Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2017, 20:17   #34
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
W drzwiach do pokoju bardka spotkała się ze swoim smokiem, który to, gdy tylko złapał więź z partnerką, zaczął przeglądać jej wspomnienia z opery.
- Nie wchodź bo i tak idziemy… - zakomunikował od progu, chcąc wyminąć Chaayę. Tancerka popchnęła jednak gada do środka, wchodząc za nim i zamykając drzwi.
- Co jest? - spytał podejrzliwie, mrużąc oczy. - Idziemy trenować prawda?
- Poczekaj chwilę… miałam…
- No już bez przesady… bawiłaś się zdecydowanie lepiej ode mnie… gdybym wiedział, że opery są tak “piekielnie” rozrywkowym miejscem, to nie puściłbym cie samej… idziemy.
- Poczekaj… proszę cie. - Tawaif spojrzała na partnera znaczącym spojrzeniem. - Muszę porozmawiać z Jarvisem.
- To może poczekać.
- Nie sądzę.
- A ja sądzę, że tak. - Mężczyzna chwycił dłoń dziewczyny i pociągnął w kierunku drzwi.
- Nvery… niektóre sprawy lepiej załatwiać od razu, niż je odkładać na później. Znasz chyba przysłowie “kuj żelazo póki gorące”… - Chaaya wyszarpnęła rękę, zapierając się w miejscu i oglądając na białowłosego ze zmęczeniem, ale i lekkim zdenerwowaniem.
- To przysłowie nie jest akurat w tej sytuacji trafne… - syknął niezadowolony, gromiąc tancerkę chłodnym i wywyższonym spojrzeniem.
- Pozwól mi z nim porozmawiać… jeśli nie chcesz czekać to spotkamy się na miejscu. Zdążysz przygotować ognisko i się rozgrzać…
- Akurat… - burknął zielonołuski, wyciągając zza pasa kunai i rzucając nim o ścianę, gdzie wbił się w deski. Po chwili trzasnął drzwiami, schodząc z łomotem po schodach.

Chaaya westchnęła w zrezygnowaniu, stojąc przez chwilę w pustym pokoju z zamkniętymi oczami i licząc do dwudziestu, by się uspokoić oraz zebrać w sobie. Chęć współpracy całej drużyny… z Pradawnym włącznie, była powalająca i oślepiająca.
Chyba tylko bogowie wiedzieli, jakim cudem, tak sprzeczne i samolubne istoty nie zdążyły się jeszcze pozabijać.
W końcu tawaif wyrwała z belki ostrze magicznej broni, chowając je do swojej torby, którą rzuciła wraz z innymi rzeczami na krzesło przy biurku.
Zmywając brud i kurz z twarzy i rąk, wyszła z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi na klucz, po czym podeszła do pokoju numer dziewięć i zapukała dość niepewnie.
- Taaak? - odezwał się po drugiej stronie czarownik, zapewne sądząc, że to służka przynosi pościel na noc.
Bardka pogładziła delikatnie twarde drewno drzwi, po czym schowała uśmiech za opuszkami palców.
- Przyszła do pana pewna pani i twierdzi, że jest do towarzystwa - odparła łobuzersko, podśmiewając się cicho.
- Ja nikogo nie zamawiałem… to chyba jakaś pomyłka - odezwał się czarownik w odpowiedzi.
- Och… powiedziała, że przysłała ją ekhm: Najwaleczniejsza Podniebna Amazonka, ale jeśli faktycznie to pomyłka… to odsyłam ją do swojego pokoju… numer dziesięć. - Chaaya wyciągnęła swój klucz z kieszeni ważąc go w dłoniach oraz przyglądając się jego dziwnym znakom. Ciekawe czy faktycznie działał przeciw wampirom?
Kobieta odczekała chwilę po czym udała się do siebie, postanawiając wziąć kąpiel i “zaatakować” czarownika ponownie, gdy ubierze się w coś ładniejszego.

Tym razem to on zapukał, ostrożnie acz stanowczo i głośno.
- Chaaya? - zapytał.
Ta jeszcze siedziała w wannie, czyszcząc paznokcie spod których nie mogła wypłukać pyłu ze ścian opery.
- Otwarte - odparła nonszalancko, dostojnym i lekko kokieteryjnym tonem głosu, kogoś z wyższych sfer. Wychodząc z balijki, owinęła się w przeźroczystą dupattę szmaragdowego koloru, po czym wyszła na spotkanie czarownikowi.
- Ooo… - Jarvis zamarł przyglądając się bardce starając się zachować… właściwie. Choć nie potrafił ukryć pożądania odbijającego się w jego oczach… a już na pewno rosnącego pożądania poniżej. Zamknął za sobą drzwi wchodząc do jej pokoju i oparł się o nie. - Nie uważasz, że mogę wziąć pod uwagę twe sugestie o pani do towarzystwa? Nawet nie wiesz jak trudno mi ignorować takie pokusy.
Chaaya prychnęła odrzucając włosy za ramię.
- Lepiej późno niż wcale… - z wystudiowaną dokładnościa zaakcentowała każde słowo, zmierzając mężczyznę zdawkowym spojrzeniem od stop do głowy, jakby ocieniała pozytywy i negatywy jego postawy. - Rozbierz się i do wanny - zdawkowo machnęła na niego dłonią, podchodząc do krzesła na której leżała rozwalona torba.
Jarvis zdążył już zdjąć część ubrań z siebie, więc reszta nie zajęła dużo czasu.
Buty, spodnie, bielizna… nie umiał kusić pozbywaniem się odzienia, acz… nie raz już figlowali, więc widok ciała, które tak dobrze poznała i które sprawiło jej tyle przyjemności budził pewne reakcje w jej własnym ciele. I wspomnienia tych razów, gdy rozkosz owładnęła jej ciałem.
Posłusznie zanurzył się w wannie zerkając na bardkę i przyglądając się jej działaniom.
- Moja pracodawczyni postarała się o dostarczenie ci jak najprzyjemniejszych i relaksacyjnych doznań… kąpiel, masaż, rozmowa… - Tancerka podeszła do czarownika z tekowym, mozaikowym i całkiem sporej wielkości pudełeczkiem niczym skrzynką, który posiadał wiele szufladek i pojemniczków.
Chaaya wskazała na trzy otwarte słoiczki w których były kolorowe proszki. Biały i lekko świecący. Czerwony niczym krew. Oraz żółty i intensywny niczym świeży płomień. Najwyraźniej miał wybrać któryś z nich.
- A jakie jeszcze dyspozycje… twoja pracodawczyni ci przekazała? Bywam niesfornym klientem - wyjaśnił żartobliwie Jarvis spoglądając w oczy Chaai i ostatecznie wybrał biały słoiczek.
Ta nie odezwała się z początku, biorąc szczyptę białego proszku i wsypując go do wanny. Tafla wody momentalnie się ścięła, zaczynając pokrywać się gęstą, perłową pianą, a po chwili po pokoju rozszedł się ciężki, jaśminowy zapach.
- … taniec, śpiew, gra na instrumencie, zwiedzanie miasta, czy wspólne zapasy w łóżku. Przy takiej cenie, twa niesforność panie szybko zostanie zniwelowana zaspokojeniem - odparła pewnie, odkładając puzderko na taboret oraz odrzucąc w kąt chustę.

Podeszła do Jarvisa z uśmiechem, ale nie weszła do środka balii, a stanęła za plecami czarownika, klękając i kładąc mu dłonie na ramionach.
- Od czego mam zacząć? - spytała słodko, wprost do jego ucha, delikatnie muskając oddechem jego płatek.
- Zacznijmy od masażu, a potem… zajmiemy się wspólnymi zapasami w łóżku. Pomiędzy tym… pozwolisz mi wymasować ciebie… chciałbym byś była właściwie natarta pachnidłami - wymruczał cicho czarownik z łobuzerskim uśmiechem. Wszak bardka pamiętała jego masaże… i jego rozbieranie jej na plaży.
- Jak sobie życzysz… - odparła cicho Chaaya, delikatnie acz stanowczo masując mięśnie karku i barków mężczyzny, zjeżdżając kciukami na łopatki by całkowicie zniwelować napięcie w tych miejscach. Była przy tym zabiegu wyjątkowo cicha, ale to tylko potęgowało aktualną chwilę relaksu. Jarvis czuł się jak ciasto, które z miłością i namaszczeniem jest zagniatane, by powstał wspaniały wypiek dla ukochanej osoby. Wprawne palce pieściły go, zjeżdżając coraz niżej na barki, obojczyki i piersi, by po chwili zaraz przesunąć się na kręgosłup i ponownie kark.
Minuty powoli płynęły, aż w końcu Jarvis usłyszał ciche i czułe nucenie oraz ciepły dotyk ust na swojej szyi, który przyprawił go o przyjemny dreszczyk.
W końcu, dłonie kobiety powędrowały do głowy czarownika masując jego żuchwę, skronie jak i samą czaszkę, przy okazji myjąc mu włosy w pachnącej pianie, która nie chciała opaść.
Jarvis przez ten czas oddychał. Skupił się na tym oddychaniu, by panować nad sobą i sytuacją. Nie było to łatwe dla niego, co czuła wodząc dłońmi po ciele i wyczuwając rytm oddechu zmieniający się co chwila. Wiedziała wszak, że pod tą spokojną i flegmatyczną maską, kryje się gwałtowność i dzikość, która czasem dochodziła do głosu i którą czasem... z premedytacją prowokowała.

Bardka ponownie wróciła dłońmi na barki, ale nie zagrzały tam zbyt długo, zwinnie zeslizgując się na tors mężczyzny.
Nisko… coraz niżej, zmuszając w ten sposób masującą, by oparła się piersiami o kark czarownika. Wtedy też korzystając z okazji, iż ich twarze były blisko siebie. Skubała ustami delikatnie jego policzek i skroń, nie przerywając spokojnego nucenia.
Jej palce były prawie u “celu”, ukrytego pod pianą i ciepłą wodą, gdy wtem odezwała się mu wprost do ucha, a jednak ledwo słyszalnie.
- Nigdy więcej nie zmuszaj mnie bym tak do ciebie mówiła…
- Chaayu… - westchnął smutno Jarvis i przymykając oczy dodał - Pamiętasz… jak Godiva zaszarżowała na węża w dżungli?
- Nie ma tutaj Chaai - usłyszał w odpowiedzi czarownik, czując jak kobieta przytula go mocniej, a jej delikatne ruchy były na granicy drżenia.
Gdyby mężczyzna się zastanowił, zauważyłby, iż faktycznie “jego” Chaaya, zniknęła gdzieś bezpowrotnie w alejkach parku obrastającego Arenę Wyzwań, kilka dni temu.
Kobieta zza ściany, jaką się stała, była bardziej eteryczna, tajemnicza i niezależna, a co najważniejsze… wpatrzona w białowłosego Nerona, który u niej pomieszkiwał.

Bardka ucałowała Jarvisa w policzek, zwalniając splot uścisku i powoli wstając z ziemi. Jej dłonie przejechały ostatni raz po czułych miejscach na ciele mężczyzny, ostatecznie go opuszczając. Bez niej przy sobie, woda w wannie, wydawała się chłodna i nijaka…
Dziewczyna przeszła za parawan i położyła się na łóżku, podpierając leniwie głowę.
- Pamiętasz jak powiedziałeś mi, że wolałbyś być łowcą wampirów niźli rycerzem? - spytała gładząc wolną ręką zmarszczki na prześcieradle. - Miałam raz łowcę, potężnego wojownika… - Nie czekając na jego odpowiedź, kontynuowała swój wywód. Czarownik był pewny, że mówiła teraz o Raveerze. - Zginął - mruknęła z gorzką ironią w głosie.
- Miałam też rycerza - dodała - w pięknej magicznej zbroi… choć pod sobą nie miał białego rumaka, jeno smoka i to w dodatku złotego… - Czyżby Janus? - Zginął - jej ton stał się beznamiętny.

