Oskar wytarł czoło ręką. Walka była ciężka. Na ich posterunek rzuciły się chyba największe siły. A na pewno najgroźniejsze.
-Gratuluję, dobrze walczyliście.- powiedział do zgromadzonych obrońców.-Ty i ty, zostajecie na warcie. Za godzinę zmienią was kolejni. I tak dalej. Ranni niech udadzą się na posterunek opatrunkowy. A, kobieto, przynieś wartownikom coś do picia. Zasłużyli sobie.
Postanowił udać się do karczmy. Trochę utykał, ranny w nogę, ale z każdym krokiem ból stawał się mniej intensywny. Oskar uspokajał się i początkowy strach, zniknął. Trzasnął drzwiami i usiadł na pierwszym wolnym stołku. Wziął bukłak, który o dziwo podczas walki się nie przedziurawił i wziął kilka głębokich łyków. Kiedy oderwał go już od ust, rozejrzał się. Zauważył towarzyszy, stojących w drugim końcu karczmy. Podszedł do nich. -Nie uwierzycie, co u mnie się stało! Ogromne orki! Trzy metry wysokości, jak nie więcej! Jak nic, gdyby na nas wpadły, to by nas przewróciły. Ale pokonaliśmy je. Tak w ogóle, dzięki za pomoc.- zwrócił się do Sandrusa-Bardzo mi pomogłeś. No, a o czym dotąd rozmawialiście?
Uważnie wysłuchał towarzyszy. -Podzielmy je, ale mam lepszy pomysł. Dlaczego nie możemy po prostu spalić tych pomiotów? Jest taki stary, kislevski wynalazek. Gliniane, lub szklane naczynie z wódką w środku, z włożoną do środka szmatą. Szmatę podpala się i rzuca w kierunku wroga. Chyba nie muszę opisywać skutków tego? W każdym razie, już raz to stosowałem. Kiedy robiliśmy z braćmi zajazd na von Pletzów, a tak z 4 lata temu, to uzbroiliśmy czeladź i kazaliśmy jej podpalać ich budynki. Efekt piorunujący, wyprawa się całkowicie powiodła? I co o tym myślicie?
Widząc zgodę towarzyszy, Oskar udał się do starszego wioski. -Dziadku, potrzebuję jak najwięcej glinianych lub szklanych naczyń. Napełnicie je wódką lub innym mocnym alkoholem i włożycie do niej szmatę, kawałek materiału, tak aby duża część z niej wystawała. Przy nowym ataku zamierzam trochę popalić te cholerstwa.
Ostatnio edytowane przez Ismerus : 25-03-2017 o 11:03.
|