Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2017, 22:35   #144
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bix, Fenn, Nightfall

W ciągu ledwie dwóch sekund w korytarzach zapanował totalny chaos, rozległa się masa wystrzałów i polała się pierwsza krew, ale po kolei…

Akurat w momencie, gdy strzelec zagadywał napotkaną grupkę, by czym prędzej ulotnili się razem z nim samym i Bixem w bezpieczne miejsce, za Nightem otwarły się grodzie śluzy prowadzącej do bocznego hangaru. W samej śluzie pojawili się agresorzy, mający na sobie Space Combat Suit, wliczając w wyposażenie Jetpacki, do tego i karabiny plazmowe w łapach… i zaskoczenie(chyba) wymalowane na gębach, przysłoniętych jednak hełmami próżniowymi. Skąd taki wniosek? Ano nie wystrzelili od razu, zdziwieni chyba tym, co zastali w owych korytarzach.

Nightall jednak był szybszy. Błyskawicznie skierował lufę karabinu we właściwym kierunku, po czym wystrzelił w pierwszego w rzędzie, trafiając go w tors. A i Bix nie próżnował, rzucając się na nich z lancą zakończoną metrową piłą o ostrzach ze stali wolframowej, która zawyła złowieszczo, po czym wśród iskier wgryzła się w ciężko opancerzoną klatę wcześniej już zranionego typka. Rozległ się jego wrzask, wymieszany z rechotem Bixa, pracującą piłą, krzykami i wystrzałami… Koleś tryskając juchą niczym jakaś fontanna, osunął się w bok, po czym zsunął po ścianie.

Byli jednak kolejni. I to nie tylko z tej strony, ale po kolei…


Wystraszeni kumple zarżniętego piłą otwarli ogień do przesłaniającego niemal cały widok na korytarz “Młotka”, i temu niestety ale nie pomógł ani prowizoryczny pancerz, ani noszony przy sobie Projectile Deflektor. Ten ostatni, co prawda jedną wiązkę plazmy zbił, kolejna jednak zraniła mięśniaka w łapę. A w tej cholernej śluzie było więcej nieprzyjemniaczków.

Zbrojny mężczyzna, prowadzący pochód cywili z bazy, oberwał w prawe biodro, obwieszczając ten fakt krzykiem. Wtedy też, za ich plecami, od strony SPA, w korytarzach pojawili się kolejni frajerzy - w średnich pancerzach - otwierający ogień do pilnującego tyłów Fenna. I żaden z oszołomów nie trafił… Valarian za to odpowiedział celnie, wyłączając z walki już pierwszego z nich strzałem w nogę.

Dzieci krzyczały, kobiety piszczały…
- Chodu!! - Ryknął zraniony Brayde wpychając już pierwszego ze smarków w drzwi znajdujących się obok kwater mieszkalnych. Nie mieli bowiem raczej innego wyjścia, atakowani na dwa fronty.





Dave

Lexi zaciągnęła Bullita do… Ambulatorium. Zniknęli w jego drzwiach, akurat w momencie, gdy psy gończe pojawiły się na korytarzu. Czy widzieli, gdzie ta parka uciekała? Fakt, iż było to możliwe, był zbyt duży, by go zignorować. I zdaje się, iż kobieta o tym wiedziała, ledwie bowiem znaleźli się w Ambulatorium, zablokowała drzwi, po czym… rozwaliła pulpit kolbą karabinu.
- No co? - Spojrzała ostro na Doca.

I w sumie… chyba dobrze zrobiła. Przy drzwiach pojawiły się bowiem jakieś stuki, a po chwili dokładnie na ich środku zaczęła się rozrastać nagrzana powierzchnia. Próbowali przeciąć czymś drzwi?? Zarówno Bullit, jak i Lexi, cofnęli się od nich na kilka metrów w tył, z karabinami gotowymi do strzału, gdy nagle coś tam cicho w owych drzwiach brzdęknęło, po czym nastała cisza. Próbowali wejść, ale im się nie udało, więc odstąpili? A może… a może to oni ich teraz tu dodatkowo zaspawali, by mieć z głowy?

- Chyba poszli - Szepnęła kobieta.

- Lexi, to Ty? - Rozległo się z głębi Ambulatorium. Jakiś wystraszony typek celował drżącą dłonią do niej i Bullita z pistoletu.


Kilka metrów za nim, za stołami i szafkami, chowała się jakaś przerażona kobieta z dzieckiem.





Vis

Darakanka kombinowała w hangarze na całego, budując prowizoryczną bombę z butli i palnika. I chyba sytuacja, w jakiej się znalazła, dowała jej nadludzkich sił, bowiem poradziła sobie z ciężką butlą, taszcząc ją sama, poradziła sobie z konstrukcją, i wszystko w miarę cicho, poradziłaby sobie i z rzutem, czy tam kulnięciem owej bombki pod nogi wrogów… ci jednak byli stanowczo za daleko. Co więc wymyśliła? Ano coś całkiem banalnego, coś, co mogła wymyślić tylko Vis w takiej sytuacji.

Zwabiła ich w swoją stronę cichymi syknięciami, brzmiącymi mniej więcej “pssst”.

Dwaj zdziwieni osobnicy ruszyli więc w jej stronę, podejrzliwie zerkając w kierunku jej kryjówki, celując z karabinów… i poleciała w końcu w ich stronkę niespodzianka, i Vis mogła przysiąc, iż widziała ich rozdziawione ryje, gdy nastąpił wybuch.


Gdy w końcu dziewczynie przestało dzwonić w uszach, wyszła z ukrycia, podziwiając swoje dzieło. Nie, żeby przepadała za widokiem zwęglonych trupów, jednak na jej ustach wyrósł wielki, wredny uśmieszek… który został starty w proch, gdy lufa wielkiego karabinu plazmowego przycisnęła się do jej skroni.
- Zabiłaś moich kumpli suko - Wychrypiał trzeci z przebywających w magazynie.

Ten, o którym zapomniała w swych wielkich planach, co było teraz fatalne w skutkach.

- P... - Zaczęła dziewczyna, nie dane jej było jednak skończyć. Kolba trafiła ją w twarz, świat zawirował wśród sporego bólu, a potem nastąpiła ciemność…





Becky

Gdy grupa napastników w Space Combat Suit zaczęła wskakiwać do otwartego hangaru po wylocie statku tchórza nad tchórzami, Isabell wcisnęła gaz do dechy, jadąc w tamtą stronę na złamanie karku. Pilotka nie była pewna, co Macolitka kombinowała, jednak.... powoli się chyba domyślała.
- Isabell... - Odezwała się w końcu Becky do dziewczyny, ta jednak nadal zasuwała ignorując kobietę.
- Isabell!! - Wrzasnęła w końcu do niej już na poważnie, ta z kolei zahamowała w ostatniej chwili, tuż przed powoli zamykającymi się wrotami.


- To jedyna możliwość! Nie widzę innej drogi! - Krzyknęła Macolitka, po czym wyjątkowo szybko i zręcznie wyskoczyła z pojazdu. Becky nie była w stanie jej zatrzymać, nie z tylko jedną ręką…
- Idziesz czy nie? Proszę… potrzebuję Cię! Oni wszyscy nas potrzebują! - Powiedziała Isabell, po czym na drobną chwilę złożyła dłonie razem, prosząc i w ten sposób. Nie czekała jednak na odpowiedź, ruszając z kopyta do zamykających się wrót hangaru, po czym… skoczyła w dół. Tak po prostu.







.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline