Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2017, 22:05   #44
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese starała się już nie drażnić ze swoją ghulicą i grzecznie dała się obmyć i ubrać. Czasem tylko dotykała jej niby niechcący, ale jak to wampirzyca lubiła, drażniąc wszystkie zmysły kobiety. To przesuwając dłonią po jej pośladkach, zahaczając piersią o jej ramię. Starała się odciągnąć myśli od wypadu markiza. Była zaniepokojona tym, że jeszcze nie wrócili. Szczególnie gdy przypominała sobie co spotkało ich w tamtej wiosce.
Gilla wybrała dosyć skromną jeśli chodzi o krój suknię, ale na tym kończyła się jej skromność. Bogato haftowany złotą nicią jedwab barwy czerwonego wina, przyozdobiony był pięknymi koronkami i doszytymi gdzieniegdzie klejnotami. Do tego wampirzyca założyła wisior w kształcie krzyża, wysadzany rubinami.

Gilla odprowadziła ją do bramy, gdzie już oczekiwał jej Borso, wraz z niewielkim oddziałem i lektyką. W ukrytej kieszeni sukni miała list od Mediciego. Wsiadła do lektyki i przymknęła oczy przygotowywując się na zbliżającą się rozmowę.

Papieski pałac w Watykanie przypominał raczej opancerzoną karetę. Nie miał wprawdzie zwodzonych mostów oraz okutych stalą bram, ale był dobrze broniony przez grupę najemników wiernych Cesare. Książę Romanii był bezpieczny pod ich opieką, lepsze warunki bezpieczeństwa zapewniłby mu tylko Zamek Świętego Anioła, gdzie niejednokrotnie przywódcy chrześcijaństwa musieli uciekać, by chronić się przed wściekłymi mieszkańcami Rzymu, lub innym jakimś wrogiem. Nigdy ich nie zawiódł, ale tym razem zamek nie stanowił oparcia Cesare, ani nie musiał. Książę wypoczywał chory na łożu, ale jaki stan sobą przedstawiał, stanowiło tajemnicę.

Jeszcze niedawno książę był uważany za jednego z najprzystojniejszych mężczyzn Włoch, równie inteligentnego, jak pełnego uroku. Uwodził panie stadami wręcz, kochał się ze wszystkimi, od księżniczek do dziwek. Nic więc dziwnego, iż szybko zaczął nosić rękawiczki, które skrywały paskudne wrzody znamionujące francuską chorobę. Nie przeszkadzało to mu jednak dalej mieć szalone powodzenie. Ponadto potrafił łączyć łaskawość, mądrość, umiejętności taktyczne oraz dyplomatyczne ze straszliwym, bezwzględnym okrucieństwem. Skuteczny prawdziwie, zachwycał sobą ludzi pokroju Machiavellego. Jeszcze niedawno drżał przed nim niemal każdy mieszkaniec Italii, jednak nawet teraz stanowił wielką siłę.


Agnese widziała go kiedyś, bowiem książę krążył po Italii to planując podboje, to podejmując misje dyplomatyczne. Przejeżdżał także przez Florencję, choć nie była ona dla niego miłym miastem. Właściwie tylko opieka królów francuskich sprawiała, iż Cesare miał wobec niej powiązane ręce. Bankierzy florenccy udzielali pożyczek Paryżowi, więc mogli liczyć na jego wsparcie.

Michelotto Corella należał do najbardziej zaufanych sług księcia. Stał przed drzwiami lustrując wszystkich, zaś po jego bokach tkwili uzbrojeni strażnicy.


Wampirzyca słyszała o nim, bowiem uznawano, iż odpowiada za wszelkie bezeceństwa księcia. Spojrzał ponuro na signorę Contarini. Chyba wiedział, kim jest, bowiem skinął głową.
- Signora Contarini pozwoli za mną. Jego Wysokość oczekuje panią.

Wampirzyca ruszyła długim, bogato urządzonym korytarzem wśród eleganckich malowideł przedstawiających sceny średnio religijne. Mogła dostrzec, że korytarz patroluje bardzo wielu strażników, aż wreszcie dotarła do komnaty jeszcze mocniej chronionej. Jej drzwi otwarły się, zaś za nimi znajdowało się średniej wielkości pomieszczenie. Wielkie łoże stało zagłówkiem przy ścianie, obok było biurko, stolik oraz kilka krzeseł. Jedyny człowiek, poza signorą, która została wpuszczona oraz zamknięto za nią drzwi, leżał na łóżku. Nie mogła poznać dawnego eleganta, teraz osłabionego oraz napuchniętego na twarzy, bladego bardzo. Patrzył się na nią bystro, ale dosyć obojętnie. Widać było, iż jeśli wychodzi nawet z choroby, rekonwalescencja przebiega stosunkowo powoli. Stanowczo człowiek ów dawny, potężny, odszedł wraz z malaryczną chorobą.
- Proszę podejść, signora Contarini – usłyszała jego słaby głos. - Słyszałem, że przyprowadziło panią francuskie wojsko. Co tam u mojego powinowatego króla Ludwika? - spytał lekko kpiąco, jednak sedno było prawdziwe, wszak Borgia ożenił się z córką rodu d'Albert, krewnego królów Francji.

Agnese podeszła spokojnym krokiem do mężczyzny. Teraz bardzo cieszyła się, że Gilla ofiarowała jej tyle przyjemności tuż po przebudzeniu. Oglądanie księcia nie należało do przyjemnych czynności.
- Obawiam się, że możesz wiedzieć Panie więcej ode mnie. - Zerknęła na przygotowane krzesło. - Francuskie wojsko odprowadziło mnie gdyż, markiz Gonzaga ulitował się nade mną i nad moim wyniszczonym walką oddziałem. Niestety w drodze do rzymu napotkałam na pewne… nieprzyjemności. - Jej głos był ciepły, sprawiła, że brzmiał na lekko zatroskany.
- Ha ha ha ugh ugh ugh … - książę spróbował się podeśmiać, jednak później jego śmiech przeszedł w kaszel. - Ugh ugh ugh … - chwilę trwało, kiedy doszedł do siebie. Widać było, że jest słaby, jednak istotniejsze było jego spojrzenie - Zagrożona signora Contarini oraz ratujący ją signor Gonzaga, który zamiast patrolować północne Lacjum, wysłał oddział kawalerii bez wiedzy dowództwa francuskiego. Ha ha ha, signora, nie żartuj, albo raczej, jeśli chcesz ze mną rozmawiać, rozmawiajmy poważnie – rozkaszlał się znowu. Ewidentnie uważał signorę za agentkę Ludwika XII i nie życzył sobie, by robiła z niego durnia, skoro on sam jest także sojusznikiem Francuzów. Oczywiście wiadomo, wszyscy zdawali sobie sprawę, iż Cesare Borgia, teoretyczny sojusznik Ludwika XII gra na kilku frontach, dogadując się z potężną Hiszpanią, która trzymała swoją łapę na Neapolu oraz całym południu Italii. Jednak tutaj w tej sytuacji: jeśli przyjąć założenie, że Contarini jest wysłannikiem francuskim, ale nie chce do tego się przyznać przed Borgią, to jaką grę prowadzi? Albo jeszcze lepiej, jaką grę prowadzi Ludwik XII, czyżby bowiem chciał odsunąć swojego, wprawdzie dość niesfornego, jednak istotnego sojusznika. - Proszę signora, usiądź tutaj – wskazał krzesło. - Porozmawiajmy szczerze, jak mógłbym zaspokoić chęci Jego Królewskiej Mości oraz udowodnić szlachetnemu władcy swoją wierność? - trochę przykro jednak było patrzeć, jak ten pełen uroku kondotier stracił swoją siłę. Pytanie jednak było, czy zachował jej wystarczająco wiele? Pewnikiem tak, skoro dalej wywierał istotnych wpływ na Rzym, lecz wybór papieża mógł zdecydować wszystko, popchnąć sprawy Borgii.

Agnese przysiadła na krześle. Nie lubiła rozgrywać takich rzeczy, kłamiąc. Czuła, że to co teraz ułatwi jej prace potem może zatruć jej życie.
- Nic tak nie ucieszy Jego Królewskiej Mości, jak informacja o tym, że wróciłeś do zdrowia, książę.
- Aaa, tak dziękuję signora, to znaczy podziękuj Jego Królewskiej Mości, albo napisz do Jaśnie Pana. Jestem wdzięczny za jego ojcowską troskę. Kiedy Ojciec Święty odszedł, cenię go najbardziej ze wszystkich ludzi. Możesz odpisać królowi, jeśli przypadkiem wyślesz do niego list, iż powoli wracam do zdrowia. Jeszcze trochę i będę gotowy na jego rozkazy - oczywiście Agnese doskonale wiedziała, że książę gra przede wszystkim dla siebie, wykonując rozkazy króla tylko wtedy, kiedy musi.
- Nie omieszkam zawrzeć tych informacji gdy będę pisać do Jego Królewskiej Mości. - Wampirzyca wpatrywała się w chorego mężczyznę. Zastanawiała się na ile choroba pomieszała mu umysł. na ile cały Rzym wariował od tego konklawe. Jeden jej wjazd i już została zaszufladkowana jako agent. Musiałby być idiotką. Gdyby pracowała dla Francji przyjechałaby incognito by móc swobodnie działać. - Przyznam się, że przychodzę z niewielkim poleceniem, nie wiem jednak na ile stan Księcia umożliwi mu jego realizację.
- Zależy co masz signora, na myśli - być może Cesare uważał ją za agenta jawnego, który ma tak naprawdę robić dym, żeby przykryć działania agentów tajnych. Chociaż właściwie z drugiej strony w takim mieście jak Rzym, każdy tajny agent stawał się błyskawicznie jawny dzięki tysiącom szpiegów oraz wszechobecnemu plotkarstwu. - Czegóż więc wobec tego oczekiwanoby ode mnie? - oddychał ciężko. Widać, że dłuższa dyskusja sprawiała mu pewną trudność, albo raczej, męczyła go, chociaż chyba faktycznie powolutku zdrowiał, jednak bardzo powoli.

- Byś pozwolił mi swobodnie działać w Rzymie, w związku ze zbliżającym się konklawe. - Powiedziała to jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Pozwolić ci działać, co to dokładniej oznacza?
- Książe… mieliśmy rozmawiać poważnie, a prosisz bym wyjaśniała ci tak oczywiste rzeczy. - Jej głos nabrał cięższego tonu. Jej oczy spotkały się z oczami księcia. Musiała wsączyć mu w głowę wolę, nie chciała by myślał, że podsuwa mu jakieś pomysły.

dominacja 3, przebiegłość + spryt (3+2) 10,6,8,9,6



Wpatrywał się w jej spojrzenie śmiało, choć była tam nie tylko odwaga, ale także pewna nuta dezorientacji.
- Jeśli oczekuje się ode mnie, żebym opuścił Rzym - domyślił się wreszcie, albo wcześniej udawał, że się nie domyśla. Albo może właśnie zadziałała jej moc. Umysł księcia, nawet osłabiony, był dosyć silny - to oczywiście mógłbym spełnić tą drobną prośbę, ale wybacz signora, nie mam ochoty oddać się pod miecz moim wrogom. Jego Królewska Mość oczekuje zapewne, że kardynał d’Amboise zostałby papieżem. Nie przeszkadza mi to, ale wątpię, żeby miał szansę. Włoscy elektorzy go nie przyjmą raczej. Ale oczywiście w absolutnie żaden sposób nie zgodze się na della Rovere. Jednak Francesco Todeschini-Piccolomini może wchodziłby w grę - złożył propozycję, chyba tymczasową, bowiem kardynał Piccolomini był schorowany oraz byłby raczej wyborem krótkotrwałym. Chociaż kiedyś zdarzył się przypadek wyboru Jana XXII, który miał być podobnie wyborem na uwolnienie, podczas gdy panował bardzo wiele lat. Ogólnie jednak propozycja była sensowna. On się wycofa, jeśli poprze się kardynała, który po pierwsze będzie mu względnie przychylny, po drugie będzie na tyle słaby, pozwalając dokonać rekonwalescencji. - Oraz oczekuję, że pomimo mojego pobytu poza Rzymem, nie zostanie mi odebrana moja pozycja dowódcy. Jeśli dostanę obietnicę tego oraz oświadczasz mi pani, że nie masz nic przeciwko kardynałowi Piccolomini, obiecuję wyprowadzić się do 3-iego września. Gdyby jeszcze Piccolomini przypadkiem został wybrany, umiałbym się odwdzięczyć.
- Książę, nie moja wola jest tu istotna lecz Jego Królewskiej Mości. - jej głos stał się ciepły i przyjemny. - Z mojej strony mogę zagwarantować iż zadbam byś zachował swój urząd, bo na to jeszcze mam wpływ. Obawiam się jednak, że jeśli będziesz tu Książę obecny 2 września to i tego nie uda mi się utargować.

prezencja 3 - 4,8,4,2,3,4,8,3



- Myślę … przypuszczam signora, że możesz mieć rację - nagle książę Romanii - zwrócił się do niej znacznie cieplejszą tonacją, niźli przedtem. - Tak, możesz mieć rację, ale chciałbym poprosić, byś przekazała wiesz komu, że kardynał Piccolomini stanowiłby dobry wybór. Przypuszczam, że zarówno ja, jak ewentualny elekt docenilibyśmy efekt wyboru, zarówno dla Jego Wysokości, jak dla ciebie osobiście signora. Czy miałabyś jakieś życzenia? Zamek, albo stanowisko biskupa dla któregoś spośród krewnych, wymień proszę. Oczywiście bowiem, nawet jeśli obiecuję, że wyjadę z Rzymu do 3-iego, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy porozmawiali o rzymskim konklawe - spojrzał naprawdę bystro.
- Książę, jeśli będziesz tutaj 2 września, przyznam że nie będę mogła zrobić nic by ci pomóc. - W jej głosie pojawiła się troska, jakby naprawdę obawiała się o Cesare. Była bardzo ciekawa jaką korzyść przyniesie dla księcia wybór Piccolominiego. Nie to by ktoś mówił jej, że ta osoba nie może wygrać, ale… Działanie bez uzyskania dodatkowych informacji byłoby głupotą.

- Dobrze, przyśpieszę swój wyjazd na 2-iego września. Wcześniej byłoby to niewskazane - Agnese mogła domyślić się bez problemu, że kwestia dotyczy jego zdrowia. - Rozumiem jednak, że weźmiesz mają propozycję pod rozwagę?
- Oczywiście książę. - Wampirzyca uśmiechnęła się. Myślała jak tu dopilnować by ten schorowany facet rzeczywiście wyjechał z Rzymu. Nachyliła się nad łożem, tak że nawet mimo jej skromnej sukni, książe mógł dostrzec linię dzielącą jej krągłe piersi. Normalnie bardzo by mu się to spodobało oraz oznaczało zakończenie rozmowy w jego miękkim łóżku, jednak teraz jedynie rzucił tęsknym spojrzeniem. Prawdopodobnie jego choroba uniemożliwiała mu uprawianie seksu, choćby nawet odzyskał siłę. - Jego Królewska Mość, bardzo sobie ceni Waszą opinię.
- Oczywiście, doskonale wiem, że mój powinowaty Ludwik jest bardzo mocno zainteresowany moją osobą. Dobrze, opuszczę Rzym oraz liczę na współpracę przy konklawe. Jestem w stanie naprawdę wiele ofiarować - dodał bardzo ogólnie, lecz właściwie prawdziwie. Książę posiadał jeszcze swoich zwolenników oraz miał nie byle jakie skarby do dyspozycji. Ponadto wojsko, które go słuchało, przynajmniej jakaś część dawnej armii. Takie właśnie atuty oraz osobiste talenta stanowiły niekłamane silne elementy propozycji Cesare. Niewątpliwą słabością księcia była ilość wrogów, właściwie raczej można było wątpić, ażeby pozwolili mu spokojnie dojść do siebie oraz odzyskać pozycję.
- Jeśli pozwolisz odwiedzę cię przed twym wyjazdem by upewnić się w twym zdrowiu i przekazać Jego Królewskiej Mości, najświeższe informacje? - Wampirzyca wyprostowała się i spojrzała na księcia z uśmiechem.
- Tak, oczywiście, jeśli będzie ci to wygodnie, signora, zapraszam. Jeśli nie, pozwolę sobie później wysłać do ciebie poselstwo. Wiem, że zamieszkujesz pałac markiza di Colonna. To chłopiec - powiedział pogardliwie lekko. - Przemyśl moją propozycję - powtórzył kolejny raz.

Zapewne któryś z kardynałów mógłby wytłumaczyć bardziej signorze, o co właściwie chodzi w tej całej sytuacji.
- Ależ książe kim bym była gdybym nie była znaleźć chwili by upewnić się w Twym zdrowiu. - Agnese skłoniła lekko głowę. - Jak już obiecałam, przemyślę Twą propozycję, książe.
- Wobec tego miłego wieczoru, signora. Cieszę się, że odwiedziłaś moje progi.

Cesare Borgia wziął niewielką kołatkę ze stolika przy krześle. Poruszył nią tak, że wydała charakterystyczny dźwięk. Chwilę potem otwarły się drzwi i wszedł Michelotto spoglądając niechętnie na Agnese. Wampirzyca przypomniała sobie plotki, że prawa ręka księcia nie lubi kobiet.
- Przygotuj się do wyjazdu. Ruszamy 2-iego września. Odprowadź także signorę Contarini. Ma ona do mnie wejście dowolnej pory.

Michelotto skrzywił się, jednak skłonił się przed swoim panem. Podobno wierny był mu absolutnie niewzruszenie.
- Rzekłeś, książę.
- Pani - rzekł po chwili - jeśli życzysz sobie wyjść, odprowadzę cię do drzwi, gdzie jak wiem, jest twoja świta.
- Będzie do dla mnie zaszczyt panie Corella. - Agnese zarobiła niechętne spojrzenie Michelotta, po czym uniosła się i nisko skłoniła księciu, który odparł skinieniem. Naprawdę czuł się bardzo osłabiony. - Było dla mnie zaszczytem iż udało ci się mnie ugościć, Książe.
- Tak, wiem - popatrzył dumnie przez moment, ale jednak wrócił potem do swojej roli, zaś faktycznie bladość ogarniała mocno jego twarz. - Dziękuję ponownie signora za pouczające spotkanie.


Corella ruszył znanymi już Agnese korytarzami. Widać było strażnika praktycznie na każdym rogu. Byli to najczęściej cudzoziemcy zresztą. Wampirzyca na początku tylko zerkała na towarzyszącego jej mężczyznę, jednak gdy oddalili się odrobinę od pokoi księcia odezwała się cicho.

prezencja 3 - 4,4,6,4,9,7,10,6



- Cieszy mnie, że Książe ma tu tak dobrą opiekę. - Zerknęła z uśmiechem na Michelotta, który tradycyjnie puścił jej słowa pomimo uszu, choć wydawało się, że na jego ustach zaigrał jakiś uśmiech. Czyżby arcyznany wróg kobiet zmienił choćby na moment swoje zasady? No cóż, wampirzej Prezencji nawet on nie potrafił się oprzeć. Chwilę później znalazła się już za drzwiami pałacu. Corella nie odezwał się do niej nawet słowem oraz nie reagował na jakiekolwiek uwagi, czy cokolwiek. Doszedł do drzwi, polecił otworzyć, czekał aż wyszła nie patrząc na Agnese nawet przez momencik, jednak uśmiechał się jakby dalej.

Wampirzyca skłoniła mu się lekko, bardziej po przyjacielsku niż ze względu na etykietę i podeszła do swojej świty. Znużona podeszła do lektyki.
- Wróćmy do pałacu.
 
Aiko jest offline