Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2017, 10:02   #38
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Łysy mężczyzna wielkości szafy dwudrzwiowej odłożył gazetę na blat i uśmiechnął się na widok Gwen (najpewniej również dlatego, że trafił mu się na takim zadupiu jego fan).
- Jakieś pierdoły - rzucił, omiatając gazetę wzrokiem. - Mój lekarz kazał mi dużo czytać, żeby odciążyć umysł po ostatniej walce, złapać trochę świeżości, ale nic z tego nie rozumiem. Tylko się męczę tym czytaniem. Pierdolenie takie...
Patrząc na kobietę, uniósł filiżankę z herbatą, która w jego wielkiej dłoni wyglądała jak z zestawu dla lalek i wziął dwa łyki.
- Widziałaś moją ostatnią walkę? Z Troyem Bakerem? Nie popisałem się, ale wrócę jeszcze do walki o pas - rzucił, odstawiając naczynie na stół. - Jak mi trener zawsze powtarza: możesz przegrać wojnę, ale nie bitwę. Czy coś takiego. - Zmarszczył brwi. - W każdym razie, ładniutka jesteś, może spędzimy trochę czasu razem, co ty na to? Może chciałabyś poznać przyszłego mistrza z trochę innej strony? - Poruszał krzaczastymi brwiami w jednoznacznej propozycji.


Po śniadaniu, gdy Gwen rozmówiła się z Ronnie'm, a Emma z Robertem, spotkali się wszyscy na korytarzu. Ranczerka wypytała pozostałych o nocne wydarzenia i nawet jej to zbytnio nie zaskoczyło, gdy okazało się, że nie tylko ona miała w nocy problemy ze spokojnym snem. Woodward dołączył do nich z opóźnieniem i przeżuwając resztki posiłku, zaprowadził do kuchni mieszczącej się w sporym pomieszczeniu za recepcją, gdzie pracowały dwie starsze kobiety. Omiotły nieznajomych zaciekawionym spojrzeniem, a następnie wróciły do poprzednich czynności, czyli obierania ziemniaków i jakichś warzyw. Robert wraz z Wesem odstawili na bok niewielki stolik, po czym właściciel odgarnął z podłogi prostokątny, nieco przybrudzony burgundowy dywanik, ukazując zebranym klapę z dwoma zawiasami i niewielką dziurą w miejscu, gdzie powinna znadował się klamka. Z kredensu, przeszukawszy go chwilę, wyjął metalowy trzpień, który wsadził w otwór klapy i pociągnął w górę. Po chwili ukazało się ziejące czernią zejście do piwnicy.


- Oto i czeluści hotelu - powiedział Robert, siląc się na żart. - Na dole, po prawej stronie, macie włącznik światła, wszystko powinno działać. Sprawdzajcie, ile uważacie za stosowne, potem pokażę wam strych.
- Panie Woodward.
- W kuchni pojawiła się Anne Fossett. - Trzeba podpisać kilka zamówień.
- Jasne, Anne, już idę
- odparł mężczyzna i spojrzał po twarzach przyjaciół. - Gdybyście czegoś potrzebowali, będę u siebie. Powodzenia.
Poklepał jeszcze Wesa i Henry'ego po plecach i chwilę później wyszedł z kuchni. Nie ociągając się, pozostali ruszyli do piwnicy, schodząc gęsiego po skrzypiących ze starości schodach. Pierwszy szedł Taggart, za nim Gwen, Saoirse, Emma i zamykający pochód Henry.

Niemal od razu uderzyła w nich ziemista wilgoć i chłód tego miejsca, przypominająca rozkopany późną jesienią grób. Po zejściu na dół Wes przydusił włącznik, a całe pomieszczenie oblało mocne, żółte światło dwóch żarówek zwisających na kablach spod sufitu. Dopiero teraz zauważyli, że piwnica była naprawdę spora, podzielona na dwie części, które oddzielały od siebie szerokie, drewniane filary podpierające strop. Pierwsza z nich, ta bliżej schodów, wypełniona była przeróżnymi rupieciami - starymi rowerami, młotkami do krykieta, beczkami, narzędziami ogrodniczymi, niepotrzebnymi już, zmurszałymi meblami i wieloma innymi rzeczami. Druga natomiast wyglądała na zielarnię i składzik ze słoikami oraz warzywami potrzebującymi chłodnego środowiska.

Słysząc nad głową kręcące się po kuchni kucharki oraz wodę płynącą w rurach zamontowanych przy ścianach, zabrali się w końcu za przeszukiwanie piwnicy. Wes i Henry użyczali swoich mięśni, gdy należało coś przesunąć, natomiast Gwen, Emma czy Seer mogły wślizgnąć się tam, gdzie przesunąć się czegoś nie dało, a mężczyźni by się zwyczajnie nie zmieścili. Ponad godzinę zajęło im, nim przekopali się przez całą tę rupieciarnię i dopiero pod jedną ze starych, plastikowych beczek stojących w ciemnym kącie, Emma i Seer natrafiły wspólnie na coś niezwykłego, nie pasującego zbytnio do tego miejsca. Niewielki, prostokątny przedmiot zawinięty w tłustą, starą szmatkę po szybkim przejrzeniu okazał się być czymś w rodzaju notatnika. Albo pamiętnika.


Podniszczona, kieszonkowa wersja dziennika zawierała zaledwie kilkanaście stron zapisanych przyjemnym dla oka, starannym pismem. Kobiety pokazały pozostałym swoje znalezisko, jednak nim zdążyli się nad nim skupić, uszu wszystkich dobiegł przeraźliwy, rozrywający, stłumiony kobiecy krzyk. Musiał dochodzić gdzieś z piętra hotelu, tak przynajmniej im się wydawało. I nie ustawał, a wręcz z każdą chwilą stawał się coraz bardziej histeryczny, wywołując nieprzyjemne ciarki na plecach. Coś musiało się stać. Coś musiało być mocno nie tak...

 
Tabasa jest offline