Sytuacja w oczywisty sposób należała do gatunku określanego jako "dobra, ale nie beznadziejna". Atak został odparty, duch bojowy nie zginął, ale z drugiej strony nie było wiadomo, ile jeszcze przeciwników czaiło się w lasach. Bębny z pewnością miały osłabić wolę walki obrońców i podnieść morale atakujących i na to niewiele można było zdziałać. Ale coś zrobić trzeba było. Dlatego też Lennart, zamiast się zdrzemnąć, wrócił do swojej drużyny, by wspomóc ich tak słowem, jak i czynem, pomagając wzmocnić barykadę i szykując kolejne ogniste niespodzianki, które miały spowolnić natarcie i dać obrońcom jak najwięcej czasu na zadanie jak największej ilości ran. |