Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2017, 20:18   #35
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Ranek… a właściwie “ranek”, przywitał jako pierwszą bardkę, która pomimo ekstramalnych łóżkowych kombinacji do samego świtu, spała całkiem dobrze i spokojnie. Zasługą mógł być brak naczelnego “przestawiacza” jej osoby, który skutecznie pozbawiał jej regeneracyjnej energii, podczas wędrówki księżyca po nocnym niebie.
Obudziła się dopiero, gdy palące pragnienie przestało dawać się ignorować. Gdyby tylko jeszcze w pokoju miała co pić…
Chaaya przeciągnęła się leniwie na łóżku, skopując z siebie skotłowany fragment kołdry, przy okazji odsłaniając śpiącego obok mężczyznę.
Nie budziła go… jeszcze... przyglądając się jego rozluźnionej twarzy, ukrywającej się pod falą ciemnych włosów. Podpierając głowę na dłoni, zarzuciła mu delikatnie nogę na biodra, gładząc łydką i udem jego nogi, powoli zakradając się wolną ręką w okolice jego łona.
Cóż… może i noc była upojna, ale bardka nie zamierzała zaprzepaścić okazji podwójnego obudzenia kochanka. Przysuwając się bliżej ciału Jarvisa, zaczęła pieścić jego męskość, przy okazji bawiąc się językiem na twardniejącym sutku czarownika.
Oddech mężczyzny przyspieszył, gdy Jarvis powoli budził się ze snu… jak i do życia poniżej. Chaaya mogła sobie pogratulować partnera do łóżkowych zabaw. Nie każdy byłby w stanie się unieść po tak intensywnej nocy. A jednak muskając oręż kochanka, czuła jak powoli staje na wysokości zadania.
Tancerka zamruczała w zadowoleniu, powoli zjeżdżając ustami na mostek, brzuch i pępek kochanka. Jego niemal wieczna gotowość do figli, nawet trochę imponowała tawaif. Ot… kobieta czy chciała czy nie… mogła po prostu rozłożyć nogi, zaś mężczyzna… cóż, tu już pojawiał się większy problem… choć jak widać nie dotyczył na szczęście Jarvisa.
Usadawiając się wygodniej między nogami obudzonego, pochyliła sie by przywitać pocałunkiem ulubioną część towarzysza, uśmiechając się czule i słodko. Niemal z namaszczeniem biorąc w delikatne palce by po chwili przejść do łagodnej pieszczoty.
Czuła jego wzrok na sobie, słyszała jak jego oddech przyspiesza i smakowała dowód żądzy jaką czuł do niej. Coraz mocniejszy dowód. Jarvis był teraz w niewoli jej pieszczot, nie mogąc uczynić nic poza oddawaniem się w jej ręce. Miała nad nim całkowitą władzę… i sprawiała mu niewysłowioną rozkosz… przynajmniej dopóty, dopóki był w stanie zdusić swe jęki przyjemności.

Kobieta obserwowała twarz czarownika, bawiąc się językiem na koronie jego berła. Odbijała go raz w lewo raz w prawo niczym sprężynową antenkę. Chciała by krzyczał tak jak ona to robiła, gdy był między jej udami… ale wszak pobudka miała był przyjemna, “bezbolesna”.
Toteż zamiast go torturować, wzięła go posłusznie całego, przyspieszając tempa tej nieco kontrowersyjnej pobudki, która skończyła się eksplozją w jej ustach.
Jakże smaczną i rozkoszną. I jakże głośną, bo Jarvis nie zdołał powstrzymać głośnych jęków, gdy doprowadziła go do granicy rozkoszy.
- Dzień dobry - przywitała się figlarnie, całując go podbrzusze i powoli wspinając na jego klatkę piersiową.
- Dzień dobry… widzę, że jesteś w dobrym humorku. Masz przepiękny uśmiech, wiesz? - mruknął Jarvis sięgając dłonią ku niej i głaszcząc ją po włosach. - To co zrobimy z tak mile rozpoczętym porankiem?
