Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2017, 20:25   #251
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Po długich chwilach mozolnej pracy, oboje towarzyszy zostało odgruzowanych. Wyciągnęli też spod kamieni Yarlę, której jednak nie dało się już pomóc, ale i nie godziło się zostawiać w gruzowisku. Porządnie opatrzywszy Marduka i Turmalinę, w miarę bezpiecznie przetransportowali ich na płaski korytarz. Pytanie jednak, co dalej… Półelfka nie miała już żadnych czarów, a przygotowanie nowych zajmie jej sporo czasu. Najrozsądniej byłoby rozbić obóz, w którym bezpiecznie zregenerują swoje siły.
Joris był tego samego zdania. Załom przed wejściem do świątyni póki co musiał im posłużyć za schronienie. I Joris gotów był stróżować w czasie gdy na kapłankę spłyną nowe łaski Selune. W tym czasie przetrząsając ciało Pająka i przeszukując zaczarowaną sakwę Yarli gdzie przecież mogły się zapodziać jakieś leczące mikstury.
Ścierwo nikczemnika nosiło z rzeczy, które zwróciły uwagę Jorisa wyłącznie klucz. Resztę najchętniej by spalił, ale wolałby wcześniej rzucili na to okiem ci bardziej oczytani. Zebrał więc wszystko w jeden pakunek, a klucz wrzucił do swojego plecaka.
Więcej emocji i pewnego przełamania się wymagało przeszukanie Yarli. Czuł się przy tym jakby robił coś złego. Wiedział, że uzdrowienia potrzebowali teraz bardziej niż nigdy. Że po prostu tak trzeba, a krasnoludzica nie miałaby mu tego za złe. Ale i tak. Zaczynał rozumieć co miała wtedy na zamku Turmalina na myśli mówiąc o odpowiedzialności…
Ułożył jej ciało pod ścianą okrywając je jej kurtką i ostatecznie przeszukał tylko zaczarowaną sakwę. Aż westchnął odnajdując dwie fiolki zawierające znaną już mu okropną, lecz jakże drogocenną ciecz. Od razu podbiegł do elfa i przechyliwszy mu głowę, wlał powoli zawartość fiolki do gardła. Po chwili bolesnych spazmów jakimi lecznicza magia przeszyła ciało kapłana, Marduk otworzył oczy. Joris uśmiechnął się do towarzysza trochę smutno. Nie rzekł jednak niczego. A tylko podał mu dłoń, by pomóc wstać.
- Pomóż innym - wychrypiał Marduk, na wpół tylko przytomny i za bardzo obolały by próbować się podnieść. Czegokolwiek Joris użył by mu pomóc, chłopak obawiał się że to zbyt mało by ryzykować przedwczesną radość. Wolał nie dotykać głowy, bojąc się tego co może poczuć pod palcami. Już kręciło mu się w głowie i zbierało na torsje.
- Hei-Corellon shar-shelevu, Hiro hyn hîdh… ab 'wanath… - wyszeptał pierwsze słowa najważniejszej, pierwszej modlitwy Tel-Quessir. Dopiero gdy poprzez to umysłowe ćwiczenie skupił się na tyle by zaryzykować przywołanie mocy danej mu przez Protektora młodzik wyrecytował co innego.
- Ojcze Elfów, obdarz mnie łaską uzdrawiania ran ku chwale Twego imienia - wydeklamował głośniej i mocniejszym tonem. I zacisnął zęby gdy cząstka mocy bóstwa jęła krążyć w zmaltretowanym ciele, naprawiając straszliwe obrażenia...

Tymczasem tropiciel z drugą fiolką ruszył do Turmi i powtórzył zabieg. Blond khazadce jednak przytomność nie wróciła. Być może eliksir trafił się gorszy, lub starszy. Trzeba było czekać... Może to i lepiej. Nie czekały tu na nią dobre wieści...

Młody Delimbiyra wstał ostrożnie, czując jak znowu kręci mu się w głowie. Tym razem jednak był niczym na wpół pijany od nagłego powrotu sił i radości że żyje. Radość zaraz przygasła, gdy dostrzegł zmiażdżone ciało Yarli i pokiereszowaną Turmalinę.
- Nie za bardzo mogę jej pomóc, zostały mi dosłownie resztki mocy - odezwał się do Torikhi i Jorisa gdy ostrożnie badał obrażenia krasnoludzicy. - Mogę próbować stworzyć czystą wodę, chyba będziemy jej potrzebowali, jeśli zawał odciął nam wyjście. Zostańcie tu i odpoczywajcie, rozejrzę się.
- Nie mam różdżki… - odezwała się nagle Tori, spoglądając smutno na nieprzytomną geomantkę. - Dała mi ją… a ja ją zgubiłam. Wprawdzie mogłabym rzucić wykrycie przedmiotu… może leży gdzieś na korytarzu i uda nam się do niej dotrzeć. - Jej ton był oschły i chłodny oraz pełen pogardy do własnej osoby. Nie wierzyła też w powodzenie znalezienia magicznego przedmiotu. Marduk zacisnął na moment szczęki ale zaraz rozluźnił je i pokiwał głową.
- Stało się. Musimy sobie radzić z tym co mamy. Zrób co możesz - powiedział łagodnie.
- W trakcie walki różdżka, niczego by nie zmieniła - dodał Joris tonem nie tak pocieszającym co zupełnie przekonanym - A po niej… po niej i tak już było za późno, by jej użyć.
Odwróciwszy wzrok od krasnoludzicy, Tori skrzętnie uniknęła spojrzenia na ciało Yarli pod ścianą.
- Oddale się… postarać się o łaski świetlistej Selune. To trochę potrwa i nie wiem, czy Pani mnie wysłucha… ale - wzruszyła ramionami, odchodząc kilka metrów od zebranych.
Coś ją tknęło i zanim pogrążyła się w modlitwie, rzuciła prosty czar wykrywania przedmiotu. Tori nigdy go jeszcze nie używała, choć wiedziała, że jest on popularnym zaklęciem wśród wyznawców Selune...

Marduk odprowadził ją wzrokiem i spojrzał na Jorisa.
- Potrzebuję pochodni albo innego światła - powiedział. - Co z drowem? Uciekł?
- Jest! - krzyknęła selunitka, chcąc poderwać się z klęczek, przez co w półpłytowej zbroi mało nie wyrżnęła orła.
- Różdżka jest blisko. - Wyjaśniła podekscytowana, dwóm zaskoczonym mężczyznom.
Myśliwy szybko pomógł jej wstać. Nie, żeby jakoś bardzo pragnął ujrzeć ową różdżkę, ale widząc entuzjazm półelfki wolał być blisko niej zanim czary wyprowadzą ją samotnie w ciemności.
- Spokojnie Tori. Jak jest to nie dostanie nóg i nie ucieknie. Wskaż kierunek. Sprawdzimy to z Mardukiem - skinął na elfa - Drow nie żyje. Tori rozpłatała gnoja aż miło. Jego ścierwo leży w kaplicy tuż obok tego ogniska. Zabrałem parchowi co miał przy sobie, ale najchętniej spaliłbym wszystko. Jest związane w pakunek pod ściana obok Yarli. Jest też klucz. Ale z użyciem go wolę poczekać aż się trochę chociaż podkurujemy.
- Tori? - Marduk powtórzył, na próżno usiłując ukryć niedowierzanie. Potrząsnął głową; cudom nie było końca - Dobra robota - dodał, choć gorycz że to nie on pokonał mrocznego krewniaka paliła niczym kwas. Dla słonecznego elfa, kapłana Ojca, była to porażka.

Podszedł do ciemnego kształtu wyglądającego niczym głaz… tyle że gdy potrząsnął nim i otrzepał z pyłu okazało się że jest to jego własny plecak, co więcej - przyciskający wieczną pochodnię.
- Znajdźmy tę różdżkę i uleczmy Turmalinę - skinął na Jorisa.
Kapłanka przyjęła pomocną dłoń z cieniem uśmiechu, który szybko zbladł, gdy usłyszała gorzki ton głosu Marduka. Mruknęła coś pod nosem w nieznanym języku, który brzmiał niczym sykliwy chrobot jakiegoś gadziego zwierza.
- Jest… - Tori zaczęła cicho, spoglądając na Jorisa z powagą, po czym szepnęła mu na ucho. - ...szukaj kury...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 27-03-2017, 09:06   #252
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Joris i Marduk ruszyli po swoich śladach, szukając zagubionej różdżki. Bezpiecznie minęli zabarykadowane nadal drzwi i z kolejnym echem weszli do jaskini z jeziorem. Byli już prawie przy kolejnym tunelu gdy od stalaktytów oderwały się trzy ptasiopodobne kształty, spadając na Jorisa i Marduka z głośnym piskiem i przysysając się do nich niczym wampiry z legend.

[media]http://www.bogleech.com/dnd/dnd5-stirge.jpg[/media]


- Frikken hond! - ryknął Marduk, czując jak ostre żądło czy inny wyrostek wbija mu się w ciało ponad zbroją. Joris upadł, wijąc się i jeszcze próbując bronić, kiedy wampiropodobny stwór chciwie wysysał z niego krew. Kapłan Corellona z zaciśniętymi szczękami zignorował ból i ciął, mijając ciało tropiciela o szerokość dłoni, rozcinając stworka na dwoje. Odepchnął tarczą następną latającą pijawkę, krzyknął gdy żądło wbiło się jeszcze głębiej, rzucił się na ścianę taranując stworka i gniotąc go na miazgę. W tym czasie jednak trzecie paskudztwo wbiło głęboko żądło i Marduk czuł jak z każdą chwilą uchodzi z niego życie. Kolejny raz rąbnął o ścianę, łamiąc kości stwora i wyciskając z niego żywot. Zatoczył się i rozejrzał dziko w poszukiwaniu następnych niebezpieczeństw. Potem przypadł do Jorisa.
- Ojcze Elfów, obdarz mnie łaską uzdrawiania ran ku chwale Twego imienia - wymamrotał, resztkami leczniczej energii podtrzymując tropiciela przy życiu. Powtórzył to raz jeszcze, tym razem tamując krwawienie z własnych ran. Przez chwilę się wahał, spoglądając w czarną czeluść korytarza, ale w końcu ostrożność zwyciężyła. Klął w duchu na gamoniowatość mieszańca. Tylko Torikha (albo krasnoludy) mogła tak spieprzyć sprawę i zgubić najważniejszą wspólną inwestycję drużyny.
- Wracamy do Tori - jakimś cudem Joris był przytomny i Marduk odezwał się do niego uspokajająco. - Poczekamy na porę gdy będzie mogła wymodlić łaski Selune. Zabiorę twoją broń, bez obawy - uśmiechnął się do tropiciela. - Trzymaj się.
Obwiązał oręż Jorisa i przymocował do pasa, po czym najostrożniej jak mógł uniósł mężczyznę na ramię i zaczął powolną, mozolną wędrówkę w kierunku obozowiska...*


Po powrocie do miejsca przymusowego postoju drużyny młodzik zostawił Jorisa pod opieką Torikhi, sam zaś zajął się przygotowaniami do obrony. Wyjął flaszki alchemicznego ognia, kusze i amunicję przygotował by były pod ręką, wieczną pochodnię ustawił tak by oświetlała korytarz, ułożył na tyle wygodnie Turmalinę na ile to było możliwe. Przy okazji odrąbał też drowowi głowę i upiorne trofeum wrzucił do worka z solą. Długo deliberował nad żelaznym kluczem i pajęczą laskę; wreszcie mimo słabości odważył się na ostrożny zwiad w drugim korytarzu odchodzącym od zniszczonej świątyni, z mieczem w ręku i puklerzem tropiciela na drugiej. Żelazny klucz niósł ze sobą.

I ten się przydał. Okazało się że pasował do drzwi prowadzących do jakiegoś zakurzonego pomieszczenia wyglądającego jak sypialnia. Łoże i świecznik stanowiły chyba jedyne wyposażenie obok starych zasłon, jednak uwagę chłopaka przyciągnęła skrępowana i chyba nieprzytomna, niewysoka ale pękata postać. Krasnolud!

Marduk zawahał się wspominając doppelgangery, ale w końcu wzruszył ramionami i pochylił się nad krasnoludem. W świetle bijącym z puklerza obejrzał go pospiesznie, rozciął mu więzy, przytknął bukłak do ust, odezwał się uspokajająco. Krasnolud wyglądał na ciężko poturbowanego i młodzik mógł się tylko domyślać co go spotkało z rąk drowa - i dlaczego. Czyżby mroczny krewniak dawał upust sadystycznym skłonnościom?

Uratowany okazał się być Thardenem Rockseekerem, jak uszczęśliwiony się przedstawił, a wieść że jego krewniacy są niedaleko dodała mu sił. Sam Marduk nie mógł nie odczuć że zdarzenie podniosło go na duchu i po wymianie uprzejmości i zapewnień o wdzięczności do dziesiątego pokolenia włącznie z chęcią poprowadził krasnoluda do obozowiska drużyny - zachowując jednak zdrową ostrożność i nie odwracając się do imć Rockseekera plecami. Na wszelki wypadek…

Pozostawił go w obozowisku wraz z Torikhą, Jorisem i Turmaliną po czym raz jeszcze wyruszył wschodnim korytarzem by zorientować się w sytuacji i rozkładzie najbliższego, dużego pomieszczenia o którym jako pierwsza zaraportowała świętej pamięci Yarla…

I obejrzał. Kilkunastometrowej długości jaskinia rozciągała się przed nim, przecięta strumieniem, z odnogami korytarzy niknącymi w ciemności. Poczekał do następnego Echa i słuchał w milczeniu, napawając się zadziwiającym doznaniem. Na krótką chwilę zapomniał o ranach i bólu. A potem zawrócił do towarzyszy. Czas było przenieść obozowisko w bezpieczniejsze miejsce.

A potem cierpliwie czekać…
 
Romulus jest offline  
Stary 29-03-2017, 09:59   #253
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
W zamkniętym na klucz pomieszczeniu drużyna mogła bezpiecznie odpocząć, odespać rany i czary. Choć nie było tam zbyt komfortowo - zarówno ze względu na ciasnotę jak i regularnie przetaczające się przez korytarze echo - to ponad dwunastogodzinny sen z przerwą na kolację znaczeni poprawił stan gundrenowych najemników oraz Thardena. Inna sprawa, że u wylotu kopalni Gundren odchodził pewnie od zmysłów, ale mężczyźni woleli nie ryzykować kolejnego starcia z ‘naturalnymi’ mieszkańcami kopalni Phandelver. Głupio by było zemrzeć od miecza byle szkieletu gdy pokonało się już Czarnego Pająka, Glasstafa, małą armię goblinów i niedźwieżuków oraz gricka na dokładkę. Tharden również nie nalegał; widział co zalęgło się w kopalni zarówno podczas wizyt z braćmi, jak i “spacerów” z Nezzarem. Nie miał niestety więcej informacji niż jego najstarszy brat, pomijając to, że w jaskini z wąwozem, którą znalazł Marduk, drow szukał chyba magicznych przedmiotów po dawnych obrońcach podziemi. Słyszał też jak Pająk z nienawiścią w głosie wspomina imię ‘Mormesk’, lecz nic mu to nie mówiło.
- To nieee JJJaaaaa! - takie oto były pierwsze słowa Turmaliny po przebudzeniu. Ostatnie co pamiętała to skalne niebo walące się jej na głowę, więc dla niej walka chyba wciąż trwała, bo odzyskała przytomność momentalnie, jak tylko poczuła magiczne uleczenie. Wstała i szukała wzrokiem celów, wokół dłoni zawirowały małe kamyczki. Ale celów nie było.
- Co się na Moradina stało? Auuu, najpierw pająk, potem mi ją przygniotło. Cholerna pechowa noga. I auuu, ten guz ma chyba wielkość jaja! Co się tu działo?
Myśliwy podszedł do krasnoludzicy i kucnąwszy obok niej podał jej manierkę z kwasem chlebowym. Widok i dźwięk głosu Turmaliny sprawiły, że uśmiechnął się. Choć w uśmiechu tym nie mogła nie dostrzec cienia czegoś niedobrego. Czegoś co się wydarzyło i czego cofnąć się nie da.
- Napij się - powiedział - Powinnaś sporo pić. I nie ruszaj opatrunków. Tori trochę się przy nich nawiązała.
Pomógł krasnoludzicy unieść się do pozycji siedzącej.
- Pająk zawalił nam strop świątyni na głowy. Nie wiem jak, ale wyglądało to na jakąś pułapkę. Udało nam się wyciągnąć na czas ciebie i Marduka. Ale… - pewnie już nie musiał kończyć. Nie zmieniało to jednak faktu, że pewne rzeczy trzeba po prostu powiedzieć na głos - Yarla nie żyje.

W czasie gdy Joris opowiadał Turmalinie przebieg starcia Marduk przeszukał jeszcze najbliższe otoczenie oraz wykrot, w którym - jak mówił Thanrden - drow czegoś szukał wykryciem magii. Niedźwieżuki odwaliły kawał dobrej roboty - nie trzeba było długo kopać by wydobyć spod kamieni czyjeś szczątki, a wśród nic rękawice - ani chybi magiczne. Kapłan zabrał je, zajrzał jeszcze do sąsiednich korytarzy (bez efektu) i wrócił do reszty.

Gdy drużyna była już jako tako gotowa do podjęcia działania, Joris zabrał głos.
- W pierwszej kolejności należy wrócić z Thardenem do Gundrena i Sildara. To teraz najważniejsze - Tharden entuzjastycznie pokiwał głową. - Zabierzemy też Yarlę - westchnął i wzruszył ramionami jakby dowodzenie już nie było dla niego okazją do osiągnięcia czegoś, a raczej przykrym obowiązkiem - Potem znajdźmy różdżkę leczenia i sprawdzimy resztę lochów, czy się aby gdzieś niedobitki niedźwieżuków nie pałętają. Bo tak sobie myślę, że źle by było gdyby wieść o Jaskini dotarła do innych Czarnych Pająków.
- W porządku, nie ma nad czym deliberować
- Marduk wzruszył ramionami, tyleż wskazując że dyskusja jest niepotrzebna, co rozluźniając mięśnie.
- Zanim wyruszymy… uleczę was - zaproponowała spolegliwie selunitka, która po drugiej próbie modłów, w końcu uzyskała łaski od swej bogini.
- Ostatnim razem prawie mię kieś wyrośnięte komary zeżarły… to i nie odmówię Tori - odparł myśliwy. Gdy jednak podeszła nałożyć leczniczy czar ich spojrzenia skrzyżowały się i Jorisowi jakoś od razu przypomniała się tamta chwila w rumowisku. Kaszlnął maskując szybko zakłopotanie i zagapienie na kapłankę, a czar przez to jakby urwał się nie osiągając pełnego efektu.
Spłoszona i zarumieniona, niczym dorodna piwonia, Melune, szybko umknęła do leżącej Turmaliny, przygryzając w zakłopotaniu usta i tylko od czasu do czasu oglądając się za myśliwym, zajęła się jej ranami.
Turmalina milczała długo, najwyraźniej coś narastało w jej głębi. A potem wybuchło, niczym wulkan. Geomantka zaczęła krzyczeć z żalu i niemocy, a echo poniosło ów krzyk po kamiennych korytarzach.
Odłamki skał zaczęły fruwać w powietrzu, wokół geomantki kamienie ścierały się na proch. Gdzie padł jej wzrok, tam skała pokrywała się pajęczyną pęknięć, z sufitu znów posypał się kurz. A potem echo poniosło pomruk poruszonych skał, a gdy i on przebrzmiał, była tylko cisza, przerywana cichym szlochem. Marduk choć raz nie był sobą i położył ze współczuciem rękę na jej ramieniu. Turmalina nie odezwała się ani słowem, aż do gundrenowego obozu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 31-03-2017, 10:44   #254
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Najemnicy wzięli ciało Yarli na nosze i ruszyli w stronę wyjścia z kopalni. Po drodze natknęli się na dwa zabłąkane gnomie lub niziołcze szkielety, lecz w tak małej liczbie nie stanowiły dla nich zagrożenia. Wkrótce stanęli pod urwiskiem, nawołując Slidara i Gundrena by spuścili im linę.
- Na Moradina! Byliśmy pewni, że już po was! Slidar od popołudnia namawiał mnie, żebyśmy wracali do doliny! - wybuchnął Gundren gdy tylko głowa pierwszego najemnika pojawiła się na powierzchni. A gdy zobaczył kudłatą głowę Thardena nie rzekł nic, tylko mocno przytulił brata; potem smutno zadumał się nad ciałem Yarli.
- No! - rzekł, gdy drużyna w komplecie znalazła się już w jaskini. - To opowiadajcie co tam było, bo widać po was, że nieliche przeprawy was na dole spotkały. Macie, naści, gorącą polewkę. Ze złości to żem mało tej waszej Kurmaliny nie uwarzył, ale koniec końców to tylko wieprzowina.

Zmęczony, zziajany Marduk pokręcił tylko głową i rozsiadł się z ulgą - dystans do przeniesienia ciała Yarli był niewielki, ale droga paskudna. Drużyna powinna jak najszybciej odzyskać różdżkę leczenia zanim kolejna bieda wypełznie - dosłownie albo w przenośni - z czeluści kopalni i spróbuje wziąć kogoś na ząb. Czy morgensztern. Ale wizja chwili odpoczynku wygrywała. Spoglądał raz po raz ku lasce zdobytej na drowie… tyle że to nie on pokonał mrocznego krewniaka i gorycz porażki sprawiała że milczał. Przynajmniej głowę przeklętego zdrajcy niósł w worku, choć tyle miał satysfakcji za swą krew i wysiłek. Innym pozostawił zrelacjonowanie wypadków, zamiast tego chętnie przyjął miskę polewki i podziękował skinieniem. Z tego wszystkiego nie grymasił nawet że zupa na świninie jest uwarzona. W innych okolicznościach zapewne znowu by się dołował jak nisko upadł…

Dmuchając w miskę zastanawiał się nad mianem posłyszanym od imć Thardena. “Mormesk” nie pasowało mu na elfie imię, prędzej na goblinie. Byłby to jakiś konkurent drowa do tajemnic kopalni?

Góry nie były dziedziną selunitki. Potwierdzała to jej niewiedza na temat przeżycia w kopalni… potwierdzało zejście po linie, przy którym mało nie spadła na zbity pysk… i potwierdzało wejście do obozu. Wyjątkowo mało efektowne, choć na pewno rozbrajająco śmieszne.
Niczym rozjechana przez karawanę żaba, skrzyżowana z wodnym pająkiem, wdrapała się na półkę skalną dysząc jak rozgrzany parowóz.

Półelfka leżała przez dobrą chwilę tam gdzie padła, po raz kolejny zadając sobie pytanie, CO ONA TU DO CHOLERY ROBIŁA i GDZIE był jej mały ogródek z ziółkami.
Ożywiła się dopiero przy misce ciepłej polewki, którą zjadła z ochotą i apetytem, częstując zebranych placuszkami z czosnkiem, które zapakowała na swoje racje podróżne.
Milczała… jak zwykle zresztą, pozwalając by reszta opowiedziała swoje historie. Jej nie była ciekawa, przynajmniej ta część w której przyszło jej walczyć.
- Dziękuję… - Tori odstawiła pustą miseczkę przy ogniu, rozglądając się żwawiej po obozie.

Kurmalina widząc zainteresowanie półelfki zagdakała butnie, dziobiąc w pręciki swojego małego karcerka. Czyżby i ona szydziła z pierdołowatości Torikhi? Kapłanka wstała powoli, starając się nie wzbudzić zbytniego zainteresowania reszty i rzuciła niemal bezgłośnie czar wykrycia kierunku. Była blisko… bardzo. Krążąc po pomieszczeniu, podeszła do klatki spoglądając na rudopióry drób, łypiący na nią pomarańczowym ślepkiem. Obie z kobiet mierzyły się spojrzeniami.

Widok Gundrena podziałał na Jorisa krzepiąco. Owszem bowiem, przeszło mu przez myśl, że krasnolud nie będzie na nich długo czekał i zwyczajnie postawi na nich krzyżyk. I gdyby nie upór, z którego brodata rasa była znana, pewnie by go i Sildar, który ponownie udowodnił jak patrzy na ich poświęcenie, do powrotu przekonał. Odetchnął więc szczerze i z niekłamaną ulgą gdy już wszyscy byli w jaskini i podziękowawszy przyjął miskę z cieniutkim, ale jakże błogo teraz smakującym gulaszem.
- Kopalnia niczym specjalnym nas nie zaskoczyła - zaczął widząc, że nikt inny do opowiadania się nie kwapił - Szliśmy zachodnią ścianą i do jakiejś świątyni dotarliśmy. Wpadając prosto na Czarnego Pająka i jego zielonych przydupasów. Z początku walka dobrze wyglądała… Wzięliśmy ich z zaskoczenia to i jak muchy padali. Ale nim ostatni zczezł, tośmy się trochę wykrwawić zdążyli, a sam Pająk, pies-by-matkę-jego-srał, umknął. Ani się nie obejrzeliśmy jednak, a wrócił z resztą swojej drużyny. I tu już nam takiego bobu zadał, że cud to i na ołtarz Moradina, Tymory i przede wszystkim Selune dajcie, że nas widzicie. Bo to wszak nasza Tori go roz… Tori? Tori???
W tym też miejscu opowieść przerwał potworny jazgot gdakania i złorzeczenia jaki towarzyszył starciu obu walkirii.

Kura napuszyła sie rozkładając skrzydła i bujając na boki straszyła gotową do ataku selunitkę, która wcisnęła ręce między pręty i zaczęła naparzać się z ptakiem, który podniósł raban na całą jaskinię.
- Oddawaj to czarcie przebrzydły! DAWAJ TO MOJE! - Melune biła się ptakiem, który nie dość, że okazał się całkiem dobrym i celnym dziobaczem, to jeszcze znał tajniki walk wschodu, kopiąc i drapiąc dotkliwie swoimi umięśnionymi nogami. W końcu jednak ptak został wywrócony ze swego “gniazda” a półelfka wyszarpnęła coś, zamierając na chwilę.

Odwróciła się po kilku minutach, z kamiennym wyrazem lica. Jej policzki, szyja, broda, czoło… nawet uszy czerwieniły się na każdym centymetrze odsłoniętej, hebanowej skóry. Starała się zachować… w miarę, jeśli nie dumnie, to… przynajmniej z twarzą. Trzymając w pokrwawionych dłoniach i przyciskając do piersi magiczną różdżkę uzdrowienia.

Joris odstawił miskę i podszedł do kapłanki patrząc chyba najbardziej głupkowatym wzrokiem, na jaki było go stać na obie kombatantki i dzierżoną w zwycięskich dłoniach Torikhi różdżkę.
- Skąd…? Jak... ? Przecież…! Dziewczyno… co to u licha było???
Był pewien, że wtedy z tym szukaniem kury to żartowała…
- Nic nie widziałeś i nic nie słyszałeś… - odpowiedziała całkiem poważnie półelfka, łapiąc myśliwego za przedramię i prowadząc do miejsca w którym siedział.
- Ale…
- Usiądź i… prosze dokończ swą opowieść a ja cię uleczę.
Powiedziała z niekrytą czułością, pochylając się nad Jorisem by uruchomić magiczny przedmiot i zasklepić rany na ciele mężczyzny. Następna w kolejce była geomantka, a później Marduk, którego spojrzenia unikała jak ognia. Chłopak również nie patrzył na nią. Tak było lepiej.
Myśliwy nabrał powietrza, raz jeszcze spojrzał z niedowierzaniem na kurę i kiwnął głową.
- Właściwie to już skończyłem. Gdy już było po wszystkim odgrzebaliśmy z Tori zasypanych. Yarli jednak już nie dało się uratować. Próbowaliśmy dotrzeć do was po pomoc, ale nas po drodze jakieś komarzyska zdybały. Marduka w tym zasługa, że w ogóle dotarliśmy z powrotem do świątyni. A tam nie zostało nam nic innego jak czekać aż bogowie obdarzą nowymi łaskami Tori. Wtedy w zamkniętym pokoju obok świątyni znaleźliśmy Thardena. Coś wam imię Mormesk mówi? - spytał zerkając na Sildara, po czym po chwili zwrócił spojrzenie na khazada. Obaj pokręcili głowami - albo może wiecie jakiej “jej” mógł szukać Czarny Pająk w krasnoludzkiej świątyni?
- Chodziło o Kuźnię - mruknął Marduk pod nosem. Zdał sobie sprawę że odezwał się na głos, podniósł wzrok i dodał głośniej:
- Zdrajca widział że wyrżnęliśmy w pień jego pomocników i nie mógł mieć nadziei na zdobycie Kuźni Czarów nawet gdyby wygrał z nami, więc wolał nas zabić, z czystej złośliwości i żądzy zemsty. A przynajmniej tak mi się wydaje...
- To w stylu czarnych ylfów, tak tak
- Gundren skrzywił się z obrzydzeniem i splunął. - No. To co dalej planujecie? Chcecie dalej dla mnie pracować? Bez wojaków pod ręką nie tylko kuźni, ale nawet kopalni nie otworzymy, póki truposze i inne takie się tu szwędają. No i dawnym górnikom też się godziwy pochówek należy, a nie plątać przez wieczność między goblińskimi truchłami - znów splunął. Tharden gorliwie kiwał głową, przytakując bratu.
- To… znowu schodzimy? - Tori odezwała się w międzyczasie uleczania samej siebie, spoglądając z pewną obawą jak i obrzydzeniem na urwisko skalne, prowadzące w głąb kopalni.
- Zróbmy to - stwierdził krótko Joris.
Też miał dość tej kopalni. Ale myśl o dniu powolnego i milczącego powrotu do Phandalin napawała go niechęcią. Znowu ich okrzykną bohaterami, a oni znowu będą mieli się ochotę upić na smutno. Naprawdę wolał komary i truposze...

Młody Delimbiyra uniósł brew na słowa Gundrena. Jakoś nie przypominał sobie by ten proponował mu pracę, zaś same prawa własności do kopalni - czy Kuźni - były sprawą otwartą.
- Ta kopalnia znów musi być krasnoludzka. Oczyśćmy ją i znajdźmy miejsce godne by pochować Yarlę. Tu pod ziemią z pewnością takie będzie - Turmalina odezwała się po raz pierwszy od śmierci przyszywanej siostry. Wstała, otrzepała spódnicę i otarła łzy z poznaczonych spływającym makijażem policzków.
- Siostra nie chciała przygotowań pogrzebowych, myślę że powinniśmy uszanować jej wolę. Pochowamy ją pod ziemią jak krasnoludzkiego wojownika, którym była. Jestem gotowa ruszać dalej.
- Kopalnia należała raczej do wielu ras, co potwierdzają chociażby szkielety na które się natknęliśmy - sprostował Marduk obojętnie. Kransoludy go zignorowały. - Co do Yarli to zapewne masz rację.
- To twoja i Gundrena decyzja, Turmalino - powiedział Joris - Ale… Sam nie wiem. Skoro są tu szkielety to znaczy, że tu jakieś dzikie, magiczne moce działają. Boję się, że niekoniecznie duch Yarli zazna spokoju w tym miejscu. Przynajmniej nie póki się nie zrobi porządku z tą całą magiczną kuźnią.
- Teraz, gdy Pająk nie żyje, nie ma potrzeby się spieszyć - orzekła Geomantka smutno - Jestem obolała, zmęczona i brudna. Jak mówiłam, jestem gotowa, ale równie dobrze możemy wyruszyć, gdy odpoczniemy i zregenerujemy siły.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 05-04-2017, 13:39   #255
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po jakimś czasie drużyna ponownie zeszła po linach do nawiedzonej kopalni. Plątanina górniczych korytarzy prowadziła ich tędy i owędy, czasem łącząc się z już spenetrowanymi korytarzami, a czasem prowadząc w ślepe zaułki wyfedrowanych złóż. W końcu najemnicy doszli do bardziej “cywilizowanej” części kopalni o czym świadczyły kamienne schody prowadzące na północ oraz kamienne drzwi na wprost. Prócz nich w półmroku ginęły kolejne załomy licznych tuneli.
Joris odczekał, aż kapłan będzie w stanie stwierdzić, czy słyszy coś zza zamkniętych drzwi po czym odezwał się cicho:
- Pierwszym rozgałęzieniem były schody. Ostatnio zostawiając za sobą niesprawdzone pomieszczenie zwaliliśmy sobie na głowę niedźwieżuki Pająka. Spróbujmy tym razem nie popełnić tego błędu. Sprawdźmy dokąd wiodą.
- Jaki błąd? - Marduk cofnął się i syknął, bo mądrości towarzyszy zaczynały mu działać na nerwy. - To podziemia, gdzie byś nie poszedł któregoś kierunku byś nie sprawdził, chyba że miałbyś całą armię ze sobą. Coś tam siedzi, słyszałem trzask kości - wskazał drzwi.
Joris ściągnął z pleców łuk.
- A nie pomyślałeś Marduk, że jakbyśmy pierwej te żuki wybili, to Yarla mogłaby żyć? Ale jak coś już tu mamy żerującego to nie czekajmy aż się przemieści. Otwieramy drzwi. Wszyscy gotowi?
- Nie, nie pomyślałem. Pomyślałem że może, jakbyśmy najpierw te żuki zaatakowali, to te ze świątyni z drowem i pająkami mogły nam na łeb spaść z jeszcze gorszym skutkiem - warknął Marduk. - Chwila, w jakim szyku wchodzimy?
Myśliwy spojrzał na syczącego i warczącego kapłana jakby ten w jakimś dziwnym języku przemawiał, ale miast odpowiedzieć, pokręcił tylko głową. Zastanawiał się, czy elf w ten sposób się nieciepliwi, czy coś ukrywa. Niemożliwym dla Jorisa bowiem było, by aż tak nie mieć wątpliwości co do popełnionych czynów.
- Ty, Tori, ja i Turmi.

Selunitka bez słowa poprawiła uchwyt sejmitara i lepiej osłoniła się tarczą, którą niedbale nosiła przez całe krążenie po korytarzach. Yarla mogłaby żyć… gdyby ona nie zapomniała cholernej różdżki. Ilość wrogów i miejsca skąd przychodzili nie była kluczowym czynnikiem ich porażki podczas ostatniej bitwy.
- Pilnujcie światła i tyłów. Ja sprawdzę czy drzwi są zamknięte, jeśli nie to może uda się wykorzystać Echo do niepostrzeżonego zerknięcia - Marduk przełożył rękojeść Talona do dłoni zwykle zarezerwowanej dla uchwytu tarczy i trochę niefrasobliwie - i zbyt mocno - poruszył klamką. Możliwe że miały na to wpływ nowe rękawice.
- Sprawdź też to - w tym czasie myśliwy podał mu klucz Neezara.
- Frikken hond! - syknął elf, odsuwając się od drzwi by dać innym miejsce do walki. Po naciśnięciu klamki trzeszczenie pękających kości umilkło, zamiast tego zza drzwi rozległo się szuranie, a Marduk przeklął swoją głupotę. - Szykujcie się!

Torikha momentalnie przybliżyła się do Jorisa, jakby chciała go chronić lub…
Jej dłoń chwyciła dłoń myśliwego, a kapłanka wypowiedziała ciche słowa w obcym mężczyźnie języku. Momentalnie nawiązał się między nimi dziwny przekaz i ten mógł poczuć jak tajemnicza siła zagnieżdża się w nim, wyostrzając jego zmysły.
Zaskoczony tym gestem mężczyzna z początku nie zrozumiał o co chodzi. Gdy jednak elektryzująca moc spłynęła na niego, ścisnął jej dłoń odruchowo.
- Tori, ja… - spojrzał na nią z czymś co mogło wyrażać po części podziw, a po trochu wyrzut, po czym nachylił się do niej opierając czoło o jej głowę - Tori, ja przecież przeżyję, jeśli Ty przeżyjesz… Oszczędzaj.
Ochłonął czując jak mrowienie przemienia się w siłę i witalność.
- I dzięki - uśmiechnął się.

Turmalina stuknęła lekko kosturem i kryształowa powłoka okryła ją i zamigotała, po czym znikła, czarodziejska zbroja pewnie już nie raz uratowała jej życie, nie zamierzała rezygnować z tej ochrony.
Nie miała jakoś nastroju na złośliwości, kłótnie i inne zwyczajowe rozrywki. Po prostu chciała zrobić co trzeba. Oczyścić kopalnię z paskudztwa. Wokół kostek zawirowały drobiny piachu, geomantka była wypełniona mocą ziemi.
- Dajemy!

Marduk kopnął drzwi pozwalając rozewrzeć się im na oścież i ukazując oczom najemników trzy paskudne, śmierdzące stwory. Nietrudno było w nich rozpoznać spotykane czasem trupojady, choć te tutaj raczej nie miały wiele do jedzenia. Dlatego też z miejsca rzuciły się do ataku na stojących w korytarzu żywych.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/8a/8e/a1/8a8ea1577d2052d8c7e8ca4068a301ec.jpg[/media]


Starcie było krótkie i efektywne; najemnicy raz-dwa rozprawili się z ghoulami bez strat własnych. Znaleziona sala musiała być miejscem odpoczynku dla górników, gdyż wzdłuż ścian zbudowano kamienne prycze, a duży żelazny koksownik nadal był pełen węgla. Niestety obecnie spoczywały tu tylko stare kości krasnoludów i orków, przywleczone zapewne przez ghoule. Joris przeszukał pomieszczenie, lecz nie znalazł nic interesującego; skorodowane resztki uzbrojenia leżące wśród szczątków nie miały już żadnej wartości. Ale te kości nie dawały mu spokoju.
- Dziwne, że trupojady zainteresowały się nimi - stwierdził po trochu do siebie, a po trochu do reszty - są równie stare co te szkielety górników. I co u licha robią wśród szczątek górników, szczątki jakichś orków?

Turmalina ciskała ziemią i skałą w ciszy, uderzając falą gruzu pierwszego ghoula, a gdy walka zrobiła się zbyt ciasna - oślepiając drugiego. Geomantka po śmierci Yarli wyraźnie zapadła się w sobie, jakby ktoś usunął jej humor i złośliwość. Nawet fakt że pokonali pająka niespecjalnie poprawił jej nastrój.
Marduk walczył z własnym ciałem, z drżeniem i ekscytacją które zmieniały rytm oddechu i zostawiały go urywanym i pospiesznym, nieefektywnym i grożącym wręcz zasłabnięciem od nadmiaru tlenu. Siłą woli rozluźnił palce zaciśnięte na rękojeści Talona, machnął ręką strząsając krople ohydnej krwi z ostrza które głęboko cięło wrogów Ojca Elfów.
- Jeden z pierwszych nekromantów, wygnany ze swej ojczyzny za eksperymenty z użyciem krwi i magii śmierci, podbił pewien prymitywny lud i kazał mu pożerać ciała zabitych wrogów, by posiąść cząstkę mocy którą tamci posiadali za życia. Przez tę praktykę powstały pierwsze ghoule… a przynajmniej tak słyszałem - wyrecytował słoneczny elf, wpatrując się w ciała. Wstrząsnęło nim drżenie - elfowie nie bali się nieumarłych powstałych z innych ras, ale nadal czuł obrzydzenie i odrazę. Siłą woli zwalczył to i nachylił się nad pokonanymi, by ocenić zadane obrażenia. Taka wiedza mogła się przydać później.
- Dobrze poszło, wykorzystajmy tę passę - spojrzał wreszcie na Jorisa. - Wstrzymam się z zaklęciem lokalizującym magiczne aury do momentu aż sprawdzimy jakieś następne miejsce. Decyduj.

- A nam babka prawiła - ozwał się Joris przyglądając kolejnym zamkniętym drzwiom - że człeka w ghula może ino wąpierz, albo wiedźma przemienić. I że tylko na niegodziwców to działa i na takich co to sproś… a zresztą. Zawsze mieliśmy je za zwyczajne cmentarne szkodniki. Dziwne, że tu dotarły. Tunele to cholerstwo w ziemi kopie, ale widać przeryło się tu i przez skałę. Warto znaleźć, którędy się wdarły do kopalni i zawalić. Idźmy dalej tymi drzwiami. I bacznie rozglądajmy się dookoła.

Marduk nie skomentował co sądzi o mądrościach babki Jorisa, zamiast tego złapał w dłoń wieczną pochodnię, wcisnął ją za pas po czym na powrót zbrojny podszedł do następnych drzwi. Jego zdaniem drużyna miała sporo szczęścia, zwalając z nóg trzy abominacje bez żadnego draśnięcia. A może wszyscy stawali się coraz sprawniejszymi zabójcami?
Drzwi prowadziły do kolejnego poprzecznego tunelu. Naprzeciw nich był krótki korytarz rozszerzający się na końcu w coś, co wydawało się dużą jaskinią lub wyrobiskiem - w półmroku ciężko było rozróżnić. Myśliwy wskazał jeden z kierunków.
- Po mojemu tam zachód jest. Czyli się wracamy do Gundrena. Zatem zawalisko najpewniej. Ale sprawdźmy. A potem do tej wielkiej jaskini. Nie zapominajcie oglądać się w górę i na boki.
Co rzekłszy wyciągnął z plecaka ostatnią fiolkę wody święconej i wlał jej zawartość do wyłożonego skórą dna kołczanu.

Marduk skinął głową na słowa tropiciela i po chwili omal sam się w nią nie walnął, zdając sobie sprawę iż zaniedbał nasłuchiwania przy drzwiach. Nie on jeden, ale dla słonecznego elfa świadomość własnej niekompetencji - normalnej dla innych ras - była nieznośna.
- Posłuchajmy trochę nim wejdziemy dalej - wstrzymał towarzyszy.
Tori westchnęła głośniej, ale zatrzymała się w połowie kroku, nasłuchując i spoglądając raz w lewo, a potem w prawo. Następnie zamarła.

Najemnicy nie słyszeli nic prócz oddalonego szumu wody i Echa. Ruszyli więc na wprost, do kawerny, z której wychodziły trzy kolejne odnogi. Mimo, że jaskinia wyglądała na naturalną dawni właściciele kopalni ozdobili jej ściany prostymi reliefami, pokazującymi krasnoludy i gnomy w czasie podziemnej pracy. Wokół, w niszach wykutych w ścianach rozstawiono latarnie, jednak wszystkie były zgaszone. Drużynę jednak bardziej niż sztuka zainteresowały zaściełające podłogę szkielety; dwa tuziny, może więcej. Widać tu odbyła się walna bitwa o Kopalnię Phandelver.
Na szczęście dzięki ostrzeżeniu Jorisa pamiętali by patrzeć w górę, toteż szybko dostrzegli niemal tuzin strzyg wiszących trzy metry nad nimi. Zauważone stwory ze skrzekiem rzuciły się na dwunogów by wyssać z nich krew. Stado opadło najemników skrzecząc i wsysając się w odkryte części ciała niczym przerośnięte komary. I choć dzięki wcześniejszemu starciu drużyna szybko zdołała się uporać z bestyjkami to te również zdażyły upuścić im krwi.
 
Sayane jest offline  
Stary 06-04-2017, 13:13   #256
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Po opatrzeniu ran drużyna ponownie została postawiona przed wyborem dalszej drogi. Prócz bocznych korytarzy widać było też równy tunel prowadzący na południe. Według opisu Gundrena tam mogło znajdować się oryginalne (zasypane) wejście do kopalni. W półmroku widać tam było dwie wnęki, które mogły być drzwiami prowadzącymi do jakichś pomieszczeń gospodarczych lub strażnic.

Gdy ostatnie z komarzysk z plaśnięciem uległo Turmalinie, myśliwy od razu kontrolnie spojrzał na Torikhę. To było nawet dziwne dla niego. Była w nim jakaś pewność, że kapłanka jest za twarda na tę kopalnię. Że mimo naprawdę licznych i śmiertelnych niebezpieczeństw, ona już pokonała Jaskinię Echa i nic jej tu nie grozi. A jednak za każdym razem upewniał się, że jest blisko. A najlepsze było to, że za nic w świecie by nie chciał tego porzucić. Wrócić do życia które zostało za nim. Od zwierzyny do kupca, potem gospody i nazad do lasu. I tak w koło. Nie żeby mu to wcześniej przeszkadzało. Och co to to nie. Ale wonczas jakby jaka dziewczyna mu w oko wpadła to Joris by po prostu z nią najchętniej potańcował na zabawie jakiej i na sianie, a potem cześć i do lasu. Tu “do lasu” nie było. Tu byłą stara zapomniana kopalnia i Torikha Melune u jego boku. I Joris syknąwszy z bólu oglądając ślad po przyssaniu się strzygi jakąś częścią swojej prostej duszy zamarzył by kopalnia ta nie miała końca.
- Znać w kim słodka krew płynie, a czyja kwaśna i pić się jej nie da - zażartował zezującv na jedynego niepogryzionego Marduka po czym spojrzał na szczątki dawnych wojowników - Czekajcie chwilę… Musi być niezłą tu batalię stoczono.
Słoneczny elf podniósł spojrzenie znad buta, którym przyciskał do posadzki połamanego przez tropiciela, ale ciągle jeszcze żywego wampirka.
- Intrygujące spostrzeżenie - odezwał się po krótkim namyśle. - Z jakiego powodu wnioskujesz że jakiegoś rodzaju słodycz we krwi ma przyciągać te stworzenia, a nie kwasota?
Starannie dawkując nacisk, z satysfakcją zgniótł czaszkę istoty - wedle jego wiedzy było to coś nienaturalnego, stworzonego bardziej dzięki magii niż zrodzonego w wyniku ewolucji i nie zasługującego na załamywanie rąk nad miejscem w ekosystemie. Popatrzył na ludzko-półludzką parkę po czym oszacował pobojowisko.

- To akurat proste. Robale do słodkiego lgną. Przedstaw sobie takie pieczone jabłko, czy placek z miodem. Położysz go w lesie na godzinę, a mrówki, żuczki, czy meszki wszelkiej rozmaitości zlezą się do niego i zjedzą szybciej niż się zdaje - odparł Joris pochylając się nad dawno temu poległymi wojownikami - U nas nieopodal wsi mądra kobieta mieszka. Wiedźma jedni mówią. Inni zielarka. Bez znaczenia. Czasem wszak prosiła mnie co bym jej takich zielonych chrząszczy nałapał. I najlepszą metodą był bukłak po miodzie na mchu ostawiony. Nazajutrz zawsze pełen był skubańców.
Ponownie odwrócił się do Marduka ocierającego podeszwę z resztek “wampirka”.
- I choć to mi tak całkiem na robala nie wygląda, to kto wie czy się od niego wywodzi. Czterysta lat w tych zaczarowanych jaskiniach i może z komara właśnie takie coś powstaje?
Marduk z ociąganiem pokiwał głową.

Zmurszałe kości krasnoludów, gnomów i orków tworzyły w jaskini jedno wspólne cmentarzysko. Nikt nie pochował ani najeźdźców, ani obrońców. Jedynym zwycięzcą były tu ghule i żerujące na nich najprawdopodobniej komarzyska.
- Szkoda - stwierdził Joris - Ludziom w okolicy napewno lepiej by się żyło jakby kopalnia się wtedy obroniła.
Przeszukał pobieżnie pobojowisko, ale w tym półmroku nie znalazł niczego czego by ząb czasu nie przeżuł. Jego oko od razu napotkało resztki starych latarni zatkniętych w ściany. Niewiele się namyślając pożyczył od Marduka ich pochodnię płonącą prawdziwym płomieniem i podpalił wszystkie. Stara zjełczała oliwa niechętnie poddała się ciepłu, ale po chwili kawerna po czterystu latach mroku, wypełniła się ciepłym blaskiem jaki ongiś ją wypełniał. Reliefy aż zalśniły odbitym światłem płomieni ukazując małą cząstkę dawno zapomnianego kunsztu i wielkości brodatych władców tych podziemi.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/c2/a0/ff/c2a0ff09f8137a846e3a251c10a03ba2.jpg[/media]


- Oooo psia jucha… - szepnął Joris - Turmi… kopnij mnie w dupę jak jeszcze kiedyś zaśmieję się z krasnoludów…

Światła latarni nie starczyło jednak na długo. Po kilku zaledwie minutach, płomienie zmalały i zgasły na powrót pogrążając jaskinię w mroku.
- Idźmy w stronę wejścia - powiedział Joris - Turmi, może dałabyś radę określić co je zawaliło? Wypatrujcie też załomów na suficie. Te paskudy są trochę jak nietoperze. Jak będzie bezpiecznie sprawdzimy też tamte obie odnogi. Ale najpierw - skinął głową elfowi - posłuchamy przy drzwiach, czy nic nie słychać.

Marduk zastrzygł elfimi uszami, ale nic nie wysłuchał. Przy kolejnym Echu ostrożnie otworzył jedne drzwi, ukazując oczom kompanów niewielkie pomieszczenie, biuro czy magazyn… Przedzielała je kamienna lada z zakurzoną żelazną wagą. Wykute w skale półki zaściełały zakurzone resztki pergaminów, a podłogę szkielety kilku gnomów i orków.

Joris powoli obszedł ladę odnajdując za nią zamkniętą żelazną skrzynkę z zamkiem, który niestety w przeciwieństwie do innych znajdujących się tu sprzętów, zdawał się działać świetnie. Bez narzędzi i umiejętności mogli zapomnieć o otwarciu. Co jednak nie oznaczało, że nie można było z czystej ludzkiej ciekawości zatrzepotać pudełkiem. Co też myśliwy uczynił rozdźwięczając dookoła brzdęk całkiem sporej sumy monet. Na razie jednak jedyne co mogli to wepchnąć skrzynkę do magicznej sakwy i liczyć na pomoc kowala w Phandalin.
Torikha w tym czasie rzuciła okiem na pergaminy zalegające na kamiennych półkach, ale spośród nich wszystkie rozpadały się pod wpływem dotyku ze starości. Wyglądało na to, że niczego więcej interesującego tu nie ma.
Turmalina natomiast nie była w stanie stwierdzić, co zawaliło wejście do kopalni. Za dużo upłynęło czasu i erozja postąpiła zbyt daleko. Jedno było pewne. Zawalenie zadecydowało o zniszczeniu najeźdźców, obrońców i samej kopalni.
Krasnoludzica nadmieniła jeszcze tylko, że choć sama waga była ciężka, mogłaby znaleźć kupca na przykład w Halli w Phandalin. Choć i tu nie należało sobie robić większych nadziei, bo nie była to precyzyjna waga alchemiczna, czy jubilerska a narzędzie do szacowania wagi urobku przyniesionego przez górnika.

Joris wygonił ekipę na korytarz i ostrożnie otworzył kolejne drzwi. Ten pokój był najwyraźniej salą przeznaczoną dla strażników, która częściowo się zawaliła. Wśród resztek mebli, broni i gruzu walały się kolejne krasnoludzkie i orcze szczątki. Te jednak poruszyły się gdy tylko Joris wszedł do pomieszczenia, formując dziewięć gotowych do walki szkieletów. Tropiciel szybko wycofał się na korytarz, podobnie jak to zrobili wcześniej chcąc spowolnić licznego przeciwnika blokując go w drzwiach i wąskim tunelu. Thorika chwyciła za medalion Selune i jej mocą kapłance udało się odgonić ponad połowę szkieletów. Wzmocniony magicznymi rękawicami Marduk gruchotał kolejne stare kości, w czym sekundowała mu Melune. Z tyłu Turmalina waliła w nich z arbalety, a Joris poświęconymi strzałami. Nim wszystkie truposze ponownie spoczęły na posadzce wojownicza para została lekko ranna, czemu szybko zaradziła kurmalińska różdżka. Można było ruszać dalej - a raczej wstecz, gdyż tutaj korytarz kończył się zawaliskiem. Może gdy Rockseekerowie na powrót otworzą kopalnię przekopią się tędy na powierzchnię, ale póki co potężne głazy skutecznie zagradzały drogę.

Marduk jeszcze przez chwilę przyglądał się roztrzaskanym szczątkom, uspokajając oddech i opanowując drżenie mięśni. Niszczenie szkieletów nie dawało nawet ułamka tej satysfakcji jaką czuł zabijając niedźwieżuki czy zmiennokształtnego, ale w tej chwili co innego skupiało jego uwagę - wśród atakujących ich nieumarłych były zarówno pozostałości krasnoludów, jak i orków. Oznaczało to, najpewniej, że zostały one ożywione już po upadku kopalni… czyżby znajdowało się tu jakieś źródło nekromantycznych mocy? Czym zajmowali się mieszkańcy Jaskini przed jej zdobyciem przez orków? Rozejrzał się po korytarzu, ale nie dojrzał nic interesującego; należałoby sprawdzić czy jakaś magiczna aura nie przesyca pomieszczeń - i czy jakieś ciekawe drobiazgi gdzieś się nie zapodziały. Ale to mogło poczekać - nie chciał jeszcze używać modlitwy wykrywającej takie energie. Wszak Ojciec Elfów obdarzył go tylko drobną cząstką swej mocy.

Joris w tym czasie ponownie, choć już bez większych nadziei, przejrzał uzbrojenie szkieletów i stróżówki, ale widać było, że niczego nie znalazł.
- Nic tu po nas - mruknął - Wracajmy do komnaty z reliefami. Prowadziło tam jeszcze jedno wyjście na wschód. Gundren wspominał coś o grzybach - westchnął - Nie wiem. Ghule i robale to jedno, ale… Widzieliście w ogóle kiedyś jakieś łażące grzyby?
- Co niektóre sztuki broni tutaj można spróbować naprawić - Marduk zauważył, spoglądając na resztki zaściełające posadzkę. Machnął ręką. - Później. A co do grzybów to będziemy się martwić jak je znajdziemy. Mam pomysł.

 
Romulus jest offline  
Stary 10-04-2017, 09:01   #257
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Najemnicy pomaszerowali na domniemany wschód krętym korytarzem o nieregularnych ścianach. Po kilkunastu metrach dotarli do obszernej kawerny, co najmniej dwa razy większej od poprzedniej. Lwią część podłogi pokrywał dywan fosforyzujących niebiesko i zielonkawo grzybów. Większość była niewielka, ale bliżej ścian rosły grzyby wielkości dorosłego człowieka. Wyglądało to urokliwie, choć nieco strasznie.

[media]http://img05.deviantart.net/7bfb/i/2014/288/8/b/fungal_farm_by_ferdinandladera-d82wxtv.jpg[/media]

- Niżej, w Podmroku, to takie grzyby już chodzą i gadają - mruknęła Turmalina, mocniej ściskając kostur i niejako odpowiadając na Jorisowe obawy.

Marduk skrzywił się nie wiedząc czy krasnoludzica krotochwil sobie aby nie urządza, ale z drugiej strony dotychczasowe doświadczenia z podziemiami podpowiadały mu że mogła mówić prawdę, dlatego nie skomentował tego. Zamiast tego wodził spojrzeniem po wnętrzu, usiłując dojrzeć bezpieczną ścieżkę.
- Jeśli nie musimy - a nie musimy się tędy pchać, przynajmniej na razie - obejdźmy to miejsce - rzucił wreszcie. - Miałem pomysł, ale jak widzę coś takiego - machnął mieczem wskazując największe grzyby - to odechciewa mi się go wprowadzać w życie.

- Taaaak - odparł z niejakim wahaniem myśliwy. Grzyby istotnie sprawiały w tej kawernie równie piękne, co straszne wrażenie. I jeśli miały dodatkowo gadać... - Wróćmy się. Nie uciekną.

Najemnicy okrążyli “pokój ghouli” i dotarli do starego magazynu, pełnego otwartych, pustych już beczek. Ku uldze Torikhi tutaj nie było nikogo ani niczego. Marduk podszedł do miejsca, gdzie korytarz prowadził do jednej z większych sekcji kopalni i przyczaił się, nasłuchując. Nic nie było słychać, ale wyraźnie śmierdziało trupem.

Chłopak zawrócił by poinformować towarzyszy. Może był przewrażliwiony, ale zdecydował się na coś. Z magicznej sakwy wyciągnął wiadro i kilka butelek oliwy, jak również dwie pochodnie. Wlał oliwę do wiadra i polecił towarzyszom by rozpalili pochodnie, sam zaś ostrożnie, bez chlupotania, polał oliwą posadzkę przy końcu korytarza.
- Przygotujcie się do podpalenia tego - szepnął, przezbrajając się w miecz i tarczę. Jednak słowa Jorisa sprawiły że jeszcze przez chwilę realizacja pomysłu miała poczekać - we dwóch przynieśli parę beczek i ustawili je przed plamą w charakterze bodaj lichej barykady.
- No to spróbujmy, zaczniemy od czegoś takiego - rzucił cicho i odezwał się głośniej: - Czy jest tu ktoś? Potrzebujemy pomocy!

Na krzyk Marduka z sali dobiegło szuranie stóp; całkiem liczne szuranie. Wkrótce z półmroku wyłoniła się grupa ghouli, które z rykiem rzuciły się na potencjalny posiłek. Gdy nieumarli podeszli już blisko buchnęły płomienie z podpalonej przez mężczyzn oliwy. Ogień nie zatrzymał ghouli, choć dotkliwie poranił gdy zwolniły, przedostając się przez prowizoryczną barykadę. A i drużyna nie mitrężyła tego czasu na przyglądanie się palącym się ghulom. Cięciwy stęknęły gdy pierwsze z potworów pokonały beczki kładąc poranionych już przeciwników na posadzki. Dosłownie moment później, Marduk przypadł do następnych umiejscawiając się w środku walki i skutecznie szlachtując kolejne potwory, które zdawać by się mogło pokotem padały pod naporem drużyny. Do czasu aż ostatnie osobniki jakby rozwścieczone smrodem rozpłatanych kompanów nie nabrały jakiejś dzikiej siły. Nawet Marduk, który chwilę temu przez przypadek zaliczył swoją pierwszą ranę od stalowej kulki pechowo wypuszczonej przez Turmalinę, nie uniknął tym razem szponów potwora. Chwilę później myśliwy, który musiał zmienić łuk na morgensztern i siekierkę i omal broni przy tym nie pogubił, stęknął boleśnie gdy ostre pazury rozcięły mu bark. Szyjąca do tej pory do ghuli z kuszy kapłanka momentalnie była przy nim gotowa nieść pomoc, ale myśliwy tylko machnął ręką w kierunku rozwścieczonych potworów “Strzelaj!”. Posłany z kuszy bełt dosięgnął jednego z celów, ale trupojad jeszcze nie padł. Za to Marduk i Joris ponownie ugodzeni zaczęli powoli zbliżać się do kresu swoich sił. Tym razem kapłanka nie czekała i od razu użyła różdżki leczenia. Co szczęśliwie już nie było konieczne, bo ostatni z trupojadów, który moment wcześniej dosłownie zagryzł wysłaną z arbaletu Turmaliny kulkę, legł w końcu pod ostrzem Talona. Walka choć krótka, dała się we znaki drużynie przypominając, że Jaskinia Cudów nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.

Oczyszczonym z trupojadów pomieszczeniem okazała się sala jadalna. Przestrzenna i dwupoziomowa by każdy z górników mógł zawsze znaleźć w niej miejsce dla siebie. Środkowa jej część, w której się znaleźli była obniżona. Na lewo i prawo prowadziły krótkie schody gdzie również stały resztki stołów jadalnych. Tu i ówdzie walały się szczątki dawnych wojowników wśród których dopatrzyli się zarówno krasnoludów i gnomów jak i orków. Co ciekawsze nie zabrakło też większego szkieletu należącego zapewne do ogra.

Opatrzywszy rany i zasklepiwszy je mocą magicznej różdżki drużyna przeszukała środkową część pomieszczenia, a następnie lewą. Przed wejściem jednak na prawą, Marduk zasugerował, że wartoby sprawdzić jeszcze północne wyjście. Układ korytarzy sugerował bowiem, że gdzieś tam mogło się znajdować zaryglowane ongiś pomieszczenie, z którego dochodziły goblińskie głosy. Tak też było. Z tym, że goblinoidów już nie znaleźli. Zdaniem Jorisa dlatego, że tych właśnie w akcie desperacji czarny elf rzucił im naprzeciw w ostatniej walce, w której poległa Yarla. I ponownie myśliwemu odeszła ochota na dowodzenie. Samo pomieszczenie poza znamionami niedawnego bytowania tu niedźwieżuków takimi jak rozpalone palenisko i świeże racje żywieniowe, nie było tu niczego ciekawego.
- Wróćmy do świątyni skoro tu jesteśmy - powiedział Joris - Zostało tam trochę rzeczy wartych uwagi. Jak weszliśmy rzuciły mi się w oczy jakieś pergaminy. Głowy se uciąć nie dam, ale chyba nie starodawne. To jakieś papierzyska tego Czarnego mogły być. A jeśli tak to warto by się z nimi zapoznać.- Spróbujmy sprawdzić jeszcze jakieś pomieszczenie, dopóki jesteśmy w formie - mruknął Marduk. - Zanim odgrzebiemy tamte rzeczy spod zawału minie dużo czasu i kto wie czy dzień nie zleci, wraz z łaskami które dziś wymodliłem. Turmalina też chyba ledwo użyła swojej mocy.
- W porządku - odparł Joris - Zatem idźmy na wschód.
Wskazał kierunek przeciwległy do legowiska żuków.
- Pójdę przodem, posłucham znowu - elf schował miecz i sięgnął po wieczną pochodnię. - Pilnujcie wiadra - rzucił żartem.
- Nie zapomnij powęszyć - odbił żart myśliwy.

Kapłan pociągnął wrażliwym, elfim nosem. Jego węch co prawda został mocno nadwyrężony smrodem palonych ghouli, lecz wydawało mu się, że kolejny raz czuje zapach gnijących zwłok. Poza tym wydawało mu się, że z sąsiedniej dochodzi słaby, zielonkawy blask.

Chłopak skrył pochodnię za tarczą i przemknął do schodów by ostrożnie zerkać zza węgła. Po namyśle zaś wrócił do dużej sali [9] i wspiął drugimi schodami by z kolei od południa zajrzeć do komory i zorientować co jest źródłem światła.


Chłopak cofnął się widząc niezwykłą czaszkę i czując jakiś nieokreślony niepokój. Drow, niedźwieżuki, nawet doppelganger, ghoule czy zombie - mniej lub bardziej wiedział już czego się spodziewać po takich przeciwnikach, ale tak nienaturalny przejaw działania nekromantycznych mocy był mu kompletnie obcy i w głowie włączyły mu się dzwonki alarmowe.



Ostrożnie wycofał się aż do schodów po czym wrócił do towarzyszy, sprawdzając czy nieumarła istota nie podąża w ślad za nim. Zrelacjonował swoje odkrycie, cały czas czując ten dziwny niepokój.
- Wiecie co, powinniśmy zaatakować z dwóch stron, żeby tę czaszkę jak najszybciej zniszczyć - powiedział. - I powinniśmy się dobrze przygotować do tej walki…

 
Sayane jest offline  
Stary 10-04-2017, 15:21   #258
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
To miejsce było bez wątpienia sercem kopalni - Turmalina aż westchnęła widząc olbrzymie palenisko i równie potężny miech. W podłodze wykuto szeroki tunel, w który zapewne przekierowywano strumień z zachodniej części podziemi by napędzał wielkie koło młyńskie i w konsekwencji - miech. Teraz koryto było suche, a stos węgla i nieobrobione rudy cennych metali piętrzyły się nieopodal paleniska. Dla każdego krasnoluda był to przygnębiający widok.
Wzrok przyciągały jednak nie górnicze urządzenia, ani nawet nie tuzin szczątków kolejnych ofiar wojny o kopalnię, a unosząca się nad nimi ludzka czaszka, otoczona zielonymi płomieniami. Gdy odwróciła się w stronę intruzów część zwłok podniosła się z ziemi, okazując się być kolejnymi nieumarłymi mieszkańcami podziemi - zombie.
Melune przywołała moc swej patronki, otaczając się srebrzystym i oślepiającym światłem. Wydawać by się mogło, że oto same gwiazdy zeszły z nocnego nieba, by wesprzeć swą mocą w walce z przedziwnym przeciwnikiem.
Świetliste promienie, wystrzeliły z oczu kapłanki, uderzając w latająca czaszkę, żłobiąc z sykiem starą kość.

Marduk na te ostatnie niemal nie zwrócił uwagi - skupiony na płonącej czaszce mknął ku niej, łopocząc niematerialnymi, lśniącymi skrzydłami i wznosząc się ponad zasięg zombie. Z jakiegoś powodu oczekiwał niespodziewanego, czegoś co wywróci do góry nogami jego plan bitwy i do granic przetestuje przezorność drużyny. Dopadł nieumarłego - cicho, szybko i bezwzględnie, jak zabójca którym był ku chwale Corellona. Magiczne ostrze Talona, rozsiewając krople poświęconej wody, zatoczyło łuk i wgryzło się w kość. Na ułamek sekundy serce chłopaka zapałało radością i triumfem… ale czaszka wcale nie rozpadła się ani nie runęła na posadzkę. Pocisk Jorisa świsnął blisko, promienie srebrzystego światła przywołane przez służkę Selune dotknęły czerepu żłobiąc kość - nadal bezskutecznie! Powrotne cięcie Marduka minęło zadziwiająco trudny do trafienia cel a młodzieniec spoglądał teraz wprost w płonące oczodoły.
- Krew dla Ojca! - warknął wyzwanie.
- Z drogi, Pralin! W prawo, bo walę! - usłyszał zza pleców. To Turmalina wezwała geomantyczne moce. Po pierwszym magicznym pocisku, którym siepnęła z różdżki, bo elf zwyczajnie zasłaniał jej drogę, efekt był mizerny. Dlatego postanowiła sięgnąć po swoją własną magię.
- Haaaaa - krzyknęła, a kamienie zawirowały wokół jej dłoni i wystrzeliły do przodu, niczym salwa stu procarzy. Marduk cudem zdążył uniknąć potężnym uderzeniem skrzydeł, tylko kilka mniejszych odłamków zadzwoniło po jego zbroi, a kamienowanie zrobiło z przeciwników istną makabrę. Popękane czaszki, połamane kości, mięso poodrywane od nieumarłych ciał... fakt, ruszali się jeszcze, ale wystarczyło tylko stuknąć, by ich dobić. Co Marduk zresztą zaraz uczynił, a Turmi poprawiła, tym razem z przykucu, by ściąć nogi zombiaczy nie narażając drużynowego wąskodupca. Wokół nich ucichło, tylko zza miechu dobiegały odgłosy pozostałych walczących z ostatnimi zombimi. Turmi chwyciła za kuszę i zerknęła z prawy korytarz, ale było tam pusto.
- I tak to się robi! Dawaj Pralin, pomożemy reszcie! - I pobiegła zająć pozycję strzelecką by porazić nieumarłe niedobitki pociskami.

Marduk wyszczerzył zęby; czaszka była niewiarygodnie trudna do trafienia, zupełnie jakby kombinacja przepełniających ją mocy i manewrowości sprzysięgła się przeciwko sięgającemu ku niej ostrzu Talona. Toporne manifestacje magii Turmaliny nie pomagały mu w skupieniu się na zniszczeniu dziwacznej potworności i długa klinga raz i drugi ominęła czerep, nim w końcu wzmocnione boską mocą ramiona kapłana wyprowadziły celny cios który sięgnął głęboko i sprawił że eteryczny ogień otaczający czaszkę zgasł a ona sama zaklekotała o podłogę, niemal niczym nie różniąc się od zwykłych pozostałości. Marduk przez jedno czy dwa uderzenia serca spoglądał na nią niepewnie, łopocząc niematerialnymi, opalizującymi skrzydłami. W chwilę później musiał się bronić przed sięgającymi ku niemu łapami orków i krasnoludów - a raczej nieumarłymi potwornościami powstałymi z ciał pozostałych po zaciekłej bitwie.
- Uważaj, Baryła! - krzyknął do Turmaliny tytułem ostrzeżenia. Na szczęście niepotrzebnie - nieumarli rzucili się na niego, chyba jako na najlepszy cel wokoło. Marduk nie miał nic przeciwko; przeszedł dobrą szkołę jeśli chodzi o zombie i teraz rąbał i szlachtował z wprawą rzeźnika.
- Krew dla Ojca!

Torikha wiedziała, że dotkliwie raniła przeciwnika swoimi srebrzystymi promieniami, choć ten z pozoru wyglądał na nienaruszonego.
Ale wszak czuła moc łaski swej bogini przepływającą przez jej ciało, tak samo jak gniew i niechęć do umarłych wstających samoistnie z grobów. Pozostawiając kwestię „dobicia” czachy Mardukowi, który za punkt honoru postawił chyba sobie branie na klatę każdego przeciwnika. Selunitka sięgnęła po modlitwę, chcąc odstraszyć nadchodzące fale zombie.
Bezskutecznie.
Światło księżyca nie sięgało tak głęboko pod ziemię, toteż i jego wrogowie mogli się tu czuć bezkarnie. Niezrażona jednak półelfka, wyciągnęła swe ostrze, by przejść do ataku. W ciszy i skupieniu, z emocjami ukrytymi głęboko pod zbroją.
Joris uczynił podobnie. Zorientowawszy się, że wypuszczona strzała, choć celna, nie zrobiła większego wrażenia, na przerażającej Czaszce, musiał liczyć na magię innych. A w nią nie wątpił. Torikha stojąca obok rozbłysła takim światłem, że aż musiał zmrużyć na chwilę przyzwyczajone do mroku oczy. Co przypłacił rzecz jasna bólem, bo stojący nieopodal zombi jak i on nie zamierzali wpatrywać się w kapłankę jak w boską istotę. Zaraz jednak wrócił do walki, która z tak powolnym przeciwnikiem szczęśliwie nie była zbyt trudna i w ciągu pół minuty zaledwie uporali się z całym umarlactwem w jaskini.

Marduk opadł na posadzkę, dysząc ciężko i czując ból ręki dzierżącej tarczę. Wściekłe ciosy zombie kilkukrotnie spadły na twarde drewno, naprawdę ciężko doświadczonej przez ostatnie dni. Rozkawałkowane ciała leżały wszędzie naokoło. Chłopak powinien je pozbawić głów, ale to mogło trochę poczekać. Zamiast tego podszedł do zagasłej już czaszki i wpatrzył w nią. Nie wiedział czym była i to go martwiło.
- Może by to wziąć jako trofeum? - mruknął, ale zaraz wzruszył ramionami. Marna to była pamiątka - od razu znać było że to ludzki szczątek i Marduk machnął ręką. Pochowa się ją wraz z innymi.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 10-04-2017, 15:41   #259
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Korzystając z magii jaką się wspomogli postanowili nie tracić czasu na przeszukiwanie pomieszczenia, a wręcz przeciwnie kontynuować eksplorację Zaginionej Kopalni. Zanim jednak myśliwy zdążył ruszyć przodem, selunitka złapała go za kołnierz z groźną miną, by w końcu uleczyć rany mężczyzny za pomocą różdżki.
Wiodący na wschód kanał, którym kiedyś musiała płynąć woda wyprowadził ich na skraj jakiejś olbrzymiej pieczary, której drugi koniec niknął gdzieś w ciemnościach. To stąd dochodziło Echo. To tu zobaczyli co je wytwarza. Wielkie podziemne pływy jakiegoś zbiornika wodnego, o którym żyjący na powierzchni nie mieli pojęcia. Jak daleko sięgał. Jak był głęboki. Jakie tajemnice skrywały się w dawno przez nikogo nie badanych głębinach, pozostawało już kwestią domysłów każdego z bohaterów. Joris w każdym razie gdy ponowna fala podniosła poziom wody o kilka metrów i z głośnym hukiem rozbiła się o skarpę, zadrżał i znieruchomiał na chwilę. Nigdy nie cierpiał na brak szacunku wobec natury, ale to go trochę przerastało.

Chwilę później ruszyli jednym z dwóch innych prowadzących tu korytarzy. Północny - stare koryto strumienia - zdawał się wracać ich do pomieszczenia, w którym już byli. Wybrali więc południowy. Docierając do przestronnej dwupoziomowej komnaty wyścielonej gruzem i licznymi szkieletami przedwiecznych kombatantów. Te szczęśliwie spoczęły tu w spokoju wiecznym i właściwie nie było się im co dziwić. Ze wszystkich naturalnych komnat kopalni to było najprzyjemniesze.

Liczne inkluzje jakichś minerałów, gęsto pokrywających strop przyjemnie odbijały płomienie magicznych ogni, które niosła drużyna, nadając pomieszczeniu charakter jakiegoś takiego bezpieczeństwa. To co natomiast mogło jeszcze być godne zainteresowania, to dwa zamknięte, a raczej zablokowane uszkodzonymi drzwiami pomieszczenia zbudowane w jaskini przez krasnoludy - choć rozmiary miały wystarczające by i ludzie mogli w nich swobodnie się wyprostować. Uszkodzone ściany i stropy świadczyły o gwałtownej magicznej bitwie jaka się tutaj rozegrała.
Dwuskrzydłowe wrota do północnego “domku” były lekko uchylone, ale nie dochodził stamtąd żaden dźwięk. Joris postanowił więc wrzucić do środka kamień co by zmącić spokój czegokolwiek złego co by tam mogło siedzieć. Kamień Jorisa stuknął o coś w środku i potoczył się swobodnie. Nie wywołało to żadnej reakcji ze środka - a przynajmniej żadnego dźwięku; choć latająca czaszka również nie obwieszczała swojej obecności rykiem… Myśliwy odczekał, aż stukot kamyka umilkł, a potem starą dobrą metodą naparł na uszkodzone skrzydło siłą.

Z głośnym skrzypnięciem wrota rozwarły się ukazując drużynie to, czego wszyscy szukali: Kuźnię Czarów.


Obszerny warsztat poważnie ucierpiał na skutek rzuconego dawno temu zaklęcia, podobnego do innych, które zniszczyły kopalnię. Stoły i blaty były nadpalone, a i ściany były w nielepszym stanie. Po środku pomieszczenia znajdowało się palenisko. Niewielkie samo w sobie, ale szybko skupiające na sobie spojrzenie, bo mieniące się zielonkawym płomieniem, który tańczył nad nim leniwie. Dopiero ten płomień ujawniał to co znajdowało się za paleniskiem.


Kulista żywa masa mięsa zawieszona w powietrzu miała ponad metr średnicy. Odchodziły od niej cztery wężowate wypustki, każda zakończone oczkiem, a po środku tego wszystkiego znajdowało się jedno wielkie, bezpowiekie i bacznie wpatrujące się w Jorisa, potworne oko.

- Vendui - usłyszał w swojej głowie myśliwy. Nie zrozumiał słowa, ale nie wydawało się ono zaproszeniem do walki, czy też zbluzganiem jego rodzicielki do czwartego pokolenia wstecz.

Przyznać trzeba, że jeśli Joris spodziewał się zastać w tym pomieszczeniu coś poza pustymi beczkami, to byłby to co najwyżej bardzo zagłodzony ghul. Rezonu jednak na widok takiej potworności jaka się nawet w koszmarach nie śniła, o dziwo chłopak nie stracił.
- Sam się wenduj szkarado - po czym przesunął się na bok i posłał strzałę w wyłupiaste oko.
- Krew dla Obrońcy! - ryknął równocześnie Marduk i rzucił się na potworność. Ostrze Talona pokryło się lepką, gęstą czerwienią, spływającą grubymi kroplami a chłopak poczuł jak nekromantyczne energie mrożą jego duszę, ale jednocześnie przesycając klingę raniącą mocą. Trafił mocno, lecz nie wystarczająco by zabić latającą głowę. Potwór odwdzięczył się za to potężnym ciosem nekromatycznej magii, poważnie raniąc elfa. Torikha ruszyła na wroga zmawiając bezgłośną modlitwę o… cierpliwość. Chybiając lewitującego stwora, ale to akurat jej nie zdziwiło; Joris również chybił próbując celować w tłumie. Za to modlitwa Tori najwyraźniej przyniosła jakiś efekt, gdyż magiczny cios beholdera, którym ten ją uraczył, nie zrobił na półelfce żadnego wrażenia (choć nie wiedziała też co stwór chcial osiągnąć). Turmalina sieknęła magicznym pociskiem - jej własna magia była mniej precyzyjna,, a kolejny cios Marduka sprawił, że abberacja padła na ziemię, krwawiąc obficie, po czym… zniknęła.

Chłopak machnął wściekle mieczem ponad plamą krwi, mając świeżo w pamięci ucieczkę ciężko rannego drowa, ale tym razem… chyba chodziło o coś innego. Czyżby bestia zdezintegrowała się? Może była demonem i została odesłana na własny plan egzystencji po śmierci? Rozejrzał się i uspokoił, po czym oparł o kotlarz, krzywiąc się z bólu.
- Torikho, daj różdżkę - wychrypiał.

Półelfka patrzyła na miejsce w którym jeszcze przed chwilą leżał ubity stwór, marszcząc brwi i czoło w zamyśleniu. Nigdy nie spotkała się z takim zachowaniem ciała po śmierci, toteż przez chwilę obawiała się, iż mogli wszyscy paść ofiarą jakiejś potężniejszej iluzji?
Nikt jednak nie nadciągał z odsieczą, toteż kapłanka schowała broń do pochwy i odłożywszy tarczę, podeszła do rannego elfa w celu uzdrowienia go, ale słysząc jego słowa, zatrzymała się podając jedynie różdżkę mężczyźnie. Ten skinął głową i wypowiedział aktywującą frazę. Nie wystarczyło to jednak i chłopak musiał odwoływać się do mocy przedmiotu jeszcze parę razy nim wróciły mu siły.
- Dziękuję - oddał różdżkę mieszańcowi. Rozejrzał się po pomieszczeniu.

Joris powoli podszedł do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stał stwór. I minę miał jakąś taką niepewną. Wszystko stało się tak cholernie szybko… Verdui… co to właściwie znaczyło? Pierwszy odruch był oczywisty. Wszystko co tu spotykali, chciało ich zjeść, lub pogrzebać więc należało to czym prędzej zabić. Na drugi odruch zabrakło czasu. Pokręcił głową i podszedł do dziwnego paleniska.
- Ten płomień… - powiedział - Jest znajomo zielony. Myślicie, że to ten stwór stworzył tu sobie tamtą czaszkę?
Wpatrywał się przez chwilę w tańczący ogień.
- Mam ochotę to zgasić w cholerę - powiedział w końcu.
- Później - machnął mieczem Marduk, choć słowa Jorisa miały sens.
- Ani mi się waż! Nie wiadomo jaka magia się w tym kryje. Tatko ma podobne palenisko, tylko mniejsze i nie zielone, i wiem że to nie zabawka. Ogień zaklina magię w runy... - Turmi przypomniała sobie ojcowską kuźnię i jego szalone plany, by zrobić Turmalinę swoim czeladnikiem i dziedzicem sekretów. Spaliło na panewce, oczywiście, ostatecznie kuźnie przejmie mąż Emeraldy.

Marduk podszedł do jeszcze jednych drzwi obecnych w Kuźni Czarów; dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego co osiągnął. Z tego że osiągnął cel - właśnie Kuźnię Czarów!
- Viva, Las Vegas! - zanucił otwierając ostrożnie drzwi. - Leuthilspar, nadchodzę! - zapomniał o bólu stłuczeń, pocie ściekającym po plecach i swędzeniu zgrzanego ciała. Pal sześć że Jaskinia wraz z Kuźnią przejdzie w ręce krasnoludów - on swoje zrobił i w glorii i chwale mógł wracać na Evermeet.

Komnata była niewielka i przypominała dodatkowy warsztat przeznaczony do prac wykończeniowych przy wytwarzaniu magicznych przedmiotów. Jego oczy dostrzegały resztki narzędzi przydatnych do polerowania, wygładzania, lakierowania czy każdego innego rzemiosła przydatnego do finalnego dopieszczenia wyrobów rękodzieła, broni czy odzieży. Niestety, zawartość pomieszczenia była w całkowitej ruinie… z dwoma drobnymi wyjątkami. A nawet nie takimi drobnymi!

Na jednym spośród stołów leżał napierśnik a obok niego buława o głowicy w kształcie rozbłysku słońca, wykonanej z litego brązu. Jednak to zbroja przyciągnęła uwagę Marduka. Na stalowej płycie pancerza wyryty był kształt złotego, wijącego się smoka, kunsztownie wpasowany w krzywiznę zbroi.
- Słuchajcie, znalazłem coś! - Marduk krzyknął, podchodząc i pieszczotliwie gładząc metal.

Selunitka obserwowała zielone płomienie w ciszy i skupieniu. Soczysty kolor wpływał na nią kojąco i odprężająco, co było dość dziwnym zjawiskiem w tejże sytuacji. Kobieta najchętniej zaordynowałaby mały postój, by odpocząć i w spokoju zbadać całe pomieszczenie, o które wszyscy robili tyle rabanu. Ale nawet bez odpowiedniej modlitwy czuła moc, która przesycała palenisko, zasilając magiczny ogień i wszystko co się z nim wiązało.
W zawalonej ruinie dostrzec można było świetność czasów minionych, czasów, które niekoniecznie powrócą do stanu pierwotnego, a więc czy gra była warta świeczki?
Półeflka popatrzyła na zamyśloną i osamotnioną krasnoludzicę, przypominając sobie o dotkliwym braku krępej wojowniczki.
Yarla pewnie powiedziałaby, że widok owej kuźni był wart każdego poświęcenia i przelanej kropli krwi. Kapłanka przypomniała sobie ekscytację i pasję w głosie ognistowłosej, gdy opowiadała o opuszczonej kopalni i jej cudach. Uśmiechnęła się smutno, gładząc zdobyty sejmitar, przypięty do pasa.
Wtedy też usłyszała krzyk elfa i mało nie rymsnęła na glebę, gdy poderwała się chwytając broni, by dopiero po sekundzie zrozumieć emocje w głosie kapłana.
Oparła się ponownie o ścianę, krzyżując ręce na piersi i wbijając spojrzenie w magiczny ogień, ich mały zabijaka najrywaźniej znalazł sobie kolejną zabawkę.

Joris zerknął na znalezisko Marduka. Owszem. Ładne to to było jak kogo zbroje rajcowały. Podniósł natomiast buławę i pokręciwsz z uznaniem głową dorzucił ją do wspólnej sakwy.
- Rozumiem, że zostawić was na chwilę samych, co? - mrugnął do gładzącego zbroję elfa - Powiem Turmi, żeby na razie tu nie buszowała.
Po czym wyszedł do głównego pomieszczenia kuźni. Zmarszczył brwi zaraz na widok wpatrzonej w zielony płomień Torikhi. Ujął ją za rękę jakby chciał odciągnąć od zaczarowanego paleniska.
- Nie ufam temu płomieniowi Tori - powiedział - Zostawmy go na razie… A tymczasem sprawdźmy to ostatnie pomieszczenie.

Kapłanka uśmiechnęła się ciepło, kiwając głową na znak, że się zgadza. Ale z którą częścią jego wypowiedzi, to już myśliwy nie do końca wiedział.
- Prowadź… czym się tak emocjonuje Marduk? - spytała na tyle cicho, by elf jej nie dosłyszał, przy okazji poprawiając uścisk dłoni z Jorisem.
- Zbroją - rzeczony elf jednak nie migdalił się z napierśnikiem i wyszedł tuż za tropicielem, dzięki czemu posłyszał to i owo. - Ale to poczeka. Sprawdźmy tę następną komnatę.
- Prawdziwy szczęściarz… - powinszowała półelfka, ale kapłan wiedział, iż była to czysta kurtuazja. Chłopak wzruszył na to obojętnie ramionami.
- Mam wielkie plany - odezwał się równie uprzejmie co dziewczyna. - Zdobycze bardzo mi się przydadzą, Torikho.
- Będę się modlić za ich powodzenie - odparła, schylając się po swoją tarczę, by być w pełni gotowa do dalszej eksploracji.
- Już teraz jestem ci za to wdzięczny - Marduk skinął z powagą głową i zakręcił młynka Talonem, rozluźniając nadgarstek. - Idziemy?
- Chodźmy
- potwierdziła Turmalina, choć kuźnia działała na nią inaczej niż pozostałych. To były dźwięki i zapachy domu, bezpieczeństwa. Nawet zielony płomień, żywo przypominający o niezdrowej magii, którą ich raczono nie psuł wrażenia.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 10-04-2017 o 15:49.
sunellica jest offline  
Stary 12-04-2017, 09:03   #260
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział trzeci. Sieć Pająka

Wave Echo Cave
14 Elesias

Rockseekerowi najemnicy podeszli do ostatniego niezbadanego pomieszczenia w tej jaskini i - wedle ich rachuby - ostatniego w całej Kopalni (jeśli nie liczyć grzybowej jaskini). Prowadzące do niego drzwi były częściowo stopione, a sufit częściowo zawalony. Strach było pomyśleć jaka magia musiała dokonać aż takich zniszczeń. Mimo to kopalnia nadal trwała i według oceny Turmaliny była całkiem bezpieczna w użytkowaniu. Oczywiście nie licząc potworów.
Turmalina znów otoczyła się połyskującą kryształowo barierą tarczy, a Joris z Mardukiem naparli raz i drugi na podwójne drzwi, z wysiłkiem popychając je do środka pomieszczenia, które było chyba pokojem dla pracujących w kopalni ludzi. Przynajmniej tak można było sądzić po wielkości mebli, dłuższych i szerszych niż w innych salach. Osmalone łóżka, zakurzone półki, stołki i niewielkie biurka wypełniały przestrzeń. Obok jednego z posłań stała nieco nadtopiona żelazna skrzynia.
Joris cofnął się, robiąc miejsce ciężkozbrojnej Tori, która wraz z Mardukiem ostrożnie weszła do pomieszczenia. Sekundę później kurz na podłodze zawirował formując się w postać wysokiego mężczyzny w podartych szatach.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/ab/aa/24/abaa24844c5d7138e6a3870c1c3916d9.jpg[/media]


- Moje skarby są tylko moje, wara wam od nich, złodzieje! - wysyczało widmo chrapliwym szeptem. - Sama wasza obecność jest dla mnie obraźliwa! Wynoście się nim stracicie życie!
- A może by tak "Dzień Dobry, miło Was poznać", nieumarły gburze?
- upiorna obecność nie zbiła butności Turmaliny, wręcz przeciwnie, wyglądało na to, że przybita śmiercią Yarli geomantka wróciła do swojej starej złośliwości.
Joris wyciągnąwszy wstępne wnioski z poprzedniego pokoju, nie strzelił z miejsca do zjawy, która wszelako sama z siebie ich przecież nie zaatakowała.
- Verdui? - spojrzał pytająco.
- Verdui i wynocha - syknęła zjawa.
- Aby było jasne, truposzu, wszystko co stanęło na naszej drodze w tej kopalni padło. Ty jesteś tylko kolejny na liście, ale jako że umiesz gadać, to możemy się dogadać. Ty i tak jesteś trup, więc co Ci szkodzi? - wzruszyła ramionami krasnoludka i pogroziła palcem upiorowi. Upiór prychnął, ale wyglądał na zainteresowanego słowami geomantki - o tyle, o ile można było to wywnioskować z jego niematerialnej fizjonomii.
W tym czasie słoneczny elf milczał i przyglądał się nieumarłemu, szukając czegoś co można by nazwać słabością przydatną w walce. Turmalina próbowała dyplomacji, co niepokojąco przypominało negocjacje z Czerwonymi w podziemiach dworu Tresendar. Jej wysiłki były godne podziwu, ale Marduk wiedział jak to się skończy. Jak to mawiają… “w ostatecznym rozrachunku wszystko smakuje jak kurczak”.
- Zaczynamy jeszcze raz. Witaj nieznajomy, Jestem Turmalina Hammerstorm - Geomantka zaczekała sekundę i dodała - To jest ten moment w którym się przedstawiasz i oznajmiasz że nie oczekiwałeś i nie chcesz gości.
- Witaj Turmalino Hammerstone - wychrypała rozbawiona zjawa. - Jestem czarodziej Mormesk i nie oczekiwałem, i nie chcę gości. Ale… - wbił w najemników przenikliwe spojrzenie - możemy się dogadać.
- Miło mi ciebie poznać, nazywam się Torikha Melune
- kapłanka choć z początku zdębiała na zachowanie krasnoludzicy, zaraz doprowadziła się do jakotakiego porządku… choć miała niemiłe uczucie w środku, że cała ta dyplomacja, to jakaś o kant dupy farsa w której przyszło jej grać błazna. - Nie chcieliśmy ci przerywać spokoju w tejże… jakże.. ładnej… komnacie… - Półelfka od zawsze czuła się dziwnie w obecności nieumarłych, a już zwłaszcza takich, które wyróżniały się elokwencją i inteligencją. Przy banshee przetrwała dzięki sporej dawce alkoholu we krwi… tu jednak była bez zaprawy, toteż i język jej się plątał w nadmiernym stremowaniu.
- Doskonale. Pewnie nie jesteś na bieżąco, więc przedstawię Ci sytuację. Minęło trzysta lat od bitwy z orkami i kopalnia wraca w ręce żywych. Jesteśmy grupą najemników, właściwie skończyliśmy oczyszczanie tego miejsca, tak naprawdę chyba została zagrzybiona grota i Ty. Kopalnia jednak jest duża. Powiedz, czego tu potrzebujesz, i zobaczymy czy uda się dogadać. Bo wiesz, nawet gdybyś nas pokonał, szef przyśle kolejnych, pewnie silniejszych. Warto?
Duch przez chwilę milczał, rozważając zapewne słowa krasnoludzicy.
- Czyli pozbyliście się poczwary w Kuźni? Jak wyglądała? - zapytał beznamiętnym szeptem.
- Poczwary? - Joris zamrugał oczami łącząc kropki ze sobą - Taki wielki… zimniak? Latający. Z dużym wyłupiastym okiem. Jak go zobaczyłem, usłyszałem w głowie… - zawahał się. Sam już nie był pewien, co usłyszał. - Nie pamiętam.
- Telepatia
- podsumował nieumarły mag z lekką pogardą dla jorisowej ignorancji. - Ten ziemniak to obserwator - miał strzec wytwarzanych tam dóbr, ale po zawałach i zwiazanych z nimi magicznych fluktuacjach wszystko mu się pomieszało.
- Możemy pohandlować jeśli macie coś interesującego z zakresu sztuk magicznych
- dodał po chwili. - W zamian za to nie zniszczę was i waszego chlebodawcy - zastrzegł dumnie.
- To nie działa. Groźby znaczy się. Spróbuj dyplomacji, bo na razie dajesz ciała. Kopalnia przechodzi do żywych i to jest nienegocjowalne. Mówimy tylko o Twojej kapitulacji. Jakieś warunki.
- Nie prowokuj mnie, bo nie tacy tu bywali
- warknął czarodziej.
Marduk pokiwał głową, jakby przekonując sam siebie - albo jakby się tylko upewnił w swoim postanowieniu. Po czym runął na zjawę, tnąc Talonem podstępnie i nisko. Błyszczące ostrze wcięło się głęboko w niematerialne ciało.
Widząc jak Marduk kończy negocjacje, Joris nie zwlekał i posłał strzałę w nieumarłego. Jeszcze chwilę wcześniej rozważał wypowiedziane przez zjawę słowa, ale tak naprawdę kogo oszukiwał? Nie zrozumie tych nieziemskich, telepatycznych zawiłości ziemniaczano-fluktuacyjnych. To w co wierzył to było życie. A rozpoczęta walka zagrażała życiu tylko jednej ze stron.
Selunitka stała w bezruchu, patrząc z pogardą na Marduka, którego obserowała przez te wszystkie walki z coraz większą niechęcią. Elf miast zachowywać się z godnością i rozmysłem, jak to mieli w zwyczaju jego pobratymcy, przypominał bardziej barbarzyńskiego orka, który nie mógł zaznać spełnienia o ile nie wykąpał się w krwi wroga.
Zjawa choć pyskata i zdecydowanie godząca w doktryny bogów dobra i życia, nie zasługiwała na traktowanie jej jak worka treningowego, na którym można było przetestować najohydniejsze z taktyk godzących nie tylko w honor przeciwnika ale i samego atakującego.

Słoneczny elf walczył zaciekle, unikając raz i drugi sięgających ku niemu dłoni upiora. Świszczące pociski Turmaliny i Jorisa przeszywały ciało zjawy i powietrze naokoło. Talon kreślił błyszczące łuki, ostrze minęło ciało nieumarłego, wbiło się znowu… i w tym momencie Mormesk chwycił kapłana za ramię eteryczną dłonią, mrożąc go aż do kości. Marduk poczuł jak pole jego widzenia zwęża się na chwilę a serce zwalnia rytm. Ale wyrwał rękę i wbił sztych Talona wprost w mostek zjawy którą impet uderzenia wręcz odrzucił… i rozpadła się, zniknęła niczym starta gąbką, przenosząc duszę czarodzieja tam gdzie sobie ona zasłużyła. Dysząc ciężko i trzęsąc się jeszcze od lodowatego uścisku chłopak wpatrywał się przez chwilę w przestrzeń. Magiczne aury gasły i rozmywały się wokół niego, teraz, gdy przestawały być potrzebne - widomy znak przychylności Stworzyciela. Marduk podniósł miecz salutując swego boga, przytknął jeszcze zmrożone od lodowatego ciała upiora ostrze do czoła.
- Krew dla Ojca - wycedził pod adresem upiora, opuścił klingę i odwrócił się do towarzyszy z błyszczącymi oczyma. Oczyścili Jaskinię! Leuthilspar, nadchodzę!
- Kopalnia jest nasza!

Reszta drużyny spojrzała nieco skonfundowana na elfa, ale wyglądało na to, że miał rację. Pomijając pełną grzybów jaskinię wyglądało na to, że spenetrowali wszystkie wykopane czy odkryte wieku temu komory i korytarze. Kopalnia może nie dosłownie była “ich”, ale obiecany przez Gundrena 10% udziałów w przyszłych zyskach bez wątpienia im się należał.

Po uleczeniu mardukowych ran najemnicy postanowili raz jeszcze sprawdzić kopalnię na okoliczność szwędajacych się tam nieumarłych i innego pochowanego po kątach tałatajstwa. Co prawda Marduk sprawdzał głównie pod kątem zagubionych magicznych przedmiotów ( nic nie znalazł, a blask magii wokół Kuźni prawie go oślepił), lecz Joris podszedł do sprawy bardziej obowiązkowo i z zakrytym nosem oraz ustami przeszedł nawet przez “grzybową jaskinię”, co przypłacił mdłościami i migreną. Tam również nie było żadnej istoty żądnej pożreć nieostrożnych górników, lecz zarodniki, które wzbijały się w powietrze gdy tylko myśliwy zbliżył się do jakiegoś grzyba z pewnością były trujące.
Maszerujące innym korytarzem Turmi i selunitka natknęły się natomiast na żółtawego gluta, przyczajonego w jednym z osuwisk. Na szczęście stworzenie było tak powolne, że Turmalinie udało się je ubić resztkami zaklęć bez większego problemu.

Wyglądało na to, że przy wtórze Echa mogą wreszcie bezpiecznie sprowadzić Rockseekerów do Kopalni Phandelver.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 12-04-2017 o 09:24.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172