Milczała przez chwilę, lecz w ciszy tej, nie dało się wyczuć pozwolenia na wypowiedź dla niego.
- Miałam też… - ozwała się w końcu z powoli rosnącym ciepłem. - Przywoływacza. Za dnia mrukliwego i o smutnym spojrzeniu, w nocy zaś słodkiego i upajającego niczym owoc z zakazanych, królewskich ogrodów. Z wierzchu udającego stoickiego twardziela, w środku zaś kruchszego od elfiego herbatniczka. Zapragnęłam go dla siebie… całego. Zapragnęłam go zamknąć w pudełeczku i trzymać na dnie kieszeni blisko swego serca. Nie oddam go nikomu. Ni krnąbrnej smoczycy, ni innej kobiecie, ni śmierci, ni bogom, ni kolejnemu wcieleniu.
Po krótkiej pauzie kontynuowała swą wypowiedź, aż jej głos stawał się niższy i głębszy, nieznoszący sprzeciwu, jak u księżniczki, którą, choć z nieprawego łoża, zapewne była.
- Masz iść zawsze przede mną, twardo i pewnie, bez odwracania się za siebie. Chcę widzieć twoje plecy gdy będę szła drogą życia. Zapamiętaj. Nie zmuszaj mnie…
Czy więc to Jarvis upolował Chaayę, czy Chaaya Jarvisa? A może razem zastawili na siebie sidła, ostrząc ząbki na smakowite kąski jakimi się dla siebie jawili. Nie ważne z której strony na to by nie patrzeć, to faktem było, że bardka łaskawie zdjęła maskę pod którą się kryła, pokazując, iż czarownik ma do czynienia z prawdziwą kobrą, która choć tańcząca w rytm piszczałki, gotowa była ukąsić swego zaklinacza za jedną fałszywą nutę. Tancerka nie hamowała się, nie strzegła zaborczej bestii w sobie. Mało tego, umiała nią kierować, usypiać i rozpalać kiedy chciała.
Walka więc między nimi o „dominację” będzie zajadła, krwawa i zaiste epicka.

- Zgoda… zgoda… ale moja zgoda nie dotyczy Godivy. Ona otoczyła cię swym skrzydłem. Ona cię adoptowała - rzekł czarownik wstając z wanny i wychodząc z wody. Jego oczy błyszczały pożądaniem. Jego dolne partie ciała były dowodem jego pragnień. - Wiesz, że metaliczne smoczyce bywają zaborcze i nadopiekuńcze jeśli chodzi o swe potomstwo.
Kobieta przyglądała się twarzy mężczyzny z nieukrywaną podejrzliwością, mrużąc oczy i ściągając charakterystycznie usta w dzióbek, którym kręciła na boki. Jej spojrzenie wkrótce zjechało na niższe partie jego ciała, zatrzymując się na chwilę na strategicznych rejonach dzisiejszej nocy. Po czym z głośnym prychnięciem odwróciła głowę i przewróciła się na drugi bok.
Czarownik zbyt szybko się zgodził, odbierając jej wygranej sporej dawki satysfakcji. Toteż nie omieszkała go o tym zawiadomić, kręcąc przed nim pupą i moszcząc się wygodniej na swoim leżu, jak gdyby w pokoju była tylko ona sama.
Jarvis usiadł obok niej i nachylił się, powoli wodząc ustami po jej łydkach. Smakując jej skórę językiem.
- Ale wiesz… ktoś kto idzie z przodu bez odwracania się za siebie. Bierze bez pytania to co chce. A ja... często chcę ciebie.
- Mhhhm oczywiście - odparła, dalej będąc rozzłoszczoną i udającą niedostępną.
- I wtedy… mogę cię po prostu zabrać do swego pokoju, bawić się twym ciałem... nie przejmując się niczym - mruczał dalej sięgając ustami do ud, a potem do pośladków. Czubkiem języka wyznaczał na jej skórze swe szlaki.
- A kto by tam chciał z tobą pójść dobrowolnie? - odparła rozbawiona. - Siłą to i może… a to - Tu odwróciła się do niego profilem, szczypiąc go w biceps. - jest mało prawdopodobne…
- Doprawdy… aż taki słaby to nie jestem. A ty… nie jesteś taka ciężka - stanowczo popchnął ją na plecy i przylgnął ustami do jej piersi w namiętnym pocałunku, sięgnął palcami ku jej udom wodząc leniwie opuszkami po jej skórze. Rozkoszował się sytuacją, nie chcąc przyspieszać zabawy… jeszcze.
- Jestem szybka i zwinna i gram nieczysto… - odparła rozleniwionym głosem, głaszcząc go czule po wilgotnych włosach, rozluźniając się pod każdym jego dotykiem.
- Co za niespodzianka… ja też gram nieczysto - wymruczał czarownik, językiem wodząc po dekolcie bardki, a palcami po jej intymnym zakątku, powoli i ostrożnie podsycając muśnięciami jej wewnętrzny ogień.
Chaaya zaśmiała się słodko, a jej dłoń zacisnęła się boleśnie na puklach włosów mężczyzny, zmuszając go do podniesienia głowy.
- Sprawdźmy więc kto wygra… - syknęła, oplatając go udami zanim ten zdążył wyciągnąć rękę spomiędzy jej ud.
- Niech będzie… przegrany... spełnia życzenie zwycięzcy? - zaproponował starając się sięgnąć palcami głębiej i rozpalić tawaif od środka. Jarvis lubił ją doprowadzać do tego dzikiego pożądania. Zresztą, czyż ona nie robiła tego samego z nim?
- Zwycięzca bierze wszystko - podbiła stawkę bardka, opuszczając lewą nogę, równocześnie napierając na niego prawą stroną i przewracając go na bok. - Jakieś ostatnie słowo kochaniutki?
- Jeszcze nie wygrałaś… nadal mam przewagę - odparł Jarvis nie dając się przewrócić na plecy i starając się swymi palcami sięgnąć głębiej i mocniej pobudzić ciało tawaif.
Tancerka zbliżyła swą twarz do jego, wpijając się drapieżnie w usta czarownika. Jej biodra poruszały się w rytm ruchów jego palców i przez chwilę… tylko przez króciuteńką chwilunię, Jarvis myślał, że może jednak ma szanse… gdy wtem Chaaya dziabnęła go w wargę boleśnie i krwawo, po czym odepchnęła się obiema rękoma i nogami od niego.
Nie zamierzała go zdominować… a po prostu mu uciec, a więc jeśli czarownik pragnął wygrać, będzie musiał wziąć ją siłą i to dosłownie.

Jarvis wpatrując się w nią dzikim spojrzeniem nie zamierzał pozwolić jej uciec. Gdy bardka zsunęła się z łóżka odpychając, sam z niego zeskoczył odcinając jej drogę ucieczki.
Mierzyli się więc oboje spojrzeniami, stojąc w napięciu i czekając, aż któreś z nich zrobi pierwszy ruch.
Kobieta bujała się na boki, balansując ciężarem pomiędzy jedną, a drugą nogą. Prowokując uśmiechem, jak i udawanymi napięciami mięśni ciała zwiastującymi “gotowość” do wykonania ruchu. Testowała go, samej badając teren.
Miała cztery możliwości. Przebiec koło niego. Przewalić przepierzenie i go wyminąć. Przeskoczyć przez łóżko, lub zmusić Jarvisa do falstartu, który oczywiście perfidnie wykorzysta, by zachować między nimi dystans.
- Cieknie ci krew po brodzie… może czas zainwestować w śliniaczek? - odparła kąśliwie, spoglądając w prawo na parawan.
- Przeżyję… - odparł z uśmiechem czarownik, ocierając dłonią wargę. - Wiesz, że zostaniesz ukarana za to?
Domyślała się jak ją ukarze, co tylko dodawało sytuacji dodatkowego dreszczyku.
Czaił się w miejscu, czekając na jej ruch i zaczynając coś cicho mamrotać. Towarzyszyły temu dziwne gesty.
Magia… zamierzał wykorzystać swe sztuczki, by zdobyć przewagę.
- Nie będę błagać o litość. - Zachichotała niczym mały chochlik, doskakując do drewnianej zasłony, łapiąc za kant ściany, przewaliła ją na siebie i Jarvisa. To powinno pozwolić przerwać inkantację, a nawet jeśli nie… ona i tak będzie w połowie drogi na drugą stronę łóżka.
Manewr ten dał trochę czasu dziewczynie. Znalazła się po drugiej stronie łóżka w mgnieniu oka. Ale i czarownik dokończył swój czar. Uśmiechnął się patrząc na nią triumfująco i ruszył… nadnaturalnie szybko i zwinnie. Przyspieszony magią Jarvis w kilka sekund przesadził kilkoma susami łóżko skracając dystans między nimi.
Bardka widząc co się święci nie zeskoczyła z łóżka, pozostając w gotowości na jego krawędzi.
- Apke saph me - zawołała głośno, a w jej dłoni pojawiło się ciemne ostrze egzotycznej broni, spoczywającej dotychczas grzecznie na krześle za plecami czarownika. Kobieta poprawiła uchwyt na chłodnej rękojeści kunaia.
- Zrób tylko krok… - ostrzegła uśmiechając się z przyjemnym błyskiem szaleństwa w oczach.
- Aż tak boisz się przegranej? - zaśmiał się przyczajony czarownik. - Co się stanie jak zrobię krok?
- No, no… ty pierwszy sięgnąłeś po czary złociutki - przypomniała mu Chaaya. - Kto wie… kto wie… zrób krok to się przekonasz.
- Po czary… nie po broń - mruknął Jarvis łobuzersko i wykonał kilka gestów powiązanych z magią. Po czym pognał by złapać bardkę.
O dziwo tawaif nie rzuciła się do ucieczki. Jeno ostrze wycelowane z mężczyzne… nagle znalazło się przy jej szyi. To jednak nie powstrzymało czarownika, a gdy bardka… próbowała go nastraszyć dźgnięciem sztyletu… w dziwny sposób chybiła, a on ją przyparł z impetem do ściany przybiegając ku niej na przyspieszeniu.
- Wygląda na to, że zyskałem przewagę - wymruczał przyciskając swe ciało do jej i zaciskając dłonie na jej nadgarstkach. - Przyznaję… trochę mnie nastraszyłaś.
Chaaya uśmiechała się, lecz czarownik słyszał jak zgrzyta zębami. Wtedy też go olśniło… nie pierwszy raz został już przez nią ukąszony… a teraz, zajmując się jej rękoma, właśnie naraził się na frontalny atak. Kobieta wbiła się kłami w jego szyję, warcząc niczym wściekła kotka.
- Bo cię zwiążę… - jęknął z bólu pozwalając się jej kąsać i mocniej dociskając swe ciało do jej, by nie pozwolić jej na bardziej agresywne ruchy.
To uratowało jego klejnoty przed spotkaniem z kolanem tancerki, niemniej… ta nie chciała puścić pulsującego bólem miejsca, w którego wpiła się niczym pirania, powoli odciągając głowę do tyłu, by spotęgować tylko ból. Była wyjątkowo rozluźniona, skupiając się na oddechu i poruszaniem palcami u dłoni, by dochodziła do nich lepiej krew, zatrzymywana przez uściski na nadgarstkach.
Jarvis odgryzł się tym samym, nachylając ku niej i kąsając płatek uszny bardki, choć… w bardziej delikatny sposób niż to ona uczyniła.
- Powinienem cię potraktować śnieżką - wymruczał napierając mocniej ciałem i dociskając ją do ścian. - Dobrze się bawisz?
Głowa kobiety oparła się o belki a zęby puściły w końcu skórę szyi, pozostawiając po sobie krwawą ranę, która piekła żywym ogniem.
- Zacznę… gdy w końcu we mnie wejdziesz - mruknęła dosyć oschle, powoli zbliżając się ustami do wystających obojczyków czarownika. Z początku je delikatnie muskając i pieszcząc, by po chwili wziąć w zęby, choć na razie ostrożnie i bez większego nacisku.
Czyżby skapitulowała, czy tylko chciała uśpić jego czujność?
Czubek oręża ocierał się o jej podbrzusze. Jarvis cierpliwie i powoli wyczuł swój cel, a gdy był już pewny, powoli zagłębił się między uda. Delikatnie i ostrożnie… ale tylko za pierwszym razem. Kolejne ruchy bioder były już stanowcze i władcze… przyszpilające ją do ściany.
Bardka znakowała sobie drogę po obojczykach partnera. Nie była tak krwiożercza jak za pierwszym razem. Jej ugryzienia były na granicy, przyjemnie drażniąc i nie przytłaczając odbiorcy. Jej oddech z każdą chwilą przyśpieszał, gdy tawaif pozwoliła się obezwładnić przyjemności, utwierdzając Jarvisa co do werdyktu ich dzisiejszej potyczki.
Podczas gdy oboje unosili się w oparach elektryzującego i niemal zwierzęcego erotyzmu. Czarownik zaczął widzieć w swojej głowie pewien obraz, o tyle trudny do zinterpretowania, gdyż bardziej go czuł niż faktycznie widział. Jakby był dwoma ciałami na raz.
Dlatego też ruchy jego bioder stały się bardziej miarowe, acz stanowcze. Raczej instynktowne niż zaplanowane. Pozwolił sytuacji na naturalny rozwój zatracając się w doznaniach. Unieruchomiona bardka czuła jednak jak jego żądza staje się w niej wyraźniejsza, a sam Jarvis przypominał bardziej prymitywną bestię, ulegającą pierwotnemu instynktowi pożądania i energicznie dążącą do spełnienia.

Mentalne połączenie jakie nawiązała z nim Chaaya tylko podsycało jego pragnienie, gdy umysł i ciało mężczyzny ogarniały nowe, niespotykane wcześniej doznania. Jego podbrzusze wypełniał prawdziwy żar, jakby przepływał w nim wodospad lawy. Mięśnie nóg i pośladków, to raz napinały się, to wiotczały prawie zwalając go na ziemię.
Z każdym pchnięciem, gdy dociskał ciało tancerki do ściany, czuł jak drętwieją mu ramiona, szurające o chropowatą strukturę drewna, a w okolicach pępka, głęboko w jego trzewiach, jak ktoś... dotyka coś… jakiś fragment jego ciała, który drżał przy każdym muśnięciu. Niczym struna lub napięta membrana bębna, która drżała wprawiając w rezonans okoliczne organy. Im mocniej się na tym skupiał, tym owe drżenie trwało dłużej, rozchodząc się niczym małe paraliżujące ładunki po jego członkach.
Z każdym sztychem, coś w nim wzbierało, coraz mocniej i usilniej pragnące wydobycia się na powierzchnię. Niczym burza, czekająca na pierwszy grom.
Jeszcze, jeszcze, jeszcze raz, mocniej i silniej, głębiej. Niech nie przestaje drżeć, niech wibruje cały czas.
Jarvis nie zorientował się kiedy przestał słyszeć aplauzujące jęki swojej kochanki. Właściwie to nie nie tylko jej ale i siebie. Nawet jego myśli spowiła dziwna, nieprzenikniona cisza.
Gdy jego pole widzenia zaczynało się zawężać, powoli gasnąc w zapadającym mroku, również nie skusił się na chwilę refleksji. Skupiając się na tym co czuł i do czego dążył. Był blisko. Oboje byli.
Jeszcze, jeszcze, jeszcze raz.
Głośny huk potoczył się po pokoju, zupełnie jakby sufit i cały budynek począł się walić w straszliwej eksplozji. Nagły błysk rozświetlił zmysły czarownikowi, na powrót oślepiając go, tym razem rażącą bielą, rozmywającą wszelkie kolory i kontury.
Potężna konna armia nadciągała gdzieś z daleka, by dopiero po sekundzie dotarło do niego, że to co słyszy to bicie własnego(?) serca.
Przyjemne drżenie o które tak bardzo się starał, eksplodowało falą gorąca, która wystrzeliła w jego wnętrzu, na chwilę pozbawiając czucia. Czarownik unosił się w powietrzu, jakby znajdował się w stanie nieważkości, równocześnie mając wrażenie jakby jego trzewia zalewało roztopione srebro, spływające kaskadami po nogach, aż po same palce, wybijając wysoko w górę, uderzając w głowę, wytryskując mu z rany na szyi i uszu, zalewając płuca i gardło. Wszystkie jego mięśnie, ścięgna i kości drgały, szarpane nieokiełznaną energią, pogrążając jego osobę we wszechobecnym rezonansie i wtedy… wtedy poczuł to jeszcze raz, tym razem mocniej i boleśniej, a zarazem oczyszczająco rozkoszniej. Spełnienie, raziło jego ciało elektrycznymi ładunkami, wystrzeliwującymi wprost z rozgrzanego podbrzusza. Małe piorunki jakie sobie wyobrażał, prześlizgiwały się po tkankach do najodleglejszych zakamarków jego ciała. Paraliżując, obezwładniając i… ciągnąc w dół z zastraszającą prędkością. Zanim jednak zdążył choćby przerazić się upadku, uczucie owe znikło, zabierając ze sobą wszelkie doznania i zamieniając je we wspomnienie.
Chaaya wisiała bezwładnie w jego uścisku, opierając głowę o jego ramię i trochę bezskutecznie walcząc o oddech.

Jarvisowi też było ciężko, powoli osuwał się na nogach w dół. Przy czym łapczywie obejmował tawaif, z trudem szepcząc do jej ucha. - Ale klapsy i tak cię nie miną.
W tej chwili nie miał jednak ochoty na wysiłek. Oplótł mocno ramionami zwiotczałe ciało bardki i tulił zaborczo do siebie.
Tancerka powoli wracała do “żywych”, opierając się o mężczyznę niczym szmaciana laleczka. Z czasem, jej oddech przestał brzmieć, jakby miała zaraz wyzionąć ducha, a i uwolnione dłonie, zaczynały powoli sunąc po plecach kochanka, by w końcu wczepić się palcami w jego ramiona.
- Wprost skaczę z radości - wyburczała mu w szyję, delikatnie całując nadgryzioną skórę.
- Będą mocne… a ty będziesz skrępowana… - groził jej Jarvis, głaszcząc pieszczotliwie po plecach. - I z wypiętym tyłeczkiem.
- Daj mi jeszcze chwilę… - odparła polubownie, gładząc policzkiem jego śliski od potu bark. - Trzeba zamknąć drzwi na klucz, bo zaraz wpadnie tu święcie oburzona inkwizycja.
Nvery faktycznie mógł się zjawić w każdej chwili, wszak bardka obiecała do niego dołączyć… niebawem. Czego oczywiście nie miała zamiaru zrobić, nie po “tym” co miało niedawno miejsce.
- Mówisz i masz… - Jarvis wykonał gest dłonią i wypowiadając zaklęcie sprawił, że drzwi zamknęły się na klucz. - A jutro… czy w ogóle… w ciągu następnych dni. Chcesz zobaczyć tutejszy zamtuz? I… czy inicjacja Nverego tam, też wchodzi w grę? Bo Godiva nie chce tam stracić dziewictwa. Jej się marzy pierwsza miłość i partner lub partnerka, którzy będą jej godni.
- Biedna… - skwitowała trochę zasmucona Chaaya, bawiąc się włoskami na karku czarownika. - Na niego to nie działa… jest obojętny i zimny niczym głaz i prawdopodobnie obie z nas by pognębił, aż odechciało by nam się istnieć… - mruknęła cierpko, wzdychając teatralnie.
- Godiva jest silna i uparta i pewnie znajdzie swego czempiona - odparł z uśmiechem Jarvis, wodząc palcami wzdłuż kręgosłupa bardki. - Tak czy siak, wspominałaś kiedyś o zamtuzie i ciekaw jestem czy nadal masz go ochotę odwiedzić… i patrzeć na mnie podczas figli.
- Jak śmiesz… - syknęła wściekle, odpychając się od niego, by zmierzyć go chłodnym spojrzeniem. - Po tym wszystkim co ci powiedziałam, albo ci zrobiłam… myślisz o innej dziwce? - Tawaif fuknęła obrażona, nadymając w złości policzki.
- Nie… właściwie to… głupio by mi było - odparł Jarvis cmokając czubek nosa bardki. - Po prostu… kiedyś wyraziłaś taki kaprys. A chciałbym ci wynagrodzić jakoś… to, że opera okazała się niezbyt udaną wyprawą. Gdzie byś chciała jutro wyruszyć, co obejrzeć?
Chaaya zachichotała, kręcąc w zrezygnowaniu głową.
- Jutro wyruszymy na poszukiwanie pewnego… hmmm… demona? A przynajmniej jego kochasiów, których poznaliśmy w operze właśnie - odparła zawadiacko, zadzierając głowę by cmoknąć go w brodę. Najwyraźniej wcześniejsza złość była jedynie udawana, lub czarownik zdał na celująco jakiś niezapowiedziany sprawdzian.
Bogowie raczą wiedzieć.
- O wynagrodzenie się nie martw, jestem pewna, że dzisiejszej nocy postarasz się o to bym się świetnie bawiła.
- Tego możesz być pewna… choć niewątpliwie przy okazji wymęczę cię tak, że rano długo pośpimy - odparł z uśmiechem Jarvis i zamyślił się. - Demony? Cóż… możliwe, że znam kogoś, kto mógłby mieć rozeznanie w tej sprawie.
- To świetnie! - odpowiedziała z entuzjazmem, choć nie wiadomo było do której części jego wypowiedzi się odnosiła. - Starca trafiła strzała amora, a ja jako “strażniczka” miłości, czuje się zobligowana by pomóc mu odnaleźć swego wybranka. Zamknąłeś swój pokój? - spytała nagle.
- Zamknąłem… - potwierdził Jarvis i zaczął całować usta Chaai raz po raz. - Więc… co ów Starzec powiedział o tym celu swej miłości?
~ Że wyprasza sobie takie porównania ~ wtrącił Starzec i zamilkł nagle, wyraźnie obrażony.
~ Wstydliwy ~ odparła smokowi ciepło i nieco przepraszająco.
- W zasadzie to niewiele. Istota ta dowodzi tym kultystom Belf...roga? Belf...feroga? Belfegora? Jest oczywiście potężniejsza ode mnie… i bardziej godna tak szacownego ducha jakim jest czerwonołuski Pradawny.
Choć jej głos był wesoły i lekki, ostatnie słowa wyraźnie zaakcentowała z należnym szacunkiem. - Myślałam… że chodzi mu o… był tam ktoś, kto wydawał się być całkiem wysoko postawionym członkiem ichniego zgrupowania. Niejaki Vantu… ale okazał się wampirem.
- Belfegor… no pięknie - mruknął czarownik i wplótł palce w jej włosy rozczesują je. - osobiście liczyłem, że Starcowi wystarczy jakiś Gelugon, ale tu mówimy o istocie z własną domeną. Pomniejszym władcy próżności, poznającym sekrety poprzez drugą stronę lustra. Nigdy nie widziałem na oczy Belfegora. Możliwe, że będziemy musieli udać się do jego domeny. To… nie jest łatwe.
- Było tam lustro… - zaczęła tancerka, ale szybko umilkła wyraźnie smutniejąc. - Zostaw swój klucz pod drzwiami… Nie chcę by Nvery spał gdzieś w szuwarach skoro wstaje rano do pracy… Chodźmy do łóżka, a jutro dokończymy rozmowę.
Mrugnęła do niego zawadiacko.
- Poczekaj… - rzekł Jarvis, a po chwili z cieni wynurzył się Gozreh. Macka owinęła się wokół klucza leżącego pośród ubrań czarownika i kocur pognał do okna, by wyskoczyć na parapet.
Sam Jarvis zaś wstał i powoli ruszył z trzymaną w ramionach tawaif.
- Myślisz, że łóżko wytrzyma? - zażartował.
- Mamy całą noc by się o tym przekonać - skwitowała, zostawiając mokry ślad po ustach na jego ramieniu.
- To teraz klapsy… byłaś bardzo… niegrzeczna. - Jarvis ostrożnie ułożył ją na łóżku i wstał podziwiając jej nagie ciało. A ona mogła przyglądać się swym śladom na jego skórze. Rany dodawały mu dzikości… pozbawiając tej całej otoczki cywilizacji w jakiej się wychował.

Kobieta przeciągnęła się na łóżku niczym leniwa kotka, wyciągając w jego kierunku nogę i dotykając stopą biodra mężczyzny.
- Byłam, byłam… - przytaknęła w zadowoleniu, maszerując mu paluszkami po podbrzuszu w górę i w dół. - I muszę powiedzieć, że warto było… - Wyszczerzyła ząbki w uśmiechu, po czym zaimitowała ugryzienie, równocześnie podnosząc jego berło na swojej stopie. Była przy tym delikatna i równie wprawna, jakby posługiwała się ręką.
- Zaczynam mieć do ciebie… słabość - skłamał nieudolnie. Wszak już dawno miał, a ona wprawnymi muśnięciami stopy pobudzała wigor kochanka. Wiedziała co chce zrobić, ale pokusa jej pieszczoty powstrzymywała go przed spełnieniem “groźby”.
- No proszę, może nie przegrałam z takim kretesem jak mi się wydawało… - Przekręciła lekko głowę, gładząc się po szyi, jeszcze przez chwilę nie przestawając pieścić jego wrażliwych rejonów. W końcu jednak zabujała stopą, opuszczając ją na prześcieradło i przyglądając się kpiąco w połowie gotowemu mężczyźnie.
Jarvis pochwycił ją za stopy i próbował obrócić jej ciało na brzuch, przyglądając się spragnionym spojrzeniem jej osóbce.
Chaaya podparła się na ramionach, kopiąc go lewą stopą w biodro z lisim uśmieszkiem na ustach. Może i z rękoma poszło mu łatwo, ale z tymi częściami ciała tak łatwo sobie nie poradzi.
- Złośnica… no dobra… a pozwoli się jaśnie panienka rozpieszczać? - zapytał żartobliwie czarownik uznając wartość negocjacji.
- Pfiu… mięczak - zawyrokowała zdegustowana, odwracając wzrok od mężczyzny, ale jej nogi rozłożyły się w bardziej zapraszającym geście.
- Może… ale na bogów… jakże piękny z ciebie kwiat, aż strach urwać choć płatek - wymruczał czarownik wchodząc na łóżko i muskając jej łydki dłońmi i czubkiem języka powoli pieszcząc jej skórę.
- A jakże! - odparła dumnie z nie krytą pychą w głosie, choć była to raczej narzucona maniera na potrzeby sytuacji. - Moje imię zobowiązuje… - Jej głos stał się cieplejszy, gdy usta kochanka zaczęły wędrować po jej ciele. Lodowa powłoka wyniosłej panienki zaczynała powoli topnieć.
- To wiem, gdzie jutro pójdziemy… najpierw do gorących źródeł, potem kupimy suknię balową. Chciałbym zobaczyć jak gasisz urodą tutejsze elegantki - wymruczał czarownik, pieszcząc jej uda powolnymi muśnięciami palców i smakując jej skórę językiem, coraz bliżej intymnego obszaru jej ciała.
Tancerka czuła ogromną potrzebę porozmawiania z Jarvisem na pewien palący ją od kilku dni temat. Do ostatniej chwili nie dawała za wygraną, dzielnie znosząc coraz gorętsze pocałunki.
Wyciągnęła nawet rękę, chcąc oderwać głowę czarownika spomiędzy swych ud, ale poddała się, gdy ten perfidnie trafił w jej najczulszy punkt, całkowicie obezwładniając.
Dłoń opadła na włosy mężczyzny, gładząc go czule i zachęcająco, podczas gdy ona sama płynęła, rozpuszczając się pod jego pieszczotami. Jarvis jak zwykle się nie spieszył, rozkoszując samym aktem pieszczenia kochanki. Jego język cierpliwie muskał wrażliwe obszary jej łona, zagłębiając się czasem bardziej lub skupiając na jednym punkcie. Jego dłonie powoli acz kusząco gładziły jej uda. Znała jego sztuczki, co nie zmieniało faktu, że nadal ją rozpalały. Niczym małe dziecko bawił się jej ciałem, powoli budując coraz większe w nim napięcie… domagające się coraz bardziej uwolnienia. Które, jak podejrzewała, nie przyjdzie tak łatwo. Chaaya zakryła ręka usta, tłumiąc coraz głośniejsze jęki zadowolenia.
To co jej robił, ta technika… powinna być zakazana, zabroniona i zbanowana. Rozbrajała kobietę w kilka chwil, topiąc jej ciało i umysł. Obezwładniając.
- Za-zafjasz mnje… - wyjęczała przez palce, walcząc z drżeniem oponowującym jej napięte ciało. - Rób tak zawsze… - poprosiła go poddańczo, zaciskając mocniej palce na jego głowie.
Tawaif westchnęła głośniej, gdy język mężczyzny na chwilę wzmocnił swe pieszczoty… zagłuszając tym samym odgłos naciskanej klamki u drzwi.
Ktoś chciał wejść do środka.
Czarownik może i by się odezwał, ale w tej chwili był bardzo zajęty. Dociskany do jej łona tańczył językiem swój taniec, raz po raz doprawiając pieszczoty kolejną iskierką rozkoszy… która rozniecała jej zmysły i zmuszała jej ciało do zmysłowego się wicia. Jarvis wiedział jak jej uprzyjemnić noc i po raz kolejny to udowadniał.
- PARO! - rozległ się krzyk wściekłego “braciszka” zza drzwi, który przeszedł do szamotania z klamką. - Otwieraj do kurwy te zasrane drzwi! - wrzeszczał na przemian waląc pięścią, to kopiąc, a raz nawet waląc głową w drewno, czego mocno zaraz pożałował.
Kobieta na łóżku, choć pierw podskoczyła wystraszona nagłą manifestacją swej obecności przez smoka. Szybko chwyciła za poduszkę, zakrywając swoją twarz, by nie było słychać jak bardzo jest jej teraz dobrze.
Tym bardziej, że zgodnie z jej prośbą, Jaris nie zaprzestawał zabawy, przytrzymując jej uda dłońmi. Wodził językiem powoli, czasem szybko, muskał i pieścił. Pocierał samym czubkiem języka jej wrażliwy punkt, utrudniając bardce jakiekolwiek skupienie się na otoczeniu. I zmuszając jej ciało do mimowolnych jęków. Rozkosz ta wzrastała niepomiernie, a ciało bardki prężyło się i wiło. Coraz bliżej była, coraz mocniej odczuwała dotyk kochanka. Jeszcze chwila i czara się przeleje.

Chwila chwili nie równa, Chaaya myślała, że ta aktualna trwała wieczność, zmuszając jej ciało do tytanicznego wysiłku oraz całkowicie paraliżując umysł, zamieniając ją w masę... dążącą i pragnącą tylko jednego.
Więc gdy w końcu to dostała, nawet poduszka nie była w stanie zagłuszyć krzyku triumfu, który niczym wycie wygłodniałej wilczycy rozległo się w pomieszczeniu, jak i poza nim.
Nvery przestał się dobijać, o nawoływaniu nie wspominając. Najchętniej to by pewnie wyparował, ale tego akurat jeszcze nie potrafił.
- Czyżby… ci się podobało, co zrobiłem? - zapytał czarownik opierając się podbródkiem o jej podbrzusze i przyglądając łakomie. - Jej coś słodkiego w twoim głosiku, gdy tak mocno szczytujesz.
Tawaif pogładziła Jarvisa po policzku, podkładając sobie poduszkę pod głowę. Miała czerwone, niczym róże, policzki oraz spękane usta i przyglądała się mężczyźnie spod przymrużonych powiek.
- Chcę więcej - zawyrokowała zmęczonym głosem, wyciągając do niego obie ręce.
- A pójdziesz jutro ze mną do źródeł? Zostaniesz najpiękniejszym kwiatem miasta? - zapytał czarownik łobuzersko, podnosząc się do góry i wpadając w jej ramiona. Zachłannie pocałował ust utrudniając odpowiedź.
Bardka odwzajemniła pocałunek, oplatając kochanka ramionami, czule gładząc go po karku i barkach, powoli zjeżdżając palcami na plecy i lędźwie.
- Co tylko zechcesz - odpowiedziała gdy ich usta rozłączyły się na chwilę. - Czego tylko zapragniesz… - wymruczała, skubiąc go w brodę i mocno obejmując udami.
- Wiesz dobrze czego pragnę… kogo… ciebie - wymruczał czarownik całując zachłannie usta i szyję kochanki, jednocześnie łącząc się z nią powolnym sztychem. A gdy rozgościł się jej w gniazdku miłości, ruchy jego bioder nabrały wigoru, wypełniając jej zmysły rozkoszną świadomością twardości kochanka między jej udami. Łóżko zaskrzypiało w proteście, ale samo ciało Chaai ulegle przyjęło gwałtowną obecność kochanka.
Tancerka wdała się w polemikę z chmurnym meblem, które głośno narzekało na ciężar dwóch ciał splecionych w miłosnym uścisku. Na każde niezadowolone i ostrzegawcze skrzypnięcie, odpowiadała pomrukiem i westchnieniem zadowolenia. Każdą skargę zbywała swymi jękami, a każdą strzelającą pod jej plecami sprężynę, zamieniała na pieszczotę pleców Jarvisa.
Gładkie i miękkie uda tawaif, mocno obejmowały chude biodra czarownika, nie dając mu złudzeń na możliwość dłuższej rozłąki, czy to teraz, czy w najbliższej przyszłości tejże nocy.
Jego twarz zasypywana była żarliwymi pocałunkami mokrych i zaróżowionych ust, czasem dusząc go w namiętnym sparingu dwóch języków, czasem łaskocząc po uchu, skubiąc po skroni, czy przejeżdżając po linii szczęki.
Zwinne ręce oplatały go niczym żywe pnącza tropikalnej rośliny. Jedna wokół karku z wplecioną w jego ciemne włosy dłonią i drugą w pasie. Czule głaszczącą po mięśniach kręgosłupa i łopatek, delikatnie drapiącą lędźwie, zmysłowo wbijająca się w pośladki i zuchwale maszerująca po jego kręgach niczym zdobywca najwyższego szczytu w górach.
- Nie śpiesz się… płyń swoim rytmem jamuun… musisz mieć siły… na to co cię czeka… - szeptała do niego czule, przytulając mocniej. Ponętne piersi rozpływały się w uścisku, drażniąc twardymi i zimnymi niczym lód sutkami. Niczym dwa groty, przeszywające jego ciało.
- Wezmę cie na sto… sto różnych sposobów… - wymruczała swoje groźby, łapiąc wargami za płatek jego ucha, ssąc zaborczo i namiętnie.
Chaaya nie była tradycyjnym typem hedonistki jak zdążył już to zauważyć Jarvis. Wiele razy była wobec niego obojętna, przy wielu nie udało mu się nawet jej rozpalić… ale gdy już wzniecił ogień w jej trzewiach. Wtedy… zamieniała się w pożeracza. Krwiożerczą bestię o nieskończonym apetycie…. a zarazem konesera. Systematycznego i cierpliwego.
Owe noce zamieniały się w prawdziwą ucztę ciała i zmysłów. Karmiąc i pochłaniając ich oboje.
- Wiem… nie zamierzam się tak szybko wypalić. Za słodkim winem na to jesteś, zbyt upojnym… kuszącym by się tobą delektować - wymruczał zwalniając nieco, ale biodrami dociskając mocniej. I wywołując kolejne przyjemne doznania. Tawaif musiała przyznać, że pasowali do siebie oboje. Nic dziwnego, że była to upojnie wyczerpująca noc.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 24-03-2017 o 20:19.
sunellica jest offline