Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2017, 16:18   #54
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Piękna Agnese weszła do sypialni i podeszła do łoża markiza. Przysiadła na jego krawędzi i pogładziła twarz mężczyzny. Był tak cudownie niewinny, bezbronny. Nachyliła się i ucałowała go delikatnie w usta. To dziwne, ale miała wrażenie, że przez sen oddał jej pocałunek. Chciała go, mógłby być jej ghulem… albo nawet. Uśmiechnęła się. Opowie im wszystko i da podjąć decyzję. Tymczasem jednak miała całą noc wolną, a właściwie, trudno określić, że wolną, ponieważ oczywiście ktoś znowu chciał z nią rozmawiać. Borso lekko zapukał, ale tylko uchylił drzwi.

- Signora, kardynał de Medici - powiedział cicho absolutnie nie wchodząc oraz nie patrząc do środka. Agnese spoglądająca na drzwi dostrzegała tylko fragmencik jego sylwetki oraz temblak, na którym dalej spoczywała jego ręka.

Wampirzyca nachyliła się i jeszcze raz ucałowała markiza nim wstała. Powoli wyszła z sypialni zerkając jeszcze na Sophie. Odezwała się dopiero gdy zamknęły się za nią drzwi.
- Prowadź. - delikatnie dotknęła zdrowego ramienia Borso. - Jak się czujesz?
- Kowalski bardzo mi pomógł - przyznał ghul. - Ale powiedział, że niektóre rzeczy lepiej zostawić naturze oraz krwi. Jakby trzeba było, potrafię już poruszać ręką osobno, bez temblaka. Tyle, że Kowalski mi powiedział, żebym jej jeszcze nie przeciążał. Długo pracował nad markizem i nawet nad panią, signora. Byliśmy niepewni po tym wszystkim, co się dzieje, ale uspokoił nas. Stwierdził, że wszystko wedle prawidła. Jest mądry, jak się przekonałem oraz chyba starszy od każdego spośród nas. Kiedy leczył mnie ot tak rozmawialiśmy na temat bitew. Wspomniał coś na temat swojej obecności w bitwie pod Legnicą, gdziekolwiek to jest. Kiedy położył się jednak z ciekawością sprawdziłem myśląc, że Legnica to gdzieś w jego ojczyźnie. Miałem rację, ta bitwa okazała się całkiem znana oraz spisana w ogólnych traktatach historycznych. Brały bowiem w niej udział zakony rycerskie. Tyle, że to było 260 lat temu z jakimś okładem … chyba jednak - najpierw wpadł na myśl - że to może jakaś inna bitwa pod tą miejscowością. Chociaż wspominał coś tam o jakichś Mongołach …


Kardynał Giuliano de Medici czekał na signorę w bibliotece. Kiedy wampirzyca weszła wstał na powitanie podając swą dłoń do ucałowania, sam zaś złożył pocałunek na czole Florentynki. Faktycznie trzeba rzec, że purpurat ten słynął z eleganckiej grzeczności. Starał się nikomu nie nadepnąć na odcisk. Posiadał pewne wpływy, ale raczej nie wykorzystywał ich zbyt nachalnie. Ogólnie wśród kardynalskiego kolegium miał przeciwników, jednak nie miał wrogów.
- Witaj córko - uśmiechnął się do niej. Ewidentnie miał doskonały humor - dziękuję ci, że zechciałaś się ze mną spotkać tak szybko. Ja też ci chciałem podziękować. Książę Romanii zaczął się przygotowywać do wyjazdu, więc ja także chciałem odwdzięczyć się tym drobiazgiem - podał jej gotowy dokument z odpowiednimi podpisami oraz pieczęciami. Było to mianowanie opata ustalonego klasztoru, wszakże bez wpisanego nazwiska. - Ty sama dopiszesz, kogo chcesz - wyjaśnił. Ale przyznam, że jestem bardzo ciekawy waszej rozmowy - dodał zaintrygowany, bowiem chyba to było normalne, że chciał się dowiedzieć, jak przebiegały negocjacje pomiędzy nią a księciem Romanii.

Agnese wskazała fotel, na którym zasiadał kardynał, po czym sama usiadła na drugim. Przekazany dokument ułożyła na stoliku obok siebie.
- Cóż… mogę rzecz, że poglądy eminencji i księcia zbiegają się momentami. To bardzo ułatwiło mi rozmowę. - Wspomnienie Cesare, tak przekonanego o tym, że jest agentem Francji, ponownie ją rozbawiło. - Jutro zapewne udał się zobaczyć, jak jego zdrowie.

Kardynał jednak był bystry. doskładnie słuchał wypowiedzi swoich rozmówców.
- Jeśli zbiegały się momentami, znaczy że momentami nie. Signora, proszę potraktować mnie jako pani przyjaciela oraz uczciwego człowieka. Co właściwie się stało oraz czy książę postawił jakieś warunki, lub cokolwiek? Trudno przypuścić, żeby był niezwykle spolegliwą osobą, choć oczywiście doceniam wpływy twoje oraz twojego suwerena.
- Zagrałam kartą którą dałeś mi do ręki kardynale, tym, że książę będzie mógł zachować swoje stanowisko. - Agnese uśmiechnęła się. - Miał do mnie prośbę, ale nie składałam żadnych obietnic.
- Rozumiem signora. Szczerze mówiąc i tak zatrzymałby swoje stanowisko, chociaż faktycznie, kolegium kardynalskie mogłoby mu narobić kłopotów. Zaś my, rozumie pani, nie mamy ochoty obradować pod jego mieczem. Rozumiem, że prośba jest osobista, bowiem jeśli nie, być może mógłbym rozważyć jej wsparcie ku naszemu wspólnemu pożytkowi - zaproponował uprzejmie Medyceusz.
- Kardynale… - Wampirzyca uważnie przyglądała się mężczyźnie. Czy ktoś tak inteligentny, naprawdę mógł myśleć, że jest agentką Króla Francji? Obróciła wzrok. - Kto byłby najkorzystniejszym wyborem dla księcia?
- Któryś z kardynałów hiszpańskich, ale oni nie mają szans. Jest ich tylko 11. Natomiast nas Włochów 22. Oczywiście kilkoro także innych nacji. Najprawdopodobniej więc chciałby dobrze usposobionego doń Włocha, takiego Rario lub Piccolominieego, aczkolwiek jeśli tak, to się przejedzie - kardynał skrzywił ironicznie usta.
- Rozumiem, że nie są to faworyci, waszej Eminencji? - Agnese spojrzała na kardynała z uśmiechem.
- Och, niezupełnie. Oczywiście nie dopuściłbym Rario, ale Piccolomini, haha, proszę bardzo, jeszcze nawet bardziej - roześmiał się Medici.
- Jak ma rozumieć wasze słowa? - Wampirzyca zaczęła przesuwać palcem dokument leżący na stoliku, jednak cały czas przyglądała się kardynałowi.
- To już moja droga, tajemnica. Zauważ, że ty także nie powiedziałaś mi wszystkiego. Pełen szacunku do ciebie, nie domagałem się tego, choć pewnie się domyślasz, jak bardzo chciałbym usłyszeć na temat przebiegu negocjacji. Niemniej, jeśli Cesare chciałby Piccolominiego, to frakcja, którą reprezentuje, może go poprzeć. Jeśli książę zagwarantowałby mu głosy kardynałów hiszpańskich, wygrałby. Oczywiście musielibyśmy przeprowadzić jeszcze pewne negocjacje, ale to nie byłby problem.
- Uczono mnie by korzystać z mądrości osób, starszych ode mnie. - Wamiprzyca uśmiechnęła się. - Mogę zdradzić waszej Eminencji, każdy najmniejszy szczegół moich pertraktacji, ale w zamian będę prosiła o pomoc. Ba… myślę, nawet, że mogłabym pomóc przy negocjacjach w prawie głosów kardynałów hiszpańskich.
- Wobec tego słucham, signora - powiedział poważnie. - Proszę wierzyć, że naprawdę doceniam pani intencje oraz możliwości negocjacyjne.
- Może najpierw zdradzę jakiej pomocy będę potrzebować. Może będzie to sprawa, w którą nie chce się Wasza Eminencja angażować. - Agnese zostawiła kartkę i skupiła wzrok na kardynale. - Jest ród, który bardzo zaszedł mi za skórę i niszczy moje interesy. Jego przedstawiciel zajmuje tutaj dosyć ważne stanowisko dla mego miasta, uważam jednak ze to niewłaściwa osoba. Czy mam mówić dalej?
- Tak, ale wie pani, że mój ród wygnano z Florencji. nie mamy tam wpływów jeszcze. Jednak mógłbym sprawić, ze tutaj, na rzymskim podwórku przyjmowanoby go bardzo źle. Nie lubię, kiedy ktoś kiepsko traktuje moich przyjaciół.
- Myślę, że jestem w stanie zatroszczyć się o moje Florenckie podwórko. Ale bardzo zależy mi na tym by Pazzi nie mógł zagrzać miejsca w stolicy papieskiej.
- To można sprawić. Po prostu kardynałowie, nie wszyscy, ale wielu, przestaną się z nim spotykać. Straci więc wpływ. Ktoś doniesie gonfaloniere, który go oczywiście odwoła.

Wpływowa wampirzyca oparła się wygodnie w fotelu.
- Gillo. - Do pomieszczenia wsunęła się ghulica. Agnese uśmiechnęła się do niej. - Przynieś prosze jakieś dobre wino dla Eminencji i coś rozcieńczonego dla mnie.
Gdy Gilla wyszła spojrzała na kardynała.
- Książe Romani uważa, że jestem agnetem króla Francji, z resztą podobnie chyba jak cały Rzym. Wysłuchał mnie pod warunkiem, że szepnę dobre słowo o jego stanie “mojemu” - Agnese wymówiła to słowo z lekkim rozbawieniem - królowi. Dopiero zgadzając się na ten warunek pozwolił mi przejść do pertraktacji. Bardzo zależało mu na wyjeździe 3-ego, prawdopodobnie ma to związek z jakimiś zabiegami lekarskimi. - Agnese zamilkła gdy Gilla wniosła dwa kielichy. W jednym była już krew dla wampirzycy, do drugiego nalała wina z przyniesionej karafki. Gilla mogła spokojnie słuchać tego wszystkiego, Agnese nie miała przed nią tajemnic, jednak kardynał nie musiał o tym wiedzieć. gdy wyszła wampirzyca upiła łyk i kontynuowała. - Postawiłam warunek, że jedyną możliwością by zachował swój urząd jest przyspieszenie jego wyjazdu na 2-ego września. Miałam nadzieję, że wyjedzie skoro świt, ale nie jest to możliwe w związku z tym zabiegiem. Na szczęście i tak zgodził się przyspieszyć swój wyjazd. - Przez chwilę bawiąc się kielichem, zastanawiała się czy powinna zdradzać predyspozycje Cesare co do wyboru papieża. Powoli sączyła krew z kielicha.
- Prosił mnie o poparcie dla swego kandydata. - Agnese skupiła wzrok na kardynale. - Rzeczywiście wspominał nazwisko Piccolominiego. Tak jak przewidział Wasza Eminencja. Wierzę, że byłabym w stanie przy jutrzejszym spotkaniu ugrać jakieś poparcie z jego strony.
- Możesz to uczynić signora. Możesz poprzeć kardynała. Francesco Todeschini - Piccolomini, widzisz signora, on właściwie umiera. Bardzo niewiele osób zna sytuację. Cesare sam jest chory, więc stracił szereg informacji. Chętnie więc wybierzemy go, nawet bardzo. Sama wiesz, signora, co to oznacza. Jednak skoro ty już pani wiesz, ale inni nie wiedzą, można spróbować wygrać sytuację. Cesare zażądał dowództwa armii. Przy okazji, może nie wiesz, ale wczoraj wieczór wysłał pismo do kardynała Riario, że żąda jeszcze wycofania wojsk Wenecji z Romanii, bowiem tam weszły. To się udało załatwić. Przedstawiciel wenecki obiecał wycofać się na czas wyboru papieża. Teraz więc pytanie, czego moglibyśmy oczekiwać od Cesara za poparcie jego kandydata. Wojska nie da, to oczywiste. Może Imolę, albo inne miasto - zamyślił się kardynał. - To byłoby ciekawie. Zaś signora, jesteśmy tutaj, więc jeśli cokolwiek myślą na twój temat, to oznacza, że tak jest. Mamy epokę udawania, staje się ono ważniejsze od rzeczywistości. Nie wiem, czy jesteś agentką Ludwika XII, czy też nie, ale po mojemu, jest spora szansa, że tak właśnie jest. Byłaś nie tylko wprowadzona przez armie podległe francuskim dowódcą, ale Florencja jest pod opieką króla. Sama przyznaj, że to istotne kwestie.

Agnese wzruszyła ramionami.
- Ja tylko staram się grać z Eminencją w otwarte karty, bo nie widzę sensu by czynić inaczej. Jeśli zależy Waszej Eminencji by wierzyć inaczej, nie jestem od tego by Was do czegokolwiek zmuszać. - Wampirzyca dopiła krew z kielicha. - Ja jestem gotowa zagrać swoje karty na Piccolominiego. Pytanie tylko czy naprawdę, zależy Wam na Imoli?
- Och nie, właściwie wcale. Raczej zależy na tym, żeby Cesare zapłacił, ile tylko może. Pieniędzmi? Proszę bardzo, ale musi być przekonany, że nie otrzyma to drogo. Inaczej będzie coś podejrzewał. Na tym polega negocjacja. Natomiast jeśli nie jesteś, signora wysłanniczką Ludwika, radzę, udawaj że jest inaczej. Kiedy będziesz z nim rozmawiać, moja rada, niechaj on ci składa propozycję. Ostatecznie papiestwo to ładny kąsem oraz potwornie drogi.
- Ah Eminencjo, to zabrzmiało jakbyś chciał uczyć kupca handlować. - Agnese uśmiechnęła się szczerze. - Mam wiele do ugrania tutaj... bardzo wiele. Jednak nie śmiałabym przy takiej pomocy, nie zapytać na czym zależy Waszej Eminencji.
- Ależ proste. Nie chcę, żeby dalej byli Borgiowie. Cesare wprawdzie bez Aleksandra VI jest słabszy, jednak Italia bez Borgiów będzie normalniejsza, choć pewnie nie spokojniejsza. Jeśli znasz mnie pani oraz słyszałaś o mnie, to wiesz, że nie pcham się tam, gdzie wody są niespokojne. Więc cóż, jeśli Piccolomini będzie wybrany, to nie na długo. Czyli uważam, że ten okres osłabi Borgię, nawet jeśli utrzyma pozycję. Czy zdajesz sobie, signora, co oznacza, iż wyjeżdża, iż ugiął się? Wszak to człowiek, który się nigdy nie ugina. Teraz ludzie wiedzą, że można z nim wygrać. On jest chory, może sobie z tego sprawy nie zdaje. Może nie potrafi jeszcze przeanalizować wszystkiego. Osłabiamy go, wierz mi. Nawet po wycofaniu się oddziałów weneckich z Romanii, on ją straci.
- Postaram się dopilnować by wyjechał. - Agnese zamyśliła się. Co potem… Odwróciła wzrok od kardynała. - Będę wdzięczna za pomoc w mojej sprawie.
- Obiecuję, że zrobię swoje. Wprawdzie odwołanie Pazziego to tygodnie, bowiem najpierw musi to pójść do Florencji, potem wrócić. Ale możesz mi wierzyć, że poczuje to. Cóż, chyba opuszczę cię signora. Mam wiele rozmów do odbycia - podniósł się wyciągając dłoń.

Agnese podniosła się i ucałowała pierścień. Spojrzała z dołu na kardynała… oboje byli z Medicich, tak prawdziwie z Medicich. Wyprostowała się powoli
- Niech Eminencja dba o siebie. Rzym potrzebuje takich ludzi.
- Rzym potrzebuje takich współpracowników, jak ty, signora. Możesz mi wierzyć, że nie zapomnę o tobie. Oraz przyszły Ojciec Święty także - uśmiechnął się całując ją w czoło.



Kardynał wyszedł, zaś Gilla oczywiście stawiła się przy swojej pani.
- Jakieś rozkazy, signora? Jeśli mogłabym coś zasugerować, to może po prostu dzisiaj odpocząć? Zawsze warto od czasu do czasu zrobić przerwę.
- Jak to mawiają moja droga… odpoczniemy po śmierci. - Agnese ucałowała Gillę w policzek. - Sporządzę pismo do księcia, niech Borso wybierze kogoś, kto je zawiezie, sam ma odpocząć. Jutro udam się tam z wizytą.

Spokojnym krokiem wampirzyca ruszyła w stronę swego gabinetu. Ghulica oczywiście za nią.
- Hm - nagle stwierdziła - moglibyśmy udać się do tej karczmy, wiesz signora, której. Tam się zawsze coś dzieje.


Agnese weszła do gabinetu i zajęła miejsce za biurkiem. Z uśmiechem zerknęła na ghulicę.
- Nienawidzę takich miejsc. - Tak Gilli mogła to powiedzieć szczerze. - Nigdy nie akceptowałam takiego sposobu upodlania ludzi. Wiem, że jestem wampirem, “żywię się wami”. - skrzywiła się wypowiadając te słowa. - Ale… nie w ten sposób.

Gilla chyba się nieco zawstydziła. Była twardą osobą oraz nie przejmowała się nikim niemal, poza signorą. Co nie znaczy, że była jakimś draniem. Po prostu dobro Agnese stawiała ponad wszystko.

Wampirzyca wydobyła papier i zamoczyła pióro. Powoli zaczęła kreślić list swoim charakterystycznym zamaszystym pismem. Gdy skończyła zasypała arkusz piaskiem i zaczęła nadtapiać lak nad świecą. Uważnie przyglądała się płomykowi. Czuła jak bestia w niej zaczyna się wiercić, więc zsypała piasek i zabezpieczyła list, odciskając na nim swą pieczęć.

Na chwilę odłożyła papier na biurko i spojrzała na Gillę.
- Co ja mam począć z tą dwójką, moja droga? - Uśmiechnęła się smutno do swojej ghulicy. - Te dzieci mnie zauroczyły. Nie wyobrażam sobie powrócić do Florencji i zostawić ich ot tak.
- Możesz pani … no po prostu wprowadzić go powoli w nasze istnienie. Jej nie wiem, może także, ja też ich bardzo lubię. Są naprawdę sobą, są przyzwoici, pomimo wysokiej pozycji społecznej.
- Gdyby tylko miała kogoś na oku. - Agnese zaczęła bawić się listem. - Zdobyłabym jej dowolnego mężczyznę w tym mieście. - Po chwili uśmiechnęła się do Gilli. - Może ty masz na kogoś ochotę?
- Tak pani, na panią, nooooooo … może jeszcze na markiza, gdyby … gdyby chciał oraz zrozumiał, jak bardzo panią kocham.
- Zrozumie… kiedyś zrozumie. - Wampirzyca mrugnęła do kobiety, podała jej list. - Przekaż to proszę Borso, niech kogoś wyśle, ale podkreślam “kogoś”. Ja pewnie pokręcę się trochę i odwiedzę jeszcze markiza.
- Tak się stanie, signora - Gilla ruszyła za drzwi pozostawiając Agnese samą ze swoimi myślami. Wampirzyca podniosła się i ruszyła na spacer. Było jedno miejsce w tym pałacu, które planowała odwiedzić od samego początku pobytu. Oczywiście, co do Sophi, mogłaby załatwić jej wspaniałe małżeństwo oraz miłość, ale starczyłoby jej na tyle, na ile byłoby mocy. Czy więc warto było ryzykować. A może jeszcze sprawdzić tego jej półoficjalnego narzeczonego Orsiniego? Wampirzyca westchnęła ciężko, schodząc po schodach. Skierowała swoje kroki w kierunku kaplicy. Najchętniej wymordowałaby teraz wszystkich Orsinich, po tym co stało się markizowi.

Była zmęczona, minęło wiele lat od kiedy pozwoliła sobie na taką aktywność. Czuła niemal jak vitae w jej żyłach pulsuje. Spokojnym krokiem przemierzała krużganki, zerkając na zieleń spowijającą dziedziniec. Ciekawe jak wyglądałoby to w świetle dnia… nagle wspomnienie dzisiejszego bólu przywróciło jej rozsądek. Tak, w nocy jest tu także bardzo pięknie. Powoli dotarła do kaplicy i delikatnie oparła dłoń o wielkie wrota, chcąc sprawdzić czy jest otwarta. Była, drzwi ruszyły lekko do przodu otwierając się na kościół św. Marka, takie bowiem miał wezwanie.




Przed oczyma wampirzycy pokazała się rozległa sala. Agnese uśmiechnęła się. Nazywanie tego kaplicą, rzeczywiście mogło być nie na miejscu. Spektakularna bazylika sklepiona płaskim kasetonowym stropem, którego nisze zdobiły między innymi herby papieskie, mogło niejednemu zaprzeć dech w piersi. Agnese na szczęście nie oddychała. Pewnym krokiem ruszyła środkiem głównej nawy. Piękne marmurowe kolumny zwieńczone jońskimi kapitelami wspierały idealne półokrągłe łuki. Wampirzyca wsłuchiwała się w swoje kroki, które niosły się echem po pustej przestrzeni, aż dotarła pod ołtarz. Na półkopule wieńczącej zamknięte półkoliście prezbiterium, malarz umieścił przedstawienie Chrystusa Pantokratora. Agnese wpatrywała się w jego oczy, by po chwili przymknąc swoje i delektować się nastrojem tego miejsca. W trakcie swego istnienia miała już dwa śluby… Otworzyła oczy i rozejrzała się po bazylice.

Czy naprawdę chciała brać kolejny?
- Chcę go mieć… - Jej głos poniósł się echem, odbijając się od marmurowych posadzek. Troszkę ją to zaskoczyło. Na tyle, że przysiadła na klęczniku, przeznaczonym dla gospodarzy, znajdującym się idealnie na wprost ołtarza. Nie mogła mu tego zrobić. Nigdy nie będzie miał z nią potomstwa, ślub… ślub nigdy nie był problemem ale na ile. Czy wytrzyma z nią rok, dwa? Może kilkanaścia lat i co wtedy. On zacznie się starzeć… chyba że go przemieni.

Powoli podniosła się i ruszyła w kierunku pokoi markiza. Co by się nie działo, da mu podjąć tą decyzję, tak jak i jej na to pozwolono. Tej nocy planowała czuwać przy jego łożu. Szybko dotarła do pokoi markiza. Cichutko wsunęła się do jego sypialni. By nie obudzić ani mężczyzny, ani jego siostry. Przysiadła na łóżku Alessandro i delikatnie chwyciła jego dłoń. zamarła, tak jak tylko wampiry potrafią zamrzeć, oddając się całkowicie swoim myślom. Na rozmowach, rozmyślaniach, odwiedzinach upłynęło mniej więcej pół nocy. Najdłużej siedziała przy Alessandro, wpatrują się w jego szczupłą twarz. Wydawało jej się, albo może nie wydawało, że kiedy dotykała jego dłoni, pomimo uśpienia specyfikami, twarz markiza drży, szczególnie powieki, zaś usta układają się w uśmiech. Kto wie nawet, czy Agnese nie spędziłaby całej nocy przy osobach, które stały się dla niej ostatnio wyjątkowymi, gdyby nie gwałtowny kobiecy krzyk, który doszedł ją z pałacowego parteru. Krzyk, który wyleciał najprawdopodobniej przez okno i był tutaj słyszany. Krzyk bólu, albo radości, trudno było rzec, ale bardzo głośny. Może przestrachu … trudno się było domyślić, a później kolejny, ale kogoś innego, jakiejś kolejnej kobiety mającej inna tonację głosu. Wspaniały słuch wampirzycy doskonale rozróżniał je, nawet jeśli były stłumione przez okienne szyby.
 
Aiko jest offline