Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2017, 02:22   #76
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
- Nie przesadzacie? Na wakacjach jesteście? Mamy do punktu godzinę i dwa kilosy. Jeżeli nie musimy wam już osłaniać dupy, to możemy zostawić was w Haven. Możecie też iść, ale ZA nami, jak tresowane pingwiny. Nie rozbestwiajcie się, my w przeciwieństwie do was, mamy misję do wykonania za której olanie wysadzają głowę. Wiem wiem, parchy fajna sprawa, sami byście wstąpili, ale teraz nie robimy poboru.
Helen nie podobała się ta ekipa. Brown chętnie by przyjęła, była równie użytkowa jak reszta parchów, ale trzech typów? Po chuj za nimi szli? To jakaś trójka VIPów była? Na razie usługiwali za bagażowych, takie z nich VIPy.
- Wszyscy obładowani? Ruszać się, bo nam bus odjedzie.
Jedynka oddaliła się nieznacznie od kapsuły i zaczęła lustrować okolicę, wodząc końcówką karabinu na boki. Gdzie obracały się gały, tam towarzyszyła zimna już od dłuższego czasu lufa.

- Hej mamuśku okres masz? Weź jakoś się ogarnij. - prychnął Johan dla odmiany coś znacznie mniej przyjemnie niż przed chwilą do Vinogradovej.

- I my idziemy z Mayą więc jak coś to wy możecie iść z nami. Pokręciło ci się coś od łykanego testosteronu mamciu. - dodał Latynos kręcąc głową na marudzenie Black 1. - I spuść z tonu z tymi pingwinami i takimi tam. Bo przestaniemy być dla ciebie sympatyczni. - dodał wpakowując do przywieszki dodatkowe granaty.

- Macie jakąś misję z nami czy bez nas. Ale z nami macie trzy lufy więcej. Ale wybij sobie z głowy, że będzie nam dyrygować jakiś kryminalista. Bezpieczniej trzymać się razem. Ale to nie jest konieczność ani dla nas ani dla was. Więc chyba lepiej się dogadać jakby miała wyglądać ta współpraca. Na początek pewnie nieźle by było jakbyś nie wyskakiwała z pingwinowaniem. - Karl odezwał się również gdy jątrzący styl wypowiedzi Black 1 mu też nie podpasował. Wszyscy zdawali się być już objuczeni sprzętem i gotowi do wymarszu. - Elenio pójdziesz z Mayą pierwszy. Ja i mamuśka weźmiemy centrum. Johan, Asbiel tyły. Ty Piątka rozpalceluj się do woli gdzieś między nas. - policjant rozparcelował posiadane siły po szyku. Teraz gdy każdy miał prawdziwą broń można było zmienić szyk na większą ilość luf.

Banda brązowej oczywiście musiała być również pyskata. Znalazło się trzech jebanych służbistów, którzy będą teraz rzucać się parchom pod nogi, naprzykrzając swoimi pożal się boże zdolnościami radzenia sobie w sytuacjach bez wyjścia. I jeszcze chcieli przejąć dowodzenie... litości.
- Żebyście umieli tak strzelać, jak prujecie słowotokiem. Gówno mnie obchodzi, co ze sobą zrobicie, ale wasza służba się skończyła, więc spocznij żołnierzu, dopóki nie znajdziemy waszych jednostek. Chcecie przeżyć, to trzymajcie się łaskawie na tyłach. My mamy zadanie i przez ostatnie kilka godzin wyszło, że ja w tej grupie wydaję rozkazy, więc będziecie się słuchać jak zgrana paczka, albo wypierdalać przy najbliższej sposobności. Na razie grzecznie spadać do środka, pancerz idzie przodem i lepiej się do tego przyzwyczajcie.

Atmosfera jeszcze przed paroma minutami przyjazna, nagle zrobiła się ciężka i nieprzyjemna. Pojawiły się pierwsze zgrzyty w starciu charakterów i rozbieżności w hierarchii dowodzenia. Brown 0 za wiele do gadania nie miała. W obecnej sytuacji wychodziło na to trzech wojskowych będzie zmuszonych chronić Parcha, a nie jak chciała Centrala - Parch ochraniać jednostki sojusznicze. O ile nagle nie zmienią zdania i nie pójdą własną drogą, zostawiając ją samą sobie przez ten krótki czas zanim ładunek wybuchowy nie pozbawi jej głowy. System był bezlitosny... ale nie tylko o to chodziło. Cała wyciągnięta z kokonów trójka nie była taka zła. Nawet miła. Sympatyczna i pomocna. Tak samo jak Black 1, Asbiel i ich blond kierowca, częstujący podczas krótkiej przejażdżki piwem każdego bez wyjątków.

Obramowana przez Karla i Johana kryminalistka nabrała trochę pewności siebie. Na tyle, żeby zdobyć się na pogodniejszy uśmiech. Położyła obu mundurowym na plecach i popatrzyła na nich, jakby chciała przekazać im własny spokój.
- Mogę panią zapewnić, że chłopaki radzą sobie ze strzelaniem równie dobrze, jeśli nie lepiej - zwróciła się do kobiety w pancerzu wspomaganym - Widziałam tam na dole... w kanałach. Poradzą sobie cokolwiek się nie stanie i mogą pomóc. Mamy Obroże, oni nie... ale nie jesteśmy wrogami, walczymy po tej samej stronie. Z tym samym przeciwnikiem. Będzie nam łatwiej wykonać zadanie, jeżeli połączymy siły. Może Centrala w końcu się obudzi i dołączy mnie do pani grupy. To zawsze... parę dodatkowych par rąk do pomocy. Tych nigdy za mało. Nie wiadomo co pani grupa dostanie na następny Checkpoint. Nas była dziesiątka, a... zostałam sama w szambie i gdyby nie wasza pomoc, ratunek, podwózka, ochrona... zainteresowanie i bezinteresowność... - przełknęła nerwowo ślinę - Nikt z nas by nie wyszedł na powierzchnię. Działając wspólnie damy radę osiągnąć więcej. Nie musimy się kłócić, ani patrzeć na siebie spode łba. Kryminaliści, nie kryminaliści. Każdy z nas jest coś wart. Dajmy sobie szansę. - okrężnym ruchem brody pokazała zebranych przy Checkpoincie ludzi.

W jednej radosnej niczym wielokrotne dożywocie w izolatce chwili, Ósemka z całą mocą przypomniała sobie dlaczego tak do ciężkiej kurwy nie lubi ludzi i preferuje pracę solo. Kręciła głową, majstrując przy holoklawiaturze. Przestawiła kanał na prywatny, parę sekund przebierała paluchami po klawiszach, wysyłając do Jedynki krótką wiadomość, składającą się raptem z jednego zdania:
“To zawsze trzy spluwy na +”
Znów coś kliknęła, spluwając na zielsko będące prawdopodobnie paprocią. Biały glut zawisł między drobnymi listkami i finalnie skapnął na glebę przyciągany siłą grawitacji.
- Celów do rozwałki starczy dla każdego. Z nawiązką. Tkwimy w jednym gównie. Po równo mundury i obroże. Jeden cel. Chcemy przeżyć. Nie miejsce i pora na chujomierzenie. Mało wrażeń mamy dookoła? To nie kompania, ani nie pierdel. Nie róbcie se jaj i nie zabierajcie Zero fuchy, bo się jebaniec potnie z rozpaczy. - lektor gadał, a Nash odpala w tym czasie fajka. Zaciągnęła się i nie przerywając pisania, machnęła głową na trepów - Oni idą z Młodą. Młoda idzie ze mną. Ja idę z tobą. - wycelowała papierosem w Jedynkę - Dobrze gada, nie wiemy co nam Góra dopierdoli za zakrętem. Ogarniemy, albo nie ogarniemy. Jedno jest pewne. Będzie chujowo. Jak się zacznie pierdolić trzeba kogoś za plecami. Kto zostanie, tamci? - prychnęła ironicznie, machając ręką z grubsza na pozycję baru i czerwonej grupy - Sprawdziłam jednych i drugich. Szósty z tym karabinem nie miał się co pchać w kocioł, zresztą to nasz jedyny konował. Musi żyć, nie ryzykować bez potrzeby. Czwórka i Zero? Widzisz ich gdzieś tu? - rozłożyła ramiona, a z jej gardła wydobył się ochrypły warkot - Zrobią to samo co przy włazie. Podwiną ogonki i spierdolą. Jebie mnie taki układ. Wolę za sobą sprawdzoną ekipę. - złote oczy prześlizgnęły się po Parchach i skończyły na mundurowych. Zeskanowały każdego po kolei, zatrzymując się finalnie na Latynosie i długo się mu przyglądały. Mógł wiać, nie musiał po nikogo wracać. Ani na niego czekać. Żaden z kokoniarzy nie musiał. Tak samo sprawa wyglądała z dwoma Parchami i Parchobusem.
- Chociaż Patino mogę mieć nie tylko z tyłu, ale i z przodu. Na górze, albo na dole. - parsknęła. Szybko jednak wróciła do powagi, wyrzucając kiepa i przydeptując go butem - Na cholerę tu sterczymy? Wątpliwości dogadamy w busie. Ruszmy się, jest robota. - zamknęła holo, sięgając po karabin.

Trójka mężczyzn słuchała Black 1 jakby z niedowierzaniem. Patrzyli to na siebie nawzajem to na nią jakby chcieli się upewnić, że dobrze słyszą i pojmują co ona mówi. Spięli się i wyglądali jakby mieli się zamiar kłócić i na pewno nie zgadzają się z tym o czym i jak mówiła Bradley. Słowa Vinogradovej a potem Nash jednak nawet trochę oderwały od tej szykującej się kłótni. Latynos uśmiechnął się prosto w twarz złotookiej saper i przygarnął jej kibić do siebie jakby szykował się do tańca z nią albo pozował do zdjęcia czy po prostu chciał mieć ją blisko siebie. Karl i Johan pokrzepiająco obramowali Brown 0 biorąc ją w środek jak dwóch kumpli może brać pod opiekuńcze skrzydła i ramiona mniej groźną kumpelę. Ale jednak słowa Black 1 dopiekły im na tyle, że nie puścili tego w niepamięć.

- Może to przegrzanie? Ma nastawione ten blaszany pajacyk na grzanie albo chłodzenie jej padło. - Johan odezwał się patrząc pytająco na grupkę to na stojącą przed nimi Black 1.

- Albo czad. Wentylacja jej siadła i się nałykała CO i teraz jej się wszystko miesza. - odpowiedział Latynos w brudnym pancerzu Armii też przekrzywiając głowę by zerknąć na postać w pancerzu wspomaganym.

- Albo za ciasny hełm. Ten permanentny ucisk na mózg może być straszny. Nie wiem jak inaczej udałoby się komuś zapomnieć kim są Parchy i co oznacza stan wyjątkowy. - Karl odpowiedział w podobnie troskliwym tonie patrząc na operatora pancerza wspomaganego. Stan wyjątkowy oznaczał, że władze na danym terenie przejął jakiś sztab kryzysowy czy podobny w sytuacji zagrożenia xenos najczęściej byli to jacyś mundurowi.

- Posłuchaj mamciu nie ty nam będziesz mówić kiedy skończymy służbę. - odezwał się już poważniej Latynos wskazując na Bradley palcem. - I my jesteśmy jednostką. Jednostką Z1. - wskazał na siebie i dwóch kolegów obok. - I zaraz zobaczymy z tą łącznością z centralą. - spojrzenie Elenio odpadło gdzieś w bok gdy sięgnął do ucha po parchowy komunikator. Zaczął w nim grzebać pewnie szukając jakiegoś kanału. Komunikator był na tyle cwany, że jak się znało co trzeba można było połączyć się dzięki satelitom prawie wszędzie.

- Nie będziesz nam rozkazywać. Żaden Parch nie będzie rozkazywać mundurowemu. Przyswój to sobie lepiej prędzej niż później. My idziemy z dziewczynami. Idziemy jak Karl mówił. Elenio jest zwiadowcą a Maya ma detektor. Karl i ty macie dalekosiężne bronie więc sięgnięcie z centrum szyku najdalej z nas. Ja i Asbiel na końcu. Nie chodziliśmy tak z wami ale chodziliśmy już w podobnym szyku. A pancerz na przód pewnie ale w ataku a nie podczas marszu przez gęsty, obcy teren. - Johan też spoważniał i patrzył po kolei na osoby o jakich mówił. Karl kiwał głową na znak zgody żołnierz wciąż grzebał coś w holoklawiaturze starając się chyba gdzieś połączyć. Wszyscy trzej mieli już parchowe komunikatory w uszach więc choć nie mieli map wyświetlanych przez Obroże mogli już chociaż głosowo porozumiewać się z Parchami nawet gdy byli poza zasięgiem głosu.

- Posłuchaj Jedynka co dziewczyny mówią. Wy nie wiecie co wam rozkażą z orbity my nie wiemy co nam rozkaże sztab. Ale w przeciwieństwie do was my mamy realną władzę nad okolicą przez ten stan wyjątkowy a wy nie. Czy będziemy współpracować ładnie, nieładnie czy w ogóle nie zmieni to ilości syfu przez jaki kroczymy. I chcesz czy nie powiedz ile tu jesteście? Godzinę? Dwie? Kilka? My tu jesteśmy troszkę dłużej od was i trochę tu widzieliśmy. I znam te chujomierzenie, znam. Przybyli chłopcy i dziewczyny z Armii i Floty ze swoimi nowoczesnymi super - zabawkami też kozaczyli jacy nie są ważni i którzy to nie są lepsi tak samo jak ty teraz. I wiesz co się zawsze na końcu okazywało? Że tym alienom lata koło chuja kogo zarzynają i z czyjej lufy giną. Nie wiem co na nas czeka w tej dżungli czy po wyjściu z niej ale coś czeka na pewno. Na ciebie też. Czy pójdziesz z nami czy nie czy pójdziesz z przodu czy nie. Ale nie zamierzam cię niańczyć złotko i uważasz, że wiesz lepiej to idź swoją drogą. - Hollyard machnął ręką w stronę ściany dżungli jaka ich otaczała wskazując Black 1 wybór jakiego mogła dokonać. - Piątka jak się nazywasz? Jeśli Jedynka pójdzie dalej to pójdziesz ze mną w centrum. Chyba, że chcesz iść z nią to droga wolna. - na koniec Karl przestał trzymać poufało - przyjacielskim gestem Brown 0 i spytał Black 5 o imię i co zamierza robić. Johan też przeszedł w stronę Nash by naszykować się do szyku o jakim mówili. Teraz cała trójka mundurowych objuczona bronią i sprzętem wyglądała zdecydowanie bardziej bojowo niż z resztkami sprzętu z jakimi ich znalazły w kokonach Vinogradova i Nash. Elenio wciąż grzebiąc w holoklawiaturze podszedł za to w stronę Mayi też szykując się do przyjęcia danego szyku.

- No mam problem. Mam kanał ale nie znam aktualnych haseł. Mógłbym od ręki odezwać się na cywilną, niekodowaną linię i tam dać znać by nas połączyli ze sztabem. - w głosie Latynosa dało się słyszeć wahanie mówił niezbyt wiadomo do kogo. Zanim jednak ktoś zareagował Obroże odezwały się głosem Black 7.

- Dobra panie i panowie ja nie zamierzam tak tu siedzieć idę przygruchać sobie jakąś wdzięczącą się dupeczkę jak ten blond - kociak co go Chelsey znalazła. - na słuch brzmiało jakby Ortega właśnie gdzieś wstał i szedł.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline