Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2017, 09:05   #43
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Znowu ta cholera? A żeby głęboko w jej przeklęty odbyt wlazły owsiki! Przeklęta lafirynda! Cholerna, śliczna wywłoka. Ohydna, podniecająca i atrakcyjna koleżanka z pracy. Inteligentna, pełna wdzięku… Yeon-in otrząsnął się. Nie da się znowu w to wkręcić. Niech sobie płacze w rękaw jakiegoś innego durnia. Poza tym on nie nosił rękawów, jedynie świecił nagimi, umięśnionymi ramionami po oczach (ostatnio nie za bardzo) chętnych kobiet. Koniec z tym!
Na jej gest zaproszenia, latarnik odpowiedział tradycyjnym gestem ze swoich stron - pokazał jej palec wskazujący i środkowy, wierzchem dłoni zwróconym do wróżki. A potem skierował się do wyjścia, narzucając zielony płaszcz na ramiona i mając zamiar udać się do pracy, o ile jeszcze ją posiadał.
Lola zerknęła to na wróżkę, to na Yina, a kiedy wyszli z karczmy, spytała się go, nie kryjąc zdziwienia:
- Em, co jej pokazałeś?
Yin chciał powiedzieć, że to znak oznaczający “pogadamy później”, albo “nie mam czasu”. Jednak spojrzał dziewczynce w oczy i powiedział szczerze:
- Żeby spierdalała. Wybacz słowa, ale to właśnie ten znak oznacza. To zła kobieta.
- Um… nie wyglądała na złą. Bo by nie płakała. Nie? - dziewczynka spytała niepewnie, podążając za Yinem.
- Ona lubi manipulować umysłami ludzi. To równie dobrze mogła być gra. Poza tym - już raz dałem się nabrać na jej sztuczki,przez co straciłem szansę na lepsze stanowisko w pracy.
- Um, chyba że tak… - bąknęła zamyślona Lola, truptając za Yinem do pracy.

=***=

- Yin, a mogłabym, em, załapać się do was do pracy? Mogłabym wam robić kawę, herbatę, sortować dokumenty - po przejściu pewnego dystansu Lola zagadnęła do mężczyzny. W oddali było widoczne miejsce pracy Yina.
- Jeżeli szef się zgodzi, czemu nie? A jeżeli się nie zgodzi, to pogadam z resztą pracowników, może cię wspólnie zatrudnimy jako sekretarkę czy inną pomoc. Chociaż sądzę, że ze swoimi możliwościami i intelektem mogłabyś znaleźć dobre zatrudnienie. Pogadam dzisiaj ze wszystkimi - powiedział ciepło latarnik, mając nadzieję, że wszystko uda się załatwić.
Chciał też wyciągnąć z małej co nieco na temat jej przeszłości.
Tego dnia mała Lola nie miała jakoś nastroju do rozmowy. Co prawda napomniała coś o tym, że mieszkała w czymś w rodzaju wielkiej kopuły, w której miała wszystko. Miała swój plac zabaw, pokój z jedzeniem, wszystko samo się robiło, sprzątało. W kopule tej były również pewne drzwi, które były wyjściem z niej, lecz dziewczynka miała zakaz ich otwierania. Nigdy nie wiedziała czemu, więc pewnego dnia postanowiła je otworzyć. Co z tego wynikło, Lola tego nie miała zbyt wielkiej chęci opowiadać, wyglądało to na coś, co z trudem przeżyła. Zamknęła się i tutaj urwała się opowieść Loli. Może kiedyś dowie się więcej, bo Lola nie była w stanie już się przełamać i nie dokończyła historii. Yin z Lolą zbliżali się na teren zakładu pracy latarnika.
Yin w milczeniu wysłuchał opowieści, zastanawiając się nad dziwnym światem, gdzie żyła Lola. Wszystko tam było? Wszystko było robione za nią? I zgubiła ją ciekawość świata. Polubił ją jeszcze bardziej. Jednak zbliżali się do zakładu, gdzie prawdopodobnie wciąż pracował. Spojrzał na dziewczynkę, to znów przed siebie i przybrał na twarz wyraz pewności siebie. Trzeba było zacząć zarabiać.
Tylko że gdy wchodził do budynku, Lola kurczowo trzymała się go, jakby bojąc zostać sama. Najwyraźniej jeszcze nie doszła do siebie po ataku Szczurów na nich. A Lola jako osoba postronna nie mogła sobie ot tak wejść. Recepcjonistka spytała się Yina, czy ta “mała dziewczynka” to jego córeczka.
- Lola to moja towarzyszka - odparł Yeon-in z rozbrajającym uśmiechem, dając wyobraźni recepcjonistki pole do popisu.
Kiedy Lola wyglądała na taką, co miałaby się rozpłakać, pani rozczuliła się nad nią. Załatwiła plakietkę, która oznaczała gościa i pouczyła Yina, żeby miał dziecko na oku, a ona w razie potrzeby spróbuje załatwić, żeby dzisiaj nie robić im problemów. Dodała jednak, że następnym razem może być większa trudność z pójściem na ustępstwa oraz Yin nie mógł wprowadzać dziecko w tajniki tutejszej pracy. Czyli cała odpowiedzialność za Lolę spadła na Yina, lecz mała była zadowolona z takiego rozwiązania, chociaż wiązały się z tym dodatkowe ewentualne problemy dla latarnika.
Mężczyzna poprowadził Lolę do windy. Dojechali nią na swoje piętro. W pokoju natknął się na Seweryna, Soni oraz na Yoto. Z oczywistych powodów nie było tam Salaama oraz nie dostrzegł obecności tej podstępnej wróżki. Czyżby została wywalona na zbity łeb?
- Dzień dobry! - Lola wyprzedziła Yina w powitaniu ekipy i grzecznie się ukłoniła. Soni była zdziwiona, ale i zainteresowana zajściem, Yoto był w miarę neutralny, a Seweryn zdziwił się, tyle że nie w tym samym kierunku i stopniu co Soni; zwyczajnie nie spodziewał się obstawy dziecka. Pozostał jednak nadal śmiertelnie poważny.
- No cześć - Yoto przywitał dziewczynkę, po czym spytał Yina. - Gordon nie przyczepił się do ciebie w kwestii gości?
- Dzień dobry. Jeszcze z nim nie rozmawiałem, właśnie do niego idę. Powiedzielibyście mi, gdzie mogę go znaleźć? I co z… zapomniałem imienia. Z tą wróżką?
- Jak będziesz szedł do Gordona, to uważaj, ostatnio nie jest w najlepszym nastroju. Jesteśmy do tyłu z projektem - odezwał się Seweryn, jak zawsze zasadniczy i chłodny. - A jak wrócisz, to będziemy musieli przedyskutować organizację.
- Gordon jest u siebie - Yoto poinformował Yina. - Znaczy się, dwa pokoje dalej na lewo.
Seweryn spojrzał na Yoto, a następnie na Yina: - Wróżka? A no tak… Layla. Pewnie nie sprawdzałeś ostatnio swojej poczty? Czy coś może nie dotarło? W każdym razie nie odpowiadałeś, a była sprawa do ciebie. Layla zaoferowała się, mówiła, że wie, gdzie mieszkasz, powiedziałem jej, żeby się z tobą spotkała i przekazała.
Nie wspomniał więcej na temat stanu Layli. Pewnie nie wiedział nic o osobistych sprawach wróżki, zresztą Seweryn nie wyglądał na osobę, która wtrącałaby się w cudze życie choćby z tego względu, że był do bólu konkretny i zadaniowy, skupiał się wyłącznie na swojej pracy i swoich obowiązkach; reszta mogłaby poczekać, jeśliby sytuacja ku temu nie paliła.
- Nie sprawdzałem poczty, nie było ku temu okazji - odpowiedział, kierując się już w stronę pokoju Gordona. Trzeba było wszystko wyjaśnić w sprawie dalszej pracy i ewentualnej pracy Loli.
Yin uchylił drzwi do pokoju Gordona, jednak ten rozmawiał z kimś przez telefon, dał znak ręką Yinowi, żeby chwilę poczekał na korytarzu. Yin musiał więc chwilę poczekać koło drzwi, a Lola zaczęła się denerwować:
- Um, em, a cccco, jak mnie nie będzie ch-ciał mi… dać… um, żadnej pracy?
- Nie martw się. Coś wymyślimy.
Yin nie był do końca pewien, co z tym zrobić. Czuł się odpowiedzialny za małą, i owszem, ale męczyła go już nieco. Jak ona chciała przeżyć w Wieży, jeżeli jedna czy dwie śmierci nią tak wstrząsały? Po chwili przemyślał to, co, cóż, pomyślał. I doszedł do wniosku, że Wieża zamienia ludzi w skurwysynów. Dobrze, że Lola jest tutaj z nim. Przynajmniej będzie mu przypominać o tym, co to znaczy być ludzkim.
Gordon skończył rozmawiać przez telefon, wyszedł na korytarz, spojrzał na Yina i zapytał się go, w jakiej sprawie do niego przyszedł. Po chwili zauważył Lolę i spojrzał na nią. Nie pytał się, kto ją tu wpuścił i czemu, bo zauważył plakietkę u dziewczynki, możliwe, że nie miał intencji ją zagadywać, ale Lola na to spojrzenie speszyła się dość mocno i zaczęła się wytłumaczyć, że przyszła w sprawie pracy. Poczerwieniała przy tym na twarzy. Kwestia, czy dopomóc dziewczynce czy lepiej dać się jej, być może w sposób mizerny, ale jednak wykazać?
Niech mówi, musi umieć sobie poradzić w życiu. A jakby Gordon miał ją wypieprzyć z budynku, to wtedy Yin będzie interweniował.
- Mmm… tak - dziewczynka zrozumiawszy, że będzie musiała sobie tym razem sama dać radę, wzięła głębszy wdech, wyprostowała się i zaczęła po chwili mówić. Starała się brzmieć w miarę pewnie i wiarygodnie. - Pan Salaam zmarł, a jest jeszcze wiele do zrobienia i… em, chciałabym pomóc. - Gordon spojrzał pytająco, nie wyglądał na zbyt przekonanego co do ewentualnej kandydatury Loli, ale nie palił się do wyrzucania dziewczynki na zewnątrz.
- Mógłbym poznać godność panienki?
- Emmm? - Lola się zakłopotała, Yin podejrzewał, że jego towarzyszka nie bardzo wie, o co się Gordon ją pyta. - Ach, nie przedstawiłam się. Przepraszam - ukłoniła się lekko. - Lola. Jestem regularną shinsoistką.
- Dobrze - odparł dyplomatycznie Gordon. - Dobrze. Chciałbym się dowiedzieć, panno Lolu, co wiesz o projekcie i w jaki sposób chcesz pomóc zespołowi?
- Dzień dobry - podczas rozmowy Gordona i Loli, koło nich przeszła znajoma wróżka. Głos miała dość wyprany z emocji. Jej słowa dziwnie zadźwięczały w uszach Yina, a zielony płaszcz z ochraniaczami na skrzydła wręcz chamsko wdrążał mu się w zmysły, ale Layla zachowywała się tak, jakby ignorowała latarnika. Nie wyglądała też ani nie reprezentowała się tak pewnie jak parę dni wcześniej, wyraźnie unikała patrzenia się na Yina. Szybkim krokiem weszła do pokoju, gdzie pracowała reszta zespołu. Gordon jednak bardziej skupiał się na Loli niż na zdruzgotanej ślicznotce; najpewniej menadżer był odporny na jej uroki. Musiał być.
Yin postanowił sobie, że za każdym razem, kiedy wróżka pojawi się w polu widzenia będzie wzmacniał swoją techniką siłę woli, by opierać się jej cholernemu czarowi. Lola zachowywała się jak głupiutkie dziecko, jednak czy po tylu latach w Wieży wciąż nim była? Jednak latarnik nie mógł wiele dla niej zrobić, dlatego też słuchał dalej rozmowy.
Latarnik dał wykazać się Loli, a po drodze wzmocnił sobie bariery mentalne. Pomogło to mu w likwidowaniu wpływów wróżki na sobie, a przy okazji go oświeciło, co mogłoby mu jeszcze dopomóc. Wróżka miała motyle skrzydła, może to nie tyle jej uroki, co… może wpadła mu w oko? Albo ten jej pył ze skrzydeł? Mężczyźnie przyszedł na myśli pomysł z wyczyszczeniem sobie oczu.
W międzyczasie rozmowa Loli i Gordona się skończyła. Wyszło na to, że Lola dzisiaj może posiedzieć w pracy, ale Yin miał ją mieć na oku, żeby nie zbroiła czegoś. Jako że było sporo do zrobienia, a każda minuta się liczyła, to jeśli chciał dostać wypłatę, to nie bardzo opłacało się dzisiaj gdziekolwiek z nią latać. Niemniej jutro nie miało być żadnego wyjątku. Lola raczej nie dostanie roboty u Gordona, nie miała zwyczajnie szans z tak słabą odpornością na stres i jakąkolwiek presję. Mimo to, gdy Lola poszła z Yinem w kierunku przyznaczonego jemu i jego zespołowi pokoju, dziewczynka zadeklarowała mu, że może robić herbatę albo kawę pracownikom, przynajmniej dzisiaj.
- Em, przynajmniej zaoszczędzicie, em, ten czas, co stracilibyście na robieniu kawy i herbaty - wytłumaczyła się.
Yin, gdy Lola jeszcze rozmawiała z Gordonem, dokładnie wytarł sobie oczy i dokładnie przyjrzał się sylwetce wróżki. Może i była ładna. W porządku. Ale to nie jest kobieta dla niego. Postanowione. Czy to serce czy też krocze się do niej rwało, od tego momentu miało być tłumione twardym uderzeniem umysłu. Aż do bólu.
Yin poprosił Lolę, żeby zrobiła dla niego napar z miłorzębu. Niech czuje się choć troszkę potrzebna. A potem Yin zabrał się do pracy, musiał nieco zarobić.
Lola posłusznie i z werwą zabrała się za pierwszą pracę. Layla wyglądała na zdziwioną tym, że dziewczynka zostanie na dzisiaj w biurze, ale nic nie skomentowała. Yin zauważył od razu, że wróżka nie miała tego pazura; nie działał na niego jej urok, ale też ta bardziej odsunęła się w cień i już tak nie pogrywała pierwszych skrzypiec. Seweryn jak zawsze zasadniczy i w pełni skupiony na pracy nie zauważył wejścia latarnika i dziewczynki, bądź też się w tym nie przejął. Jasnowłosy - Yoto - robił sobie w tym czasie kawę. Yinowi wydawało się, że Yoto nie wygląda dziś najzdrowiej, nawet jeśli normalnie chłoptaś był blady, to teraz w oczy rzuciły się mu wory pod oczami i niezdrowy, jasnosiny koloryt skóry. I taił to wszystko swoim zachowaniem. Po chwili, jakby na potwierdzenie rewelacji bardziej niż przeważnie oświeconego Yina - Yoto zakaszlał parę razy. Soni pracowała w szalonym tempie za pomocą mechanizmów schowanych w dłoniach - teraz te rozłożone na kilkadziesiąt “palców” stukały w parę klawiatur podłączonych do komputera, przy którym pracowała. Layla zaś też - choć znacznie mniej entuzjastycznie - zabrała się do pracy. Schowała przybory do pielęgnacji paznokci do szuflady biurka, przy którym siedziała, wzięła pliki dokumentacji leżące na blacie jej stanowiska pracy i zaczęła je przeglądać.
Tymczasem Lola szukała naparów z miłorzębu, ale nie znalazła ich.
- Nie ma miłorzębu, ale znalazłam zioła, em… - dziewczynka zasygnalizowała.
- Są moje - mruknęła sucho wróżka do Loli. - Zostaw je. - wróżka nie była zbyt miła.
- Jest jeszcze czarna herbata - mała shinsoistka na reakcję wróżki pominęła znalezione ziółka. - Zielona, czerwona… Ojoj… Zrobić ci jakąkolwiek herbatę? - dziewczynka po chwili spytała Yina, zakłopotana wyborem.
Yin przeglądając pocztę faktycznie znalazł korespondencję od Seweryna; dowiedział się między innymi, że hierarchia się zmieniła w międzyczasie - Seweryn przejął funkcję Soni i został managerem zespołu; po nim była Soni i Yoto. Layla z racji pewnych spięć z Sewerynem spadła na dno hierarchii, a nieco przed nią znalazł się Yin. Salaam był na równi z Yinem, ale teraz brodacz nie żył, więc… a to dlatego wróżka już tak nie świeciła pewnością siebie. Aczkolwiek Layla i tak więcej - z oczywistych powodów - popracowała więcej niż Yin, a przed nim leżało zadanie implementowania algorytmów, które miał opracowywać z trójką kolegów znajdujących się na dnie hierarchii.
Dosiadł się do niego po chwili Yoto, z kawą.
- Yin, wiesz może, co się stało z Salaamem? Słyszałem, że nie żyje.
Latarnik przerwał na chwilę pracę.
- Zginął. Napadli na nas jacyś… - Yin przełknął przekleństwo. - Regularni. Nazywani Szczurami. Udało mi się donieść Salaama do szpitala, jednak zmarł w trakcie leczenia.
Yeon-in odpowiedział lakonicznie, nie było sensu zagłębiać się w szczegóły.
- Weźmy się do pracy, źle mi jeszcze o tym mówić.
- Dobra, zobaczymy, co Layla skombinowała… - mruknął Yoto, nie ciągnąc tematu związanego ze Szczurami, po czym wstał i ruszył do wróżki, zaś Lola do tego czasu zdążyła włączyć czajnik i wygrzebać z szafki jedną z zielonych herbat oraz przyniosła biały kubek. Po jakimś czasie odezwała się Soni:
- Hej, zamówimy jakieś jedzenie?


- Ojoj, chyba nie chciałabym pracować przy, ym, tych papierach i projektach - westchnęła Lola do Yina, gdy wyszli z budynku.
- Praca jest niezwykle męcząca, tylko wydaje się, że człowiek siedzi i pije kawę. Ale mam nadzieję, że miło spędziłaś czas?
- Em… chyba nie. Ta wróżka była niemiła dla mnie, chociaż jej nic nie zrobiłam - odparła dziewczynka, lekko wzruszając ramionami.
- Ta wróżka, to straszna s… straszna kobieta. Sprawiła mi wiele kłopotu swego czasu. Szukamy ci dzisiaj jeszcze jakiejś pracy, czy wolisz przez kilka dni jeszcze odpocząć?
- Um wystarczy mi odpoczywania, chyba - Lola podrapała się po skroni. - Pójdziemy na lody?
- Jasne, chodźmy. - Yin uśmiechnął się. Taka prosta rzecz, a tak nagle uświadomiła mu, że na świecie sprzedają lody, żeby ludzie mogli sprawić sobie chwilę przyjemności.

- Cchę trzy gałki! Albo nie, cztery… ym, niech będa trzy! - dziewcyznka wybierała smaki lodów. - Czekoladowe! Waniliowe i jeszcze raz czekoladowe! - Lola po raz pierwszy od dłuższego czasu wyglądała na szczęśliwe dziecko, które mogło się cieszyć normalniejszymi rzeczami, a nie zajmować się morderczą wspinaczką na szczyt Wieży. - A ty Yin, jakie bierzesz?! - dziewczynka trajkotała do latarnika.
- Yerba, miłorząb i trawa cytrynowa. - Latarnik jak zawsze wybierał dziwne smaki. - Ile to wyjdzie, droga pani? - zapytał sprzedawczyni.
Miła starsza pani sprzedawczyni, która była w rzeczy samej humanoidalną ośmiornicą, obsłużyła szybko dwójkę regularnych, a paroma mackami wystukiwała szybko na kasie, podając po chwili odpowiedź. - 35 kredytów, miły panie - sprzedawczyni uśmiechnęła się ciepło do Yina, podając Loli jej lody.
Lola konsumowała loda, po czym przerwała spoglądając w niebo, potem zerknęła w kierunku pracy Yina. - Yin, ten dym… jest chyba z twojej pracy… - dziewczynka wskazała na kłęby buroszarego dymu wylatujące z paru okien wyższego piętra w pracy.
- Zostań tu! - Yin zerwał się do biegu, dumny z tego, że kazał dziewczynce zostać na miejscu, a nie krzyknął: “Cholera”.
Latarnik biegnąc do pracy usłyszał, że na miejsce pędzi straż pożarna. Na miejscu mężczyzna natknął się na Gordona.
- Co się stało… oy, Yin! - ale mężczyzna wbiegł do środka, potem popędził po schodach, ponieważ winda nie działała.
Ogień dochodził z pokoju, w którym pracował dotychczas. Napotkał tam.. Soni i… to był Yoto?
Tak, ale jego ciało mocno się zniekształciło. Lewa ręka była nienaturalnie wydłużona, miała w tym momencie na oko kilkanaście kroków szerokości. W prawym barku znajdowała się bardzo głęboka rana, z której tryskała krew, a nawet wystawały kości. Z pleców wysunęły się kilkunastocentymetrowe kolce, a zamiast paznokci miał szpony. Chociaż koło Yoto była spora kałuża krwi i w takim stanie powinien raczej dogorywać, to miał się całkiem nieźle. W przeciwieństwie do Soni, która broniła się za pomocą bariery stworzonej z trzech niebieskich latarni. Miała rozszarpaną koszulę, a krawat trzymał się byle jak. Z naderwanego kawałka ciała tryskały iskry, i wystawały kable.
- Yin! Pomóż mi! Yoto… - urwała, bo głowa Yoto obróciła się o 180 stopni… i łypała czerwonymi ślepiami w kierunku Yina. Reszta ciała się nie obróciła.
- A ty co tutaj robisz? - Yoto wysyczał słowa dziwnie chrapliwym głosem w kierunku latarnika. - Chcesz mi posłużyć za przekąskę?
Yin odruchowo oddelegował jedną latarnię do Soni, druga stworzyła pole ochronne wokół Yina, który równocześnie wzmocnił swoją zręczność. I zaatakował włócznią, nie był to czas na gadanie.
Zmutowany Yoto zaśmiał się chrapliwie. - Świetnie! Na to czekałem - rzucił do Soni. - A ty nie myśl nawet, że uciekniesz! - nie zajął się jednak latarnikiem, tylko z jakichś powodów przyczepił się do Soni, warcząc do niej te słowa. - A to gdzie jest ten twó rudy funfel… wyrwę ci to z gardła… CZY TEGO CHCESZ CZY NIE!!! NYAHAHA! - prunął w kierunku bariery tworzonej przez sześciany Soni, z jakąś diabelską siłą w nią uderzając. Bariera zaczęła pękać, a Soni krzyknęła.
Yin korzystając z okazji pchnął włócznią, nie było z tym problemu, bo przeciwnik nie uniknął jego ataku - grot przeszył mu zmutowaną rękę.
- Yin! Uciekaj stąd i nie zbliżaj się do niego! - Soni wrzeszczała do latarnika. - On…
- Zamknij się! Mów do mnie, gdzie! ten! TWÓJ! RUDZIELEC! - przeciwnik nie robił sobie nic z drzewca tkwiącego w jego drugiej ręce.
Niemniej abominacja w postaci Yoto nie pominęła obecności Yina. W pewnej chwili strzeliła w niego drugą ręką, ale atak obił się o barierę wytworzoną przez shinso mężczyzny.
- NIE! - Soni cofnęła się z barierą. - NIE WIEM GDZIE JEST!
Yin, który uwielbiał bawić się przeciwnikami, zniknął Soni. Chuj temu dziwakowi w zmutowaną dupę. Następnie przyjął postawę defensywną, chcąc unikać i parować ataki, a jego latarnia wykonała skan tego dziwoląga.
W momencie, gdy Soni zniknęła z pola widzenia, mutant przedarł się przez ścianę z shinso, którą tworzyły jej latarnie, po czym napotkały powietrze… i wbiły się w ścianę.
- Tsch… czyli zostałeś teraz ty… przekąsko… - syknął potwór i zmienił swój cel na Yina. Potrącił po drodze przy okazji sześciany Soni, które rozbiły się o ściany. Zezłościł się, gdy zobaczył latający kubik Yina. Z lewego barku… wystrzeliła mięsista macka, która otoczyła magiczną latarnię Yina. - To trzeba od czegoś zacząć… nyahaha… - po czym… jego paszcza rozszerzyła się jak u węża, a magiczny sześcian wepchany został do gęby i zmiażdżony zębami! A potem zjedzony. - Meh… chateau to to nie jest - teatralnie się skrzywił. - Kurwa, dalej jestem głodny… - mruczał do siebie. W stawach w rękach strzeliły odmienionemu Yotowi stawy. Jeśli to były stawy…
- Moja latarnia… - warknął Yeon-in mocno poirytowany. Jednak nie tracił koncentracji. Teraz, gdy uwaga dziwanego mutasa była skierowana na nim, mógł przywrócić Soni do rzeczywistości. Miał nadzieję, że ucieknie oknem. Natomiast on… On przez chwilę będzie się bronił.
Yin dobrze przewidział, że przeciwnik zainteresuje się nim. Soni pojawiła się w pomieszczeniu, zabierając ze sobą jedną z miarę dobrze działającą latarnię i uciekając przez okno. Ogień zaś zaczął się rozprzestrzeniać.
- Ojoj, zepsułem ci zabawkę - potwór przez chwilę zaszczebiotał jak małe dziecko. - Popłaces się? - po czym paskudnie się uśmiechnął.
- Pora na ciebie, rycerzyku - i wycedził nienawistnie w kierunku Yina rzucając się w jego kierunku.
“Trochę chujowo” - pomyślał i także skoczył w kierunku przeciwnika. Tuż przed zderzeniem zniknął, by pojawić się pół sekundy później. Może przez przypadek uratuje mu to życie, a potem energia kinetyczna poniesie go za okno. Gorzej jak mutant przejrzy sztuczkę, ale zdaje się, że nie wie, co stało się z Soni. A jak umrze, cóż. Trudno. Jedno życie za życie Soni i Loli. Dobry wynik.
Przeciwnik walczył żywiołowo, nie namyślał się zbyt długo, ewidentnie był w szale bitewnym, toteż sztuczka Yina zadziałała i mutant przedarł się przez powietrze, a nie przez jego ciało. Wkurzyło to trochę jego przeciwnika, o czym świadczył warkot wściekłości. Niemniej Yin nie przewidział jednej rzeczy - że abominacja wystrzeli kolce ze swoich pleców. Co niektóre z nich rozbiły się o barierę, niemniej tę ściankę dość mocno uszkodziły. Nie było to jeszcze wszystko, bo mutant strzelił drugą porcję, tym razem parę odłamków przedarło się przez osłonę i wbiły się w ciało Yina. Szczęśliwie nie wbiły się głęboko, ale do mięśni pewnie już dotarły.
- Masz! Haha! Dobrze ci tak! - zarechotał triumfalnie wróg. W pomieszczeniu zaczęło się robić gorąco, a dym zajmował coraz więcej przestrzeni. Dodatkowo zaczęto gasić pożar. - A zresztą… walkę dokończymy innym razem. Przekąsko. - prychnął, uciekając z pomieszczenia w kierunku łazienki.
- Spuść się w kiblu, kupko - rzucił na odchodne Yin, skacząc z okna, wzmacniając po drodze siłę. Jak przeżyje, to się jakoś wykaraska. Musi.

Yin znalazł się szybko na dole, krwawiąc. Soni podeszła do niego ostrożnie. Sama była lekko uszkodzona, ale asekurowała się jedną latarnią.
- Yin… dziękuję za pomoc… ale... - mówiła trochę niepewnie. - Ty się dobrze czujesz?
- Nie - odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem. - Sądzę, że mogę się szybko wykrwawić…
I wtedy uświadomił sobie, że jest głupcem. Ocalała latarnia zaczęła go rekonstruować, a przynajmniej tak jej rozkazał.
- Daj… pomogę ci - westchnęła Soni, użyczając swojej latarni i podleczając Yina. Po drodze wyjęła kolce, które cisnął w niego mutant i… szybko je spaliła za pomocą wiązki z własnej latarni.
- Posłuchaj, Yin. Muszę ci coś powiedzieć - stwierdziła po chwili Soni, a w tle służby uwijały się, ewakuując i wynosząc niektóre sprzęty. - Nie miej żalu do niego… a w zasadzie do Yoto, bo nie walczyliśmy z nim w tym momencie.
- Dzięki za leczenie. Ale co to było w takim razie, jak nie Yoto?
- Byłoby wiele do tłumaczenia, to dość… naprawdę popierdolona sytuacja.
- Yin! - mężczyzna usłyszał w oddali Lolę biegnącą do niego. Nie miała swojego loda, ale za to miała przekąskę Yina, nieco podtopioną. - Żyjesz! - Lola się ucieszyła. - Ale Soni jest ranna. Czemu nie pójdziesz do lekarzy? - spytała po chwili.
- Nie ma potrzeby… sama się zreperuję - mruknęła Soni do małej shinsoistki.
Lola spojrzała przepraszająco na latarnika. - Musiałam ci zjeść trochę lodów, zaczęły topnieć… - wskazała wzrokiem na deser. Soni westchnęla.
- Nie walczyliśmy z Yoto, znaczy się… po kolei. Na poprzednim piętrze Yoto był tak jak ja na jednym Teście, a na nim był taki gość… zwał się Novem.
Soni kończyła leczyć Yina swoją latarnią.
- Nie wiem, skąd ten Novem się wziął, ale był strasznie silny i potrafił mutować siebie i swoje ofiary, jeśli je zranił lub weszły z nim w kontakt fizyczny - westchnęła. - Yoto musiał dostać od niego na teście i… wyszło co wyszło. Ale nie to mnie martwi, bo… Novem zginął w tym teście z rąk jednego regularnego, a przynajmniej tak myślałam do teraz. Teraz sądzę, że będzie go ciężko załatwić. Aczkolwiek mój przyjaciel… Zafara, powinien wiedzieć coś więcej na temat Novema, bo Novem bardzo stalkował go przed testem.
- Pytanie odnośnie Yoto. - Yin starał się poukładać w głowie to, co usłyszał. - On jeszcze żyje? Bo jego ciało… Widziałaś zresztą. A ty Lolu - zwrócił się do dziewczynki - nie przejmuj się lodami, teraz i tak straciłem na nie ochotę. Cieszę się, że nic ci nie jest.
- Yoto… sądzę, że nie ma już Yoto, teraz to kolejna abominacja Novema - odpowiedziała Soni. - A nawet jeśli, to lepiej założyć, że Yoto umarł. - westchnęła, po czym zerknęła za siebie.
- Jest sprawa… - podszedł do nich Seweryn. - A raczej pytanie, co się tam stało? Widziałem, że wyskakiwaliście oboje z okna - zwrócił się przy tym do Soni i do Yina.
-Yoto jest martwy - po raz kolejny tego dnia Yin przekazał złe wieści w sposób lakoniczny. Niech Soni dokończy, Yeon-inowi wystarczy rozmów o śmierci na najbliższy rok.
- Dokładnie tak, Yoto zginął - Soni potwierdziła wersję Yina, ale nie rozwinęła tego.
- Ale to nie mogliście go wyciągnąć stamtąd? - Seweryn zadał to pytanie obojętnym tonem.
- Gdyby się dało, to wyciągnęlibyśmy go - prychnęła latarniczka. - Albo strażacy znajdą jego szczątki.
Lola wyglądała na zdziwioną, nie zrozumiała, o co teraz chodzi.
- Ale Yoto się zmienił w potwora, tak powiedziałaś - dziewczynka wyrwała się.
- Jak się zmienił? - Seweryn w tym momencie wyglądał na bardziej zdziwionego, ale po chwili to przestało go obchodzić. - Coś ostatnio mamy pecha z tymi śmierciami. Najpierw Salaam, teraz Yoto. Jak tak dalej pójdzie, to po tygodniu nikt z naszego zespołu się nie ostanie.
Po chwili dodał:
- Idę załatwić sprawę z Gordonem, na waszym miejscu udałbym się do medyków.
Lola przypatrywała się Sewerynowi, jedząc lody Yina.
- Nie teraz. Chociaż przydałoby się, żeby ktoś wyciągnął ze mnie wszystkie odłamki tej abominacji.
- Hmm? Coś nie tak? - Seweryn zadał pytanie Loli, która się gapiła na niego. Nawet w tym momencie nie wyglądał na zbyt przejętego czymkolwiek. Piętro mogło się walić, a on pewnie nawet by się tym nie wzruszył, takie sprawiał w tym (w nie tylko teraz) momencie wrażenie.
- Um, nie, nic takiego - Lola spojrzała z zakłopotaniem to na Seweryna, to na Soni, to na Yina.
Seweryn po chwili odezwał się do Yina lodowatym głosem:
- W takim razie pozostaje medyk, skoro nie jesteście w stanie się w pełni wyleczyć. A teraz wybaczcie, idę załatwiać sprawy - odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku Gordona.
Kiedy Seweryn odszedł od ich grupy, Lola pierwsza zaczęła obgadywanie:
- Dziwny jest. On tak zawsze?
Soni skinęła głową.
- Odkąd go znam, to tak, on zawsze taki zimny.

Yin złapał Soni za rękę i spojrzał jej w oczy.
- Czego ten potwór od ciebie chciał? Potrzebujesz pomocy? - zapytał, gdy Seweryn nie mógł ich już usłyszeć.
- Chciał się dowiedzieć, gdzie jest ten mój przyjaciel. Nie mam pojęcia, co od niego chce, zwłaszcza, że nie jest w stanie go zarazić - mruknęła Soni. - A pomoc… no, nie wiem - Soni wzruszyła ramionami. - zobaczymy, co czas przyniesie, nie wykluczam opcji, że pomoc się może przydać.
- Udajmy się razem do szpitala, możliwe, że też potrzebujesz się sprawdzić co do ewentualnych pozostałości tego… Novema.
Spojrzał na Lolę zaniepokojony nieco jej bezpieczeństwem i zmęczony jej coraz większym zdziecinnieniem.
- Ty idź do naszego pokoju. Poszukaj pracy w międzyczasie. Mam niestety jeszcze dużo do załatwienia tego dnia.
- Em, ale nie mam w czym… ech, w porządku - Lola dokończyła lody. - Nie będę przeszkadzać, pójdę do nas do pokoju. - uśmiechnęła się na końcu i posłusznie ruszyła do Jastrzębiej Górki.
- Ja mogę się sama naprawić, a jeśli nawet… to chodźmy do tego szpitala - Soni zgodziła się na udanie się do szpitala, chociaż wyjaśniła po drodze, że jest androidem i bardziej od medyka przyda się jej dobry inżynier, jeśli już.
- Androidem? No… dobrze. Istotne taktycznie pytanie - możesz umrzeć? - Głupio mu trochę było, ale musiał zapytać, jak to mawiała dawna znajoma, dla dobra drużyny.
- Wybacz, ale tego ci nie powiem - odparła Soni poważniejszym, grzecznym tonem.
- W porządku. Tylko głupio bym się czuł, gdybym oddał za ciebie życie, a ty spokojnie zregenerowałabyś się z jakiegoś backupu. W sumie to bym się już nie czuł, ale rozumiesz. W każdym razie dziękuję za informację. Nie miałem o tym pojęcia. W sensie, o twojej… rasie?
- E, nie zrozumiałam, o co ci teraz chodzi. Wybacz - Soni dorzuciła to słowo niemal jak z automatu.
- Nie szkodzi. W każdym razie i tak dzięki.


- Ostatnio masz pecha co do zdrowia. Najpierw przeziębienie, a teraz to - westchnęła Soni do Yina. - Zastanawiam się, czy inni regularni też tak mają, że albo są na teście, albo się regenerują po nim albo się do niego przygotowują.
- Takie życie. Niestety jako mózg drużyny muszę zapewniać innym bezpieczeństwo. I kończy się to zazwyczaj dla mnie… o tak. Rany, choroby, siniaki.
- Od tego bywają raczej łowcy i shinsoiści. No wiesz, od obrony i dawania łomotu. Ale wiesz, szczerze mówiąc, sądziłam, że jesteś łowcą jak Salaam.
- Zajmuję się typowym wsparciem. Praktycznie wszystkie moje zdolności to typowe wsparcie. Jedyna ofensywna rzecz, na której się znam, to moja włócznia. Zmieniając nieco temat - przygotowujesz się do tutejszego testu?
Soni skinęła głową.
- Tak, ale jestem tutaj dopiero od kilku dni, wiem tyle, że test zaczyna się w jakimś lesie i trzeba dotrzeć do rankera, co nazywa się Pan i że jest on pszczelarzem. I że pszczoły w tym teście są istotne. Resztę trzeba samemu się wywiedzieć. Ale to pewnie znaczy tyle, że prawdziwy test odbędzie się na miejscu, a tak to trzeba jakoś dojść na miejsce.
- Masz tu kogoś do pomocy? Od momentu, w którym zginął Salaam i mój znajomy, poniekąd odpowiedzialny za jego śmierć się oddalił, jestem tylko ja i Lola. Więc nam też przyda się ktoś kompetentny do pomocy.
- Jest Zafara, ale on… na razie ma jakieś sprawy do załatwienia, na razie jest poza zasięgiem w tej sprawie.
Po chwili spytała:
- Nie chcę być natarczywa, ale co się stało z Salaamem?
- Nie wiem, czy ten znajomy życzyłby sobie, żebym zdradzał jego sprawy, więc powiem jedynie, że zostaliśmy uwikłani w jakąś durną rodzinną vendettę. Zostaliśmy napadnięci, ja, Lola i Salaam poważnie ranni, a znajomy, chyba ze wstydu, uciekł zanim zdążyłem go porządnie opierdolić. I już. Głupia śmierć.
- Pewnie tych głupich rodzinnych vendett jest sporo w Wieży. Wiesz, niektórzy tutaj przybywają w celu zemsty. No i… wiesz, nie znam się na tym jakoś szczególnie, na tych familiach w Wieży, ale wiem, że są i też są między nimi jakieś wojny. Ale to nie nasza ranga i nie nasze sprawy - wzruszyła ramionami. - Na pierwszym piętrze chodził ze mną chłopak z takiej rankerskiej rodziny, wiem, bo poznałam po sygnecie, ale on jakoś nie lubił mówić o swojej rodzinie i nie dało się nic z niego wydusić na ten temat, więc przestałam go o to zagadywać.
- Pewnie tak. Ja tu jestem głównie dla wiedzy o światach innych niż mój. Może, jak będzie mnie kto badał, opowiesz mi nieco o swoim?
- Nie wiem, czy to proste będzie, bo widzisz, ty zapewne pochodzisz z mało zaawansowanych technologicznie czasów, ja zaś na odwrót, więc byloby pewnie dużo tłumaczenia.
- Jeżeli nie masz ochoty, nie ma problemu. Jeżeli jednak miałabyś ochotę nieco powspominać dawny dom, ja chętnie usłyszę o wszystkim co masz do powiedzenia. Poza tym, masz ładny głos i miło się ciebie słucha.
- Em, dziękuję - Soni z uśmiechem przyjęła komplement. - Ale wiesz, z doświadczenia wiem, że nie warto rozdrapywać starych ran. Zresztą na wszystko przyjdzie czas, lepiej się poznamy i zgramy, i będzie jakaś dłuższa chwila, to może ci opowiem co o moim świecie - uśmiechnęła się słodko.
- Dobrze. Zdaje się, że zbliżamy się już do miejsca, skąd wyjmą ze mnie resztki twojego znajomego.
- Miejmy nadzieję, że podołają - Soni poklepała pocieszająco po ramieniu Yina. - Może będzie wtedy nadzieja dla innych zarażonych od Novema.
- Niekoniecznie chciałbym zamienić się w to coś.
Pora znów zapłacić za szpital...
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...


Ostatnio edytowane przez Ardel : 31-03-2017 o 09:08.
Ardel jest offline