Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-03-2017, 14:37   #141
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Nieco wcześniej...

- Heeej - odpowiedziała Becky, bez większego przekonania. Czy ten ćwierćmógz ubzdurał sobie, że jak będzie go pięciu to uzyska IQ 125? Jak zwykle brakowało pajacowi podstaw logiki... Ale, ale. Sprawdzała niedawno info i takie klonowanie podobno było rzadko spotykane i kosztowne. Nie wspominając o tym, że klon to identyczne ciało, ale zawartość mózgu i osobowość - jakiekolwiek by nie były - to już zupełnie inna kwestia. Albo więc nie ściągnęła updatu i miała złe dane, albo Brax miał jakieś wyjątkowe kontakty... No i była też i trzecia możliwość:
- No nie gadaj mi tu, że się żeś sklonował. Co jest kurde? Hologramy jakieś? - dodała od razu, przyglądając im się kątem oka. Osobiście mając nadzieję, że ma do czynienia z jednym bałwanem, bo nadmierna dawka głupoty mogła być niebezpieczna dla zdrowia.
- A gdzie tam hologramy, to ja, razy pięć - Zaśmiał się jeden z nich, po czym zaśmiali się pozostali, co naprawdę dziwnie brzmiało, zupełnie jak jakieś echo… - A co, tęskniłaś? - Jeden z tych za plecami Becky klepnął ją niespodziewanie w tyłek.
- W końcu wpakowałaś łapkę, gdzie nie powinnaś? - Dodał inny.
- Ej! - Wyrwało się Becky, która wyskakując biodrami nieco do przodu, machnęła zdrową ręką za plecami blokując potencjalne ataki i odganiając natręta. - Uważajcie! I nie pchajcie swoich łap gdzie nie wolno, bo sama je wam urwę! - Rzuciła rozdrażniona, obracając się szybko do wersji stojącej za nią i rzucając jej odpowiednio wrogie spojrzenie.
- To gadaj, kto was tak sklonował? Poddałeś się jakiemuś eksperymentowi? Nie wmówisz mi, że samemu to sobie zafundowałeś, bo wiem że cię nie stać - dodała, udając zaciekawienie faktem sklonowania Braxtona, a nie tym co ją naprawdę zainteresowało - możliwością klonowania samą w sobie.
- No wiesz... - Delavega-zdaje-się-oryginał uśmiechnął się do Becky wyjątkowo chytrze - Wypijemy winko, zjemy kolację, to Ci powiem...
- Ta, i co jeszcze? - Rzuciła sarkastycznie, zdecydowanie nie chcąc ulegać szantażowi. Jednocześnie postarała się zapamiętać który z nich jest przypuszczalnie tym prawdziwym, oczywiście skupiła się tu na ubiorze bo tylko tym się różnili. - Nie chcesz to się nie chwal, tak tylko spytałam - dodała obojętnie, aby pokazać, że nie zależało jej aż tak na tych informacjach, oraz zagrywając mu jednocześnie na ambicjach.
- No, to co tu robisz? Osiadłeś na stałe, czy tylko przejazdem? - zaczęła nowy temat, niby uznając stary za zamknięty.
- Przejazdem jestem, mam własny statek - Odparł Braxton z dumą - Interesy się kręcą, to i mam kasiorę, i stać mnie na wiele - Wrednie się uśmiechnął - A co u Ciebie piękna, poza widocznymi brakami? - Wskazał paluchem na jej kikut ręki.
- No, to przy okazji dobrze znasz swoją załogę - podsumowała krótko Becky. - U mnie to szkoda gadać. Ostatnie dwa tygodnie to jedna tragedia za drugą, a wszystko takie szalone, że i tak byś nie uwierzył - rzuciła Becky z dość kwaśną miną. - Ale tak ogólnie to odstąpiłam Srebrną Czaplę bratu i jego żonie. Wpadł półgłówek. A ja załapałam się na pilota większego statku i jakoś tam leciało... na handlowaniu. Nowi ludzie, nowe miejsca... i życie pełne wrażeń - powiedziała Becky. - Na długo tu gościsz? - spytała od niechcenia.
- A to nowiny... - Mężczyźni uśmiechnęli się, wszyscy po kolei.
- Jesteśmy od wczoraj, odlatujemy dzisiaj, a Ty? - Dodał jeden z nich.
- Też od wczoraj, ale zostajemy z załogą na parę dni. Trzeba trochę odetchnąć, zrelaksować się - nie można tak ciągle biegać - odpowiedziała Becky. - A jakim statkiem śmigasz? Ostatnio jak pamiętam byłeś drugim pilotem na tym promie klasy Lambda... jak on się nazywał? - spytała, pamiętając sam statek, ale nie mogąc sobie przypomnieć jego nazwy.
- ”Niezniszczalny” - Prychnął Braxton na wspomnienie - Ale już taki nie był, gdy go opuszczałem... - Dodał z drwiącym śmiechem, cokolwiek miało to oznaczać… - Ale teraz mam “Jastrzębia” na własność - Dodał z dumą.
Ryder pamiętała ten statek. Wtedy, te ładnych parę lat temu, kiedy jeszcze latali w swej skromnej flocie pirackiej, Jastrząb był podrasowanym Zwiadowcą - głównie pod kątem militarnym czemu właśnie zawdzięczał swoją drapieżną nazwę.
Młodzi piraci mieli jeszcze kilka wspólnych tematów do rozmowy, jednak Braxtony musiały się powoli zbierać. Miał jeszcze coś do załatwienia, a przed wyszykowaniem statku do odlotu zarówno oryginał jak i kopie musieli jeszcze pożegnać się z paroma panienkami na stacji, które się w nich zakochały, a którym niestety musieli teraz złamać serca... No przynajmniej oni tak twierdzili.
Oczywiście Braxton namawiał ją jeszcze na wspomniane wcześniej winko, ale Becky nie miała zamiaru spotykać się z tym macho i odmówiła. Zresztą miała już plany, bo po wycieczce Roverem po powierzchni księżyca, wybierała się na dłuższą wizytę do SPA... A ponieważ Jastrząb miał opuszczać stację tuż przed północą, to umówili się na dwie godziny wcześniej, w jego kajucie i on już sam załatwi wino... Czy w ogóle się zgodziła się na to spotkanie, czy tylko on tak sobie ubzdurał i jej to wmawiał? Becky dokładnie sama już nie wiedziała. Po prostu gdy wraz ze swoimi kopiami zniknął za rogiem korytarza, stała wpatrując się w zapisaną na dłoni godzinę i namiarem na jego kwaterę.
Iść, czy nie iść? Oto jest pytanie.


Obecnie

Rover sam w sobie okazał się świetnym pojazdem. Zdecydowanie terenowy, do pokonywania wzniesień i innych przeszkód, ale przy tym był naprawdę szybki. Potężna maszyna, sześć wielkich kół z napędem na wszystkie, silnik Argonowy R-6000! - z ładowaniem na cztery neutrolatory. Do tego pełna wygoda siedzeń, sporo miejsca także na tyłach, sprzęt muzyczny nieźle dający po uszach i nawet coś wysokoprocentowego do picia w minibarku. No i był naprawdę prosty w obsłudze... Becky bardzo szybko się spodobał i zapragnęła mieć takie cacko w swojej kolekcji.


Jeździły wraz z Isabell po księżycu, wyczyniając różne akrobacje i dawały na całego, nie bawiąc się w ostrożną jazdę. Z górki, pod górkę, w ostre zakręty i nawet skoki gdy tylko było na czym się wybić. Zupełnie jak dziecko bawiące się pojazdem zabawką - tylko one w prawdziwym wydaniu. Przednia zabawa!

W pewnym momencie Becky odebrała coś w komunikatorze, ale z powodu podkręconej głośno muzyki i tak nic by nie usłyszała. Musiała ją najpierw wyłączyć i dopiero potem mogła gadać.
- Becky, jest z tobą Isabell? - Night zapytał z obawą i tylko tyle usłyszała.
- Night? Tak tak jesteśmy razem. To ty nadawałeś coś wcześniej? Bo nie zdążyłam włączyć uni. Słuchaj fajnie że zagadałeś, chodź dołącz do nas, te Rovery są czteroosobowe, no może nie licząc osób pokroju Bixa, ale fajnie się jeździ i tobie na pewno też się spodoba - zaczęła Becky. Chciała przekonać Nighta aby spędził z nimi popołudnie, bo naprawdę fajnie się bawili, a on i Isabell byli w końcu parą. Niestety mężczyzna przerwał jej dopiero co rozpoczęty monolog.
- Kusząca propozycja B. ale robią nam inwazję i nie mam jak się wyrwać. Pierwsze strzały padły od kwater ślimaka, pewnie już po nim. Trzymajcie się z dala od stacji, aż do rozwiązania. Przypilnuj Iss, zanim wpadnie na jakiś lekkomyślny pomysł. Trudne i chyba najlepiej nic jej nie mówić. Dużo ich na orbicie? Kto to? Unia? Nie wszedłem jeszcze w kontakt. - strzelec wyrzucał z siebie serię zaleceń, pytań i informacji.
- Serio? O kurde - wyrwało się Becky w pierwszej kolejności. - Widziałyśmy tylko jeden statek, nieunijny. I sorka, ale mój wzrok nie sięga na orbitę... Dobra postaramy się trzymać z dala - odpowiedziała i wykonując łagodny skręt w lewo skierowała pojazd w kierunku stacji.
- Co się dzieje? - Zaczęła się dopytywać Macolitka, wpatrując się w Becky - Co z tym statkiem co przyleciał, od czego mamy się trzymać z dala, stało się coś??
- Jest źle - uprzedziła na wstępie Becky. - Ten statek zaatakował stację, Crazzes przypuszczalnie nie żyje, inni teraz tam walczą. Night obawia się o twoje bezpieczeństwo i nalega, abyśmy się trzymały z daleka - przedstawiła sytuację, nie widząc potrzeby aby kłamać. - Ten statek zablokował hangar, więc Feniks nigdzie się nie wyrwie. Ale jeśli zaatakowali całą załogą, to mamy szanse przejąć ich statek. Może to pomóc, albo wręcz uratować sprawę, jeśli im się tam nie powiedzie. Co ty na to? Wiesz, wcale nie musimy ryzykować, podtrzymanie życia mamy na wiele dni - wyrzuciła z siebie jednym tchem.
- A jak my się dostaniemy na wrogi statek? Umiesz hakować grodzie? Masz do tego komputer? A co, jeśli na statku też są wrogowie, no przecież pusty tam chyba by nie stał, no i nie mamy żadnej broni... - Zaczęła wyliczać Isabell.
- A... no tak - zaczęła Becky, zbierając w pośpiechu myśli. - Miałam nadzieję, że grodzie będą otwarte. Że może takie zostawią żeby móc szybciej wrócić na pokład. A ci co zostali to pewnie tylko niczego nie spodziewający się pilot, albo jakiś doktor - odpowiedziała, ale sama szybko zrozumiała, że jej plan nie tyle ma dziury, co wręcz składa się z samych dziur. - No dobra, masz rację. Za duże ryzyko - przyznała, a po ostatnich wydarzeniach nie była skłonna niczym już ryzykować. - To proponuję skontaktować się z Leeną przez komunikator. Może oni coś wymyślą? Może wymkną się ze stacji i wspólnie przejmiemy ich statek? - zarzuciła, nie ukrywając nutki entuzjazmu.
- To ja jadę, a Ty gadaj z Leeną! - Powiedziała ożywiona Isabell, mając najwyraźniej ochotę na prowadzenie pojazdu.
- Śmiało. Postarajmy się zająć ich z tyłu, większe szanse na pozostanie niewykrytym - powiedziała Becky, a następnie zamieniały się miejscami... i nawet jeśli było przy tym trochę akrobacji i przeciskania się, ani na moment nie przerwały jazdy.
- Pilot wzywa kapitan, halo jesteś tam? - zaczęła Becky wywoławczo, na odpowiedniej częstotliwości, gdy już zajęła miejsce pasażera.

