Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2017, 23:06   #75
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
- Fajny ma tyłek - Powiedziała dosyć głośno i wyszczerzyła ząbki Black05, wpatrując się w wymienioną część ciała Brown0, gdy ta wyparzyła z busa jako pierwsza w kierunku swojego Checkpointu. Po czym Isabell się zaśmiała, wzruszając ramionami. Opróżniła cały swój plecak, robiąc miejsce na nowe graty, jakie mieli za chwilę zgarnąć z kapsuły.

Słysząc podobne stwierdzenie pośrodku pola walki, Nash prychnęła rozbawiona. Skrzywiła gębę w tworze uśmiechopodobnym, przypinając przy okazji podarowany granat do pancerza. Ostatnia z grupy Brown nie tylko tyłek miała niezły, radziła też sobie z zabezpieczeniami, przejmując choćby z początku kontrolę nad dronem Trójki.
“Jest bar. Postaw jej drina. Może da ci go pomacać i bliżej poznać” - wystukała wiadomość do Piątki, spluwając na mijane drzewo.

- Wygląda czysto - Vinogradowa uparcie gapiła się w detektor. Głowę trzymała opuszczoną i udawała że komentarza nie słyszała, czemu przeczyły oblane rumieńcem policzki i nagle spięte plecy. Szła przy Black 1, dziękując w myślach za taką a nie inną konfigurację oddziału, pozwalającą znaleźć się w bezpiecznej odległości od podejrzanie przyjaznej blondynki z Obrożą.


Gdy tak przedzierali się przez dżunglę, Black 5 zabezpieczała tyły wraz z Parchatą08, której po cichaczu podała fajka, sama sobie jednego zapalając. Mamuśka była na przodzie, więc nie powinna tego widzieć, więc i nie powinna ewentualnie się czepiać… a zresztą, i gdyby coś zaczęła na ten temat marudzić, Isabell miała to w wielkim poważaniu. Nie byli w końcu typowymi trepami, co tu więc się przejmować wielce jakąś dyscypliną w trakcie “akcji”.

Kapsuła miała w sobie same wspaniałości, jak normalnie kurna gwiazdka i królik w jednym, tyyyyyle prezentów… zaczęła upychać magazynki do karabinka do plecaka, wymieniła swój napoczęty na pełny, ten po prostu wyrzucając na ziemię, podobnie zrobiła z tym z pistoletu, załadowała granat zapalający do podwieszonego granatnika, uzupełniła granaty w schowkach pancerza, podobnie z lekarstwami… a na końcu i dorzuciła granatów do plecaka.
- Kto bierze większy zapas leków? Też się w końcu przydadzą… chłopcy, może wy co na grzbiet załadujecie? - Zamrugała do nich teatralnie ślipkami.

- Nie krępuj się. Bierz co chcesz - Obroża Ósemki wydała z siebie krótkie zdanie, a Nash dorzuciła kierowcy szeroki uśmiech, kontrastujący ze zwykłą powagą goszczącą na wiecznie pochmurnej gębie. Zaraz też zabrała się do roboty, pakując co jej podpadło pod brudne łapy. Magazynki karabinowe, granaty, leki. Z każdym drobiazgiem przytwierdzonym do pancerza humor się Parchowi wyraźnie poprawiał. Gdzieś przy uzupełnianiu puszek z napalmem zaczęła nucić chrapliwie, pogwizdując od czasu do czasu.
- Oni pewnie co innego by załadowali - beznamiętny głos lektora mieszał się z kanciastym szczeknięciem z grubsza tylko przypominającym chichot.

Pogaduchy musiałą przerwać nie kto inna, jak jedynka.
- Nie gadać. Brać ile zdołacie. Głównie leki i ładunki wybuchowe, bo to kończy się najszybciej. Cywile - podkreśliła to słowo - też weźcie ile wlezie. I jak nie chcecie głodować, to tutaj są koncentraty żywieniowe.
Sama zaczęła przykładnie grzebać w medykamentach i granatach, uzupełniając przy okazji swoje własne zapasy i pozbywając się częściowo wystrzelanego magazynka. Obładowała się jak wół, wieszając na sobie dodatkowe granaty, magazynki, a przede wszystkim leki. Dużo leków, apteczek, medpaków, czynników...

- Może zjedzmy i połatajmy się, jeżeli ktoś jeszcze potrzebuje? - Vinogradova też przebierała w zapasach, dopełniając braki. W miejsce pożyczonych broni napakowała medykamentów, uzupełniła granaty - Tutaj, zanim pójdziemy. Pozostały sprzęt i tak się zmarnuje, ale weźmiemy zapasy na czysto. Całkiem na czysto.

Helen na chwilę podniosła głowę, nie przerywając szabrowania.
- Tak, uzupełnijcie braki i użyjcie wszystkiego, co się da na miejscu. Kapsułę zostawcie otwartą. Może komuś się przyda.

- A kogo się spodziewasz, jehowych?
- Obroża zaszczekała, Black 8 uniosła łeb znad kapsuły i wlepiła wzrok w Jedynkę. Pokręciła głową i wróciwszy do szabrowania, chwyciła wolnego stimpaka. Strzał w udo, krótkie westchnienie ulgi, po którym odrzuciła pustą strzykawkę za plecy. Tubkę koncentratu wsadziła między zęby, ssąc powoli słono-tłustą papkę o niezidentyfikowanym posmaku. Szkoda, że nie wzięli taczki. Przydałaby się taczka. Albo Siódemka.

Jedynka nie powiedziała tego głośno, ale popierała pomysł, żeby się nażreć. Wzięła drugą tubkę z odpakowanej paki. Szamiąc skoncentrowane papu, zauważyła coś w głębi kapsuły. Przeszło jej przez myśl, jak zaraz dostanie opierdol od reszty, ale co tam. Zrzuciła trochę ładunku i wyszarpała wielką butlę do miotacza ognia. Diaz w tym roku święta obchodzi wcześniej.


Leki, amunicja, jeszcze więcej leków. Granaty jedne, drugie i trzecie. Dodatkowa paczka leków. Brown 0 pakowała się jak na wojnę, patrząc markotnie co jakiś czas na holo obroży. Dostała osobny punkt, nie ten należący do “czarnych”... ale może gdy zaliczą swój najbliższy, dostaną te same koordynaty. O ile centrala już łaskawie odnotowała prośbę Black 1, albo w ogóle ją odsłuchała.
- Elenio… Karl. Johan - z pudełeczkiem czegoś, co wedle etykiety było pure z groszku i ziemniaków, podeszła do żołnierzy. Uśmiechnęła się do każdego, ale szybko zmarkotniała. Wyświetliła mapę z zaznaczonym nowych checkpointem, wpatrując się w nią z widocznym napięciem.
- Dziękuję, że zgodziliście się przyjść tutaj. Teraz sobie poradzicie. Macie już broń i wyposażenie - zaczęła ostrożnie, gapiąc się uparcie w mapę. Holo pozostawało niewzruszone, wyświetlając wciąż to samo. Zamknęła oczy, jakoś odechciało się jej jeść. Zwlekała pół minuty, nim wyrzuciła z siebie na jednym wydechu i ze wzrokiem wbitym w ziemię - Przysłali nowy rozkaz. Mam was odprowadzić do następnego punktu. Jeżeli zgodzicie się iść… ale nie mam nic co mogłabym wam zaproponować w zamian. Jako ochrona się nie nadam i... i - zadygotała, zaciskając pulsujące szczeki.

- Spoko nie przejmuj się byliśmy wam to winni po tym co dla nas zrobiłyście. Ty i Asbiel. - uśmiechnął się Karl i trącił lekko swoim ubłoconym ramieniem ubłocone ramię Vinogradovej. U niego jak i u reszty kanalarzy bez trudu było widać co za sprzet miał wcześniej a co właśnie dobrali. To właśnie dobrane było przeważnie chociaż trochę czyste.

- No pewnie. Jesteście teraz nasze dziewczyny. Nie puścimy was samych. - Johan też podszedł z drugiej strony Brown 0 i skorzystał z okazji by obmyć twarz i głowę wodą z jakiejś manierki. Coś chyba profilatktycznie nie precyzował jakie właściwie dziewczyny ma na myśli.

- A gdzie cię teraz wysyłają? Masz to na mapie? - zapytał Latynos grzebiąc coś przy panelu drona odziedziczonego po Black 3.

Zebrało się trepom na uzewnętrznianie, no po co to komu? Ósemka skrzywiła się i odpaliła holoklawiaturę, pisząc na niej przy akompaniamencie gardłowego, trzeszczącego rechotu. Spojrzała na kanalarzy i długo patrzyła, trawiąc raz po raz ich słowa, by finalnie skrzywić się i wykasować wiadomość, nim system przetworzył ją na słowa.
- Pokaż im gdzie cię wywalili - zaczęła inaczej, mina też stała się mniej kwaśna - Coś wymyślimy.

Brown 0 zrobiło się jakoś lżej, spokojniej. Podniosła głowę i wskazała na punkt, odzywając się pewniej.
- Gdzieś tu, dwa kilometry… według systemu - uśmiechnęła się lekko. - I naprawdę nie ma sprawy. Bez rozkazu też byśm… byśmy pomogły - spojrzała na rudego Parcha, który właśnie bez rozkazu i sensu wlazł w kanały.

- O. Do Sofosa. - gliniarz odezwał się jako pierwszy z mundurowych. - Może uchował się jakiś latacz. A jak nie to na dachu powinno być lądowisko. Powinno dać się wylądować. - gliniarz myślał i mówił na głos jednocześnie obserwując nieco prześwitującą holomapę wyświetlaną przez Obrożę Brown 0.

- A zaraz zobaczymy. - uśmiechnął się Elenio i coś zaczął gmerać w panelu swojego drona. - Ale to chwilę potrwa nim doleci okey? - spytał widząc jak nagle skupił na sobie uwagę sporej części zebranych.

- Dobra ale to i tak wcześniej trzeba by tam dotrzeć ziemią. Ten autobus da radę tam dojechać? - odezwał się Johan patrząc na Karla.

- Jeśli wszystko jest z drogą jak było to powinien. - odpowiedział ostrożnie Karl nie chcąc w ciemno dawać jednoznacznej odpowiedzi.

- To najpierw zajedźmy do Haven. Zabiłbym za prysznic. - powiedział Latynos chwilowo chociaż odrywając się od swojego panelu.







.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline