Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2017, 04:52   #544
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 70

Cheb; rejon zachodni; dom Kate; Dzień 8 - wczesne przedpołudnie; słonecznie; ziąb.




San Marino



Obydwaj mężczyźni wydawali się w pierwszej chwili zaskoczeni nagłym i brutalnym atakiem szamanki tak samo jak zaatakowana żołnierka. Przytrzymywana mocno przez Nix’a w niewygodnej pozycji była łatwym celem. Gdy atak minął i właściwie Pazur musiał postawić uciekinierkę na nogi i wznowić marsz jednak obydwaj popatrzyli na czarnowłosą kobietę w kapturze i obramowaną czaszkami i kośćmi inaczej. Młody Runner chyba był pod wrażeniem tego ataku i chyba obawiał się przebywać zbyt blisko Mówcy. Jakoś to prowadził ich pochód to pomagał Nix’owi przepchnąć żołnierkę między tym kanionem z garażu i czegoś podobnego. Ale jakoś tak się ustawiał by ta dwójka oddzielała go od Czachy.


- Spokojnie Emily nie bój się nic mi nie jest. - Pazur zareagował inaczej od młodziana. Chciał najwyraźniej uspokoić gniew i obawy ukochanej i pomachał do niej uspokajająco ręką. Lewą bo prawą wciąż wykręcał w scyzoryk więźnia. Średnio mu to wyszło i było widać po jego twarzy gdzie zawitała konsternacja bo właśnie w tą rękę chyba oberwał co widać było po rozciętym rękawie munduru i spływającej świeżej krwi. Rana nie była zbyt poważna ale pewnie wtedy co krzyknął tam na dachu Anita musiała go jakoś zaciąć. - Będzie dobrze. - uśmiechnął się w końcu znowu cofając rękę by swobodnie operować więźniem.


- Wiedziałam… Trzeba było uciekać… I tak wam ucieknę! - jeniec w mundurze po pierwszym szoku i nawale ciosów po którym upadła w zimną kałużę zdołała choć mniej więcej dojść do siebie na tyle by wydobyć z siebie głos. Mówiła z wyraźnym trudem przez obite właśnie wargi i rozbity nos i bolącą pewnie przeponę ale mimo to złość i zawziętość udało się usłyszeć w jej głosie. Wyszli akurat na główny plac podwórka gdzie czekał na nich Rewers który nie miał szans się przecisnąć przez wąską szczelinę między budynkami.


- Macie ją. Dobrze. Chodźcie szybko póki czysto. Alice zgarnęła Guido do środka ale nie wiadomo na jak długo. Prowadź młodzieńcze do tego okna w piwnicy. Nie możemy wejść głównym wejściem. - Rewers uniósł brew widząc w jakim stanie jest pobita żołnierka i trzymający ją Nix ale skupił się na priorytetach zadania. Billy Bob skwapliwie kiwnął głową i nastąpił dość nerwowy trucht za młodzikiem przez otwarte podwórze. Nie było jak tego ostatniego kawałka drogi ominąć gdyby teraz jakiś Runner albo co gorsza Guido, wyszedł na ganek albo choćby wyjrzał przez okno sprawa i tak by się rypła. A skoro nie było jak tego ominąć Pazury narzuciły tempo chcąc jak najszybciej pokonać niebezpieczny odcinek.


Dotarli do ściany domu przy którym na dole było otwarte piwniczne okienko. Nie było szans by wielkolud jak Rewers się przez nie przecisnął. Ale taki chudzielec jak Billy Bob i jak widać żołnierka mogli dać radę przecisnąć się w jedną czy drugą stronę. - Młody, wskakuj do środka i przynieś sznur. - Nix kucnął pociągając za sobą żołnierkę. Teraz chociaż z okien domu nie powinni być widoczni. - Emily staniesz na rogu? Jakby ktoś szedł to go zagadaj czy co. - spytał Pazur podnosząc głowę na narzeczoną. Spojrzał na górującego nad nimi wszystkim szefa ale zanim się odezwał ten kiwnął głową.


- Dobrze, ja popilnuję drzwi. - wskazał palcem na ganek gdzie niedawno stali wszyscy w piątkę a jeszcze mniej dawno temu była Alice i Guido a gdzie wciąż ktoś mógł wyjść choćby zapalić czy pogadać.


- Ale tam nie ma chyba sznura. W transporterze został. - Billy Bob popatrzył niepewnie na Nixa nie będąc do końca pewny co ma robić.


- To znajdź coś młody. I pośpiesz się bo ci ją tam po prostu wrzucę i radź sobie dalej z nią sam. - młodszy Pazur na moment zacisnął zęby i wypuścił cicho powietrze przez nie widząc wahanie młodego Runnera. Szef odszedł w stronę ganku. Billy Bob popatrzył na niego, na San Marino, na wyraźnie zirytowanego Nix’a zakrwawioną Anitę i w końcu czmychnął przez okienko do środka. Nastąpiło parę nerwowych chwil, jakieś szuranie i odgłosy jakby ktoś w piwnicy czegoś szybko szukał i w końcu wystrzeliło przez okienko ramię w skórzanej kurtce.


- Znalazłem tylko to. Może być? - spytał niepewnie młody Runner trzymając w dłoniach jakieś stare żelazko.


- Świetnie młody, o to chodziło. - Pazur bez wahania sięgnął po żelazko. Przewalił żołnierkę na błoto podwórka przygniatając ją kolanem do niego a sam sięgnął po nóż. Zakrwawiona twarz Anity spojrzała na niego nerwowo szarpiąc się ale nie dała rady go zrzucić. - Nie rób głupot. Zwiążę cię tylko. - warknął do niej najemnik przyciskając ją mocniej do ziemi. Dziewczyna na moment przestała się szarpać i Nix w parę ruchów odciął kabel od żelazka a potem szybko związał nadgarstki kobiety w przemoczonym mundurze. Potem Nix od góry a Billy Bob od dołu zdołali razem przeciągnąć jeńca przez okienko i wreszcie wyglądało, że gdy Nix wstał z powrotem do pionu to sprawa jest załatwiona.


- Nix. Tu Boomer. Przez most przeszła ta zastępczyni szeryfa. Chyba idzie z tą weteryniarą co ją spotkaliśmy przy moście jak to cholerstwo użarło szefa w porcie. - radio zaskrzeczało trzaskami eteru i głosem Boomer. Pazur zastanowił się chwilę nim złapał za swoją krótkofalówkę.


- Dzięki Boomer. A co robią? Idą tylko we dwie czy jeszcze ktoś? - zapytał patrząc w górę. Jakoś przed chwilą mżawka się skończyła i zaczynało się przejaśniać. Widać było pierwsze promienie słoneczne przebijające się na ten ponury, przemoknięty i wymrożony krajobraz.


- Tylko we dwie. Ale przywiózł ich do mostu Hummer NYA. Ale idą we dwie. Po prostu idą. Runnerzy ich puścili i tak chyba idą w waszą stronę. - odpowiedziała najemniczka przez radio.


- To możliwe. W końcu ta weteryniara tu mieszka. - Nix spojrzał na budynek i okna przez które widać było sylwetki Runnerów jakby zastanawiał się jak Kate zareaguje na ten widok. - Słuchaj Boomer a widzisz tego Hummera jeszcze? I Nowojorczyków? Przywieźli tego kapelana? - słowa najemniczki wydawały się przypomnieć o czymś najemnikowi. Spojrzał na narzeczoną, uśmiechnął się do niej, puścił oczko i wyciągnął dłoń by mogli się złapać.


- Nie widziałam żadnego w koloratce. Ale przy moście to mało ich jest. Więcej jest przy biurze szeryfa. Może tam go przywieźli. Trochę jeżdżą u nich tymi samochodami. - głos Boomer był skupiony jakby mówiła coś co właśnie obserwowała na własne oczy. - A co Alice się niecierpliwi? - zapytała na koniec lżejszym tonem jakby pozwoliła sobie na jakiś żarcik pod adresem wspólnej znajomej. Nix akurat złapał Emily w talii przyciągając ją do siebie uśmiechając się od ucha do ucha. W końcu dopiero trójka osób co stała niedawno na ganku wiedziała o dość istotnej korekcie planów ślubnych na dzisiejszy dzień.


- Nie wiem. Spytam ją jak się pokaże albo sama ją spytał. Ale nam się przyda. Żenię się Emmo. Żenię się z Emily. Chciałbym byś była na naszym ślubie. Ale do tego nam ten kapelan potrzebny. - Nix nie wytrzymał i roześmiał się na głos obwieszczając drugiemu Pazurowi nowinę dnia i skorzystał z okazji by pocałować przyszłą żonę.


- O! Oooo! Oooooo… O rany! Nix ty tak na serio?! - najpierw krótkofalówka zareagowała ciszą i słychać było tylko trzaski eteru. A gdy w końcu odezwał się głos Boomer to brzmiał na wręcz zszokowaną taką zaskakującą wiadomością.


- Serio, serio. Chcesz się Emily spytać? - uśmiechnął się chyba rozbawiony reakcją Boomer Nix i wyjął z przywieszki krótkofalówkę by łatwiej było im we dwójkę rozmawiać z Boomer.



Alice Savage



Guido wydawał się balansować gdzieś na pograniczu błogiego rozleniwienia i optymizmu patrzenia na świat i najbliższą przyszłość. Mówiła o tym jego kiwająca się czasem leniwie głowę, półprzymknięte powieki, leniwe, powolne ruchy tak kontrastujące ze zwyczajową dla niego energią i w pełni wpisywał się w wizerunek szczęśliwego samca. Samca uszczęśliwionego właśnie przez swoją samicę. Mężczyznę zaspokojonego właśnie przez swoją kobietę. Cóż mogło być piękniejszego? No nic. Przynajmniej nie w tej chwili. Dlatego szef gangu pozwolił sobie na chwilę przerwy sadzając sobie Alice na kolanach i tak dobrą chwilę po prostu siedzieli w fotelu w sypialni Kate ciesząc się swoją bliskością.


Piękne chwile jednak nie trwają wiecznie. Znów musieli opuścić sypialnie choć w postawie szefa bandy widać było jaśniepańską nonszalancję co w połączeniu ze scenką jaką odstawili we dwójkę poprzednio pokonując te schody w przeciwną stronę było dość wymowne. Gdy jednak znaleźli się na parterze szef bandy prawie z miejsca musiał być szefem bandy. Ledwo się pokazał zaraz ktoś coś mu meldował, pytał się o coś czy on się kogoś pytał. Wyglądało na to, że banda szykuje się do drogi. W końcu też jakby na koniec szef przypomniał sobie o swoim specjalnym, czarnowłosym gościu w mundurze i bez wahania ruszył do piwnicy. Gdyby strażnikiem Anity był ktoś inny niż Billy Bob sprawa mogła wyglądać inaczej od samego początku. Ale właśnie był nim ten młodzik Runnerów. Ledwo Guido zobaczył jak ten nerwowo podskoczył prawie rzucając równie nerwowo skręta w kąt to z twarzy było widać, że od razu się zjeżył i zrobił podejrzliwy.


- Pokaż mi ją. - rzucił krótko do wyraźnie spietranego młodzika. Ten przełknął ślinę wyraźnie nerwowo i skinął szybko wygoloną głową. Otworzył jakieś drzwi i tam ukazała się przywiązana do kaloryfera sylwetka. Guido wszedł i ujrzał jak wygląda jego gość specjalny. Siniaków i pośpiesznie przemytych krwotoków z nosa, mokrego i ubłoconego munduru, kałuży wody wokół sylwetki no i przede wszystkim balansującego na granicy paniki strażnika więźnia jasno mówiły, że chyba nie wszystko poszło bez problemów. Guido napatrzył się na jeńca wystarczająco długo i gdy odwrócił twarz na młodzika ten wyraźnie zbladł. - Czemu ona tak wygląda Billy Bob? - zapytał podejrzanie grzecznie i spokojnie szef bandy lustrując bacznie młodego gangera.


- Bo… Przyszłem ze śniadaniem… Ale się stawiała… I padało to mokro… Wody pełno wszędzie… Ale ją już przywiązałem do kaloryfera. - wydukał z trudem młodzik patrząc na szefa takim wzrokiem jakby zaraz miał zejść na zawał z tych nerwów. Guido chwilę milczał trawiąc te informację. Nie wyglądało jakby łyknął słowa młodego strażnika jeńca specjalnego.


- Aha. Ale świetnie sobie poradziłeś Billy Bob! Jak prawdziwy chłopak z kręgielni! - Guido wyszczerzył się nagle radośnie zupełnie jakby jednak łyknął ściemę. Położył po przyjacielsku dłoń na ramieniu młodzika i ten teraz wyglądał jakby znów miał zejsć na zawał. Ale tym razem z ulgi. Roześmiał się bardzo nerwowo, że dość mało to podobne do śmiechu wyglądało i brzmiało. - Tak sobie świetnie radzisz sam z Anitką, że chyba dostaniesz tą fuchę na stałe. - Guido nie przestając się uśmiechać przyjaźnie powiedział to patrząc z bliska na twarz młodzieńca w skórzanej kurtce. Ten nagle jednak wyglądał jakby zaczął się krztusić.


- Sam?! Serio? A ten… A nie mógłby mnie ktoś zmienić? Albo pomóc? - spojrzał znowu ze śladami paniki w oczach i głosie patrząc spłoszonym wzrokiem to na Guido to na przywiązaną do kaloryfera kobietę. - Ona cały czas gada, że ucieknie. - dodał wyjaśniając powód dla którego uważał, że potrzebuje pomocy w tej robocie.


- Oj Billy Bob nie przejmuj się tym jej gadaniem. - uśmiechnął się po przyjacielsku Guido machając niedbale ręką. - Takie tam babskie gadanie. Przecież nawet jakby spróbowała się stawiać to sobie poradzisz świetnie sam prawda? - szef dalej miło i po przyjacielsku zwracał się do młodzika. - Ale pomoc mówisz? A nie wiesz może kto by mógł ci w tej robocie pomóc? - zapytał z troską mafiozo nadal patrząc na szeregowego członka gangu. Ten jakoś prawie od razu spojrzał na Brzytewkę ale jednak się zmitygował, że do powstrzymywania ucieczek Anitki to Brzytewka chyba nie jest właścicielką najmocniejszych argumentów.


- Może ten z plakatów? Co się na żartach nie zna? On byłby chyba dobry co? - zapytał niepewnie Billy Bob patrząc uważnie na szefa czy ten zgodzi się na jego pomysł. Guido pokiwał co prawda głową ale jakoś jednak na twarz zaczął mu wyłazić wyraz zawziętości.


- Zobaczymy Billy Bob. Na razie dobrze ci idzie więc zajmij się nią. Oczyść ją bo pewnie trzeba będzie ją pokazać tym sztywniakom Collinsa. - szef mafii szybko zakończył rozmowę i ruszył z powrotem na parter. Alice widziała go z bliska jak przechodził i widziała, że wyglądał na wkurzonego. - Wołać mi tego śmieszka! - krzyknął na Runnerów gdy znaleźli się z powrotem na parterze. Runnerzy widząc w jakim stanie wyszedł z piwnicy szef szybko ruszyli po kątach domu Kate i Nix razem z Czachą i Tonym, szybko spotkali się z szefem bandy.


- Ty! - przywitał się ewidentnie wkurzony Guido wskazując wściekle na młodego Pazura palcem.


- No co?! - Guido na Nixa też najwyraźniej działał podobnie jak Nix na Guido. Gdy zobaczył w jakim stanie jest szef bandy też się zjeżył od razu zupełnie jakby prowokował go do konfliktu swoją bezczelnością.


- Właśnie cię szukaliśmy Guido. Nix ma świetny pomysł na te kutry. Chcielibyśmy go z tobą mówić. - do rozmowy wtrąciła się żywa, łysa góra wkraczając dosłownie jak jakiś sekundant czy sędzią między dwóch wkurzonych na siebie nawzajem mężczyzn. Obydwu chyba zaskoczyły jego słowa. Nix wydawał się być zaskoczony, że ma jakiś plan na kutry tak samo jak Guido.


- O. Śmieszek ma jakiś plan na kutry? Czyżby? Też taki śmieszny jak i on? - szydził szef bandy kładąc pięści na biodrach i patrząc wyzywająco na najemnika.


- Tak i to całkiem ciekawy. Przerabialiśmy swego czasu taktykę walk w terenie ziemnowodnym z użyciem jednostek pływających. - Rewers mówił mentorskim tonem teraz kierując wzrok głównie na podporucznika Pazurów. Brzmiało trochę jakby go nakierowywał bo ten pokiwał głową jakby coś zaczynało mu świtać.


- No. Więc. Jeśli chcemy zatopić i zniszczyć te kutry… - zaczął Pazur gdy chyba zdołał w końcu pozbierać się z zaskoczenia i błyskawiczną zmianą klimatu rozmowy.


- Nie chcemy! Chcę je całe i dla siebie! Ich broń i amunicję! - Guido bezceremonialnie przerwał Nixowi mówiąc ze złością coś jakby to tłumaczył już nie wiadomo ile razy. Pazur wziął głębszy wdech i przetrzymał chwilę powietrze w płucach zirytowany takim zachowaniem szefa bandy.


- Ale zdobycie obiektu czy pojazdu zawsze jest o wiele trudniejsze niż zniszczenie go. - zauważył w miarę spokojnie Pazur. Nie chciał chyba niepotrzebnie wkurzać jeszcze bardziej szefa bandy ale też ie chciał przyjąć bezkrytycznie jego punktu widzenia.


- Myślisz, że tego nie wiem? Ale musimy mieć tą broń na te ich cholerne śmigłowce! Zwykłe maszynówy to im mogą lakier odprysknąć! - prychnął zirytowany Runner. Nawet jakby sfrustrowany, świadom ciężaru walki jaką mają stoczyć.


- Więc w sumie chodzi o śmigłowce? - zapytał raczej retorycznie Pazur. - Można by założyć miny. - powiedział w końcu po chwili zastanowienia.


- Bardzo kurwa śmieszne. Od razu widać, że od ciebie. - prychnął Guido kręcąc do tego głową jakby młody Pazur właśnie potwierdził opinię o sobie.


- Ale takie specjalne miny. Antyśmigłowcowe. Można je rozstawić w pobliżu lądowiska lub obronnie wokół bronionego celu. Zestrzelą lądujące lub lecące nisko śmigłowce. - Nix wyjaśnił szybko dokładniej o co mu chodzi. Guido przestał kręcić głową i spojrzał krytycznie na Pazura.


- Antyśmigłowcowe miny? Masz takie miny? - zapytał po chwili wahania dość neutralnym tonem nadal patrząc krytycznie na oponenta.


- Noo… Niee… Ale znam teorię. Wiem jak je zrobić. Jeśli mamy wyrzutnie rakiet i kilka mikrofonów i czujników optycznych to… - młody Pazur przyznał się do braków sprzętowych w tym wariancie ale zaczął wymieniać co by było potrzebne do jego wykonania.


- Teorię?! Ja pierdolę! Wiesz, czemu mówię na ciebie śmieszek? Bo jesteś śmieszny ale nie zabawny. Co to kurwa ma być? Chcesz nas olśnić mądrymi słówkami? Chcesz mnie wyfrajerzyć? Konkret kurwa! Daj mi kourwa konkret co możemy zrobić tu i teraz! - Guido zjeżył się znowu widocznie biorąc pomysł Nixa za jakąś ściemę i próbę rolowania go. Brzmiało mętnie i jak granie na zwłokę połączone z mydleniem oczu. No i dochodziła jeszcze pewnie ich wzajemna niechęć. W końcu dopiero co prawie skoczyli sobie do oczu.


- No dobra. - Nix pokiwał głową zaciskając i rozluźniając szczęki. Wybuchowy charakter szefa Runnerów najwyraźniej działał mu na nerwy. Zamilkł jednak szukając innych rozwiązań. - Można zatopić kuter co jest łatwiejsze od przejęcia go. A potem podnieść go z dna lub wydobyć sprzęt z zatopionej jednostki. Broni i amunicji krótki pobyt w wodzie nie powinien zaszkodzić. A ta rzeka chyba głęboka nie jest. - Pazur mówił szybko by nie dać sobie przerwać. Guido słuchał tak samo jak i reszta gangerów. Przymrużył oczy patrząc na faceta w panterkowym mundurze jakby szukał podstępu w jego pomyśle.


- No. To jeszcze tylko nie zapomnij o tym detalu jak w genialny sposób zatopić te kutry. - szef bandy na razie słuchał chcąc zobaczyć jak całościowo wygląda pomysł najemnika.


- Wybuch bąbelkowy. - powiedział krótko Nix bez zawahania. Brwi i spojrzenia ludzi wewnątrz domu mówiły dość jasno, że nie mają pojęcia o czym mówi. Chyba tylko Rewers odgadł na czym ma to polegać. Uniesiona w irytacji brew Guido jasno mówiła, że domaga się więcej wyjaśnień póki jeszcze rozmawiają. - Wystarczy umieścić ładunki wybuchowe. Do dna łodzi, jego burt lub jeśli dno jest płytko nawet na nim. Wystarczą zwykłe ładunki najlepiej plastik bo go można ładnie uformować. Mogą być też granaty ale ich już trochę by potrzeba było. Wystarczy z nimi podpłynąć w wodzie pod kuter i zamontować je. Właściwie to pod wodą. - Nix wyjaśnił na czym mniej więcej polega jego pomysł. Szef mafii zmarszczył brwi analizując usłyszane dane i spojrzał pytająco na Krogulca.


- Mamy jeszcze trochę zabawek od Jednookiego. Zależy ile trzeba. Raczej powinny wybuchnąć pod wodą. Ale to Jednooki się na tym najlepiej zna. Kto wie. Może by mogło się udać to co on mówi. - odpowiedział zapytany spojrzeniem szef grupy specjalnej Runnerów. Mówił z zastanowieniem wiedząc, że od jego ekspertyzy zależy pewnie jak zareaguje szef na pomysł Pazura.


- Nie wiem co macie. Musiałbym zobaczyć. Jeśli to plastik i się podpłynie i umieści gdzie trzeba powinno się wam udać. - odpowiedział ostrożnie Nix nie chcąc się wpakować w ciemno w jakieś obietnice.


- Chwila, chwila śmieszku jakie “wy”? - Guido zastopował Pazura od razu wskazując go palcem. - Co jest śmieszku? Boisz się zmajstrować swój genialny plan? Znasz go przecież najlepiej i wiesz co i jak. I taki zajebisty ten twój plan. No to jak? Chyba nie pozwolić go wykonać go nam, jakimś tam gangerskim amatorom co? Zgłaszasz się na ochotnika by tam popłynąć z tymi bombkami pod te kutry prawda? - ganger uśmiechnął się szyderczo spoglądając triumfalnie na nielubianego najemnika. Ten zacisnął zęby ze złości widząc, jak Runner go wmanewrował w niebezpieczną misję. Złapał dłoń Emily patrząc na nią chwilę.


- Dobra. Jeśli macie co trzeba zrobię to. Ale najpierw chcę się ożenić z Emily. I nie będziesz nam w tym przeszkadzał. Jak się z nią ożenię to mogę płynąć. Daj słowo tu przy wszystkich to ja dam swoje, że popłynę z tymi bombkami. - Nix odezwał się po chwili milczenia i spojrzał z napięciem na szefa mafii. Chciał się upewnić chyba, że ten nie będzie robił trudności w ich ślubie. Przerwało im jednak powszechna fala zdziwienia i zaskoczenia gdy ta wieść o kolejnym ślubie na moment zdominowała towarzystwo.


- Czzachaaa! Niee rób tego! Nie z nim! - zawył zrozpaczony Hektor z tragiczną miną i gestem łapiąc się za serce jakby właśnie mu pękło z rozpaczy na tą wieść.


- Dokładnie! Nie rób głupot! Już nawet ten cienias jest lepszy od tego plakatowego! I jeszcze nie mieliśmy rodzinnego trójkącika! - Paul również wydawał się być zdruzgotany nie tylko ślubnymi planami Czachy ale przede wszystkim tego z kim chciała się pohajtać.


- Ja tam miałem z Czachą trójkącik. - Latynos momentalnie przestał być tragiczny by spojrzeć triumfalnie na kumpla i podkreślić kolejny detal w jakim był od niego lepszy.


- Z plakatowym to nie rodzina. A w ogóle to się zamknij. - Paul skrzywił się reagując równie szybko jak Bliźniak ale jednak woląc zmienić temat na bezpieczniejszy.


- Stulcie się obydwaj. - syknął do nich Guido i reszta wilczej sfory też jakoś się uciszyła czekając co powie ich lider. - Dobra. Niech będzie. Nie będę wam szkodził z tym ślubem. Ale potem zasuwasz z nami i tymi bombkami po te kutry. - Guido wskazał znowu palcem na Pazura ale tym razem po to by przyjąć jego warunki. Bliźniaki zareagowały jękiem umęczonego zawodu słysząc zgodę szefa. Nix skinął głową na znak zgody ze swojej strony. - Ale takie ważne dla nas zadanie nie wypada byś sam je wykonywał. - dodał szybko a Pazur i większość towarzystwa wymienili zaskoczone spojrzenia. - Przecież jak cię rozwalą z tymi bombkami to kto je potem znajdzie w tej wodzie i zamontuje gdzie trzeba? No chyba, że ktoś by płynął z tobą nie? - Guido uniósł chytrze brwi uśmiechając się podobnie a Pazur pokiwał głową na znak zgody choć w spojrzeniu widać było, że oczekuje po szefie mafii jakiegoś zakończenia. - No właśnie też tak myślę. A do tak specjalnego i ważnego dla nas zadania kto by się nadawał nie lepiej niż sam ulubiony dowódca pojazdu specjalnego przeznaczenia samego Hollyfielda, prawda? - Guido wyszczerzył się w końcu jakby właśnie sprzedawał wszystkim kawał stulecia.


- Coo?! Jaa?! - starszy wiekiem i brzuchem ganger aż podskoczył wśród zgromadzonych wewnątrz Runnerów. Od razu w jakiś magiczny wręcz sposób zrobiła się wokół niego pusta przestrzeń.


- Tyy?! No tak Hiver! Wspaniały pomysł! Kozacko, że się zgłosiłeś! Wszyscy podziwiamy twoją odwagę, bohaterstwo i poświęcenie dla nas! - Guido podszedł do Hivera szczerząc się równie radośnie co złośliwie ale objął go troskliwie jak rodzonego brata. - Zwłaszcza poświęcenie Hiver podziwiamy. Bo poświęcenie to oznaka lojalności nie? - wyszczerzył się z bliska patrząc wilczo na większego od siebie mężczyznę który wyglądał jakby mafiozo dał mu do przełknięcia coś wybitnie obrzydliwego.


- Ej chłopaki! Jakieś cizie przyszły! - zawołał jakiś Runner i większość bandy odwróciła się w jego stronę patrząc na dwie kobiece sylwetki widoczne od frontu budynku.



Nico DuClare



Nico miała okazję przespacerować się po głównej ulicy Cheb. Pierwszą atrakcję minęły zaraz za mostem. Kilkuosobowa grupka Runnerów w jakimś opustoszałym czy porzuconym budynku pewnie dała się im pokazać. Wyglądało na to, że podobnie jak grupki żołnierzy po drugiej stronie mostu tak i Runnerzy mieli na niego oko od swojej strony. Od strony Runnerów ktoś się roześmiał, ktoś gwizdnął, chyba wymienili między sobą jakieś zwyczajowe, rubaszne uwagi o przechodzących kobietach ale właściwie dali im przejść bez przeszkód.


Na chyba samych mężczyzn w skórzanych kurtkach Kate zareagowała jednak dość lękliwie zerkając nerwowo w ich stronę. Wyglądało na to, że odczuwa ulgę, że nie jest tu sama i to, że tamci zostali na swoim miejscu. Droga trochę dłużyła się bo większość szły po prostej i pustej ulicy. Mżawka zdążyła przestać mżyć a nawet przejaśniło się i wyszło Słońce a one wciąż szły tą ulicą. Te latajace i biegajace insekty ze skrzydłami prócz nich wydawały się jedynymi żywymi istotami w okolicy. Wrażenie było bardzo podobne jakby szły przez jakieś Ruiny bez żadnej, żywej ludzkiej duszy w okolicy. Kate jak się okazała mieszkała średnio daleko bo doszły tam pewnie w jakiś kwadrans przez jaki można było spalić kilka fajek. Niemniej uczucie obcości i wyludnienia osady jakoś wydawało się bardziej odczuwalne niż po przeciwnej stronie mostu gdzie i miały do pokonania o wiele krótszy odcinek z biura szeryfa i pokonały go pojazdem.


Który dom należy do Kate Nico mogła domniemywać gdy stanęły przed żółtym domem. Kate zaniemówiła gdy zobaczyła zaparkowany między domami transporter. Ten sam który Nico widziała już wczoraj a właściwie kilka godzin temu w nocy. Zarówno wewnątrz domu przez okna jak i na zewnątrz widać było sylwetki w szturmowych spodniach i skórzanych kurtkach. Żadne nie były identyczne ale jednak jakiś ogólny trend był zauważalny. Często palili papierosy a właściwie to chyba skręty.


- Co to jest? Co oni zrobili z moim domem? - zapytała Chebanka patrząc na zaparkowany transporter który wyglądał dla niej pewnie jak jakiś wehikuł z niewiadomo skąd. Patrzyła też na ślady gąsienic i rozjechany nimi narożnik swojego ogrodzenia. Mogła nawet nie zorientować się, że to przy czym grzebał jeden z nich na transporterze to karabin maszynowy. Pewnie go czyścił czy co nie przerywając sobie pracy z powodu dwójki kobiet. Nawet widocznych Runnerów było kilkakrotnie więcej od ich dwójki. Teraz w dzień wydawało się to wyjątkowo widoczne. Zachowywali się więc pewnie i swobodnie najwyraźniej nie czując obawy przed dwójką kobiet. Kate zaś widząc ich liczebność wydawała się chyba tracić na pewności siebie na pomyśle wejścia tam do środka i zabrania kilku rzeczy. Obydwie zdawały się rzucać w oczy na tle tych skórzanych kurtek jak dwa rzepy na psiej sierści. Weteryniara zdawała się wyraźnie obawiać i zobaczyć w środku jak jej dom wygląda i znaleźć się tam wśród tych wszystkich gangerów. Wszyscy nie-gangerzy zostali chyba na drugim brzegu rzeki. W tej chwili były tu same z tymi wszystkimi gangerami i nikt by im pewnie nie był w stanie pomóc gdyby sytuacja zrobiła się niebezpieczna.


- O. Nowe foczki. Coś trzeba? - drzwi wejściowe otworzyły się i wyszedł przez nie jakiś facet w ciemnych włosach i ubrany w runnerowym stylu. Za nim i za jego plecami wyszło kilka podobnie ubranych osób. Kate spojrzała niepewnie na niego, potem na Nico a w końcu znów na tą grupkę.


- Ja tu mieszkam. - powiedziała niepewnie weterynarz patrząc nieufnie na rozmówcę w skórzanej kurtce. Ten zareagował uśmiechem i uniesieniem do góry brwi jakby przyjmował te słowa do wiadomości. I tyle.


- Fajnie. Ciekawa chawira. Zwłaszcza sypialnia. Zajebiście wygodne łóżko. Dawno się tak nie wyspałem. I fotel. Nie można zapomnieć o fotelu. - czarnowłosy Runner pokiwał głową jakby chciał dokładniej przypomnieć sobie pomieszczenie o jakim mówił. A coś po śmiechach i uśmiechach reszty chyba i on i oni widzieli coś w tym zabawnego bo zaczęli się chichrać.


- Spałeś w moim łóżku?! - Kate wydawała się nagle rozzłoszczona i oburzona tymi słowami patrząc na okna swojego domu jakby chciała przeniknąć wzrokiem ściany i oszacować stan swojej sypialni.


- Nie. No coś ty. Nie spałem tam sam. - mężczyzna podrapał się po policzku patrząc się na gospodyni chyba świadom jakie emocje i kontrowersje w niej wzbudza.


- To mój dom! - krzyknęła rozzłoszczona brunetka tupiąc nogą i przy okazji rozchlapując i kałużę i jakiegoś pechowego robala ze skrzydłami.


- No. To się pytam co trzeba. - brunet nie wyglądał na jakoś specjalnie przejętego wybuchem Chebanki i splunął na trawnik opanowany przez uskrzydlone insekty.


- Chciałam zabrać kilka swoich rzeczy. I chciałabym byście sobie już stąd poszli. - Kate przez chwilę w milczeniu gryzła się z własną złością ale w końcu odpowiedziała w miarę spokojnie chyba zdając sobie sprawę jak wygląda to realnie pod względem stawiania warunków i dysproporcji sił.


- No pewnie. Czuj się jak u siebie. Zróbcie miejsce chłopaki, wróciła gospodyni i chce zabrać parę rzeczy. - Runner skinął głową na znak zgody i odsunął się a po nim powtórzyła ruch reszta przez co droga do wnętrza domu stanęła otworem. Końcówkę rzucił głośniej gdzieś tam w czeluść domu do gangerów którzy tam przebywali.


- Pójdziesz ze mną? - spytała cicho Kate widząc, że gangerzy choć tak dla oka zrobili wolne wejście dla nich. Chociaż prócz nich dwóch pewnie żadnych nie gangerów w okolicy pewnie nie było.


- No ty przyszłaś po parę rzeczy a twoja kumpela? - zapytał ten sam czarnowłosy Runner patrząc teraz już prosto na Nico.




Wyspa; Schron; poziom szpitalny; Dzień 8 - ?, jasno; chłodno.




Will z Vegas



- No a coś mi tam wspomniał ten Guido. - odezwał się Jednooki. Pozornie wygladało na niedbale rzuconą uwagę jakbu rozmówca był posiadaczem niezbyt lotnego umysłu albo nie do końca orientował się w sytuacji. Leniwie maczał frytkę w keczupie nim ją odgryzł i żuł przez chwilę w milczeniu. Ale jednak delikatny odcień ironii w głosie, ruch brwi sugerujący podobną emocje mówił cwaniakowi z Vegas, że coś chyba Guido rozmówił się z Jednookim w tej sprawie całkiem konkretnie. I kto wie o ilu jeszcze.


- Stworem się nie martw. Znajdziemy go i rozjebiemy, spalimy w razie potrzeby jego i gniazdo gdzie się ukrywa. Bawiłeś się wczoraj miotaczem nie? No. Zajebista sprawa. Nikt po chuju nawet nie zapyta i już nikogo nie wypatroszy jak biedną Mel. Poradzimy z tym sobie, nie bój się. Jak spierdoli gdzieś głębiej no to najwyżej wrócisz do tego czasu i sam się z nim poganiasz. - starszawy facet o niedogolonej siwawej już w sporej części szczecinie na brodzie i policzkach wydawał się bagatelizować problem stwora z którym się wczoraj ganiali. Pewnie od Runnerów wiedział gdzie mogli więc tam zacząć szukać. Użycie miotaczy do polowania którym celem miało być definitywne pozbycie się poczwary rozpłatającej ludzi też pewne miało swoją słuszność. Jeśli brało się za cel likwidację potwora.


Jednooki dokończył z lubością kilka ostatnich frytek i odsunął talerz słuchając w międzyczasie jak Will tłumaczy sprawę odnalezienia drugiego wejścia do Bunkra. Nie przerywał mu i czasem kiwał głową. - Dobrze. Pójdziemy górą. - zgodził się z wnioskami Schroniarza. - Jak znają drogę wszyscy to pomyśl kto jeszcze by mógł od was z nami iść. Naszykujcie się na całą dobę. By potem płaczu nie było, że nie macie czegoś co jest potrzebne. - Runner wskazał na siedzącego naprzeciwko Willa palcem by podkreślić, że nie chce potem słyszeć jakichś wymówek.


- No i taka sprawa Will. Guido mówił, że wyglądasz na rozsądnego chłopaka co umie się ustawić. Zajebiście. Mi na razie też się podobasz. Ale Will ty i ktoś tam od was pójdziecie do tego wejścia. Ale jak sie urwiecie, jakoś dziwnie zaczną ginąć tylko nasi, wrócicie tylko wy czy inne cwaniackie chuje muje to wiesz Will. Reszta z was tu zostaje u nas. Chyba rozumiesz, że to na nich by się odbiło. - Jednooki złożył dłonie w piramidkę na moment opierając na nich swoją brodę. Patrzył uważnie na młodego Schroniarza jakby sprawdzał czy do niego dotarła zasada naczyń powiązanych, że reszta Schroniarzy robi przy takiej eskapadzie za zakładników. Will miał wrażenie, że albo on albo ogólnie Schroniarze chyba swoim bezproblemowym zachowaniem wywarli chociaż na Jednookim przyzwoite wrażenie. Na tyle, by ich status tak gdzieś bardziej zaczął oscylować wokół terminu “gości” niż “więźniów”. Ale jednak gdy przychodziło co do czego nadal dominująca okazywała się zasada braku zaufania do bliźniego.


Na samą wyprawę doba wydawała się aż nadto swobodnym terminem. Na lotnisko było raczej kilka niż kilkanaście kilometrów i było do przejścia w godzinę czy dwie. Nawet z zapasem na nieprzewidziane okoliczności powinno starczyć aż nadto. Trochę mniej było do przewidzenia co sami Runnerzy będą robić jak już dotrą na miejsce. Ani co z Nowojorczykami. W końcu nie miał pojęcia co się dzieje na powierzchni.


Pozostali Schroniarze czekali na jego powrót nadal przy swoim stoliku. Barney przedwojenny naukowiec i największy naukowy autorytet z nich wszystkich. Para nierozłącznych przyjaciół czyli piroman Chomik i były gladiator Pies. Prawie ociemniały zwiadowca Vince i okulawiony zimą sir Erdrik i Nu, jego giermek z wybitymi przednimi zębami. Kumpela Baby Kelly, Juan i Maria z dwójką swoich dzieci i praktycznie przybranym trzecim w postaci albinoski Moniki. Odnaleziona niedawno Cindy i pochwycona na początku walk przez Runnerów Marla. Brakowało tylko ich robotyka ale pewnie jeszcze z ładne parę dni nie będzie na chodzie po wczorajszym ataku bestii. No i tych o których losie teraz nic nie wiedzieli. Baba, Aaron i Harry. Ale ci co byli i siedzieli w stołówce gdzie oko Willa nawet teraz widziało ślady jesiennych walk z dziwnymi pająkoszczurami, czekali w napięciu na wynik jego rozmowy z facetem z niekompletnymi palcami jednej dłoni i opaską na oku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline