack popatrywała to na Sting, to na Jacka podczas tej wymiany zdań. On naprawdę nic nie dostrzegał, musiała przyznać, że to było nawet słodkie. Wątłe ramiona Dove uniosły się i opadły po chwili, dając Jackowi do zrozumienia, że dla niej to wszystko jedno.
- Chyba mnie tu nie zjedzą - mrugnęła do Smauga, pozwalając mu się wyrwać na obiad z ewidentnie klejącą się do niego kobietą. Bawiło ją to, szczególnie wiedząc, co, a raczej kto siedzi w głowie Jacka, przez chwilę, było jej nawet szkoda kobiety, a potem przypomniała sobie jej oceniające spojrzenie i to uczucie zupełnie minęło.
- Nim wyjdziesz, powiedz mi tylko, rozmawiałeś z Jakiro? Jak sytuacja w Chicago?
- Ciągle dużo pracy, ale nie było już żadnej aktywności ze strony Mroku - odparł.
- O tyle dobrze. - stwierdziła i przeniosła spojrzenie na dowódcę operacyjnego Chille - Możesz mnie pokierować do porucznika, o którym wspomniałaś? Chciałabym się już tym zająć.
- Ma swoje biuro piętro wyżej - odpowiedź Sanchez była błyskawiczna.
- Spokojnego lotu Jack - posłała uśmiech piątce. Ostatnio to zdanie nabierało dla niej nowego wydźwięku i jakiś cień przemknął przez jej młodą twarz. Odwróciła się jednak nic już nie mówiąc i ruszyła do biura Galveza.

Plan Chezy był prosty i składał się z kilku podpunktów w zależności od tego na jakie zmienne by natrafiła.
  1. Porozmawiać z dyspozytorem. Ocenić jego prawdomówność, gdyby miała z nią problemu, musiała zarządzić "przesłuchanie" go w inny sposób i poprosić o dostęp do pokoju, gdzie mogłaby się przemienić. Poznanie rysopisu, osoby, która przekazała mu kartkę uznała za sprawę priorytetową.
  2. Przejrzenie monitoringu, przy okazji wypełniając formularz dla Jacka.
  3. Gdyby otrzymała już listę osób, które miały pozwolenie na wejście do pokoju, to miała zamiar ich przesłuchać.
  4. Sprawdzenie śmietników, w budynku, tylko jeśli dyspozytor mówiłby prawdę o tym, że ktoś dostarczył mu kartkę.
  5. Przesłuchanie strażników przy wejściu również byłoby pomocne, pytając osobę, której rysopis, o ile, udałoby jej się odzyskać.
  6. Monitoring przy tylnym wyjściu też mógłby okazać się pomocny, jeśli okazałoby się, ze ktoś nie dostał się do środka w sposób formalny.
Wszystkie te podpunkty Jack stworzyła wchodząc schodami na górę, ku gabinetowi funkcjonariusza SPoD. Kiedy stanęła pod jego drzwiami, w głowie miała już gotową listę działań i postępowania, było jednak za dużo zmiennych by mogła opracować dokładny plan lub sposób prowadzenia rozmowy. Sprawa najważniejszą dla niej, jednak było, aby poprowadzić rozmowę w taki sposób by jej przemiana nie była konieczna.
Pokręciła głową, bo kogo ona oszukiwała? Na pewno na dupy na całej linii. Nim zapukała do drzwi Glaveza poczuła złość na jacka i Davida.
 
Lunatyczka jest offline