- Moglibyśmy wyjść gdzieś razem… lub zapolować na kultystów… możemy też leżeć i nic nie robić, ty jesteś zwycięzcą, więc ty rządzisz - zaproponowała bardka, nadstawiając się ku jego dłoni. - Nie wiedziałam, że potrafisz tak pięknie śpiewać… teraz uważaj bo poznałam twój sekret - dodała pół żartem, pół serio, mrugając do niego zadziornie.
- Leżenie i nic nie robienie ma swój urok. Zwłaszcza z tobą przy boku… przytul się do mnie - mruknął czarownik uśmiechając się ciepło. - Polowanie na kultystów sprowadza się w sumie do łażenia po moich starych znajomych. Zaskakująco wielu z nich przeżyło do dziś, choć różnie skończyli.
- Myślisz, że których z nich zechce nam pomóc? Może udałoby nam się przedrzeć do ich szeregów? Tylko… że to trochę zbyt niebezpieczny hazard… przynajmniej dla niektórych.
Chaaya zamyśliła się, posłusznie przytulając do boku mężczyzny, oplatając go rękoma i nogami, oraz kładąc mu głowę na ramieniu.
- Zastanawia mnie ten cały Vantu… był dość mocno rozpoznawalny przez widownię.
- Widać jest sławny w okolicy… to ułatwi nam zadanie. A co do moich kontaktów, to pomogą w znalezieniu owych kultystów lub dróg dostępu do nich. Jeśli nie przez sentyment do starego przyjaciela, to z powodu obiecanej zapłaty.
Jarvis zaborczo przytulił Chaaye do siebie i głaszcząc ją po włosach rzekł stanowczo. - Od teraz każda druga noc… jest taka. Przychodzisz do mnie i spędzamy ją na wyuzdanej zabawie. Chyba, że wolisz gościć mnie u siebie. Wyjdę na samolubnego gnoja, ale nic nie poradzę… chcę cię trzymać w objęciach częściej niż ostatnio.
Dziewczyna zadarła lekko głowę, składając delikatny pocałunek na brodzie czarownika. Nie poprzestała jednak na jednym, coraz żarliwiej znacząc ścieżkę swymi ustami na twarzy partnera. Jej miękkie wargi wspinały się po linii szczęki wprost do ucha, zatrzymując się na chwilę by szepnąć - Co drugie? Gdzie mam się podziać przez resztę tych nocy, kiedy to będę usychać z tęsknoty za tobą… Mam być tu? W leżu drugiego mężczyzny?
Jej ząbki trąciły figlarnie płatek ucha kochanka, przyprawiając go o łaskotki i ciarki na plecach. Wkrótce odbiła soczystymi malinkami ku skroni i brwi Jarvisa. Na chwilę zatrzymując się na samym środku jego czoła. Dłoń powędrowała ku włosom, zaczesując je do tyłu oraz przyjemnie masując nie tylko skalp, ale i policzek.
Wraz z wędrówką ust kobiety, podróżowały również jej piersi. Z początku nieśmiało i ospale tylko po torsie mężczyzny, by w końcu rozlać się przyjemną miękkością w okolicach szyi.
Chaaya muskała miejsca zmarszczek, które pojawiały się, gdy jeździec myślał lub się czymś martwił, powoli schodząc ustami w dół mostu jego nosa, by na samym jego czubku zeskoczyć na drugi policzek i zataczając językiem delikatne półkole trafiła w końcu do celu swej podróży.
Ich usta złączyły się w leniwym pocałunku, skupiając się na przekazaniu jak największej dawki emocji, kryjącymi się za ich fasadą.
- Nie chcę by Nvery się na mnie dąsał… bardziej niż zwykle, choć z pewnością... chciałbym zagarnąć cię całą tylko dla ciebie - stwierdził Jarvis z uśmiechem i nagle pochwycił ją za pośladki.
