Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2017, 12:19   #102
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Natalie Douglas


Natalie Douglas powoli zbliżała się do pobliskiego domku. W przypływie impulsu postanowiła, że musi się z nim spotkać. Nawet nie znała imienia, nic nie wiedziała na jego temat. Jednakże rano ich oczy zetknęły się, a teraz po raz kolejny zdołał przykuć jej uwagę. Nie zaszkodzi, jeśli zamienią z sobą kilka zdań, zanim już nigdy się nie zobaczą.

Siedział na schodach prowadzących na werandę. Nie miał na sobie koszulki - ta leżała mokra gdzieś dalej. Widniała na niej ciemna plama po coli - a przynajmniej tak podejrzewała Natalie, gdyż mężczyzna miał przy sobie butelkę napoju gazowanego, a także szklankę oraz pustą butelkę po wódce.

Był młody i klasycznie przystojny. Szczupła, wysportowana sylwetka. Na prawym bicepsie widniało drobne znamię układające się w kształt litery T. Dłuższe włosy w odcieniu ciemnego blondu układały się jak do sesji zdjęciowej. Lekki zarost podkreślał zarys męskiej szczęki, a smukłe ramiona obejmowały kolana. Spoglądał niebieskimi oczami w bliżej nieokreślony punkt… aż podniósł głowę i spojrzał nieco mętnym wzrokiem na Natalie.


Mężczyzna nieoczekiwanie wstał, podbiegł i przytulił Natalie z całej siły. W kącikach jego oczu zalśniła łza.
- Marika! - krzyknął, cały rozedrgany. - To ty, Marika! - Mięśnie klatki piersiowej wydawały się wykute ze stali. Douglas utonęła w nich i mężczyzna zwolnił uścisk dopiero wtedy, gdy zaczęła się wyrywać. Zmrużył oczy, spoglądając na nią, siłą rzeczy, z góry. - Najmocniej panią przepraszam - rzekł po chwili, zrezygnowany. Jednak nie sprawiał wrażenia człowieka, któremu jest przykro. Wydawał się po prostu smutny i zażenowany. - Wygląda pani jak ktoś bardzo bliski mojemu sercu… Ktoś, kto był dla mnie wszystkim… - dodał. - Ktoś, kto już nie żyje.

Wzrok Natalie prześlizgnął się dalej w kierunku książki, którą wcześniej przeglądał mężczyzna. Rzucona z impetem leżała na trawie tylko o krok od Natalie. Nie myśląc wiele, schyliła się i podniosła ją. Okazała się albumem wypełnionym zdjęciami. Na jednym z nich ujrzała przystojnego mężczyznę, kobietę, którą rzeczywiście przypominała wyglądem… oraz małe, co najwyżej roczne dziecko. Nawet ono uśmiechało się do kamery. Zdjęcie zostało wykonane gdzieś w górach. Srebrzysty strumyk majaczył w tle.
Natalie nawet nie zauważyła, że jej komórka piknęła po otrzymaniu wiadomości.

Ujrzała, kiedy podniosła głowę, że mężczyzna obrócił się do niej plecami i wszedł na werandę. Już miał wejść do środka, lecz zawahał się i obrócił do Natalie bokiem.
- Czy chcesz napić się ze mną? - zapytał, eksponując piękny, lewy profil. Zupełnie nieświadomie poruszał się w ten sposób, że każdy kadr jego chodu wyglądał jak ujęcie wprost z okładki drogiego magazynu. - Jestem Kalle - dodał.

Sharif Khalid


Sharif wpadł na całkiem dobry pomysł.
Ruszył na tereny pobliskiej imprezy z powodów głównie kulturoznawczych. Jak się bawią Finowie? Jak wyglądają europejskie imprezy? Dobrze było choć trochę zaznajomić się i przyzwyczaić do tego typu zgromadzeń. Mafijny wątek kasyna w Helsinkach wymagał nieco przygotowań - zwłaszcza dla Sharifa nieprzywykłego do radosnego, ludzkiego zgiełku. Bo taki rzadko kiedy występował w barze z kebabami w Portland, gdzie na co dzień pracował.

[media]http://static1.businessinsider.com/image/568e92ea69bedd9e3afa4dae-1190-625/inside-the-wild-party-on-top-of-a-mountain-where-people-drench-each-other-in-champagne.jpg[/media]

Wewnątrz przestronnego domku skinheadki nie brakowało ludzi. Okrągły stół uginał się pod stertami pustych butelek po szampanie, a jeszcze więcej czekało na otwarcie i skonsumowanie. Ludzie rozmawiali w grupkach, jednak ich skład zmieniał się bardzo dynamicznie. Czasami ktoś wskoczył na kanapę i rzucił jakimś tekstem, po czym wszyscy wybuchali śmiechem. Sharif jednak rzadko kiedy rozumiał te żarty w pełni. Między innymi z powodu nagminnie stosowanej gwary młodzieżowej, która tkwiła poza jego kompetencjami językowymi. Kolejna rzecz do sprawdzenia przed wizytą w kasynie, gdzie zapewne nie stosowano jedynie pięknej, słownikowej mowy.

Na zewnątrz rozbrzmiewał dźwięk trąbek piłkarskich oraz od czasu do czasu radosne okrzyki, lub też buczenia kibiców. Głośniki wibrowały śpiewem Madonny wyznającej, że czuje się jak dziewica dotknięta po raz pierwszy. Wszystko to mieszało się z uogólnionym wrzaskiem dochodzących z wnętrza domku. Sharif zdołał się wmieszać bez żadnych problemów. Nie była to zwarta paczka przyjaciół, lecz raczej zbiorowy konglomerat najbardziej przypadkowych rezydentów campingu.

Irakijczyk wszedł na pierwsze piętro - tutaj robiło się ciszej. Grupka osób grała w gry karciane oraz planszowe otoczona butelkami piwa i cheetosami.


Niespodziewanie usłyszał krzyk na zewnątrz. Tłum zbierał się na zewnątrz domku, wychodząc z parteru. Rozbrzmiewały również śmiechy.
- Irene, zejdź stamtąd! - rozległo się głośne wołanie.
- Nie! - Sharif usłyszał kobiecy głos gdzieś nad sobą. Ktoś znajdował się na dachu… i wszystko wskazywało na to, że była to organizatorka imprezy. - Nie ma mowy!
- Irene, błagam cię, to niebezpieczne!

Sharif dostrzegł w skośnej ścianie otwarte okno. Podszedł do niego i wstał na krześle. W ten sposób jego głowa znalazła się na zewnątrz, ponad domkiem. Ujrzał skinheadkę chwiejnie zmierzającą na sam skraj. Trzymała ręki w balansie, niczym chodząca po linach w cyrku.

- Kocham cię, Aatu! - krzyknęła w dal. - Wierzę, że mnie nie zdradziłeś! Przepraszam za wszystko, co powiedziałam! - wybełkotała. Cały hałas wokół stopniowo gasł. Irene stała się gwiazdą imprezy. Jedynie Madonna śpiewała o tym, że ma cztery minuty na uratowanie świata, nie wiedząc, kiedy przestać. - Aatu, mój kochany!

Wybuchła salwa śmiechu. Jednak druga połowa tłumu, ta bardziej trzeźwa, wydawała się szczerze zaniepokojona.
- Irene, zejdź! - krzyknął łysy mężczyzna w skórzanej kurtce, który wcześniej oglądał mecz z piwem w ręce.
- Mój Aatu! - zapiała Irene. - Ufam ci całą sobą! Rzucę się w twoje ramiona, bo wiem, że mnie złapiesz! To mój manifest! Tylko w ten sposób uwierzysz mi, że naprawdę ci ufam.
- Na miłość boską, Irene! - mężczyzna wydawał się zrozpaczony. - No kurwa!

Kobieta ściągnęła koszulkę. Jako że nie miała biustonosza, to została topless. Rzuciła ubranie w bok, jakby szykowała się bardziej do nurkowania, niż skoku z dachu. Wokół rozległy się męskie gwizdy na widok obfitego, jędrnego biustu Irene.

Komórka Sharifa zapikała.
Wiadomość od Lotte:
„Przy jeziorze, w samotnie stojącym namiocie doszło do morderstwa. Nie mam broni i próbuję uciec z dzieckiem, które skręciło kostkę. Pomóżcie, tylko weźcie broń!”



Wyglądało na to, że na campingu działo się znacznie więcej, niż można byłoby z pozoru podejrzewać.
Przed Sharifem stanął wybór - czy zdecyduje się wejść na dach za Irene i ją powstrzymać? To on był najbliżej i tylko on miał szansę w porę uratować kobietę. Z drugiej strony czy to była jego sprawa? Czy nie powinienem od razu opuścić miejsce i zająć się inną, naglącą kwestią, zgłoszoną przez jedną ze współpracowniczek?

- Złapiesz mnie, Aatu! Wiem, że to zrobisz! - Irene kontynuowała.

Lotte Visser



Lotte obróciła się, aby wziąć chłopca pod pachy i skorzystać z praw fizyki. Następnie ruszyła do tyłu, posiłkując się wypornością ich ciał. Od czasu do czasu czuła posmak słodkiej wody jeziora. Znaleźli się już wystarczająco daleko, choć nie potrafiła określić ile dokładnie metrów od brzegu. Stopy nie znajdowały już gruntu. Czuła, jak szybko bije jej serce. Mocno trzymała chłopca, dbając o to, żeby nie wypuścić go w nieskończoną otchłań pod ich stopami.

- Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze - powtórzył Ismo na przekór drobnym falom, które obmywały jego podbródek i włosy w kolorze jasnego blondu. Z tego też powodu zamknął oczy, aby nie dostała się do nich woda. - Wieloryb nam pomoże…

Visser odpowiedziałaby na jego słowa, ale podniosła wzrok. Ujrzała, że wilk stanął tuż przy brzegu Jeziora Bodom, by następnie pochylić pysk i obwąchać drobne fale obijające się o piasek. Po chwili położył na nich jedną łapę, potem kolejną. Wtedy podniósł łeb i Lotte mogłaby przysiąc, że wykrzywił kły w najprzeraźliwszym uśmiechu, jaki w życiu ujrzała. Skoczył. Jego lot zdawał się trwać wieczność. W promieniach słońca sierść wydawała się nastroszona i szpiczasta niczym ostrza.

Wilk zaczął płynąć w ich stronę.
- Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze - modlitwa Ismo nie gasła.
Jednak nie została wysłuchana.

Lotte spojrzała wprost w oczy bestii. Te dziwne, przerażające twory wydające się jednocześnie czarne i jasnoczerwone. Tym razem nie widziała ich w wizji, były przed nią naprawdę. Wdarły się przez jej własne źrenice do umysłu, głęboko w duszę, próbując nią zawładnąć. Jedna bariera pękała za drugą, jak gdyby były co najwyżej z kruchego szkła. Makabryczne mrowienie zaczęło się na twarzy, a następnie przeniosło się na ramiona, tułów, nogi… Visser uświadomiła sobie z przerażeniem, że traci kontrolę nad własnym ciałem! Nie mogła się poruszać! Jedynie palce u stóp wciąż słuchały jej rozkazów…

...aż przestały.

- Proszę pani? Czy słyszy mnie pani? - Ismo powtarzał. Rozpaczliwie szarpnął się, próbując spojrzeć za siebie i ujrzeć twarz swojej wybawczyni.
Lotte jednak straciła władzę nad głosem.
- Proszę pani - powtórzył chłopiec.

Lotte poczuła, że prawo wyporności nie wystarcza. Zaczęła osuwać się, iść na dno. Ismo rozpłakał się, czując słabnące objęcia kobiety. Obrócił się pomimo bolącej kostki i tym razem to on złapał Visser.
- Wszystko… wszystko będzie dobrze - powtórzył.

Jednakże tym razem zabrzmiało to nie jak modlitwa, lecz kłamstwo.
Nawet gdyby był sam, miałby trudności z utrzymaniem się na toni Jeziora Bodom.
Było jedynie kwestią czasu, gdy straci siłę i puści Lotte. I miało to nastąpić raczej prędzej, niż później.




Alice Harper


Alice spieszyła się. Miała coraz gorsze przeczucia. Nie potrafiła ich w żaden sposób wytłumaczyć, jednak narastała w niej pewność, że musi jak najszybciej znaleźć się nad wodą. Rozmowa ze staruszką zdawała się co najmniej niepokojąca. Historia Jeziora Bodom wcale nie była niewinna.

Zapikała komórka. Co prawda środki na koncie były wyczyszczone, jednakże wiadomości wciąż przychodziły.

Wiadomość od Lotte:
„Przy jeziorze, w samotnie stojącym namiocie doszło do morderstwa. Nie mam broni i próbuję uciec z dzieckiem, które skręciło kostkę. Pomóżcie, tylko weźcie broń!”



Szybko uświadomiła sobie, że jej osąd wcale nie był bezzasadny.
Puściła się biegiem. Fluks szybko podchwycił tempo, uznając, że to zabawa. Nieoczekiwanie drogę przebiegł im… biały królik. Mały ssak kicał w stronę poszycia leśnego i wnet zniknął gdzieś w gąstwinie, pomiędzy krzakami. Pies zerwał się z nieposkromioną siłą w jego kierunku i wyszarpnął smycz z dłoni Alice.
Kobieta ruszyła za psem goniącego białego królika.
Musiała złapać Fluksa, a na dodatek - jak sobie uświadomiła - korzystając z tego skrótu mogła znaleźć się szybciej przy brzegu.


Biały królik pędził na złamanie karku, starając się uciec przez kundlem z wywieszonym jęzorem. Harper ledwo nadążała. Przebiegła dobre trzysta metrów, przeprowadziła kilka nieudanych prób pochwycenia smyczy i już miała zrezygnować.

Wtem jednak Fluks zatrzymał się.
Alice zrozumiała, że królik zniknął w norze, kiedy czworonóg próbował wepchnąć do niej łapę. Jednak w tej chwili myślała o czymś zupełnie innym.
O kimś.

Na dużym głazie porośniętym zielonym mchem siedział mężczyzna. Tak właściwie nastolatek. Mógł mieć co najwyżej kilkanaście lat. Oparł łokcie o uda i schował głowę w dłoniach. Miał na sobie proste spodenki, nieco niedopasowane buty i kurtkę. Każda z tych rzeczy była zakrwawiona.
- Dlaczego? - zapytał. Wydawał się nieświadomy obecności Alice, psa oraz królika drżącego w norze ze strachu o własne życie.

Alice była niepewna, czy powinna ruszyć dalej w kierunku jeziora, którego niebieską toń widziała prześwitująca za drzewami. Drobne fale zdawały się być nie dalej, niż kilkadziesiąt metrów. Z drugiej strony… spojrzała na nastolatka.
- Dlaczego się nie udało? - zapytał, płacząc. - Czy jestem niegodny? - załkał. - Bogowie wskażcie mi drogę. Bogowie, nie opuszczajcie mnie.

Lotte potrzebowała jej pomocy. Natychmiast. TERAZ.
Jednak jeżeli zignoruje obecność mężczyzny, zapewne już nigdy więcej go nie spotka.

Fluks wepchnął pysk do nory i głośno warknął, budząc Alice z rozmyślań.

Imogen Cobham


Imogen - teraz znów Cobham - była ostrożna.
Nie chciała wjechać w jakieś Bogu ducha winne dziecko. Ani w żadnego ojca, jak to miało miejsce dzień wcześniej, przed McDonaldem.
Ominęła parking, kwaterę Enni oraz dyżurkę lekarską. Następnie ruszyła w kierunku domku Detektywów - zignorowała go, spoglądając na przedziwne zbiorowisko przed domem sąsiadki. Wydawało się, że impreza przeniosła się w całości na zewnątrz. Jakaś półnaga kobieta podskakiwała na dachu, przyciągając spojrzenia wszystkich.

Jednak Immy miała bardzo poważny powód, aby się nie zatrzymać.
Przejechała obok wydarzenia. Minutę potem o mało co nie wjechała w staruszkę z jamnikiem, która lekkomyślnie wypadła zza grabu, lecz dzięki bezpiecznej jeździe nie doszło do szkód.
Wjechała na szeroką szosę biegnącą pomiędzy skąpym laskiem. Nikogo w zasięgu wzroku. Już nie musiała się powstrzymywać.


Ominęła drzewa, potem znalazła się na krótkiej drodze asfaltowej i wyjechała na otwartą przestrzeń. Zaczerpnęła duży haust powietrza, kontemplując ogrom Jeziora Bodom. Co innego widzieć akwen na mapie wyświetlanej przez moduł Skorpiona, a co innego zobaczyć na własne oczy. Poczuła się zagubiona, nie mając namiotu, ani Lotte w zasięgu wzroku. Gdzie jej szukać? Powinna pojechać w lewo? Czy też raczej prawo?

Wtem ujrzała drobny ruch daleko, po prawej stronie… tyle że w wodzie! Czy to możliwe, że tam znajdowała się Visser? Cobham zmrużyła oczy, próbując dostrzec szczegóły. Była prawie pewna, że widziała dwójkę topiących się ludzi… Ale to niemożliwe! Lotte pisała o morderstwie w namiocie. Nie wspominała nic o kąpielach w Jeziorze Bodom.
Wszystko wskazywało na to, że okoliczności zmieniły się od czasu wysłania wiadomości.

Cobham nie dostrzegła ani namiotu, ani zabójcy, ani śladów krwi. W oczy Imogen nie wpadło nic niepokojącego prócz topiących się, którzy rozbryzgiwali powierzchnię Jeziora Bodom.
Jednakże… być może to zmysły i percepcja Cobham były niewystarczające.

Stała na szczycie skarpy. Pod nią układały się bezpieczne, wyciosane schody prowadzące w dół, na plażę. Mogła porzucić quada, zejść, a potem pobiec po piasku. Minus tej opcji był jasny - musiałaby przebyć pieszo znaczną odległość, męcząc się na trudnym terenie. Zanim dobiegłaby do biedaków, mogłaby już być wykończona.
Inna możliwość zakładała dalszą jazdę po skarpie, prostopadle do linii jeziora. Tyle że wtedy musiałaby zejść bo nieprzystosowanym do tego, w gruncie rzeczy niebezpiecznym zboczu.

Inną kwestią była taktyka przeprowadzenia akcji ratunkowej. Imogen mogła polegać na własnych umiejętnościach ratowniczych i wpław popłynąć do topielców - to jest kiedy już znajdzie się przy brzegu.
Dostrzegła jednak w oddali zwykłą, drewnianą łódkę wywróconą do góry nogami oraz parę wioseł. Mogła spróbować przewrócić ją i pociągnąć do jeziora. Opcja na pewno bezpieczniejsza, jednakże czasochłonna i powodzenie zdawało się niepewne. Cobham nie była strongmenką i mocując się z łódką mogła po prostu stracić czas.

Cobham rozejrzała się. Dostrzegła jeszcze trzecią możliwość.
Daleko, tuż przy Oittaan Kartano, ujrzała grupkę ludzi. Biwakowicze stali na plaży i rozmawiali przy motorówce. Znajdowali się trzysta metrów w linii prostej i trzeba było doliczyć do tego jeszcze więcej, aby tam dojechać. Immy mogła spróbować udać się do nich i poprosić o wypożyczenie motorówki oraz ewentualną pomoc. W ten sposób najmniej narażałaby własne zdrowie… jednakże znajdowali się w kierunku zupełnie przeciwnym od topielców.

Co powinna zrobić?


[media]http://i.imgur.com/b1bQmuR.png[/media]

 
Ombrose jest offline