Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-03-2017, 03:22   #41
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kamień nieco spadł z serca Emmie, gdy dowiedziała się, że nie tylko jej ta noc przysporzyła nieprzyjemnych doświadczeń.
Zdania jednak zdawały się być podzielone i choć rzeczywiście rozsądek nakazywał doszukiwać się źródła tych zjawisk w ewentualnych halucynacjach, kobieta miała co do tego poważne wątpliwości, zwłaszcza że raczej nie było możliwym by jednocześnie i ona i jej pies widzieli coś podobnego w tym samym miejscu, prawda? Chyba że Rob zrobił sobie wroga w jakimś niesamowicie uzdolnionym iluzjoniście. Przecież to zawsze była niezwykle realistyczna i prawdopodobna opcja, prawda?
Prawda?!
Bzdury. Emma była niemal pewna, że coś jednak było w tym miejscu nie tak. Co więcej od zawsze mówiło się, że tereny należące dawniej do Indian są, cytując: 'dziwne'. Tak więc, koniec końców była średnio zadowolona z rozwoju konwersacji, a może przyczynił się jeszcze do tego fakt, że nie zjadła śniadania, nim udali się do piwnicy.

***

W życiu by nie pomyślała, że ta będzie skonstruowana jak te stare skrytki na żywność, które robiło się dawno temu, z wejściem tuż pod kuchnią. Kiedy przejście zostało odsłonięte, Emma spojrzała na Sue, która wyraźnie była równie zainteresowana tajemniczą dziurą w podłodze, co piaskarz śniegiem w środku lata. Byli w kuchni, więc uwaga suczki spoczywała teraz na wszystkich źródłach smakowitego zapachu, jakie były na horyzoncie.
- Sue, bądź grzeczna. Siad i czekaj tutaj, dobrze? - zarządziła Emma, a collie pomerdała do niej ogonem i wykonała polecenie. Kobieta poprosiła o miskę wody dla Sue i dopiero wtedy była gotowa zejść na dół.
Wychowała się w dużym gospodarstwie i przy stadninie, więc żadne robactwo, czy też zapach starego kurzu i stęchlizny nie były jej zbyt straszne. Nie bała się też pobrudzić sobie rąk, więc trzymała się w pobliżu Saoirse, zwłaszcza gdy zorientowała się, że ta ma awersję przed tutejszą fauną.
Poszukiwania szły mozolnie, więc gdy wreszcie na coś natrafiły, Emma była zadowolona i jednocześnie ciekawa co ten dziennik, czy notes mógł w sobie kryć
- Wygląda na stary, ale zaskakująco strony nie są aż tak zapleśniałe jak powinny, po przebywaniu w takim miejscu. Fart... - stwierdziła brązowowłosa, przyglądając się stronom, ale w tym nędznym świetle niewiele można było się z nich zorientować. Sama właśnie również myślała o tym, że lepiej będzie sprawdzić to na górze i to najlepiej po sprawdzeniu, czy na pewno zupełnie niczego w piwnicy nie pominęli, gdy nagle rozległ się ten przeszywający, nieprzyjemny krzyk.
W pierwszym momencie, Emma stała lekko sparaliżowana. Dźwięk ten bowiem zamiast ustać trwał. Zdumiało ją to na tyle, że pozostawiła dziennik w rękach drugiej kobiety, po czym ruszyła za Wesem, zobaczyć co się stało i przede wszystkim gdzie. Była ostrożna podczas wspinania się po stopniach z piwnicy, a potem oczywiście szukała źródła hałasu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 30-03-2017, 19:52   #42
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Henry nie wdawał się w dywagację na temat istnienia rzekomych zjawisk paranormalnych, zawsze istniało racjonalne i naukowe wyjaśnienie wszelkich wydarzeń. To że nauka nie znała odpowiedzi czasem odpowiedzi, to nie oznacza że ich nie pozna.

***

Ciemna, ponura i zatęchła czeluść... Henry wzdrygnął się na na sam widok piwniczego wejścia. Nie miał zamiaru wchodzić tam jako pierwszy, a na pewno bez żadnego źródła oświetlenia - wolał poczekać aż reszta towarzystwa znajdzie się w piwnicy.
Gdy Henry w końcu znalazł się w piwnicy, którą oświetliły dwa świecące żółtym światłe żarówki. To co ukazało się jego oczom było jednym wielki rozgardiaszem i bałaganem. Narzędzie ogrodnicze, stare meble, skrzynie i pudła a do tego dochodził zapach pleśni i wilgoci. Oczywiście nie można było zapomnieć o ogromnej ilość wszelkiej maści pajęczaków, które wyraźnie zaznaczyły swą obecność za pomocą ogromnej ilość zwisającej i oklejającej wszystko pajęczyny. Na szczęście była mała szansa by natknąć się szczury, Henry nie miał awersji do tych zwierzaków i nawet je lubił, o ile była białe i mieszkały w laboratorium ale wolał nie wiedzieć co by zrobiły Panie gdy by na jakiegoś natrafił.
Trochę czasu zabrało im myszkowanie po kątach i zakamarkach piwnicy, sporo rzeczy trzeba było poprzestawiać i poprzesuwać.
W końcu Panie szczęśliwy trafem odnalazły coś co mogło przybliżyć ich do rozwiązani zagadki, jakiś stary notatnik lub pamiętnik. Wtedy po cały budynku rozniósł się mrożący w żyłach kobiecy krzyk, Henry chwilę się wahał po czym ruszyła na górę do jadalni.
 
__________________
''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać''
Orthan jest offline  
Stary 31-03-2017, 09:01   #43
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację



Krzyki nie ustawały nawet na moment, gdy Emma, Henry oraz Wes ruszyli biegiem w ich kierunku. Wybiegając z piwnicy skoczyli od razu na schody i w chwilę znaleźli się na piętrze. Rozrywający uszy wrzask dochodził z ostatnich drzwi po prawej stronie. Za sobą słyszeli zaaferowane głosy kucharek i pokojówek, które zdecydowały się ruszyć na górę dopiero za trójką znajomych. Wes dopadł do drzwi, naciskając klamkę i wraz z Emmą i Henrym wpadli do pokoju. To, co zobaczyli, zmroziło im krew w żyłach.

Na podłodze, przy łóżku, odwrócona tyłem i niezdarnie okryta ręcznikiem siedziała wrzeszcząca i płacząca młoda kobieta, która z pewnością była panną Dalber o której mówił Robert. Musiała niedawno wyjść spod prysznica, gdyż włosy miała jeszcze mokre, posklejane. Jej plecy, a dokładniej mówiąc prawą łopatkę znaczyły trzy obficie krwawiące, długie rany, wyglądające tak, jakby jej ciało rozerwały pazury jakiegoś drapieżnego zwierzęcia. Tyle tylko, że żadnego tutaj nie było, a rana wyglądała naprawdę paskudnie.


Na widok nieznajomych w pokoju, kobieta zaniosła się jeszcze mocniejszym płaczem i próbowała wczołgać pod łóżko, jednak ostatecznie zaniechała tego pomysłu, sycząc z bólu. Jej utkwiony gdzieś poza rzeczywistością wzrok dawał jasno do zrozumienia, że jest w potężnym szoku. Jej ciałem targały dreszcze, a jedynym pozytywnem było to, że przestała w końcu krzyczeć. Przez tłum gapiów, który ustawił się w drzwiach przecisnął się w końcu Robert.
- Co tu się... - Urwał, gdy dojrzał Virginię Dalber. - Ja pierdolę, co się tu wyrabia... - Zszokowany chwycił się za głowę i zbladł. Zaczął chodzić w tę i z powrotem, chyba pierwszy raz w życiu widział takie rany. - Trzeba zadzwonić po karetkę. Trzeba zadzwonić... - Powtarzał sobie.

Po tych słowach rozgonił swoich pracowników i sam wybiegł z pokoju, zostawiając poranioną kobietę sam na sam z trójką znajomych. W jej oczach, prócz szoku, widać było strach. I ktokolwiek, lub cokolwiek ją tak urządziło, musiało zostawić już trwałe piętno w jej psychice.



Kobiety zostały same w piwnicy, nie mając zamiaru sprawdzać, co działo się u źródła krzyku dochodzącego z góry. Seer nie spieszyło się do wyjścia i jeszcze dość szybko, ale starannie przeczesała piwnicę w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogło zwrócić jej uwagę. Nic takiego jednak nie znalazła. Nie mając lepszego pomysłu, wróżka zaproponowała przeczytanie dziennika w jadalni, a Gwen niechętnie przystała na jej propozycję.

Gdy obie ruszyły w kierunku schodów, nagle słoiki z przetworami ustawionymi na półkach w zielarni pospadały na podłogę, jeden za drugim, jakby zrzucane z regałów niewidzialną dłonią. Szkło rozbryzgło się z hukiem i brzękiem po podłodze, a Saoirse i Gwen podskoczyły z przerażenia. Obie czuły, jak serce podchodzi im do gardła.

Moment później usłyszały kolejny huk, tym razem od strony schodów i niemal krzyknęły, zdając sobie sprawę, że to była opadająca, piwniczna klapa. Światło luźno wiszących na kablach żarówek zamigotało na moment i choć po chwili wszystko wróciło do normy, obie kobiety odnosiły wrażenie, jakby pomimo oświetlenia, piwnica pogrążała się w nieprzyjaznym, nienaturalnym półmroku. To było bardzo surrealistyczne odczucie, a obie kobiety poczuły wzbierający w ich wnętrzu pierwotny strach.

 
Tabasa jest offline  
Stary 31-03-2017, 15:56   #44
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Zatkało go. Kompletnie. Biegnąc na górę przygotowywał się, że może zastać różne sytuacje, ale nie takie coś. Kobieta była poważnie pokaleczona i nawet nie wiadomo było, jak to się stało. Bruzdy wskazywały na pazury, ale przecież to było niemożliwe - w pokoju nie mógł pojawić się nagle wielki tygrys, czy inny zwierz, który postanowił ot tak zranić Virginię Dalber, a potem wskoczyć do szafy i zniknąć. To było szaleństwo! Wes nie miał pojęcia, co się mogło tutaj wydarzyć, ale nie zamierzał stać jak słup i się przyglądać, jak kobiecina się wykrwawia.

Gdy tylko Robert wybiegł z pokoju, Taggart zrobił to samo i po chwili zrównał się z nim, wypytując o apteczkę. Przecież zanim karetka dojedzie do hotelu, rana Dalber musi zostać zabezpieczona. Dobrze, że przynajmniej lekarza mieli na miejscu. Szybko dowiedział się, że apteczka znajduje się w recepcji i zbiegł na dół wraz z Woodwardem, wypytując o nią podenerwowaną pannę Fossett. Starsza pani wytargała z szuflady sporą, zieloną walizeczkę, a stolarz niemal wyrwał ją z jej rąk i pognał na górę. Wpadł do pokoju Virgini i odciągając zatrzaski, położył apteczkę na podłodze, tuż przy nogach Morgana.


- Działaj, Henry - rzucił do towarzysza, trącając walizkę stopą. - Jakbyś potrzebował z czymś pomocy... żeby ją przytrzymać, czy cokolwiek, to wal.
Po tych słowach Wes uklęknął przy roztrzęsionej kobiecie i spojrzał w jej oczy. Nie wyglądała na zbyt przytomną, ale kto by był w takiej sytuacji.
- Panno Dalber... panno Dalber... - Popstrykał palcami na wysokości jej spojrzenia. - Co tu się wydarzyło? Kto panią tak zranił? Może pani powiedzieć?
Nie spodziewał się odpowiedzi, ale mógł chociaż spróbować. Niezależnie od tego, czy kobieta zareagowała, czy nie, Taggart zrobił miejsce Henry'emu, by ten mógł pracować przy ranach, a sam rozejrzał się po pokoju. Zajrzał do szafy i wyjrzał przez okno - cała okolica tonęła w bieli i wszystko wydawało się być w porządku. Cóż więc mogło ją tak urządzić?

Mężczyzna nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że to jakieś nadprzyrodzone siły, ale nie znajdował innego wytłumaczenia. Kobieta wyglądała na zupełnie rozbitą, a przecież sama sobie tego nie zrobiła, bo po pierwsze ulokowanie rany by jej na to nie pozwoliło, a po drugie znaleźliby przy niej jakieś nożyczki, czy nóż. Oparty o ścianę, obserwował Virginię i pracującego przy niej Henry'ego, czując, jak chmurzy mu się nastrój. Ta sprawa coraz bardziej mu śmierdziała.
 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 31-03-2017 o 16:00. Powód: kosmetyka posta ;)
Kenshi jest offline  
Stary 02-04-2017, 16:19   #45
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Henry kiwnął tylko głową i powiedział bardzo spokojnie do Emmy.

-Pobiegnij szybko do mego pokoju, znajdziesz tam moją torbę. Mam tam narzędzia medyczna i inne potrzebne tu medykamenty.

Henry wolał poczekać aż będzie miał wszystko pod ręką, na razie jednak starał się zatamować krwawieni z rany, widząc wpadającego z apteczką Taggarta skiną tylko głową, bandaże i pozostałe rzeczy z apteczki będą tu jeszcze przydatne.

-Każ oczyścić stół w jadalni, będę musiał operować.

Widząc wpadającą do pokoju Emme, Henry szybko zabrał torbę odszukał strzykwę z mieszaniną Tiopentalu i Ketaminy - szybko aplikując ją kobiecie. Odczekał dwie minuty po czym, chwycił delikatnie nieprzytomną już kobietę i skierował się do jadalni.

-Zróbcie miejsce, niech ktoś zagotuję wodę.
 
__________________
''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać''
Orthan jest offline  
Stary 03-04-2017, 16:34   #46
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kiedy Emma dotarła na miejsce, aż ją zatkało. Kobieta wyraźnie była przerażona, tym że tyle osób przybiegło i jednocześnie tym, co musiało się stać. Jak na jej oko rany były świeże i wyglądały jak po ataku jakiegoś zwierzęcia. Obecność tylu osób nie pomagała.
Gdy Robert wszedł do pomieszczenia, kobieta zerknęła na niego, jakby ocknęła się z transu. Widząc jak mężczyzna za chwilę wyprasza personel, była wdzięczna, bo to na pewno pomoże uspokoić tę kobietę. Zauważyła też, ze Rob sam był w pewnego rodzaju szoku, gdy wychodził z pomieszczenia. Emma przeniosła ponownie wzrok na ranną, a potem na Wes'a i Henry'ego. Przepuściła mężczyznę, gdy poleciał w sobie tylko wiadomym kierunku i słysząc komendę od Henry'ego, ranczerka kiwnęła głową i sama opuściła pomieszczenie.

Dotarcie do jego pokoju nie zajęło jej długo, zwłaszcza, że się spieszyła. Wyszukała torbę, o której mówił, zdecydowanie trudno ją było przeoczyć. Wzięła ją i czym prędzej wróciła na górę. Po drodze zastanawiała się. Jak ta kobieta zrobiła sobie taką ranę? Jakimś narzędziem? A może to coś innego? Ale co mogłoby zostawić taki ślad?
"Niedźwiedź czarny" - pomyślała zaraz. Stworzenia te występowały w Wisconsin. Nie widywało się ich jednak aż tak często w tych rejonach. Prędzej wilki, albo lisy... Co tu się do cholery działo?!

Gdy powróciła do pomieszczenia, koło Henry'ego już była całkiem pokaźna apteczka pierwszej pomocy. Mężczyzna bardzo konkretnie wydawał kolejne polecenia, co należało wykonać. Zagotować wodę. To w kuchni. Podała mu torbę i bez słowa czmychnęła, ponownie biegnąc przez korytarze, uważając by na nikogo po drodze nie wpaść i pierwszej napotkanej pracującej tu osobie przekazała informację, że będzie potrzeba sporo ugotowanej wody. Dopiero po tym Emma ponownie powróciła do pokoju Virginii. Wes wcześniej rozglądał się i patrzył przez okno, a przynajmniej tak jej się zdawało w momencie kiedy wpadła do pomieszczenia z torbą Henry'ego. Ją bardziej interesowało inne pomieszczenie. Emma poszła zajrzeć do najbliżej położonej łazienki. Kobieta była w ręczniku, więc Harrison założyła, ze to musiało się stać, gdy brała prysznic. Czy było tam jakieś zwierzę? A może o coś się zahaczyła? Musiała to sprawdzić.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 03-04-2017, 17:49   #47
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
We wspólnym śniadaniu ostatecznie Gwen nie uczestniczyła. Kiedy wszyscy się zebrali, ona akurat odchodziła od stołu i ucięła sobie krótką pogawędkę z napakowanym bokserem. Niestety, niewiele się od niego dowiedziała, chociaż też nie bardzo było czego się dowiedzieć. Rzuciła okiem na odłożoną przez niego gazetę, lecz faktycznie nic ciekawego w niej nie spostrzegła. Uśmiechnęła więc się do mężczyzny i grzecznie odmówiła bliższego poznawania się, argumentując odmowę brakiem czasu. W końcu nie przybyła do Pine Springs odpoczywać, a zająć się dziwnym śledztwem w sprawie hotelu.
Kiedy opuściła jadalnię i weszła do korytarza natknęła się na Emmę, a zaraz potem wszyscy wynajęci przez Roberta “detektywi” znaleźli się w tym samym miejscu. Co ciekawe zaczęli się wymieniać swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami po nocy spędzonej w hotelu. Gwen jako jedyna podarowała sobie opowiadanie o nocnych koszmarach, nie widząc w tym żadnego powiązania z miejscem, a tym bardziej nie miała ochoty opowiadać o swoich snach grupie obcych jej ludzi. Zaczęła też mieć wrażenie, że wszyscy, oprócz niej, popadają w dziwną paranoję i zbiorową histerię. Pokręciła tylko głową i właśnie wtedy dołączył do nich Robert, który zaprowadził ich wszystkich do piwnicy.

Gwen czuła rosnące podekscytowanie, kiedy klapa od piwnicy powoli się otwierała, ukazując ciemne zejście do podziemi. Czyżby mieli tam znaleźć odpowiedzi na nurtujące ich pytania? Czy Moss faktycznie zostawił po sobie jakieś ślady czy chociażby wskazówki mówiące o tym, co wydarzyło się tamtej tragicznej nocy? Gwendoline czuła się niemal tak, jak przed zdemaskowaniem lidera peruwiańskiej grupy terrorystycznej, chociaż tym razem groziło jej mniejsze niebezpieczeństwo niż wtedy.
Gwen zeszła zaraz za Wesem i kiedy tylko słaby blask żarówek oświetlił piwnicę, od razu wzięła się za poszukiwania. Ziemisty zapach i wilgoć w ogóle jej nie przeszkadzały, bo wiele razy spędzała czas w znacznie gorszych warunkach. Jednak początkowe podekscytowanie malało z każdą chwilą spędzoną w piwnicy, która okazywała się nie kryć w sobie żadnych tajemnic, prócz kilku pająków. Już zamierzała oznajmić, że wraca na górę, kiedy Emma i ta dziwna Irlandka wpadły na jakiś trop. Okazało się, że znalazły stary dziennik, bardzo możliwe, że należący do któregoś z Mossów, w całkiem dobrym stanie.

Gdy gdzieś z góry rozległ się mrożący krew w żyłach kobiecy krzyk, wszyscy spojrzeli na sufit, w kierunku źródła dźwięku. Potem Wes, Henry i Emma niemalże jednocześnie wybiegli z piwnicy, zostawiając Gwen i Saoirse z dziennikiem.
Gwen początkowo również chciała pobiec, jednak uznała, że taki tłum nie był potrzebny, a ją bardziej ciekawiła zawartość dziennika, który niechybnie skończył w rękach Irlandki. Marrows spojrzała na nią wymownie i już chciała zaproponować, by ruszyły na górę przyjrzeć się notatnikowi, kiedy ich uszu dotarł okropny huk. Mimowolnie Gwen aż się wzdrygnęła, bo nie spodziewała się tak nagłych odgłosów w swoim pobliżu. Zaraz po dźwięku tłuczonego szkła rozległ się kolejny huk, tym razem zamknęła się klapa do piwnicy.
- Świetnie - skomentowała sucho Gwen, przewracając oczami.
Zaśmiała się w duchu z samej siebie, że dała się wystraszyć czemuś takiemu. Zwykły przeciąg, pomyślała, po czym ruszyła w stronę klapy i pchnęła ją.
- Idziesz? - rzuciła do Seer, po czym opuściła piwnicę. Nie było tam już zupełnie nic, co mogło przydać im się w rozwikłaniu zagadki, a czytanie dziennika było znacznie przyjemniejsze w świetle dziennym, niż przy ledwo jarzącej się żarówce.
Wychodząc, Gwen zastanawiała się, kto tak okropnie krzyczał i dlaczego. Czy stało się coś poważnego? Może powinna była pójść to sprawdzić? Nie, po co? Wkrótce pewnie dowie się wszystkiego bez konieczności udawania się na górę. Dziennik był priorytetem. Szkoda, że trzymała go ta nawiedzona Irlandka.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 05-04-2017, 01:16   #48
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Spadające słoiki urządziły niezły koncert. Tak się przynajmniej Saoirse wydawało. Pamiętała podobnie zdarzenie z jednego Dublińskiego pubu, gdzie prawdopodobnie źle odstawiony kufel spadł z półki, a następnie z jakiejś przyczyny za nim zaczęły spadać następne. Tym sposobem przez około minutę wytłukła się połowa kufli w pubie. Wtedy cały pub klaskał z uciechy, a obsługa stała i patrzyła bojąc się podejść. Tutaj jakoś atmosfera nie zachęcała do oklasków. Trochę jej nie pasowało, że te słoiki spadały rzędem, jeden po drugim, tak jakby ktoś zrzucał je z półki w zaplanowanej kolejności. Myśl, że to dom lub jakieś tutejsze duchy sobie z nimi igrają, nie przestawała jej towarzyszyć.

Gdy przestrach wynikający z zaskoczenia trochę jej przeszedł zaczęło jej być żal ręcznie przygotowanych przetworów, a także tego, kto będzie musiał to sprzątać. Przypomniało jej to dom rodzinny, gdzie w spiżarce słoiki stały w podobny sposób przez całą zimę. Tym razem na pewno to nie ona będzie zbierać to całe szkło i resztki przetworów. Ona miała w rękach dziennik i musiała go przeczytać.

Redaktorka zabrała się za klapę od piwnicy. Kolejny dziwny zbieg okoliczności. Na szczęście drzwi dały się otworzyć. Seer mogłaby czytać dziennik nawet tutaj, czekając aż ktoś otworzy z zewnątrz, ale preferowała komfortowe warunki. Ścisnęła zeszyt mocniej i ruszyła do wyjścia za ponaglającą ją Gwen. 'Chyba Gwen, czy jakoś tak. Zaraz...' rzuciła na nią okiem jeszcze raz. Jej też zależało na tym dzienniku. I to bardzo. Gdy ich spojrzenia się spotkały obdarzyła ją tryumfującym wzrokiem posiadacza notatnika, ale stwierdziła, że nie będzie robić scen. Choć ostatecznie było jej jednak nie w smak, że musiała się z kimś dzielić tym znaleziskiem. 'Szkoda, że też nie poszła za tym wrzaskiem. Hmm... zdaje się, że ten ktoś przestał już wydawać te obłąkane krzyki. I dobrze.' Poszukała miejsca w jadalni i rozłożyła przed nimi zdobycz, tak aby oby dwie mogły w miarę swobodnie go przeczytać.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 05-04-2017 o 01:19.
druidh jest offline  
Stary 05-04-2017, 13:21   #49
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację


Wyszła z pokoju Virginii i weszła do położonej na końcu korytarza łazienki. Nic podejrzanego nie rzuciło jej się w oczy. Pomieszczenie było czyste, zadbane, nie nosiło śladów walki. Kotara prysznicowa była odsunięta, a ze słuchawki zawieszonej nieco poniżej sufitu leniwie kapała woda. Wychodząc, niemal zamykając już za sobą drzwi, Emma usłyszała dźwięk spuszczanej wody i aż przełknęła ślinę. Weszła raz jeszcze do środka i omiotła niewielką łazienkę wzrokiem. Spłuczka toalety wracała do poprzedniej pozycji, ale w środku nikogo nie było. Nawet przez chwilę! Czy jednak na pewno?

Bijąc się z myślami, wróciła szybko do pozostałych.



Gwen i Seer wyszły z piwnicy, przeszły przez pustą kuchnię i korytarz, kierując się w głąb hotelu, w stronę jadalni. Z góry dochodziły je odgłosy szybkich kroków i przytłumionych głosów, jednak obie kobiety miały swój własny cel. Przeczytać znaleziony w piwnicy dziennik. Ledwo weszły do jadalni, a pierwsze, co rzuciło im się w oczy, był półmrok za oknami. Choć było niemal południe, pogoda na zewnątrz przypominała zbliżający się wieczór. Śnieg za oknami tańczył, zataczał kręgi, momentami miały wrażenie, że sypie nienaturalnie w górę. Paskudna pogoda i choć była to jedynie manifestacja żywiołu, Seer odnosiła wrażenie, że coś z tym wszystkim jest nie tak. Zazwyczaj nie miała aż tak mocnych przeczuć odnośnie danych sytuacji, ale tym razem uporczywe myśli o tym, że to nie może być zbieg okoliczności nie dawały jej spokoju.

Usiadły w końcu przy stoliku pod oknem, Irlandka otworzyła dziennik i akurat w tym momencie światło zamigotało dwa razy. To na pewno były tylko skoki napięcia ze względu na śnieżycę - tak sobie to tłumaczyły. Szybko okazało się, że nadgryziony zębem czasu notatnik należał do Garetha Mossa, czyli pierwszego właściciela domu i przylegających gruntów. Mężczyzna miał ładny charakter pisma i choć niektóre słowa zdążyły się już zatrzeć, albo rozmazać, można było łatwo wychwycić kontekst wypowiedzi. Gwen i Saoirse zdążyły przeczytać tylko dłuższy wstęp o tym, że nabywając grunt słyszał o "żałosnych przesądach" osadników, a od młodego Menomini dowiedział się o uwięzionej pod domem okrutnej istocie. Oczywiście w to nie uwierzył.

Czytanie przerwało im pojawienie się kilku podenerwowanych pracownic hotelu, które energicznie ściągały ze stołów obrusy i połączyły trzy ze sobą. Światło znów zamigotało, gdy jedna z kobiet przybiegła z miską pełną gorącej wody. Chwilę później w jadalni pojawił się Henry, niosąc na rękach nieprzytomną, czarnowłosą kobietę. Gaza na jej łopatce przeszła krwią. Za nimi wbiegli Wes i Emma.

W takich warunkach czytać się nie dało, bo i chwilowo odeszła im nawet na to ochota.



Henry wbiegł z nieprzytomną Virginią Dalber do jadalni i ułożył ją na połączonych stołach plecami do siebie, tak, by zranione miejsce było na górze. Zdjął sterylną gazę, którą zatamował krwawienie i najpierw zdezynfekował rany roztworem soli fizjologicznej. Po dokładnym przyjrzeniu oraz oczyszczeniu, okazały się głębokie, ale nie drążące, co mimo wszystko przyjął z ulgą. Następnie zabrał się do szycia odjałowionymi przyrządami i pracował tak w skupieniu przez kolejne czterdzieści minut. W międzyczasie w jadalni pojawił się Rob, który przyniósł nieciekawe wieści - nie wiadomo było kiedy i czy w ogóle dotrze karetka, gdyż drogi zablokowane były przez wzmagającą się śnieżycę. Wyglądało na to, że w kwestii zajęcia się ranną zdani byli tylko na siebie.

Po założeniu szwów i zabezpieczeniu rany kompresem gazowym, Wes wraz z Henrym zanieśli nieprzytomną pannę Dalber do jej pokoju, a Robert nakazał zostać z nią jednej ze swoich pokojówek i zaalarmować ich, gdyby działo się coś podejrzanego. Sam Woodward zamknął się w swoim gabinecie, próbując zmobilizować służby medyczne do przyjazdu, choć pozostali zdawali sobie sprawę, że nie niewiele się to zda. Gdy adrenalina i nerwy nieco opadły, hotel znów wrócił do swojego standardowego trybu pracy, a piątka ludzi, których połączyła ta sprawa mogła skupić się na przeczytaniu dziennika. Postanowili zrobić to w pokoju Gwen i tam skierowali swe kroki.

Rozsiedli się wygodnie i dziennikarka zaczęła czytać, nie pomijając początkwego fragmentu o przesądach osadników i opowieści młodego Indiania. Dalej było jeszcze ciekawiej - Moss opisywał dziwną, długą zimę, w czasie której "to coś" zaczęło kontaktować się z nim z wnętrza wzgórza oraz okropną chwilę, kiedy uwolnił istotę, a ta pomordowała wszystkich bliskich znajdujących się w domu. Wszyscy zebrani poczuli się dziwnie zaniepokojeni w duchu, a biorąc pod uwagę różne dziwne zbiegi okoliczności, nikt nie odważył się podważyć słów zapisanych w dzienniku. Gwen w końcu doszła do najciekawszego fragmentu:

- "Aby odświeżyć uszkodzone pieczęcie, w najniższej części domu, w zielarni, pokryj amulet płonącym życiem. Ustaw się pośrodku pomieszczenia i kręć nim wkoło i wkoło, nie ustając. Zejdź po schodach w ciemność, dopóki nie dotrzesz do jamy. Oczyść amulet i kontynuuj rytuał. Dziura znowu się zamknie, a pieczęć zapłonie ognistą mocą. Jeśli rzecz spróbuje uciec, musisz zatrzymać ją w jamie. Jeśli nie wypełnisz swojego zadania, wszystko będzie stracone."

Amulet? Jaki amulet? Nim zdążyli się nad tym zastanowić, usłyszeli na korytarzu kroki, choć to było za dużo powiedziane. Ktoś wlókł się nienaturalnie wolno po drewnianych deskach podłogi, jakby ciągnął za sobą worek kamieni. Dźwięk zbliżał się do drzwi pokoju Gwen, a wraz z nim ponury, niepokojący charkot od którego włosy zjeżyły im się na głowach, a serca przyspieszyły swoją pracę. Zastygli w miejscu, wpatrując się w siebie, gdy właściciel paskudnego głosu zatrzymał się na wprost drzwi.

I nagle charkot się urwał.

Wtem gałka od drzwi zaczęła łomotać energicznie, a wszyscy aż podskoczyli w miejscu z przerażenia. Ktoś próbował dostać się do środka, choć Gwen nie przypominała sobie, żeby zamykała drzwi na klucz. Seer pisnęła, pozostali pobladli ze strachu. Cokolwiek lub ktokolwiek to był, nie odpuszczał, szarpiąc za gałkę z niesamowitą desperacją i zaangażowaniem. Wszystko trwało jakieś dziesięć, dłużących się w nieskończoność, sekund, a potem nagle ustało.

Chwilę potem gałka została przekręcona i drzwi uchyliły się delikatnie z ponurym skrzypnięciem. W tym samym momencie światło w pokoju Gwen i na korytarzu zgasło. Zapanowała nienaturalna cisza przerywana jedynie falami uderzającego o okna śniegu.

 
Tabasa jest offline  
Stary 06-04-2017, 12:34   #50
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Nie wtrącał się w robotę Henry'emu, bo i nie znał się na leczeniu. Jasne, potrafił założyć opatrunek, z piętnaście lat temu przeszedł kurs pierwszej pomocy, ale szycie wolał zostawić profesjonalistom. W pierwszej fazie przyglądał się, jak Morgan dezynfekuje ranę i robi inne rzeczy, ale potem stwierdził, że jego samego wkurzałoby, gdyby ktoś zza pleców gapił mu się na ręce przy pracy, więc usiadł przy stole niedaleko miejsca "operacji" i co jakiś czas rzucał tylko okiem, jak im to idzie. Wciąż nie mógł dojść do tego, jak to wszystko się wydarzyło. Przecież Virginia nie mogła zranić się sama. Dużo o tym rozmyślał i nim się obejrzał, trzeba było zanieść nieprzytomną kobietę na piętro, by wypoczęła, a przede wszystkim wybudziła się z podanej narkozy.

Sytuacji nie poprawiała paskudna pogoda, która uniemożliwiała dotarcie służbom medycznym. Taggart widział, jak Roberta ruszyła ta sytuacja i nie zazdrościł mu. Nie pamiętał też, by w zeszłym roku zima uderzyła aż tak wcześnie i z taką mocą, to było dziwne, ale przecież anomalie się zdarzały. Próbując nie zaprzątać sobie tym głowy, poszli w końcu do pokoju Gwen, by przeczytać znaleziony w piwnicy dziennik. I pojawiły się kolejne rewelacje. Zabobonni osadnicy, ostrzeżenie Indiania, "dziwna" zima i ukryty pod domem stwór? Wes czuł się tym wszystkim przytłoczony i choć zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że to tylko wynurzenia jakiegoś szaleńca, który najpewniej napisał sobie ten dziennik, żeby nastraszyć rodzinę, czy kogokolwiek, kto kupi ten dom, to jednak jakaś część jego świadomości dopuszczala możliwość, że to prawda. Rodzina Mossa zginęła rozszarpana niby przez jakieś zwierzę, a dziś Virginia odniosła rany jak po spotkaniu z jakimś drapieżnikiem. Do tego te ocierające się o rzeczywistość sny... Dziwne zbiegi okoliczności.

Gdy Gwen przeczytała fragment o rytuale, Wes aż zacisnął zęby i westchnął ciężko. Wszystko wskazywało na to, że chcąc, czy nie chcąc, wpadli w wir nadnaturalnych wydarzeń. Nie mógł sobie tego inaczej wytłumaczyć. Już miał coś powiedzieć na temat ostatniego fragmentu, gdy usłyszeli dziwne szuranie na korytarzu, a potem przyprawiające o ciarki rzęrzenie zza drzwi. Wes nie był jakiś przesadni strachliwy, ale w tym momencie poczuł się nieswojo. Cofnął się o krok, gdy ktoś za drzwiami złapał za klamkę i próbował dostać się do środka. Rozglądał się po pokoju Gwen za czymś, co mógłby wykorzystać, gdyby przyszło im się bronić. Nie musiał, bo ten za drzwiami odpuścił, jednak te po chwili otworzyły się, skrzypiąc, że aż zęby bolały. Mężczyzna przez moment wpatrywał się w nie, jakby chciał znaleźć tam odpowiedzi na nurtujące go pytania, a z zawieszenia wyrwały go słowa Gwen. Kobieta chwyciła za latarkę i ruszyła na korytarz.

Po krótkiej wymianie zdań Taggart postanowił do niej dołączyć. Jednocześnie uważał, że to dobry moment, by podzielić się swoimi przemyśleniami.
- Wiem, że to będzie brzmiało idiotycznie, ale mam wrażenie, że jesteśmy już częścią tego, co tu się dzieje i chyba najlepiej będzie, jak nie będziemy zakłamywać rzeczywistości i udawać, że to halucynacje, czy inne pierdoły. Wszyscy widzieliśmy ranę Dalber, a teraz jeszcze to, co działo się z drzwiami... - Machnął na nie ręką. - No i dziennik Mossa. Nie trzeba być dziennikarzem śledczym, żeby połączyć kropki i zauważać pewne rzeczy. - Wes nie zamierzał wbijać tym stwierdzeniem szpileczki Gwen, po prostu rzucił luźną uwagę. - Mam wrażenie, że to wszystko może być prawda i że będziemy musieli odprawić ten rytuał, inaczej będzie coraz gorzej... Zauważcie, że najpierw były sny, potem zranienie tej biednej kobiety, a teraz ten charkot jak z taniego horroru i drzwi... To wszystko jest coraz bardziej intensywne, tak mi się przynajmniej wydaje. A ja nie zamierzam skończyć jak rodzina Mossa.

Przejechał przedramieniem po czole.
- Pisał coś o amulecie i płomiennym... nie, płonącym życiu, tak? Macie pomysł, gdzie można znaleźć jakiś amulet? Co by było potrzebne, żeby wykonać taki rytuał? Rzuciło wam się coś dziwnego w oczy? Co do tego płonącego życia... może chodzi o krew? Krew to życie, nie? Tak to sobie przynajmniej dedukuję. Tylko czy chodzi o krew, która jest tutaj, ukryta gdzieś w hotelu, czy o naszą krew? A może w ogóle chodzi o coś innego i tylko pierdolę bez ładu i składu? - Wzruszył ramionami. - Trzeba znaleźć Roba i zdać mu relację z tego, co się wydarzyło.
Na razie uciął, chcąc wysłuchać pozostałych. O dziwo, umysł miał jasny, choć zdrowy rozsądek podpowiadał zachowanie daleko idącej ostrożności. Wyszedł tuż za Gwen na korytarz, trzymając się blisko niej, w razie, gdyby trzeba było szybko reagować.
 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 06-04-2017 o 12:48. Powód: kosmetyka posta ;)
Kenshi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172