Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2017, 20:25   #251
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Po długich chwilach mozolnej pracy, oboje towarzyszy zostało odgruzowanych. Wyciągnęli też spod kamieni Yarlę, której jednak nie dało się już pomóc, ale i nie godziło się zostawiać w gruzowisku. Porządnie opatrzywszy Marduka i Turmalinę, w miarę bezpiecznie przetransportowali ich na płaski korytarz. Pytanie jednak, co dalej… Półelfka nie miała już żadnych czarów, a przygotowanie nowych zajmie jej sporo czasu. Najrozsądniej byłoby rozbić obóz, w którym bezpiecznie zregenerują swoje siły.
Joris był tego samego zdania. Załom przed wejściem do świątyni póki co musiał im posłużyć za schronienie. I Joris gotów był stróżować w czasie gdy na kapłankę spłyną nowe łaski Selune. W tym czasie przetrząsając ciało Pająka i przeszukując zaczarowaną sakwę Yarli gdzie przecież mogły się zapodziać jakieś leczące mikstury.
Ścierwo nikczemnika nosiło z rzeczy, które zwróciły uwagę Jorisa wyłącznie klucz. Resztę najchętniej by spalił, ale wolałby wcześniej rzucili na to okiem ci bardziej oczytani. Zebrał więc wszystko w jeden pakunek, a klucz wrzucił do swojego plecaka.
Więcej emocji i pewnego przełamania się wymagało przeszukanie Yarli. Czuł się przy tym jakby robił coś złego. Wiedział, że uzdrowienia potrzebowali teraz bardziej niż nigdy. Że po prostu tak trzeba, a krasnoludzica nie miałaby mu tego za złe. Ale i tak. Zaczynał rozumieć co miała wtedy na zamku Turmalina na myśli mówiąc o odpowiedzialności…
Ułożył jej ciało pod ścianą okrywając je jej kurtką i ostatecznie przeszukał tylko zaczarowaną sakwę. Aż westchnął odnajdując dwie fiolki zawierające znaną już mu okropną, lecz jakże drogocenną ciecz. Od razu podbiegł do elfa i przechyliwszy mu głowę, wlał powoli zawartość fiolki do gardła. Po chwili bolesnych spazmów jakimi lecznicza magia przeszyła ciało kapłana, Marduk otworzył oczy. Joris uśmiechnął się do towarzysza trochę smutno. Nie rzekł jednak niczego. A tylko podał mu dłoń, by pomóc wstać.
- Pomóż innym - wychrypiał Marduk, na wpół tylko przytomny i za bardzo obolały by próbować się podnieść. Czegokolwiek Joris użył by mu pomóc, chłopak obawiał się że to zbyt mało by ryzykować przedwczesną radość. Wolał nie dotykać głowy, bojąc się tego co może poczuć pod palcami. Już kręciło mu się w głowie i zbierało na torsje.
- Hei-Corellon shar-shelevu, Hiro hyn hîdh… ab 'wanath… - wyszeptał pierwsze słowa najważniejszej, pierwszej modlitwy Tel-Quessir. Dopiero gdy poprzez to umysłowe ćwiczenie skupił się na tyle by zaryzykować przywołanie mocy danej mu przez Protektora młodzik wyrecytował co innego.
- Ojcze Elfów, obdarz mnie łaską uzdrawiania ran ku chwale Twego imienia - wydeklamował głośniej i mocniejszym tonem. I zacisnął zęby gdy cząstka mocy bóstwa jęła krążyć w zmaltretowanym ciele, naprawiając straszliwe obrażenia...

Tymczasem tropiciel z drugą fiolką ruszył do Turmi i powtórzył zabieg. Blond khazadce jednak przytomność nie wróciła. Być może eliksir trafił się gorszy, lub starszy. Trzeba było czekać... Może to i lepiej. Nie czekały tu na nią dobre wieści...

Młody Delimbiyra wstał ostrożnie, czując jak znowu kręci mu się w głowie. Tym razem jednak był niczym na wpół pijany od nagłego powrotu sił i radości że żyje. Radość zaraz przygasła, gdy dostrzegł zmiażdżone ciało Yarli i pokiereszowaną Turmalinę.
- Nie za bardzo mogę jej pomóc, zostały mi dosłownie resztki mocy - odezwał się do Torikhi i Jorisa gdy ostrożnie badał obrażenia krasnoludzicy. - Mogę próbować stworzyć czystą wodę, chyba będziemy jej potrzebowali, jeśli zawał odciął nam wyjście. Zostańcie tu i odpoczywajcie, rozejrzę się.
- Nie mam różdżki… - odezwała się nagle Tori, spoglądając smutno na nieprzytomną geomantkę. - Dała mi ją… a ja ją zgubiłam. Wprawdzie mogłabym rzucić wykrycie przedmiotu… może leży gdzieś na korytarzu i uda nam się do niej dotrzeć. - Jej ton był oschły i chłodny oraz pełen pogardy do własnej osoby. Nie wierzyła też w powodzenie znalezienia magicznego przedmiotu. Marduk zacisnął na moment szczęki ale zaraz rozluźnił je i pokiwał głową.
- Stało się. Musimy sobie radzić z tym co mamy. Zrób co możesz - powiedział łagodnie.
- W trakcie walki różdżka, niczego by nie zmieniła - dodał Joris tonem nie tak pocieszającym co zupełnie przekonanym - A po niej… po niej i tak już było za późno, by jej użyć.
Odwróciwszy wzrok od krasnoludzicy, Tori skrzętnie uniknęła spojrzenia na ciało Yarli pod ścianą.
- Oddale się… postarać się o łaski świetlistej Selune. To trochę potrwa i nie wiem, czy Pani mnie wysłucha… ale - wzruszyła ramionami, odchodząc kilka metrów od zebranych.
Coś ją tknęło i zanim pogrążyła się w modlitwie, rzuciła prosty czar wykrywania przedmiotu. Tori nigdy go jeszcze nie używała, choć wiedziała, że jest on popularnym zaklęciem wśród wyznawców Selune...

Marduk odprowadził ją wzrokiem i spojrzał na Jorisa.
- Potrzebuję pochodni albo innego światła - powiedział. - Co z drowem? Uciekł?
- Jest! - krzyknęła selunitka, chcąc poderwać się z klęczek, przez co w półpłytowej zbroi mało nie wyrżnęła orła.
- Różdżka jest blisko. - Wyjaśniła podekscytowana, dwóm zaskoczonym mężczyznom.
Myśliwy szybko pomógł jej wstać. Nie, żeby jakoś bardzo pragnął ujrzeć ową różdżkę, ale widząc entuzjazm półelfki wolał być blisko niej zanim czary wyprowadzą ją samotnie w ciemności.
- Spokojnie Tori. Jak jest to nie dostanie nóg i nie ucieknie. Wskaż kierunek. Sprawdzimy to z Mardukiem - skinął na elfa - Drow nie żyje. Tori rozpłatała gnoja aż miło. Jego ścierwo leży w kaplicy tuż obok tego ogniska. Zabrałem parchowi co miał przy sobie, ale najchętniej spaliłbym wszystko. Jest związane w pakunek pod ściana obok Yarli. Jest też klucz. Ale z użyciem go wolę poczekać aż się trochę chociaż podkurujemy.
- Tori? - Marduk powtórzył, na próżno usiłując ukryć niedowierzanie. Potrząsnął głową; cudom nie było końca - Dobra robota - dodał, choć gorycz że to nie on pokonał mrocznego krewniaka paliła niczym kwas. Dla słonecznego elfa, kapłana Ojca, była to porażka.

Podszedł do ciemnego kształtu wyglądającego niczym głaz… tyle że gdy potrząsnął nim i otrzepał z pyłu okazało się że jest to jego własny plecak, co więcej - przyciskający wieczną pochodnię.
- Znajdźmy tę różdżkę i uleczmy Turmalinę - skinął na Jorisa.
Kapłanka przyjęła pomocną dłoń z cieniem uśmiechu, który szybko zbladł, gdy usłyszała gorzki ton głosu Marduka. Mruknęła coś pod nosem w nieznanym języku, który brzmiał niczym sykliwy chrobot jakiegoś gadziego zwierza.
- Jest… - Tori zaczęła cicho, spoglądając na Jorisa z powagą, po czym szepnęła mu na ucho. - ...szukaj kury...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline