Tragedia.
Tak podsumować można było całą akcję awanturników w Enklawie mrocznych elfów. Po szybkim rozprawieniu się ze strażnikami przy pomocy ognistego wybuchu weszli do środka. Później Revaliona nachodziły wątpliwości: czy aby na pewno ta kula ognista była konieczna? Wartownicy z pewnością nie byli zbyt doświadczonymi wojownikami, skoro całą czwórkę zmiotło na raz. Zaklinacz jednak uważał - i nadal uważa - że postąpił słusznie. Że huk niósł się po całej Enklawie i zaalarmował resztę "mieszkańców"? To samo zrobiły otwierane wrota, a już na pewno krzyki mordowanych strażników.
Potem jednak wszystko szlag trafił. Kiedy tylko weszli do środka, zmierzyli się twarzą w twarz z Amandraculem - drowim czarownikiem, jednym z tych po których zostali tutaj wysłani. I tak jak Revalion wcześniej zmiótł wartowników swoją kulą ognia, tak teraz dano mu wypróbować jego własnego lekarstwa. Zdążył jedynie zasłonić się ramionami i paść na ziemię, zanim wszystko dookoła niego ogarnął płomień. Gdyby nie pomoc Zoraka i jego własna mikstura lecznicza, zaklinacz pewnie by zginął tam gdzie stał. To był właśnie ten moment, kiedy przegrali.
A'arab Zaraq padł martwy pod naporem pajęczaków. Chwilę później Zorak i Livenshyia. Przez ten czas Revalion zdążył jedynie wysłać Paskuda z rzuconym wcześniej zaklęciem porażającym na Amandracula i rzucić jeden promień mrożący w jednego z pająków. Czuł się kompletnie bezradny.
-
Nie podołamy im wszystkim! Po nich przyjdą następni! - Usłyszał gdzieś obok głos Samwise'a. Zaklinacz nie zamierzał się z nim sprzeczać: nikt ich tutaj nie wysłał, żeby dali się zabić. Mieli misję, zawiedli. Nie było sensu tkwić tutaj dłużej.
-
Zbierzcie ciała naszych, wynosimy się stąd! - Krzyknął do pozostałych, którzy byli jeszcze przy życiu. -
Aravon, przestań! To koniec, odwrót!
-
Mélamar! - Krzyknął któryś z jego towarzyszy i zniknął natychmiast wraz z ciałem kolejnego.
Revalion musiał przetrzeć wciąż poczerwienione oczy, żeby lepiej widzieć okolicę. Z tego co się mógł zorientować to Sherrin zgarnęła ciało Livenshyi, zaś Samwise wziął ze sobą ciało Amandracula. Przywołał do siebie momentalnie Paskuda i chwycił A'arab Zaraqa za fraki, po czym sam krzyknął:
-
Mélamar ~*~
To był koniec przygody Revaliona Artemira w Srebrnej Gwieździe. Gadatliwy zaklinacz stał się markotny i małomówny: osobiście doglądał pochówku poległych towarzyszy. Potem odszedł, zostawiając u kwatermistrza swój medalion.
Powiadają, że wyruszył na północ, do Doliny Lodowego Wichru. W sumie nic dziwnego: wszak dokąd mógł udać się mag mrozu chcący zwiększyć swoją moc?
Powiadają też, że nie wyruszył tam, żeby zdobyć moc, a żeby pomagać słabszym. Zadośćuczynić za życia utracone przez jego słabość.
Inni znowu mówili, że widziano go na dalekim Południu, w okolicach Gór Śnieżnych, gdzie miał szukać nauk u potężnego srebrnego smoka.
I wiecie co? Wszyscy mieli rację.