Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2017, 14:37   #141
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Nieco wcześniej...

- Heeej - odpowiedziała Becky, bez większego przekonania. Czy ten ćwierćmógz ubzdurał sobie, że jak będzie go pięciu to uzyska IQ 125? Jak zwykle brakowało pajacowi podstaw logiki... Ale, ale. Sprawdzała niedawno info i takie klonowanie podobno było rzadko spotykane i kosztowne. Nie wspominając o tym, że klon to identyczne ciało, ale zawartość mózgu i osobowość - jakiekolwiek by nie były - to już zupełnie inna kwestia. Albo więc nie ściągnęła updatu i miała złe dane, albo Brax miał jakieś wyjątkowe kontakty... No i była też i trzecia możliwość:
- No nie gadaj mi tu, że się żeś sklonował. Co jest kurde? Hologramy jakieś? - dodała od razu, przyglądając im się kątem oka. Osobiście mając nadzieję, że ma do czynienia z jednym bałwanem, bo nadmierna dawka głupoty mogła być niebezpieczna dla zdrowia.
- A gdzie tam hologramy, to ja, razy pięć - Zaśmiał się jeden z nich, po czym zaśmiali się pozostali, co naprawdę dziwnie brzmiało, zupełnie jak jakieś echo… - A co, tęskniłaś? - Jeden z tych za plecami Becky klepnął ją niespodziewanie w tyłek.
- W końcu wpakowałaś łapkę, gdzie nie powinnaś? - Dodał inny.
- Ej! - Wyrwało się Becky, która wyskakując biodrami nieco do przodu, machnęła zdrową ręką za plecami blokując potencjalne ataki i odganiając natręta. - Uważajcie! I nie pchajcie swoich łap gdzie nie wolno, bo sama je wam urwę! - Rzuciła rozdrażniona, obracając się szybko do wersji stojącej za nią i rzucając jej odpowiednio wrogie spojrzenie.
- To gadaj, kto was tak sklonował? Poddałeś się jakiemuś eksperymentowi? Nie wmówisz mi, że samemu to sobie zafundowałeś, bo wiem że cię nie stać - dodała, udając zaciekawienie faktem sklonowania Braxtona, a nie tym co ją naprawdę zainteresowało - możliwością klonowania samą w sobie.
- No wiesz... - Delavega-zdaje-się-oryginał uśmiechnął się do Becky wyjątkowo chytrze - Wypijemy winko, zjemy kolację, to Ci powiem...
- Ta, i co jeszcze? - Rzuciła sarkastycznie, zdecydowanie nie chcąc ulegać szantażowi. Jednocześnie postarała się zapamiętać który z nich jest przypuszczalnie tym prawdziwym, oczywiście skupiła się tu na ubiorze bo tylko tym się różnili. - Nie chcesz to się nie chwal, tak tylko spytałam - dodała obojętnie, aby pokazać, że nie zależało jej aż tak na tych informacjach, oraz zagrywając mu jednocześnie na ambicjach.
- No, to co tu robisz? Osiadłeś na stałe, czy tylko przejazdem? - zaczęła nowy temat, niby uznając stary za zamknięty.
- Przejazdem jestem, mam własny statek - Odparł Braxton z dumą - Interesy się kręcą, to i mam kasiorę, i stać mnie na wiele - Wrednie się uśmiechnął - A co u Ciebie piękna, poza widocznymi brakami? - Wskazał paluchem na jej kikut ręki.
- No, to przy okazji dobrze znasz swoją załogę - podsumowała krótko Becky. - U mnie to szkoda gadać. Ostatnie dwa tygodnie to jedna tragedia za drugą, a wszystko takie szalone, że i tak byś nie uwierzył - rzuciła Becky z dość kwaśną miną. - Ale tak ogólnie to odstąpiłam Srebrną Czaplę bratu i jego żonie. Wpadł półgłówek. A ja załapałam się na pilota większego statku i jakoś tam leciało... na handlowaniu. Nowi ludzie, nowe miejsca... i życie pełne wrażeń - powiedziała Becky. - Na długo tu gościsz? - spytała od niechcenia.
- A to nowiny... - Mężczyźni uśmiechnęli się, wszyscy po kolei.
- Jesteśmy od wczoraj, odlatujemy dzisiaj, a Ty? - Dodał jeden z nich.
- Też od wczoraj, ale zostajemy z załogą na parę dni. Trzeba trochę odetchnąć, zrelaksować się - nie można tak ciągle biegać - odpowiedziała Becky. - A jakim statkiem śmigasz? Ostatnio jak pamiętam byłeś drugim pilotem na tym promie klasy Lambda... jak on się nazywał? - spytała, pamiętając sam statek, ale nie mogąc sobie przypomnieć jego nazwy.
- ”Niezniszczalny” - Prychnął Braxton na wspomnienie - Ale już taki nie był, gdy go opuszczałem... - Dodał z drwiącym śmiechem, cokolwiek miało to oznaczać… - Ale teraz mam “Jastrzębia” na własność - Dodał z dumą.
Ryder pamiętała ten statek. Wtedy, te ładnych parę lat temu, kiedy jeszcze latali w swej skromnej flocie pirackiej, Jastrząb był podrasowanym Zwiadowcą - głównie pod kątem militarnym czemu właśnie zawdzięczał swoją drapieżną nazwę.
Młodzi piraci mieli jeszcze kilka wspólnych tematów do rozmowy, jednak Braxtony musiały się powoli zbierać. Miał jeszcze coś do załatwienia, a przed wyszykowaniem statku do odlotu zarówno oryginał jak i kopie musieli jeszcze pożegnać się z paroma panienkami na stacji, które się w nich zakochały, a którym niestety musieli teraz złamać serca... No przynajmniej oni tak twierdzili.
Oczywiście Braxton namawiał ją jeszcze na wspomniane wcześniej winko, ale Becky nie miała zamiaru spotykać się z tym macho i odmówiła. Zresztą miała już plany, bo po wycieczce Roverem po powierzchni księżyca, wybierała się na dłuższą wizytę do SPA... A ponieważ Jastrząb miał opuszczać stację tuż przed północą, to umówili się na dwie godziny wcześniej, w jego kajucie i on już sam załatwi wino... Czy w ogóle się zgodziła się na to spotkanie, czy tylko on tak sobie ubzdurał i jej to wmawiał? Becky dokładnie sama już nie wiedziała. Po prostu gdy wraz ze swoimi kopiami zniknął za rogiem korytarza, stała wpatrując się w zapisaną na dłoni godzinę i namiarem na jego kwaterę.
Iść, czy nie iść? Oto jest pytanie.


Obecnie

Rover sam w sobie okazał się świetnym pojazdem. Zdecydowanie terenowy, do pokonywania wzniesień i innych przeszkód, ale przy tym był naprawdę szybki. Potężna maszyna, sześć wielkich kół z napędem na wszystkie, silnik Argonowy R-6000! - z ładowaniem na cztery neutrolatory. Do tego pełna wygoda siedzeń, sporo miejsca także na tyłach, sprzęt muzyczny nieźle dający po uszach i nawet coś wysokoprocentowego do picia w minibarku. No i był naprawdę prosty w obsłudze... Becky bardzo szybko się spodobał i zapragnęła mieć takie cacko w swojej kolekcji.


Jeździły wraz z Isabell po księżycu, wyczyniając różne akrobacje i dawały na całego, nie bawiąc się w ostrożną jazdę. Z górki, pod górkę, w ostre zakręty i nawet skoki gdy tylko było na czym się wybić. Zupełnie jak dziecko bawiące się pojazdem zabawką - tylko one w prawdziwym wydaniu. Przednia zabawa!

W pewnym momencie Becky odebrała coś w komunikatorze, ale z powodu podkręconej głośno muzyki i tak nic by nie usłyszała. Musiała ją najpierw wyłączyć i dopiero potem mogła gadać.
- Becky, jest z tobą Isabell? - Night zapytał z obawą i tylko tyle usłyszała.
- Night? Tak tak jesteśmy razem. To ty nadawałeś coś wcześniej? Bo nie zdążyłam włączyć uni. Słuchaj fajnie że zagadałeś, chodź dołącz do nas, te Rovery są czteroosobowe, no może nie licząc osób pokroju Bixa, ale fajnie się jeździ i tobie na pewno też się spodoba - zaczęła Becky. Chciała przekonać Nighta aby spędził z nimi popołudnie, bo naprawdę fajnie się bawili, a on i Isabell byli w końcu parą. Niestety mężczyzna przerwał jej dopiero co rozpoczęty monolog.
- Kusząca propozycja B. ale robią nam inwazję i nie mam jak się wyrwać. Pierwsze strzały padły od kwater ślimaka, pewnie już po nim. Trzymajcie się z dala od stacji, aż do rozwiązania. Przypilnuj Iss, zanim wpadnie na jakiś lekkomyślny pomysł. Trudne i chyba najlepiej nic jej nie mówić. Dużo ich na orbicie? Kto to? Unia? Nie wszedłem jeszcze w kontakt. - strzelec wyrzucał z siebie serię zaleceń, pytań i informacji.
- Serio? O kurde - wyrwało się Becky w pierwszej kolejności. - Widziałyśmy tylko jeden statek, nieunijny. I sorka, ale mój wzrok nie sięga na orbitę... Dobra postaramy się trzymać z dala - odpowiedziała i wykonując łagodny skręt w lewo skierowała pojazd w kierunku stacji.
- Co się dzieje? - Zaczęła się dopytywać Macolitka, wpatrując się w Becky - Co z tym statkiem co przyleciał, od czego mamy się trzymać z dala, stało się coś??
- Jest źle - uprzedziła na wstępie Becky. - Ten statek zaatakował stację, Crazzes przypuszczalnie nie żyje, inni teraz tam walczą. Night obawia się o twoje bezpieczeństwo i nalega, abyśmy się trzymały z daleka - przedstawiła sytuację, nie widząc potrzeby aby kłamać. - Ten statek zablokował hangar, więc Feniks nigdzie się nie wyrwie. Ale jeśli zaatakowali całą załogą, to mamy szanse przejąć ich statek. Może to pomóc, albo wręcz uratować sprawę, jeśli im się tam nie powiedzie. Co ty na to? Wiesz, wcale nie musimy ryzykować, podtrzymanie życia mamy na wiele dni - wyrzuciła z siebie jednym tchem.
- A jak my się dostaniemy na wrogi statek? Umiesz hakować grodzie? Masz do tego komputer? A co, jeśli na statku też są wrogowie, no przecież pusty tam chyba by nie stał, no i nie mamy żadnej broni... - Zaczęła wyliczać Isabell.
- A... no tak - zaczęła Becky, zbierając w pośpiechu myśli. - Miałam nadzieję, że grodzie będą otwarte. Że może takie zostawią żeby móc szybciej wrócić na pokład. A ci co zostali to pewnie tylko niczego nie spodziewający się pilot, albo jakiś doktor - odpowiedziała, ale sama szybko zrozumiała, że jej plan nie tyle ma dziury, co wręcz składa się z samych dziur. - No dobra, masz rację. Za duże ryzyko - przyznała, a po ostatnich wydarzeniach nie była skłonna niczym już ryzykować. - To proponuję skontaktować się z Leeną przez komunikator. Może oni coś wymyślą? Może wymkną się ze stacji i wspólnie przejmiemy ich statek? - zarzuciła, nie ukrywając nutki entuzjazmu.
- To ja jadę, a Ty gadaj z Leeną! - Powiedziała ożywiona Isabell, mając najwyraźniej ochotę na prowadzenie pojazdu.
- Śmiało. Postarajmy się zająć ich z tyłu, większe szanse na pozostanie niewykrytym - powiedziała Becky, a następnie zamieniały się miejscami... i nawet jeśli było przy tym trochę akrobacji i przeciskania się, ani na moment nie przerwały jazdy.
- Pilot wzywa kapitan, halo jesteś tam? - zaczęła Becky wywoławczo, na odpowiedniej częstotliwości, gdy już zajęła miejsce pasażera.

Pilotce odpowiedziała jednak cisza. Kilkukrotne ponawianie również nic nie dało. A zdecydowanie była w zasięgu Uni Leeny, i nie, nie było mowy o jakiś zakłóceniach, czy utrudnieniach… coś było zdecydowanie nie tak. I Becky zaczynała mieć poważne obawy, iż pani kapitan mogło się coś złego przytrafić. Nie chciała jednak takich myśli w swej głowie, nie, nie… nawet nią potrząsnęła, chcąc się ich pozbyć. Miała już wzywać Nighta czy coś wie, gdy nagle Macolitka zahamowała wyjątkowo mocno.

- Beckyyyyyy - Powiedziała dziewczyna dziwnym tonem, wskazując palcem gdzieś przed siebie. A samej Ryder zrobiło się nagle gorąco. Z wrogiej fregaty, parkującej ponad znajomą corvettą, wyskoczyło w próżnię chyba z 10 typów w najprawdziwszych, ciężkich Space Combat Suit, po czym skierowali się… w stronę mniejszego hangaru bazy Crazass’a. O rzesz w mordę.
Z odległości około pół kilometra, nawet przez wizjer ciężko było dostrzec w co napastnicy byli uzbrojeni i czy zamknęli za sobą drzwi. Ale przynajmniej drzwi te zostały namierzone i kto wie... Tymczasem jednak należało działać.
- Spokojnie Iss - odpowiedziała Becky, rozmasowując sobie obojczyk - po tym jak pas bezpieczeństwa zacisnął się na nim nieco silniej niż powinien.
- Night, jesteś tam? Masz kontakt z Leeną? Bo mi nie łączy. Aha i tak z dziesięciu zbirów ładuje się właśnie do małego hangaru. Odbiór? - nadała przez komunikator.

Czekając na odpowiedź strzelca, obie kobiety obserwowały przemieszczanie się wrogich osób w kierunku mniejszego hangaru… który nagle stanął przed nimi otworem, a z jego środka wystrzelił mały statek klasy Scout.


Becky znała ten statek, to był Braxton. Jak nic wiał w cholerę z zagrożonego miejsca, mając gdzieś wszystkich i wszystko wewnątrz samej bazy. Typowe dla tego błazna… Taki wielki i silny macho, a zarazem taki biorący nogi za pas tchórz. No, ale możliwe że dzięki temu właśnie przeżył. Jest to jakiś sposób na przeżycie, oczywiście zakładając, że ci najeźdźcy zaraz go nie zestrzelą.
Przynajmniej mogły wszystko obserwować z bezpiecznego miejsca.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 26-03-2017 o 14:40.
Mekow jest offline