Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2017, 18:59   #143
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Vis kompletnie nie rozumiała dlaczego niektórzy odradzali jej naprawy Archona. Skoro był zepsuty, to należało ten stan zmienić, co było tak oczywiste, że aż biło po oczach. To, że istniała jakaś tam szansa, nie istotne jak duża, na to że po skończeniu roboty nie będzie on tym samym Archonem którego poznała… To nie było istotne w żadnym stopniu, o ile da z siebie wszystko by jednak przywrócić go do stanu jak najbliższego temu, w którym go spotkała. No, może nie zaraz po spotkaniu bo wtedy też go trzeba było naprawiać. Póki co jednak, trzeba było zdobyć części.

Opuszczając Fenixa poinformowała doktorka, że może jej chwilę nie być i gdzie idzie. Jego upór przy tym, by jej ciągle przeszkadzać nieistotnymi sprawami jak sen i jedzenie, był może i okresowo wkurzający, jednak jakoś tak zaczynała się do tego przyzwyczajać. No i nie musiała sama o tych sprawach myśleć co dawało jej dodatkowy czas by zająć się ważniejszymi sprawami. Jak chociażby właśnie Archonem, który jak już zagnieździł się w jej myślach tak nie chciał ich opuścić. No i była jeszcze kwestia planowanych protez, tych które były potrzebne teraz i tych, które mogły się przydać kiedyś tam. W końcu, o ile nic na statku akurat się nie działo i nikomu nie przyszło do głowy by szukać kłopotów, to nie miała aż tyle innej roboty. Nic nie robienie z kolei było dla Vis zwyczajnie męczące.

Magazyny bazy okazały się nad wyraz dobrze zaopatrzone co niezmiernie ucieszyło Darakankę. Co prawda, wychylając nos poza bezpieczne terytorium Fenixa narażała się na niechciane zaczepki, to jednak warto było, w jej mniemaniu, ryzykować po to by móc pobuszować po półkach, w skrzyniach i każdym skrawku dostępnej przestrzeni, na której złożono części i części do części. Nic, tylko istny raj. Gdyby to od niej zależało, a terminy jej nie goniły, pewnie nieprędko by z magazynu tyłek ruszyła. Pech jednak chciał, że to nie od jej zachcianek, czy też od troskliwości Doc’a czy nawet nie od rozkazów Leeny zależało to, że Vis nabrała ochoty na jak najszybsze opuszczenie magazynu. Należało przy tym nadmienić, że początek zawieruchy zwyczajnie jej umknął. Zajęta dobieraniem potrzebnych jej części zwracała na otoczenie tyle uwagi ile zwykle się jej zwraca na powietrze, czyli niewiele. Dopiero gdy rozległy się strzały, a pomieszczenie wypełniło się wyciem alarmu, dotarło do niej że właśnie zaczęły się kłopoty.
Nigdy nie lubiła walki, ta bowiem przede wszystkim kojarzyła się jej z niszczeniem. Niepotrzebnym, gwałtownym i pozbawionym jakichkolwiek reguł, a przynajmniej tak to wyglądało z jej pozycji. Po pierwszych strzałach skuliła się odruchowo, wypatrując bezpośredniego zagrożenia. Szperając po złomowiskach i poruszając się po mniej cywilizowanych częściach baz i miast, wyrabiało się pewne nawyki. Zwykle też miało przy sobie coś, czym można by się bronić, a czego Vis przy sobie nie miała. No bo w końcu byli w bezpiecznym miejscu, wśród przyjaciół czy jakoś tak… Jej jedyną bronią był klucz, który miała zatknięty za pasek i skrzynka pełna części, które zdążyła wybrać, a które niezbyt się do walki nadawały. No chyba żeby nimi rzucać, tyle że Vis było ich jednak trochę szkoda. Odłożyła więc skrzynkę i chwyciwszy klucz zaczęła wycofywać się do tyłu, zwiększając dystans między sobą, a wrogiem. To, że przy okazji zwiększała też dystans dzielący ją od Fenixa, było niekorzystne ale póki co nie widziała innego wyjścia.

Vis cofała się między regałami, starając to uczynić jak najciszej. I póki co, to jej się udawało. Pech jednak chciał, że niemal równolegle z nią, po przeciwnych końcach regałów - środkiem, w kierunku wyjścia, do którego ona powoli zmierzała - człapał metalowymi buciorami jeden z wrogów, powoli odcinając jej drogę ucieczki. Raczej nie miała szans, zwiać już obraną przed chwilą drogą. No bo przecież nie przebiegnie przed nim ledwie kilka metrów, ryzykując strzał w plecy? Co robić, co robić…

Jedyne co mogła zrobić, gdy już doszła do wniosku, że zwianie raczej się jej nie powiedzie, było znalezienie jakiegoś bezpiecznego miejsca, w którym mogłaby tą całą zawieruchę przeczekać. Na szczęście nie była duża, a w magazynie nie brakowało skrzyni, które mogłyby ją pomieścić. Co prawda wchodząc do jednej z nich pozbawiała się jakiejkolwiek szansy na szybką ucieczkę, jednak jedyne czego potrzebowała to żeby tamci wynieśli się z magazynu i umożliwili jej powrót na Fenixa. Na statku przebywał wszak doktorek, a on z pewnością był lepiej obeznany w takich podbramkowych sytuacjach niż ona. No i sądząc po jego kolekcji, lepszy był także z bronią w dłoni. Z całej załogi, Vis to na nim polegała najbardziej i liczyła na to, że teraz też się nią zaopiekuje.
Pospiesznie wybrała w miarę niewyróżniającą się skrzynię, która nie była zapełniona po brzegi i ostrożnie, żeby nie narobić hałasu, wcisnęła się do środka, nakrywając z powrotem wieko, które kryło jej zawartość. Siedząc cicho i ściskając klucz w obu dłoniach, nasłuchiwała kroków napastnika.

Kroki z początku były nieco oddalone, zupełnie jakby typek dochodził do drzwi, przez które wcześniej miała zamiar zwiać. Koleś zakuty w blachy otworzył wyjście z magazynu, przez chwilę się na coś gapił, po czym coś warknął do swoich kumpli po “ichniemu”. Vis jednak nie rozumiała ich języka… rozległa się bieganina kilku osób, i wkrótce wszyscy zniknęli właśnie za tymi strategicznymi drzwiami, wnikając w głąb bazy, w kierunku, gdzie wcześniej chciała ona sama uciekać.

Vis odczekała tą chwilę czy dwie, które wydawały się jej wiecznością w ciasnej skrzyni po czym ostrożnie uchyliła wieko i wyjrzała na zewnątrz by także wzrokowo upewnić się że droga wolna. Nie widząc nikogo, kto mógłby w nią posłać serię, zaczęła się z owej skrzyni gramolić. Jej celem było wyjście przeciwne do tego, w którego kierunku skierowali się napastnicy. I tak też ruszyła gdy już obie stopy znalazły się na podłodze, przemykając między regałami co by nie wypaść tak znienacka na otwartą przestrzeń. I będąc już przy ostatnim regale, tam gdzie właściwie to cały ten bajzel ją zastał, gdy… od strony hangaru, do magazynu weszło 5 nowych, nieproszonych gości. Ci o dziwo nie mieli na sobie tak porządnych pancerzy jak inni agresorzy, ot jedynie lekkie, jakie już widziała u załogantów Fenixa. Wieźli ze sobą jakąś skrzynię, zupełnie taką, z jakich wcześniej wyskoczyły inne przyjemniaczki podczas podstępnego ataku. Vis skuliła się za regałem z przyspieszonym biciem serca i niemą wiązanką na ustach.

W tym czasie Blorelin pozakładali ponownie wieka na puste skrzynie, tą dopiero co przywiezioną otwarli, po czym coś w niej zaczęli majstrować, rechocząc pod nosem. W końcu i ją zamknęli, chowając między tymi identycznymi. Po czym wrócili do hangaru… jednak nie wszyscy. Dwaj zaczęli się kręcić po magazynie, przypatrując się regałom. Szlag by to trafił.

Vis nie mogła uwierzyć w swojego pecha, chociaż z drugiej strony to chyba powinna czegoś takiego oczekiwać. Niepokoiło ją to skąd tamci przyszli. Czyżby Fenix został przejęty? Jeżeli tak to co z doktorkiem? Nigdy jakoś szczególnie los innych nie leżał jej na sercu o ile nie mieli ciała w wersji mechanicznej, to jednak w tym przypadku ta zasada zdawała się nie działać tak jak powinna. No i była jeszcze kwestia Młoteczka i pani kapitan. I trochę Becky i Isabel, chociaż bez wątpienia mniej niż pierwszej trójki.
Na zmartwienia mogła sobie jednak pozwolić gdy jej własny tyłek będzie już bezpieczny, a póki co taki nie był. W związku z czym podjęła próbę przemknięcia cichaczem w stronę wózka. Gdyby przy okazji nadarzyła się lepsza kryjówka lub okazja wślizgnięcia się do jeden z porzuconych skrzyń, to zamierzała z niej skorzystać. Najlepiej do jednej z tych, które stały blisko tej właśnie dostarczonej. Vis nie byłaby sobą gdyby nie podjęła przynajmniej próby zajrzenia do środka.

I póki co, plan okazał się skuteczny, Darakanka schowała się, tam gdzie chciała, nie wzbudzając niepotrzebnego zainteresowania jej skromną osóbką… dwa (nie)przyjemniaczki szwędały się zaś dalej po magazynie, rozdzielając nawet, i przeglądając chyba sobie pobieżnie jego zawartość. Vis była niejako w potrzasku, chwilowo jednak niezauważona i względnie bezpieczna. Kwestią jednak czasu, pozostawała raczej ta niema zabawa w chowanego.
Vis była zadowolona z tego, że póki co udało się jej uniknąć bliższego spotkania z przeciwnikiem. Tyle tylko, że do celu, który sobie obrała wciąż pozostawał całkiem solidny odcinek drogi. Przez chwilę w jej głowie pojawił się pomysł wykorzystania wózka, jednak szybko go odrzuciła. To z pewnością by ściągnęło uwagę na jej głowę, a tego przecież nie chciała. Zamiast tego postanowiła darować sobie dalszą zabawę w kotka i myszkę, tym bardziej, że bycie myszką nie do końca jej odpowiadało. Odcinek do przebiegnięcia nie był w końcu taki długi, a później tylko trochę do Fenixa. Da sobie radę, na pewno…
Dodając sobie animuszu pozytywnymi myślami, zerknęła jeszcze tylko czy żaden ze spacerowiczów nie znajduje się zbyt blisko, po czym puściła biegiem w stronę wejścia do hangaru.

Vis ruszyła pędem do wrót prowadzących do hangaru, jednocześnie starając się biec w ciszy, co samo w sobie było dosyć wyjątkowo karkołomnym zadaniem… i według nie samej, narobiła po drodze tyle rabanu, że nie było możliwe, by jej nie usłyszeli. A jednak! Przebiegła niezauważona, po czym wparowała do wielkiego hangaru, gdzie znajdował się Fenix, tylko po to, by stanąć jak wryta. Tam bowiem również były owe przyjemniaczki...

Kilku z nich znikało właśnie przez małą śluzę, wchodząc w głębię samej bazy. W hangarze leżał trup jednego z nich, podobnie jak i 2 ciała miejscowych, do tego było też dwóch innych wrogów, zajętych sobą… jeden leczył drugiego, miała tu chyba miejsce jakaś świeża strzelanina, czyżby był tu przed chwilą Bullit?

Nie bardzo wierzyła w to, że jednak udało się jej przedostać i to niezauważoną przez nikogo. Teraz jednak nie był najlepszy moment na to by świętować bo wcale nie czuła się o wiele bezpieczniej niż w magazynie. Wręcz przeciwnie, chociaż trup na podłodze dodawał nieco otuchy. Ten należący do przeciwników, oczywiście. Korzystając z tego, że ci, którzy pozostali przy życiu są raczej zajęci, szybko znalazła sobie miejsce za skrzyniami, których nie brakowało pod ścianą. No bo przecież tak stać na otwartym nie będzie stała, aż tak głupia to raczej nie była. No i potrzebowała chwili czasu by opracować dalszy plan działania. Statek sprawiał wrażenie zamkniętej na cztery spusty fortecy, a ona, jak na złość, nie miała kodów dostępu by się do owej fortecy dostać. Nie miała też jak nawiązać kontaktu z załogą, co wcale nie poprawiało jej sytuacji. Miała za to coś, co powinno na jakiś czas dać zajęcie tamtej dwójce. Każdy wiedział że się butli z gazem i palników nie łączy ze sobą, chyba że się chciało zrobić ładne BUM. No i właśnie na takim bum zależało Vis, gdy dobrała się do stojących pod ścianą butli. No bo co sobie będa tak bezczynnie stały? Zamiast się obijać mogły zostać posłane w stronę napastników i posłać ich milutko na tamten świat. Tylko uważać by trzeba, żeby przy okazji Fenixa nie uszkodzić bo wtedy nie musiałaby się martwić o śmierć z ręki wroga. Leena zajęłaby się nią w podobny, albo i boleśniejszy sposób. Nie tracąc więcej czasu i starając się poruszać najciszej jak umiała, zabrałą się za konstruowanie prowizorycznej bomby.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline