Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2017, 09:01   #43
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację



Krzyki nie ustawały nawet na moment, gdy Emma, Henry oraz Wes ruszyli biegiem w ich kierunku. Wybiegając z piwnicy skoczyli od razu na schody i w chwilę znaleźli się na piętrze. Rozrywający uszy wrzask dochodził z ostatnich drzwi po prawej stronie. Za sobą słyszeli zaaferowane głosy kucharek i pokojówek, które zdecydowały się ruszyć na górę dopiero za trójką znajomych. Wes dopadł do drzwi, naciskając klamkę i wraz z Emmą i Henrym wpadli do pokoju. To, co zobaczyli, zmroziło im krew w żyłach.

Na podłodze, przy łóżku, odwrócona tyłem i niezdarnie okryta ręcznikiem siedziała wrzeszcząca i płacząca młoda kobieta, która z pewnością była panną Dalber o której mówił Robert. Musiała niedawno wyjść spod prysznica, gdyż włosy miała jeszcze mokre, posklejane. Jej plecy, a dokładniej mówiąc prawą łopatkę znaczyły trzy obficie krwawiące, długie rany, wyglądające tak, jakby jej ciało rozerwały pazury jakiegoś drapieżnego zwierzęcia. Tyle tylko, że żadnego tutaj nie było, a rana wyglądała naprawdę paskudnie.


Na widok nieznajomych w pokoju, kobieta zaniosła się jeszcze mocniejszym płaczem i próbowała wczołgać pod łóżko, jednak ostatecznie zaniechała tego pomysłu, sycząc z bólu. Jej utkwiony gdzieś poza rzeczywistością wzrok dawał jasno do zrozumienia, że jest w potężnym szoku. Jej ciałem targały dreszcze, a jedynym pozytywnem było to, że przestała w końcu krzyczeć. Przez tłum gapiów, który ustawił się w drzwiach przecisnął się w końcu Robert.
- Co tu się... - Urwał, gdy dojrzał Virginię Dalber. - Ja pierdolę, co się tu wyrabia... - Zszokowany chwycił się za głowę i zbladł. Zaczął chodzić w tę i z powrotem, chyba pierwszy raz w życiu widział takie rany. - Trzeba zadzwonić po karetkę. Trzeba zadzwonić... - Powtarzał sobie.

Po tych słowach rozgonił swoich pracowników i sam wybiegł z pokoju, zostawiając poranioną kobietę sam na sam z trójką znajomych. W jej oczach, prócz szoku, widać było strach. I ktokolwiek, lub cokolwiek ją tak urządziło, musiało zostawić już trwałe piętno w jej psychice.



Kobiety zostały same w piwnicy, nie mając zamiaru sprawdzać, co działo się u źródła krzyku dochodzącego z góry. Seer nie spieszyło się do wyjścia i jeszcze dość szybko, ale starannie przeczesała piwnicę w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogło zwrócić jej uwagę. Nic takiego jednak nie znalazła. Nie mając lepszego pomysłu, wróżka zaproponowała przeczytanie dziennika w jadalni, a Gwen niechętnie przystała na jej propozycję.

Gdy obie ruszyły w kierunku schodów, nagle słoiki z przetworami ustawionymi na półkach w zielarni pospadały na podłogę, jeden za drugim, jakby zrzucane z regałów niewidzialną dłonią. Szkło rozbryzgło się z hukiem i brzękiem po podłodze, a Saoirse i Gwen podskoczyły z przerażenia. Obie czuły, jak serce podchodzi im do gardła.

Moment później usłyszały kolejny huk, tym razem od strony schodów i niemal krzyknęły, zdając sobie sprawę, że to była opadająca, piwniczna klapa. Światło luźno wiszących na kablach żarówek zamigotało na moment i choć po chwili wszystko wróciło do normy, obie kobiety odnosiły wrażenie, jakby pomimo oświetlenia, piwnica pogrążała się w nieprzyjaznym, nienaturalnym półmroku. To było bardzo surrealistyczne odczucie, a obie kobiety poczuły wzbierający w ich wnętrzu pierwotny strach.

 
Tabasa jest offline