- Czy przypadkiem wczoraj nie prosiłaś mnie o… to bym zawsze… sprawiał ci pewien rodzaj przyjemności. Myślisz, że zdołałabyś ustać na nogach podczas takiej zabawy?
Rzucił jej żartobliwie wyzwanie.
- Jeśli już ma się na kogoś złościć to na mnie, ale… kto go tam wie co sobie ubzdurał w tym białym łebku - wzruszyła nieznacznie ramionami, kręcąc z ochotą pupą, gdy jej pośladki poczuły ucisk znajomych dłoni.
- Hmmm… - udała się się na chwilę zamyśla. - Będę twarda i zimna niczym głaz - odbiła piłeczkę, podgryzając czarownika w brodę.
- Chciałbym zobaczyć jak długo… - zaśmiał się w odpowiedzi czarownik, powolnymi ruchami dłoni masując pośladki tawaif. - Więc… od dziś porywam cię do mego pokoju. I do mojego łóżka, na każdą noc.
- Mmm podoba mi się taki plan… - odparła ciepło, gładząc go po włosach. - Wiesz może co Godiva znalazła przy zwłokach drugiego kultysty? Jakiś pergamin? Zwój? - zmieniła nagle temat, układając się ponownie na boku, na tyle ile pozwalał jej uścisk partnera.
- Daj mi chwilkę. - Jarvis zamyślił się, zapewne rozmawiając ze smoczycą. - Żadnych pergaminów poza jakiś papierem na zastaw u lichwiarza. Trochę pieniędzy, miedziana kobieca broszka, sztylet. Nic poza tym papierem zastawnym.
- Ja przy swoim coś znalazłam… wydawało mi się, że to może nazwisko kogoś, kogo mają zabić… ale po tym co uskutecznił Vantu na scenie… Jak już przestaniesz bawić się moją dolną częścią ciała to ci pokażę. - Zachichotała wesoło, moszcząc głowę na poduszce.
- Wiesz, że prosisz o niemożliwe? - wymruczał Jarvis mocniej zaciskając dłonie na pośladkach dziewczyny i miętosząc z namiętnością. Najwyraźniej rozkoszował się sprężystością krągłości bardki. - Nazwisko? Hmmm… ci których zabiliśmy nie byli zbyt niebezpieczni. Wyglądali na typowych kultystów z najniższego kręgu, których traktuje się mięso armatnie.
- Nie byli też jedynymi kusznikami… obstawili się chyba na wszystkich balkonach. Myślałam, że każdy z nich ma inny cel, który z góry łatwiej wypatrzeć i ubić… stąd pomysł z nazwiskiem. Może to być co innego… może nawet pojedyncza lista zakupów, zapisana w obcym mi języku… - Zaśmiała się, rozbawiona tym wcale takim nieprawdopodobnym pomysłem.
- Potem dopiero zorientowałam się, że prawdopodobnie mieli pilnować “porządku” oraz zrobić przesiew wśród… wampirów. Wiesz, że ustrzeliłam jednego? To znaczy… nietoperza - mruknęła niczym dumna dziewczynka.
- To naprawdę imponujące… - uśmiechnął się czarownik, muskając ustami jej policzek. - Jestem z ciebie dumny. Więc… ustrzeliłaś z kuszy nietoperza? Od takiego postrzału wampiry nie giną, więc ów Vantu pewnie chciał je schwytać w niewolę.
- Wydaje mi się, że kierowały nim osobiste porachunki… a przy okazji wypełnił wolę swojego przełożonego… to znaczy próbował - zasępiła się Chaaya, wyraźnie się spinając.
- Widownia była zdziwiona, że ten “żyje”... a przynajmniej niektórzy. Większość nietoperzy została zestrzelona, ale Vantu pozwolił niektórym odlecieć by zawiadomiły, jak to określił, “kogo trzeba”. Później zabrał się do… do… zajął się swoimi sprawami - ostatnie słowa wypowiedziała sucho i chłodno, starając się nie dopuścić strasznych wspomnień do głosu.
- Demoniczne kulty i wampiry lubują się w takich zabawach - odparł czarownik i dał delikatnego klapsa dodając. - Nie będziemy więc wchodzić w szeregi kultystów… rozbijemy go od zewnątrz i ukrócimy jego działalność próbując wywabić ich pana z jego dziedziny. No… dość zmartwień, pokaż ten pergamin, a potem przetestujemy twą wytrzymałość na pieszczoty…

Tancerka uśmiechnęła się z wdzięcznością do Jarvisa, zsuwając się powoli i z westchnieniem w nogi łóżka, skąd wstała i podeszła do biurka z zawalonym rzeczami krzesłem.
Chwilę poszperała w kieszeniach ubrania, wypinając w kierunku obserwatora swoje krągłości, co by miał na co popatrzeć.
- Zaraz… gdzieś to… o jest - odezwała się podnosząc zwitek do góry. - Ywl… wl… eee - bardka nabrała powietrza w płuca przyglądając się pergaminowi z poważną i srogą miną uczniaka, który zawziął się wykonać bardzo trudne działanie matematyczne. - Yyy wal ghhhat! - wycedziła każdą głoskę, dzieląc wyraz na znajomą metrykę gramatyczną swojego ojczystego języka. - Ale pewnie coś pokręciłam… - podeszła do łóżka wręczając papier czarownikowi.
Jarvis usiadł na łóżku i skupił się na zapisanym słowie. - Nie znam. Nie słyszałem o takim nazwisku, a imię to to nie jest. Może prawdziwe imię jakiegoś demona, ale… wątpię. Taka władza raczej nie trafia w ręce szeregowych kultystów. Może więc przydomek jakiejś planarnej, a może… hasło do czegoś?
- To może być też fałszywy trop… - odpowiedziała, siadając na brzegu łóżka, gładząc mężczyznę po nodze. - Jak nazywają się ci… co przybyli oczyścić operę z kultystów? Są chętni do współpracy? Może oni by coś więcej powiedzieli… tylko, że to wzbudzi niepotrzebną podejrzliwość i patrzenie nam na ręce.
- To są ci sami, których widziałaś przy oczyszczaniu budynku z demonów. Nie są mili dla ludzi, którzy nie oddali swego życia sprawie, jak oni sami… ale jak już zauważyłaś, są dobrzy w tym co robią - wyjaśnił Jarvis, udając, kiepsko zresztą, że nie zauważa palców dziewczyny na swym udzie. Mięśnie czarownika napinały się gdy gładziła go po nodze, a berło unosiło coraz bardziej. Nie potrafił być obojętny na jej dotyk.
- Rozumiem… - odparła nieco zamyślona, po chwili dostrzegając swojego “ulubieńca”. - No... cóż. W takim razie nie pozostaje nam nic innego… jak oddać się słuchaniu przyjemnej muzyce z koncertu na który mnie zaprosiłeś - mruknęła łobuzersko, wyrywając mu z dłoni zwitek, zgniatając i odrzucając na bok na ziemię.
Weszła mu na kolana, popychając na poduszki. - Masz taki słodki głos… za rzadko go używasz.
Pochyliwszy się pocałowała czarownika w usta, usadawiając się wygodnie na jego biodrach. Nie była jeszcze gotowa, dobrze o tym wiedział. Zanim jednak zdążył zaprostestować, bardka przejechała swym kwiatem po jego męskości, kładąc go i dociskając do podbrzusza. Był idealnie między jej miękkimi płatkami, powoli gładzony to w przód to w tył, z każdą chwilą stając się coraz bardziej gorąca.
- Chaaa...yaaa… - jęknął chwytając drapieżnie pośladki kochanki i wbijając nieco paznokcie w jej skórę. - To.. ja… miaaałeeemm… grać na tobie - zaprotestował z trudem.
Drżał z pożądania i spoglądał na nią rozpalonym wzrokiem. I jego głos rzeczywiście brzmiał słodko w jej uszach. Dowód jej kunsztu, dowód jego pragnień względem niej. Miło było się czuć wyjątkową i jedyną.
- Jeszcze będziesz mieć ku temu okazję… - odpowiedziała z uśmiechem, gładząc go po policzku. Powoli jechała biodrami w górę coraz wyżej i wyżej, gdy już myślał, że zaraz zsunie się z niego i oddali, ona zaczęła unosić powoli biodra, a jego włócznia podążała wprost za nią.
- A teraz… słuchaj bardzo uważnie… - szepnęła drżącym głosem, zamierając na chwilę. - Bo nigdy więcej tego nie powtórzę… - W tym oświadczeniu było coś niepokojącego, niczym zwiastun czegoś bardzo nieprzyjemnego, a może… lęk w jego sercu pojawił się dlatego, iż wyczuł, że bardka boi się słów które chciała wypowiedzieć.
- Nazywam się… Kamala...sundari - Jej dłonie zacisnęły się na jego ramionach, drżąc niczym w febrze, a biodra nacisnęły na berło kochanka, który wbił się w nią w rozkosznym zespoleniu.
Chaaya ruszyła od razu do galopu ujeżdżając, z głośnym westchnieniem, czarownika pod sobą.
Palce Jarvisa zacisnęły się mocno na jej pośladkach, ale nawet nie próbował nadawać tempa jej ruchom. Dał się porwać rytmowi kochanki, szepcząc cicho jej imię i całując na oślep jej ciało. Czasem muskał jej twarz wargami, czasem szyję, czasem obojczyki… ale i tak zmysły bardki koncentrowały się na jej lędźwiach i przyjemnie przeszywającej obecności Jarvisa.
Pędzili więc przez siebie, a wraz z nimi niezadowolone łóżko, które skrzypiało swą litanię i skargi na użytkowników na sobie. Tancerka ciągle drżała na całym ciele, wydając się niesamowicie kruchą w tej chwili. Jednak nacisk jej ud na kochanka, świadczył zupełnie o czym innym. Nie oszczędzała, ani siebie, ani jego, perfekcyjnie prowadząc ich do wspólnego szczytowania.

Tawaif zacisnęła dłonie na ramionach czarownika, wyginając się w łuk z głośnym westchnieniem. Jej ciało zastygło na chwilę, niczym marmurowa rzeźba i dopiero po chwili rozluźniając się, bez słowa, osunęła w objęcia partnera.
Jarvis milczał, oddychając ciężko, gładząc ją po plecach i głowie. Dopiero po chwili się odezwał. - Masz rację… z tobą mógłbym spędzić cały dzień nie wychodząc z łóżka.
Po czym przypomniał sobie o czymś. - Pamiętasz te ruchome obrazki o których ci mówiłem?
- Mmmm… - przytaknęła zamykając oczy i oddając się relaksowi. - Co z nimi?
- Są drogie… i z tego co zorientowałem się nie trwają długo. Możemy je zobaczyć przed gorącymi źródłami, jeśli masz ochotę - mruczał czarownik wodząc palcami pomiędzy jej pośladkami w prowokujący sposób.
- Oooo! - Chaaya wyraźnie się ożywiła. - Chce! Bardzo chcę je zobaczyć - odparła opierając mu brodę na piersi. - Ale… mam też ochotę zjeść słonia z trąbą i wypić dwie beczki wody - poskarżyła się z uśmiechem.
- O słonia będzie raczej trudno… - mruknął czarownik delikatnie muskając palcem wskazując bramę wyuzdanych rozkoszy, kryjącą się między wzgórzami pośladków dziewczyny, nie dając jej zapomnieć o innych możliwościach wspólnego spędzania czasu. - ...beczki z wodą się znajdą. Niemniej obrazki obejrzymy na pewno. Powinny ci się spodobać, bo opera chyba nie przypadła ci do gustu.
Tawaif roześmiała się perliście na jego ostatnie słowa. Tak… opera nie okazała się jej wymarzoną parą pantofelków.
- A więc zdecydowane! Szybki numerek i idziemy na miasto! - oznajmiła z entuzjazmem, klepiąc czarownika w ramiona i wypinając tyłeczek do góry.
- A wyzwanie? - przypomniał jej czarownik, który wszak potrzebował chwilki na odzyskanie sił do kolejnych namiętnych figlów.
- Będę zimna niczym głaz… - odparła butnie, ześlizgując się z Jarvisa by zeskoczyć z łóżka. Stanęła na lekko rozchylonych nogach, podpierając się pod bokami. - Nieugięta! - pogroziła dumnie, walcząc z rozbawionym uśmiechem na ustach.
- Zobaczymy na jak długo. - Jarvis zsunął się z łóżka i klęknął przed Chaayą, zaczynając powoli muskać jej uda i podbrzusze językiem. Wodził dłońmi po pośladkach, sięgając wyżej i głębiej. Powoli zaczął swój taniec po kwiecie jej kobiecości, czasem sięgając między płatki, czasem muskając wrażliwy punkcik. Nie spieszył się, delektował tą niezwykłą ucztą. Bawił się grając przyjemne nuty na jej zmysłach.
- Jestem twarda - oznajmiła dumnie bardka, wpatrując się w okno przed sobą. - Jestem pustynią… - zawyrokowała, choć jej ręce skrzyżowały się pod biustem, gdy dłonie zaczynały przestawać słuchać jej umysłu, chcąc pochwycić w swe palce kochanka na dole.
- A ja uparty i... dobrze się bawię - wymruczał i wiedziała, że mówił prawdę. Już przy pierwszym ich razie na plaży, Jarvis długo i powoli rozkoszował się jej ciałem pieszcząc je z pietyzmem. Także i teraz jego język tańczył w jej intymnym zakątku raz szybciej, raz wolniej, raz mocniej, raz słabiej, sprawdzając po drżeniu jej ciała, jakie pieszczoty są dla niej szczególnie przyjemne. Także i dłonie wodzące po jej pośladkach, kciukami naciskały na norkę “zakazanych” rozkoszy, ukrytą między nimi.
- Bezd-duszna… - wycedziła przez zęby, na chwile wstrzymując oddech by stłumić jęk, który próbował wyrwać się z jej piersi. Czarownik czuł jak kobieta, napina się na całym ciele w heroicznej walce nad panowaniem nad swymi zmysłami.
Palce Jarvisa… te cholerne palce grały nieczysto. Mężczyzna widział, jak jedna ręka, próbuje wyplątać się spod uścisku drugiej. Jak rozplata i zaplata je powstrzymując się przed sięgnięciem ku niemu. - Bez życia… - syknęła, nie odrywając spojrzenia od chłodnej i szarej szyby.
- Jak posąg… tak… piękna… też… - jego słowa przynosiły ulgę, bo odrywały język od podbrzusza, przerywając na chwilę słodką torturę. Ale potem znów przyciskał usta do jej ciała, sięgając językiem w głąb jej intymności i rozkosznymi muśnięciami podgrzewając atmosferę zabawy. No i jeszcze te palce muskające ją delikatnie, tam gdzie nie powinny… przynoszące zapowiedź wyuzdanej zabawy jaka miała nastąpić. Chaaya nie musiała zerkać w dół by domyślić się, że i na Jarvisa to wyzwanie wpływa. I będzie chciał rozładować swe pożądanie na niej.
Tancerka coraz częściej i coraz dłużej wstrzymywała oddech, dusząc w sobie każdy dźwięk, który mógłby ukazać jej słabość.
Słabość w tej chwili i słabość do mężczyzny przed nią, pod nią.
Mięśnie pośladków zaciskały się w skurczach, starając się bronić przed podstępnym atakiem smukłych palcy Jarvisa, lecz przegrywały z jego językiem rozkosznie tańczącym w jej kobiecości.
Zauważył jak coraz częściej uginały jej się kolana, choć dość szybko je blokowała ponownie prostując.
Z trudem utrzymywała wzrok na oknie, a z jeszcze większym tłumiła jęki, które niemal rozsadzały jej piersi od wewnątrz.
Czarownik, nie komentował tego, choć z pewnością wiedział jaki jest jej stan. Z wyraźną przyjemnością rozpalał jej ciało, kolejnymi wyrachowanymi ruchami języka, coraz bardziej precyzyjnymi w trącaniu najbardziej delikatnych strun jej zmysłów. Tak samo jego palce próbowały sięgnąć nieco głębiej, prowokując ją do tego, by wyraźniej zauważyła ich obecność między jej pośladkami. Co z tego, że był delikatny i powolny w swych pieszczotach. Wiedział gdzie dotykać, by sprawić jej przyjemność i wykorzystywał tą wiedzę przeciw niej.
Chaaya stała, gryząc dotkliwie swoje usta by pozostały zamknięte i trzymając powietrze w płucach, by nie przerodził się w jęk. Drżała coraz mocniej, chwiejąc się niebezpiecznie.
Wytrzyma? Nie wytrzyma… Wytrzyma?
Język mężczyzny naciskał coraz mocniej i mocniej, sprawiając, że trzęsła się niczym w gorączce. Płuca paliły żywym ogniem, domagając się świeżego chełstu tlenu.
Musiała ulec… przecież się nie udusi… choćby chciała, nie mogła… ale może…
Tawaif jęknęła przeciągle i głośno, gdy w końcu jej usta otwarły się by ratować organizm przed utraceniem świadomości.
Dyszała ciężko, niczym po szaleńczym biegu, opierając się dłońmi na jego głowe. Zaciskając paznokcie na skórze.
- Weź mnie… - odparła płaczliwie przez zaciśnięte gardło. - Weź… jak… statku… weź, weź, weź… na… krześle… stole… ścianie… weź… ziemi… oknie… - błagała niczym w amoku, czując, że dłużej już nie wytrzyma.
Spotkała jego rozpalone spojrzenie, gdy on zerknął w górę. Jarvis rozejrzał się dookoła kalkulując na szybko. - Na… czworaka.
Nie było wszak czasu na wyszukiwanie miejsca do zabawy. Obecnie potrzebowali oboje szybkiej ulgi.
Ta machinalnie upadła na podłogę, odwracając się do niego tyłem i z drżeniem podnosząc na kolana.
- Nie oszczędzaj… - szepnęła, dławiąc się na chwilę pożądaniem.
- Dobrze… słodka… - wymruczał czarownik, chwytając ją za pośladki i ostrożnie zdobywając jej pupę. Był delikatny… z początku, ale wszak czuła go wyraźniej niż zwykle. Po chwili jednak chwycił ją za pośladki, zaciskając mocno dłonie. I przyspieszył ruchy bioder.
Gwałtowne szturmy sprawiały, że ciało bardki drżało, a piersi poruszały się w rytm ruchów kochanka. Nie był delikatny, brał ją władczo w posiadanie i traktował jak zdobycz.
Którą była, wszak Jarvis ją upolował. Cierpliwie zaganiał w swoje sidła, aż ta w końcu w nie wpadła. Miał więc do niej pełne prawo i mógł zrobić z jej ciałem co tylko chciał.
Ona musiała jedynie pilnować samej siebie, by nie upaść pod naporem bioder mężczyzny. Musiała jedynie pilnować, by oddychać i krzyczeć…
Krzyczeć z rozkoszy, radości, zadowolenia.
Chaaya straciła panowanie nad swoim językiem, zatracając się w przyjemności. Czarownik większości słów nie rozumiał, lecz te których znaczenie nie było owiane tajemnicą, jednoznacznie mówiły mu jak świetnym był kochankiem i jak bardzo ona go teraz pożąda.
Odpowiedzią na to były jego charczące oddechy i ciche jęki. Był bardziej dziki, bardziej zwierzęcy, gdy doprowadzała go do tego ekstremum. I teraz całą tą jego zwierzęcość czuła z każdym pchnięciem… coraz bliżej eksplozji rozkoszy.
Ich ciała połączyły się w jeden, pulsujący żądzą, organizm, aż w końcu przyjemność przetoczyła się przez nich wyrywając się z ust głośnymi krzykami.

Chaaya opadła ramionami na deski podłogi, uderzając czołem o parkiet. Od napięcia bolał ją każdy mięsień, a płuca były w podobnym stanie co płuca sprintera po całodniowej olimpiadzie.
Ciągle z wypiętym do góry tyłeczkiem, dyszała przeciągle i świszcząco, próbując pozbierać się do ładu i składu z mizernym skutkiem. W końcu przekręciła się na bok, zamierając zwinięta w kłębek.
- Nie… żebym się… uskarżała… ale… śniadanie - odpowiedziała w przerwach między urywanym oddechem, uśmiechając się delikatnie, rozbawiona własnym dowcipem.
- I kąpiel… przydałaby nam się obojgu. Niestety… najlepiej osobno, bo w innym przypadku. - Jarvis siedząc obok niej, nachylił się i cmoknął jej biodro. - Nie wyszlibyśmy z wanny przez następne parę godzin. Więc… wykąpiemy się, zjemy śniadanie w jakiejś tawernie i porywam cię na zwiedzanie tych wszystkich miejsc o których mówiłem? Mamy sporo czasu, teraz gdy Godiva siedzi w straży miejskiej, a Nveryioth w antykwariacie.
Pogłaskał jej pupę, nagle pytając. - I… czy twój smok chce się angażować w uwolnienie cię od Starca? Bo pewnie prędzej, czy później przyda nam się pomóc. Demony bywają ciężkim przeciwnikiem. A Nveryioth ostatnio nas unika. Godivę i mnie.
Bardka milczała przez dłuższą chwilę, odpoczywając z zamkniętymi oczami i podłożonymi dłońmi pod głową. Wyglądała jakby spała, lecz o dziwo odezwała się w końcu spokojnym i troskliwym tonem głosu.
- Pomoże nam jeśli zajdzie taka potrzeba, ale nie odczuwa wewnętrznej potrzeby przebywania w waszym towarzystwie więcej niźli wymaga tego sytuacja… Ma swoje humory… i problemy z którymi musi poradzić sobie sam. Niestety. - Chaaya nie chciała myśleć o tym, jak sytuacja z poprzedniego wieczoru, wpłynie na nastrój zielonoskrzydłego.
- Zanieść cię do łóżka, czy od razu do wanny? - zapytał Jarvis wodząc palcami po pośladku dziewczyny.
- M-m… poradzę sobie - odparła podnosząc się powoli do siadu. - Pójdę się umyć, a ty odpocznij.
- Dobrze… choć odbierasz mi trochę zabawy. Przyjemnie nosić cię golutką w ramionach - odparł z zaczepnym uśmieszkiem Jarvis, wstając i podając dłoń bardce, by również wstała.
- Zmęczyłbyś się… - odparła niby z wyrzutem w głosie, przyjmując pomoc i również wstając. - Choć raz… bym nie miała wyrzutów sumienia. - Puściła jego dłoń, udając się do wywróconego parawanu, by go ponownie postawić i za nim schować.
- To może już wyjdę, póki jeszcze mam siłę… by to zrobić - usłyszała w odpowiedzi i po chwili usłyszała jego kroki. I odgłos zamykanych drzwi.
Została sama w pokoju, zdając sobie sprawę, że została sama po raz ostatni. Jeśli Jarvis porwie ją do swojego pokoju, to już nie wypuści jej z niego. Co akurat brzmiało przyjemnie w tej chwili.
Uruchamiając magiczną wannę, przywołała do siebie skrzyneczkę z kosmetykami i wsypała do niej szczyptę czerwonego proszku. Cała woda zabarwiła się na kolor różowy i zaczęła przyjemnie musować drobniutkimi bąbelkami. Chaaya wdychała ożywczy zapach lotosu, wchodząc do ciepłej wody i oddając się chwili relaksu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline