Wątek: Forteca [18+]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2017, 21:04   #21
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Zakupy były zwykle tym co potrafiło Liz zrelaksować, rozluźnić i poprawić humor. Oczywiście gdy w grę wchodziły zakupy w pojedynkę, ewentualnie z osobą towarzyszącą, która nie nabawiła się jakiejś manii bezpieczeństwa i nie widziała w każdym i we wszystkim, zagrożenia. Zachowanie Julie zaczynało działać jej na nerwy i to już na samym początku wyprawy.
Wpierw zatrzymały się w piekarni, gdzie Liz przez dłuższy czas wybierała chleb, po to by zdecydować się w końcu na ten co zwykle.


Cudowny, złoto brązowy bochenek wylądował w firmowej torbie, a po kolejnej chwili dołączyła do niego także bagietka. Liz zastanawiała się także czy by nie dorzucić do tego delikatnych bułeczek maślanych za którymi przepadał Mike, jednak zachowanie Jul tak ją wybiło z rytmu, że kompletnie o nich zapomniała. Jako jednak, że pomysł jej przypadł do gustu, musiały się wrócić ku wyraźnemu niezadowoleniu jej towarzyszki.

Wstąpiły także do rzeźnika, do którego Elizabeth wstępowała często bowiem zawsze miał wszystko to, czego potrzebowała. Miała też do niego zaufanie w kwestii świeżości produktów.


Sklep sprawiał przyjemne wrażenie, bynajmniej nie cuchnąc tak, jak niektóre z tych, jakie w swoim życiu odwiedzała. Wręcz przeciwnie, w powietrzu unosił się delikatny aromat świeżo skoszonej łąki, który Liz kojarzył się z domem. Nic więc dziwnego że zabawiły tam nieco dłużej.

Kolejne zakupy poszły już znacznie szybciej, podobnie jak krótka wizyta w “Rozkoszach”. Kubek gorącej czekolady który przy okazji sobie zrobiła, zdołał złagodzić nieco nerwy, które pobudzało zachowanie Jul. Do tego stopnia, że nie warczała na dziewczynę gdy ta odstawiła szopkę w taksówce, tylko spokojnie zajęła swoje miejsce. No bo i co dobrego by wyszło z kolejnej kłótni? Nic, tego Liz była pewna. W dodatku nie czuła się na siłach by taką rozpoczynać, a już z pewnością nie w miejscu publicznym. Do tego nigdy by się nie zniżyła i być może dlatego nigdy nie rozumiała zamiłowania Mad i Julie do wszelkich wieców, protestów i całego, niepotrzebnego zamieszania.


Jej rozmyślania przerwało przychodzące połączenie. Elizabeth odetchnęła z ulgą, bo pomimo racjonalnych argumentów, których dostarczył jej zarówno Mike jak i własny rozum, gdzieś tam w sobie wciąż martwiła się i wymyślała najgorsze możliwe scenariusze, tłumaczące powód braku odzewu ze strony Nat’a.
- Poza tym, że powinieneś zostać w domu, to nie, nic - odpowiedziała, siląc się na gniewny ton, chociaż nieposłuszne usta układały się jej w uśmiech. Nic nie mogła poradzić na to, że zwyczajnie cieszyła się, że oddzwonił.
Usłyszała poirytowane sapnięcie.
- Czyli dzwonisz tylko po to, żeby mnie zdenerwować, tak?
Na końcu języka miała ostrą odpowiedź, jednak się powstrzymała, jak zwykle zresztą. Nie chciała się dalej kłócić więc wolała przygryźć koniuszek języka i pozwolić by gniew wyparował.
- Mike wpadnie na kolację - poinformowała, siląc się na wesoły ton i pozwalając by pytanie Nat’a pozostało bez odpowiedzi. - Zastanawiam się czy odebrać dzieci dzisiaj, czy poprosić Annę by mogły jeszcze u niej zostać - dodała, bowiem jego opinia miała dla niej duże znaczenie. W dodatku liczyła na to, że Nat przestanie na nią warczeć i zacznie się zachowywać normalnie. Szanse nie były duże, ale to akurat jej nie przeszkadzało.
- Rób jak wolisz - odparł krótko.
Przymknęła oczy i policzyła do dziesięciu, co oczywiście wcale nie pomogło. Nat wiedział dokładnie jak ją zirytował, albo też nie wiedział, co jednak nie zmieniało faktu, że trafił sobie idealnie. Nie znosiła tego zwrotu. Po prostu go nie znosiła. To tak jakby powiedział żeby się odwaliła, co zdecydowanie nie było najlepszym sposobem postępowania. O czym zresztą zaraz się przekonał, gdy się rozłączyła bez słowa. Miałą ochotę zacząć warczeć, rzucić czymś o ścianę albo tupać nogami niczym mała dziewczynka. Zamiast tego odchyliła głowę do tyłu i wpatrzyła się w sufit taksówki. Jak zazwyczaj nie piła, tak miała ochotę się upić. Tak po prostu, korzystając z tego, że dzieci nie było w domu i na dobrą sprawę o nikim nie musiała się zajmować. Tyle tylko, że miała kolację do przygotowania, a która to kolacja raczej nie wyszłaby dobrze, gdyby ją zaczęła przygotowywać pod wpływem.
- Daleko jeszcze? - jęknęła, nie kierując tych słów w sposób szczególny ani do taksówkarza, ani też Jul. Po prostu… wyrzuciła je z siebie, doprawiając tonem, w którym wyraźnie brzmiała jej frustracja.
Julie przez chwilę patrzyła na Elizabeth, zaś odpowiedzi udzielił taksówkarz:
- Pięć minut… No… Nie więcej niż siedem - poprawił się ostatecznie.
Westchnęła z ulgą. Chciała się już znaleźć w znajomych czterech ścianach, co też faktycznie nastąpiło tak szybko, jak zapewniał taksówkarz. Liz uiściła opłatę, wraz z Julie zebrały zakupy i już drzwi się zamykały za ich plecami. Nie mając ochoty tłumaczyć się z owej krótkiej rozmowy z Nat’em, od razu zajęła się rozpakowywaniem zakupów, odsyłając Jul by zajęła się sobą i jej nie przeszkadzała. Nie było to szczególnie gościnne, ale i Liz nie była w nastroju na bycie gościnną. Potrzebowałą ciszy i spokoju, a nie pytań, na które i tak nie zamierzała odpowiadać.
W miarę szybko i sprawnie uporała się z zakupami. Złość zdążyła jej przejść, co w sumie nie było niczym niezwykłym. Pojawiło się za to zmęczenie. Nieprzespana w pełni noc, nerwy i troski… Wszystko to odbijało się na niej w sposób wyraźnie niekorzystny. A przecież powinna o siebie dbać, odpoczywać, unikać stresu… Przetarła dłońmi twarz i odsunęła z niej włosy. Jednak wciąż była zła, a przynajmniej złość ta czaiła się gdzieś w tle, wychylając głowę gdy tylko myśli Liz zmierzały we właściwym kierunku. Poczuła pieczenie, a następnie po policzku zaczęły jej płynąć łzy, których nie była w stanie powstrzymać. Dość tego! Z trzaskiem zamknęła szafkę i ruszyła w stronę sypialni. Zamierzała zdrzemnąć się chwilę przy dźwiękach łagodnej muzyki. Zanim jednak to zrobiła, zadzwoniła jeszcze do Anny, gdy już nieco się uspokoiła, w czym pomogło ochlapanie twarzy zimną wodą. Opiekunka na szczęście nie miała nic przeciwko temu by zająć się Sarą i Timem jeszcze przez jakiś czas. Elizabeth zapewniła, że jutro odbierze dzieci, nie chciała bowiem wykorzystywać kobiety, ani też przedłużać rozłąki. Uznając, że najważniejsze sprawy zostały załatwione, położyła się i zaciemniwszy pokój włączyła jedną ze swoich relaksujących playlist. Liczyła na spokojny sen, dzięki któremu zbierze siły przed czekająca ją kolacją.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline