Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2017, 22:09   #140
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Connection Terminated.
LOG OUT
YES? NO?

Doc nacisnął YES i napił się wprost z butelki. Sytuacja bowiem była parszywa. Unia była na ich tropie. Wiedzieli kto zrobił porządek w burdelu, którzy oni nazywali stacją badawczą. Wygrzebali z tej przeklętej bazy informacje na temat statku, jak i jego załogi. Tylko czekać aż roześlą listy gończe. Parszywe dranie.
Szlag… wyglądało na to, że Unia nie odpuści. Night równie dobrze mógł odpalić te swoje petardy informacyjne. Niewiele one zmienią w ich sytuacji, ale parę szych siedzących na wysokich stołkach obesra swe stołki ze strachu. Zaś samej Unii taki skandalik specjalnie nie zaszkodzi. O siebie Doc się nie martwił. Jego facjatka już zdobiła list gończy wysłany za nim z Axionu.
Szlag… trzeba by…
Cóż, na chwilę obecną Bullit nie miał pomysłu. Niby się wszak ukrywali, bardziej już chyba się nie dało. To że Unia ich ścigała też nowością nie było. Jedynie to, że teraz wiedzieli więcej. Ale skoro siedzieli pod muszlą ślimaka to… może to wystarczy.
Co prawda Doc źle znosił ograniczenia swej wolności, ale to i tak było lepsze niż unijne więzienie.
Niemniej musiał powiadomić Leenę i musieli pomyśleć co zrobić. Tylko gdzie ona była?
Nie wiedział. Nie zamierzał psuć pani kapitan dnia na asteroidzie. Wszak każde z nich zasłużyło na odrobinę relaksu i Leena nie była tu wyjątkiem.
Gdy już zamierzał opuścić statek, rozległy się strzały.
Szlag… był to znak, że znowu się sypnęło. Bullit natychmiast zawrócił do środka statku i pognał do swojej kwatery.


Doc był wkurzony. Bardzo…
Coś się złego działo. Znowu wpadli z deszczu pod rynnę. Drugi, albo trzeci raz z rzędu… jeśli liczyć całą tą akcję z zawirusowaną stacją badawczą. Był wściekły i miał się czym wyżyć.
Załadował rewolwery i włożył do kabur, na plecy włożył swój railgun, a w dłonie chwycił karabin plazmowy.Jego najnowszą zdobycz.


W miarę nowiuśki sprzęt używany przez wojsko w ochranianych placówkach. Mający swego kopa. To był wszak idealny czas na jazdę próbną.
Dave ostrożnie wychodził ze statku poprzez rampę załadunkową rozglądając się tu i tam w poszukiwaniu celów. Nie wiedział dokładnie co się stało, ale zakładał że najeźdźcy będą się raczej odróżniać od reszty miejscowej ekipy.
- Atak na placówkę, powtarzam atak na placówkę. Kto znajduje się blisko sklepu braci Paddock, zalecam przebicie się i dozbrojenie. Przez chwilę osłaniam przejście, zanim ci dwaj odetną się na dobre. Odbiór.- odezwał się znienacka Night.
A Doc przez chwilę milczał nim odpowiedział.- Jak tam dotrę to wesprę, bez odbioru… mogą nas namierzać przez komunikatory.-
Doc mógł się mylić, ale przezorny itd… Na razie i tak nie miał czasu na pogaduszki. Night pewnie też nie.
Doc zresztą wkrótce dostrzegł kilka trupków, którzy wyglądali na tutejszych i gadopodobne typki w średnich pancerzach, na których brakowało tylko tarcz celowniczych.
Tej kwestii Doc planował zaradzić, zachodząc ich od tyłu i najbliższego potraktować wedle savoir vivre’u rodem z Axionu. Strzelić w plecy z jak najbliższej odległości.
Strzał który miał powalić wroga… nie powalił go. Armata jaką była karabin plazmowy plunęła energią i choć przeciwnik padł to przeżył. A jego kumpel zaczął strzelać do Bullita z podobnej do jego broni. Co gorsza… ranny się odgryzł poważnie raniąc rękę Dave. Bullit nie miał jednak czasu na rany. Najpierw należało dobić gnoja, który go postrzelił, a potem załatwić drugiego.
Nieruchawy cel był łatwy do dobicia, więc mimo bolącej jak piekło ręki Doc zdołał zastrzelić typka.Prawdopodobnie, bo nie było czasu by sprawdzić. Jego kumpel strzelił… na szczęście tylko wywołując eksplozję czegoś gdzieś za nim.
Dave nie miał czasu się rozglądać, ani przejmować zdmuchniętym kapeluszem, przyłożył się do kolejnego strzału i… Kolejna wymiana ognia sprawiła, że Docowi udało się rozerwać bark przeciwnika… niestety wraz z pancerzem, który osłabił uderzenie plazmy. Typek strzelający do Bullita okazał się mniej celny, choć kolejna eksplozja jaką wywoła swym odrzuciła nieco Dave ‘a do przodu niczym szmacianą lalkę i rzuciła nim boleśnie o glebę. To jednak nie powstrzymało Bullita, twardego osła z Axionu przed kolejnym strzałem.
Trafił i strzelił zostawiając w ciele wroga dużą i ładną dziurę, akurat wtedy smuga energii która mignęła obok leżącego Doc pozwoliła mu zauważyć, że jest kolejny koleś w hangarze.
- Jeśli nie chcesz skończyć jak ci dwaj… to lepiej rzuć broń!- krzyknął głośno Bullit rozglądając się za osłoną i strzelając w kierunku nowego celu.
Wymiana ognia nic nie dała, należało więc zmienić pozycję. Doc postanowił ruszyć się w kierunku zauważonej osłony, tak by odciąć przeciwnika od możliwości wejścia na pokład Feniksa. Nie da tym typkom odlecieć z jego bimbrem. Po czym strzelił ponownie w kierunku kolesia ze swego karabinu plazmowego.
Co nic nie dało, więc zerkając na przeciwnika Bullit zabrał się za leczenie własnych obrażeń. Na razie mieli pat, więc zamierzał ten fakt wykorzystać. Niestety nie poszło mu za dobrze, opatrywanie ran jedną ręką.
-Wiesz, że zaraz skończy ci się amunicja?- zagadnął głośno Doc do strzelającego niecelnie co pewien czas przeciwnika, rozglądając się za kolejną kryjówką która pozwoliłaby mu skrócić dystans między nimi.-A wtedy cię dopadnę i rozsmaruję po podłodze, jak tych twoich kumpli. No chyba że się poddasz, wtedy przeczekasz tą całą rozróbę bezpiecznie.

- Za chwilę sam zginiesz gnido! - Rozległ się w końcu chropowaty głos, wraz z towarzyszącym temu rechotowi.
-Gdybym dostawał kredyt za każdego frajera, który tak sądził.-mruknął do siebie Bullit sięgając po kolejny zestaw medyczny, by choć trochę bardziej się podkurować. Tamten raczej nie miał ochoty zaryzykować swego życia wychodząc z kryjówki, a w obecnym stanie Dave… także nie.
Po tym leczeniu Bullit rozejrzał się za potencjalną kryjówką, która pozwoliłaby mu skrócić dystans do bojownika i ustrzelić go wreszcie… szybko jednak głównym, nowym zadaniem Bullita stał się akt, by przeżyć, a nie załatwić wroga.

Oto bowiem nagle, prosto z sufitu hangaru (a tak naprawdę z wrogiej regaty), pojawiła się kolejna grupa desantowa. Gdzieś z 10 chłopa, zjeżdżało po najzwyczajniejszych linach, chcąc chyba wesprzeć swojego kumpla, toczącego kiepską potyczkę “okopową” z Bullitem.
-Taaa…- ocenił elokwentnie sytuację Doc i zamknął zdalnie rampę statku. Czas było dać dyla nie patrząc się za siebie i pogonić do najbliższego wyjścia.

Bullit wiał więc ile sił do śluzy, prowadzącej w głąb stacji, z kanonadą skierowaną w jego stronę. Sam również walił, i to seriami, byleby przykryć ogniem swoją ucieczkę… i dwa razy było blisko, jednak nie został trafiony. Wpadł więc w ową śluzę, i po zamknięciu grodzi choć przez chwilkę był bezpieczny…
Nie było powodu by dalej w niej siedzieć dłużej niż powinien, więc szybko otworzył kolejną gródź i rozejrzał się po korytarzu widząc po lewej stronie kilka mały drzwi, zapewne prowadzących do małych mieszkalnych pomieszczeń… z których jedne dymiły, po rozwaleniu chyba jakimś ładunkiem, a wychodziła z nich właśnie jakaś zbrojna kobieta z podobną do Bullitowej pukawką w łapkach.
- A Ty kto?! - Warknęła, celując w Doca.


-Jestem lekarzem. I właśnie zostałem ostrzelany.- wyjaśnił nerwowo Bullit.- Mogę wiedzieć, kto wpadł tutaj w odwiedziny z tak niewychowaną rodzinką?
Dla niego też był to niezbyt udany dzień.
- Jesteś z załogi Fenixa? - Spytała, wciąż mając mężczyznę na muszce.
-Lekarz pokładowy… Czy ja wyglądam na pancernego typka strzelającego gdzie popadnie?- spytał sarkastycznie Dave.
- Jestem Lexi - Przedstawiła się kobieta, po czym opuściła w końcu broń - Masz rozeznanie w sytuacji? - Spytała.
-Typki za mną… liczą teraz nieco ponad dziesiątkę i mają ochotę wystrzelać wszystko co się rusza.- wyjaśnił Doc zerkając za siebie.- Ja jestem Dave… i liczę, że gdzieś w pobliżu masz kumpli uzbrojonych po zęby. Kto tu właściwie dowodzi… znaczy całą ochroną asteroidy?
- W tej chwili? Cholera wie. Było słychać strzały z pomieszczeń Crazassa, i strzały z jadalni, coś tam nawet wybuchło, albo w kuchni… te gnidy są wszędzie - Splunęła gdzieś w bok - Pieprzony Nosaah Rhieff, i jego pieprzona banda!
- Nooo tak… ale nie stójmy tak w korytarzu. Bo nie ma co tu czekać. Jak sądzisz, gdzie jest zazwyczaj najwięcej ochroniarzy? Gdzie mogą stawić najsilniejszy opór? Tam powinniśmy się udać, zbierając po drodze każdego kto jeszcze może walczyć.- zaproponował Bullit nie bardzo wiedząc o kim mówi. I nie bardzo go to obchodziło.

Kobieta wyraźnie przemyślała sprawę przez kilka(cennych) sekund, po czym w końcu obrała chyba kierunek.
- Skoro za chwilę tu wpadną z hangaru jakieś przyjemniaczki, chyba należy wiać! A jak słyszałam kanonadę z Salki... - Wskazała palcem w kierunku pomieszczenia wspólnego, które Bullit znał - ... to też raczej niebezpieczne. Wiem! Chodźmy! - Szarpnęła go za rękaw, ciągnąc gdzieś korytarzem.
- Ano chodźmy…- mruknął Doc podążając za kobietą, cały czas trzymając karabin w ręku i rozglądając się dookoła.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline