Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2017, 16:18   #27
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Victoria oparła się poufnie na ramieniu Anglika, starając się nie zerkać w stronę baru, gdzie odeszła Yue. Uśmiechnęła się czarująco.
- Panie Goodwin, ja po prostu strasznie boję się popełnić jakąś gafę. Może ma pan jakieś zdjęcia z wykopalisk, albo mógłby pan mi opowiedzieć jak to wygląda, jak znajdujecie jakiś cenny przedmiot. Jestem taka podekscytowana! - świergotała, napierając biustem na ramię mężczyzny - Co to za grobowiec, o którym pan wspominał?
- W sumie to nie wiem… jakiegoś Nomarchy.- zamyślił się Wiliam.- Nie wiem kto to był. A same wykopaliska to kupa dołów wykopanych w piasku, a pośrodku nich kupa namiotów. Profesor pewnie wyjaśni to lepiej niż ja, bo się na tym zna. Ja jestem od zarządzania tym co uda się znaleźć, oraz od… pozyskiwania funduszy na dalsze prace archeologiczne.-
- Mhm... to bardzo ciekawe. Proszę mi opowiedzieć o tym, jak pan zarządza wykopaliskami. To ciężkie? Co pana w ogóle do tego skłoniło? - Carmen zadawała mnóstwo pytań, lecz jej faktyczne zainteresowanie Anglikiem słabło. To profesor wydawał się kluczową postacią teraz. Mimo to jednak nie zamierzała palić mostów, gdyby Goodwin miał jej się do czegoś więcej przydać i wciąż go kokietowała.
- Cóż… to ciężka i odpowiedzialna praca.- napuszył się Wiliam mile połechtany podziwem pięknej mężatki prowadząc ją w głąb rozrywkowej części hotelu. Usiedli przy barze… niedaleko samej Yue sączącej jakiś kolorowy drink przez słomkę. Carmen jednym uchem słuchała jego wywodów na temat wagi logistyki przy wykopaliskach archeologicznych. Bo do tej roli sprowadzało się uczestnictwo Goodwina przy nich. Dostarczał zapasy, opłacał robotników, wywoził i sprzedawał towary. Yue zaś wpatrywała się śmiało w dekolt kreacji Carmen, bawiąc się słomką za pomocą ust i języka.
Dziewczyna mimochodem uśmiechnęła się, jednak nie odrywała spojrzenia od swojego rozmówcy.
- Ojej, tyle tego jest... Pan naprawdę musi mieć ogromny umysł żeby to wszystko ogarnąć i spamiętać... i to jeszcze w dobrym czasie. - zachwycała się Victoria, gładząc z podziwem klapę marynarki Anglika - Pewnie współpracuje pan z muzeami i największymi kolekcjonerami?
- To prawda.. choć muzea nie potrafią docenić prywatnej inicjatywy.- i zaczęły się narzekania na świat nauki uważających takich inwestorów archeologicznych jak Wiliam za hieny cmentarne. Niewątpliwie Goodwin był raczej zwykłym szemranym biznesmenem, a nawet gorzej… pacynką za którą stał szef dwójki bandytów, którzy go pobili. Niemniej starał się pokazać się jak najlepiej w oczach Victorii. Nie umknęło też agentce to, że nie wspomniał jak w ogóle się wpakował w całą tą kabałę z wykopaliskami. Była niemal pewna, że Goodwin świadomie nie odpowiedział na to pytanie Victorii. I już nie miał okazji, bo gdzieś w połowie jego tyrady zegarek kieszonkowy przypięty do jego kamizelki zaczął grać melodyjkę.
- Niestety muszę już opuścić cię moja droga. Niemniej z niecierpliwością będę czekał na następne nasze spotkanie.- szarmancko cmoknął dłoń Carmen i pożegnał ją szybko… zostawiając z rachunkiem za drinki które wypił.
- Och, dobrze. Przepraszam, jeśli zajęłam panu czas, a tu jakieś ważne spotkanie pan miał... Do jutra! - udała przejętą.
- Będę liczył godziny! - usłyszała w odpowiedzi od Wiliama który wyraźnie się spieszył, a Carmen została w barze. Z Yue w pobliżu. Chinka nie podchodziła do Carmen, choć z uśmiechem skinęła lekko głową zapraszając na miejsce obok siebie.
Dziewczyna wydawała się chwile zastanawiać, taksując wzrokiem Chinkę. Wreszcie oblizała lekko wargi i przysiadła się do kobiety.
- Witam, widzę, że pani też pije samotnie, a to się nie godzi. Jeśli mogę, chętnie się dołączę. Mam na imię Victoria.- przedstawiła się.
- Yue… Niestety jestem samiuteńka. Nie mam się do kogo przytulić w nocy.- westchnęła teatralnie Chinka wodząc palcami po dekolcie swej sukni.- Opowiedz mi coś o sobie Victorio. Co sprowadza cię w te strony? Ja jestem w podróży do domu, ale zatrzymałam się na dzień lub dwa w Kairze. Jeszcze nie widziałam swojego apartamentu, ale jest ponoć duży i ma zapewnioną dyskrecję.-
Carmen zaśmiała się. To było silniejsze od niej.
- Brzmi bardzo kusząco. Chyba mam podobny apartament, jednak dzielę go z mężem. W podróży towarzyszy nam także moja ukochana kuzynka. Cóż mogę o sobie rzec? Niestety, jutro wyjeżdżam, więc dziś muszę się pakować... - zrobiła smutną minkę - Ale przynajmniej jednego czy dwa drinki z piękną towarzyszką wypiję.
- Tu czy w moim apartamencie?- zapytała Yue zmysłowym tonem.
- Obawiam się, że tutaj, niestety. Zaraz muszę wracać do siebie. - rozłożyła bezradnie dłonie. I nie chodziło o to, że nie miała ochoty na krótką przygodę z Chinką, lecz szczerze obawiała się o swoją kondycję, jeśli miała zaspokoić ją, wziąć udział w fantazjach nienasyconego Orłowa i... wstać przed 5 rano!
- Szkoda szkoda… niemniej można tu chyba usiąść przy stolikach chronionych przed ciekawskimi uszami. Mam ochotę wynająć taki, dołączysz się do mnie na te parę minutek.- zaproponowała Wężowa Księżniczka.
Carmen spojrzała jej głęboko w oczy. Po chwili westchnęła przeciągle.
- Kwadrans. I ani minuty dłużej, niestety. - powiedziała twardo.
- Kwadrans… to wiele czasu.- zaśmiała się cicho Yue dopijając drinka i wstając. Poprzez Janusa zamówiła stolik po czym ruszyła przodem kręcąc zmysłowo pupą, dzięki specyficznemu krojowi sukni który taki chód wymuszał. Usiadły w otoczonej parawanem salce przy stoliku. Miejscu bardzo podniecającym, bo przypominającym Carmen ich pierwszą randkę.
- No to opowiadaj co możesz. O co chodzi w tej całej hecy z mężem i kuzynką.- rzekła z uśmiechem Chinka rozsiadając się wygodnie i klepiąc dłonią swe uda w zachęcie by na nich Carmen usadziła swe cztery litery. Ta jednak zdecydowała się usiąść obok, choć zdecydowała się oprzeć głowę o ramię Yue.
- W pracy jestem. To wszystko część zadania. A ty przyjechałaś ze śniegiem, co? - zagadnęła, by odwrócić myśli kobiety od siebie.
- W drodze do domu jestem. Sterowce są może w miarę wygodne, ale podróż w nich długa.- gładko skłamała Yue nawijając na palec pukiel włosów Carmen.- Więc… jesteś grzeczną i potulną żonką? Musisz z nim sypiać w łóżku, czy macie oddzielne sypialnie?-
- To mój mąż - spojrzała znacząco na Yue. Trochę ją zabolał wybieg Chinki, toteż ona też nie planowała ujawniać informacji o Orłowie - Chcę z nim sypiać.
- Posłuszna i kochająca żona. Trudna maskarada.- zamyśliła się Yue i uśmiechnęła ciepło.- Współczuję, acz rozumiem…- najwyraźniej uznając, że Carmen heroicznie poświęca się dla zadania.
Agentka natomiast, by uniknąć dalszego drążenia tematu, wypiła swojego drinka i nim go przełknęła, pocałowała namiętnie Yue, dzieląc się z nią zawartością kieliszka.
- Mmmm…- dłoń Yue pochwyciła pierś Carmen masując ją umiejętnie przez materiał, a kolejne pocałunki Chinki zeszły po szyi na jej ramię.- Widzę, że wolisz przejść do czynów.-
- Zostało 11 minut. - zachichotała Carmen, zerkając na zegarek nad wejściem do prywatnego boksu.
- Cóż…- Yue sięgnęła do swojej sukni i rozsunęła zamek z boku, po czym chwyciła dłoń Carmen i poprowadziła dłoń pod materiał wprost do koronkowej bielizny okrywającej jej łono.- … a jak się dobrać… do ciebie?
To mówiąc nie przerywała wędrówki ustami po szyi Carmen.- Wiesz… jedno twoje słowo i mogę cię porwać na swój sterowiec. Znikniesz na wiele dni, zanim twoi zorientują się co się stało.-
Dziewczyna westchnęła, wsuwając palce pod bieliznę Chinki, która wydawała się równie natarczywa i niezaspokojona, co jej “mąż”.
- Nikt mnie nie zmusza, Yue. To moja praca. I i tak nie powinnam się od niej odrywać. Uszanuj to, łakomczuchu - dodała żartobliwie, po czym palcami namierzyła kryształek rozkoszy Azjatki i delikatnie ścisnęła.
- Szanuję…- jęknęła cichutko Wężowa Księżniczka podwijając dłonią rąbek sukni Carmen.- Niemniej pamiętaj, że moja oferta… jest zawsze aktualna. Gdybyś zmieniła zdanie…- westchnęła Yue lekko kąsając ucho Brytyjki. Ta zamruczała w odpowiedzi, lecz to jej dłoń natarła na klejnocik Chinki.
- Mamy mało czasu, lecz zamierzam zadbać o to, byś wyszła stąd przynajmniej trochę usatysfakcjonowana. - szepnęła do ucha Yue - Od ciebie zależy też jak to zrobię... - pocałowała jej płatek.
- Mrrr… nie myśl sobie że wyjdę na samoluba… rozsuń nieco uda…- wymruczała cicho Yue sięgając głębiej pod suknię Carmen.- Moja droga… spotkania… z tobą jak dotąd zawsze były interesujące, więc nie przejmuj się… i rozkoszuj się ze… mną… tą chwilą.-
Co jak co, ale trzeba było przyznać Wężowej Księżniczce, że ciężko się jej odmawia. Carmen posłusznie zastosowała się do jej poleceń. Kilka razy tylko znacząco zerkając na zegarek. Zamierzała być w tej kwestii nieprzekupna.
Yue zdawała sobie dobrze sprawę z upływu czasu, więc jej dłoń stanowczo zanurkowała między jej uda i palce sięgnęły wprost do wrót rozkoszy, kciukiem muskając dzwoneczek do niej. Chinka nie była tym razem delikatna, ale wiedziała jak dotykać swą kochankę. I drapieżnie zdobywała jej słodki, kącik rozkoszy, sama drżąc pod wpływem pieszczot Brytyjki.
- Jesteś okropnie zachłanna... - wyszeptała Carmen, przymykając powieki. Wpiła się gwałtownym pocałunkiem w usta Chinki, rozwierając je własnym językiem tak, jak jej palce rozwierały muszelkę kochanki, zatapiając się delikatnie w jej wnętrzu.
- Korzystam z okazji…- wymruczała po pocałunku Chinka energicznie poruszając palcami i wzmacniając doznania.- Muszę.. sprawić… byś chciała… ponownie… spotkać się.
Jej pupa wierciła się na fotelu, sprawiając że palce kochanki wiły się jej rozpalonym i wilgotnym zakątku. Obie kobiety wszak podjęły wyścig z czasem i rozkosz jaką sobie zadawały rosła w gwałtownym tempie. Choć wymęczona po nocnym szaleństwie z Orlowem, Carmen czuła jak zbliża się do orgazmu. Chcąc zdusić jęk i zarazem sprowokować kochankę, gwałtownie wyszarpała jedną z jej piersi ze stroju i pocałowała drapieżnie, ssąc obnażony sutek.
Yue drżała pod wpływem jej pieszczot sama zaciskając mocno zęby, by nie ulec pokusie oznajmienia swej rozkoszy. Jedną dłonią głaszcząc Carmen po włosach, drugą doprowadzała ją na skraj ekstazy… sama już balansując na nim.
Figle obu kobiet w końcu dotarły do przeszywającego przyjemnością zmysły finału.
- Zostały… zostały dwie minuty.- wymruczała Yue dysząc i poprawiając strój, by ukryć krągłą pierś z powrotem w stroju.- Ten talizman co ci go dałam… masz go jeszcze? Przydał ci się w ogóle?-
- Mam, noszę go zawsze w rękawicy. - przyznała Carmen, również poprawiając ubranie i starając się przywrócić naturalny oddech - Nie przydał się jeszcze... na szczęście. Ale kto wie, co będzie potem. Wciąż pracuję nad tą sprawą.
- W razie czego… wiesz gdzie mnie szukać. Pomogę… a jeśli to będzie grubsza sprawa, pomogę za odpowiednią cenę. Do negocjacji. A co do męża… jestem skłonna podzielić się tobą z nim.- zażartowała cicho Yue oblizując palce.- Wierz mi… loty sterowcem są nudne. Ale sama to wiesz, prawda?-
Przez chwilę Carmen miała ochotę przedstawić Yue Gabrielę, czuła bowiem, że te dwie mogłyby szybko znaleźć “wspólny język”. Z uwagi jednak na własne dobro, wolała tego nie robić, póki jej “kuzynka” nie skończy przygotowywać jej garderoby na wyjazd. Teraz powinna skupić się na zadaniu... podobnie jak Yue powinna przestać ją rozpraszać.
- Muszę znikać. Nie martw się... jeszcze się spotkamy - pogładziła Chinke po policzku - Może po tym zadaniu zrobię sobie urlop i... zaplanuję małą wycieczkę. - mrugnęła porozumiewawczo, po czym złożyła na wargach kobiety pożegnalny pocałunek.
- Uważaj na siebie.- rzekła na pożegnanie Yue. A Carmen nie pozostało nic innego jak udać się do swego pokoju hotelowego. Choćby po to, by zostawić w nich zakupy.

Kochanego “męża” w nim nie zastała. Orłow zapewne był gdzieś w Kairze przygotowując wszystko na wieczór. Carmen miała więc kilka godzin dla siebie. Po tym jak zadbała o Barona, postanowiła swój czas spożytkować bardzo prozaicznie... na sen. Przeczuwała wszak, że tej nocy za wiele go nie uświadczy.
Carmen obudziła się dość późno, na zewnątrz już zapadał zmrok, a na stoliczku obok łóżka leżała duża, aksamitna czarna apaszka, oraz coś co wywoływało dreszczyk przechodzący po plecach Brytyjki. Dwie skórzane bransoletki na nadgarstki połączone mosiężnym łańcuszkiem. Dowód na to że Orłow już wrócił i był zapewne w pokoju obok. Dziewczyna wpatrywała się w kajdanki jak zaklęta, nie mając odwagi się poruszyć. Dopiero gdy z pewnością stwierdziła, że Jana Wasilijewicza tu nie ma, zerwała się z łóżka i popędziła na balkon. Czuła, że musi uciekać. Zabawy z agentem caratu zaszły za daleko…
- Coś się stało?- powstrzymał ją na chwilę głos Orłowa. Mężczyzna przyglądał się z pokoju obok panoramie miasta i... właśnie uciekającej dziewczynie.- Czyżby coś cię przestraszyło?-
Zrobiła minę jak zrugana uczennica - zarazem naburmuszona i zawstydzoną. Spojrzała na mężczyznę spode łba, zatrzymując się przy drzwiach balkonowych.
- Nie było mowy o tych... o krępowaniu. Tylko o opasce. - wydukała.
- Znalazłem je przy okazji to… dorzuciłem do opaski.- odparł z uśmiechem Orłow przyglądając się Carmen.- Nie było o niej mowy...to prawda. I nie będzie ich, jeśli nie chcesz. To twoja noc i twój kaprys. Będzie tak jak sobie wymarzysz. Jeśli nie ekscytuje cię taka wizja skrępowanych dłoni, to… nie ma problemu. Zrobimy tak jak chcesz.-
- Pozwól, że kogoś zacytuję... Straszny jesteś! - warknęła.
Orłow splótł dłonie razem i oparł na nich głowę przyglądając się rozjuszonej Carmen.- Jesteś śliczna z tym rumieńcem gniewu na twarzy. Niemniej…- uśmiechnął się ciepło.- Pamiętaj że to twoja noc, a ja… mimo wszystko jestem tylko dżinem spełniającym twe kaprysy. Jeśli opaska i… to co przygotowałem ci się odwidziało, to spełnimy inne twoje marzenia. Czy to grzeczna i romantyczna kolacja tylko we dwoje w hotelowej restauracyjce, czy to zakucie mnie w te kajdanki i wydanie ci na pożarcie. Wszystko… co zechcesz.-
- To... nie w porządku. - powiedziała i podeszła do niego. Stanęła naprzeciwko, nie dotykając go jednak, a jedynie patrząc mu w oczy - W naszym... zawodzie. Pojęcie wstydliwości nie istnieje. I ty i ja zrobimy to z kim trzeba i... jak trzeba. Nie jest więc dla mnie atrakcyjnym, że potraktujesz mnie jak swój... cel. Dla nas nagość fizyczna to nie problem, lecz nagość emocjonalna... to jej pragnę. Chcę byś obnażył nas oboje. - przygryzła wargę, po czym jednak zdobyła się na więcej i dodała - Chcę byś pokazał mi świat swoich pragnień. Tych prawdziwych... I chcę byś mnie do niego zabrał, uczynił tej nocy... jego królową. - przełknęła ślinę - Obojętnie czy będziesz tylko dotykał mojej dłoni czy biczował moje pośladki. Tej nocy chcę... twojej nagości. Tej prawdziwej.
- Rozbierzesz się dla mnie.. tylko dla mnie… odsłonisz swe ciało… położysz się na łóżku i zakryjesz opaską oczy. Pozwolisz mi się wielbić…- rzekł cicho Orłow wpatrując się w oczy Carmen.-... nie będziesz nic robiła przez jakiś czas… Chcę byś poczuła się boginka wielbiona przez swego wyznawcę.
Przechylił na bok głowę dodając.- Nie traktuję cię jak cel… staram się… spełnić twoje pragnienia. Po prostu… przyjemność sprawia mi wszystko co ostatnio nam się zdarza między nami. Czasem tylko całkiem tracę głowę.-
Patrzyła mu w oczy, a potem uśmiechnęła się. Najpierw delikatnie, a potem coraz bardziej promiennie i... łobuzersko. Odwróciła się do niego plecami i zaczęła kręcić biodrami w takt niesłyszalnej muzyki.
- A zatem patrz, mój drogi. I pamiętaj. Dopóki nie założę opaski, nie wolno ci mnie tknąć. Bo inaczej czar pryśnie, a ja ucieknę. - powiedziała, powolutku rozsznurowując gorset.
- Zgoda…- rzekł z uśmiechem Orłow przyglądając się Carmen drapieżnym spojrzeniem.- Lubię podziwiać twoje piękno… lubię je wielbić, lubię… trzymać cię drżącą w moich ramionach.
- I co jeszcze lubisz? - Carmen zrzuciła gorset na ziemię i przeciągnęła się, rozkoszując swobodą. Powoli okręciła się wokół własnej osi, by spojrzeć wyzywająco na Orłowa.
- Pożądanie w twoich oczach. Twój uśmiech… twoją prowokującą naturę, dzikość… czasami chcę ją ujarzmić, czasami jedynie podziwiać.- wymruczał rozbierając ją wzrokiem.- Ale dziś… to twoje kaprysy się liczą… twoje pragnienia.-
- I dlatego chcę, byś mówił. Nie wiesz, że to zmysł słuchu jest dla kobiet najbardziej erogenny? - zapytała, wypinając się prowokacyjnie i odpinając pończochy - Tak jak dla mężczyzn wzrok... - to rzekłszy, wyprostowała się i rzuciła w Orłowa majteczkami, które zdjęła dosłownie przed chwilą.
- Marzę więc o tym by widzieć jak się prężysz przede mną, jak twe spojrzenie mówi że pragniesz mego dotyku, że nikt nie rozpala cię tak bardzo jak ja.- wymruczał Orłow chwytając ów skrawek bielizny i wąchając go prowokująco.
Dziewczyna tymczasem stała odwrócona do niego bokiem, rozwiązując pozostałe tasiemki sukni. Po chwili materiał opadł na ziemię z szelestem, a ona została odziana jedynie w krótką, fioletową halkę - tak cienką, że pod światło było widać dokładny zarys ciała Carmen.
- Chciałbym rozkoszować się krągłościami twego ciała… wielbić je pocałunkami…- mówił Orłow pożerając ją wzrokiem. Carmen dobrze wiedziała, że nie odrywa spojrzenia od niej.
Delikatnie zsunęła ramiączko... po czym przytrzymując halkę na wysokości piersi, znów odwróciła się tyłem do mężczyzny.
- A twoje... ciągoty, do upubliczniania naszych pieszczot? - wymruczała, wijąc sie kocio - Powiedz... o czym tutaj marzyłeś? Chciałbyś brać mnie, gdy ktoś patrzy... a może... patrzeć, gdy ktoś inny mnie bierze w posiadanie?
- Jestem za zazdrosny… jestem Rosjaninem. Nie oddałbym cię w ręce innego mężczyzny, ale kobieta… hmmm… wyglądałaś kusząco, gdy flirtowałaś z tą Chinką.- uśmiechnął się Orłow przyglądając Carmen w zamyślenie.- Tak. Mógłbym się podzielić tobą, mógłbym wielbić wraz z inną kobietą twą słodką osóbkę. Mógłbym patrzeć jak figlujesz z inną. Musiałabyś jednak mnie przykuć jeśli chciałabyś mieć pewność, że wytrzymałbym do końca nie próbując się dołączyć do waszej zabawy.-
- Nie odpowiedziałeś w pełni. A kwestia upubliczniania? - zapytała Carmen, gdy nagle, bez uprzedzenia ściągnęła z siebie halkę. Wciąż jednak była obrócona tyłem do mężczyzny. Wyciągnęła do góry dłonie i naprężyła ciało.
- Nie wiem… może… czasem dla dodania pikanterii. Krew płynie mocniej w żyłach, gdy jest możliwość przyłapania na takim akcie. Publiczne figle same w sobie są nudne, chyba że mają posmak zakazanego owocu.. takiego jak smakowałaś na uliczkach Kairu wraz ze mną.- wyjaśnił z uśmiechem Orłow i zamyślił się.- A czemu to cię ciekawi?-
- Bo ty mnie ciekawisz. - odparła. Powoli podeszła do łóżka. Palcami pogładziła pościel aż... dotarła do opaski.
- Zażądałbym w zamian twoich sekretów… ale ten wieczór należy do ciebie królowo.- usłyszała jego słowa, a potem otworzył drzwi do pokoju. Był już nagi od pasa w górę.. musiał się więc rozbierać po drodze.- Każdy twój kaprys, każda fantazja… zostanie spełniona. Wystarczy że powiesz.-
- Obawiam się, że tego pożałujesz... - powiedziała, wchodząc na łóżku. W dłoni trzymała opaskę, lecz nie zakładała jej. Bawiła się, wodząc materiałem pomiędzy swoimi piersiami.
- Być może… ale dałem słowo.- mężczyzna nie ruszył do łóżka, ale powoli rozpinał pas spodni, bezwstydnie się przed nią obnażając. Carmen mogła podziwiać muskularny tors Rosjanina i ślady swych ząbków na nim.
Odruchowo zamruczała. Wpatrując się intensywnie w kochanka uniosła opaskę do oczu i dość mocno zawiązała. Poczuła jak dreszcz przechodzi jej ciało tylko z tego powodu.
- Jestem więc twoja... - szepnęła.
- Następnym razem… poproszę z różową wstążeczką w talii.- usłyszała żartobliwy ton mężczyzny, jak i jego kroki… I odgłos osuwającego się materiału. Poczuła jego dłonie obejmujące jej stopę i muśnięcia ust na niej.- Takie rozkoszne ciałko i tyle miejsc do wycałowania.
- Oby tylko nocy ci starczyło. - uśmiechnęła się Carmen, starając się ukryć nerwowość. Było w tym zarówno podniecenie, jak i wyuczony instynkt agenta, który podpowiadał jej, że nie powinna się osłabiać i być zawsze gotową na atak.
- Toooo… reszta zostanie na kolejną noc… po twoim powrocie z wykopalisk. - jego ust szły po jej lewej łydce i kolanie, z pietyzmem całował i smakował jej skórę wspinając się tą pieszczotą wyżej. A ona… nagle poczuła pod stopą sztywny acz sprężysty obiekt, ciepły i miękki w dotyku. Oręż miłości Orłowa.
- Oj... - tego się nie spodziewała, więc jej reakcja była spontaniczna, a stopa zadrżała.
- Coś się stało?- mruczał Orłow wodząc ustami i dłońmi po jej lewym udzie. Głaskał delikatnie jej skórę palcami tuż przy jej intymnym zakątku, jak na złość… pomijając go, gdy sama Carmen czuła, że Jan Wasilijewicz jest pełnej gotowości do podboju jej ciała.
- Ty się stałeś... Jednak... nie wiem czy nie będziesz mnie musiał związać. Ciężko... dać się tak wielbić.
- Chcesz… tego? … mieć związane dłonie, przykute do łóżka. Być bezbronną… całkowicie zdaną na kaprysy mego języka?- szeptał wodząc językiem w okolicy jej pępka.
- Ja... chcę... chcę byś mnie zmusił... do błagania o spełnienie... - powiedziała cicho.
- Więc więzy się przydadzą.- słyszała ja brzęczy łańcuszek, więc je wziął. A potem powoli założył skórzaną obręcz na jedną dłoń, a potem na drugą zmuszając Carmen do wyciągnięcia rąk w górę. Przykuta do ramy łóżka czuła jak mężczyzna tuli się do niej ocierając o jej bok swym dowodem swego pożądania. Po czym zaczyna całować jej piersi, lizać skórę, kąsać ich szczyty. Bawić się jej krągłościami i palcami muskać skórę podbrzusza, tuż nad najbardziej wrażliwymi na dotyk obszarami ciała. I drażni w ten sposób jej apetyt.- Dla mnie to też trudne… jesteś chodzącą pokusą Carmen.-
- Och zamilcz... - zasyczała, jednocześnie wijąc się z podniecenia pod jego dotykiem. Fakt, że miała przysłonięte oczy jeszcze potęgował odbiór bodźców z zewnątrz - To ja dałam się skrępować mojemu niedawnemu wrogowi... całkiem straciłam rozum... - chciała chyba jeszcze coś powiedzieć, lecz jęknęła, gdy Orłow musnął jej sutek.
- Przyznaję… że śniłaś mi się raz taka.. tuż po spotkaniu w łaźni… naga i rozpalona. Szepcząca o rozkoszach jakie mi dasz… jeśli tylko zdołam cię… pocałować.- po tych słowach nachylił się i drapieżnie zaczął całować usta Carmen, zachłannie i zaborczo. Jego język wyzwał usta Brytyjki do słodkiej szermierki, a jego dłoń namiętnie ścisnęła pierś drżącej dziewczyny.- Muszę przyznać że wyglądasz zachwycająco.
W odpowiedzi tylko zamruczała cicho, łowiąc jego pocałunki, niepewna co będzie za chwile.
Nie widziała nic… mogła polegać na swym słuchu i przede wszystkim dotyku. Więc skupiła się na doznaniach, na pieszczocie jego pocałunków na swych piersiach, na muskaniu jego języka na jej udach, na palcach wędrujących po jej skórze. Niewątpliwie Orłow delektował się urokami jej nagiego ciała rozpalając jej zmysły. A ocierający się zupełnym przypadkiem o jego biodro oręż kochanka mówił jej jak bardzo jest już gotów podbijać jej bezbronną bramę rozkoszy. Obszar, który jak na złość, pomijał w tej zabawie. Carmen zachłannie wciągała powietrze, wyobrażając sobie jak Jan reaguje na widok jej unoszących się i opadających potem piersi. Na samą myśl o tym, jak pożerał ją wzrokiem, robiła się mokra. Coraz częściej też ocierała udem o udo, kręcąc się i szukając pozycji, która nie wzmagałaby jej głodu. Zamierzała przetrzymać Orłowa... i siebie, najdłużej jak będzie potrafiła.
Na moment mężczyzna przerwał zabawy jej ciałem. Usłyszała jedynie skrzypienie łóżka, wyczuła zmiany rozłożenia ciężaru na nim. Potem poczuła jak jego kolana ocierają się o jej boki, jego dłonie objęły jej piersi. A pomiędzy nimi poczuła twardą obecność pala rozkoszy kochanka. Dociskając jej krągłości do swej dumy, Orłow delikatnie kołysał biodrami sprawiając że Carmen czuła doskonale ów ruch między swym biustem. I to jak on drży…
Było cicho, więc słyszała dobrze jego dyszenie pełne pożądania.
- Ty potworze... - westchnęła, pobudzona jeszcze bardziej wyobrażeniem tego co robił i jego narastającym podnieceniem. Uniosła nieco twarz, by ustami spróbować dotknąć męskości kochanka.
- Ty też… jesteś… straszna…- jęknął cichutko w odpowiedzi. Jakoś nie zabrzmiało to jak obelga. Czuła jak drży, od czasu do czasu dotykała ustami czubka owego rozpalającego wyobraźnię intruza między jej piersiami. Czuła jak jego dłonie zaciskają się gwałtownie na jej piersiach, gdy poruszał biodrami wyjątkowo powoli i delikatnie, by nie rozpalać w sobie zbyt szybko żądzy. Otulony mrokiem wzrok kreował w głowie Carmen własne wyobrażenia, w tym… czasem… siedzącą gdzieś z boku Wężową Księżniczkę przyglądającą się z pożądaniem ich figlom… czasem tylko, bo ciężko się było skupić przy sztywnej obecności kochanka między biustem i coraz bardziej dojmujące nieobecności pieszczot między własnymi udami.
- I zamierzasz mnie za to ukarać... brudząc moje lico? - zapytała prowokacyjnie, uśmiechając się przy tym. Chciała go sprowokować, by wyszedł z roli. By to on poczuł się ofiarą…
- Nie… ja rozkosz… uję… się… sytuacją…- pojękiwał cicho mężczyzna ugniatając jej krągłe piersi jak ciasto, by lepiej poczuła jak bardzo ją pragnie.
Carmen odchyliła do tyłu głowę, oddając się jego pieszczotom. To było ciekawe doznanie... obserwować Orłowa poprzez dotyk, wszak czuła jego ciało...
- A jeśli powiem... że tego sobie właśnie życzę? - szepnęła - Poczuć się... zbrukaną przez ciebie?
- Twoje życzenie...jest dla mnie rozkazem.. dziś przynajmniej…- przypomniał jej zmysłowym tonem Orłow i ruchy jego bioder nabrały wigoru, tak jak i namiętna pieszczota dwóch półkul ocierających się o jego męskość. Kochanek Carmen dyszał głośno i drapieżnie… niewątpliwie wkrótce spełni jej prośbę.
Uśmiechnęła się. O to jej chodziło.
- Wiesz, jednak nie. Przestań. Rozmyśliłam się. - powiedziała, starając się przy tym nie śmiać.
- Ale ja już … się nie mogę rozmyślić…- warknął gniewnie Orłow nie przerywając gwałtownych ruchów bioder. Budowane napięcie coraz bardziej domagało się uwolnienia.
- To mój wieczór. Rozkazuję ci. - zachichotała, jednocześnie prowokując go ruchami ciała uwięzionego pod nim.
- Jest granica… za którą twoje …- nie dokończył od razu. Odsunął się i usłyszała jęk. I poczuła kropelki wilgoci spływające po swej skórze. Nie po twarzy… tej nie pobrudził, natomiast półkule piersi brzuch pewnie oznaczył swą żądzą.-... rozkazy tracą na znaczeniu.-
- No wiesz... myślałam, że trzymasz się swoich zasad... - powiedziała z uśmiechem, przeciagając się zmysłowo - No i co ja teraz mam zrobić? Ubrudziłeś mnie.
- A co chcesz bym zrobił ?- usłyszała w odpowiedzi, czując dłoń mężczyzny przesuwającą się po jej brzuchu w delikatnym masażu.
- A po co mam mówić, skoro i tak nie wiem, czy mnie posłuchasz? - udała obrażoną.
- Mmmm…- zamyślił się Jan Wasilijewicz.- Bo wtedy zacznę robić co ja chcę… i mam teraz wielką ochotę dać ci klapsa na gołe pośladki.-
- Na szczęście tego nie zrobisz, bo jesteś posłusznym pieskiem... - oparła o niego stopę.
- Nie wiem… kusi bardzo…- pochwycił tą stopę uniósł wyżej i poczuła muśnięcia języka na niej powolne i leniwe.- Więc… twe życzenie?-
- Wyczyść mnie w taki sposób, jak uznasz za najbardziej... podniecający. - powiedziała z uśmiechem.
Poczuła jak puszcza jej nogę i poczuła jego język i palce na swojej skórze, zbierające to czym ją wybrudził. Poczuła też po chwili jego palce przytknięte do swych ust… ze zebranymi na nie śladami pożądania.
- To bardzo bezczelne - skomentowała, po czym zaczęła ssać jego palce pożądliwie. Chciała więcej. Orłow zaspokoił swoją żądzę, ona wciąż nie... - Doprowadź mnie... - powiedziała ledwo słyszalnie, gdy oblizała wszystkie palce, które jej podsunął.
- Jesteś pewna, że już chcesz? Jeszcze nie zdążyłem cię… oczyścić.- nadał lizał jej piersi, podsuwając palce pod jej usta. Czuła jego język na swej skórze, gdy pytał.- Nie powiedziałaś zresztą… jak mam to zrobić.-
- Jestem pewna... - powiedziała przez zaciśnięte zęby, starając się nie jęczeć, gdy jego język muskał jej rozgrzaną skórę.
- Ja zaś nie… nie powiedziałaś jak chcesz bym cię wziął.- Orłow wyraźnie się z nią droczył. W dodatku jego dłoń pieszczotliwie głaskać zaczęła jej podbrzusze, jedynie delikatnie muskając intymne obszary Brytyjki.
- Jakkolwiek... dręczycielu. - warknęła, starając się zacisnąć uda, by stłumić nieco pożądanie.
- Powiedz… jak… chcę to usłyszeć… chcę… wiedzieć jak lubisz się kochać najbardziej.- wymruczał cicho Orłow nie dając za wygraną i próbując wyrwać kolejny intymny sekret Carmen.
- Nie... to... nie chcę. - próbowała się bronić - Zrób to jakkolwiek... może być nawet palcami... proszę... - jej ciało drżało w gorączce zmysłów, tak bardzo pożądała tego mężczyzny.
- Nie będę taki… nie martw się…- usłyszała z jego ust. Po chwili słyszała jedynie skrzypienie łóżka, bo mężczyzna przestał ją dotykać. Po chwili jednak jego dłonie władczo rozchyliły jej nogi. Które następnie usadowił łydkami na swych ramionach. A ona poczuła jak zdobywa swą męskością kwiat jej kobiecości. Mocno, stanowczo i głęboko. Znów był sztywny i twardy… i co najważniejsze… tym razem w niej.
Jęknęła z zaskoczenia i bólu, który zaraz potem przeszedł w rozkosz.
- O taaak... - zawodziła, po czym przygryzła wargę, najwyraźniej wciąż jeszcze tocząc walkę z własną naturą.
- Jesteś… słodka… też… - wydyszał Orłow przytrzymując lekko uniesione pośladki dziewczyny dłońmi i szturmując ruchami bioder bramy jej rozkoszy. Mocno, gwałtownie i brutalnie…. poruszając całym jej ciałem po pościeli. Ich figlom towarzyszyły jęki sprężyn łóżka, oraz dźwięk miedzianego łańcuszka trzymającego ręce Carmen na uwięzi.
- Krzywdzisz mnie... - zawyła dziewczyna, lecz nie była to skarga - Jeszcze... chcę jeszcze... - prosiła gorączkowo. Dłońmi złapała się łańcuchów, by znaleźć w ten sposób oparcie i naprężyć swoje ciało, by było gotowe za każdym razem, gdy kochanek się w nie zanurzał.
- Wyglądasz… pięknie... chcę cię… bardzo… - wydyszał w podnieceniu Rosjanin tylko przyspieszając swe szturmy. Również jemu udzielał się nastrój wijącej się dziko kochanki.
A Carmen czuła go całym ciałem… mogła w tej chwili ulepić z gliny jego prężącą się dumę. Nic nie widząc praktycznie odbierała otoczenie zmysłem dotyku, a ten nagle skupił się w jej podbrzuszu wywołując kolejne fale rozkoszy, wprawiające jej własne piersi w falowanie. To było intensywne doznanie wzbierające do wybuchowej kulminacji. Jak skrępowana bestia, nagle napięła łańcuchy, wyginając w łuk swoje ciało, targane potężnymi spazmami rozkoszy. I to nie była chwila. Raz po raz jej ciało lekko opadało, by za chwilę znów napiąć się niby cięciwa w łuku. Orłow czuł jak wnętrze kobiety zaciska się konwulsyjnie na jego orężu. Wyciskając z niego trybut i hołd dla swej urody. Bo gdy ona dochodziła gwałtownie na szczyt, to Orłow jej towarzyszył.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline