Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2017, 05:50   #540
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Współwinni zbrodni: Czarna i Czitboy


Mokre, kwietniowe i zimne jak nieszczęście podwórko powitało dwójkę Żywych widokiem Pazura dowódcy, którego szukali. Dodatkowo przestrzeń na ganku zajmowała para gangerów raczej mikrego wzrostu i w młodym wieku. Nożownikcza uścisnęła na powitanie ramię rudej lekarki, posyłając jej uśmiech z gatunku “nic mi nie jest”, nim ta zdążyła zareagować… gadaniem chociażby. Młodszy Pazur u boku dawał otuchę samą obecnością, ale i tak stanie naprzeciwko wielkiego jak mutant Rewersa budziło nerwowość. Zwłaszcza gdy gapił się bezpośrednio na San Marino. Wydawał się znać każdą jej myśl, wrażenie tym silniejsze, że gromił ją wzrokiem ze sporej wysokości. Czuła się jak dzieciak, który coś przeskrobał, noszona broń wydała się jej śmieszna i nieporęczna. Ścisnęła mocniej dłoń Petera w dotyku szukając równowagi.

Poranek bez kłopotów nie miał prawa bytu. Równie dobrze można było mieć nadzieję na tęczę podczas burzy, lub wizytę inteligentnej, pokojowo nastawionej i pozaziemskiej rasy. Słysząc rewelacje Billy'ego Boba, Savage przymknęła oczy. Z jedne jstrony cieszyła się, że pobita zeszłej nocy kobieta odzyskała wolność, z drugiej dostrzegła pełnię kłopotów w które wpakował się młody ganger. Odpowiedziała uśmiechem i poklepaniem San Marino po ręku, lecz widząc że skierowali się wprost do Tony’ego postanowiła nie przeszkadzać. Musieli mieć ważną sprawę, ona jak się okazało również taką miała.
- Oczywiście skarbie, że pomogę - posłała chłopakowi ciepły uśmiech, przechodząc do szeptu - Gdzie ostatni raz ją widziałeś? Wiesz… ciągle się gubię i kiepsko u mnie z orientacją w terenie. Jestem… trochę ślepa. Poczekajmy chwilę i poprośmy San Marino o pomoc, dobrze? Na pewno nam pomoże. Nix również. Są spoko, będą trzymać buzie na kłódkę, a w czwórkę pójdzie nam sprawniej. Nie martw się, wszystko będzie dobrze.


- Ooo dzięki Brzytewka! Bo przyszłem ją nakarmić! Ale mi zwiała! Oknem! Musiała uciec tu bo na górze wszędzie nasi! Tam dalej też to tylko tu mogła! Rany jak Guido się dowie… - Billy Bob zaczął mówić chaotycznie i tak balansował między tym, że Brzytewka zgodziła mu się pomóc, strachem co będzie jak Guido się dowie no i niepewnością gdzie się podziewała teraz żołnierz NYA. Do tego chłopak miał wybitnie bogatą gestykulację, przynajmniej w tej chwili gdy chyba był bliski paniki bo machał rękami po kolei wskazując górę, dół kierunki za nimi, przed, dookoła dopiero łypnął i na chwilę przerwał gdy dotarło chyba do niego, że Alice mówiła coś o parze która właśnie przeszła przez drzwi zamiast powiedzmy Guido. - Czacha? No tak. Tak Czacha tak. Ale on? On nie jest od nas na pewno mnie wsypie. - powiedział szybko rozkojarzonym głosem chłopak w skórzanej kurtce i chyba myślał, że mówi tylko do Brzytewki ale sadząc po spojrzeniach pozostałej trójki to nawet Tony go usłyszał.

- Szefie. - zaczął Nix ignorując stojącego obok chłopaka z Runnerów, choć coś wydawał się być zdenerwowany. Co prawda rozmowy, zwłaszcza ostatnio, między nim a szefem najczęściej nie należały do miłych i spokojnych, jednak Pazur wydawał się być zdeterminowany ją stoczyć. Tony uniósł wyczekująco brew na znak, że może mówić, a on czeka na to z czym do niego przyszedł.
- Więc ja. Chciałem porozmawiać. Bo. Ja. Znaczy my. - trochę nietypowo dla niego zaczął się jąkać i stracił wątek. Przy my znacząco podniósł swoją dłoń w której trzymał dłoń San Marino. - Żenić się chcę szefie! Znaczy my chcemy. - Nix wyglądał jak gotujący się czajnik z wodą tuż przed tym jak gwizdek wystrzeli, gdy ciśnienie zrobi się odpowiednio duże i teraz nie wiedząc jak wybrnąć przed szefem, po prostu wystrzelał się w najprostszy możliwy sposób znów unosząc splecione dłonie do góry, choć tym razem jeszcze wskazując palcem na siebie i kobietę w czerni obramowaną czaszkami. Rewers wydawał się pierwszy raz czymś naprawdę zaskoczony. Brwi skoczyły mu do góry, a Nix zdawał się odczuwać ulgę. Ale gdy brwi szefa wciąż nie lądowały na dole, twarz najemnika zaczęła zdradzać pewne oznaki zaniepokojenia.

- Nie no coś ci się chyba pojebało. To Guido i Brzytewka się dzisiaj żenią. - Billy Bob odezwał się niepewnie widząc, że ten plakatowy znów coś pomieszał w rozpisce planów na ten dzień.

Słysząc podobną nowinę lekarkę na dobre dwa oddechy zamurowało. Patrzyła to na Emily, to na Petera, a pomiędzy piegi powoli wdzierał się szeroki uśmiech. Podniosła dłonie na wysokość piersi i tam je splotła, gdy gdzieś za splotem słonecznym urosło jej nagle olbrzymie ognisko, grzejąc lepiej niż wypita na hejnał butelka wódki. Otworzyła usta, lecz zamiast słów wydobył się z nich radosny pisk. Nie patrząc na konwenanse doskoczyła do obojga, obejmując ich, ściskając i skacząc aby wycałować po policzkach. Wyglądało, że nie tylko ona tu zwariowała… choć wolała zwrot “patrzyła na życie mniej pesymistycznie i z nadzieją na lepsze jutro”
- To cudowna wiadomość! Tak się cieszę! - skakała i śmiała się, próbując objąć ich jednocześnie i wycałować - Moje gratulacje! Teraz naprawdę będziemy rodziną!

Nożowniczka zgięła kolana, ułatwiając Plamie zadanie. Na ganek szła jak na ścięcie, ale teraz też się szczerzyła, patrząc na wyczyny małolaty, trzymanego za rękę Pazura i słuchając wybuchu entuzjazmu. Coś wpadło jej do oka, potem do drugiego. Mrugała jak głupia żeby się tego pozbyć, ale nie pomagało.
- Dzięki Brzytewka i ten… dzięki - wymamrotała, oddając uścisk. Ktoś się cieszył nie ze swojego szczęścia, ale szczęścia kogoś innego. Niedorzeczne. Prawdziwe.
- My też się hajtamy, masz z tym problem? - burknęła do młodego chłopaka w skórze, mrużąc na chwilę oczy i przyglądając mu się jakby był kolejną czaszką do naszycia na kapotę.

- Ależ wybaczcie, kompletnie mnie zaskoczyliście. Moje gratulacje Peter. I tobie też San Marino. - Tony’emu jakoś minął chyba pierwszy szok zaskoczenia bo też dołączył się do składania gratulacji. Górował nad nimi wszystkimi więc bez trudu objął Nixona i uścisnął jego dłoń podobnie postąpił z San Marino. Alice pierwszy raz chyba słyszała, że Tony zwrócił się do Nix’a po imieniu.

- Nie no fajnie. Nie mam problemów no co ty. Myślałem, że coś pojebał. Bo nic nie mówiliście. Bo Guido i Alice to mówili wczoraj. Znaczy problem właściwie mam ale nie z wami tylko z tą wredną małpą. A jak się Guido dowie… - Billy Bob uniósł dłonie w zasłaniający geście nie szukania problemów. Nie dokończył tylko zawiesił głos na znak, że ma poważniejsze problemy niż czyjeś zapowiedzi małżeńskie.

- No właśnie szefie. My też mamy problem z tym hajtaniem. Bo San Marino miała iść na wymianę z księdzem który miał udzielić ślubu Alice i Guido. No ale jak pójdzie na wymianę to ciężko się spotkać i jego i San Marino razem by udzielić nam ślubu. - Pazur też przedstawił problem jaki mieli z Emily w tym pobieraniu się.

- Ano tak.
- Tony kiwnął głową zamyślając się ale tylko na chwile. - Nie przejmuj się Peter. Ty też San Marino. Jeśli nie wypali z tym kapelanem dla was ale postaram się z nim porozmawiać. Mam nadzieję, że okaże się wyrozumiałym człowiekiem. Ale jeśli nie udałoby sie to osiągnąć dzisiaj a zależałoby wam na czasie myślę, że szeryf Dalton da się namówić by udzielić wam ślubu. - uśmiechnął się łysy olbrzym znajdując od ręki jakieś alternatywne rozwiązanie. Teraz jednak brwi Nixa powędrowały go góry ze zdziwienia i spojrzał szybko na Emily.

- Ale szefie, przecież on jest szeryfem a nie księdzem. - zauważył całkiem sceptycznym tonem młodszy z Pazurów ledwo olbrzym skończył mówić.

- Tak, ale zdążyłem z nim sobie trochę porozmawiać z nim wczoraj właśnie między innymi w kontekście ślubów. Jest też kapitanem żeglugi pełnomorskiej więc ma uprawnienia do udzielania ślubów na pokładzie jednostek pływających. No i jest pod ręką mniej więcej. - Tony wyjaśnił nieco o czym po nocy rozmawiali we dwóch z szeryfem wtedy w zrujnowanym garażu na łodzie.

Uścisk Rewersa San Marino opuściła sztywna jak decha.
- Dzięki - Podziękowała krótko, szybko zabrała rękę z uścisku. Słuchała co wielkolud gada, a gadał z sensem. Rozpogodziła się słysząc rewelacje o Daltonie. Czyli wystarczyło znaleźć jakąś skorupę i problem rozwiązany. Stary pies nie powinien odmówić, w końcu zeszłej nocy razem pili, dostała też od niego całkiem fajny gwizdek.
- Pogadam z nim, jakaś łódka się znajdzie. Będzie git, zobaczysz - uśmiechnęła się do swojego Pazura, ściskając mocniej jego rękę. Sapnęła zirytowana i obróciła się do gangera. Gromiła go z góry przez pół minuty, ale w końcu westchnęła i zmrużyła oczy.
- Jaką wredną małpą, chyba nie z nią? - warknęła, paluchem celując w pierś Plamy. Splunęła przez balustradę i podjęła warkot - Co odpierdoliłeś że tak gaciami trzęsiesz przed szefem?

- Nie, nie… spokojnie Mily, Billy Bob po prostu poprosił o drobne wsparcie - lekarka szybko uniosła ręce w pojednawczym geście, stając trochę przed chłopakiem i przywołując na twarz miły uśmiech. Westchnęła, przygryzła wargę, by naraz dopowiedzieć wyjaśniająco - Wiem, że chwila nie jest odpowiednia, macie mnóstwo na głowie. Poza tym… przepraszam, nie wiedziałam wczoraj jak ci pomóc. - spojrzała na nożowniczkę, wzruszając lewym barkiem - Nigdy wcześniej nie spotkałam się z przypadkiem hm… obrażeń spowodowanych przez kontakt z duchami. Z chęcią wysłucham porad, aby na przyszłość móc działać optymalnie… ale to potem. Chciałam prosić, o ile czujesz się dobrze - spoważniała, przyglądając się jej uważnie, jakby szukała utajonych oznak maskowania niedyspozycji. Do lewego barku dołączył prawy, gdy Savage wyłożyła resztę - Guido kazał Billy’emu Bobowi pilnować Anity, tej kapral od Nowojorczyków. Tylko… uciekła. Jeżeli się nie znajdzie, BB wpadnie w nieliche kłopoty. Nie najlepiej idzie mi tropienie i szukanie, kiepsko widzę… z kondycją jeszcze gorzej. Dodatkowa para oczy bardzo by się przydała. Lepiej abyśmy my ja znaleźli, nim sprawa się wyda. Inaczej na poszukiwania ruszy Krogulec, a wtedy… cóż. Na słownym pouczeniu się nie skończy - spochmurniała na koniec.

Nożowniczka parsknęła słysząc zdrobnienie. Emily, Emi, San Marino, San, Marina, Czacha, Mily. Robiło się tego coraz więcej.
- Odpoczynek, woda, wóda. Sen. Żarcie. Ciepłe wyro. Dużo kocy i czas. Nic mi nie jest. - wyłożyła w skrócie receptę na dolegliwości Mówców, bagatelizująco machając ręką. Do pozostałych informacji dorzuciła prychnięcie.
- No to się wjebałeś - skwitowała kłopoty gówniarza. Spieprzył robotę, sam sobie napytał biedy… no ale miał na plecach skórę i tak jak szamanka był Runnerem.
- Dobra, Mówca pomoże - mruknęła niechętnie i skrzywiła się, skupiając uwagę na Peterze - We czwórkę będzie szybciej. - jemu odpowiedziała o wiele cieplej, posyłając niemą prośbę razem z uściskiem.

- Nie no wredna małpa, ta co uciekła.
- jęknął markotnie Billy Bob chyba aż nadto zdając sobie sprawę, że jest cały póki szef nie odkryje tej hecy. A przecież mógł chcieć ją zobaczyć po coś tam w każdej chwili. Albo ją mógł znaleźć któryś z Runnerów.

- No tak. Szeryf chyba powinien być w porządku. - Nix wydawał się mieć nieco inne priorytety i pomysł o skorzystaniu z pomocy szeryfa chyba całkiem go zaciekawił. Też wydawał się raczej pozytywnie na to patrzeć podobnie jak szamanka w skórzanej kurtce.

- Oj Alice ty może zostań ze mną. Poszukamy tej żołnierki razem ale lepiej trzymaj się blisko mnie. Czy ona ma broń? - Rewers zrobił krok i wyglądało jakby żywa góra przesunęła się do rudowłosej lekarki. Opiekuńczym gestem położył swoje wielkie ramię na ramieniu Alice. Już nawet samymi swoimi gabarytami wydawał się dodawać powagi do argumentów przeciw atakowi w niedużą kobietkę. Ostatnie pytanie zadał jednak młodemu Runnerowi.

- Nie ma. Nie zabrała mi. Uderzyła mnie i kopnęła jak ją rozwiązałem. Znaczy od kaloryfera. A potem uciekła ale dalej miała związane ręce z przodu. No ale nie wiem jak teraz jest. - młody ganger odpowiedział szybko chyba czując ulgę, że nie zostanie sam w tym kłopocie w jakie wpędziła go uciekinierka.

- Nie ma broni? No ale my też nie możemy strzelać bo się wszyscy zlecą. - Peter jakby zorientował się, że jakoś też współuczestniczy w tych poszukiwaniach. Spojrzał na zabudowania gospodarskie w jakich mogła się ukrywać mundurowa. - Zacznijmy od stodoły. - wskazał na największy budynek. - Ja i Emily pójdziemy z jednej strony a szef z Alice i ty z drugiej. Z dwóch stron to ograniczy jej ruchy jakby tam była. - powiedział wskazując na nieco dalszy róg stodoły który chyba przeznaczył dla siebie i szamankę i na bliższy gdzie dla reszty.

- Niezłe. Ale może Alice jednak zostanie tutaj? Przyda nam się oko z zewnątrz. Da nam znać gdyby pokazała się gdzie indziej jeśli my będziemy w środku. - Tony po chwili zastanowienia skinął głową i odpiął swoją krótkofalówkę by podać ją Alice. Drugą miał Nix więc chociaż ze sobą mogli się komunikować i dać znać reszcie.

- Dobrze tato, zostanę. Co prawda nie mam okularów… ani lornetki. Postaram się pomóc i dam znać jeśli coś zauważę - Savage wyraziła wątpliwość, lecz radyjko przyjęła. W roli obserwatora nie sprawdzała się za dobrze. Wolała jednak nie szukać dziury w całym. O dziwo nawet Tony dołączył do akcji poszukiwawczej, nikt nie robił kłopotów. Współpracowali bez słowa sprzeciwu. - Uważajcie proszę... i powodzenia.

- To co? Znaleźć, w zęby i do paki?
- San Marino tryskała optymizmem, pomysł był niezły. I nawet para Pazurów współgrała, dogadując szczegóły. - Ruszmy się, bo nam spieprzy - machnęła na próbę nadgarstkami, na prawą dłoń nałożyła kastet. Mieli nie strzelać, zachować ciszę i nikogo nie zabić. Ale o obijaniu nie było mowy.

Alice obserwowała jak czwórka rozchodzi się już po paru krokach dzieląc się na dwie pary. Tony i Billy Bob mieli bliżej ale chyba dzięki stoickiemu spokojowi dowódcy Pazurów celowo szedł tak wolno by do podejścia do stodoły podeszli w podobnym czasie co druga para. Druga para zaś miała dalej ale poruszała się raźnym krokiem więc te pazurowe zgranie w czasie mniej więcej wyszło im udanie. Potem zostało jej czekanie gdy para która też miała ochotę dziś zawrzeć związek małżeński zniknęła jej z widoku za rogiem a ta bliższa za drzwiami od stodoły. I zostało jej czekanie. Słuch wydawał się być napięty do granic możliwości. Aż nadto wyraźnie zdawała się słyszeć odgłosy za swoimi plecami. Odgłosy zwykłego, obozowego życia. Nawet rozpoznawała czasem wybuch śmiechu Bliźniaków i chyba nawet głos Guido. Ale z wnętrza przynajmniej na razie.

San Marino i Nix weszli najpierw za róg a potem przez drzwi. Te jednak musieli trochę szarpnąć by ze skrzypieniem i zgrzytem raczyły się otworzyć. Wewnątrz panował półmrok słabo oświetlonego pomieszczenia. Szarówka mszystego poranka też nie pomagała w dostrzeganiu detali. Po drugiej stronie dostrzegli drugą parę. Panowie rozdzielili się idąc każdy swoją stroną i zaglądając do boksów i podejrzanych miejsc. Nix też dał znać, by się rozdzielić. Szukali a nie ukrywali się więc nie mieli takiego reżimu zachowania ciszy jak ukrywająca się. Niemniej atmosfera polowania szybko stała się odczuwalna. Przy jednej ze ścian Otero znalazła na klepisku sznur. Wciąż w charakterystycznym zniekształceniu jakby był na czyich ramionach. Końcówki były przecięte jak czymś całkiem ostrym. Na ścianie wisiały jakieś narzędzia gospodarcze i niektóre mogły posłużyć do rozcięcia tych więzów.

Alice stojąc pod okapem domu Kate obserwowała raczej monotonny widok pustego, zalewanego mżawką podwórka. Czekała ale skończyły jej się fajki. Zostawało czekać i denerwować się czy wszystko pójdzie dobrze. Za plecami, i za ścianą znów usłyszała głos Guido. Wołał kogoś? Szukał? Pytał się? Nie była pewna przez tą ścianę i gwar wewnątrz domu. Ale wówczas dostrzegła wreszcie ruch na podwórku. Na dachu! Znaczy pod, przez jedno z okienek widziała, że chyba ktoś tam przeszedł na górnym piętrze stodoły od środka. Ale mignęło zbyt szybko by zdołała w tym półmroku wewnątrz rozpoznać kto to mógł być.

W filmach szpiegowskich podobne akcje wyglądały interesująco: napięcie, poszukiwania, konspiracja… jednak rzeczywistość niewiele miała wspólnego z ekranową fikcją. Lekarka odczuwała silny dyskomfort. Tym bardziej słysząc za plecami głos Wilka. Ta mniej poważna część rudzielca chciała się odwrócić i zawołać, bo może ganger szukał jej. Wszak powiedziała, że znika tylko na chwilę aby pogadać z tatą. Rozsądna część wiedziała o co toczy się stawka, dlatego drobna sylwetka stanęła przy ścianie, z dala od okna aby nikt z wnętrza domu nie mógł jej zobaczyć bez wychodzenia na zewnątrz. Za niedopilnowanie obowiązków na służbie groziła kara śmierci. Tutaj niewiele zostawało do gadania, już dwa razy widziała jak w podobnym wypadku dokonywano egzekucji.
- Nad wami. Strych - nadała przez krótkofalówkę ledwo dostrzegła poruszenie w stodole. Wolną ręką sięgnęła do kieszeni, lecz napotkała pustkę… szkoda. Cholernie chciało się jej palić.

- Kurwa - wewnątrz kurnika San Marino zaklęła pod nosem. Wyglądało, że zbieg się uwolnił i jeszcze zaopatrzył w widły albo inny sprzęt. Zazezowała na Petera i doszeptała - Bądź ostrożny.

- Jest na górze. - szepnął do narzeczonej młody Pazur. Do drugiej pary podał gestem dość wymownym wskazując na wyższe piętro. Brzmiało sensownie bo już większość parteru sprawdzili, na dwie pary dość sprawnie im to szło. Razem z Eimily doszli do drabinki prowadzącej na górę. Nix oparł dłonie o szczeble i zezował do góry albo nasłuchiwał. W międzyczasie podeszła też druga para. Tony spojrzał krytycznym wzrokiem na drabinę. Z jego masą wcale nie wydawała się aż taka mocna ani stabilna. Jeśli już to pewnie planował wejść na końcu.

- Ja wejdę pierwszy. Emily za mną a potem ty. -
szepnął Nix do pozostałej trójki chyba nie czując się władny wydawać polecenia szefowi. Młody, wygolony Runner kiwnął głową na znak zgody. Drabina zaskrzypiała cicho gdy młody Pazur zaczął po niej wchodzić. Wszedł bez przeszkód i machnął na zachęte dłonią dając znać, że droga wolna gdy znalazł się na górze. Zaraz po nim na górze znalazła się San Marino. Góra okazała się zawalona słomą, całymi stertami w których mogła się zagrzebać nawet i cała gromada ludzi. Panował półmrok tylko trochę jaśniejszy od tego poziom niżej i nadal nie było widać żadnego ruchu. Przejścia między kupami słomy przypominały bardziej ścieżki między pagórkami i raczej trzeba było poruszać się tam pojedynczo.

Alice stała oparta o ścianę domu Kate. Tak, teraz już była pewna, że słyszała Guido i kogoś szukał. I chyba Bliźniacy co byli po drugiej stronie ściany coś mu odpowiadali. Choć nie słyszała wyraźnie co to chyba było coś o wychodzeniu kogoś na zewnątrz. Choć nie zrozumiała o kogo Guido pytał. *

Kogo o tak nieludzkiej porze szukał? Nie mógł zająć się przygotowaniami do wyprawy na kutry? Akurat teraz mu się zebrało na akcje poszukiwawcze, równolegle do poszukiwań zbiegłej kapral. Jednego Savage była pewna - chodziło o kogoś z konspirantów. Odetchnęła i powoli przeniosła ciężar ciała na lewą stopę, robiąc zaraz krok w bok. I kolejny. I jeszcze jeden. Stojąc na ganku prosiła się o pytania, Tony wraz z pozostałymi potrzebował jeszcze trochę czasu. Schowanie się za rogiem domu uznała za dziecinny, ale całkiem nie najgorszy pomysł.

W tym czasie Emily klęła w duchu, rozglądając się po zawalonym poddaszu. Pięknie, po prostu pięknie. Najchętniej podłożyła by ogień i czekała aż bladź sama wylezie, ale mieli załatwić sprawę cicho. Pokazała na siebie i machnęła w lewo. Potem na Nixa i wskazała prawą stronę. Poszła pierwsza, na zastanawianie ciut im brakowało czasu.

Rozdzielili się. Peter wziął jedną ścieżkę do sprawdzenia a Emily inną. W międzyczasie wdrapał się na strych młody Runner i wziął kolejną. Szli w napięciu co chwila ktoś kopał czy dźgał warstwę słomy. Zdawało się, że trwa to wiecznie gdy nagle usłyszeli jakiś łomot, trzask i jęk boleści Tony’ego. Nie trzeba było za dużo sobie wyobrażać, by zorientować się, że drabina chyba jednak nie podołała zadaniu. Trójka ludzi zamarła na chwilę w dezorientacji. Najbliżej zejścia był nadal Billy Bob i on cofnął się na skraj ściany by zerknąć na dół.
- Nic mi nie jest. Wszystko w porządku. - doszło do nich z dołu uspakajające zapewnienie szefa Pazurów. Nie wszystko jednak było w porządku. Zamieszanie wykorzystała uciekinierka. Usłyszeli trzask i tym razem cichszy i na górze. W pomroce dachu pojawiła się plama jaśniejszego nieba gdy otwór dachowy odskoczył na zewnątrz i pojawiła się w nim ludzka sylwetka w mundurze. Dzieliło ich jakieś kilkanaście kroków ale jakby zbiegowi coś strasznie nie poszło nie tak to pewnie zdołałaby wyskoczyć na dach. Dobiec by było ciężko ale San Marino zdołała cisnąć nożem. Pocisk wyprzedził dwójkę najbliższych pościgowców i trafił w odkryte plecy dziewczyny. Ta jęknęła ale zdołała z nożem wbitym wciąż w plecy podskoczyć do ramy otworu i wydostać się na dach.
- Wyskoczyła na dach! - krzyknął szybko w biegu Nix w krótkofalówkę.

Alice schowała się na za rogiem i od strony drzwi kuchennych była właściwie niewidzialna. No chyba, żeby się wychyliła albo ktoś przeszedł też za róg. Ale sytuacja się zmieniała. Tam od strony stodoły dobiegło jakieś zamieszanie. Jakby coś pękło albo przewróciło się. Nie słychać było jednak żadnych krzyków ani odgłosów wystrzałów. Usłyszała jednak jak Nix ostrzegał nerwowym, ponaglającym tonem o kimś kto miał właśnie wydostać się na dach. Ten był dwuspadowy i co prawda z tej drugiej strony ktoś musiałby być przy szczycie by być widoczny od podwórka ale jednak od strony podwórka to cała połowa dachy była widoczna jak na dłoni. Na razie nikogo nie widziała. Ale za to słyszała zdecydowane kroki z wnętrza domu zupełnie jakby ktoś zmierzał przez pomieszczenie. Na przykład by wyjrzeć przez kuchenne drzwi na zewnątrz.

- Za nią - syknęła ponaglająco do przyszłego męża, podrywając się do biegu. Dlaczego akurat żywcem… i akurat dziś?

“Proszę… niech cię ktoś zatrzyma, ktokolwiek. Zajmie parę minut, zagada. Będzie coś chciał” - Savage w myślach próbowała zakląć rzeczywistość. Uciekała i chowała się przed narzeczonym, konspirując mu za plecami, zamiast iść i się do niego przykleić póki jeszcze mieli te marne okruchy czasu przed wyprawą na przeklęte kutry. Złośliwa pamięć wybrała akurat ten moment, aby przywołać jej przed oczami plakat durnej komedii romantycznej z Julią Roberts, wyprodukowanej w zeszłym wieku, a nawet tysiącleciu. Przywarła mocniej do ściany, przyklejając się na płasko do desek.
- Uciekająca panna młoda - poruszyła bezdźwięcznie ustami, dzieląc uwagę między dach stodoły, a przybliżające się kroki.

San Marino i Nix zbliżali się do otworu błyskawicznie. Nix był trochę szybszy i prawie w biegu odbił się od podłoża i poszybował w górę. Złapał się za krawędź przejścia i pewnie by wyskoczył gdyby uciekinierka nagle nie próbowała przytrzasnąć go klapą. Najemnik jednak już przelazł prawie w połowie na dach ale utknął przyciskany klapą nie mogąc na raz do końca i odpychać zamknięcia i przepchnąć się na zewnątrz. Chwilę tak się siłowali bo otwór był dedykowany dla jednej osoby na raz więc Pazur go wypełniał całkowicie a wierzgające nogi nie pozwalały podejść ani Emily ani Billy Bob który już zdołał dobiec.
- Au! - krzyknął nagle boleśnie Nix jakby doszła jakaś nowa uraza. - Ona ma sierp! - sapnął ostrzegawczo. Przekręcił się nieco na bok by lepiej bronić się przed napastniczką ale nadal utknął w pacie. Póki był w przejściu Anita nie mogła go zamknąć ale też i nikt z pozostałych nie mógł go wesprzeć czy minąć. - Wybij drugą dziurę! - krzyknął ponaglająco Nix. Jakby się Anitka nie starała na raz mogła bronić tylko jednej dziury. Dach pokrywały dachówki, czasem blachy na gołą pięść może i nie wyglądały na łatwe do przebicia, ale z buta czy jakimś metalem powinno chyba pójść.

Tymczasem Alice nasłuchiwała kroków wewnątrz domu. Te jednak nieubłaganie zbliżały się chyba do końca pomieszczenia. Musiały jednak dojść do końca bo usłyszała skrzypnięcie otwieranych drzwi i krok i następny na zewnątrz już jakby ktoś wyszedł przed drzwi i sie rozglądał.
- No kurwa gdzie? Jak tutaj? - usłyszała zirytowany głos Guido jakby widok jaki się rozciągał przed jego oczami nie był tym na jaki liczył.

Już się denerwował… niedobrze. Przecież i tak miał dość problemów na głowie. Pierś Savage rozsadzały wyrzuty sumienia. Kłaczek był taki nerwowy, szybko wpadał z złość i potem krzyczał, albo kogoś bił. Lub strzelał. Czasem coś kopnął lub rozwalił. Butelkę o ścianę, albo okno… a jeżeli zdecyduje się na drugą opcje i się pokaleczy? Tak łatwo podczas wojny o zakażenie, zresztą skoro mieli ruszać w pogoń, powinien zachować pełnię sił oraz sprawności. Dziewczyna mimo fali smutku i gorącej chęci, aby wyjść i pomóc Runnerowi, po prostu znaleźć się obok... tkwiła wciąż w tym samym miejscu. Ze swoim szczęściem przy próbie poruszenia narobi takiego hałasu, że obudzi zmarłych ze cmentarza po drugiej stronie rzeki.

- Zajebie kurwę! - nożowniczka na poddaszu zareagowała żywiołowo słysząc syk Pazura. No co za dziwka niemyta, chłopa jej atakuje! No kurwa mać! Powyrywa jej kłaki do ostatniej sztuki, powybija zęby!
Warcząc szybko sięgnęła po toporek i zaatakowała. Na razie dachówki.

Dachówki pod gradem ciosów San Marino rozpękały się pięknie. Szamanka widziała szybko powiększający się obszar widzialnego nieba. Nix nadal był chyba utknięty tak samo jak i Anita. Za to podłączył się pod jej ataki w dach Billy Bob bo w niższej części dachu mógł już sięgnąć butem. Anita odpuściła z blokowania czy prób zepchnięcia najemnika gdy zobaczyła drugą gramolącą się na górę postać. Zerwała się do biegu tupiąc po dachu. I San Marino i Nix potrzebowali trochę czasu by powstać na nogi i ruszyć z nią. Żołnierka biegła na skraj dachu jakby chciała skoczyć. Alice słyszała głos Guido. Ale usłyszała też jakby kroki gdzieś tam góry. Zupełnie jakby ktoś tam biegał po dachu. Ona to słyszała więc Guido pewnie też.

Pogoń robiła za dużo hałasu, ściągała niepotrzebną uwagę… a Kłaczek oczywiście musiał wyjść na zewnątrz. Jedna kapral, czwórka ludzi do gonienia. Ruda dziewczyna w tym zakresie nie za bardzo nadawała się do pomocy, lecz wciąż mogła odwrócić uwagę dowódcy. Wciągnąć go na powrót do domu, pomęczyć te parę minut. Kupić pozostałym spiskowcom czas. Nabrała wiec powietrza i wyszła zza rogu. Przystanęła, między piegami zagościł szeroki uśmiech. Zlustrowała sylwetkę mężczyzny od dołu do góry, zatrzymując rozpoznanie na ciemnych oczach. Postanowiła podejść jak gdyby nigdy nic, obrócić twarzą do budynku i wprowadzić do środka… pod byle pretekstem.
- Tu jesteś, Wilczku. Już po śniadaniu? - zagaiła wesoło, wyciągając ręce celem objęcia go w pasie.

Tyle zamieszania przez jednego debila, jakby nie mógł więźnia pilnować zawczasu. Kto mu zlecił tak odpowiedzialne zadanie? Emily gramoliła się na górę, a broń w kaburze świerzbiała. Wystarczyło suce strzelić w plecy i po kłopocie. Albo przestrzelić kolano. Użycie zatrutych noży też odpadało… pięknie kurwa. Przepięknie.

Guido objął podchodzącą Alice i uśmiechnął się do niej. Ale jednak niepokojące odgłosy od strony stodoły a właściwie jej dachu nadal zwracały jego uwagę. Obejmując rudowłosą kobietę zapytał ją wciąż lustrując dach budynku.
- A gdzie twój stary? Myślałem, że tu z nim gadasz. - zapytał krótko.

W tym czasie Nix zdołał wyskoczyć na dach odrzucając zamknięcie włazu ale ledwo sie wyprostował zaraz padł z powrotem na dach przygarbiając się.
- Cholera, Guido tam jest! - syknął do Emily. Zaczął zsuwać się ku krawędzi dachu przez co stracił trochę na pościgu i przemykajaca krawędzią dachu Otero znalazła się na czołówce pościgu. Billy Bob dopiero ładował się przez dziurę po niej na dach. Anita dobiegła do krańca dachu i gorączkowo zerkała to w dół to na najbliższą z pościgu czyli San Marino. Wciąż dzieliło je z kilka kroków zbyt daleko by walczyć czy skoczyć na zbiega ale to mogło się zmienić w kilka sekund. No chyba, żeby żołnierka skoczyła to by choć chwilowo urwała się pogoni.

Lekarka przytuliła się do czarnowłosego, obracając go twarzą do drzwi i naciskiem ramienia na plecy sugerując aby weszli tam gdzie ciepło.
- Tata poszedł się przejść i… skorzystać z chwili zadumy przy papierosie. Dziś miał poranek rewelacji - odpowiedziała lekko, nadając tonowi głosu pogodnego brzmienia - Wróci niedługo. Wiesz… bez sprawnego systemu hydraulicznego, toalety… wychodki wróciły do łask. Ach, bo nie wiesz! Czacha i Nix też chcą się pobrać! - sprzedała rewelację z entuzjazmem i podniesiona dawką decybeli - Czy to nie wspaniałą wiadomość?

Na górze robiło się coraz mniej znośnie. Za daleko na skok, za blisko szefa żeby ryzykować bardziej doraźne rozwiązania.
- Zaczniesz złazić nie będę się pierdolić w uprzejmości i tym razem poleci zatruta kosa. Zetnie cię w połowie drogi, ale nie zabije. Zabierze władzę w łapach i nogach. - nożowniczka warknęła do niezdecydowanego zbiega. Wylewała z siebie całą złość i gorące wkurwienie nie zostawiając wątpliwości, że nie gada po próżnicy. Machnęła rękawem, w dłoni błysnęła stal - Albo wracasz z nami tak jak teraz, albo cię tam zaciągniemy sparaliżowaną. Albo rozjebiemy. Hajtam się dziś, nie mam czasu na chujowe pogonie.

Rewelacje a może ustanie odgłosów z dachu sprawiły, że Guido spojrzał na Alice z zainteresowaniem. Choć niekoniecznie z zadowoleniem.
- Nie no Czacha się chce hajtać z tym plakatowym? Co jest kurwa z nim nie tak? Ja pierdolę. - pokręcił głową z niezadowoleniu na tą wiadomość. - Nie wystarczy jej jak się z nim bzyknie raz czy dwa tu czy tam? Po chuja on nam tu? - szef bandy kręcił z głową wielce niezadowolony i wcale nie ukrywając niechęci do młodego Pazura. Póki zaś Czacha trzymała się z Runnerami a Pazur z nią to niejako oznaczało, że drażniący szefa Nix też jakoś będzie przewijał się w okolicy. - A w ogóle niech się hajtają ale po nas. My będziemy pierwsi. - nie zapomniał też o podkreśleniu rangi i hierarchii ważności. Dał się jednak wprowadzić z powrotem do izby ale wewnątrz trzymając wciąż przyszłą żonę odwrócił się jakby jeszcze jednak ciekawił go ten dach stodoły.
- Ktoś z naszych jest na dachu tej stodoły? - zapytał kręcącego się po kuchni z kubkami w dłoni Krogulca.

Ten zerknął żurawiem przez otwarte drzwi o który budynek chodzi i wzruszył ramionami.
- Raczej nie. W środku ich nie rozstawiałem. A co? - zapytał upijając coś z kubka.

- No właśnie nie wiem. Jakby ktoś tam buszował. - odezwał się niepewnie szef bandy.

Zbieg odwróciła się słysząc ultimatum nożowniczki ale nie posłuchała. Gdy ta groziła jej nożem i konsekwencjami żołnierz po prostu skoczyła znikając jej z oczu. Prawie od razu z dołu doszedł ich odgłos upadku ciała i zduszony jęk. Nix akurat dobiegł do San Marino a Billy Bob stanął niezdecydowany czy ma biec dalej czy wracać na dół. Żołnierka skoczyła z węższej strony budynku od strony gdzie niedawno weszli Tony i Runner. Pazurowi i Runnerowi na skraju dachu dalej brakowało im paru kroków by znaleźć się na tej krawędzi i pewnie znów dojrzeć uciekinierkę.

Brakowało jeszcze, aby na zewnątrz wyleciał cały oddział.
- Buszowanie to nieodpowiednie określenie… Czacha i Nix tam poszli - Savage szybko pokręciła głową i parsknęła, do kompletu machając zbywająco ręką. Zaczerwieniła się, uciekając wzrokiem gdzieś w bok - Ludzie mają różne preferencje, dewiacje i fetysze… wiecie jak jest. Są gusta i gusta. Pewnie postanowili… cieszyć się sobą na zapas póki jest czas. Na zapas i hm, intensywnie. Potem ona pójdzie do Nowojorczyków, a on ruszy na kutry. Rozdzielą się, więc korzystają. Może lepiej im nie przeszkadzać, krzywdy sobie nie zrobią. Chodź na górę, jest coś co chciałam na szybko z tobą omówić prywatnie - na koniec wyszczerzyła się do Guido, przenosząc wolną rękę za guzik jego spodni. Przygryzła wargę, wzrokiem wskazała schody - Pięć minut, sprawa… wyjątkowo gardłowa.

- To oni? -
Guido wydawał się być zaskoczony wieściami z dachu ale po chwili wahania chyba machnął ręką tak jak zamkniętymi właśnie drzwiami.
- Gardłowa sprawa, co? Dobra to chodźmy ją obgardłować. - wskazał głową na schody puszczając rudowłosą kobietę pierwszą i trzaskając jej klapsa ledwo zaczęła wbiegać po schodach.

Suka wybrała mniej przyjemną drogę, jej sprawa. Otero popędziła jej śladem z nożem przygotowanym do rzutu. Byle ją dostrzec, rzucić. Potem skoczyć na dół.
- Akurat kurwa dziś - prychnęła niezadowolona.

Emily dobiegła do krawędzi dachu akurat gdy Nix skoczył. Pewnie nadal nie widział zbiega ale i tak nie miał przy sobie niczego czym mógłby po cichaczu sięgnąć zbiega a dzięki temu znalazł się na rozmiękniętej ziemi zaraz po niej. W tym czasie namierzyła żołnierkę ale miała tylko moment ni tamta skryła się za rogiem kolejnego budynku. Tym razem jakiejś szopy. Cisnęła odruchowo bez specjalnego celowania i pocisk pomknął i zniknął razem z celem. Otero nie była pewna czy trafiła ponownie uciekającą kobietę czy tylko nóż jakoś po niej się prześliznął.Na pewno było blisko. Skoczyła na ziemię. Ta przywitała ją raczej twardym uderzeniem w nogi. Ale nogi miała mocne i wytrzymałe no i wiedziała czego się spodziewać więc mimo że przygięło ją od uderzenia to wstała dość gładko. Nix który był na ziemi trochę prędzej wyprzedził ją też znikając za rogiem za którym zniknęła uciekinierka. Trzecie gruchnięcie rozchlapywanej ziemi oznaczało, że młody Runner też na niej wylądował. Jego jednak San Marino wyprzedziła bez większych trudności też wbiegając za róg.

Ten okazał się dość wąskim kanionem na kilka metrów w którym nie było nikogo. Gdy się przez niego przecisnęła wydostała się na jakież tylne zaplecze podwórza gdzieś między jakimiś pomniejszymi budynkami gospodarczymi i pomocniczymi a ogrodzeniem. Przestrzeń była dość długawa ale szeroka niewiele więcej niż przeciętny chodnik. Dość zagracona. Żołnierz NYA zdołała już wspiąć się na płot. Brakowało jej z sekundy, może dwóch by znaleźć się po drugiej stronie ale ten moment ją na chwilę spowolnił co wykorzystał Nix by ją dopaść. Złapał ją brutalnie za plecy i bez wahania szarpnął posyłając na rozchlapaną ziemię. Krótkowłosa kobieta w mundurze upadła w kałużę ale podniosła się nim Pazur który sam stracił nieco balansu zdołał ją dopaść. Zachodził ją z jednej strony a już oddalona o ostatnie parę kroków szamanka z drugiej. Dziewczyna z NYA była przez nich osaczona ale nadal miała swój zdobyczny sierp.
- Nie bądź głupia. Nie dasz nam rady. Rzuć to i poddaj się. - powiedział nieco zdyszany, patrząc na osaczoną żołnierkę.

- Jak możesz im pomagać?! Przecież jesteś Pazurem! Jak możesz pomagać bandytom?! - wysyczała też zdyszana żołnierka patrząc ze złością na Pazura.

- Nie obchodzą mnie. Ale ona mnie obchodzi. Żenię się z nią dzisiaj. A potem idę na te kutry. Nie rób nam problemów. Mówię ci nie dasz nam rady nawet z tym żelazem. - Nix podszedł do zbiega o krok i kolejny ale starał się przez zdyszany oddech mówić spokojnie. Wskazał na zbliżającą się szamankę.

San Marino walczyła żeby nie władować w zbiega reszty noży, a najlepiej udusić gołymi rękami.
- Masz ostatnią szansę - warknęła, podchodząc bliżej i zaciskając pięści - Sama srasz pod siebie. Guido wypuści cię razem z księdzem. Dziś. Ale rób tak dalej i zgrywaj debila. Słyszałaś co powiedział? - wskazała oczami na Nixa - Testujesz resztki naszej cierpliwości. Chcesz tym drągiem pokonać Pazura i Mówcę? Kolesia który rozłożył trzech waszych lamusów? Widziałaś jak wczoraj skończył twój kapitan. Nie chcesz ode mnie repety to rzuć ten szajs na glebę i wracaj do środka. Koniec wycieczki.

Pazur zatrzymał się tuż poza zasięgiem sierpowatej broni. Za Mówcą zatrzymał się też Billy Bob próbując chyba się zorientować co się dzieje. Anita miotała się wyraźnie jak ma postąpić w końcu ze złością wzięła wymach i cisnęła sierp w kałużę. Ta rozbryznęła się od uderzenia, a ona po chwili uniosła do góry obydwie ręce w uniwersalnym geście poddawania się.

- Świetnie. Bardzo dobrze. Ale pozwól, że się upewnię. - Nix zrobił krok i złapał za uniesiony nadgarstek i jakoś prawie jednym ruchem odwrócił ją do siebie plecami przyciskając ją do płotu. Drugą dłonią przeszukał ją szybko i przy okazji dało się zauważyć krwawe zacieki jakie miała żołnierka na plecach. Na oko nożowniki pasowały do jej noży. Samych noży jednak nie widać było więc albo wypadły albo je żołnierka gdzieś wyrzuciła po drodze.
- Dobra jest czysta. - mruknął Pazur i ruszył z powrotem wciąż prowadząc nieco przygiętą żołnierz i wykręcając jej ramię na plecach.

Straciła noże, trudno. Miała ich jeszcze parę kilogramów, mała strata. Rozdymając z wściekłości chrapy, Otero zastąpiła drogę pochodowi.
- Jeszcze raz - bez ostrzeżenia zdzieliła zbiega pięścią w twarz.
- Jeszcze raz dziwko - poprawiła, łapiąc ją za fraki i poprawiając kolanem w żołądek. Kobieta się zgięła, ale wyprostowała się zmuszona do tego szarpnięciem za włosy.
- Jeszcze raz podniesiesz rękę na mojego mężczyznę - syczała jej w twarz, chwytając za gardło i zaciskając na nim palce aż wbiły się w ciało zostawiając pewnie napuchnięte ślady. Patrzyła jej prosto w oczy, trzęsąc się ze złości i dysząc nienawistnie - Jeszcze raz, a rozpruję cię od mordy po pizdę i pierdolę rozkazy - szarpnęła dłonią, zwalniając chwyt. Z trudem, ale cofnęła się w bok, zaciskając do bólu pięści. Odczekała aż przejdą i ruszyła za nimi, naciągając kaptur aż na czubek nosa. Zrobiło się jej zimno, z cieni dochodziły syczące szepty. Podsycały nienawiść, namawiały do rozlania krwi.
- Nie rozwiązuj jej więcej - nożowniczka warknęła do Billy'ego Boba. Najchętniej połamałaby suce nogi, przetrąciła kark... wydrapała oczy i przegryzła gardło, smakując wypływający z rozerwanych arterii szkarłat.
Potrząsnęła głową w daremnej próbie odgonienia głosów, lecz one mówiły.
Ciągle mówiły.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 25-03-2017 o 05:54.
Zombianna jest offline