Otto uwijał się jak w ukropie. Sporo rannych było. Mniej lub bardziej, ale jednak. Część chłopów nie chciała w ogóle pomocy udając twardzieli. Przyszły mag nie dał im jednak wykręcić się. Na przeciwko stali plugawi wrogowie i zainfekowanie ran to kwestia chwil, więc trzeba było zadbać o ich czystość.
Rajtar jęknął z bólu kiedy Otto go opatrywał, ale nim skończył zajmować się jego ranami chwycił magusa i przyciągnął bliżej siebie.
-Chłopi wykazują się determinacją, ale kolejnego szturmu nie przetrzymają. Znajdźcie tą skrzynię! Na barykadzie jest łódź, pomieścimy się i odpłyniemy. Szlachcic Was ozłoci, gdzie trzeba poleci ma spore wpływy. wyszeptał i opadł na plecy.- Widdenstein skrzywił się na słowa żołnierza.
- Lepiej odpoczywaj. Co z tego, że nawiejemy jak i tak nas dopadną na otwartej przestrzeni. Jedynie barką można uciec.- Odpowiedział zaciągając bandaż na ręce.
- Z resztą nie ode mnie to zależy.- Dodał.
- Zbliża się noc. Martwi mnie to bo te ścierwa dobrze widzą w ciemnościach a my ludzie źle.- Otto stał przy oknie patrząc na chowające się słońce za horyzontem.
- Trzeba przygotować sporo pochodni i parę ognisk zrobić. Jak będą się palić za plecami naszymi to ich będą oślepiać a nam dawać dobry widok na nich. Na samej palisadzie może dać to trochę przewagi.- Zaproponował magus swój pomysł.