Pilotce odpowiedziała jednak cisza. Kilkukrotne ponawianie również nic nie dało. A zdecydowanie była w zasięgu Uni Leeny, i nie, nie było mowy o jakiś zakłóceniach, czy utrudnieniach… coś było zdecydowanie nie tak. I Becky zaczynała mieć poważne obawy, iż pani kapitan mogło się coś złego przytrafić. Nie chciała jednak takich myśli w swej głowie, nie, nie… nawet nią potrząsnęła, chcąc się ich pozbyć. Miała już wzywać Nighta czy coś wie, gdy nagle Macolitka zahamowała wyjątkowo mocno.

- Beckyyyyyy - Powiedziała dziewczyna dziwnym tonem, wskazując palcem gdzieś przed siebie. A samej Ryder zrobiło się nagle gorąco. Z wrogiej fregaty, parkującej ponad znajomą corvettą, wyskoczyło w próżnię chyba z 10 typów w najprawdziwszych, ciężkich Space Combat Suit, po czym skierowali się… w stronę mniejszego hangaru bazy Crazass’a. O rzesz w mordę.
Z odległości około pół kilometra, nawet przez wizjer ciężko było dostrzec w co napastnicy byli uzbrojeni i czy zamknęli za sobą drzwi. Ale przynajmniej drzwi te zostały namierzone i kto wie... Tymczasem jednak należało działać.
- Spokojnie Iss - odpowiedziała Becky, rozmasowując sobie obojczyk - po tym jak pas bezpieczeństwa zacisnął się na nim nieco silniej niż powinien.
- Night, jesteś tam? Masz kontakt z Leeną? Bo mi nie łączy. Aha i tak z dziesięciu zbirów ładuje się właśnie do małego hangaru. Odbiór? - nadała przez komunikator.

Czekając na odpowiedź strzelca, obie kobiety obserwowały przemieszczanie się wrogich osób w kierunku mniejszego hangaru… który nagle stanął przed nimi otworem, a z jego środka wystrzelił mały statek klasy Scout.


Becky znała ten statek, to był Braxton. Jak nic wiał w cholerę z zagrożonego miejsca, mając gdzieś wszystkich i wszystko wewnątrz samej bazy. Typowe dla tego błazna… Taki wielki i silny macho, a zarazem taki biorący nogi za pas tchórz. No, ale możliwe że dzięki temu właśnie przeżył. Jest to jakiś sposób na przeżycie, oczywiście zakładając, że ci najeźdźcy zaraz go nie zestrzelą.
Przynajmniej mogły wszystko obserwować z bezpiecznego miejsca.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 26-03-2017 o 14:40.
Mekow jest offline  
Stary 26-03-2017, 16:39   #142
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Coś jebło.
Bynajmniej nie był to cios przeciwnika, bo w hangarze, gdzie wśród dopingujących lokalsów napierdalał się z miejscowym kiziorem padał cios za ciosem i przywykł. To były strzały, Bix krótko szlajał się z piratami, ale wizgi energetycznej broni rozpoznawał bez pudła.
- Odkładamy na potem co? Trzeba zobaczyć kto tam napierdala - jego oponent kiwnął głową i we dwóch pobiegli do wyjścia. Lokalsi zaś pozaszywali się w ciemne dziury. Młotek złapał za leżący na podłodze "francuz" do śrub stacyjnych o podniósł go jakby był to zwykły kij basebalowy. Wtedy usłyszał Nighta nadającego comem.

~*~*~

Wystrzały i krzyki rannych dochodziły ze zbyt wielu miejsc. Wróg niczym niepokojony musiał swobodnie wedrzeć się do środka. Night odrzucił pierwszą, natrętną myśl, że to Unia przeprowadza właśnie natarcie. Przed nią zostaliby przecież ostrzeżeni i to zanim statek powinien się zbliżyć. Teorię od praktyki dzieliły jednak lata świetlne, więc spodziewał się wszystkiego.

- Może wy mi powiecie! Nie wierzę, że nie ma tu cholernego monitoringu i żadnych systemów obrony stacji - strzelec sarknął - Zamiast budować SPA trzeba było montować działka w sufitach, durnie.

Nadał przez uni komunikat dla załogi.
- Atak na placówkę, powtarzam atak na placówkę. Kto znajduje się blisko sklepu braci Paddock, zalecam przebicie się i dozbrojenie. Przez chwilę osłaniam przejście, zanim ci dwaj odetną się na dobre. Odbiór.

- Jak tam dotrę to was wesprę, bez odbioru… mogą nas namierzać przez komunikatory - odezwał się znienacka Doc i równie szybko urwał kontakt.

- Oprogramowanie HUD'a zaktualizowane? - Nightfall rzucił pytająco w stronę Eddiego, patrząc z politowaniem jak ten walczy z obwodami - tym brzucha i zupełnie niepasującego dołu pancerza. Podniósł z lady swój hełm. Złorzeczył pod nosem, gdy zapięcie z cichym szczęknięciem scaliło się z mocowaniem kompozytowego kołnierza. Obserwował wskazania, szukając nowych opcji, sprawdzając czy może synchronizować obraz wyświetlacza z video scope broni. Kontrolka zamigała przyjazną zielenią, sygnalizując gotowość połączenia. Miał nadzieję, że Iss i Becky jeszcze nie wróciły z powierzchni i że pilotka zabrała ze sobą unikom. Spróbował ją wywołać. Po krótkiej wymianie zdań zrobił się spokojniejszy. Dziewczyny były w miarę bezpieczne. Upewnił się jeszcze, czy czasem to nie Unia ich atakuje.

- O czym Ty pieprzysz Nightfall? - Odezwał się nagle Alex Paddoc, przysłuchujący się jednym uchem rozmowom strzelca przez Unicom - Zaatakował nas pieprzony zdrajca, najemnik-pirat Nosaah Rhieff ze swoją załogą!

I akurat w tym momencie do warsztatów wpadł Bixiu z wielkim kluczem w łapie, w towarzystwie jakiegoś innego mięśniaka… obaj zaś mieli pokancerowane gęby. Czyżby “Młotek” próbował bliższych znajomości z tym typkiem, zanim zaczął się cały ten bajzel?
- Kogo napierdalamy? - zapytał się ciekawie Młotek i szczęka mu się uśmiechnęła od ucha do ucha. Jeden z zębów był chyba lekko obluzowany...

Strzelec próbował powiązać imię z konkretną osobą. Gdzieś słyszał, choć nie do końca kojarzył.
- Czyli jednak coś wiecie... od rana siedzę z nosem w tabelach i najwyraźniej przegapiłem przylot waszego *znajomego*. Należałoby uważniej dobierać partnerów w interesach. Crazass sam sobie winien, tylko mieszkańców stacji szkoda.

Mężczyzna poobserwował sprzęt na regałach.


- Macie może buty magnetyczne i noktowizory? Jak obrońcy w większości padną zostanie przejąć centrum dowodzenia, wyłączyć oświetlenie i sztuczną grawitację. Walka w zupełnych ciemnościach, gdzie wszystko lata w powietrzu, zabawnie, nie? Przynajmniej dla mnie. Dobra Bix, skorzystaj ze wspaniałomyślności braci Paddock, pożycz co uznasz za przydatne i w drogę. Czas zapolować. Jeszcze tylko lokalizacja Vis jest niepewna. Może jest z Dave'em na statku.

Nightfall przemieścił się do rozwidlenia korytarza przy wyjściu z warsztatu i przyczaił, obserwując, czy nikt nie nadchodzi. Po kilku chwilach rozwidleniem przebiegło czterech półnagich, wystraszonych typków, pędzących prosto do śluzy bocznego hangaru… i z tego co strzelec zauważył, wszyscy osobnicy wyglądali tak samo, różniąc się jedynie ilością posiadanego na sobie ubioru. Jakieś pierdzielone klony??

Tych kilka sobowtórów podsunęło strzelcowi niegłupi pomysł. Przecież sami mogli się sklonować, a potem upozorować śmierć całej załogi Feniksa, z rozerwanymi ciałami szybującymi w próżni i wszystkimi detalami. Zniknąć, rozpłynąć się. Albo chociaż samemu w tajemnicy przed Iss się powielić. Ten drugi zmieniałby pieluchy i chodził do nudnej roboty, a on sam mógłby siedzieć wtedy w kasynie... no dobra, biegać nocami po ulicach i rozwalać złoczyńców. Strzelanie bardziej go kręciło i być może za chwilę pojawi się nawet okazja. Chyba ktoś w końcu gonił tych cudaków, że w podskokach spierdalali.

Gdzieś w oddali coś eksplodowało, dosyć cicho, pewnie na drugim końcu bazy. Po chwili jeszcze raz… mięśniak, który przybył z Bixem, ubierał pancerz, bracia szykowali już jemu karabin i granaty… i opieprzyli Bixa.
- No co tak kurwa stoisz?! Gadaj co chcesz i do boju, bo nas tu wszystkich wystrzelają! - Ryknął po nim Eddy.

Night z kolei usłyszał przytłumione rozmowy w sąsiadującym z jego pozycją korytarzu, tym w stronę SPA. Chyba ktoś tam o czymś dyskutował…

Odgłosy rozmowy zaintrygowały strzelca, jeśli to był wróg, mógł ich zaskoczyć w trakcie narady nad sforsowaniem pomieszczenia mieszkalnego, podziałem łupów, czy innym problemem który zaprzątał właśnie głowy brzydali. Postanowił podkraść się do narożnika i sprawdzić co i jak. Nowe gadżety były świetne, wystarczyło wystawić broń, samemu pozostając za zasłoną, a układ celowniczy transmitował obraz bezpośrednio na HUD. Jetpack pozwalał z kolei na szybkie wycofanie w razie wykrycia dużego zagrożenia. Brakowało mu czegoś jeszcze, ale wszystko wychodziło w praniu, jak zwykle. Min magnetycznych, z możliwością przytwierdzenia do płaskich powierzchni i zdalnej detonacji. Uśmiechnął się pod nosem. Z wydłużoną prowadnicą wiązki, szturmówka coraz bardziej przypominała automatyczny karabin wyborowy. Cichy, zabójczy, śmierć z cieni. Nightfall przemieszczał się wzdłuż ściany próbując rozróżnić słowa.


- Uuu, tak się kurwa zamyśliłem - Odpalił Bix. Tak, tak Młotku, zamyśliłeś. Chyba zagapiłeś na plakat z fajną dupą na ścianie warsztatu. Młotek wziął się do szabrowania, niemal nic na niego nie pasowało, ale wbił się w jakąś improwizowane opancerzenie - nagolennik z jednej zbroi, napierśnik z innej, coś trzeba było dosztukować, coś wygiąć, ale w końcu się udało. Do tego napełnił torbę granatami i złapał za największe kurestwo do walki wręcz jakie mógł znaleźć. Do tego zgarnął szturmową tarczę i był gotowy do napierdalania.
- Czekaj Night! Idę z tobą!

Strzelec obserwował kolejny korytarz zza rogu, poprzez nowe bajery podłączone do karabinu, nie musząc samemu się wychylać, wystarczyło jedynie skorzystać z samej pukawki, bez narażania własnej głowy na ostrzał. Niezła zabaweczka… korytarzem szedł uzbrojony w plazmę podobną do Nightfallowej mężczyzna w lekkim pancerzu, za nim kilkoro dzieci, dwie kobiety, na końcu zaś jakiś opancerzony osobnik, również z karabinem w łapach. Ten szedł jednak tyłem do kierunku marszu, wyraźnie zabezpieczając zaplecze tego małego pochodu. Nightfall miał małą zagwozdkę. Nie był pewien, kim mogli być owi zbrojni. Czy byli to agresorzy, mający więźniów, czy może miejscowi, ewakuujący cywilów w bezpieczne miejsce? Dylematy, dylematy… i pojawiający się gdzieś za jego plecami Bix, drący na całego mordę.

Ostatecznie bardziej przypasowali strzelcowi do tych drugich. Dla pierwszej opcji nie zgadzał się kierunek przemarszu. Pojmanych niewolników zwykle ładuje się na statek, nie odwrotnie.
- Spokojnie Bix, musimy się jeszcze wstrzymać z napierdalaniem, wyglądają na cywili - odezwał się głośniej. Chciał przede wszystkim zapobiec zaskoczeniu i gwałtownym odruchom. - Czy może załoga pedała Nosaah'a bawi się w przedszkole? - rzucił zza rogu.

Zajęty podchodami wolał wyciszyć uni. Nie mógł się rozpraszać. I najwyraźniej przegapił nadchodzącą wiadomość. Bywa, jak coś ważnego, to powtórzą.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 26-03-2017 o 18:00. Powód: konflikt interesów ;)
Cai jest offline  
Stary 26-03-2017, 18:59   #143
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Vis kompletnie nie rozumiała dlaczego niektórzy odradzali jej naprawy Archona. Skoro był zepsuty, to należało ten stan zmienić, co było tak oczywiste, że aż biło po oczach. To, że istniała jakaś tam szansa, nie istotne jak duża, na to że po skończeniu roboty nie będzie on tym samym Archonem którego poznała… To nie było istotne w żadnym stopniu, o ile da z siebie wszystko by jednak przywrócić go do stanu jak najbliższego temu, w którym go spotkała. No, może nie zaraz po spotkaniu bo wtedy też go trzeba było naprawiać. Póki co jednak, trzeba było zdobyć części.

Opuszczając Fenixa poinformowała doktorka, że może jej chwilę nie być i gdzie idzie. Jego upór przy tym, by jej ciągle przeszkadzać nieistotnymi sprawami jak sen i jedzenie, był może i okresowo wkurzający, jednak jakoś tak zaczynała się do tego przyzwyczajać. No i nie musiała sama o tych sprawach myśleć co dawało jej dodatkowy czas by zająć się ważniejszymi sprawami. Jak chociażby właśnie Archonem, który jak już zagnieździł się w jej myślach tak nie chciał ich opuścić. No i była jeszcze kwestia planowanych protez, tych które były potrzebne teraz i tych, które mogły się przydać kiedyś tam. W końcu, o ile nic na statku akurat się nie działo i nikomu nie przyszło do głowy by szukać kłopotów, to nie miała aż tyle innej roboty. Nic nie robienie z kolei było dla Vis zwyczajnie męczące.

Magazyny bazy okazały się nad wyraz dobrze zaopatrzone co niezmiernie ucieszyło Darakankę. Co prawda, wychylając nos poza bezpieczne terytorium Fenixa narażała się na niechciane zaczepki, to jednak warto było, w jej mniemaniu, ryzykować po to by móc pobuszować po półkach, w skrzyniach i każdym skrawku dostępnej przestrzeni, na której złożono części i części do części. Nic, tylko istny raj. Gdyby to od niej zależało, a terminy jej nie goniły, pewnie nieprędko by z magazynu tyłek ruszyła. Pech jednak chciał, że to nie od jej zachcianek, czy też od troskliwości Doc’a czy nawet nie od rozkazów Leeny zależało to, że Vis nabrała ochoty na jak najszybsze opuszczenie magazynu. Należało przy tym nadmienić, że początek zawieruchy zwyczajnie jej umknął. Zajęta dobieraniem potrzebnych jej części zwracała na otoczenie tyle uwagi ile zwykle się jej zwraca na powietrze, czyli niewiele. Dopiero gdy rozległy się strzały, a pomieszczenie wypełniło się wyciem alarmu, dotarło do niej że właśnie zaczęły się kłopoty.
Nigdy nie lubiła walki, ta bowiem przede wszystkim kojarzyła się jej z niszczeniem. Niepotrzebnym, gwałtownym i pozbawionym jakichkolwiek reguł, a przynajmniej tak to wyglądało z jej pozycji. Po pierwszych strzałach skuliła się odruchowo, wypatrując bezpośredniego zagrożenia. Szperając po złomowiskach i poruszając się po mniej cywilizowanych częściach baz i miast, wyrabiało się pewne nawyki. Zwykle też miało przy sobie coś, czym można by się bronić, a czego Vis przy sobie nie miała. No bo w końcu byli w bezpiecznym miejscu, wśród przyjaciół czy jakoś tak… Jej jedyną bronią był klucz, który miała zatknięty za pasek i skrzynka pełna części, które zdążyła wybrać, a które niezbyt się do walki nadawały. No chyba żeby nimi rzucać, tyle że Vis było ich jednak trochę szkoda. Odłożyła więc skrzynkę i chwyciwszy klucz zaczęła wycofywać się do tyłu, zwiększając dystans między sobą, a wrogiem. To, że przy okazji zwiększała też dystans dzielący ją od Fenixa, było niekorzystne ale póki co nie widziała innego wyjścia.

Vis cofała się między regałami, starając to uczynić jak najciszej. I póki co, to jej się udawało. Pech jednak chciał, że niemal równolegle z nią, po przeciwnych końcach regałów - środkiem, w kierunku wyjścia, do którego ona powoli zmierzała - człapał metalowymi buciorami jeden z wrogów, powoli odcinając jej drogę ucieczki. Raczej nie miała szans, zwiać już obraną przed chwilą drogą. No bo przecież nie przebiegnie przed nim ledwie kilka metrów, ryzykując strzał w plecy? Co robić, co robić…

Jedyne co mogła zrobić, gdy już doszła do wniosku, że zwianie raczej się jej nie powiedzie, było znalezienie jakiegoś bezpiecznego miejsca, w którym mogłaby tą całą zawieruchę przeczekać. Na szczęście nie była duża, a w magazynie nie brakowało skrzyni, które mogłyby ją pomieścić. Co prawda wchodząc do jednej z nich pozbawiała się jakiejkolwiek szansy na szybką ucieczkę, jednak jedyne czego potrzebowała to żeby tamci wynieśli się z magazynu i umożliwili jej powrót na Fenixa. Na statku przebywał wszak doktorek, a on z pewnością był lepiej obeznany w takich podbramkowych sytuacjach niż ona. No i sądząc po jego kolekcji, lepszy był także z bronią w dłoni. Z całej załogi, Vis to na nim polegała najbardziej i liczyła na to, że teraz też się nią zaopiekuje.
Pospiesznie wybrała w miarę niewyróżniającą się skrzynię, która nie była zapełniona po brzegi i ostrożnie, żeby nie narobić hałasu, wcisnęła się do środka, nakrywając z powrotem wieko, które kryło jej zawartość. Siedząc cicho i ściskając klucz w obu dłoniach, nasłuchiwała kroków napastnika.

Kroki z początku były nieco oddalone, zupełnie jakby typek dochodził do drzwi, przez które wcześniej miała zamiar zwiać. Koleś zakuty w blachy otworzył wyjście z magazynu, przez chwilę się na coś gapił, po czym coś warknął do swoich kumpli po “ichniemu”. Vis jednak nie rozumiała ich języka… rozległa się bieganina kilku osób, i wkrótce wszyscy zniknęli właśnie za tymi strategicznymi drzwiami, wnikając w głąb bazy, w kierunku, gdzie wcześniej chciała ona sama uciekać.

Vis odczekała tą chwilę czy dwie, które wydawały się jej wiecznością w ciasnej skrzyni po czym ostrożnie uchyliła wieko i wyjrzała na zewnątrz by także wzrokowo upewnić się że droga wolna. Nie widząc nikogo, kto mógłby w nią posłać serię, zaczęła się z owej skrzyni gramolić. Jej celem było wyjście przeciwne do tego, w którego kierunku skierowali się napastnicy. I tak też ruszyła gdy już obie stopy znalazły się na podłodze, przemykając między regałami co by nie wypaść tak znienacka na otwartą przestrzeń. I będąc już przy ostatnim regale, tam gdzie właściwie to cały ten bajzel ją zastał, gdy… od strony hangaru, do magazynu weszło 5 nowych, nieproszonych gości. Ci o dziwo nie mieli na sobie tak porządnych pancerzy jak inni agresorzy, ot jedynie lekkie, jakie już widziała u załogantów Fenixa. Wieźli ze sobą jakąś skrzynię, zupełnie taką, z jakich wcześniej wyskoczyły inne przyjemniaczki podczas podstępnego ataku. Vis skuliła się za regałem z przyspieszonym biciem serca i niemą wiązanką na ustach.

W tym czasie Blorelin pozakładali ponownie wieka na puste skrzynie, tą dopiero co przywiezioną otwarli, po czym coś w niej zaczęli majstrować, rechocząc pod nosem. W końcu i ją zamknęli, chowając między tymi identycznymi. Po czym wrócili do hangaru… jednak nie wszyscy. Dwaj zaczęli się kręcić po magazynie, przypatrując się regałom. Szlag by to trafił.

Vis nie mogła uwierzyć w swojego pecha, chociaż z drugiej strony to chyba powinna czegoś takiego oczekiwać. Niepokoiło ją to skąd tamci przyszli. Czyżby Fenix został przejęty? Jeżeli tak to co z doktorkiem? Nigdy jakoś szczególnie los innych nie leżał jej na sercu o ile nie mieli ciała w wersji mechanicznej, to jednak w tym przypadku ta zasada zdawała się nie działać tak jak powinna. No i była jeszcze kwestia Młoteczka i pani kapitan. I trochę Becky i Isabel, chociaż bez wątpienia mniej niż pierwszej trójki.
Na zmartwienia mogła sobie jednak pozwolić gdy jej własny tyłek będzie już bezpieczny, a póki co taki nie był. W związku z czym podjęła próbę przemknięcia cichaczem w stronę wózka. Gdyby przy okazji nadarzyła się lepsza kryjówka lub okazja wślizgnięcia się do jeden z porzuconych skrzyń, to zamierzała z niej skorzystać. Najlepiej do jednej z tych, które stały blisko tej właśnie dostarczonej. Vis nie byłaby sobą gdyby nie podjęła przynajmniej próby zajrzenia do środka.

I póki co, plan okazał się skuteczny, Darakanka schowała się, tam gdzie chciała, nie wzbudzając niepotrzebnego zainteresowania jej skromną osóbką… dwa (nie)przyjemniaczki szwędały się zaś dalej po magazynie, rozdzielając nawet, i przeglądając chyba sobie pobieżnie jego zawartość. Vis była niejako w potrzasku, chwilowo jednak niezauważona i względnie bezpieczna. Kwestią jednak czasu, pozostawała raczej ta niema zabawa w chowanego.
Vis była zadowolona z tego, że póki co udało się jej uniknąć bliższego spotkania z przeciwnikiem. Tyle tylko, że do celu, który sobie obrała wciąż pozostawał całkiem solidny odcinek drogi. Przez chwilę w jej głowie pojawił się pomysł wykorzystania wózka, jednak szybko go odrzuciła. To z pewnością by ściągnęło uwagę na jej głowę, a tego przecież nie chciała. Zamiast tego postanowiła darować sobie dalszą zabawę w kotka i myszkę, tym bardziej, że bycie myszką nie do końca jej odpowiadało. Odcinek do przebiegnięcia nie był w końcu taki długi, a później tylko trochę do Fenixa. Da sobie radę, na pewno…
Dodając sobie animuszu pozytywnymi myślami, zerknęła jeszcze tylko czy żaden ze spacerowiczów nie znajduje się zbyt blisko, po czym puściła biegiem w stronę wejścia do hangaru.

Vis ruszyła pędem do wrót prowadzących do hangaru, jednocześnie starając się biec w ciszy, co samo w sobie było dosyć wyjątkowo karkołomnym zadaniem… i według nie samej, narobiła po drodze tyle rabanu, że nie było możliwe, by jej nie usłyszeli. A jednak! Przebiegła niezauważona, po czym wparowała do wielkiego hangaru, gdzie znajdował się Fenix, tylko po to, by stanąć jak wryta. Tam bowiem również były owe przyjemniaczki...

Kilku z nich znikało właśnie przez małą śluzę, wchodząc w głębię samej bazy. W hangarze leżał trup jednego z nich, podobnie jak i 2 ciała miejscowych, do tego było też dwóch innych wrogów, zajętych sobą… jeden leczył drugiego, miała tu chyba miejsce jakaś świeża strzelanina, czyżby był tu przed chwilą Bullit?

Nie bardzo wierzyła w to, że jednak udało się jej przedostać i to niezauważoną przez nikogo. Teraz jednak nie był najlepszy moment na to by świętować bo wcale nie czuła się o wiele bezpieczniej niż w magazynie. Wręcz przeciwnie, chociaż trup na podłodze dodawał nieco otuchy. Ten należący do przeciwników, oczywiście. Korzystając z tego, że ci, którzy pozostali przy życiu są raczej zajęci, szybko znalazła sobie miejsce za skrzyniami, których nie brakowało pod ścianą. No bo przecież tak stać na otwartym nie będzie stała, aż tak głupia to raczej nie była. No i potrzebowała chwili czasu by opracować dalszy plan działania. Statek sprawiał wrażenie zamkniętej na cztery spusty fortecy, a ona, jak na złość, nie miała kodów dostępu by się do owej fortecy dostać. Nie miała też jak nawiązać kontaktu z załogą, co wcale nie poprawiało jej sytuacji. Miała za to coś, co powinno na jakiś czas dać zajęcie tamtej dwójce. Każdy wiedział że się butli z gazem i palników nie łączy ze sobą, chyba że się chciało zrobić ładne BUM. No i właśnie na takim bum zależało Vis, gdy dobrała się do stojących pod ścianą butli. No bo co sobie będa tak bezczynnie stały? Zamiast się obijać mogły zostać posłane w stronę napastników i posłać ich milutko na tamten świat. Tylko uważać by trzeba, żeby przy okazji Fenixa nie uszkodzić bo wtedy nie musiałaby się martwić o śmierć z ręki wroga. Leena zajęłaby się nią w podobny, albo i boleśniejszy sposób. Nie tracąc więcej czasu i starając się poruszać najciszej jak umiała, zabrałą się za konstruowanie prowizorycznej bomby.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 27-03-2017, 22:35   #144
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bix, Fenn, Nightfall

W ciągu ledwie dwóch sekund w korytarzach zapanował totalny chaos, rozległa się masa wystrzałów i polała się pierwsza krew, ale po kolei…

Akurat w momencie, gdy strzelec zagadywał napotkaną grupkę, by czym prędzej ulotnili się razem z nim samym i Bixem w bezpieczne miejsce, za Nightem otwarły się grodzie śluzy prowadzącej do bocznego hangaru. W samej śluzie pojawili się agresorzy, mający na sobie Space Combat Suit, wliczając w wyposażenie Jetpacki, do tego i karabiny plazmowe w łapach… i zaskoczenie(chyba) wymalowane na gębach, przysłoniętych jednak hełmami próżniowymi. Skąd taki wniosek? Ano nie wystrzelili od razu, zdziwieni chyba tym, co zastali w owych korytarzach.

Nightall jednak był szybszy. Błyskawicznie skierował lufę karabinu we właściwym kierunku, po czym wystrzelił w pierwszego w rzędzie, trafiając go w tors. A i Bix nie próżnował, rzucając się na nich z lancą zakończoną metrową piłą o ostrzach ze stali wolframowej, która zawyła złowieszczo, po czym wśród iskier wgryzła się w ciężko opancerzoną klatę wcześniej już zranionego typka. Rozległ się jego wrzask, wymieszany z rechotem Bixa, pracującą piłą, krzykami i wystrzałami… Koleś tryskając juchą niczym jakaś fontanna, osunął się w bok, po czym zsunął po ścianie.

Byli jednak kolejni. I to nie tylko z tej strony, ale po kolei…


Wystraszeni kumple zarżniętego piłą otwarli ogień do przesłaniającego niemal cały widok na korytarz “Młotka”, i temu niestety ale nie pomógł ani prowizoryczny pancerz, ani noszony przy sobie Projectile Deflektor. Ten ostatni, co prawda jedną wiązkę plazmy zbił, kolejna jednak zraniła mięśniaka w łapę. A w tej cholernej śluzie było więcej nieprzyjemniaczków.

Zbrojny mężczyzna, prowadzący pochód cywili z bazy, oberwał w prawe biodro, obwieszczając ten fakt krzykiem. Wtedy też, za ich plecami, od strony SPA, w korytarzach pojawili się kolejni frajerzy - w średnich pancerzach - otwierający ogień do pilnującego tyłów Fenna. I żaden z oszołomów nie trafił… Valarian za to odpowiedział celnie, wyłączając z walki już pierwszego z nich strzałem w nogę.

Dzieci krzyczały, kobiety piszczały…
- Chodu!! - Ryknął zraniony Brayde wpychając już pierwszego ze smarków w drzwi znajdujących się obok kwater mieszkalnych. Nie mieli bowiem raczej innego wyjścia, atakowani na dwa fronty.





Dave

Lexi zaciągnęła Bullita do… Ambulatorium. Zniknęli w jego drzwiach, akurat w momencie, gdy psy gończe pojawiły się na korytarzu. Czy widzieli, gdzie ta parka uciekała? Fakt, iż było to możliwe, był zbyt duży, by go zignorować. I zdaje się, iż kobieta o tym wiedziała, ledwie bowiem znaleźli się w Ambulatorium, zablokowała drzwi, po czym… rozwaliła pulpit kolbą karabinu.
- No co? - Spojrzała ostro na Doca.

I w sumie… chyba dobrze zrobiła. Przy drzwiach pojawiły się bowiem jakieś stuki, a po chwili dokładnie na ich środku zaczęła się rozrastać nagrzana powierzchnia. Próbowali przeciąć czymś drzwi?? Zarówno Bullit, jak i Lexi, cofnęli się od nich na kilka metrów w tył, z karabinami gotowymi do strzału, gdy nagle coś tam cicho w owych drzwiach brzdęknęło, po czym nastała cisza. Próbowali wejść, ale im się nie udało, więc odstąpili? A może… a może to oni ich teraz tu dodatkowo zaspawali, by mieć z głowy?

- Chyba poszli - Szepnęła kobieta.

- Lexi, to Ty? - Rozległo się z głębi Ambulatorium. Jakiś wystraszony typek celował drżącą dłonią do niej i Bullita z pistoletu.


Kilka metrów za nim, za stołami i szafkami, chowała się jakaś przerażona kobieta z dzieckiem.





Vis

Darakanka kombinowała w hangarze na całego, budując prowizoryczną bombę z butli i palnika. I chyba sytuacja, w jakiej się znalazła, dowała jej nadludzkich sił, bowiem poradziła sobie z ciężką butlą, taszcząc ją sama, poradziła sobie z konstrukcją, i wszystko w miarę cicho, poradziłaby sobie i z rzutem, czy tam kulnięciem owej bombki pod nogi wrogów… ci jednak byli stanowczo za daleko. Co więc wymyśliła? Ano coś całkiem banalnego, coś, co mogła wymyślić tylko Vis w takiej sytuacji.

Zwabiła ich w swoją stronę cichymi syknięciami, brzmiącymi mniej więcej “pssst”.

Dwaj zdziwieni osobnicy ruszyli więc w jej stronę, podejrzliwie zerkając w kierunku jej kryjówki, celując z karabinów… i poleciała w końcu w ich stronkę niespodzianka, i Vis mogła przysiąc, iż widziała ich rozdziawione ryje, gdy nastąpił wybuch.


Gdy w końcu dziewczynie przestało dzwonić w uszach, wyszła z ukrycia, podziwiając swoje dzieło. Nie, żeby przepadała za widokiem zwęglonych trupów, jednak na jej ustach wyrósł wielki, wredny uśmieszek… który został starty w proch, gdy lufa wielkiego karabinu plazmowego przycisnęła się do jej skroni.
- Zabiłaś moich kumpli suko - Wychrypiał trzeci z przebywających w magazynie.

Ten, o którym zapomniała w swych wielkich planach, co było teraz fatalne w skutkach.

- P... - Zaczęła dziewczyna, nie dane jej było jednak skończyć. Kolba trafiła ją w twarz, świat zawirował wśród sporego bólu, a potem nastąpiła ciemność…





Becky

Gdy grupa napastników w Space Combat Suit zaczęła wskakiwać do otwartego hangaru po wylocie statku tchórza nad tchórzami, Isabell wcisnęła gaz do dechy, jadąc w tamtą stronę na złamanie karku. Pilotka nie była pewna, co Macolitka kombinowała, jednak.... powoli się chyba domyślała.
- Isabell... - Odezwała się w końcu Becky do dziewczyny, ta jednak nadal zasuwała ignorując kobietę.
- Isabell!! - Wrzasnęła w końcu do niej już na poważnie, ta z kolei zahamowała w ostatniej chwili, tuż przed powoli zamykającymi się wrotami.


- To jedyna możliwość! Nie widzę innej drogi! - Krzyknęła Macolitka, po czym wyjątkowo szybko i zręcznie wyskoczyła z pojazdu. Becky nie była w stanie jej zatrzymać, nie z tylko jedną ręką…
- Idziesz czy nie? Proszę… potrzebuję Cię! Oni wszyscy nas potrzebują! - Powiedziała Isabell, po czym na drobną chwilę złożyła dłonie razem, prosząc i w ten sposób. Nie czekała jednak na odpowiedź, ruszając z kopyta do zamykających się wrót hangaru, po czym… skoczyła w dół. Tak po prostu.







.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest teraz online  
Stary 08-04-2017, 19:25   #145
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
FENN

Sprawy nabrały błyskawicznego tempa. Coś się zaczęło dziać na początku kolumny, a sekundę później padły strzały. Fenn ledwo zdążył ruszyć głową jak zza rogu od strony SPA wychynęła trójka najeźdzców, którzy bez ostrzeżenia otworzyli ogień. Jeden ze strzałów nawet trafiła Suzh’a w pierś, jednak energia rozeszła się po pancerzu nie wyrządzając najmniejszej szkody. Za to jego strzał okazał się celny. Jeden z napastników dostał prosto w nogę, energia plazmy była tak wielka że aż poderwała mu ją do tyłu przez co nie przygotowany wyrył twarzą w ziemię.
Trening zdecydował za niego co dalej. Fenn pochylił się lekko do przodu, silniki na plecach odchyliły się by nadać odpowiedni tor lotu, po czym uruchomiły się. W błyskawicznym tempie pognał w stronę napewno zaskoczonych piratów, wprost ku jednemu z nich.

NIGHT I BIX

Nightfall operował na granicy podświadomości. Automatyzmy kazały jego mięśniom unieść karabin, namierzyć cel i otworzyć ogień, gdy tylko pozostałe zmysły potwierdziły zagrożenie. W tej kolejności, nie tracąc ani ułamka sekundy na zbędną zwłokę.

Rozbłyski rozpoczętej kanonady omiotły czarną powierzchnię metalicznej przyłbicy. Wśród tych chaotycznych, jaskrawych świateł, uporządkowanymi ruchami przemieszczał się niewielki czerwony trójkąt. Tląc złowrogim blaskiem, w krótkich przeskokach szukał dogodnej ofiary.

Krzyk dowódcy najeźdźców przywołujący podwładnych do porządku stopił się z rozdzierającym zawodzeniem umierającego, z płaczem dzieci i piskiem kobiet. Kakofonia dźwięków uderzyła w fonie pancerza, zmuszając układ aktywnego tłumienia hałasu do uruchomienia, przycięcia niepożądanych zakresów częstotliwości. Nastał spokój. Pod hełmem, w myślach, w celowości działań. Czerwony trójkąt zamarł.


Dłoń okryta czarną rękawicą odpinała z oporządzenia granat. Kciuk wśliznął się w oko zawleczki i prostując wyrwał ją z gniazda. HUD zasygnalizował optymalne miejsce rzutu. Przerywaną linią wykreślał trajektorię. Współrzędne punktu zero, gwarantującego rażenie jak największej liczby przeciwników, Bixowi natomiast ofertę względnego bezpieczeństwa. Nightfall w krótkim zamachu wskazał obiektowi miejsce końca swej egzystencji. Gdy w ułamku chwili, szybszym niż ludzkie oko może dostrzec, zatli się, rozkwitnie pięknym płomieniem i zgaśnie, rozrzucając wszędzie wokół niszczycielskie odłamki. Były specjals przywarł do narożnika korytarza od strony śluzy i teraz wychylając nieznacznie, obserwował tor lotu granatu. W pobliżu wytyczonej wcześniej trajektorii, w czasie rzeczywistym, system obliczeniowy wykreślał drugą linię.

Bix z pogardą spojrzał na dym unoszący się z postrzelonego ramienia.
- Tylko na tyle was stać? No to teraz macie przejebane - powiedział do napastników i nacisnął spust piły, która złowieszczo zawyła, rozbryzgując na wrogów krople juchy - Bo ja jestem kurwa nieśmiertelny. Słyszycie kutafony? NIEŚMIERTELNY!
Mniej więcej w tym momencie jebnął nightowy granat, a Młotek rzucił się na tych co zostali, zamierzając zarżnąć każdego, z wyjątkiem ostatniego. Bo tak mu przyszło do głowy, że Kapitan będzie chciała języka.
Bez skojarzeń. Albo i z. Dowolnie.

FENN

Fenn wyskoczył do przodu, śmigając korytarzem, niczym najprawdziwsza rakieta. Dopadł celu swego lotu, wpadając na wroga z dosyć dużym impetem, i posłał go na najbliższą ścianę, po której owy delikwent spłynął… przynajmniej na chwilę był wyłączony z akcji. Gorzej jednak z jego 3 kumplami, którzy od razu skierowali lufy karabinów w stronę mężczyzny. Wystrzelili wszyscy, i pierwsza wiązka została odbita przez Telecinetic Shield, druga trafiła Fenna jednak boleśnie w prawy bok, trzecia na szczęście minęła o cal jego głowę.

Ciało Valarjanina zaczęło produkować enzym podobny do ludzkiej adrenaliny. Serce nieubłaganie pompowało go żyłami rozprowadzając po ciele. Ale to nie wszystko, nie tylko on go napędzał. Jeszcze nie wiedział co to takiego, zapomniał, ale dawno tak się nie czuł.
Suzh odruchowo osłonił się energetyczną tarczą, w ostatnim momencie ułamek sekundy później a mógł oberwać, niestety kolejny strzał dosięgnął go. Fenn zasyczał cicho z bólu.
- Tak pogrywacie? Trzy karabiny na raz? - powiedział do siebie.
Lewą ręką odwiesił karabin spowrotem na pas z tyłu pleców, a prawą sięgnął po miecz. Pół sekundy później znów uruchomił silniki pancerza by dolecieć do przeciwnika na środku grupki.

NIGHT I BIX

Night rzucił granat w tłumek wrogów, jaki zbierał się w śluzie, starając nie uczynić Bixowi krzywdy. Prościej jednak powiedzieć, niż wykonać… i po części się udało. Granat poleciał praaaaaawie tam, gdzie powinien, po czym nastąpiła eksplozja, kosząc dodatkowo wiele osób w ciasnym pomieszczeniu odłamkami. Czy i “Młotkowi” się oberwało? Tak na obecną sekundę strzelec nie był tego w 100% pewny.

Bix… spudłował. Czy pośliznął się na kałuży juchy na podłodze, czy tam krew mu gębę zalała po otrzymaniu odłamka w czoło(!), nieistotne. Ważne, że spudłował. A ci opancerzeni skurwiele wytrzymali potraktowanie granatem, robiąc sobie teraz z wielkiego mięśniaka tarczę strzelniczą. Otrzymał postrzał w łepetynę i brzuch, trzecia wiązka plazmy okazała się na szczęście niecelna. Nie było z nim dobrze, oj nie było, wcale nie był taki nieśmiertelny, jak to przed chwilą ryczał. Właściwie, to był o krok od wykończenia.

Przestrzeń wypełnił huk i multum uderzeń, jak podczas gradobicia. Twarde odłamki z chrzęstem wpijały się w poszycie śluzy, gniotły i odkształcały materiał pancerzy, szukając mięsa. <Targeted Area - Positive> Mignęło na chwilę przed oczami strzelca. W dole niewielki napis udzielał informacji o procentowym odchyleniu. Dla maszyny mieścił się w normie, rzeczywistość kierowała się swoimi prawami. Mężczyzna ujął mocniej broń. Wymierzył przed siebie, zapierając nogą zakroczną. Przygotował się na solidny odrzut, który przez najbliższe chwile wytrwale będzie dążył do przestawienia mu barku. Nacisnął spust w trybie auto, zsyłając destrukcję na zgromadzonych we wnętrzu śluzy. Nikt nie jest nieśmiertelny. Jego karabin mógłby o tym opowiedzieć, choć wolał milczeć. Tłumik dźwięku wprowadzał w zabijanie element surrealizmu i gdyby nie napór kolby na ramię Night sam miałby wątpliwości, dlaczego oni krzyczą, przewracają się. Skąd wytopienia w napierśnikach, palące rany. Zupełnie bez powodu.

Bix zrobił niepewny krok, potem drugi, zamroczyło go porządnie, jak w dziesiątej rundzie walki o mistrzostwo sektora. - Pierdolce! Plazmą Bohatera? Ja wam kurwa dam plazmę...
Zamachnął szeroko zębatym ustrojstwem, odpędzając się od reszty, tarczą rzucił w najbliższego, nie tyle celując co po prostu odrzucając balast. I zaczął wiać.
Jedyne co zrobił wiejąc to zerwał i rzucił na glebę torbę z granatami, po czym na łeb na szyję zaczął dawać dyla, po drodze zgarniając zaskoczonego Nighta. Gdy byli już poza linią strzału uśmiechnięty krwawo mięśniak otworzył wielką grabę pokazując co zabrał ze sobą...
- Zatkaj kurna uszy...

 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 08-04-2017 o 19:38.
TomaszJ jest offline  
Stary 08-04-2017, 22:30   #146
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Seria z karabinu strzelca dopadła pierwszej z brzegu parki przyjemniaczków w śluzie, aż zaiskrzyło… wytrzymali to jednak, Night więc poprawił drugi raz, i dwóch Blorelin padło martwych z łoskotem pancerzy na podłogę. Wtedy też, Bix obrzucał resztę swoją własną bronią, po czym upuścił torbę z niespodzianką na podłogę, wiejąc w jasną cholerę… po chwili nastąpił kolejny wybuch, połączony z wyładowaniem elektrycznym oraz ogniem. W śluzie zrobiło się bardzo, bardzo nieprzyjemnie, i znów posypały trupy. Dwóch z nich jednak wybiegło z wrzaskiem, od razu waląc seriami w kierunku Bixa i Nighta. W pancerzach pokiereszowanych odłamkami, osmoleni od ognia… spudłowali. Obaj spudłowali z ledwie dwóch metrów. Za pierwszą dwójką było słychać kolejnych, ilu ich tam padło, ilu jeszcze żyło?

Fenn doskoczył do trójki przeciwników, dobywając miecza… a oni zamiast odpowiedzieć ogniem karabinów, skoczyli na niego z łapami, chcąc go pochwycić, obalić, i zabić. Suzh odpędzał się od ich bliższej znajomości mieczem, nagle zrobiło się jednak wyjątkowo ciasno, i nie miał ani jednej okazji, by zadać porządny cios ostrzem, poza odtrącaniem łap wyciąganych w jego kierunku… i nagle poczuł okropny ból w plecach, połączony z wystrzałem. Pewnie jeden z tych, których zostawił za sobą, wrednie do niego strzelił od tyłu.

Twarde z nich były konserwy. Night obserwował przedmiot, który wyrzucony ze śluzy odbił się dwukrotnie od ścian korytarza i potoczył po posadzce. Ze złośliwą satysfakcją stwierdził, że po ostatnich próbach otwarcia, z nazwy Space Combat Armor można już śmiało wymazać "Space". Tak pogięte i dziurawe, że o lotach w próżni mogły co najwyżej pomarzyć. Co więcej płyty klinowały się najprawdopodobniej w stawach i nie dało się prawidłowo złożyć do strzału - wytłumaczył spartolenie stuprocentowej sytuacji.
- Wycofaj się Bix, osłaniam - zniekształcony cyfrowym przetwarzaniem głos wydał komunikat.
Przez kilka uderzeń serca przeciwnicy mierzyli się wzrokiem, nim strzelec ponownie nacisnął spust i rozpętał gorące piekło. Unosząc się lekko nad podłożem, niesiony na błękitnych strumieniach z dysz jetpacka, cofał się pod wpływem siły odrzutu, aż zrównał z odnogą prowadzącą do warsztatu. Silnik kierunkowy zepchnął go w bok i strzelec zniknął za rogiem. Mógł tak długo.
Znalazła się. Całkiem już wytraciła prędkość i zatrzymała niemal pod nogami mężczyzny. Pozostając jeszcze w stanie chwiejnej równowagi, nie potrafiła zdecydować o wykonaniu ostatniego obrotu. Pirat pochylił się i podniósł zgubę na wysokość oczu. Była to głowa oderwana od reszty ciała, z żuchwą wciąż zwisającą na kawałku skóry i ściekającą po odłamku kręgosłupa mózgopodobną substancją. Kołysała się pod badawczym spojrzeniem opancerzonej postaci.
- Nieźle - Nightfall skomentował nawałnicę, którą wywołał Młot. - Brzydkie, cuchnące ścierwa.
Wyciągnął rękę z zaciśniętą pięścią w celu przybicia z Bixem "żółwika".
- A teraz jazda się opatrzeć. Nie wiem ile krwi nosisz, ale w kałuży na podłodze można już kaczki puszczać. Wy tam przygotować się! - uderzył w ścianę doradzając braciom Paddock zajęcie pozycji, jednocześnie upuścił łeb aliena wprost na but i kopniakiem odesłał drogą, skąd przyleciał. Poprawił chwyt karabinu, mecz się jeszcze nie skończył. Czujnie obserwował głębię korytarza.


- Aaa, że to - Bix pogardliwie spojrzał na rany - No, trochę boli. Dobra, idę. Ale zostaw mi kilku.
I Młotek poleciał szukać kogoś, kto go opatrzy. Może bracia Paddock będą coś mieli? Bo gdzie jest Doc to nie wiadomo.

Fenn właśnie znajdował się u wrót ciemnej dupy, normalnie powinien sobie z tymi chłystkami poradzić, bez jakichś większych dramatów. Ale w momencie kiedy wsparcie szfankuje, i nie osłania mu pleców? Ale tak naprawdę to jakie wsparcie? Był sam, mógł liczyć tylko na siebie. Jak mógł o tym zapomnieć? Nie było tutaj jego dawnego oddziału. Musiał to przyznać, miał przejebane. Sam przeciw pięciu i do tego w zasadzie otoczony. Na chuj znów zakładał ten pancerz?
Odwrócił się bokiem do środkowego, odpalił silniki odganiając jednego, i miał nadzieję też przypalając, i poleciał w stronę swojego pokoju po drodzę zamahując się mieczem na rannego w nogę sukinsyna.
Cóż, pewnie go załatwią, ale przynajmniej pomęczy ich trochę.
 
Raist2 jest offline  
Stary 09-04-2017, 15:23   #147
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nightfall strzelił serią, ale jedynie zadzwoniło po pancerzach wrogów, nie czyniąc im widocznej krzywdy... oni odpowiedzieli ogniem i na szczęście nie trafili, a jedna wiązka przeleciała niebezpiecznie blisko tuż koło jego głowy. Strzelec wpakował się do warsztatów, a tuż za nim wbiegł tam na całe szczęście również Bix. Zamknęli czym prędzej za sobą solidne drzwi, blokując je na panelu, po czym byli chwilowo bezpieczni.

Alex Paddock natychmiast zajął się ranami Bixa, widząc w jakim opłakanym stanie jest mięśniak. W ruch poszedł Medkit, Fast-use, ale miejscowemu grubasowi z nerwów za bardzo trzęsły się chyba ręce, naszpikował bowiem “Młotka” chyba z 6 razy wszelakim ustrojstwem, efekty leczenia były jednak mizerne.

[MEDIA]http://img07.deviantart.net/396f/i/2016/110/b/8/drug_dispenser_by_ianllanas-d9znb8x.jpg[/MEDIA]

W tym czasie zaczęło się coś dziać przy drzwiach… jakieś chrobotanie, stuki, syczenie? Night, Eddy, i anonimowy mięśniak, co wcześniej się chyba okładał z Bixem, spojrzeli po sobie, potem po drzwiach, i skierowali lufy karabinów w źródło swych obaw…

Fenn odpalił Jetpack, wywołując małe zamieszanie wśród trzech bezpośrednich adoratorów jego skromnej osóbki, po czym od nich odleciał… zarabiając kuksańca w nogę. Wróg, który wcześniej był oszołomiony po spotkaniu ze ścianą, tym razem już był w pełni sprawny, i wystrzelił do lecącego mężczyzny, niecelnie. Sam Finn, pędzący na kolejnego, rannego w nogę, również napotkał sprzeciw w postaci wiązki plazmy, która… przeleciała między jego nogami. Same z kolei cięcie mieczem zostało zbite owym karabinem. Ech, marność nad marnościami… znalazł się ponownie przed drzwiami prowadzącymi w kierunku pomieszczeń, w których mieszkał, toteż zniknął szybko w środku.

- Dobra kurna bo rozbabrzesz jeszcze bardziej - nerwowo rzucił Młot i porwał z półki antyseptyk w postaci butelki miejscowego bimbru i natychmiast zastosował wewnętrznie - Uhh, od razu lepiej. Mocna paździerz, z czego wy to pędzicie? Lezą tu?
Wygląda na to że wrogowie rzeczywiście tu leźli. Jeżeli spróbują się przepalić, Młotek pozna to na kilometr, codziennie miał do czynienia z przepalanymi grodziami. Póki co jednak złapał za zamkniętą beczkę oznaczoną jako "odpady metalowe" i uniósł nad głowę gotów cisnąć ją w każdego kto przejdzie przez drzwi. To, że od owego dźwigania przynajmniej jedna rana sklejona medkitem zaczęła znów cieknąć było mniej istotne.

- Macie fajki? - Night wymienił ogniwo zasilające w broni, przeskoczył ladę i zajął stanowisko strzeleckie w głębi pomieszczenia. Lady w sklepach z bronią, jak i te w barach, zwanych pieszczotliwie mordowniami na jego rozum powinny zostać specjalnie wzmocnione, choć tutaj chuj wie, pewnie wcale. - To co panowie, przyjdzie zwijać interes. Zamiast ochronę, było rozstawić po stacji kukły z syntplexu. Na jedno wychodzi, a ile tańsze utrzymanie.
Rozglądał się, czym by się tu jeszcze dozbroić. Przy okazji wypatrywał dróg awaryjnej ewakuacji, jak kanały wentylacyjne, czy z dużo mniejszym entuzjazmem zsypy na odpady.

Fenn oparł się plecami o grodzia pokoju lewą ręką blokując je na panelu kontrolnym. Westchnął ciężko. Musieli być uzbrojeni w rękawice bojowe, noga w którą został uderzony bolała, pancerz był cały, ale jak nic do oparzeniach na plecach dołączyło jeszcze rozcięcie na nodze, albo porządne obicie, siniak na pół uda.
Uśmiechnął się do siebie. Tak, brakowało mu tego. Iskra niebezpieczeństwa, nie pewność kolejnej minuty….. no i cygara w ustach. Jak mógł wytrzymać 5 lat bez tych emocji?
- Komputer. - przywołał program zbroi - Ścieżka szósta.
- Tak jest. - odezwał się komputera po czym w zbroi zaczęła rozbrzmiewać muzyka. Jeden członek jego dawnego oddziału pokazał mu ten kawałek (i kilka innych) a Fenn od razu zgrał go do pancerza. Zaczął tupać lewą nogą w rytm.

- Brayde. Słyszysz mnie? - nie kłopotał się wyizolowaniem z mikrofonu swojego głosu, przez co w słuchawce było także słuchać tę piosenkę - Odbiór. Czy mnie słyszysz?

- Tak, słyszę, jesteś cały? - Wysapał w komunikatorze mężczyzna - Ja oberwałem, ale jakoś się trzymam… reszcie się nic nie stało. Jesteśmy w trzecim pomieszczeniu od spa, a Ty?

- Bywało gorzej. Jestem u siebie, zamknięty i odcięty. - w czasie jak rozmawiał zajmował się też czym innym - Potrzebuję dywersję, cokolwiek co ich zajmie. Najlepiej było by ich wziąć w dwa ognie. I do cholery jakieś kamery na korytarz powinny być…

W tym czasie rozejrzał się po pokoju szukając czegokolwiek. Ale jedyne co przyszło mu do głowy sensownego do użytku znajdowało się w szafie. Odwiesił miecz z powrotem na plecy i podszedł do niej by ją otworzyć. Przyjrzał się jeszcze raz skrzyni w środku. Odsunął się na bok i wyrzucił ją na zewnątrz powodując tym jednocześnie dość głośny huk. Teraz musiał ją jeszcze przewrócić na drugą stronę. Po chwili mocowania się w końcu przewrócił ją dnem do podłogi. Podszedł do jej panelu żeby włączyć silniczki grawitacyjne, gdy te zaczęły bezgłośnie działać skrzynia uniosła się parę centymetrów nad ziemię. Zwykłe udogodnienie do transportu, a jakże mu się teraz przyda. Ustawił skrzynię wprost naprzeciw drzwi, chwycił w prawą rękę karabin i czekał.

- To jak będzie? Jesteś w stanie to załatwić?

Czegoś mu brakowało, dopiero teraz to zauważył. No tak! Gdzie jest Pok? Pewnie znowu polazł do kuchni podjadać. Oby nic mu się nie stało, bo wściekły kucharz to najmniejszy z jego kłopotów teraz. No cóż, później będzie go szukał, teraz ma inne zmartwienia.

~*~*~

Dosyć potężna eksplozja, wysadzająca drzwi do warsztatów, zmiotła falą uderzeniową Bixa w tył razem z Alexem Paddockiem. Night miał nieco więcej szczęścia, osłonięty stołem, nie odczuł tego tak mocno, choć kawał blachy, przelatujący blisko jego twarzy, mógł świadczyć o nieco innych uczuciach, jakie teraz w nim panowały. Eddy Padock, oraz tutejszy mięśniak, mieli z kolei trochę gorzej, gdy przez sporą wyrwę w drzwiach, coś z sykiem wleciało do środka, po czym przypieprzyło w ścianę, zasypując ich odłamkami, przez co obaj zawyli z bólu. Te sukinsyny na zewnątrz miały mini-granatnik?
 
Cai jest offline  
Stary 09-04-2017, 16:18   #148
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Doc spojrzał na Lexi, a potem na zgromadzoną grupę. Mężczyznę i kobietę z dzieckiem.
Nie był zadowolony. Szukał siły z którą mógłby odnaleźć członków drużyny i wypędzić bandziorów od Feniksa. A nie trójki wystraszonych uchodźców.
- Noo... szlag by to trafił.-mruknął pod nosem do siebie. I zwrócił się do Lexi.-To może i w miarę bezpieczne miejsce, ale jakbym szukał bezpieczeństwa, to bym… pewnie zatrzasnął się na statku. Mam Vis, Leenę… mam całą załogę do odszukania i wolałbym odbić tą stację, a nie kryć się po kątach ze strachu.
Po czym zwrócił do się mężczyzny.- Bez urazy oczywiście…. Bronisz swojej kobiety przed niebezpieczeństwem, co jest godne pochwały. Ale moi towarzysze zostali po drugiej stronie tych drzwi.

- No cóż… tymi drzwiami już chyba nie wyjdziemy - Odpowiedziała Lexi, wzruszając ramionami - To jedyne z Ambulatorium...
- Są jeszcze kanały! - Pisnęła nagle mała dziewczynka.
-Super… w takim razie wiem którędy wyjdę. Tyle że jeszcze nie wiem gdzie iść. Macie jakieś sugestie, gdzie powinienem się skierować?- zapytał Dave.
- Ty? - Zdziwiła się Lexi - Czy może raczej my? - Wyszczerzyła ząbki, po czym dodała - Masz jakieś granaty?
-Nie będę ciągnął tego faceta i dziecka i jego matki. Są zamknięci i są bezpieczni. Nie mają powodu by się narażać. Ty natomiast… jeśli chcesz, to zapraszam- stwierdził Bullit spoglądając na mężczyznę i zastanawiając się czy zaprzeczy jego słowom.-Mam jeden grawitacyjny. Ale skoro siedzimy w ambulatorium, to weźmy tyle medkitów ile zdołamy wziąć. Może będzie okazja kogoś podleczyć.
- Ja zostanę, w końcu ich tu samych nie zostawię - Powiedział typek.

Po kilku chwilach udało się zebrać 5 medkitów, które wylądowały w niewielkim plecaku. Bullit był gotowy do dalszej rozwałki, Lexi również była gotowa, więc nie pozostawało nic innego, jak wcisnąć się w wentylację bazy… i naprawdę było cholernie ciasno. Dzięki niej jednak byli w stanie opuścić Ambulatorium, pozostawało jednak podjąć decyzję przy pierwszym rozwidleniu, czy wychodzić już na korytarz, czy może pełznąć dalej wentylacją w kierunku najbliższych pomieszczeń mieszkalnych.

Pomieszczenia mieszkalne wydawały się Docowi bardziej sensowne, bo wychodzenie na korytarz było wystawianiem się na odstrzał. Więc tam się skierował. Gorzej, że nie wiedział co dalej. Nie chciał wywoływać kogokolwiek bojąc się narazić. Nie wiedział gdzie szukać Vis, ani reszty… a co gorsza Lexi nie wydawała się wiedzieć gdzie tu siły asteroidy stawią opór napastnikom.
Niestety w pomieszczeniu owym, do którego Doc i Lexi dotarli nie było nic… Nic użytecznego w każdym razie. Bullit jakoś nie miał ochoty na przeszukiwanie czyichś rzeczy w poszukiwaniu wartościowych przedmiotów. Był może piratem, ale nie pospolitym złodziejaszkiem. Pozostało więc wczołganie się z Lexi z powrotem do wąskich i brudnych szybów wentylacyjnych wraz z całym ich sprzętem i klnąc pod nosem przedzierać się z powrotem przez ciasne zakręty w tym klaustrofobicznym otoczeniu.

Nic dziwnego, że brudny i poobijany Doc z ulgą opuścił wentylację i z radością rozprostował kości obiecując sobie, że szybko tam nie wróci.
Wydostali się z zamkniętych pomieszczeń, ale nadal byli dwójką uzbrojonych ludzi w bazie pełnej wrogów i nie wiedząc, gdzie jest reszta. Co zresztą Bullita bardzo irytowało.
Pewnie mógł się skomunikować poprzez ich komunikatory, ale… nie ufał technologii. Ktoś mógł podsłuchiwać ich częstotliwości.
Bądź co bądź Doc pod całą tą skorupką cywilizacji był rewolwerowcem z Axionu. Plany dzikiej i prymitywnej.
Był też przyzwyczajony do działania samemu. Owszem zdarzało mu się działać w różnych bandach, ale to były tymczasowe sojusze. Nawiązywały się na konkretne akcje i rozwiązywały po nich. To tutaj… było chaosem, nad którym nic nie panował.
Gdyby Doc miał na głowie uratowanie tyłko swego tyłka, nie byłoby problemu. Ale na głowie miał kuperek Vis i… pozostałych członków załogi, choć taki Night, Bix i Leena potrafili o siebie zabdać.
Dlatego też skierował się tam, gdzie spodziewał się zastać Darakankę.


Doc wraz z Lexi zaczęli więc skradać się korytarzem w kierunku “Salki” i kuchni, nie wiedząc, iż pakują się prosto w totalną kabałę. On przy jednej ścianie korytarza, ona przy drugiej, z karabinami gotowymi do strzału, a lufą skierowaną tam, gdzie i kierowali wzrok.

I nagle prosto z “Salki” wyszedł jeden z tych palantów na korytarz, spoglądając z rozdziawioną gębą na skradającą się parkę. Bullit miał jednak szybkie palce i szybką reakcję, nim więc przyjemniaczek zdołał drgnąć, oberwał w tors, a Lexi poprawiła w biodro. Typek zginął, choć same strzały, oraz jego przedśmiertny jęk, zaalarmowały chyba jego kumpli. Od wspólnej sali, a i chyba z kuchni, rozległy się wrzaski w obcym języku i łomoty biegających buciorów.
- Za mną.- syknął Doc i pognał do tyłu. Potrzebowali się cofnąć i… może wrócić do statku? W każdym razie i tak wygodniej byłoby im odpierać ataki zza winkla. Więc Bullit tam się właśnie skierował.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 09-04-2017, 21:54   #149
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Stój zaczekaj, nie idź sama - rzuciła Becky, w pośpiechu odpinając pasy bezpieczeństwa. Gdy jednak spojrzała potem przed siebie, zobaczyła jak Isabell wskakuje właśnie przez właz do hangaru - tak po prostu... A niech to!... Przecież nie mogła pozwolić jej iść tam samej. Teraz nie było już innej opcji. Czy naprawdę nie mogły wymyślić nic innego? Zorganizować jakiś atak z dwóch stron? Wtargnąć na statek wrogów? Wykorzystać Rovera?! Nic? Musiały się po prostu pchać się na wrogów? I to nieuzbrojone?!
No cóż, przynajmniej na to ostatnie Becky mogła coś poradzić - bardzo skromne coś. Zanim wysiadła, otwierając drzwi, wyciągnęła spod deski rozdzielczej “pistolet”. Oczywiście nie była to prawdziwa broń, a jedynie flara sygnalizacyjna... w dodatku jednostrzałowa, ale lepsze to niż nic. Samych flar były zaś tylko trzy.
Pilotka załadowała flarę i po zarzuceniu żurawia w głąb szybu, niewiele myśląc skoczyła za Isabell.

Po kilku sekundach powolnego opadania w dół, obie dziewczyny przeleciały przez niezbyt silne pole energetyczne, znajdujące się 3 metry nad podłogą, gdzie działała już sztuczna grawitacja… trochę więc bolały nogi po wylądowaniu na podłodze pustego hangaru.
Ostatni z napastników znikał właśnie w śluzie, prowadzącej w głąb samej bazy. Były więc same, jeśli nie liczyć leżącego kilkanaście metrów od nich jakiegoś zabitego nieszczęśnika, należącego do miejscowych. W samej śluzie rozbrzmiewało przytłumione coś, co chyba było odgłosami kanonady.
Becky nie mogła pozbyć się wrażenia, że na zewnątrz były nieporównywalnie bezpieczniejsze.
- Iss, zaczekaj - powiedziała niezbyt głośno, ale na tyle wyraźnie aby macolitka ją zrozumiała.
Nie tracąc czasu doskoczyła do leżącego na podłodze osobnika. Jeśli załatwili go ci którzy tu weszli, może mogła coś jeszcze poradzić?
Niestety od razu widać było, że przypadek był beznadziejny. Był martwy i nic już nie mogło tego zmienić. Mężczyzna... nastolatek, wręcz jeszcze dziecko, został poważnie postrzelony w tors, co rozwaliło mu płuca i serce... a był taki młody...
- Co teraz? Masz jakiś plan? - zarzuciła Becky, zabierając młodzianowi pistolet, który miał przy pasie, a którego nie zdążył nawet wziąć do ręki zanim go zamordowali.
- W sumie nie... - Odparła z rozbrajającym uśmiechem Isabell - ... ale wychodzi po drodze, czy nie? Do tej pory tak było. Jesteśmy wewnątrz, a tu zdziałamy więcej, niż na powierzchni księżyca. Ja tam nie będę siedziała i zbijała bąki, jak nas tu potrzebują! - Dodała na końcu nieco głośniej, niż powinna, co rozniosło się po hangarze, aż obie uniosły swe brewki w górę w zdumieniu… nikt, ani nic się jednak nie wydarzyło. Gdzieś za to blisko nich, chyba i w samej śluzie, rozległa się niezła kanonada oraz wybuchy. Toczyły się tam chyba walki na całego…
- Dobra, przede wszystkim: cicho - powiedziała szeptem scenicznym Becky, upewniając się, że znaleziony pistolet jest w pełni sprawny. Świadoma sytuacji, musiała przejąć dowodzenie ich dwuosobowej drużyny, gdyż macolitka najprawdopodobniej nie miała doświadczenia w sytuacjach bojowych. Na początek oddała flarę Isabell, nie chcąc pozostawiać jej całkiem bezbronną.
- Ruszamy powoli i skradajmy się - powiedziała szeptem Ryder i machnęła zachęcająco ręką, po czym obie ruszyły powoli przed siebie. - Póki nas nie widzą mamy ogromną przewagę, więc wykorzystamy panujący tam bałagan aby pozostać w ukryciu - wyjaśniła.
- Tak jest - Isabell niedbale zasalutowała pilotce, robiąc przy tym durną minkę i gdyby nie napięta sytuacja, Becky mogłaby się nawet uśmiechnąć.
Rozglądając się uważnie, weszły ostrożnie do pierwszej śluzy, a następnie nie otwierając drzwi, Becky zajrzała dyskretnie przez okienko, do kolejnej śluzy… a tuż obok niej stanęła Isabell, również tam zaglądając. Wnętrze było spalone i poszatkowane odłamkami, co jednak ważniejsze, w środku leżało 4 martwych napastników w Space Combat Suit. I co jeszcze ważniejsze, mieli oni przy sobie karabiny, i pewnie jeszcze inny sprzęt na sobie. Macolitka poruszała wymownie brewkami, po czym wpakowała się od razu do owej śluzy, szybko zajmując się łupieniem trupów. Zdobyły całkiem niezłe łupy.



Karabin dla Isabell, dla Becky również. Pistolety dla obu dziewczyn - zdaniem Becky znacznie lepsze od tego co dorwały wcześniej, a do tego od każdego zabitego po 3 granaty! Teraz mogły wojować… i chyba miały okazję tuż pod nosem, bowiem za kolejnymi drzwiami śluzy, już w korytarzach bazy, trwała kolejna kanonada. Isabell zaczęła oglądać zdobyczne granaty, podsuwając je pilotce pod nos.
- Znasz się na tym? Jakie są jakie? - Spytała, z poważną tym razem miną.
- Ten... ten jest odłamkowy... - zaczęła Becky, przyglądając się znalezionym granatom. Niestety nabawiła się do nich poważnego wstrętu i w pierwszej chwili od samego patrzenia zrobiło jej się niedobrze... nie mniej jednak wyglądały dość obiecująco.


Miały trzy rodzaje granatów, po cztery sztuki każdego. Czy to słusznie, że każdy zabity miał różne rodzaje? Nie byłoby lepiej mieć swój jeden, najlepiej znany i lubiany, no i w razie czego nie zastanawiać się jakiego użyć tylko brać i rzucać? Cóż, chyba oni myśleli inaczej - najwyraźniej chcieli być przygotowani na różne ewentualności i mieć odpowiedni granat na każdą okazję... Niestety w kwestii ich przydatności, oprócz odłamkowych Becky nie wiedziała który granat jest jaki. Pozostałe dwa rodzaje były głupie, bo nie miały na sobie żadnych oznaczeń, jakby kształt i ciężar miały mówić same za siebie. Wiedziała tylko tyle, że temu małemu można ustawić czas do eksplozji... chyba.
- No nie wiem, co do reszty. Piłka-cycek i mały-czasowy - nazwała pozostałe egzemplarze. - Ale to właśnie jedno z takich cholerstw ujebało mi rękę, więc przy tej ilości mamy dużą siłę rażenia - wyszeptała, starając się rozpiąć swój skafander. Musiały to wszystko jakoś zabrać, a żadna z nich nie miała przy sobie torebki. Tamci mieli je bezpośrednio przy zbrojach, ale rozebranie ich zajęłoby wieczność... nie wspominając o tym, że były uszkodzone.
- Pomóż mi zdjąć koszulkę. Zrobimy z niej tobołek na te granaty - dodała pilotka.
- Będziesz się rozbierać? - Parsknęła Isabell - Nie pora na wygłupy… poupychamy po kieszeniach kombinezonów?
- Hmmm - mruknęła Becky zastanawiając się nad tym. Z granatami trzeba było postępować bardzo uważać. A co jeśli wyciągając jednego z kieszeni zawleczka się zaczepi? No cóż, nie było innego wyjścia.
- No dobra. Ale ostrożnie z nimi - odpowiedziała cicho i zgodnie z ich postanowieniami, pakowała granaty po kieszeniach kombinezonu najbezpieczniej jak się dawało.

Po minucie dziewczyny wyjrzały na korytarze. W kierunku spa, dłuuuugi korytarz był pusty. Za to po prawej od obu awanturniczek, ledwie kilka metrów od nich samych, 5 sukinkotów oblegało kogoś w jakimś pomieszczeniu, strzelając do wnętrza, a nawet robiąc użytek z… Mini-granatnika! To był idealny cel, i aż było szkoda przegapić taką okazję, by nie załatwić aż pięciu z nich na raz. Wrogowie zaś ich kompletnie nie zauważali, zwróceni plecami.
Obie szybko przeszły trzy kroki dalej, aby z punktu widzenia zbirów znaleźć się za rogiem.
- Załatwimy sukinsynów. Najpierw obrzucamy, a potem rozwalimy ogniem ciągłym... - zaproponowała dziarsko Isabell.
- Tak, ale zaczekaj. Musimy wykorzystać element zaskoczenia, więc warto zrobić jedno duże bum - szepnęła Becky. - Masz jakiś pomysł jak podrzucić im kupę granatów na raz? - spytała.
- Hmm - Zastanowiła się Isabell, po czym z bezczelnym uśmiechem… ściągnęła własny but. Mógł się do tego nadać, w końcu był to dosyć wysoki kozak. Macolitka wzruszyła ramionami, jak improwizować, to improwizować.
Pilotka uśmiechnęła się zadowolona.
- Dobra, pakujemy zawleczkami do góry. Odłamkowe i te piłko-cycki - zagadała, sama stosując się do tych wytycznych.
- Cokolwiek te drugie robią, huknie nieźle i jeszcze rozrzuci podrasowane odłamki. I schowamy się za drzwiami śluzy - wyjaśniła cicho.
Cały plan wydawał się dobry, a poświęcenie buta za jego powodzenie to dość kalkulowana cena.
 
Mekow jest offline  
Stary 09-04-2017, 22:04   #150
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Becky, Bix, Isabell, Nigtfall


Pierdolnęło.

Nie, nie eksplodowało, nie pieprznęło. Pierdolnęło tak potężnie, że aż najbliższą okolicą zatrzęsło, a po pięciu frajerach oblegających grupkę w Warsztacie niemal nic nie zostało. Cały korytarz osmalony, duża dziura w podłodze, jakieś rozsmarowane resztki na ścianach, kawałek dłoni, fragment kombinezonu bojowego, powyginany, do niczego nie nadający się karabin… jakaś zdeformowana noga.


Isabell i Becky, schowane za rogiem, zatykające uszy, uśmiechnęły się wrednie do siebie. Nie trzeba było poprawiać żadnymi seriami z karabinów, nie trzeba było się już przejmować wrogami, ci bowiem przestali w jednej chwili istnieć. Masa granatów wpakowana w but Macolitki, celnie rzucona na sam środeczek grupki napastników, spełniła ponadprzeciętnie swoje zadanie. Kuśtykająca Isabell ruszyła przodem przez pobojowisko.
- Macie za swoje sukinsyny! - Krzyknęła zadowolona.

- Isabell?? - Rozległo się z głębi warsztatów. Rozpoznała ten głos od razu. Nightfall.
- Night! - Pisnęła ucieszona dziewczyna.
- Iss! - Mężczyzna również nie krył radości, choć jednocześnie i był zaskoczony tutaj jej obecnością. W końcu kazał jej się trzymać od tego całego rabanu z daleka… no ale jak tu być złym w takiej sytuacji na tą małą piromankę?

Becky, Bix, Nightfall i Isabell. Załoga Fenixa powoli się łączyła, jakoś to będzie, przechodzili już wspólnie przez gorsze tarapaty… brakowało jeszcze Doca, Vis, no i Leeny, oni jednak pewnie też się już niedługo znajdą, a wtedy wspólnymi siłami będzie o wiele łatwiej rozprawić się z napastnikami w bazie.
- Użyłyśym buta, jako pojemnika na granaty - Powiedziała nieco dumnie Macolitka, po czym ściągnęła drugi, odrzucając go gdzieś niedbale w bok. Chyba ją denerwowało te kuśtykanie tylko w jednym…
- Fajno, że nic wam nie jest - Odezwał się Bix, potrząsając łepetyną, by dojść do siebie po fali uderzeniowej kolejnej eksplozji, którą odczuł na swej makówce.

- Dobra panie i panowie, to jaki teraz macie plan? - Odezwał się Alex Paddock, z Eddym i tutejszym mięśniakiem, wpatrującymi się w załogantów Fenixa.





Doc, Vis

Bullit wycofał się wraz z Lexi z dala od okolic kuchni i wspólnego pomieszczenia bazowego. Nie był pewny, co ich tam czekało, a sądząc po odgłosach, tam właśnie przebywały te szumowiny, atakujące siedzibę Crazass’a. Nie miał ochoty na ogień krzyżowy z drzwi obu pomieszczeń przed sobą, do tego jakiś sukinkot mógł ich pozycji dosięgnąć granatem, lepiej więc jednak było najzwyczajniej w świecie wycofać się na bezpieczną odległość… i szczerze powiedziawszy, Dave nie wiedział, co robić dalej. Lexi nie była zbyt wielką pomocą, co samo w sobie było dosyć dziwną sprawą. Nie posiadała info o tym co się działo w bazie, nie proponowała jakiś konkretnych działań, czyżby… czyżby… myślenie nie było jej mocną stroną?

Spojrzał na kobietę, jakoś tak mierząc ją wzrokiem z góry do dołu.
- Co?? - Spytała ta, zdziwiona jego zachowaniem.
- A nic... - Zaczął Bullit i…

- Doc!! - Znajomy głos, w korytarzu, od strony głównego hangaru - Doc... - Dodała już ciszej Vis, biegnąc w jego stronę, z karabinem w dłoniach, pistoletem i dwoma granatami u pasa. Wpadła mężczyźnie w ramiona, po czym zaczęła płakać. Tak po prostu. Tuliła się do niego mocno, i szlochała na całego. Musiały ku temu być powody, coś poważniejszego, niż jedynie radość z powodu odnalezienia go. Coś, coś o wiele poważniejszego...





Fenn

Przygotował się do dalszego działania, czekając na znak o dywersji od swojego znajomka, gdy przy drzwiach,za którymi znajdowali się potencjalni wrogowie, rozległo się dziwne chrobotanie i jakiś syk. Keetar chwycił mocniej karabin, celując w drzwi, gotowy pchnąć szafę w ich stronę nogą… nie weszli jednak, a sygnał od Brayde’a nie nadchodził. Co się do cholery działo?

I nagle na panelu sterującym drzwiami zapalił się czerwony sygnał. Zablokowali je od drugiej strony?? Do tego pojawiły się odgłosy syczenia… zamknęli go w środku, zaspawali??






Wszyscy

W głośnikach znajdujących się w wielu miejscach bazy, rozległy się jakieś trzaski, piski, i w końcu odezwał się w nich chropowaty, nieprzyjemny głos:

- Tu Kapitan Rhieff do mieszkańców bazy i załogi Fenixa, mam dla was ważny komunikat… jak się nazywasz? - Głos zwrócił się do kogoś, chyba w pobliżu mikrofonu - Jak się nazywasz i kim jesteś?!
- Max… Max Larocca… obsługa hangaru...
- Co teraz robię?
- Warknął głos.
- Przy… przystawiłeś mi… pistolet.. do głowy...

Rozległ się wystrzał, oraz piski i krzyki przerażenia znajdujących się w pobliżu osób.

- Zamknąć się! - Ryknął chyba w ich stronę Rhieff, po czym kontynuował przekaz - Moi ludzie kontrolują bazę. Wielu mieszkańców jest zamkniętych w różnych pomieszczeniach, bez możliwości szybkiego wyjścia. W każdej chwili możemy im wyciągnąć z owych pomieszczeń powietrze i zdechną. W każdej chwili mogę zabić kolejnego zakładnika. Załoga Fenixa ma się zjawić w głównej sali w ciągu dwóch minut. Czekam na Doktora Bullita, Strzelca Nightfalla, Inżyniera Uchu, Pilotkę Becky. Mam waszą Kapitan, jeśli nie przyjdziecie w ciągu 2 minut, to ją wezmę do mikrofonu, zrozumiano?? Dwie minuty!! - Warknął typek, po czym przekaz się zakończył.







.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 09-04-2017 o 22:07.
Buka jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172