- Colin, Gabriel! - Zakrzyknął uradowany Gnorst i uściskał obu. Dopiero po chwili przypominając sobie o magu, u którego w domu jakby nie było się znajdowali. Speszył się nieco i zaczął wiercić butem w podłodze. - Bo ten, my, noo, Z Candlekeep nas przysłali i byliśmy u tego jednego maga, coby zniszczyć księgę, i on nam powiedział że sam to nie da rady, i się musi z szanownym tym, no, Shandalarem tym zająć i żebyśmy ruszyli przodem, a on niedługo dotrze i... i... i... - Gnorst w końcu zaciął się na dobre, jakby mu język kołkiem stanął w gębie. Miał mieszane uczucia, ale głównie przepełniała go teraz euforia i szczęście na widok odkamienionych towarzyszy.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |