Dobrze było mieć dom. Spokojne miejsce od którego wracało się odpocząć, nabrać sił i dystansu. Bezpieczny azyl z wygodnym łóżkiem i czymś do wrzucenia do garnka. I kimś bliskim obok. To ostatnie San Marino wprawiało w rozczulenie, odbierając chęci żeby iść gdziekolwiek. Wolała zostać w tym pokoju, z tym Żywym. Iść spać i nie przejmować się niczym. Przy nim było to takie proste, wystarczyło zamknąć oczy. Życie niestety miało inne plany.
- Ślub razem z Plamą i Guido… dziś? - pytanie przecięło ciszę, lądując między dwojgiem splecionym w pościeli ludzi. Zabrzmiało niezręcznie, jakby nożowniczka chciała odwlec zdarzenie w czasie, co nie było prawdą. - Dziś.... to dobry termin, tylko… Pete - podniosła głowę, szukając spojrzeniem jego spojrzenia - Kapłan za Mówcę. Taka była umowa. Ciężko być w dwóch miejscach naraz. Poczekasz… poczekasz na mnie? - spytała i tym razem to ona zamarła w nerwowym napięciu. - Ach… - uśmiech na twarzy Pazura zamarł i zgasł jakby słowa narzeczonej przypomniały mu o tym wymiennym charakterze relacji Emily i księdza. - Ojj… - skrzywił się niechętnie choć wciąż nie puszczał jej dłoni ze swoich dłoni. W końcu puścił jedną by podrapać się po głowie dość nerwowym ruchem. - Może da się ugadać. Spróbuję. W końcu gdzieś tam przez chwilę musi być razem z tobą gdzieś blisko nie? Albo jak skończy to ja z nim pójdę. Ja nie jestem Runnerem to nie powinni nic do mnie mieć. Albo… Spytam szefa. Może coś wymyśli. - Nix mówił szybko jakby chciał równie szybko znaleźć rozwiązanie tego dylematu. Znów złapał kobiece dłonie swoimi i trzymał je dla dodania otuchy. Sunął skupionym na szukaniu rozwiązań wzrokiem dopiero gdy natknął się na wpatrzony w siebie wzrok Emily. - Tak! Znaczy tak, nie bój się! Jak trzeba to poczekam do wieczora czy jutra nawet. Po prostu myślałem, że może naprawdę dałoby się załatwić sprawę od razu razem z nimi. Ale jak nie no to trudno, poczekam. - zapewnił ja gorąco jakby dotarło do niego jak czeka i na niego i jego odpowiedź. - Jasne, że na ciebie poczekam Emi. - uśmiechnął się łagodnie i położył dłoń na jej policzku przykładając jednocześnie swoje czoło do jej czoła.
- Możemy… może Plama coś wymyśli na ten układ. Jak już skończy miauczeć - uśmiechnęła się, przymykając oczy i przyciskając się z całej siły do Pazura. Poczeka, powiedział że poczeka. Gdzieś za ścianą zabawa zbliżała się chyba do finału, ale San Marino myślała o czymś kompletnie innym - Na ślubie… ksiądz będzie chciał znać twoje imię. Powie je głośno. Nie będziesz… ścigają cię albo coś? To będzie bezpieczne?
Trzymał ją obejmując i milcząc dłuższą chwilę. Zupełnie jakby tańczyli jakiegoś niesłyszalnego nawet dla nich samych przytulaska. - Nie bój się. Nie jestem ściganym bandytą czy co. Dla własnego bezpieczeństwa, mojej rodziny, mojego oddziału nie używamy imion i nazwisk. - powiedział prawie szeptem do jej ucha skrytego pod płaszczem czarnych loków. - No i dla naszych bliskich. Więc jak na ślubie to nie ma problemu u mnie z imieniem. A ty? - wyjaśnił Nix cofając nieco twarz by spojrzeć na twarz Emily. Teraz on ją spytał o to samo z tego samego pewnie powodu.
Pytanie sprawiło, że dziewczyna z Kalifornii się zawahała. Zamarła z otwartymi ustami, gorączkowo szukając odpowiedzi, aż w końcu westchnęła boleśnie.
- Mówcy nie są lubiani. Poluje się na nich. Na mnie też… polują - przyznała z całą szczerością, uciekając wzrokiem na poduszkę. Zabrała ręce i powoli, bandaż po bandażu odwinęła improwizowane rękawice, pokazując masę blizn. W tym te wokół nadgarstków - Runnerzy są silni, dużo ich. Znajdą Duchy… Guido obiecał, że… nie pozwoli żeby… że jak tamci wrócą, nie muszę się przejmować, bo oni mnie ochronią. Nie pozwolą spalić… ani torturować - zacisnęła pięści, przyciągając je do siebie żeby ukryć skazy na skórze - Imię nie zaszkodzi. Nie mam listów gończych, pod tym względem… nie jestem aż takim kryminalistą. Gorzej… z resztą.
Nix wydawał się zaskoczony słowami i reakcją Emily. Ale jednak wydawał się chcieć zrozumieć motywy i wahanie Otero i choć częściowo je zażegnać. - Nie bój się Emi. Ci Runnerzy… No tak oni są silni tutaj. Dobrze, dobrze mieć kogoś na wsparcie. - pokiwał głową jakby chciał dodać jej otuchy i wsparcia w jej decyzjach. - Ale słuchaj Emi jak ktoś by coś chciał ci zrobić… - złapał ją za ramiona i znieruchomiał czekając aż spojrzy na niego. - Będziesz moją żoną. Moją kobietą. Ja ci nie dam zrobić krzywdy. Nie dam. Nawet jakby cię ci Runnerzy zostawili. - powiedział z przekonaniem i klęknął przed nią. - Nie zostawię cię - powiedział patrząc jej z dołu w oczy i całując w jedną z blizn na jednym ramieniu jakie dotąd ukrywała i przed nim i przed resztą świata. - Jak ty nie zostawisz mnie to ja nie zostawię ciebie. - dodał wciąż wpatrzony w jej oczy i pocałował ja w drugie pozabliźniane ramię. - A jeżeli zrobią coś tobie? Widziałam… co potrafią robić. Robili mi to. Nie chcę żebyś… żebyś przeze mnie ucierpiał. Za bardzo cię...- nożowniczka wypowiedziała na głos najczarniejszy z lęków. Łatwiej było żyć samotnie, to nie narażało bliskich, bo ich się nie miało. Sapnęła, przykładając dłoń do golonego parę minut wstecz policzka - Też potrzebujesz wsparcia, pleców. Masz mnie, zawsze będziesz już mnie miał. Ale Mówca jest tylko jeden… nie krzyw się na Runnerów. Będziesz moim mężem, częścią stada. Pomogą i tobie, jeżeli zajdzie potrzeba. Emily Nixon… podoba mi się. Kocham cię.
- Nie nic się nie bój mnie nic nie będzie. - zapewnił szybko klęczący Pazur kręcąc do tego głową na znak, że nie bierze na poważnie takiej możliwości. Fragment o byciu częścią stada i to Runnerów i że on też by miał być tą częścią to jednak wyglądało jakby podała mu do wypicia jakiegoś obrzydliwego gluta. Tu spojrzenie uciekło mu gdzieś w bok i chwilę tak wpatrywał się walcząc sam ze sobą i swoimi przekonaniami. Nadal przymykał jedno oko gdy jej dłoń złapała jego policzek i niejako wymusiła by znów spojrzał na nią. W końcu z ociąganiem ale przymknął jeszcze raz oczy, przełknął ślinę jak jakąś gulę i otworzył patrząc znowu na swoja narzeczoną. Pokiwał w końcu głową. - Okey. Mogę ich tolerować. Ze względu na ciebie. I… No masz rację. Chyba z nimi byłoby ci najlepiej. Bo ja… No ja sam nigdy nie wiem gdzie, kiedy i na jak długo mnie wyślą. Czasem się da coś zrobić by odkręcić. A czasem się nie da. - myśl o służbie i ciężarze jaki to ze sobą niosło ciążyła mu najwyraźniej nawet w tej chwili. Spojrzał na nią w górę obejmując jej uda i zahaczając dłońmi o jej pośladki przytulając ją do siebie jakby już teraz chciał ją zapamiętać. - Też cię kocham Emi. Taką jaka jesteś. Jesteś najcudowniejsza na świecie. - powiedział wodząc spojrzeniem od jej jednego oka do drugiego. - Chodź, trzeba się podnieść - objęła go po raz ostatni, przenosząc nogi na krawędź łóżka. Za ścianą zapanowała cisza, nastała pora przygotowań - Duchy mają Wieczność... Żywi niestety muszą się liczyć z upływem czasu.
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead. |