Wykorzystując osłonę krzewów i słońce świecące jej w plecy, Saskia zaczęła skradać się ku obozowi. (ST: 3 (9), Wysiłek użyty - 2 (6), rzut: 16 !) Choć kobieta wiedziała jak łatwo podkraść się w takich warunkach do celu, miała też świadomość jak dziwnych urządzeń i artefaktów mogli używać jej przeciwnicy by wykryć zbliżającego się przeciwnika.
Metr za metrem, krótkimi etapami od krzaka do krzaka Saskia wytrwale parła ku obozowi. W tym czasie Forgione czekał cierpliwie na skraju drogi, przykucnąwszy by stać się mniej widocznym dla potencjalnych obserwatorów - i żałował, że nie mają z Saskią jednego z tych dziwnych urządzeń, pozwalających przekazywać obraz i dźwięk w czasie rzeczywistym między dwoma różnymi osobami...
Wreszcie, zatrzymawszy się dwadzieścia metrów od obozu, Saskia przycupnęła i nasłuchiwała.
- ... narodziło się tego cholerstwa. Ledwie człowiek z domu wyjdzie a już się wita z dwoma baliknami. Tfu, co za życie...
- Już przestań, przestań! Pieniądze są, co do garnka wrzucić jest i jeszcze starczy błysków by kobietkę przygruchać - naprawdę doszukujesz się problemów.
- Mistrzu Cerebrinie, czy ten może czymś jeszcze służyć? Poziom energii tego jest ...
- Tak, tak, Brak - możesz przejść w stan spoczynku i bla bla.
- Brak autoryzacji, brak autoryzacji ... - zaczął monotonnie gadać automat, oddalając się w kierunku namiotu.
- I powiesz mi, Auguście, że złe imię wybrałem dla tego latającego dziwadła...
Ostatnie cztery zdania zostały wymienione między niewielkim unoszącym się półtora metra nad ziemią kulistym urządzeniem a starszym mężczyzną siedzącym przy ognisku. Drugi rozmówca, "August narzekacz" jak nazwała go w myślach Saskia, był młodszy od Mistrza Cerebrina choć nie bez podobieństw w rysach do seniora. Wniosek nasuwał się prosty: syn albo inny spowinowacony. Co ciekawe, o ile starszy z mężczyzn (mogący mieć gdzieś między pięćdziesiąt a sześćdziesiąt lat) wyglądał na zwykłego podróżnego (luźne szaty, pas z kilkoma kaletkami, wygodne skórzane buty z noskami) o tyle młodszy bardziej przypominał Saski Forgione niż Mistrza, z przylegającymi, skórzanymi częściami garderoby, płynnymi ruchami drapieżnika.
Saskia zamierzała się już zbierać, gdy nagle Brak obrócił się w powietrzu w jej stronę. Zobaczyła wreszcie automat w pełnej okazałości - a była to kula średnicy około dwudziestu centymetrów, której większość "przedniej" części zajmowało olbrzymie "oko"; w gruncie rzeczy brak wyglądał jak wielka, unosząca się wyłuskana gałka oczna. Soczewki wizjera Braka zaświeciły się na czerwono a z głośnika urządzenia zaczęło dochodzić ostrzegawcze komunikaty:
- NIEAUTORYZOWANA OBECNOŚĆ ISTOTY PARAROZUMNEJ W OKOLICY OBOZU. ALARM, ALARM. NIEUTORYZOWANA OBECNOŚĆ ...
Po czym automat ruszył w kierunku zbliżonym do położenia Saskii, rozglądając się czerwono świecący okiem (którego światło przeczesywało okoliczne zarośla niczym jeden ze "skanerów" jaki nasi podróżni widzieli miesiąc temu w innym chramie Kapłanów Epok). Mężczyźni poderwali się na równe nogi: prawie przedramię młodego błyskawicznie zamieniło się w długie, szerokie na trzy palce ostrze zaczynające się tuż za stawem łokciowym. Stary natomiast podniósł laskę leżącą dotychczas na jego kolanach i kierując jeden jej koniec niczym włócznię w kierunku okolicznych zarośli również rozglądał się bacznie. Intuicja Saskii podpowiadała jej, że może to nie być zwykły kostur - cholera wie czy aby kij nie strzelał błyskawicami albo bąbelkami mydła?
Tymczasem Brak zawęził obszar poszukiwań i znajdował się już piętnaście metrów od Saskii. Co postanowi zrobić nasz jack? Podejmie heroiczną walkę ze stworem? Salwuje się pozbawioną finezji ucieczką? Czy inaczej poradzi sobie z nadciągającym ... No dobrze, nieco dałem się ponieść fantazji - wybacz, Czytelniku. Reakcja Saski była bowiem zgoła nieoczekiwana...