Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2017, 10:55   #45
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Polecenie zostało wykonane bez jakichkolwiek problemów. Nikt nie próbował napaść na niewielki orszak signory oraz po prostu spokojnie wszyscy dotarli do pałacu. Tam jednak czekały na nią nowiny dosyć niespodziewane. Markiz jeszcze nie wrócił, natomiast kiedy wysiadła oraz weszła na korytarze, zastała Sophię, która trzymała w objęciach zapłakaną młodą kobietę. To była pani Gonzaga, którą przyjaciółka trzymała w objęciach pocieszając. Właściwie Sophia także roniła łzy, obydwie wypłakiwały się na swoich ramionach.
Agnese poczuła lekki niepokój. Podeszła do nich powoli.
- Moje drogie, co się wydarzyło? - Jej głos był uspokajający, ciepły. Mimo że sama nie była w najlepszym nastroju.
- Ja … ja - Izabela Gonzaga dostrzegając przez wodospad łez podchodzącą Agnese po prostu wpadła w jej ramiona i zaczęła płakać jeszcze głośniej. Obydwie panie poznały się w łaźni pałacowej. Teraz młoda kobieta wręcz mdlała niemal wewnątrz jej łagodnych objęć.
- Jej mąż - wyjaśniła pochlipująca także Sophia - przybył do Rzymu dosłownie na moment oraz wyrzucił ją ot tak z domu. Stwierdził, że poznał niedawno kogoś oraz że jest to kobieta jego życia, którą ma zamiar poślubić. Nie wiem, co to za podła dziwka zniszczyła małżeństwo Izabeli, ale tak po prostu nie można. To draństwo. Signora, proszę, ty masz zawsze najlepsze pomysły. Czy można jej jakoś pomóc?


Piękna wampirzyca powstrzymała uśmiech, a nawet przykryła go wyrazem zaskoczenia i oburzenia. Właśnie została dziwką. W sumie… nie spodziewała się, że prezencja będzie jeszcze działać na księcia Mantui.
- Moje drogie, jedyne co mogę zaproponować, to moją rozmowę z Panem Gonzagą, choć nie wiem na ile będę miała wpływ na jego decyzję - Wampirzyca obejrzała się na stojącą jak zwykle w zasięgu wzroku Gillę, która przewróciła oczyma zaskoczona także dziwaczną sytuacją. - Moja droga wybierz jakieś dobre wino z moich zapasów, niech też kucharze przygotują Paniom coś dobrego. Udam się do Pana Gonzagi.
- Jeszcze, jeszcze powinien być w swoim domu przy Piazza Navona
- załkała Izabela. Gonzaga widocznie nie potrzebował rzymskiego pałacu, będą władcą osobnego miasta. Raczej odwiedzał Rzym niezbyt często, dlatego duży dom całkowicie wystarczał potrzebom jego oraz jego dotychczasowej rodziny. - Signora, proszę cię, pomóż mi, ratuj, ja go bardzo kocham. Wiem, że nie jest mi zawsze wierny, ale przecież wszyscy prawie mężczyźni są tacy … - rozbeczała się znowu. Ghulica jednak powoli zabrała ją ze sobą, zaś razem ruszyła także pochlipująca Sophia. Stojący niedaleko Borso nie wtrąca się w kobiece sprawy czując, że byłoby to nie na miejscu. Jednak usłyszawszy, że signora chce ponownie ruszać, podszedł pytając.
- Lektyka ma być ponownie gotowa? - spytał.
Wampirzyca westchnęła ciężko, mimo, że nie musiała tego robić.
- Tak, mój drogi… chyba muszę po sobie odrobinę posprzątać. - Zerknęła na Borso. - Czy udało ci się może na szybko dowiedzieć gdzie jest markiz?
- Nie wrócił, ale spytałem służbę, która często się tam udaje i wyjaśniono mi, że to bardzo zwyczajna sytuacja. Owszem, jeśli jedzie się niczym szalony, to można pojechać w dzień i potem wrócić na noc, ale to faktycznie rzadkość. Trzeba jechać górską drogą. Niemal zawsze coś tam przeszkadza i raczej konieczny jest nocleg oraz podwójny czas.
- Zaniepokoiło mnie, że planował wrócić na noc
… - Odwróciła się i ruszyła w stronę bramy - Jedźmy do Gonzagi.
- Słyszałem rozmowę, wiem gdzie jest Piazza Navona. Zaś markiz, signora, kocha cię i radłby obiecać wszystko, ale jest człowiekiem, więc pomimo szczerej miłości oraz chęci, zwyczajnie choćby zwykły wylew górskiego strumienia może stanąć mu na drodze powodując wielogodzinny objazd
- wyjaśniał Borso idąc do lektyk. Następnie po prostu ruszyli. Ta droga także nie była długa, za to zakończyła się dziwacznie. Dojechali na Piazza Navona, zaś jakiś przechodzień wskazał im odpowiednie domostwo, przy którym było wiele ludzi. Pracowało sporo osób, które wiązały mnóstwo białych wstążeczek, ozdabiało ściany obrazkami oraz podobnymi dodatkami.

Wreszcie dotarli, Agnese opuściła lektykę, korzystając z pomocy Borso. Już po chwili stanął przy nich ktoś ze służby.
- Przekaż Panu tego domu, że przybyła do niego signora Contarini. - Uśmiechnęła się i nim zdążył coś odpowiedzieć ruszyła w stronę bramy.
Służący pobiegł, ale chyba nie musiał pędzić daleko, bowiem zaraz po tym zza drzwi wyskoczył niczym pocisk sam Francisco Gonzaga, niczym sam król wystrojony, pędzący z otwartymi ramionami.
- Signora piękna signora, signora, tak bardzo czekałem! - krzyczał na cały głos.
Wampirzyca uśmiechnęła się.
- Panie Gonzaga, czy mogę prosić byśmy skryli się w środku, doskwiera mi chłód nocy. - Uśmiechnęła się serdecznie jednak nie wykonała żadnego ruchu.
- Ależ oczywiście pani - on jednak wykonał ruch po prostu rzucając się do całowania jej.
- Dość. - Wampirzyca spoważniała. - Wejdźmy proszę do środka.

rozkaz dominacja 1
3,9,5,9,3,8, st jego siła woli
rezultat: markiz Gonzaga zrobi wszystko, co mu Agnese poleci



Ostro zastopowany wspartym Dominacją poleceniem Gonzaga zatrzymał się stając w dziwnej pozycji na jednej nodze, która była tyleż śmieszna, co pozornie niemożliwa do utrzymania równowagi. Miał dziwnie wyciągniętą nogę do przodu, którą jakoś zawinął, po czym posłusznie ruszył do wewnątrz.
- Tak pani, wchodzimy do środka - powtórzył jakoś bezpłciowo, jakby słowa wypowiedziane zostały skądś narzucone.

Dumna wampirzyca ruszyła za mężczyzną. Już żałowała, że nie korzystała z okazji i nie napiła się w pałacu krwi. Zapowiadała się długa rozmowa wymagająca zaangażowania dużej ilości argumentów.
- Proponuję jakiś gabinet Panie Gonzaga.
- Gabinet? jak najbardziej signora. Wspaniały gabinet posiadający doskonałe łoże. Och signora, odkryłaś moje najskrytsze pragnienia
- ucieszył się Gonzaga robiąc oczy pasujące bardziej do nastolatka. - Nie mogłem wytrzymać bez ciebie już. Proszę, już idziemy do gabinetu - ruszył pełen skowronków prowadząc agnese do odizolowanej sali. Korytarzem przemieszczali się robotnicy, przechodząc obok nich. - Wszystko to dla ciebie - mówił cicho do signory Contarini. Akurat przechodzili obok wieszanych na ścianie ptaszków. - Będziesz się tutaj wspaniale czuła czekając na mnie przy kądzieli, kiedy będę wracał po swoich wojażach rzucając ci pod stopy zdobyte łupy. Zaś potem ruszymy do wspólnego łoża.
- Mówiąc o gabinecie miałam na myśli gabinet nie sypialnię
. - Agnese była bardzo poważna.
- W niemal każdym moim pokoju stoi łoże. Tak na wszelki wypadek - przyznał. - Nawet jeśli nie są bardzo często używane, obecnie będą - dodał spoglądając ogniście. - Gabinet posiada także takie, nawet kuchnia … ewentualnie chyba piwnica … - powiedział dumając - jednak chyba lepiej spotkać się gdzieś poza piwnicą?

Widocznie Izabela, jego żona, musiała po prostu zaakceptować to, co inne żony. Jej mąż miał wiele kochanek, choć chyba żadnej utrzymanki, ona zaś przymykała na to oczy, udając, iż nie dostrzega dodatkowych panienek. Oczywiście znaczna część szlachcianek odpłacała mężom dokładnie tym samym prowadząc pojedynki: kto więcej oraz ile razy. Któż wie, jaka była Izabela, chociaż wstępnie wydawała się po prostu młodą, uczuciową osobą. Miała dwadzieścia parę lat, trójkę dzieci, które uwielbiała. Jej ojciec Hercules d’Este, książę Ferrary chętnie oddał swą córkę sąsiadowi z Modeny. Wspólnie mogli prowadzić znacznie bezpieczniejszą politykę. Pewnie zdawał sobie sprawę, iż dziewczyna wychodzi za klasycznego hulakę, jednak nie większego oraz nie mniejszego od innych. Ponadto Gonzaga był uważany za dobrego polityka, niezłego żołnierza oraz względnie przyzwoitego księcia. Stanowił dobrą partię. Chociaż oczywiście, rodzina d’Este słynęła, co było absolutnym fenomenem, mianowicie z dochowywania przysiąg małżeńskich. Ożenek więc z nieco rozpustnym Gonzagą mógł stanowić dla niej pewien szok, ale niewątpliwie zdawała sobie sprawę, że nie wszędzie jest tak, jak przy związkach jej ojca oraz brata.
- Niech wobec tego będzie gabinet. - Agnese wolała nie rozmawiać na korytarzu. Jeszcze tego brakowało by musiała prać mózgi całej służbie. Oczywiście miała rację. Bowiem służący oczywiście obchodzili państwa daleko, jednak uszami strzygli, co y wrzucić na plotkarskie boisko trochę pikantnych szczególików. Szczęśliwie jeszcze niczego konkretnego nie usłyszeli, jednak kto wie, co wyrwałoby się Gonzadze.

Markiz Francesco Gonzaga, władca Mantui oraz kondotier francuski poprowadził signorę do swojego gabinetu, starannie zamknął drzwi na klucz, następnie rozwarł ramiona spoglądając na Agnese niczym zakochany kot na malutką mysz, którą pragnie się schrupać smacznie. Ewidentnie chciał skoczyć chwytając kobietę w swoje męskie objęcia.
Agnese weszła do pokoju, jednak zatrzymała się z dala od mężczyzny ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.
- Nie poznaję cię mój drogi. Wydawało mi się, że gdy się rozstawaliśmy nasze stosunki były odmienne. - Uśmiechnęła się smutno.

Prezencja 1
rzut wyszedł fajnie, markiz Gonzaga zachwycony oraz życzliwy



- Owszem, pamiętam, ale sercem skłaniałem się ku tobie coraz mocniej. Nie mogłem dłużej czekać na nic! - rzucił namiętnie spoglądając czule. - Proszę nie bądź smutna, co się stało, jak mógłbym wesprzeć? Oddam wszystko za ciebie - powiedział jeszcze dostrzegając nastrój signory Contarini. Chyba jakoś nie całkiem wiedział, co zrobić. Oczywiście posiadał całe pokłady namiętności, ale także ogólnej życzliwości oraz chęci uczynienia dla niej to, czego bardzo pragnęła. Jednak właśnie nie wiedział, czego oka życzyłaby teraz sobie. Czy chciałaby fizycznej namiętności, albo czegoś innego. Właśnie dlatego Gonzaga zatrzymał się..
- Byłam przekonana, że gdy się rozstawaliśmy byłeś cały zatroskany o swą żonę… dzieci, a teraz tak bardzo mnie zaskakujesz. - Agnese brzmiała jakby była zestresowana.

kolejna dominacja, tym razem 3
przebiegłość + spryt +sw (3+2+ 1) 3,10,4,10,6, - 10-ki - 2,9 - 4 sukcesy
rezultat: zacznie działać



- Prawda, prawda, ale czymże jest cokolwiek wobec mojej szaleńczej, namiętnej miłości - wypalił.
- Tak ale toż wspominałeś, że to swą żonę darzysz tym właśnie uczuciem. Byłam przekonana, że rozstajemy się w przyjacielskiej relacji. - Agnese cały czas była smutna. - Tak się cieszyłam, gdy mogłam jej przekazać, że czujesz się dobrze i niebawem do niej dotrzesz.
- Przekazać, komu właściwie przekazać
? - nie załapał Gonzaga, który nic nie wiedział, albo nie pamiętał o znajomości obydwu pań.
- Twoja żona przyjaźni się z panią pałacu, w którym mieszkam. Spotkałam ją tuż po przyjeździe.
- Ach tak, ale cóż ja mogę zrobić. Przy niej nawet mi nie chce sta … znaczy nie pożądam jej
- poprawił się - odkąd spotkałem ciebie oraz poznałem twoje ciało - terkotał markiz przekonany, że kochał się właśnie ze wspaniała signorą.
- Ależ Panie, toż gdy oferowałam ci moją służącą, odmówiłeś twierdząc, że obudziło się w tobie pożądanie do żony, okłamałeś mnie? - Wampirzyca była zatroskana, niepewna, przynajmniej tak zdawało się Gonzadze.

kolejna dominacja 3 na dobitkę
przebiegłość + spryt +sw (3+2+ 1) 9,10,2,3,7 - 10-ki - 5 - 3/4 sukcesy
rezultat: markiz Gonzaga usadzony



Markiz Mantui jak stał, tak siadł, prosto na gładzonej podłodze. Schwycił dłońmi własną głowę, zaczął mocną ją przecierać, ruszać, wreszcie walnął się pięścią sam. Co tutaj się dzieje, co on robi? Agnese wręcz mogła czytać jego myśli, które nagle doznały straszliwego wstrząsu.
- Żonę, oczywiście, że kocham żonę, ale przecież … widzieliśmy się. Odmówiłem, bo kocham żonę? No, nawet kocham, prawda. Właściwie gdzie ona jest? - przypomniał sobie jedynie część wydarzeń. Nagle bowiem, jego umysł poddany ciśnieniu, wyrzucił część wspomnień. Niekiedy tak mogło się zdarzyć. Tym bardziej, że Prezencja przekładająca się na namiętność skłaniała markiza Gonzagę ku signorze, zaś Dominacja wzbudzała przekonanie, że nic ich nie łączy.

Piękna Agnese przykucnęła obok niego i uśmiechnęła się tak jak się uśmiecha do przyjaciela.
- Pamiętam twój szok w tamtej chwili. Toż nigdy nie jej nie pożądałeś i nagle tamta noc, namiot i nie pragnąłeś żadnej innej kobiety. Odesłałeś ją, ale nie wiem czemu. Może to był szok, że tyle się zmieniło? - Jej głos był hipnotyzujący. - Toż kochasz Izabelę, kochasz tylko ją, prawda?

dominacja 3
przebiegłość + spryt 10,6,7,7,7, - 8 - ST Siła Woli ofiary
rezultat: jak napisane, spryciula ta Agnese Contarini



Potęga dominacji wsączyła mu odpowiednio fałszywe wspomnienia, przekierowując je na żonę. To ja pragnął, to ją widział w swoich pragnieniach, to jej pożądał! Dwie wspólnie działajace dyscypliny uczyniły cuda.

Gonzaga potrząsnął czupryną, jakby właśnie wynurzył się po nurkowaniu.
- Co ja właściwie tu robię, signora? - spytał. - Pamiętam, że rozmawialiśmy o czymś, ale cóż takiego mówiliśmy … gdzie jest moja żona? - dodał.
- Chciałeś się ze mną spotkać. Zaprzyjaźniliśmy się gdy spotkaliśmy się w trasie i opowiedziałeś mi o swoim problemie z żoną. - Agnese uśmiechnęła się do niego po przyjacielsku. - Długo rozmawialiśmy i chyba obudziło to w tobie pragnienie do Izabeli. Chyba wyprosiłeś ją zszokowany tym doznaniem. Cała zapłakana czeka w pałacu, w którym się zatrzymałam.
- Zapłakana? Cała zapłakana, ależ signora, nigdy czegoś takiego nie uczyniłbym. Naprawdę! Przecież ją kocham. Gdzie jest, co się stało? Może wypiłem oraz powiedziałem coś głupiego. Izabela, gdzie ona jest
- widać było że Gonzaga zaczyna się miotać.
- Może udasz się ze mną by ją odebrać? - zaproponowała wampirzyca - To na pewno było nieporozumienie.
- Tak, tak, to musi być nieporozumienie. Co ja narobiłem? - wyskoczył na korytarz. - Oraz właściwie co ci ludzie tutaj robią? - wskazał na robotników mocujących ozdoby. - Co się dzieje w tym domu? - ryknął, ale potem pobiegł do wyjścia. - Konia, albo karety, albo cokolwiek - ryknął głośno.
- Moja lektyka pomieści dwie osoby. - Wampirzyca podążała za mężczyzną. - To na pewno miał być prezent dla niej. - Wskazała na dekoracje pałacu. - Tak dawno się nie widzieliście.
- Tak, tak, tak musiało być
- gorączkowo rzucił wskakując wręcz do lektyki. - Błagam signora, ruszajmy. Ale dlaczego miałbym jej kazać odejść, dlaczego wyprosić? - uderzył się parę razy ponownie w czoło mocno. Agnese wsiadła do lektyki i dała Borso znak by ruszali. - Niczego nie pamiętam. Musiałem coś wypić - wyrzucił gwałtownie ze wstydem najczystszym.
- Może też zjadłeś coś nie tak, zatrucie i alkohol potrafią naplątać w głowie. - Agnese powiedziała to jakby rzeczywiście zastanawiała się nad przyczyną. - Najważniejsze by to wyjaśnić, prawda? Toż nie chciałeś jej zasmucić.
- Oczywiście, na pewno nie chciałem. Nic nie pamiętam. Szybciej, proszę. Signora, kocham ją oraz nie mogę bez niej. co się dzieje
? - namiętność markiza przeszła na Izabelę. Agnese mogła naprawdę dostrzec, jak była wielka. Udało jej się swego czasu rozpalić mężczyznę niczym prawdziwego don Juana.

Śliczna Agnese dała znak Borso, by przyspieszyli. Też chciała już to mieć z głowy. Była głodna, te manipulacje kosztowały ją sporo krwi. Poczuła jak lektyka przyspiesza. Życzliwie uśmiechnęła się do markiza.
- Wszystko na pewno się wyjaśni.
- Naprawdę? Musi, ach signora, jeśli znacie się, wstaw się za mną. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł coś zrobić nieżyczliwego wobec niej, ale jeśli naprawdę pod wpływem wina czy zatrucia … ach, czy ona mi wybaczy
? - miotał się właściwie, aż dotarli do pałacu. Potem zaś wyskoczył waląc w bramę.
Agnese opuściła lektykę.
- Proszę, daj mi z nią wcześniej porozmawiać byśmy uniknęli kolejnych nieporozumień, dobrze?
Gdy podeszła wrota otworzyły się. Słudzy Colonnów znali doskonale już Agnese, zaś przy drzwiach czuwała jeszcze niezawodna Gilla.
- Dobrze, rozmawiaj z nią, ale proszę, niedługo, chcę błagać ją o przebaczenie. Nie wytrzymam bez niej! - gorączkował się markiz Gonzaga.

Piękna Agnese poprowadziła go korytarzem i poleciła by został w jednym z przeznaczonych dla niej i jej ludzi saloników. Sama udała się do pomieszczenia, w którym podejrzewała, że Gilla umieściła kobiety. Był to gabinet, w którym często przesiadywała z ghulicą, gdy ona jadła i mogły spokojnie porozmawiać. Trafiła bezbłędnie wiedziona intuicją. Rzeczywiście, tam była cała trójka niewiast, które poderwały się na jej wejście. Obydwie damy były całe czerwone na buzi od rzewnego płaczu.
Wampirzyca weszła do pomieszczenia z lekkim uśmiechem.
- Chyba udało mi się wyjaśnić to nieporozumienie. - Podeszła spokojnym krokiem do kobiet. - Sophio, Gillo, czy mogłabym porozmawiać na osobności z Izabelą?
- Nieporozumienie, jak to można nazwać nieporozumieniem
? - wyszeptała zdezorientowana Izabela. Podobnie wstrząśnięta była Sophia, ale Gilla złapała ją delikatnie, lecz stanowczo za ramię, wyprowadzając. Ghulica wiedziała, że polecenia jej pani są po prostu czymś do wykonania, nie zaś dyskutowania. Sophia jeszcze próbowała protestować przynajmniej rzucając kompletnie zdezorientowane spojrzenia, ale Gilli ciężko było się przeciwstawić, Wychodząc ghulica zamknęła drzwi, zaś dwie panie zostały same.
Agnese przykucnęła przed kobietą, tak by ta mogła patrzeć na nią z góry i uśmiechnęła się ciepło.

prezencja 1
znów chodzi tylko o pozytywne nastawienie, co udaje się bez problemów, jako że ofiara dyscypliny to obecnie kłębek nerwów



- Ucięliśmy sobie z Panem Gonzagą mała pogawędkę. Przyznam się, że miałam ułatwione zadanie, gdyż nasze drogi przecięły się już kiedyś. Tak się składa że podchodzi do mego zdania z odrobiną szacunku, na ile tylko mężczyzna może pozwolić sobie względem kobiety. - Wampirzyca uważnie wpatrywała się w oczy kobiety, jej głos był hipnotyzujący jak podczas rozmowy z jej mężem Izaebli.

dominacja 3
rzuty - 7,2,9,8,5, rezultat, jak poprzednio przy markizie Gonzadze, tylko poszło łatwiej, biorąc pod uwagę nerwówkę Izabeli


- Zdradził mi, że od jakiegoś czasu odsuwał się od ciebie, ale podczas swych wędrówek, coś w nim odżyło. Nie wierzył w to, dopóki nie dotarł do domu i cię nie ujrzał. Zgłupiał, jak to tylko mężczyźni potrafią, plótł głupoty, ale nie miał na myśli zranienia ciebie.
- Ja … może … nie chciał mnie odrzucić
? - Agnese wręcz widziała, jakie myśli przebiegają po umyśle Izabeli. - Może się przesłyszałam, może nie zrozumiałam, może naprawdę mnie kocha? ależ oczywiście, skoro signora tak mówi … pewnie sobie nie zdawał sprawy
Wampirzyca dostrzegała, że Izabela naprawdę kocha swojego męża, nawet takiego. Miał wiele wad, ale była do niego przywiązana, może nie namiętną miłością, ale taką trochę będącą przyzwyczajeniem, lecz zawsze miłością.
- Przyjechał tu po ciebie, moja droga. - Wampirzyca uśmiechnęła się do niej życzliwie. - Czyż jest lepszy dowód?
- Jest tutaj po mnie
? - nagle rozpłakała się mocniej pani Gonzaga, ale chwilę potem, jak przystało, nagle wstrzymała łzy. - Ależ ja tak go nie mogę przyjąć, mam zapuchnięte oczy, policzki - rozejrzała się wokoło spoglądając błagalnie na Agnese.
- Chodź, przypudrujemy cię nieco. - Wampirzyca wstała i wyciągnęła w jej stronę dłoń. Na co Izabela zareagowała oczywiście ożywieniem pełnym nadziei. Jeszcze przed chwilą była załamana, teraz zaś mogło wszystko wrócić nie tylko do dawnej normy, ale też czegoś lepszego.
- Tak, signora, prowadź. Nigdy nie zapomnę twojej pomocy - dodała nagle obejmując ją. - Wiem, że to … ale proszę, nazywaj mnie siostrą, zaś w Mantui, obiecuję, będziesz mile widziana, jak prawdziwa siostra oraz najdroższa przyjaciółka - powiedziała szczerze. Następnie zaś ruszyła prowadzona przez signorę Contarini.


Signora Contarini poprowadziła ją do swoich pokoi, po drodze napotkały pozostałe dwie kobiety, więc posłała Izabelę z Gillą by ta jej pomogła, sama zaś pozostała w jednym z saloników z Sophią.
- Chyba się wyjaśniło - Spojrzała na kobietę z uśmiechem.
- Tak, dzięki tobie, signora - spojrzała na nią bardzo ciepło trochę jeszcze dziecinnie, choć była już w pełni dorosła, ale miał jakąś taką uczciwą czystość, którą można było także odnaleźć w jej bracie markizie.
Wampirzyca tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi. Wspomnienie “jej” markiza. Przywróciło niepokój. Schowała jednak te uczucia, tak jak na chwilę pohamowała myśli zmierzające w kierunku konklawe. Zaczekały chwilę, aż Gilla ogarnie Panią Gonzaga, po czym we cztery ruszył w stronę saloniku, w którym miał czekać Ludwik. Agnese już dużo wcześniej usłyszała rumor w jednym z korytarzy. Ruchem dłoni dała znak Izabeli by ruszyła przodem. Gdy odeszła kawałek zatrzymała Gillę i Sophię. Po chwili wszystkie usłyszały rumor na korytarzu oraz słowa wypowiadane przez Gonzagów.
- Proszę, wstań … - mówiła Izabela do Francesco, który chyba klęczał właśnie przed nią, co wywołało ów rumor.
- Ja nie wstanę, póki mi nie wybaczysz. Alkohol, zatrucie … - zaczynał smęcić. - Nie wiem co powiedzieć, ale jesteś dla mnie najdroższa, wyjątkowa, wspaniała. Nie chcę nikogo innego i nie wiem, co mnie opętało. gdyby nie signora Contarini. Wybacz mi Izabelo, błagam, bo oszaleję zaraz - głośno wyrzucał przed siebie. I tak poszło już dalej … Gonzagowie rozmawiali już ciszej. Błagający litości markiz Francesco wreszcie uzyskał ją, choć nie tak łatwo. Agnese poznała uczucia Izabeli, ale mądra kobieta nie pozwoliła sobie na to, by miłość rządziła nią niepodzielnie. Markiz naprawdę musiał się nastarać, naprawdę przerazić, by wreszcie dała mu swą dłoń do ucałowania oraz łaskawie pozwoliła się wyprowadzić.

Dopiero gdy doszli do porozumienia, Agnese podeszła wraz z Gillą i Sophią. Schwytali ich już przy wyjściu.
- Pozwólcie, że użyczę wam mojej lektyki byście cali dotarli do siebie. - Uśmiechnęła się ciepło do pary. Zanosiło się na to, że całe to zamieszanie mogło być nawet korzystne dla małżeństwa Gonzagów… przynajmniej na jakiś czas. Izabela i Francesco byli bardzo wdzięczni. Agnese dostrzegała ich spojrzenie, zerkali na siebie bardzo namiętnie. Ewidentnie śpieszyli się do swojego domu.
- Nie zapomnimy ci signora.
- Zdecydowanie będziemy pamiętać. Bardzo wdzięczni.
- Dziękujemy bardzo za wypożyczenie lektyki
.
Gonzaga pocałował ją w dłoń, Izabela objęła Agnese oraz potem Sophię. Potem wyszli, zaś zamieszkujące Pałac Wenecki kobiety zostały. Wampirzyca skinęła głową Borso, by ten zajął się odprawieniem pary. Ghul skłonił się i odszedł w stronę bramy. Będzie mu musiała wynagrodzić jakoś to całe bieganie.
- Masz ochotę, signora, na kielich wina? - spytała Sophia signorę.
- Och… gdyby tylko nie mój post… - Agnese uśmiechnęła się do kobiety. - Ale może skorzystamy z okazji i pokażę ci suknie?
- Och, signora, chyba masz dzisiaj dzień dobroci, choć chyba dla ciebie każdy dzień jest taki. Odkąd jesteś, mój brat jest także bardzo radosny, ja także bardzo się cieszę. Chętnie zobaczę suknie, zaś potem, jeśli nie będziesz przemęczona, możesz potrenować na mnie masaż. Nie mogę spać
- przyznała Sophia. - Niby wiem, że mój brat nie musiał jeszcze powrócić, ale denerwuję się oraz będę się czuła pewniej przy tobie.
Wampirzyca westchnęła ciężko.
- Też się niepokoję. - Agnese zerknęła niepewnie na Sophie. - Twój brat stał mi się bardzo bliski.

Powoli ruszyła w stronę swoich pokoi lekkim ruchem ręki zapraszając Sophie by ta podążyła za nią. Panna di Colonna oczywiście ruszyła z szacunkiem puszczając Agnese przed sobą. Jakby bowiem nie było, Contarini gościła w jej, albo raczej jej brata, pałacu rzymskim, zaś mając status gościa należał jej się szacunek. Jednak Sophia akurat szacunek dla Agnese oddawała bardzo chętnie. Signora mogła bez problemu wyczuć, że nastoletnia przedstawicielka rodu Colonnów bardzo ją mocno polubiła.
 
Kelly jest offline