Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2017, 09:06   #252
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Joris i Marduk ruszyli po swoich śladach, szukając zagubionej różdżki. Bezpiecznie minęli zabarykadowane nadal drzwi i z kolejnym echem weszli do jaskini z jeziorem. Byli już prawie przy kolejnym tunelu gdy od stalaktytów oderwały się trzy ptasiopodobne kształty, spadając na Jorisa i Marduka z głośnym piskiem i przysysając się do nich niczym wampiry z legend.

[media]http://www.bogleech.com/dnd/dnd5-stirge.jpg[/media]


- Frikken hond! - ryknął Marduk, czując jak ostre żądło czy inny wyrostek wbija mu się w ciało ponad zbroją. Joris upadł, wijąc się i jeszcze próbując bronić, kiedy wampiropodobny stwór chciwie wysysał z niego krew. Kapłan Corellona z zaciśniętymi szczękami zignorował ból i ciął, mijając ciało tropiciela o szerokość dłoni, rozcinając stworka na dwoje. Odepchnął tarczą następną latającą pijawkę, krzyknął gdy żądło wbiło się jeszcze głębiej, rzucił się na ścianę taranując stworka i gniotąc go na miazgę. W tym czasie jednak trzecie paskudztwo wbiło głęboko żądło i Marduk czuł jak z każdą chwilą uchodzi z niego życie. Kolejny raz rąbnął o ścianę, łamiąc kości stwora i wyciskając z niego żywot. Zatoczył się i rozejrzał dziko w poszukiwaniu następnych niebezpieczeństw. Potem przypadł do Jorisa.
- Ojcze Elfów, obdarz mnie łaską uzdrawiania ran ku chwale Twego imienia - wymamrotał, resztkami leczniczej energii podtrzymując tropiciela przy życiu. Powtórzył to raz jeszcze, tym razem tamując krwawienie z własnych ran. Przez chwilę się wahał, spoglądając w czarną czeluść korytarza, ale w końcu ostrożność zwyciężyła. Klął w duchu na gamoniowatość mieszańca. Tylko Torikha (albo krasnoludy) mogła tak spieprzyć sprawę i zgubić najważniejszą wspólną inwestycję drużyny.
- Wracamy do Tori - jakimś cudem Joris był przytomny i Marduk odezwał się do niego uspokajająco. - Poczekamy na porę gdy będzie mogła wymodlić łaski Selune. Zabiorę twoją broń, bez obawy - uśmiechnął się do tropiciela. - Trzymaj się.
Obwiązał oręż Jorisa i przymocował do pasa, po czym najostrożniej jak mógł uniósł mężczyznę na ramię i zaczął powolną, mozolną wędrówkę w kierunku obozowiska...*


Po powrocie do miejsca przymusowego postoju drużyny młodzik zostawił Jorisa pod opieką Torikhi, sam zaś zajął się przygotowaniami do obrony. Wyjął flaszki alchemicznego ognia, kusze i amunicję przygotował by były pod ręką, wieczną pochodnię ustawił tak by oświetlała korytarz, ułożył na tyle wygodnie Turmalinę na ile to było możliwe. Przy okazji odrąbał też drowowi głowę i upiorne trofeum wrzucił do worka z solą. Długo deliberował nad żelaznym kluczem i pajęczą laskę; wreszcie mimo słabości odważył się na ostrożny zwiad w drugim korytarzu odchodzącym od zniszczonej świątyni, z mieczem w ręku i puklerzem tropiciela na drugiej. Żelazny klucz niósł ze sobą.

I ten się przydał. Okazało się że pasował do drzwi prowadzących do jakiegoś zakurzonego pomieszczenia wyglądającego jak sypialnia. Łoże i świecznik stanowiły chyba jedyne wyposażenie obok starych zasłon, jednak uwagę chłopaka przyciągnęła skrępowana i chyba nieprzytomna, niewysoka ale pękata postać. Krasnolud!

Marduk zawahał się wspominając doppelgangery, ale w końcu wzruszył ramionami i pochylił się nad krasnoludem. W świetle bijącym z puklerza obejrzał go pospiesznie, rozciął mu więzy, przytknął bukłak do ust, odezwał się uspokajająco. Krasnolud wyglądał na ciężko poturbowanego i młodzik mógł się tylko domyślać co go spotkało z rąk drowa - i dlaczego. Czyżby mroczny krewniak dawał upust sadystycznym skłonnościom?

Uratowany okazał się być Thardenem Rockseekerem, jak uszczęśliwiony się przedstawił, a wieść że jego krewniacy są niedaleko dodała mu sił. Sam Marduk nie mógł nie odczuć że zdarzenie podniosło go na duchu i po wymianie uprzejmości i zapewnień o wdzięczności do dziesiątego pokolenia włącznie z chęcią poprowadził krasnoluda do obozowiska drużyny - zachowując jednak zdrową ostrożność i nie odwracając się do imć Rockseekera plecami. Na wszelki wypadek…

Pozostawił go w obozowisku wraz z Torikhą, Jorisem i Turmaliną po czym raz jeszcze wyruszył wschodnim korytarzem by zorientować się w sytuacji i rozkładzie najbliższego, dużego pomieszczenia o którym jako pierwsza zaraportowała świętej pamięci Yarla…

I obejrzał. Kilkunastometrowej długości jaskinia rozciągała się przed nim, przecięta strumieniem, z odnogami korytarzy niknącymi w ciemności. Poczekał do następnego Echa i słuchał w milczeniu, napawając się zadziwiającym doznaniem. Na krótką chwilę zapomniał o ranach i bólu. A potem zawrócił do towarzyszy. Czas było przenieść obozowisko w bezpieczniejsze miejsce.

A potem cierpliwie czekać…
 
Romulus jest offline