Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2017, 17:22   #8
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Need advice: Punk, Bartender & Vodka




Mieszkanie Kiry na Manhattanie, wieczór
Cytat:
@HiDanWell99KirAli
Od:LVDHeeN
Temat: Cel

Dane: Daniel Peter Richardson
Urodzony: 23.06.1990 w Wellington
Zatrudniony: 01.09.2015 w Leyland-Carlise Inc.
od 01.09.2015 analityk jakości zasobów (oddział w Wellington),
od 01.09.2017 starszy specjalista ds jakości (oddział w Wellington)
od 15.10.2020 VP ds. jakości i satysfakcji klientów (główna placówka firmy w Brasilii)
Rys psychologiczny: Dominator
Dosyć ambitny i przeświadczony o własnej wartości. Lubi hazard (ruletka i poker to jegopasja) lecz szło mu w tym zwykle średnio (na sporo się zadłużał). Hulaka i kobieciarz (nie stroni od posiadania równocześnie więcej niż jednej partnerki). Lubi pokazywać siłę i udowadniać własną pozycję nawet uciekając się do brutalności fizycznej względem osób jakie są w jego zakresie możliwości dominacji (bicie i gwałcenie partnerek, etc.). Uzależnia przy pomocy pieniędzy, prezentów, wysokiego standardu życia. Sponsor Małej Ligii rugby w Wellington.
Rodzina: półsierota, jedynak
Matka w hospicjum św. Łazarza w Wellington.
Załącznik:
Wiadomość do Nixx wysłał już praktycznie stojąc przed drzwiami dziewczyny Nożycorękiego. Był już całkiem żwawy, z Alim u Mazzy złapał wprawdzie zaledwie kilka godzin snu po intensywnym dniu w Chell, ale zmęczenie jakoś odeszło. Może to ta ulga gdy zobaczył syna, Mazz, przyjaciół? Znów miał łączność ze swoim c-ware? Kop energii gdy wszystko wracało na miejsce jak w układance?
No może jedynie poza tym, że patrząc na jego sytuacją ogólną... wszystko się spieprzyło.

Z butelką Valis Vodka pod pachą wcisnął na panelu przycisk powiadomienia o wizycie, na co Edek po chwili otworzył radośnie drzwi i wciągnął go do środka:
- No to zaczynamy imprezę!
- Koniecznie, muszę się napić. Kira jest?
- Będzie za 20 minut. To chcesz lodu do tej wódki? -
Punk wyszczerzył się wskazując flachę. - Co? W końcu nabrałeś rozumu i świętujesz wyzwolenie?
- Coś w tym stylu. Wiesz jak to jest, dziecko z kobietą zostawić i można poszaleć. Trochę miałem przerwy. Trzeba odbić, nie? -
Hen żartował, ale minę miał zamyśloną i jakby zmartwioną pod płaszczem wesołości.
Edek wprawnie otworzył butlę, machnął nieco lodu do szklanek i polał zamaszyście.
- No to “bottoms up” jak mówią najstarsi górale. - Sam posłuszny komendzie wychylił nalaną porcję, pozostawiając kryształki lodu. - No, na odwagę. I gadaj co to za temat.
- Kim jest Kirunia? -
spytał Heen i wychylił kieliszek. Zaraz chwycił za butelkę i polał raz jeszcze.
Wziął tym Nożycorękiego z zaskoczenia.
- Eeeee barmanką? - padła ostrożna odpowiedź.
- A poza tym?
- Kobietą? Zajebistą laską? -
Edek patrzył uważnie na Lucifera. - O co chodzi, stary?
- Nic co by mogło być czymkolwiek złym. Ona jest w porządku. Dziewczyna przyjaciela. Sama pomogła. Zaufałem, więc luzuj. “Bottoms up”. -
Wychylił kolejny kieliszek. - Ale sprzęt załatwia od ręki jak Callmee - kontynuował po przełknięciu wódki - na zawołanie chirurgowie do postrzału. Cięta na policjanta: Hao. Ty zresztą w Clock, też byłeś nie teges wtedy względem niego. Ona o mnie wie, może i ja o niej…? Chyba że wolisz bym jej spytał.
Zapalniczka rozświetliła lekko skupione oblicze Ediego.
- Znaczy nie do końca jarzę co mi próbujesz powiedzieć. Ma kontakty, ale wiesz jak ludzie reagują i gdzie pracuje. Ciężko żeby nie miała. Powiedz prosto z mostu a nie zapierdalaj po krzakach z bawełną.
- Edek weź nie pierdol -
Luc polał trzecią kolejkę - po Tobie samym widać, że coś jest na rzeczy. Mam info. Grube, ale widzę, że Kiri to nie zwykła super dziewucha, chcę ustalić co się pod tym kryje. Mówiłem, ona wie o nReport. Zaufanie działa zwykle w dwie strony.
- Zagadaj z nią stary. Ja nie wiem o co Ci chodzi, a ty dukasz jak dziewica na pierwszej randce. Ja się nie wcinam w jej sprawy. -
Edek wychylił kolejną wódkę, polał obu i strzepnął fajka
- Dobra. Pamiętasz naszą rozmowę co poznałeś moją matkę? - Heen sam też zapalił. - Gadaliśmy o Arturze. Mówiłem Ci, że kumpel to kumpel, poległ w akcji, zdarza się najlepszym. Nie skurwiel ten co go załatwił, on też miał swoje priorytety, a to wy robiliście włam. To skurwiele zlecający nie zapłacili Norze po nim. Kojarzysz?
- Mhm -
punczur cmoknął językiem o zęby - no i? - Pochylił się bliżej Lucifera, który wychylił kolejny kieliszek.
- Matrix mnie chce. Oferują bezpieczeństwo mi i bliskim przed policją, oraz zaplecze by jebnąć w policję, za to co zrobili Kirze, za to co zrobili mi.
Znajomy wyraz wkurwu pokazał się na obliczu Edka, żyła na skroni zaczęła pulsować.
- A co to ma wspólnego z moja Kirą?
- Z Kirą nic. Ot chciałem się upewnić. -
Luc zgasił fajka i od razu zapalił następnego. - Odmówiłem. Ale… - zaciągnął się. - Chcesz long story czy short?
- Streść... -
rudy chlapnął kolejnego szota i wygrzebał whisky - ...bo mnie chuj strzela. Nie mam nerwów na długie opowieści.
- Wejście w Matrix jest niby bez wyjścia. Logiczne. Kto wyjdzie ten może potem zdradzić. Kontrakt jak w korpo, choć oni są przeciw korpo, rządowi, policji. -
Luc aż uśmiechnął się dziko na ten paradoks. Polał. - Oni chcą różnorodności, wolności jednostek na przekór rządowego, policyjnego i korporacyjno tworzenia zombie. Ale kto o to walczy, sam do nich wchodzi jak w korpo. Kurwwwa… - Wychylił kolejny kielonek. W tym tempie zapowiadał się szybki zjazd do boksu. - Gdy szedłem na spotkanie nie wiedziałem, że aż tak. Szedłem zaś z myślą, że jeden z warunków to wypłata przez nich kasy Norze i małemu. Uczciwa walka, ale główszczyzna, jak dawno temu. Cena. - Urwał i zabębnił palcami po blacie. - Policja dowie się, że jestem poza Chell. Jutro? Pojutrze? Nie wiem. Ale mnie pierdolić… zagrożony jest Ali. Mazz, Ty, Twoja Kira. Moja Kira. Bo wiedzą, że moi przyjaciele, bliscy to klucz do mnie. I chuj stary… nie wiem co robić. Gadałem z bratem, ojcem, Halo. Czeka mnie gadka z Rudą. Oprócz nich mam tylko Ciebie.
Edek przetrawiał przez pozostałą część fajka.
- No nie wygląda to jakoś radośnie… - orzekł jak mistrz Zen. - nCat raczej odpada. Jak Cię będą chcieli dorwać, to dorwą niezależnie od kraju, jeśli w ogóle wyjedziesz. Poza tym z Alim nie będziesz się ukrywał wiecznie… - Przeciągnął dłonią po twarzy. - Można Cię spróbować upchnąć gdzieś w jakiejś Kolumbii albo co. Ale tego psychicznie nie wytrzymasz.. Wiem co mówię. Kurwa...
- Jakby było trzeba do cholery to bym wytrzymał, ale mam syna, a jego matka w wariatkowie. Mam Mazz, którą wezmą na widelec. Jak dowiedzą się, że nie ma mnie w Chell, zaczną szukać. Przyjdą do Ciebie. Może i do Kiry. Tak to działa. Policja, rząd. Korpo.
- Ok. To… jaka różnica między Kolumbią a Matrix? -
Edek cedził słowa przez szkło przyłożone do ust. - Tam wytrzymasz to tu też nie, nie? Gwarantują bezpieczeństwo?- starał się bardzo zachować pomocny obiektywizm.
- Dożywocie w Matrix? Czy Kolumbia. Co Ty byś wybrał Ed?
- Gdyby chodziło o bezpieczeństwo Kiry? Wszedłbym w to. Ona jest warta. A potem … potem bym szukał haczyka. -
Uśmiechnął się szeroko i dumnie.
Lucifer też wyszczerzył zęby. Jakby myślał o tym samym.
Kolejny papieros.
Nie polewał na razie.
- Mam plan. Wiesz… - dopiero teraz sięgnął po butelkę - mi nawet to co M. proponuje pasuje. Patrzę na te korpozombie i mi się cofa, widzę do czego to prowadzi. Za parę lat nas po prostu sprzątną tak czy owak, bo nie będziemy pasować… a M. z tym walczy. Korpo stwierdzi, że nie będzie Rocka, to będziesz bawił się do country przy nColi. - Rozlał w kieliszki.
- Jaki plan?

Gdy Lucifer otwierał usta, rozległ się sygnał otwieranych drzwi
- Ooo! Widzę że impreza beze mnie - ‘Kirunia’ stanęła w drzwiach. - Kacperek!!! - uradowała się i podeszła by zamknąć Heena w uścisku. - Dałeś w dupę, wiesz?
- W dupę? Komu? Nie piłem ostatnio aż tak by nie pamiętać... -
Też ją objął z uśmiechem.
- Może to i lepiej. - Uśmiechnęła się i podeszła przywitać się z Edkiem, przy okazji zabierając mu jego szklaneczkę.
- Aż się boję… - mrugnął do niej. - O co chodzi z ta dupą?
- Jak to o co? -
Zdziwienie w głosie barmanki było nie do pominięcia gdy spojrzała znacząco na Lucifera. - Zniknąłeś. Martwiliśmy się. Niektórzy stawali na rzęsach, niektórzy mało co nie kojfnęli na złamane serce. Mamy coś na kolację czy tylko wódkę? - spytała Edzia.
- Kupiłem Ci zupę z pierożkami. -
Uśmiech punczura nadal robił mieszane wrażenie.
- Chcecie? - Kira pochyliła się by zabrać fajka i zapalniczkę. - Czy wolicie pogadać we dwójkę, gołąbeczki?
- Dosłownie chwilkę o interesach dwa słowa zamienić byśmy mogli, zanim wejdziemy w tryb dalszego pracowania nad krokiem węża.
- Spoko. Ja skoczę pod prysznic i odgrzać zupkę. Bawcie się dobrze!

Wyturlała się z salonu i skierowała do łazienki. Po chwili rozległ się dźwięk wody i jakaś muza z cyklu “zostań mistrzem Zen”.

- Będą mnie szukać - Lucifer pochylił się ku Edkowi. - Mazz spalona, z pewnością wiedzą, że mnie coś z nią łączy. Bezpieczeństwo zapewnić muszę Alisteirowi, żonie w wariatkowie. Oprócz tego zostajesz Ty i Halo. On zadba o siebie, Ciebie mogą wziąć na celownik Ed. Mój plan jest taki. Wejść do Matrix grupą. Schować się i skontrować skurwieli, dojebać policji, korpo i tak dalej. A jak się okaże w Matrix źle, odpieprzać im będzie, to grupą rozpieprzyć ich od środka.
- Hmmmm… -
mruknął Edzio nadstawiając ucha - musiałbym Kiry spytać. Nie wiem czy ona będzie chciała w to włazić. - Poskrobał się ludzkim palcem po nosie. - A co jeśli będzie źle tam, rozwalisz policję itd? Dokąd ruszysz? Spieprzać będziesz….my… przed jednymi i drugimi?
- Prawnie, to ja jestem czysty Ed. Nie tyle chce mnie udupić samo NYPD, tylko po prostu parę osób z góry policji, by nie wyciekło co zrobili z moją Kirą i mną w Chell. Jak ich się rozjebie, to przyjdą nowi na ich miejsce. Może podobne bydlaki, ale nie umoczeni w to gówno i bez celownika ustawionego na mnie, a przy tym na Mazz, moją Kirę, ciebie. Ale bez Matrixa, to ja nie wiem czy się dobrze skryję przed dobitką tych zjebów, co tu mówić o kontrze. -
Zapalił kolejnego papierosa.
- Dobra. - Edek polał stwierdzając twardo. - Jakie są priorytety? Dojechać pedałów z policji, tak?
- Tak. A przy okazji… Matrix bawi się w dojeżdżanie korporacjom, rządowi. -
Heen wychylił kieliszek. - Dla mnie to całkiem fajny motyw, bo się skurwielom należy i można przy tym też zarobić. nReporty, kasa dzielona na grupę. Boczna fucha. Przyjemne, pożyteczne, dochodowe. A jak Matrix okaże się opcją złą, to wyjść grupą zawsze jest łatwiej po trupach niż samemu - Lucifer wzruszył ramionami.
- No to jak nie wiesz co robić? - wyszczerzył się Edek. - Znaczy, wiesz, cieszę się, że mogłem pomóc - zarechotał.
- Wiem. Jak się wejdzie grupą. Jak mam wchodzić solo, albo tylko z Mazz, to chujnia. Stąd nie wiem.
- No to trzeba spytać Halo, Kiry moją i Twoją. Ja tam na rozpierdol zawsze się piszę.

- Stąd moje pytania o nią - mruknął Heen nawiązując do początku tej rozmowy - bo wiem, że bez niej się nigdzie nie ruszysz - mrugnął i zasalutował kieliszkiem.
- To ja pójdę zagrzać jej zupę. Jak się naje, ma lepszy humor - mrugnął Edek, dopił kolejkę i pogwizdując podyrdał do kuchni.

Dziewczyna pojawiła się wkrótce człapiąc bosymi stopami w krótkich spodenkach i koszulce, bez klubowego makijażu i z nastroszonymi czarnymi włosami, wciąż posklejanymi od mycia.
Klapnęła na fotelu i wyciągnęła nogi opierając je o ławę.
- Zaraz dam Ci zupę, skarbie! - doleciało basowe zapewnienie z kuchni.
- Super! - odkrzyknęła barmanka i uśmiechnęła się szeroko do Luca. - Uczy się, chłopak. Mazz wie co mówi. - Uśmiech poszerzył się jej chociaż robiła niewinną minkę.
- Kira, treserka bestii. - Solos poważnie skinął głową. To był jakiś pieprzony abstrakt. Prawie dwumetrowe bydle podejrzewane o cyberpsychozę za sam ryj, oraz barmanka z klubu sex-streaptise. "Zrobię Ci zupkę skarbie". Lucifera aż korciło by wstać i sprawdzić czy Edie nie paraduje tam w fartuszku.
- Nauczysz go jeszcze skakać przez płonące obręcze i miałabyś pracę w cyrku. Tyle że już żadnych już nie ma.
- Jak nie? Dawno nie byłeś w Clock, co?
- No ostatnio razem z wami. Na przywitaniu mojego brata. Coś się zmieniło?
- Nie no. Ale przecież to zoo i cyrk połączone w jednym. -
Zaśmiała się cicho i sięgnęła po fajka. - Jak po powrocie do cywilizacji?
- Uczę się. Dziś Alisteir pokazywał mi co to prąd. Fajny wynalazek. A co do Clock… jakoś nie złożyło się by wcześniej zapytać. O co chodzi z Hao?
- Z Hao? -
Kira zmarszczyła brwi próbując skojarzyć.
- Ten szczuplasek, Azjata o twarzy dzieciaka.
- Aaaa ten. Chyba o nic. A co? -
Kira ułożyła się wygodniej na sofie, ale tak by widzieć Luca.
- A nic, wydawało mi się jakbyś coś do niego miała.
- Nieeee - machnęła ręką. -
Wydawało mi się, że ktoś znajomy ale mi się popićkało. - Znów uśmiechnęła się wesoło.
- Mhm, dziwne tak mi się zdało. Bo on też tak reagował.
- No nie wiem co Ci powiedzieć, Kacperku. -
Wzruszyła ramionami nieco spięta.
- Kira… to dość ważne, zaraz ci zresztą powiem czemu. Nie chce się wpierdzielać, ale to w każdym razie nic wspólnego z tym, że on z police?
- Mmmm nieee do końca -
odpowiedziała ostrożnie i z nieco większym napięciem.
Solos zapalił papierosa.
- Kiri, zaufałem ci. Wiesz o nReportach, a to naprawdę ważna sprawa. Zwrotka zaufania? Powiesz mi choć z grubsza o co c’mmn?
Zgasiła fajka ostrożnie w popielniczce.
- Hipotetycznie, może chodzić o to, że praca barmanki jest zajebistą fuchą, tak? - uniosła spojrzenie na Heena, a on kiwnął głową. Ni to że się zgadza, ni to, że po prostu słucha. - Ale hipotetycznie, pewne sprawy wymagają nieco większych dochodów niż dostaje zwykła barmanka. Nawet z napiwkami. Więc trzeba szukać dodatkowych źródeł zarobku, niekoniecznie z białej strefy.
- To by wyjaśniało twoją rezerwę, ale nie jego… Chyba, że kiedyś Cię przesłuchiwali, albo coś, a on przy tym był i stąd się widzieliście. Kojarzyliście… -
Heen strzelał w ciemno.
- Mmmm - Kira skrzywiła się lekko - bardziej… był nabywcą źródeł zarobku? - Skrzywiła się niewinnie w sztucznym uśmiechu.
- To że fixujesz, to się domyśliłem jak tak szybko załatwiłaś sprzęt na rzeźnika, a potem chirurga na zawołanie... Ale że zaopatrują się u Ciebie nawet policjanci? - Lucifer zagwizdał z żartobliwym podziwem. - Nieźle.
Kira nie odpowiedziała. Zamiast tego rozłożyła ręce w geście “no co ja mogę”.
- Dobra. Jest tak. Moja Kira została do Was wepchnięta przez police, pewnie się tego domyślałaś. Clue w tym, że miała być przynęta na rzeźnika. Ten typ urody, patozwiązek z jej byłym, już jedno dziecko, do tego była w ciąży. Pasowała idealnie wystawili ją. Robota w Clock dopełniała profil ofiar. Wystawili ją, a on ją prawie zarżnął. Fizycznie ledwo wyszła, psychicznie… siedzi w wariatkowie po tym co jej zrobił
- O kurwa. Nie wiedziałam, że aż tak… Luc… nie wiem co powiedzieć.
- Nic nie mów. -
Skrzywił się. - Hao, ten policjant, w tym uczestniczył, ale i on i wielu jego kolegów było samych wkurwionych taką akcją. Miał wyrzuty sumienia, doszedłem co zrobili, wykorzystałem jego winę. Od niego miałem sporo info z policji, śledztwa, dzięki którym dorwałem O’Connella i Della. Nawet więcej. To Hao zasugerował, bym złapał tych skurwieli z góry NYPD za jaja. Prawie doszło do ugody z policją, z milion kredytów dla Kiry i Aliego odszkodowania, albo idziemy do mediów. - Walnął shota i odpalił kolejnego faja.
- I co z tym milionem?
- Wiesz co to Chell? Albo Edek opowiadał Ci skąd mnie wyciągnięto po moim zniknięciu?
- No wspomniał o tym. Do tej pory myślałam, że to jedynie urban legend.
- Jest gorzej niż w legendach. Najgorsze rejony nCat przy Chell, to jak… Nie Kira, tu nie ma porównania. Chell to jest dno dna. Totalne. Po pacyfikacji policyjnej w Jersey, gdzie zostawiłem znajomym syna, wkurwiłem się. Stwierdziłem, że sporo mi ujdzie na sucho jak są negocjacje w sprawie ugody. Zrobiłem awanturę na 22 NYPD. Wykorzystali to, sfingowali moją śmierć i wrzucili mnie tam. Może jutro, może pojutrze, może za parę dni będą wiedzieć, że wyszedłem z miejsca z którego technicznie nie miałem prawa wyjść.
- To jak Ci pomóc? Trzeba Ci znaleźć miejscówę. O tą kasę można też zawalczyć, może w imieniu jedynego żywego Heena?

Luc machnął ręką.
- Nie przyszedłem tu po pomoc Kiri, … no może po poradę w podjęciu jednej decyzji. - Spojrzał w stronę kuchni. - Przyszedłem ostrzec. Ja nie jestem wyjątkowo towarzyskim typem. Tu w NY mam znajomych niewielu. Jak odkryją, że wyszedłem z Chell, będą wiedzieli, że nie dość iż mogę ruszyć temat Kiry i rzeźnika, to jeszcze samą sprawę umieszczenia mnie w Chell. I samego Chell. Wrzucają tam ludzi niewygodnych od blisko dwudziestu lat. Bez procesów. Bez sterylizacji penitencjarnej, tam są dziesiątki dzieci. Będą chcieli mnie znaleźć za wszelką cenę nim rozpętam im medialne piekło. Nie odpuszczą choćbym zaszył się w Tybecie. Pójdą po sznurku do moich znajomych. W tym Edka i Ciebie. Jak już masz coś za uszami, to zmiażdżą. Jak lądująca wojskowa AV.
- No to co zamierzasz? -
Usiadła po turecku. - Wyjazd z NY wydaje się być niezłym pomysłem. Raczej wcześniej niż później. Reszta też musi się przyczaić na jakiś czas, z pół roku, rok.
- Pierwsza kontrola lotniskowa mnie wychwyci skanowaniem. Są ludzie oferujący schronienie, zaplecze i rzucenie się do gardła tym zjebom i innym. -
Solos wzruszył ramionami. - Jedyna alternatywa, to zakopać się w nCat. Lubisz nCat Kiri?
- Jacy ludzie? I jaka cena? -
spytała barmanka lekko mrużąc oczy. - I nie, nie padam specjalnie. Lubię swoje mieszkanie.
- Cena to “jak wchodzisz, to już nie wychodzisz”, bezpieczeństwo organizacji. Stąd jak wejść to taką grupą, by jak będą chcieli przeginać pałę, rozjebac ich od środka. A kto? Ty mi powiedz Kira. W Waszym związku Ed jest chyba ciut za Tobą w kwestii rozkmin.
- To jakaś mafia? -
spytała sciszonym głosem.
- Walka z policyjną i rządową wierchuszką, walka z korpo. Walka by ludzie byli ludźmi, a nie korpozombie. O wolność i indywidualizm. No pomyśl kto.
Skrzywiła się.
- Musiałabym pomyśleć. Oprócz niego mam swoje zobowiązania. To nie jest coś co … - machnęła ręką. Brzmiała dużo bardziej logicznie i trzeźwo niż Nożycoręki. - Poza tym co ja tam bym robiła? Barmanowała w podziemiu?
- Nie wiem. Ja jak się dowiedziałem z czym się to wiąże odmówiłem. Nie toleruję kontraktów “to-the-end” nawet małżeński mi nie wyszedł. Ale zarówno ja, jak i Ty, Edek… musimy się zastanowić jakie są szanse. Ja mam jedynie teoretycznie marginalne. Wy? Nie wiadomo. Stąd mój pomysł, jak wejść to tylko grupą która w razie decyzji o rozwodzie stanie razem. Edi pójdzie wszędzie gdzie rozpierducha będzie “godna” -
Luc wypowiedział to słowo naśladując ton punczura. - Więc to Twoja decyzja. Ja bez was raczej odpuszcze, za małe szanse wtedy by się w razie co wyrwać tylko z Mazz.
- Trochę nas stawiasz pod ścianą, co? -
Kira nadal poważnie podchodziła do kwestii. - Jak my nie pójdziemy to będziemy mieć ciebie i resztę na sumieniu.
- To moja decyzja co ze mną. W razie czego postaram się doprowadzić do wysłania Kiry i Aliego z bratem do Nowej Zelandii, reszta będzie musiała działać sama. Każdy będzie mógł wybrać czy ukryć się samemu, czy wejść solo w nich. Każdy suwerenna decyzja. Albo razem, grupą.
- Do kiedy mam czas by pomyśleć?
- Nie wiem. To zależy tylko od tego kiedy odkryją, że nie ma mnie w Chell. Policja miała układ z bandą, która tam rozbiłem. Dragi robione w Chell za staff. Czy to wycieknie jutro, czy pojutrze czy za kilka dni? -
Teraz Luc rozłożył ręce. - Nie wiem. Ale jak będa wiedzieć że prysnąłem to się zacznie.
- No ale kiedy im masz dać znać? Na jakim etapie jesteś?
- Na etapie odmowy wejścia w układ to-the-end. W razie zmiany zdania mogę nawiązać kontakt. Mam przez kogo.
- A druga strona będzie zainteresowana ponownymi negocjajmi? -
zdziwiła się Kira.
- Myślę, że tak. Obserwowali mnie już jako kandydata, więc sa mna zainteresowani, a jestem kurewsko ciężką bronią na tych przeciw komu walczą. Tylko ja mogę wykorzystać info o Kirze i Rzeźniku, czy Chell.

- Mogę już wleźć z tą zupą? -
Edek zapytał dyskretnie z kuchenki.
- No właź... - Kira spojrzała pytająco na Heena, który wnet udał z rozładowującym trochę (może nie dla Edka) humorem dokończenie wypowiedzi:
- ...jak musisz. Właśnie podrywam tu świetną laskę, a Ty zawsze wszystko w takich sytuacjach psujesz.
- Ja ją ratuję przed oszołomami! -
Edek wniósł dymiący mega kubeł i podał dziewczynie. - Zjedz, bo ten nic tylko gada i nawija. A ty o pustym dziobie pewnie siedzisz i z uprzejmości jedynie słuchasz. - Punczur odgryzał się dzielnie. Klapnął przy tym obok barmanki i tylko jej refleks sprawił, że wrząca zupa nie oblała jej i sofy. - No to co? Chluśniem bo uśniem? - Wskazał na kieliszki.
- Czasem mówi z sensem. - Lucifer pokręcił głową i nalał do kieliszków dostawiając przy tym trzeci.




Nie było się łatwo wymówić od skończenia drugiej butelki, ale Lucifer już czuł, że szumi mu w głowie, a w Bronx czekała Mazz i Ali. Chyba tylko tym argumentem zgasił Edkowe “no dopijmy i się poleci po kolejną”. Zresztą cała trójka miała o czym myśleć. I tak dali sobie off, bo do ‘sprawy na blacie’ przez dalszą część wieczoru nie padły już nawet aluzje. Luc był na tyle przytomny by pożyczyć od Kiry ciemne okulary i holobluzę z kapturem, dzięki którym był bezpieczny od skanerów w kamerach.
Nawet jak było to paranoiczne działanie na wyrost, to ryzykować nie było sensu.
Po drodze, która sprawiała wrażenie się wydłużać zadzwonił telefon. Normalnie by się zastanawiał czy odbierać gdy nie znał numeru próbującego się połączyć, ale był lekko pijany i więc przyjął połączenie praktycznie odruchowo.
- HEJ!!! - męski głos z drugiej strony brzmiał na niezwykle ucieszony. - W KOŃCU!!!
- Tak? Kto mów… - Luc skojarzył zupełnie nieznany numer z pewną opcją. Nie… to nie mogło być to…
- Nie mogłem się do Ciebie dodzwonić stary. Mam dla ciebie gotowy projekt.
- Projekt?
- Kilkanaście dni temu? Gadaliśmy w studiu? -
Koleś z drugiej strony brzmiał lekko poirytowany. - Chciałeś projekt tatuażu, kojarzysz czy to była pijacka zmyła?
- Ach… -
Heen wnet zrozumiał z kim rozmawia. - Nieeee no nie pijacka… - czknął. - Zaintrsofny.
- Kiedy możesz być w studiu?
- Trochę statnio sjęnty. Jak dam radę t’fpadnę. Mam Tfffój nr... teraz. Toooo dam zsfnać jak będę się ffffbierał.

Tatuażysta mruczał coś mało pochlebnego gdy się rozłączał.



Mieszkanie Mazz w Bronx, noc
Ruda, wyciągnięta na sofie oglądała TV prawie wyciszoną. Uniosła głowę słysząc wchodzącego Luca, który wszedł po cichutku, sam otwierając sobie drzwi.
- W końcu - mruknęła siadając. - Wszystko ok?
- Tak - odpowiedział z czającą się nutką bełkotu zaczynając lekko chybotliwie zdejmować buty. - Mały ssspa?
- Heeeeen no ja pier…! -
zmęłła przekleństwo. - Serio? Śpi! - fuknęła zirytowana i zapaliła papierosa. - Coś załatwiłeś czy tylko imprezka?
- Njee fiiieem. -
Odrzucając obuwie oczłapał do sofy i usiadł obok. Przynajmniej w jego mniemaniu, bo w praktyce klasycznie opadł na sofę. Choć przyznać trzeba… finalnie do pozycji siedzącej. - Sieee, okaszy. Gaddałem z *chick* Edkiem.
- O czym? -
Ruda spojrzała na solosa. - Zresztą, nieważne. Idź spać. Jutro mi opowiesz.
- Mfisz jakbym byył pjaaaany…
- Bo jesteś. -
Wyłączyła telewizor i podniosła się. - Kładź się i nie budź Ala.
- Nieeee, to tylko -
zamachał rekami ze zirytowaną miną - tttn piepszhony błęę… błęend..., no to co pion ffff uucho. I jensyk. Ja myślę tszźfo kochanie.
- Nie kochaniuj mi - warknęła rozeźlona. -
Masz tu koc i poduszkę. Idę spać. Nie tłucz się.
Ruszyła ku sypialni, której drzwi były przymknięte.

Nie tłukł się bo usnął właściwie natychmiast po opadnięciu głowa na poduszkę.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline