Ogień, krew, krzyki, chaos.
Oleg zerwał się na równe nogi i jak puszczyk nienaturalnie szeroko otwartymi oczyma lustrował cały plac. Ogień nie bierze się znikąd. Uciekać? Gasić? Schować się? Zamach? Kto? Znów poczuł, że każdy oddech jest coraz krótszy, coraz szybszy.
Ktoś wskazał na dach, a on chociaż wcale tego nie chciał zerwał się do szaleńczego biegu. Odbijając się od skotłowanych ciał parł co chwila podpierając się o kamienistą ziemię w kierunku wskazanym zakrwawioną ręką. Co to? Gniew? Ciekawość? Nie wiedział co, ale coś kazało mu biec za tym kto wypuścił bełt wbity w ciało Kapitana.
Ostatnio edytowane przez Morel : 23-03-2017 o 11:39.