Minęło trochę czasu. Otrząsnęliście z siebie bitewny pył, podzieliliście mikstury. Perspektywa trzech podobnych ostatniej walk, nie napawała was optymizmem. Może jednak zdobyte eliksiry w jakiś sposób pozwolą przechylić szalę zwycięstwa? Podźwignęliście obolałe tyłki, zarzuciliście plecaki i ciężkim krokiem ruszyliście z powrotem. Z jaskini nie prowadziło żadne wyjście, więc musieliście wrócić po własnych śladach. Szkoda, że z aparatury alchemicznej nie ostało się zbyt wiele – gdyby sprzedać ją w jakiejś ostoi cywilizacji uczyniłaby was majętnymi ludźmi.
Znaleźliście się ponownie w centralnym, zakurzonym pomieszczeniu, z którego wiodły jeszcze trzy niezbadane przejścia: schody w górę, młot i kropla wody.
Nevar spróbował jeszcze uruchomić tajemne przejście za pomocą klejnotów-oczu żywiołaka. Niestety ściana mocy, jak również znajdująca się za nią konwencjonalna ściana, ani drgnęły.
- Niech będzie więc młot - zarekomendował Immeral.
Steven wzdrygnął się: - W takim tempie, nie wiem czy wystarczy mi amunicji. Jak tam u ciebie Nevar?
Gnom pokazał powoli pustoszejący zasobnik z bełtami.
Ruszyliście kolejnym tunelem. W przeciwieństwie do tego prowadzącego do laboratorium alchemicznego, przejście było szerokie, foremne i ewidentnie ukształtowane ręką człowieka (lub elfa). Schody wiodły was pod lekkim kątem w dół. Kiedy na końcu tunelu dostrzegliście blask słońca, poczuliście niemal namacalną ulgę. Choć w pracowni spędziliście ledwo ponad dobę, zaczęliście tęsknić za chmurami, trawą, wiatrem i podobnymi, na co dzień niedostrzegalnymi rzeczami. Pulsująca czerwień w dali szybko wybiła was z pogodnego nastroju.
- Najpierw zwiad - orzekł gnom. - Dajcie mi chwilę. Major zostań i pilnuj
Bernardyn niemal nie przytaknął
Po minucie, lub dwóch wasz skromnej postury towarzysz powrócił:
- Kuźnia. Dużo broni i narzędzi. Bardzo wypasione kowadło, pokryte runami. Zupełnie pusto nie licząc czerwonych pulsujących glifów i rozpalonego paleniska. Jaki plan?