Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-03-2017, 12:04   #51
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- No to zaczynamy. - Agnese upiła pierwszy łyk specyfiku od księżnej i poczuła, że świat zawirował wokoło niej. Nagle strzał wręcz trafił ją w ciało, nawet nie wiadomo gdzie. Źródło bólu było wszędzie. Agnese poczuła się wewnątrz huraganu, który uderzał ją zewsząd. Kiedyś czuła coś podobnego… przy przemianie. Gdy jej pozbawione krwi ciało paliło. Gdy czuła jak każda komórka jej ciała umiera wołając o vitae. Rzeczywiście to było to, to było wtedy, gdy mózg szaleje pełen rozpaczy, wręcz nie mogąc wytrzymać. - Aaach - krzyknęła łapiąc się za głowę. Te krwinki przyzwyczajające się ponownie do światła dnia ponownie stawały się choć trochę ludzkie. Bolało signorę, choć walczyła tak bardzo próbując się opanować. Słyszała, że Gilla coś mówi, jak łapie ją, kiedy Agnese straciła czucie nóg osuwając się na podłogę, jak coś krzyczy do niej głośno. Czuła, że Gilla stara się ją podźwignąć.

Z ust Agnese wyrwał się potworny krzyk. Bolało ją wszystko, nawet paznokcie i włosy. Jej świadomość była skupiona tylko na czuciu tych przeszywających jej ciało ostrzy. Nawet nie wiedziała ile trwało nim przebił się do niej głos Gilli. Nie wiedziała co mówi… ale była pewna że walka z wilkołakami w tym stanie… och tak to będzie ciekawe doświadczenie. Dała się podnieść.
- Prowadź do konia. - wycharczała te słowa, zaciągając na głowę wielki kaptur. Ale Gilla raczej ją zaniosła, niźli poprowadziła, bowiem ból choć lżał, tak bardzo powoli, że kompletnie nie dało się podejść do niego normalnie, pokonując siłą woli.
- Tak pani, tak - Gilla miała rozpacz wewnątrz głosu. Co się dzieje, zastanawiała się pewnie.


Wokoło Agnese przesuwały się jakieś postacie. Wampirzyca nawet nie rozpoznawała, kto to. Jej zmysły były przytępione, prawie ludzkie, słabsze …
- Signora, wezmę cię na swojego konia i będę przytrzymywać - powiedziała głośno Gilla dostrzegając, że jej pani zwyczajnie nie utrzyma się na koniu.
- Przywiążę się. - Wampirzyca powoli odzyskiwała jakieś resztki świadomości. - Im szybciej to załatwimy tym lepiej dla mnie.
- Tak pani
- ale oprócz przywiązania jej, Gilla trzymała się obok jej prawego boku, zaś Borso lewego. Trzymali ją, choć rzeczywiście z każda chwilą powoli następowało coraz większe przyzwyczajenie. Ból powoli ustępował, ale wraz z ustępującym bólem oraz odzyskiwaną świadomością nagle Agnese spostrzegła, że jej wampirze moce, dyscypliny, które stanowiły jej potęgę, nagle uleciały. Nie czuła ich, nie potrafiła użyć, nie wiedziała jak. To było uderzenie w sam środek jej planów, bo przecież musiała ratować markiza i musiała znaleźć sposób na zwycięstwo.

Wymęczona Agnese nasunęła głębiej kaptur i poprawiła szal na ustach. Skupiła wzrok na końskiej grzywie pozwalając by jej wierzchowiec szedł za pozostałymi. Miała dwie godziny by coś wymyślić… dwie godziny, które mogły się okazać bardzo krótkie. Ano tak. Bowiem sama jazda była nadzwyczaj nieprzyjemna, pomimo, że osłaniały jeźdźców budynki. Wiało mocno, niebo było ciemne, przykryte chmurami, zaś powoli zaczynały się sączyć z góry także krople deszczu. Okropna paskuda, choć znacznie lepiej to, niżby miało świecić zabójcze słońce. Jechali samotni, właściwie tą porą prawie nikt nie chodził. Jakieś straże puszczały mimochodem grupę kawalerzystów. Zaś bramy … bram nie było w tym Rzymie, albo raczej ich resztki, czasem pilnowane przez wojskowych, niekiedy bandytów. Jednak ani jedni, ani drudzy nie zaatakowali uzbrojonego orszaku.
- Niezła sytuacja, signora, nie powinni się nas spodziewać - zauważył Borso, który był optymistą. Właściwie wampirzyca podzielała jego opinię. Też się cieszyła, bowiem właściwie już przestało ją boleć, tylko deszcz oraz wiatr sprawiał, że było jej coraz bardziej zimno. Jednak powstrzymywała się od jakichkolwiek narzekań. Dała znak Borso by się zbliżył, a gdy mężczyzna nachylił się do niej, odezwała się cicho.
- Nie mam swych darów. Myśl. - Ich oczy spotkały się. Wampirzyca ufała Borso jako wojownikowi. Wiedział też, kto czeka na nich w twierdzy.
Borso uśmiechnął się.
- Jesteś pani królową, daj podziałać swoim marszałkom i wojownikom. Mam dwa pomysły do rozważenia. Pierwszy to wykorzystamy ów jarmark.


Niewątpliwie w takich warunkach część osady będzie bezużyteczna, pijana lub cokolwiek. Plusem jest także to, że jeśli taki jest twój stan, wilkołaczki wcale nie muszą cię wyczuć. Nawet jeśli wyczują, nie będą wiedzieli, co to takiego czują. Jeśli będą otwarte bramy na jarmarku, to po prostu wejdziemy oraz spróbujemy podziałać. Możemy nawet wykupić cały alkohol oraz ofiarować osadzie żołnierskiej. Jeśli bramy będą zamknięte, ruszymy wieczorem przez tą wygódkę. Znam cię pani zbyt długo, bym wiedział, że nie odpuścisz, ale wtedy pozwól pierwszemu wejść komu innemu. Najgorzej byłoby, gdybyśmy je spotkali, ale każdy z nas ma coś srebrnego. Nie boimy się. Dodatkowo ciekawą propozycję miał Alessio, mianowicie stworzenie idealnej kopii iluzyjnej. Wiele więcej nie umie zrobić w takim stanie, ale choćby to jest ważne. Możemy wyeliminować kogoś oraz zastąpić kopią. Jednak przed całą walką Wilenna sprawdzi poprzez ptaki, jak wygląda sytuacja na zamku. Musimy tylko działać szybko, bowiem spodziewam się wygranej, ale obawiam się, czy tamci dostrzegając przegraną, nie skaczą do lochów do markiza Colonna. Dlatego musimy być szybcy.
- Najchętniej wzięłabym ich z dwóch stron. Zrobiła mała grupę odbijającą markiza i drugą, która ruszy w tym samym celu ale z drugiej strony. - Agnese zerknęła na mężczyznę, ale szybko powróciła wzrokiem do końskiej grzywy.. nadal była osłabiona. - Ale jest nas mało…
- Dokładnie
- zgodził się Borso - nie ma co się łudzić, signora - mówił głośniej przekrzykując narastający wiatr oraz szum deszczu. - Musimy zaatakować po prostu z zaskoczenia. Podział dopuszczam tylko ewentualnie taki, że ktoś mógłby wejść oraz otworzyć bramę, albo lepiej niewielką bramkę w dużej bramie, jeśli taka jest. Damy radę, nie obawiaj się pani. Wiesz, oni w taka pogodę mają wcale nie lepiej niż my. Żaden żołnierz nie ma ochoty wyłazić, kiedy leje. Tym bardziej, że nic nie wiedzą na temat ataku.
- “Zawsze zakładaj że wróg wie, że czuwa i ma broń przygotowana specjalnie na ciebie. Nie bez powodu straciliśmy Kartaginę
…” - Agnese cicho powtórzyła sentencje, która katował ją jej sire i którą jej ghule znały aż nazbyt dobrze. - Zobaczymy co zastaniemy na miejscu… gdyby nie to mogłabym wyważyć ta bramę sama. - W jej głosie dało się wyczuć złość wynikającą z bezradności. Poprawiła kaptur i skupiła się na trasie.
- Mogliśmy wziąć gangrela – mruknęła Gilla poniewczasie.
- Pewnie rozwaliłby bramę oraz zjadł ją – odparł Borso.
- Ale czy potrafiłby się dostosować do planu, jakby był jakiś plan? - mruknęła Gilla. Tego nikt nie mógł być pewny.
Agnese obejrzała się na swoje ghule.
- I byłby równie bezużyteczny jak ja. - W jej głosie pojawiła się bolesna gorycz i bezradna złość.
Zgadza się, to było oczywiste, ale o tym ghule przypomniały sobie poniewczasie.


31 sierpnia 1503, świt


Jakieś mniej więcej dwie godziny potrzeba było na dojazd do rogatek prastarych Murów Hadriana. Wtedy wyjechali na zewnątrz, które początkowo niczym się nie różniło od samego miasta. Tak właśnie wyglądał Rzym, miejscami miejsko,miejscami wiejsko, miejscami niczym dzikie tereny. Przejechali obok jakichś chałup, pasących się krów, przede wszystkim zaś na horyzoncie zaczynał się świt. Dla signory Contarini był to ranek, który spotkała poprzednio wiele lat temu. Bardzo wiele. Jednak niebo miejscami było ciemne, jak nocą.


Słońca nie było widać, padał deszcz. Było im zimno oraz nieprzyjemnie. Prawdopodobnie była szansa, żeby aż tak lać przestało, bowiem największe kłęby niskich chmur przewalały się nad Rzymem. Niemniej jednak siąpiło ciągle paskudnie, zaś krople raz po raz dostawały się za kołnierz. Nikt normalny, kto naprawdę nie musiał nie wychodził na dwóch. Rankiem jacyś chłopi obserwowali spod strzech swoich biednych domostw pędzących konno jeźdźców.

Powoli teren piął się pod górę, musieli zwolnić, bowiem koniom ciężko było się utrzymać na podmokłych ścieżkach. Szczęśliwie przestało na chwilę padać. Było już bardzo późne rano, kiedy dotarli na wzgórze, skąd zjeżdżało się do doliny, gdzie leżała wioska. Ludzie korzystając z przerwy w deszczu tłumnie wyszli przed chaty przygotowując się do jarmarku. Chociaż chmury kryły właściwie niemal całe niebo, pewnie mieli nadzieję, że deszcz akurat ich wioskę ominie.


Mieszkańców wsi było całkiem sporo, wydawała się ona także bogata. Ludzie pewnie wozili produkty do pobliskiego Rzymu sprzedając pielgrzymom oraz mieszkańcom. Natomiast za wsią prosta droga właśnie prowadząca przez wieś, dochodziła dalej do starego zamku, który najlepsze lata miał za sobą. Był to zamek położony na wzgórzu, nieopodal niego znajdowała się duży gaj. Oprócz zaś tego pojedyncze krzaki, jakieś pnie. Widać było, że nikt się nie zajmuje oczyszczaniem przedpola. Trudno było stąd powiedzieć, czy ma otwartą bramę ze względu na jarmark. Agnese była wkurzona, nie dość, że czuła się źle to nie miała swoich wyostrzonych zmysłów, które błyskawicznie zdradziłyby jej co się dzieje. Wampirzyca zeszła z konia i przykucnęła na ziemi obserwując wioskę. Oczy bolały ją potwornie, odzwyczajone od światła dnia, niewielkie fragmenty odsłoniętej skóry piekły jakby ktoś smagał ją żywym ogniem. Jednak… pierwszy raz od wielu lat widziała świat skąpany w świetle słońca i musiała przyznać, że był… piękny. Nawet mimo deszczu i chmur, zaś słońce samo w sobie kryło się za nimi, to wszystko było dla niej magiczne. Tylko Borso mógł sobie jako tako wyobrazić uczucia swej pani, gdyż był z nią niemal od początku jej wampirzego żywota… może Gilla, która i tak była z nią długo. Nabrała do nozdrzy zapachu wilgotnej trawy. Jej zmysły zachowywały się dziwnie i przestawała im ufać.
- Jakie rozkazy, signora? - spytała Gilla. - Wjeżdżamy, zostawiamy konie wchodząc pieszo, wysyłamy jednego lub dwóch z nas do wioski na zwiad piechotą, reszta zaś czeka?
Póki co nikt ich nie dostrzegał stojących na pobliskim, pokrytym buczynowym gajem pagórku.
- Jeśli Willena jest w stanie niech pośle ptasi zwiad nad zamek. - Obejrzała się na swoich towarzyszy. Cieszyła się, że do starcia dojdzie ewentualnie w zamku, który nie był najwygodniejszym polem do walki dla wilkołaków. - Jeśli w wiosce jest karczma, spróbujemy przy niej zostawić konie, by nie przykuwały uwagi, ale były blisko.
- Tak, signora
- Wilenna ruszyła na bok, by skupić się oraz porozmawiać z ptakami. Właściwie fartem było, że akurat deszcz przeszedł, bowiem ptaki nie są głupie, kiedy pada nie pchają się na dwór wcale. Obecnie jednak jakieś tam wróble świergotały na niebie. Choć nie było ich zbyt wiele, to jednak zawsze coś i można było liczyć, że po kilku chwilach coś będą wiedzieć.
Tymczasem Borso zsiadł z konia oddając wodze Gilli. Podszedł trochę.
- Tak signora - powiedział obserwując moment. - Jest karczma, nawet całkiem spora. Wydaje mi się, że jest przy niej przywiązana nawet grupa koni. Ponieważ niektóre z nich służą do jazdy, takie lżejsze, nie do wozów, przypuszczam, że jest tam trochę i kupców, którzy przyjechali ze swoim towarem i takich no podróżnych - dodał.


Borso obserwował, zaś Wilenna po chwili przyszła z raportem.
- Wróble nie są specjalnie bystre, ale wiem tyle, że po zamkowych murach chodzi obecnie tylu ludzi, ile wróbel ma skrzydeł, ale na dziedzińcu stoi ktoś, kto jest czerwony i stoi przy jakimś kiju. Czerwony jest od krwi, signora, kij zaś jest duży, wiele wróbli wielkości. Na zamek podobno jest łatwo wlecieć górą oraz przez wielką otwartą dziurę. Pewnie więc brama może być otwarta na czas jarmarku - dodała Wilenna.
Agnese podniosła się i otrzepała rękawice.
- Jedziemy do wioski. - Podeszła do konia i korzystając z pomocy Borso wsiadła na niego. na szczęście zaczynała się przyzwyczajać do tego, że jej własne ciało stara się ją po prostu zabić. Miała nadzieję, że “czerwoną osobą” nie jest zakrwawiony Alessandro.

Kawalkada koni ruszyła ku wsi. Co ciekawe, nie wzbudziła specjalnych podejrzeń. Ot, po prostu wieśniacy zerkali oraz brali się za inne sprawy. Albo więc spodziewali się, ze względu na jarmark obcych, albo patrole Orsinich od czasu do czasu przemierzały ten teren i po prostu wzięli ich za taki rekonesans. Albo i jedno i drugie, choć obecność trzech kobiet w oddziale była dziwna, no, ale co tam. Chyba tylko Borso znał mentalność chłopską i doskonale wiedział, że istotą bycia chłopem jest nie dziwienie się niczemu oraz odsuwanie od jakichkolwiek kłopotów.

Taverna panny Molly była wypełniona. Tak zreszta, jak spodziewał się Borso. Właśnie przy niej kręciło się sporo ludzi, pomimo tego, iż było rano, sprawiali wrażenie podpitych. Zaś wewnątrz wcale nie było lepiej.


Dosłownie tłum, pomiędzy którym kręciła się arcyzadowolona niewiasta średniego wieku. Miała ciemne włosy, wielkie cycki, które prawie wyskakiwały z sukni oraz biały czepek. Pewnie właśnie to była owa Molly, właścicielka tawerny. Wampirzyca uważnie rozglądała się po obecnych. Jej wzrok był przytępiony bólem i potwornie ją to irytowało.
- Komu piwo! - wrzeszczała Molly lekko ochrypniętym słowem. - Tylko dwa su. Albo gulaszyk.
- Co tam gulaszyk, dawaj swój tyłek
! - ryknął któryś z siedzących żołnierzy, a było ich czterech właśnie w barwach Orsinich.
- Mój tyłek jest znacznie droższy - odkrzyknęła mu kobieta. - I dostałbyś go darmo, gdyby ci wtedy stanął.
Riposta wywołała rechot kumpli skonfudowanego wojaka. Ponadto siedzieli kupcy, chłopi miejscowi oraz pewnie dwójka najemników, bowiem trzymali się na boku oraz nie mieli jakichkolwiek barw. Hałas był straszny, bowiem większość gadała, piła, wrzeszczała do siebie.

Alessio podszedł do Agnese szepcząc jej do ucha.
- Tutaj chyba tej pary, której się boimy nie ma. Na pewno nie ma - poprawił się - jednak chyba jest paru należących do załogi zamku.
- Przydałyby się nam ich stroje, to może zrobić odrobinę zamieszania na zamku
. - Agnese szepnęła do faerie. - Może ktoś dostałby się do lochów niezauważony
Odwróciła się do Borso.
- Opłać nasze konie, dobrze?
- Tak pani, oczywiście
- odezwał się ghul, zaś Alessio wyszeptał.
- A żołnierzyków zostaw mi, dobrze. Mam na nich ochotę w pewnym sensie - no tak, faerie lubili płatać figle. - Pozwolisz?
- Są twoi śliczniutki
. - Agnese oparła się o Gillę. Stanie męczyło ją. Dobrze, że nie musiała chociaż zacząć oddychać.


Faerie wyszedł się przygotować, zaś Borso konferował chwilę z karczmarką. Wrócił moment później.
- Konie możemy zaprowadzić pod dach. Tam jest taki sam dach na palach, bowiem w stajni nie ma już miejsca. A i tak zdarła z nas, ale cóż, chyba zarabia na takich dniach, jak ten. Zdołałem jeszcze podpytać i jest tak, że podobno jest tam tuzin żołnierzy, którzy po prostu grupkami przychodzą na jarmark. Oraz jest dwóch oficerów, którzy podobno nie ruszają się z zamku - dodał.
- Doskonale, z pod dachu łatwiej będzie je zgarnąć, jeśli będziemy się szybko ewakuować. - Agnese uśmiechnęła się. - Zobaczmy co kombinuje Alessio. Niech kilka osób czeka na zewnątrz.
 
Kelly jest offline  
Stary 29-03-2017, 18:17   #52
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Chwilę to trwało. Gdyby był inny czas, pewnie karczmarka do nich przyskoczyłaby natychmiast pytając, jak może pomóc. Jednak teraz miała mnóstwo ciągłych zleceń, zaś jej tyłek pewnie był już zaróżowiony od podszczypywania przez rozochoconych gości. Aczkolwiek raczyła sobie z nimi doskonale i drogo jej płacili za odrobinkę samowoli. Tymczasem do karczmy weszła kolejna osoba.


Słodkie dziewczątko niosące gołębia na kiju. Nie była to jakaś piękność, ale miała w sobie wiele prostego, naiwnego wdzięku. Dziewczyna rozejrzała się i podeszła do żołnierzy.
- Ach, panowie wojacy … - zaczęła.
- Haha, pewnie że wojacy! - krzyknął pierwszy, ten któremu ponoć nie stanął swego czasu.
- No właśnie, bo ja szukam dzielnych ludzi, takich jak wy.
- Noooo jesteśmy dzielni - czknął któryś dosyć podpity. - Może możemy ci jakoś pomóc.

Agnese przyglądała się wszystkiemu z rozbawieniem. Przypuszczała, że Alessio podobnie doskonale się zabawia podpuszczając wojaków.
- Za całusa, albo dwa, albo chwilkę przyjemności.
- Ach ja zrobiłabym wszystko dla moich siostrzyczek.
- Eee, wszystko ….
- Tak, posłano nas tutaj na jarmark z gołębiami. Mnie oraz dwie siostrzyczki. Ale jakiś straszny zwierz wyskoczył. Wilkiem go nazywają. Okropny, chlip chlip.
- Wilk, hehe damy sobie radę - wyrzucił trzeci, któremu się najmniej ze łba kurzyło.
- No właśnie, akurat moje siostry były na boku i uciekły na drzewo. Ja robiłam z boku siusiu i musiałam przybiec do karczmy. Och to niedaleko, czy pomogą mi panowie je uratować.
- Wilk oraz mówisz, że dla siostrzyczek zrobisz wszystko? - dopytywał się.
- Ach, jeśli panowie je uratują wszystkie będziemy wdzięczne.

Wojacy wstali.
- Panowie wojacy. Nie zostawimy niewiast w potrzebie.
- Ugh - czknął kolejny - oczywiście, że nie.
- Prowadź panienko, wilk nie będzie już groźny - błysnął spojrzeniem obmacującym krągłości dziewczątka, które zdawało się nie zauważać tego. Taka była niewinna.

Żołnierze wstali rzucając na stół garść monet i wyszli prowadzeni przez bidulkę do siostrzyczek pozostawiając stół wolny.


- Usiądziemy na chwilkę? - spytał Kowalski.
- Potrzebuję by ktoś ruszył za Alessio i upewnił, się że ten świr nie potrzebuje pomocy. - Agnese skinęła brodą na kobietę wyprowadzającą żołdaków.
- Wobec tego siadajcie, ja ruszę - zaproponował Borso oraz wyszedł spełniając właściwie polecenie swojej pani.

- Chcecie to siadajcie, ja muszę wyjść z tego smrodu. - Wampirzyca korzystając z ramienia Gilli wyszła z karczmy. Chyba reszta była bardziej przyzwyczajona, bowiem cóż, właśnie na takich karczmach upływały ich dni. ba, ta była jeszcze względnie przyzwoita, nie cuchnęła aż tak bardzo mocno. Jednak wampirzyca wolała na zewnątrz. Tam także był ruch był spory.

Pomimo ogólnie kiepskiej pogody jarmark musiał być znany, bowiem pojawiło się kolejnych parę osób oraz ktoś, kto wyglądał na kupca. Miał spory wóz okryty od góry i zadzierżysty uśmiech. Przy nim siedziała młodsza kobieta, pewnie córka lub żona.
- Garnki sprzedaję, broń ostrzę, noże wasze będą niczym dopiero kupione, mam ubrania prawie jak nowe! - wrzasnął.

Agnese przysiadła na ławce pod karczmą i przyglądała się z uśmiechem temu rozgardiaszowi. Jej mina nie mogła być widoczna pod chustą, która osłaniała bolącą skórę. Zbierała siły na walkę. Czułą się dziwnie… mimo tego całego tłoku nie czuła głodu. Tego znajomego ssania w żołądku. Poklepała miejsce obok siebie, dając znak Gilli by się przysiadła. Właściwie przez chwilę nic się nie działo. Ot, ludzie przyglądali się ciekawie, jak na wszystkich przyjezdnych, dzieci zastanawiały się pewnie, kim są te kobiety, bowiem spoglądały podejrzliwie. One mogły coś wiedzieć, jeśli zachowały jeszcze spojrzenie niewinności. Jednak odchodziły potem lekko obojętne, jakby skołowane dziwaczną sytuacją.


Po chwili do Agnese i Gilli dołączyli Alessio i Borso niosąc trzy piękne pakunki.
- Mamy uniformy - stwierdził Borso.
- Ale tylko mundury. Nie braliśmy reszty ubrań, bo śmierdzą brudem oraz potem - faerie pokręcił nosem.

Wampirzyca nie podniosła wzroku by nie raziło jej światło.
- Dzielni chłopcy. Zgarnijcie jeszcze kogoś i przebierzcie się. Na tyłach powinny być jakieś pomieszczenia.

Ubrania strażników były jakieniebądź, jednak każdy z nich miał płaszcz z symbolem Orsinich.


Posiadali także miecze przy pasach oraz klasyczne, otwarte hełmy przypominające skrzyżowanie księżyca oraz obwarzanka. Alessio z Borso ruszyli do karczmy wziąć jeszcze kogoś, a potem na zaplecze. Wampirzyca wzięła ze sobą wystarczająco ludzi, by się przebrali. Jakoż więc parę chwil potem ustawiło się przed nią czterech dzielnych wojaków, przy czym jeden trochę za szczupły, inny trochę za gruby, jeszcze inny za wysoki, ale cóż było robić. do dopasowania trzebaby było krawca. Od biedy jednak pasowało, szczególnie jeśli ktoś owinął się ową herbową peleryną. Oczywiście czwarty wojak miał wszystko idealne oraz doskonale przypominał jednego spośród tych żołnierzy, którzy “pomagali” siostrzyczkom napadniętym przez złego wilka.
- Chyba też powinnam sobie zafundować takie wdzianka dla ludzi. - W głosie wampirzycy dało się usłyszeć rozbawienie. - Dobra moja propozycja by dwóch odprowadziło mnie do więzienia, znajdziecie jakąś linę. Resztę poprosze by zrobiła zamieszanie na zamku. - Powoli podniosła się, korzystając z ramienia Gilli.
- Chętnie odprowadziłbym cię do więzienia, signora - aż wysyczał radośnie ten idealny głosem Alessio - ale faerie chyba bardziej nadają się do robienia zamieszania - skonstatował.
- Wobec tego ja ruszę z panią, signora - powiedział ów najgrubszy wojak, którym okazał się Kowalski.
- Wraz ze mną - dodał Borso, który chciał być przy swojej pani. - Proponuję, żeby Gilla oraz pozostali poszli parę minut później za nami, tak pojedynczo, albo cokolwiek, udając zakochane pary. Ooo, to jest pomysł, może właśnie ci, którzy mają robić zamieszanie wzięliby Gillę oraz Wilenne udając, że po prostu poderwali lub opłacili dziwki, za przeproszeniem oczywiście obecnych tutaj pań.

Jednak Gilli i Wilennie to nie przeszkadzało. Obydwie wzruszyły ramionami spoglądając na Agnese, jaką podejmie decyzję.
- Borso i Kowalski ze mną. Niech reszta razem z Sophie czeka na sygnał. Ustalcie sobie jakiś, pozostawiam to tobie Alessio. - Agnese wyciągnęła dłonie do Borso by je związał. Gdy najemnik to zrobił, aczkolwiek tak, że mogła jednym ruchem to zerwać, obróciła się do pozostałych. - Postaramy się jak najszybciej do was dołączyć.
- Wobec tego ruszamy - Kowalski ucieszył się, bowiem widać było, że wojownik lubi, kiedy dzieje się jakaś akcja. Agnese dostrzegła, że za pasem oprócz tradycyjnego miecza ma sztyle pokryty srebrem, na palcach srebrne pierścienie zaś na szyi srebrny łańcuch. Wilenna to samo.


Sama droga nie była szczególna … raczej rozmokła, niż specjalnie grząska. Dawało się iść. Tyle, że musieli ruszać pod górę, co było dla Agnese dosyć, skonstatowała ze zdziwieniem, dosyć męczące. Wampirzyca szła niczym branka pomiędzy Borso i mości Kowalskim. Oni zaś udawali, że trzymają ją. Zwolnili, żeby spokojnie nabrać sił i tak powoli doszli do zamku. Brama była otwarta, zaś kraty podniesione. Widząc nadchodzących, jakiś strażnik spojrzał z góry drapiąc się po jajach.


Najpierw chwilę jakby nie wiedział co robić.
- He, Kurt, to ty czy jakiś chuj? - wrzasnął.
- Ja oczywiście, w dupę kopany skurwysynu, niby kto - odkrzyknął zachrypniętym głosem Kowalski.
- A co ty tak chrząkasz?
- Hehe, gorzałka, gorzałeczka, moja najdroższa …
- Ty masz szczęście sukinsynu.
- A mam, ale gorzałeczkę mam też dla kompanów, chcesz gąsiorek dobrej, pierdolonej słodko starki.
- O jasny w jaja chędożony, masz. Ty czekaj, zaraz zejdę. Eee, a co to za dziwka?
- Przystawiała się, to wzięlim dla wspólnej uciechy. Chciała po dwa grosze, da za darmo, hehehe.
- Aleście fajne chłopaki, kurwa, już lecem. Choćwa pod dach, przynajmniej nie mokro. Najpierw gorzała, potem baba, alem się cieszem - wrzasnął schodząc po wewnętrznych schodach z murów, a wraz znim ten drugi, podobny pyszczyskiem, który też pewnie słyszał oraz chciał się załapać na wódę oraz przyjemności.


Przez otwarta bramę widać było dziedziniec. Podniszczony identycznie jak reszta zamku. Na środku rzeczywiście, jak mówiły ptaki, stały dyby na stojącą osobę. Pod nimi była plama niewątpliwie krwi, ale żadnej osoby nie było. Pewnie została stamtąd niedawno przeniesiona gdzieś. Może do wieży, obok której przechodzili, może do części, która wyglądała na mieszkalną, taki kilkupiętrowy, kamienny blok przylegający do murów. Nikt normalny nie nazwałby go jakkolwiek wygodnym. Na dziedzińcu był tylko jakiś młody sługa.


Stał trzymając kosz bułeczek. Pewnie niósł je gdzieś, ale stanął zastanawiając się: zwinąć którąś, czy też jednak odnieść całość.
Wampirzyca nie odzywała się. Uważnie przyglądała się otoczeniu, wyglądając wilkołaczków i “osoby w czerwieni”. Cieszyła się, że Kowalski i Borso ją podtrzymują, wolała oszczędzać siły na ewentualną walkę. Stanowczo sensownie, bodaj czuła się słabo. Mikstura księżnej dawała wampirowi coś wspaniałego, możliwość dostrzeżenia jasności dnia, ale opłata była spora. Agnese mogła zostać bez problemu pokonana przez zwykłego człowieka, ale miała przy sobie swoich podwładnych, przyjaciół, najemników. Byli jej wierni bez względu na wszystko.

Tymczasem dwójka brudnych, śmierdzących wojaków zlazła z murów.
- Jam najpierw gorzała - krzyknął pierwszy, który najpierw rozmawiał z mości Kowalskim.
- Ja baba, dawajcie babe - dorzucił drugi.

Kowalski i Borso pochylili się, żeby ukryć twarze.
- Choćmy pod dach - zachrypiał Kowalski. - Przecież nie będziemy się tutaj, kiedy nasi …
- Pies ich jebał, ale choćwa, nie będziemy się dzielić ze szmaciarzami, hehe. Sami se mogom wziać, jak pujdom na jarmark. Bab pewnikiem ci tam dostatek.

Żołnierz otworzył drzwi wieży. Były już stare, zaś ich zawiasy okropnie trzeszczały.
- Dawajta - rzucił ten, co chciał się najpierw zająć przeleceniem prowadzonej kobiety.
- Zaraz, zamknij wrota i pamiętaj, cicho, bo po mordzie.
- Dobra, baba twoja, to możem cicho - żołnierz zatrzasnął drzwi. Zdjął hełm podchodząc do Agnese oraz szczerząc się do niej. Jego oddech cuchnął nie mytym od dziecka pyskiem. - hehe, zobaczysz dziwko, ugh … - zwalił się, kiedy dostał w głowę trzonkiem miecza. Po prostu szedł w stronę Agnese wpatrując się w jej piersi skryte pod materią. Pewnikiem myślał już sobie, jak je miętoli swoimi brudnymi łapskami, kiedy Borso przyrąbał mu tak, że padł niczym wróbel. Drugi był jeszcze łatwiejszy, bowiem Kowalski dał mu pić. Wlał w sobie już chyba pół litra gorzały, kiedy uśmiechnięty Kowalski powtórzył czyn Borso. Uderzenie po skroni i już dwóch śmierdzących, pijanych wojaków leżało przy ławie.

- Doskonale, nawet jeśli ich znajdą, uznają, że się schlali - uznał Borso. - Co robimy?
- Podobno markiz powinien być w podziemiach, w więzieniu. - Agnese zaczekała, aż Borso rozwiąże jej ręce. Jej głos był słaby. Ot wampirzyca stwierdziła, że wybierze się na przejażdżkę. - Nie dowiemy się jeśli nie sprawdzimy.
- Podziemia są tutaj - Borso wskazał na drzwi prowadzące na dół, chyba do stróżówki. Mówił cicho na wszelki wypadek, ale chyba nie za cicho, bowiem zza drzwi odezwał się jakiś zaspany głos.
- Kiego tam się wydzierasz? Kurwa nie dość że na jarmark nie pójdę, to nawet pospać nie dadzą.
- Mamy babę do lochu - zachrypiał Kowalski, który uzyskiwał coraz większą wprawę. Nawet tonacja głosu, choć chrypiąca, była trochę podobna do tego z murów zamkowych.

Wampirzyca uśmiechnęła się, miała wzięcie lepsze niż na niejednej imprezie wśród arystokracji i kupców.
- Babę?
- Ano dziwka, co chciała brać łod dzielnych żołnierzów, zaś podatku płacić wcale.
- Haha, to dajta ją tutaj. Humel ma srakę, to w krzachach sra cały dzionek, ja zaś sam. Przynajmniej se pomacam, albo wychędożę - otworzył drzwi prosto po to, żeby dostać po łbie, jak jego poprzednicy. Wyglądał zresztą, jak ich brat biorąc pod uwagę brud oraz ohydnie zjełczały zapach przepocenia.


Stróżówka właściwie przypominała pokój oświetlony pochodnią. Jakieś wyro, mające narzucony koc na starą słomę. Ława drewniana pod ścianą. Kawałki rozbitego dzbana, nieheblowany stolik oraz klapa na dół. Nie miała jakichś specjalnych zatrzasków, ot drewnianą zasuwę. Kowalski wpatrywał się w drzwi do wieży, zaś Borso zajął zasuwą oraz klapą. Wyciągnął drewnianą zastawę, potem uniósł klapę, była naprawdę ciężka, ale silny ghul dał sobie radę.


Światło wpadło na dół, Tam, jakieś dwa i pół metra poniżej leżał człowiek. Do dołu prowadziły wąskie, drewniane schody.


Młody, choć teraz nie było widać, jako że przysypany był pyłem oraz powiązany metalowymi kajdanami na nogach oraz rękach. Leżał nieprzytomny. Właściwie nie było widać jakis okaleczeń poza mnóstwem siniaków. Dopiero kiedy Agnese spojrzała na tył, trochę od boku, dostrzegła, że jego plecy były wręcz poszatkowane. Bito go batem. Były okrwawione, połączone brudnymi strupami, niekiedy zaś po prostu otwarte oraz cieknące. Alessander di Colonna nie wyglądał dobrze.

Agnese wyminęła mężczyzn i zaczęła schodzić na dół. Czuła, że jest potwornie osłabiona, prawie chwiała się na nogach. Obejrzała się na Borso.
- Pomóż mi do niego zejść. - Czuła zażenowanie, że w ogóle musi prosić o coś takiego, ale nie była ślepa wiedziała w jakim jest stanie.
- Kowalski, weź pomóż signorze zejść - rzucił Borso oraz dodał przepraszająco - on sie na dole bardziej może przydać, pani.

Faktycznie, jeśli markiz w ogóle żył, bowiem pod warstwą nasypanego brudu oraz kurzu ciężko było stwierdzić. Agnese przepuściła Kowalskiego przodem i przyjęła podaną dłoń… a raczej Kowalski chwycił ją pod pachy i zdjął jak małe dziewczę zdejmuje się z konia. Gdy tylko stanęła na ziemi, podbiegła dwa kroki do markiza. Przyklękła przy nim i ostrożnie dotknęła jego szyi, chcąc sprawdzić puls. Rzeczywiście poczuła coś uderzającego, nieregularnego, ale względnie mocnego, jak na osobę w takim stanie. Leżał niczym dziecko. Powiązany, nieprzytomny, pobity, nie mogący dosłownie nic zrobić.

Agnese zaczęła rozcinać więzy swoim nożem, rozejrzała się też za jakąś wodą. Jako wampir nie była przyzwyczajona do noszenia manierki. Zerknęła na Kowalskiego.
- Mogę mu spróbować podać swoją krew… ale nie wiem nawet czy zadziała.

Ten pokręcił przecząco.
- Normalnie doradzałbym tak, ale nigdy nie widziałem wampira za dnia. Nie wiem więc, signora, co się stało z tobą oraz czy twoja krew pomoże.
- Masz wodę? Opłucz mu plecy. - Wampirzyca rozcięła nadgarstek, na razie lekko i próbowała zalizać ranę, patrząc czy się zagoi. Wampirzyca uśmiechnęła się widząc, że rana się goi. Chociaż tyle jej zostalo. Kowalski bez słowa podał jej manierkę. Popatrzył na nią lekko zdezorientowany. Czasami Contarini zachowywała się tak, jakby zależało jej na markizie, czasem zaś obojętnie, jakby bez jakichkolwiek uczuć.

- Raczej signora spróbuj zwilżyć mu wargi - spróbował powstrzymać ją Kowalski. - Plecami zajmę się ja. Wprawdzie twoja moc działa, lecz zrobię to … - przerwał, chyba nie było sensu powstrzymywać kobiety, która może chciała, może po prostu musiała coś robić. Skryty mag skupił się wyciągając dłoń nad jego ciałem.
- Pomóż mu… proszę. - Agnese uśmiechnęła się do medyka, a sama odkręciła manierkę. Nie znała się na leczeniu. Jej rany leczyły się same i to od tylu lat. Na początku zlała trochę wody na dłoń i delikatnie zwilżyła usta nieprzytomnego mężczyzny.
- Nie zostawię go przecież - odpowiedział uśmiechem i zaczął się koncentrować. Agnese pamiętała, jak bardzo pomógł jej swego czasu, zaś leczenie człowieka było łatwiejsze niż wampira, który nie był już żywy, ale jeszcze nie należał do sfery klasycznej materii. Medyk chcąc jej pomóc musiał użyć obydwu stref magii, człowiekowi wystarczyła jedna. Dlatego efekty były szybsze i większe. Skaleczenia na plecach znikały pozostawiając jednak blizny. Jedne większe, drugie mniejsze, niektóre zaś fatalne.

- Zajmę się nimi już w Rzymie - mruknął Kowalski, mocno skoncentrowany - teraz nie czas na to.

Agnese obmyła twarz mężczyźnie i spróbowała ją lekko unieść, by podać mu wodę.
- Hej, co to do kurwy, popiliście się. Ale jaja, schlani niczym trzysta dup, ledwo człowiek wyszedł się posrać, spili się, nawet nie zaczekali - usłyszeli głos z góry, zapewne należący do tego strażnika, który dostał sraczki oraz często wychodził. - Łał - dokończyło sprawy.
- Czwarty wrócił - rzucił im Borso stojąc na górze. - dostał, ale śpieszcie się, słyszę jakieś odgłosy na zewnątrz.

Agnese westchnęła, miała nadzieję, że smak jej vitae już zadziałał uzależniająco na markiza, rozgryzła palec i wsunęła go w usta mężczyzny. Chyba tak się stało, nawet bardziej, bowiem uczuła, jak jego wargi zadrżały muskając opuszek jej palca, Potem zassały go, a potem … dostrzegła, jak powieki Alessandro unoszą się, jak spogląda na nią tymi swoimi pięknymi oczami, które mogłyby uwieść każdą kobietę, zaś jego otoczone łańcuchami kajdany wyciągają się ku niej szepcząc:
- Kocham cię tak, jak nigdy nikogo nie kochałem - jego brudne, popękane usta uniosły się ku niej. No, może już nie takie brudne, bowiem woda zmyła z samych warg kurz oraz pył. Agnese nachyliła się i ucałowała markiza.
- Też cię kocham. - Sięgnęła po manierkę i przysunęła do ust mężczyzny. - Pij, dobrze?
Podniosła głowę.
- Będę pił - spróbował i jakoś szło mu to.

Tymczasem Kowalski nie przerywał leczenia. Och nie zrobił tego do końca, raczej starał się szybko, by rany zabliźniły się oraz pokryły strupami.
- Miał zakażenie - szepnął - ale już jest dobrze. Możemy go wziąć, tylko kajdany - nie wiedział, czy przerywać im powitanie.
- Borso, znajdź klucze do kajdan! - Jej głos był słaby. Oddanie nawet tej odrobinki krwi, było dla niej męczące. Delikatnie gładziła zakurzone włosy markiza. Musieli stąd znikać, szybko.
- Wiesz - wyszeptał markiz - wiesz kochana, nawet nie bolało. Najpierw myślałem o tobie, potem zemdlałem ...

Tymczasem ghul przekopywał klucze, wreszcie znalazł jakiś pęk wrzucając do środka. Kowalski złapał go i zaczął szukać odpowiedniego.
- Słuchajcie, ktoś idzie, muszę go zatrzymać - rzucił im wracając, zaś Kowalski znalazł wreszcie odpowiedni klucz. Najpierw do rąk, potem do nóg. Kajdany opadły.
- Signora, wejdziesz sama. Ja go wniosę. Jeśli nie, wniosę ciebie, potem zaś jego.
 
Aiko jest offline  
Stary 30-03-2017, 15:09   #53
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese puściła markiza, oddają go w ręce najemnika, sama podeszła do klapy. Wampirzyca podciągnęła się. Nigdy się nie spodziewała, że coś takiego tak ją zmęczy. Wydobyła jeden ze sztyletów i zrobiła przejście dla Kowalskiego. Który złapał Colonnę, wrzucił go na ramię i podrałował w górę. Agnese doczłapała się jakoś samodzielnie i stanęła przy klapie. Za nią wszedł Kowalski z Alessandro. Dokładnie na tyle weszli, żeby usłyszeć huk wyłamywanych drzwi jakimś silnym uderzeniem i Borso, który uderzony czym przefrunął przez pomieszczenie waląc się prosto na łóżko. Poniekąd miał szczęście. Zaś przy drzwiach stanął stwór, na widok którego mogły zadrżeć łydki największego twardziela.


Chyba jakoś nie wyglądało najlepiej. Agnese uśmiechnęła się i wyjęła drugi sztylet, w słabym świetle docierającym przez drzwi zabłyszczało srebrne ostrze.
- Cześć zapchlony kundelku. - Agnese mrugnęła do wilkołaka.
- Wrrrrrr - odpowiedział tak, jak się spodziewała. Przestał iść w stronę zbierającego się Borso, który oberwał cios niczym kłodą, jednak powoli jakoś próbował zwlec się z łóżka, dotrzeć do posrebrzanego noża oraz ruszyć na pomoc pani. Oczywiście szumiało mu ostro we łbie po takim uderzeniu, ale tutaj była ważniejsza sprawa.
- Wrrrrr - kolejny raz warknął owłosiony stwór i zaatakował osłabioną wampirzycę. Agnese poczuła jak pazury przecinają jej ciało. Jęknęła z bólu. Skórzana kamizela była rozcięta na brzuchu, powoli sączyła się z niej krew. Mając wilkołaka pod ręką odwinęła się wyprowadzając cios srebrnym sztyletem. Ku swemu szczeremu zaskoczeniu trafiła, nawet przecięła pokrytą futrem skórę, spod której popłynęła krew zwierzęcia.


Bestia zawyła cofając się, więc wampirzyca wyprowadziła kolejny atak. Okazał się on zsynchronizowany z uderzeniem Borso, który wreszcie wylazł z wyrka, łapiąc nóż, zaszarżował na wilkołaka od tylca. Ten odwrócił się nie spodziewając się tego oraz muszac bronić nagle przed dwoma przeciwnikami atakującymi z różnych stron, a tych zaś przybywało. dosłownie bowiem w tym samym momencie z kierunku wejścia nadleciała strzała, która wbiła się w ciemne futro stworzenia. Nie powaliło go, raczej wkurzyła, ale też zmusiła do nagłej zmiany pozycji. To już nie była jedna osłabiona wampirzyca, lecz trochę więcej stworzeń. Nóż Borso wszedł mu w nery wywołując kolejną falę potwornego wycia. To już nie było lekko. Zdesperowany wilkołak obrócił się próbując zaatakować Borso, którego nóż sprawił mu tak potworny oraz niespodziewany ból. Machnął okropną łapą, ale był już chyba osłabiony. chybił jednak tuż tuż pochylając się nad przelatującymi nad mim ostrymi niczym sztylety pazurami. Agnese skorzystała z okazji i ponownie cięła wilkołaka. Jej nóż ponownie przebił się przez twarde futro, boleśnie raniąc bestię. Agnese jednak zachwiała się lekko na nogach i zrobiła dwa kroki w tył, opierając się o stojący stół. Dobrze, ze tylko tyle, jeszcze trochę, a mogłaby się potknąć o próg i dalej wlecieć do lochu, skąd niedawno wyleźli. Jakoś udało się jej nie opuścić noża jednak świat wokół zawirował. Przynajmniej dopóki nie uczuła ożywczego promieniowania z dłoni Kowalskiego. Poczuła, jak rana na brzuchu, zasklepia się lekko. Mężczyzna ułożył markiza pod ścianą i sam chciał wejść do walki, jednak najpierw wspomógł wampirzyce dawką energii. Tymczasem kolejna strzała uderzyła w stwora, niestety trafiła dokładnie w pazur po prostu odbijając się, zaś biedny Borso tym razem nie sparował ciosu. Potworne uderzenie rozorało mu lewy bark, ale ghul nie ustępował. Bronił swojej pani, zaś przez drzwi wbiegała Gilla z nożem trzymanym wewnątrz uniesionej dłoni.

Piękna Agnese uśmiechnęła się do Kowalskiego.
- Zabieraj stąd markiza.
Gdy wilkołak obejrzał się na wbiegającą kobietę, przystąpiła do niego i wbiła swój sztylet. Ostra klinga sztyletu zagłębiła się w ciało wydobywając nowe pokłady juchy. Tymczasem Borso ponownie nie udało się sparować próby wilkołaka, który już widocznie stracił całkowicie rozeznania oraz walił pazurami na pałę. Trafił ponownie ghula, ale tym razem lekko ciachnął po skórze. Krew bryznęła, lecz rana sama wyglądająca paskudnie, stanowiła zwykłe skaleczenie. Tymczasem trafiła też strzała wbijając się w bok wilkołaka, zaś Gilla zaatakowała z boku, jednak szalejący w środku, pomiędzy wrogami wilk się jakoś wywinął, choć widać było, że już niemal nie potrafi ustać na nogach. Agnese przytrzymała swój sztylet w ciele wilkołaka. On wierzgnął niczym pokłuty ostrogami koń, a jednak wampirzyca jakoś zdołała utrzymać broń w środku, choć stwór omal nie wyrwał jej ręki. Tym razem Borso chybił, ale też udało mu się uniknąć kolejnej rany, za to Gilla precyzyjnym ciosem trafiła ostrym nożem prosto w gardło. wilkołak próbował jeszcze zawyć, ale wyłącznie zagulgotał. Jego nogi zachwiały się, choć przez chwilę usiłował utrzymać pozycję. Wreszcie upadł na podłogę wieży i nagle jego ciało zaczęło się przemieniać w człowieka. Niezbyt wysokiego, lekko tęgiego, bardziej przypominającego sklepikarza, niźli kandydata na wilkołaka.


Tymczasem Gilla doskoczyła do signory, zaś Kowalski do Borso. Wampirzyca poczuła jakby coś podcięło jej nogi. Nagle ból zaatakował wszystko, odsłonięta skóra na brzuchu zaczęła potwornie piec. Ghul naprawdę mocno oberwał, lecz Polak spróbował przynajmniej chwilowo mu pomóc, by dotarł do zamku. Agnese skuliła się, zasłaniając odsłonięte miejsce ręką. Dźwięki znów zlały się w jedną, ogłuszającą masę, ale nie była w stanie osłonić uszu. Nie była w stanie zrobić nic, zaś Gilla po prostu wzięła ją na ręce. Agnese wtuliła się w nią starając się zasłonić, przed zwiększoną ilością światła. Alessio markiza, zaś reszta ruszyła na dziedziniec, gdzie czekał już kolejny owłosiony delikwent. Dziwna rzecz, ale jakimś sposobem wydawał się podobny do tego dziecka, które wcześniej niosło bułeczki. Brązowoskóry wilkołak stał jednak oraz patrzył. Nie atakował. Tylko patrzył.
- Wynośmy się stąd. - Oczy Agnese skupiły się na wilkołaczku i ich spojrzenia się spotkały. Jednak szybko musiała je zamknąć oślepiona światłem słonecznym.

To było rzeczywiście dziwne. Wilkołak patrzył, po czym jakby potrząsnął łbem oraz ruszył, po prostu nie wiadomo gdzie …. nagle zniknął.
- Jasny … - wyrwało się Kowalskiemu.
Kompletnie nie wiedzieli, co to oznacza, może poza Agnese, ale ona była zbyt słaba, żeby myśleć logicznie oraz skupiać się. Posłuchali jej słabego głosu i wyszli rozglądając się wokoło. Brązowoskórego wilkołaka jednak nie było. Nie pojawił się, kiedy stanęli już przy bramie oraz potem ruszyli do wsi. Wampirzyca cały czas wtulała się w ciało swojej ghulicy. Pieczenie było potworne ale powoli wracały jej zmysły. Kroki Gilli przestały ją ogłuszać, jednak cały czas korzystała z jej siły. Alessio niósł markiza, przy nim zaś kroczyła jego siostra podtrzymując mu głowę. Jej zawzięta twarz była szczęśliwa, chociaż zdradzała, iż ma wiele pytań. Jednak na jej plus przemawiało, że nie zawracała teraz nikomu głowy. Alessandro był słabiutki, ale przytomny. Posyłał uśmiech to ukochanej, to siostrze, zaś reszta, po prostu pędziła do wioski.
- Najlepiej wynajmę jakiś powóz - powiedział do wampirzycy Borso. - Dla pani i markiza i tego tam ...
- Zrób to. Jakiś koc
… - Głos Agnese był zachrypnięty, cichy, nie była w stanie powiedzieć więcej. Alessandro spojrzał na nią przestraszony, czy jego pięknej miłości nic się nie stało. Dla niego pewnie cała walka przypominała wielki wir. Miał niewątpliwie potężną gorączkę, stanowiącą normę podczas utraty krwi.


Wszyscy poczekali przed wioską, zaś podleczony nieco Borso ruszył, choć rękę miał na temblaku. Jednak był twardym wojakiem. Agnese ufała mu całkowicie, on zaś, choć mniej wylewny niźli Gilla, tak samo admirował swoją signorę. Borso chyba nie chrzanił się. Po prostu ofiarował tyle pieniędzy, że właściciel wozu nie mógł odmówić. Był to ten co: “garnki sprzedaję, ostrzę …” Miał bowiem powóz kryty od góry. Obecnie pusty, gdyż wszystkie rzeczy zostały wyrzucone oraz zastąpione kilkoma pledami oraz kocami.
- No prrrr maleńka - wstrzymał woźnica konia. - Witam wszystkich, jestem Anzelm Powroźnik, do usług wszystkich, którzy płacą. Odwiozę państwa we wskazane miejsce w samym Rzymie.
Agnese aż uniosła obolałe i przekrwione oczy, upewniając się że powozić nie będzie jakiś wariat. Miał przed sobą kupę woja, zakrwawionych, wyglądających jak jakieś rzezimieszki i do tego kogoś kto wygląda jakby go wyciągnęli z grobu, a gadał jakby zapraszał panie na kolacje… ile Borso mu zapłacił?
- Ruszajmy stąd. Gillo wydaj mu instrukcje i przywiążcie do powozu mego konia. - Agnese dała się ułożyć w powozie i mimo zadaszenia, okryła się kocem. Obok niej zaś leżał markiz, dosyć nieruchomo. Spojrzał na Agnese, pewnie rad się przytulić, choćby dotknąć dłonią, jednak skoro ona nie wykonała takiego ruchu to także nie zrobił. Chyba czuł, że coś wyrasta pomiędzy nimi, choć z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że agnese także musi być chora. Wampirzyca wyciągnęła okrytą rękawicą dłoń spod koca i przykryła nim też markiza, delikatnie zaczęła gładzić jego policzek.
- Wybacz mój piękny, jestem taka… - Jej oczy przymknęły się i po chwili już spała, ale nawet przez sen czuła jego dłoń, którą zdołał dotknąć jej. Albo tak się może zdawało … Markiz usiłował coś jeszcze powiedzieć, ale widząc, że Agnese zasnęła postanowił po prostu poczekać. Sam także był w pewnie jeszcze gorszej kondycji, tym bardziej, że Borso coś mu tam powiedział na uspokojenie. Ranny ghul także siedział na wozie, choć jego raną Kowalski zajął się całkiem skutecznie.

Trudno rzec, co działo się dalej, albo raczej trudno byłoby rzec Agnese. Spała budząc się jedynie chwilami. A może nie, może to były jedynie jakieś przebłyski. I gdzie? Na wozie? Nie, to już był pałac, niewątpliwie pałac, jej łóżko, noc, zaś ona zrobiła się potwornie głodna, tak głodna, że nieomal nicowało ją wampirze szaleństwo, które musiała opanowywać całą siłą woli. Przebudziła się, leżąc na czymś miękkim. Czułą nadal lekkie palenie twarzy, potworne ssanie w żołądku, suchotę w gardle. Z jej ust wyrwał się potworny, ale już całkiem mocny krzyk, na który wpadła wierna Gilla, niosąc jak zwykle przekąskę. Agnese zobaczyła ją w czerwieniach, zapach docierający z kielicha to wyostrzonych wampirzych zmysłów, sprawił, że poderwała się z łóżka, czuła że jest wykończona, że jej ciało odmawia posłuszeństwa, ale zataczając się dopadła kielicha i zaczęła pić jego zawartość. Ponoć głód jest najlepszym kucharzem. Wampirzyca czuła, jakby do jej rozgorączkowanego gardła docierał nektar olimpijski. Docierał i gasił pragnienie, choć było go jeszcze mało. Ciągle mało, nawet jeśli początkowy głód został zaspokojony. Agnese osunęła się na podłogę pozwalając ciału na wytchnienie. Była w pałacu Collonów. Czerwień sprzed oczu znikała, wykończona oparła się o nogę Gilli.
- Mam przygotowane jeszcze, signora - odezwała się ghulica. - Jestem w moment - wyskoczyła do drzwi. Agnese osunęła się z przyjemnością powitała chłód podłogi. Po chwili przynosząc już dużą, piękną, cynową misę, całą wypełnioną czerwienią. Chyba czekała tuż za drzwiami. Wiedziała, czego będzie potrzebować jej piękna pani.


Nęciło. Agnese oblizała się ze smakiem i lekko uniosła na podłodze, czekając aż Gilla ustawi przed nią misę. Miała milion pytań, ale musiały poczekać. Czekały więc. Ghulica ułożyła misę tak, że Agnese mogła wygodnie się napić. Uśmiechnięta prawdziwie.
- Smacznego - wyszeptała.
Wampirzyca zanurzyła swoje usta w misie. Brakowało jej sił by unieść naczynie. Piła szybko i wraz z każdym łykiem docierała do niej świadomość. Była naga, ktoś zaleczył jej ranę i chyba twarz bo przestała piec. Przypomniała sobie, iż Kowalski wspominał, że zajmie się rannymi po powrocie do bezpiecznego miejsca. Nie przerywając picia podniosła wzrok na ghulicę, by po chwili zamknąć oczy i delektować się smakiem krwi.
- Jeszcze pani? - spytała Gilla. - Nasza służba jest gotowa. Prosto z żyły jest najsmaczniejsza, wspomniałeś kiedyś - nie mówiła o sobie, ponieważ ostatnio straciła sporo krwi podczas wspólnych igraszek.

Głodna Agnese wylizała misę i opadła na podłogę. Rozciągnęła się i ze smakiem oblizywała twarz. Po dłuższej chwili spojrzała na Gillę.
- Powinno wystarczyć. - Uśmiechnęła się. - Jak się czujesz?
- Och jak zwykle przy tobie signora, wspaniale - powiedziała pospiesznie ghulica. Można faktycznie było dostrzec szczerość na jej twarzy oraz autentyczne przywiązanie, albo nawet trochę więcej. - Cieszę się, bardzo, że tobie się nic nie stało. Tamta mikstura … chyba nie jest na zwyczajne sytuacje - stwierdziła - byłaś jednak sobą, nawet wtedy - jednak uśmiechnęła się po chwili większej powagi.
Wampirzyca wyciągnęła dłonie, niczym rozpieszczone dziecko, domagające się uwagi. Chciała się przytulić.
- Borso? Alessio? - poderwałą się, nim ghulica do niej podeszła. - Jak się ma markiz?
Zerwała się, tak że na chwilę zakręciło się jej w głowie.
- Odpłynęłam, prawda? Byłam martwa? - W jej głowie pojawiło się lekkie przerażenie.
- Markiz cały. Kowalski pracował nad nim niemal do przed chwili. Powiedział … - ghulica zawahała się - że brakowało tuż tuż. Zakażenie oraz nie tylko. Dużo więcej wewnątrz. Ale zostało opanowane, choć tej nocy markiz już się nie ruszy. To także robota Kowalskiego, dał mu jakiś specyfik na spanie dobę. Ma nad nim popracować jeszcze w dzień, jak się wyśpi oraz sam odpocznie. Jest skuteczny - dodała ghulica z podziwem. - Nie wiedziałam, że ludzcy magowie mogą być tak silni. Borso także odpoczywa. Miał szczęście. Jego rana choć groźna, została najszybciej uleczona, zaś Alessio przechwala się oraz podrywa kolejne służące. Jak Alessio, ech te dziwne faerie …
- Sophie
? - Agnese przeszła do garderoby i zaczęła sama wciągać na siebie strój. Zerknęła tylko na lustro, jej twarz była lekko czerwona, podobnie jak fragment brzucha, ale nie wyglądało na nic poważnego.
- Przy bracie, kazała przenieść łóżko do pokoju brata i tam siedziała, dopóki nie padła. Szczerze mówiąc także była wykończona, więc Kowalski dał jej także miksturę nasenną. Śpi tam, jednak niczego nie usłyszy. Eee, signora, pomóc ci może przy pudrze na twarzy? - spytała niepewnie ghulica.
- Już, już. - Agnese ubrała się w halkę i narzuciła na siebie suknię, stając tyłem do ghulicy by ta mogła ją pozaciskać. - Będę musiała im powiedzieć, prawda?
- Wiesz, signora
… wyglądało to tak, że obydwoje widzieli rzeczy, których ludzie normalnie nie dostrzegają. Alessandro zapewne niewiele pamięta, bowiem był bardzo ranny oraz miał gorączkę. Ale więcej panna Sophia, która widziała wilkołaka. Tego brązowego na dziedzińcu. Właściwie niczego innego nie wie, choć stanowczo to niegłupia dziewczyna. Będzie chciała odpowiedzi. Zaś markiz, niechaj pani z nim najpierw może po prostu porozmawia oraz dowie się wszystkiego. Nie wiem, jak zareagują - nagle podeszła do Agnese oraz przytuliła ją. - Zawsze pozostanę ci ja, choć pamiętam, jak byłam przerażona, kiedy pierwszy raz poznałam istnienie mrocznej rzeczywistości - powiedziała melancholijnie.
- Cieszę się że ciebie wtedy nie zabiłam. - Agnese ucałowała kobietę w czoło. - Jesteś prawdziwym skarbem. Pomożesz mi się ogarnąć? Chcę go zobaczyć. - W głosie wampirzycy dało się dosłyszeć, prawdziwą ciepłą troskę.
- Ty wiesz pani, że ja także się cieszę. Oczywiście, że cię przygotuję. On leży, ale leczony wymawiał twoje imię. Właściwie niemal cały czas. Proszę usiądź - ghulica wskazała jej fotel przed lustrem. Tam stały pudry, maści, perfumy oraz wszystko, co jest potrzebne eleganckiej kobiecie. Wojowniczka chyba ogólnie lubiła zajmować się ciałem swojej pani nie tylko w łożu, ale także upiększać je, jeśli było to jeszcze w ogóle możliwe przy jej wyjątkowej urodzie.


Piękna Agnese zajęła miejsce i przymknęła oczy oddając się w ręce ghulicy.
- Po prostu chcę go zobaczyć. - wypowiedziała te słowa cicho. Już wiedziała. Zbyt dobrze znała się na ludziach by nie umieć ocenić swoich uczuć. Kochała markiza na tyle na ile miłość wampira do posiłku, może być bliska ludzkiej miłości. Od początku urzekała ją jego niewinność i teraz… na chwilę uchyliła oczy gdy Gilla nakładała na nią puder. Kochała ją i kochała Borso…. Dla ilu osób może wystarczyć jej martwe serce? Tego kompletnie nie wiedziała. Któż wie? Wobec tego markiz po prostu był niczym, ot zabawką chwilową, którą się polubiło. Takim kociakiem, chętnie głaskanym. Niczym więcej. Wszak równie dba się o zwierzęta domowe oraz stara pomóc, jeśli wpadają w jakieś niesympatyczne tarapaty. Któż wie? Uśmiechnęła się do swoich myśli. Zobaczy go i podejmie decyzję.

Gilla przystroiła ją odpowiednio, przypudrowała. Mogły ruszać, zgodnie z wcześniejszym postanowieniem. Na korytarzu panowała cisza większa niż zwykle, aczkolwiek ostrzegła oczywiście trochę służby, zaś u jej komnaty stróżowała dwójka ludzi Kowalskiego. akurat mieli właśnie termin warty. Wiedziała, gdzie jest ciąg komnat markiza. Razem z Gillą ruszyły tam i zostały oczywiście wpuszczone. Markiz leżał na swoim łożu. Był lekko blady, ale spokojny, oddychał miarowo. Policzki miał zapadnięte, czemu nie można się dziwić, lecz nie wydawało się, iż cokolwiek może mu zagrażać. Niedaleko jego łóżka stało kolejne, na którym spała Sophia, przykryta po szyję. Ona natomiast poruszała się przez sen niespokojnie. Gwałtownie. Coś mówiła kompletnie niezrozumiałe. Jednak spała także snem prawdziwie mocnym.
 
Kelly jest offline  
Stary 31-03-2017, 16:18   #54
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Piękna Agnese weszła do sypialni i podeszła do łoża markiza. Przysiadła na jego krawędzi i pogładziła twarz mężczyzny. Był tak cudownie niewinny, bezbronny. Nachyliła się i ucałowała go delikatnie w usta. To dziwne, ale miała wrażenie, że przez sen oddał jej pocałunek. Chciała go, mógłby być jej ghulem… albo nawet. Uśmiechnęła się. Opowie im wszystko i da podjąć decyzję. Tymczasem jednak miała całą noc wolną, a właściwie, trudno określić, że wolną, ponieważ oczywiście ktoś znowu chciał z nią rozmawiać. Borso lekko zapukał, ale tylko uchylił drzwi.

- Signora, kardynał de Medici - powiedział cicho absolutnie nie wchodząc oraz nie patrząc do środka. Agnese spoglądająca na drzwi dostrzegała tylko fragmencik jego sylwetki oraz temblak, na którym dalej spoczywała jego ręka.

Wampirzyca nachyliła się i jeszcze raz ucałowała markiza nim wstała. Powoli wyszła z sypialni zerkając jeszcze na Sophie. Odezwała się dopiero gdy zamknęły się za nią drzwi.
- Prowadź. - delikatnie dotknęła zdrowego ramienia Borso. - Jak się czujesz?
- Kowalski bardzo mi pomógł - przyznał ghul. - Ale powiedział, że niektóre rzeczy lepiej zostawić naturze oraz krwi. Jakby trzeba było, potrafię już poruszać ręką osobno, bez temblaka. Tyle, że Kowalski mi powiedział, żebym jej jeszcze nie przeciążał. Długo pracował nad markizem i nawet nad panią, signora. Byliśmy niepewni po tym wszystkim, co się dzieje, ale uspokoił nas. Stwierdził, że wszystko wedle prawidła. Jest mądry, jak się przekonałem oraz chyba starszy od każdego spośród nas. Kiedy leczył mnie ot tak rozmawialiśmy na temat bitew. Wspomniał coś na temat swojej obecności w bitwie pod Legnicą, gdziekolwiek to jest. Kiedy położył się jednak z ciekawością sprawdziłem myśląc, że Legnica to gdzieś w jego ojczyźnie. Miałem rację, ta bitwa okazała się całkiem znana oraz spisana w ogólnych traktatach historycznych. Brały bowiem w niej udział zakony rycerskie. Tyle, że to było 260 lat temu z jakimś okładem … chyba jednak - najpierw wpadł na myśl - że to może jakaś inna bitwa pod tą miejscowością. Chociaż wspominał coś tam o jakichś Mongołach …


Kardynał Giuliano de Medici czekał na signorę w bibliotece. Kiedy wampirzyca weszła wstał na powitanie podając swą dłoń do ucałowania, sam zaś złożył pocałunek na czole Florentynki. Faktycznie trzeba rzec, że purpurat ten słynął z eleganckiej grzeczności. Starał się nikomu nie nadepnąć na odcisk. Posiadał pewne wpływy, ale raczej nie wykorzystywał ich zbyt nachalnie. Ogólnie wśród kardynalskiego kolegium miał przeciwników, jednak nie miał wrogów.
- Witaj córko - uśmiechnął się do niej. Ewidentnie miał doskonały humor - dziękuję ci, że zechciałaś się ze mną spotkać tak szybko. Ja też ci chciałem podziękować. Książę Romanii zaczął się przygotowywać do wyjazdu, więc ja także chciałem odwdzięczyć się tym drobiazgiem - podał jej gotowy dokument z odpowiednimi podpisami oraz pieczęciami. Było to mianowanie opata ustalonego klasztoru, wszakże bez wpisanego nazwiska. - Ty sama dopiszesz, kogo chcesz - wyjaśnił. Ale przyznam, że jestem bardzo ciekawy waszej rozmowy - dodał zaintrygowany, bowiem chyba to było normalne, że chciał się dowiedzieć, jak przebiegały negocjacje pomiędzy nią a księciem Romanii.

Agnese wskazała fotel, na którym zasiadał kardynał, po czym sama usiadła na drugim. Przekazany dokument ułożyła na stoliku obok siebie.
- Cóż… mogę rzecz, że poglądy eminencji i księcia zbiegają się momentami. To bardzo ułatwiło mi rozmowę. - Wspomnienie Cesare, tak przekonanego o tym, że jest agentem Francji, ponownie ją rozbawiło. - Jutro zapewne udał się zobaczyć, jak jego zdrowie.

Kardynał jednak był bystry. doskładnie słuchał wypowiedzi swoich rozmówców.
- Jeśli zbiegały się momentami, znaczy że momentami nie. Signora, proszę potraktować mnie jako pani przyjaciela oraz uczciwego człowieka. Co właściwie się stało oraz czy książę postawił jakieś warunki, lub cokolwiek? Trudno przypuścić, żeby był niezwykle spolegliwą osobą, choć oczywiście doceniam wpływy twoje oraz twojego suwerena.
- Zagrałam kartą którą dałeś mi do ręki kardynale, tym, że książę będzie mógł zachować swoje stanowisko. - Agnese uśmiechnęła się. - Miał do mnie prośbę, ale nie składałam żadnych obietnic.
- Rozumiem signora. Szczerze mówiąc i tak zatrzymałby swoje stanowisko, chociaż faktycznie, kolegium kardynalskie mogłoby mu narobić kłopotów. Zaś my, rozumie pani, nie mamy ochoty obradować pod jego mieczem. Rozumiem, że prośba jest osobista, bowiem jeśli nie, być może mógłbym rozważyć jej wsparcie ku naszemu wspólnemu pożytkowi - zaproponował uprzejmie Medyceusz.
- Kardynale… - Wampirzyca uważnie przyglądała się mężczyźnie. Czy ktoś tak inteligentny, naprawdę mógł myśleć, że jest agentką Króla Francji? Obróciła wzrok. - Kto byłby najkorzystniejszym wyborem dla księcia?
- Któryś z kardynałów hiszpańskich, ale oni nie mają szans. Jest ich tylko 11. Natomiast nas Włochów 22. Oczywiście kilkoro także innych nacji. Najprawdopodobniej więc chciałby dobrze usposobionego doń Włocha, takiego Rario lub Piccolominieego, aczkolwiek jeśli tak, to się przejedzie - kardynał skrzywił ironicznie usta.
- Rozumiem, że nie są to faworyci, waszej Eminencji? - Agnese spojrzała na kardynała z uśmiechem.
- Och, niezupełnie. Oczywiście nie dopuściłbym Rario, ale Piccolomini, haha, proszę bardzo, jeszcze nawet bardziej - roześmiał się Medici.
- Jak ma rozumieć wasze słowa? - Wampirzyca zaczęła przesuwać palcem dokument leżący na stoliku, jednak cały czas przyglądała się kardynałowi.
- To już moja droga, tajemnica. Zauważ, że ty także nie powiedziałaś mi wszystkiego. Pełen szacunku do ciebie, nie domagałem się tego, choć pewnie się domyślasz, jak bardzo chciałbym usłyszeć na temat przebiegu negocjacji. Niemniej, jeśli Cesare chciałby Piccolominiego, to frakcja, którą reprezentuje, może go poprzeć. Jeśli książę zagwarantowałby mu głosy kardynałów hiszpańskich, wygrałby. Oczywiście musielibyśmy przeprowadzić jeszcze pewne negocjacje, ale to nie byłby problem.
- Uczono mnie by korzystać z mądrości osób, starszych ode mnie. - Wamiprzyca uśmiechnęła się. - Mogę zdradzić waszej Eminencji, każdy najmniejszy szczegół moich pertraktacji, ale w zamian będę prosiła o pomoc. Ba… myślę, nawet, że mogłabym pomóc przy negocjacjach w prawie głosów kardynałów hiszpańskich.
- Wobec tego słucham, signora - powiedział poważnie. - Proszę wierzyć, że naprawdę doceniam pani intencje oraz możliwości negocjacyjne.
- Może najpierw zdradzę jakiej pomocy będę potrzebować. Może będzie to sprawa, w którą nie chce się Wasza Eminencja angażować. - Agnese zostawiła kartkę i skupiła wzrok na kardynale. - Jest ród, który bardzo zaszedł mi za skórę i niszczy moje interesy. Jego przedstawiciel zajmuje tutaj dosyć ważne stanowisko dla mego miasta, uważam jednak ze to niewłaściwa osoba. Czy mam mówić dalej?
- Tak, ale wie pani, że mój ród wygnano z Florencji. nie mamy tam wpływów jeszcze. Jednak mógłbym sprawić, ze tutaj, na rzymskim podwórku przyjmowanoby go bardzo źle. Nie lubię, kiedy ktoś kiepsko traktuje moich przyjaciół.
- Myślę, że jestem w stanie zatroszczyć się o moje Florenckie podwórko. Ale bardzo zależy mi na tym by Pazzi nie mógł zagrzać miejsca w stolicy papieskiej.
- To można sprawić. Po prostu kardynałowie, nie wszyscy, ale wielu, przestaną się z nim spotykać. Straci więc wpływ. Ktoś doniesie gonfaloniere, który go oczywiście odwoła.

Wpływowa wampirzyca oparła się wygodnie w fotelu.
- Gillo. - Do pomieszczenia wsunęła się ghulica. Agnese uśmiechnęła się do niej. - Przynieś prosze jakieś dobre wino dla Eminencji i coś rozcieńczonego dla mnie.
Gdy Gilla wyszła spojrzała na kardynała.
- Książe Romani uważa, że jestem agnetem króla Francji, z resztą podobnie chyba jak cały Rzym. Wysłuchał mnie pod warunkiem, że szepnę dobre słowo o jego stanie “mojemu” - Agnese wymówiła to słowo z lekkim rozbawieniem - królowi. Dopiero zgadzając się na ten warunek pozwolił mi przejść do pertraktacji. Bardzo zależało mu na wyjeździe 3-ego, prawdopodobnie ma to związek z jakimiś zabiegami lekarskimi. - Agnese zamilkła gdy Gilla wniosła dwa kielichy. W jednym była już krew dla wampirzycy, do drugiego nalała wina z przyniesionej karafki. Gilla mogła spokojnie słuchać tego wszystkiego, Agnese nie miała przed nią tajemnic, jednak kardynał nie musiał o tym wiedzieć. gdy wyszła wampirzyca upiła łyk i kontynuowała. - Postawiłam warunek, że jedyną możliwością by zachował swój urząd jest przyspieszenie jego wyjazdu na 2-ego września. Miałam nadzieję, że wyjedzie skoro świt, ale nie jest to możliwe w związku z tym zabiegiem. Na szczęście i tak zgodził się przyspieszyć swój wyjazd. - Przez chwilę bawiąc się kielichem, zastanawiała się czy powinna zdradzać predyspozycje Cesare co do wyboru papieża. Powoli sączyła krew z kielicha.
- Prosił mnie o poparcie dla swego kandydata. - Agnese skupiła wzrok na kardynale. - Rzeczywiście wspominał nazwisko Piccolominiego. Tak jak przewidział Wasza Eminencja. Wierzę, że byłabym w stanie przy jutrzejszym spotkaniu ugrać jakieś poparcie z jego strony.
- Możesz to uczynić signora. Możesz poprzeć kardynała. Francesco Todeschini - Piccolomini, widzisz signora, on właściwie umiera. Bardzo niewiele osób zna sytuację. Cesare sam jest chory, więc stracił szereg informacji. Chętnie więc wybierzemy go, nawet bardzo. Sama wiesz, signora, co to oznacza. Jednak skoro ty już pani wiesz, ale inni nie wiedzą, można spróbować wygrać sytuację. Cesare zażądał dowództwa armii. Przy okazji, może nie wiesz, ale wczoraj wieczór wysłał pismo do kardynała Riario, że żąda jeszcze wycofania wojsk Wenecji z Romanii, bowiem tam weszły. To się udało załatwić. Przedstawiciel wenecki obiecał wycofać się na czas wyboru papieża. Teraz więc pytanie, czego moglibyśmy oczekiwać od Cesara za poparcie jego kandydata. Wojska nie da, to oczywiste. Może Imolę, albo inne miasto - zamyślił się kardynał. - To byłoby ciekawie. Zaś signora, jesteśmy tutaj, więc jeśli cokolwiek myślą na twój temat, to oznacza, że tak jest. Mamy epokę udawania, staje się ono ważniejsze od rzeczywistości. Nie wiem, czy jesteś agentką Ludwika XII, czy też nie, ale po mojemu, jest spora szansa, że tak właśnie jest. Byłaś nie tylko wprowadzona przez armie podległe francuskim dowódcą, ale Florencja jest pod opieką króla. Sama przyznaj, że to istotne kwestie.

Agnese wzruszyła ramionami.
- Ja tylko staram się grać z Eminencją w otwarte karty, bo nie widzę sensu by czynić inaczej. Jeśli zależy Waszej Eminencji by wierzyć inaczej, nie jestem od tego by Was do czegokolwiek zmuszać. - Wampirzyca dopiła krew z kielicha. - Ja jestem gotowa zagrać swoje karty na Piccolominiego. Pytanie tylko czy naprawdę, zależy Wam na Imoli?
- Och nie, właściwie wcale. Raczej zależy na tym, żeby Cesare zapłacił, ile tylko może. Pieniędzmi? Proszę bardzo, ale musi być przekonany, że nie otrzyma to drogo. Inaczej będzie coś podejrzewał. Na tym polega negocjacja. Natomiast jeśli nie jesteś, signora wysłanniczką Ludwika, radzę, udawaj że jest inaczej. Kiedy będziesz z nim rozmawiać, moja rada, niechaj on ci składa propozycję. Ostatecznie papiestwo to ładny kąsem oraz potwornie drogi.
- Ah Eminencjo, to zabrzmiało jakbyś chciał uczyć kupca handlować. - Agnese uśmiechnęła się szczerze. - Mam wiele do ugrania tutaj... bardzo wiele. Jednak nie śmiałabym przy takiej pomocy, nie zapytać na czym zależy Waszej Eminencji.
- Ależ proste. Nie chcę, żeby dalej byli Borgiowie. Cesare wprawdzie bez Aleksandra VI jest słabszy, jednak Italia bez Borgiów będzie normalniejsza, choć pewnie nie spokojniejsza. Jeśli znasz mnie pani oraz słyszałaś o mnie, to wiesz, że nie pcham się tam, gdzie wody są niespokojne. Więc cóż, jeśli Piccolomini będzie wybrany, to nie na długo. Czyli uważam, że ten okres osłabi Borgię, nawet jeśli utrzyma pozycję. Czy zdajesz sobie, signora, co oznacza, iż wyjeżdża, iż ugiął się? Wszak to człowiek, który się nigdy nie ugina. Teraz ludzie wiedzą, że można z nim wygrać. On jest chory, może sobie z tego sprawy nie zdaje. Może nie potrafi jeszcze przeanalizować wszystkiego. Osłabiamy go, wierz mi. Nawet po wycofaniu się oddziałów weneckich z Romanii, on ją straci.
- Postaram się dopilnować by wyjechał. - Agnese zamyśliła się. Co potem… Odwróciła wzrok od kardynała. - Będę wdzięczna za pomoc w mojej sprawie.
- Obiecuję, że zrobię swoje. Wprawdzie odwołanie Pazziego to tygodnie, bowiem najpierw musi to pójść do Florencji, potem wrócić. Ale możesz mi wierzyć, że poczuje to. Cóż, chyba opuszczę cię signora. Mam wiele rozmów do odbycia - podniósł się wyciągając dłoń.

Agnese podniosła się i ucałowała pierścień. Spojrzała z dołu na kardynała… oboje byli z Medicich, tak prawdziwie z Medicich. Wyprostowała się powoli
- Niech Eminencja dba o siebie. Rzym potrzebuje takich ludzi.
- Rzym potrzebuje takich współpracowników, jak ty, signora. Możesz mi wierzyć, że nie zapomnę o tobie. Oraz przyszły Ojciec Święty także - uśmiechnął się całując ją w czoło.



Kardynał wyszedł, zaś Gilla oczywiście stawiła się przy swojej pani.
- Jakieś rozkazy, signora? Jeśli mogłabym coś zasugerować, to może po prostu dzisiaj odpocząć? Zawsze warto od czasu do czasu zrobić przerwę.
- Jak to mawiają moja droga… odpoczniemy po śmierci. - Agnese ucałowała Gillę w policzek. - Sporządzę pismo do księcia, niech Borso wybierze kogoś, kto je zawiezie, sam ma odpocząć. Jutro udam się tam z wizytą.

Spokojnym krokiem wampirzyca ruszyła w stronę swego gabinetu. Ghulica oczywiście za nią.
- Hm - nagle stwierdziła - moglibyśmy udać się do tej karczmy, wiesz signora, której. Tam się zawsze coś dzieje.


Agnese weszła do gabinetu i zajęła miejsce za biurkiem. Z uśmiechem zerknęła na ghulicę.
- Nienawidzę takich miejsc. - Tak Gilli mogła to powiedzieć szczerze. - Nigdy nie akceptowałam takiego sposobu upodlania ludzi. Wiem, że jestem wampirem, “żywię się wami”. - skrzywiła się wypowiadając te słowa. - Ale… nie w ten sposób.

Gilla chyba się nieco zawstydziła. Była twardą osobą oraz nie przejmowała się nikim niemal, poza signorą. Co nie znaczy, że była jakimś draniem. Po prostu dobro Agnese stawiała ponad wszystko.

Wampirzyca wydobyła papier i zamoczyła pióro. Powoli zaczęła kreślić list swoim charakterystycznym zamaszystym pismem. Gdy skończyła zasypała arkusz piaskiem i zaczęła nadtapiać lak nad świecą. Uważnie przyglądała się płomykowi. Czuła jak bestia w niej zaczyna się wiercić, więc zsypała piasek i zabezpieczyła list, odciskając na nim swą pieczęć.

Na chwilę odłożyła papier na biurko i spojrzała na Gillę.
- Co ja mam począć z tą dwójką, moja droga? - Uśmiechnęła się smutno do swojej ghulicy. - Te dzieci mnie zauroczyły. Nie wyobrażam sobie powrócić do Florencji i zostawić ich ot tak.
- Możesz pani … no po prostu wprowadzić go powoli w nasze istnienie. Jej nie wiem, może także, ja też ich bardzo lubię. Są naprawdę sobą, są przyzwoici, pomimo wysokiej pozycji społecznej.
- Gdyby tylko miała kogoś na oku. - Agnese zaczęła bawić się listem. - Zdobyłabym jej dowolnego mężczyznę w tym mieście. - Po chwili uśmiechnęła się do Gilli. - Może ty masz na kogoś ochotę?
- Tak pani, na panią, nooooooo … może jeszcze na markiza, gdyby … gdyby chciał oraz zrozumiał, jak bardzo panią kocham.
- Zrozumie… kiedyś zrozumie. - Wampirzyca mrugnęła do kobiety, podała jej list. - Przekaż to proszę Borso, niech kogoś wyśle, ale podkreślam “kogoś”. Ja pewnie pokręcę się trochę i odwiedzę jeszcze markiza.
- Tak się stanie, signora - Gilla ruszyła za drzwi pozostawiając Agnese samą ze swoimi myślami. Wampirzyca podniosła się i ruszyła na spacer. Było jedno miejsce w tym pałacu, które planowała odwiedzić od samego początku pobytu. Oczywiście, co do Sophi, mogłaby załatwić jej wspaniałe małżeństwo oraz miłość, ale starczyłoby jej na tyle, na ile byłoby mocy. Czy więc warto było ryzykować. A może jeszcze sprawdzić tego jej półoficjalnego narzeczonego Orsiniego? Wampirzyca westchnęła ciężko, schodząc po schodach. Skierowała swoje kroki w kierunku kaplicy. Najchętniej wymordowałaby teraz wszystkich Orsinich, po tym co stało się markizowi.

Była zmęczona, minęło wiele lat od kiedy pozwoliła sobie na taką aktywność. Czuła niemal jak vitae w jej żyłach pulsuje. Spokojnym krokiem przemierzała krużganki, zerkając na zieleń spowijającą dziedziniec. Ciekawe jak wyglądałoby to w świetle dnia… nagle wspomnienie dzisiejszego bólu przywróciło jej rozsądek. Tak, w nocy jest tu także bardzo pięknie. Powoli dotarła do kaplicy i delikatnie oparła dłoń o wielkie wrota, chcąc sprawdzić czy jest otwarta. Była, drzwi ruszyły lekko do przodu otwierając się na kościół św. Marka, takie bowiem miał wezwanie.




Przed oczyma wampirzycy pokazała się rozległa sala. Agnese uśmiechnęła się. Nazywanie tego kaplicą, rzeczywiście mogło być nie na miejscu. Spektakularna bazylika sklepiona płaskim kasetonowym stropem, którego nisze zdobiły między innymi herby papieskie, mogło niejednemu zaprzeć dech w piersi. Agnese na szczęście nie oddychała. Pewnym krokiem ruszyła środkiem głównej nawy. Piękne marmurowe kolumny zwieńczone jońskimi kapitelami wspierały idealne półokrągłe łuki. Wampirzyca wsłuchiwała się w swoje kroki, które niosły się echem po pustej przestrzeni, aż dotarła pod ołtarz. Na półkopule wieńczącej zamknięte półkoliście prezbiterium, malarz umieścił przedstawienie Chrystusa Pantokratora. Agnese wpatrywała się w jego oczy, by po chwili przymknąc swoje i delektować się nastrojem tego miejsca. W trakcie swego istnienia miała już dwa śluby… Otworzyła oczy i rozejrzała się po bazylice.

Czy naprawdę chciała brać kolejny?
- Chcę go mieć… - Jej głos poniósł się echem, odbijając się od marmurowych posadzek. Troszkę ją to zaskoczyło. Na tyle, że przysiadła na klęczniku, przeznaczonym dla gospodarzy, znajdującym się idealnie na wprost ołtarza. Nie mogła mu tego zrobić. Nigdy nie będzie miał z nią potomstwa, ślub… ślub nigdy nie był problemem ale na ile. Czy wytrzyma z nią rok, dwa? Może kilkanaścia lat i co wtedy. On zacznie się starzeć… chyba że go przemieni.

Powoli podniosła się i ruszyła w kierunku pokoi markiza. Co by się nie działo, da mu podjąć tą decyzję, tak jak i jej na to pozwolono. Tej nocy planowała czuwać przy jego łożu. Szybko dotarła do pokoi markiza. Cichutko wsunęła się do jego sypialni. By nie obudzić ani mężczyzny, ani jego siostry. Przysiadła na łóżku Alessandro i delikatnie chwyciła jego dłoń. zamarła, tak jak tylko wampiry potrafią zamrzeć, oddając się całkowicie swoim myślom. Na rozmowach, rozmyślaniach, odwiedzinach upłynęło mniej więcej pół nocy. Najdłużej siedziała przy Alessandro, wpatrują się w jego szczupłą twarz. Wydawało jej się, albo może nie wydawało, że kiedy dotykała jego dłoni, pomimo uśpienia specyfikami, twarz markiza drży, szczególnie powieki, zaś usta układają się w uśmiech. Kto wie nawet, czy Agnese nie spędziłaby całej nocy przy osobach, które stały się dla niej ostatnio wyjątkowymi, gdyby nie gwałtowny kobiecy krzyk, który doszedł ją z pałacowego parteru. Krzyk, który wyleciał najprawdopodobniej przez okno i był tutaj słyszany. Krzyk bólu, albo radości, trudno było rzec, ale bardzo głośny. Może przestrachu … trudno się było domyślić, a później kolejny, ale kogoś innego, jakiejś kolejnej kobiety mającej inna tonację głosu. Wspaniały słuch wampirzycy doskonale rozróżniał je, nawet jeśli były stłumione przez okienne szyby.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-04-2017, 02:55   #55
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wampirzyca niechętnie podniosła się z łoża markiza i puściła jego dłoń. Cicho opuściła sypialnię by już pewnym krokiem ruszyć w kierunku usłyszanego krzyku. Musiała wyjść na korytarz, a potem zejść na dół, na parter, zaś tam zastała zamieszanie, jak na jarmarku. Kilkanaście kobiet biegało po korytarz, niczym nawiedzone, kilku mężczyzn stało, jakby nie wiedziało co robić, jak zaś mężczyzna nie wie, to pije. Przynajmniej dwóch takich piło. Ogólnie potworna bieganina nie wiadomo czym spowodowana. Tylko jednak Gilli, ani żadnego innego sługi jej osobistego tutaj nie było. Agnese wyszła do zebranych.
- Spokój moje drogie. - Jej głos poniósł się echem po dziedzińcu.

prezencja st6 1 poziom dyscypliny
rzuty - 4,10,9,10,4,3 , - 6,5, - 4 sukcesy, czyli 20 osób zachwyconych,
rezultat: wszyscy opanowani



Kobiety właściwie pędziły na lewo oraz prawo, ale faktycznie, czasem tworzyły zbitki i właśnie taki moment wybrała wampirzyca. Tonacja jej głosu wzbudziła zaś szacunek. Służące zatrzymały się w swojej gonitwie i nagle skierowały spojrzenia ku Agnese
- Signora, wybacz wasza miłość, czy … czy może wśród pani służby jest jakaś akuszerka?
- Co najwyżej medyk
. - Agnese uśmiechnęła się. - Ale poślijcie i po Kowalskiego i po Gillę.
- Tak? Medyk, ale tu wszystko idzie dobrze, znaczy tak, jak powinno. Tylko no bo po prostu trzeba odebrać tak normalnie. Mamy swoja akuszerkę, tylko, ze ona właśnie urodziła przed chwilą. Zdrowa córa i mówiła co mamy robić. Ale teraz usnęła, zaś pomoc kuchenna właśnie zaczyna ze swoim dzieckiem drugim i tak się zgrały i nie wiemy
… - trajkotała któraś. Aczkolwiek inna wyrwała się i pobiegła na górę.
- Aaaaach! - kolejny krzyk doszedł z pokoju, do którego wbiegały oraz wybiegały po przednio kobiety. Zeszła też Gilla biegnąc na wezwanie signory. Przy Kowalskim musiało zejść więcej czasu, bowiem pewnie potrzebował się obudzić oraz ubrać. Jeszcze go nie było, ale niewątpliwie potraktował sprawę poważnie.
- Jakieś problemy, signora? - spytała Gilla. - Pewnie biją kogoś - zaryzykowała słysząc kolejny krzyk głośny kobiety. - Zasłużyła sobie?
- Och… zasłużyła, zasłużyła
. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Rodzi. Pomożecie biedulce?
- Aaa no tak
- speszyła się nieco Gilla, która myślała, że ktoś jest gnębiony jakimś kijem, tymczasem wspomniany rodzaj gnębienia brał się z czegoś kompletnie innego.
- Co, jak, gdzie, jakiej bidulce? - dopytywał się Kowalski, który właśnie zszedł dopinając spodnie oraz mając kompletnie rozchełstaną koszulę. - Jacyś ranni, kolejny atak, czy cokolwiek - ziewnął jeszcze niedobudzony.
- Mamy rodzącą - wyjaśniła mu Gilla.
- Jaką rodzącą?
- Kobietę, zwykle kobiety rodzą
- parsknęła Gilla, jednak nie wiadomo dlaczego, spojrzenie miała skierowane na własne obuwie natomiast głos podejrzanie drżący.
- Ale ja się znam na ranach, czy chorobach. Rodzenie to dosyć naturalna kwestia. Jakby nie było, każdy spośród nas kiedyś się musiał urodzić. Po prostu potrzeba jest doświadczonej niewiasty, która normalnie zajmuje się pomocą przy takich sprawach.
- Szlachetny panie, akuszerka była, ale też właśnie urodziła
- pozwoliła sobie wtrącić się któraś ze stojących obok służebnych, pewnie nieco śmielsza od innych, a może po prostu mocniej zauroczona Prezencją, którą wcześniej użyła na służbie signora Contarini.
- Co to jest za dom? - zdziwił się nagle Kowalski parskając. - Izba porodowa, czy co dla całego miasta? Dobra, Gilla, chodź ze mną, a ty signora - zdecydował się wreszcie - trzymaj się raczej z daleka - poradził Agnese. - Zbyt dużo krwi.
Powiedziane ostrzeżenie dotyczyło wampirzej natury Agnese, choć służba pewnie zrozumiała je, żeby szlachetna dama trzymała się po prostu daleko od wszelkich niespecjalnie pięknie wyglądających spraw.
- Ale ja, muszę? - Gilla chyba była wręcz przerażona. Wspomniany aspekt kobiecego życia budził w niej niekłamaną obawę. Nawet tylko, gdyby po prostu miała stać z boku i pomagać podając Kowalskiemu, co tam zażąda. Tan zaś zwyczajnie chciał Gilli, mając zaufanie wykonania poleceń. Tymczasem trafił na mur strachu. Ghulica spojrzała prosząco oraz pytająco na swoją panią.
- Wierzę w ciebie moja droga. - Agnese skrzyżowała ręce na piersi i uśmiechała się szczerze. - Sama chętnie bym pomogła.
Rzadko dostrzega się ten błysk w oczach Gilli, który nie oznaczał pożądania, wojowniczego pragnienia walki, tylko nagłą obawę małej dziewczynki pragnącej schować się w mysią dziurę. Jednak polecenie było poleceniem. Gilla jeszcze zdołała spojrzeć na zasadzie: dlaczego mi to robisz? - Następnie zwieszając głowę powlokła się za Kowalskim, który wszedł podwijając rękawy.
- Jak wygląda? - Agnese usłyszała jego głos stojąc na korytarzu.
- Ilona dobrze, ale doktorze ... jakoś blada. Może zjadła co złego - odparła troskliwie jedna z kobiet.
- Może … - zagadkowo odparł Kowalski. - Mamy jeszcze chwilę czasu. To nie jest twoje pierwsze dziecko?
- Drugie, panie
- wymówiła jękliwie nieco rodząca.
- Wobec tego wszystko pójdzie niczym po maśle. Wyglądasz zdrowo. Dziecko pewnie też takie będzie.


Słyszała to stojąc jeszcze blisko drzwi. Ale co miała robić dalej?
Wampirzyca odsunęła się od drzwi. Mimo że skrzydło było zamknięte czuła lekki zapach krwi. Rzeczywiście nadal była lekko głodna. Odeszła i przysiadła na jednej z marmurowych ław stojących na dziedzińcu. Potem jakoś wynagrodzi to Gilli. Tymczasem czas upływał. Kolejne godziny. Do jej uszu niekiedy dochodził okrzyk kobiety, niekiedy jakieś słowa. To mówiła któraś spośród służących, to Kowalski, to rodząca. Wyczuwała nawet stąd narastające podniecenie, okrzyk radości, nawet zaś dotarł jej uszu chyba płacz dziecka. Aż wreszcie pojawiła się Gilla, bladozielona na twarzy:
- Signor Kowalski wysłał mnie do ciebie, signora - spojrzała na nią z lekką urazą - że wszystko powiodło się dobrze, zaś on nie musiał interweniować bardziej, niżeli wskazują potrzeby natury.
Agnese wyciągnęła do niej dłoń, a gdy Gilla podeszła chwyciła jej rękę i ucałowała.
- Ależ pani … - zaprotestowała ghulica. - Przecież to nie ...
Agnese od jej skóry czuła lekki zapach krwi.
- Dziękuję moja piękna.
- Wszystko dla ciebie, pani
- Gilla chyba była nieco przygnębiona, ale przechodziło jej. - Wszystko, co tylko możliwe. Kowalski ponownie poszedł spać, aczkolwiek miał jeszcze zajrzeć do drodze do markiza. Czy chce pani iść z nim, czy niechaj się po prostu spokojnie przyjrzy? Pytałam go jeszcze, jak zdrowie Alessandro, jednak wyjaśnił mi, uspokoił, że jutro markiz będzie już normalnie funkcjonował. Aczkolwiek możliwe jest lekkie osłabienie oraz wielorybi apetyt.
Wampirzyca niechętnie puściła jej rękę.
- Obawiam się, że nie powinnam cię zostawiać samej. - Uśmiechnęła się ciepło do swojej ghulicy. - Chyba nigdy nie widziałam cię tak wystraszonej.
- Nobo, kiedy miałam 10 lat, moja matka urodziła moją siostrę
- powiedziała straszliwie skrępowana. Wypowiadane zdania były straszliwe ciche, jakby miała coś w sobie, czego nie chciała ukrywać przed swoją panią, lecz także nie wspominała dobrze. - Wtedy nikt jej nie pomógł, tylko byłam wtedy przy niej. Mówiła mi, ale … nie pamiętam już, coś chyba pomyliłam, nie pamiętam, zemdlałam. Kiedy się ocknęłam, ani moja mama ani siostra nie żyły. Ja … może to wspaniałe dla wielu kobiet … ale … wspomniałaś signora, że ty chciałabś pomóc. Naprawdę?
- Czemu nie
? - Agnese uśmiechnęła się. - Opowiadaj mi o takich rzeczach, dobrze? Nie prosiłabym cię o to, wtedy.
Wampirzyca rozsiadła się wygodnie i poklepała miejsce obok siebie. Cały czas nasłuchiwała niepokojących dźwięków z pokoi markiza.
- Kiedyś nawet zdarzało mi się pomagać przy takich rzeczach. Mimo iż damie to nie przystoi. - Mrugnęła do dziewczyny. - Jednak gdy panuje ten zamęt i szczególnie gdy jest się kobietą… chwytasz za tą szmatkę i starasz się choć odrobinę pomóc.
- Ja bardzo chciałam wtedy pomóc
… - wyszeptała Gilla, zaś po jej policzkach spłynęły dwie przeźroczyste łzy. Agnese sięgnęła i zdjęła łzę. Po chwili zlizała ją z palca. Była słona, ale taka dziwnie rześka. - Nie lubię o tym myśleć - przyznała ghulica. - W moim fachu nieczęsto ma się do czynienia z sytuacją, iż nowe życie pojawia się. Moja dłoń to mój miecz oraz przyjemność dla mojej pani - dodała.


Tymczasem zwyczajnie z pokoju markiza nic nie słychać było niepokojącego. Chyba Kowalski stamtąd wyszedł oraz położył się ponownie spać. Było wszak niemal rano, bowiem sam poród trwał kilka godzin. Wampirzyca także mogła jeszcze wykonać jakieś drobne czynności, jednak dla niej także nadchodziła pora snu.
- Zrobisz mi krótki masaż przed snem, kochana? - Agnese uśmiechnęła się czule do swojej ghulicy.
- Tak pani, uczynię to z wielką przyjemnością - uśmiechnęła się Gilla ciesząc się, iż wszystko powraca na znane tory. - Dzisiaj ponownie jabłuszko? Albo jednak pomarańcza?
Wampirzyca podniosła się z ławy i zaczekała aż Gilla też wstanie.
- Po tym deszczu marzy mi się coś cięższego… piżmo, może jakiś korzeń?
- Widziałam w łaźni chyba coś takiego. Korzeń sandałowca … przyznaję, nie wąchałam długo, ale jeśli życzysz sobie signora, coś cięższego, niewątpliwie się nada
- stwierdziła Gilla sięgając do pamięci. spotkajmy się w pokoju. Zaraz wrócę z olejkiem - zaproponowała.
Agnese skinęła jej głową. Spokojnym krokiem ruszyła w stronę sypialni. Jeszcze było co nieco czasu do świtu, ale w związku z tym, że nie spała prawie przez dzień, była wykończona. Czuła, że mogłaby przyłożyć teraz głowę do poduszki i zasnąć. Weszła do sypialni i powoli zaczęła się rozbierać. Rozwiązanie sukni sznurowanej na plecach samodzielnie, zajmowało chwilę, ale nie było niewykonalne.

Zupełnie naga przeszła do misy i zaczęła się opłukiwać. Jutro zacznie noc od wizyty w łaźni. Chwilę potem pojawiła się Gilla, zaś wampirzyca natychmiast uczuła od niej mocny zapach, jeden spośród wielu, który dało się dostrzec wewnątrz łaźni. Markiz pewnie miał bardzo bogatą paletę olejków, choć chyba ich nie używał do masażu. Nie wydawało się bowiem, że Sophia cokolwiek wiedziała na ten temat.
- Poczekam pani, aż się umyjesz - zaproponowała ghulica zdejmując swoje stroje. Wampirzyca tylko przetarła skórę kawałkiem materii i podeszła do kobiety. Z uśmiechem sięgnęła do jednej ze wstążeczek podtrzymujących jej strój. Przebywając na terenie pałacu ghulica także niekiedy nosiła suknię, ale też przy pasie zawsze jakiś oręż. Tworzyło to nieco dziwny kontrast, jednak Gilla znała swoje obowiązki. Obrona pani ponad wszystko inne. Jednak tym razem miały być w łożu, zaś zaiste, samemu będąc nagą masowało się znacznie lepiej oraz przyjemniej. Agnese zaczęła rozsznurowywać suknię swej ghulicy powoli przesuwając palcami po wyłaniającej się skórze. Gilla była rozgrzana, cudownie ciepła jak tylko potrafił być człowiek. Wampirzyca nachyliła się i ucałowała odsłonięte nagie ramię tuż po tym jak zdjęła z ghulicy halkę.
- Cieszę się, że nic ci się nie stało. - Uśmiechnęła się to kobiety.
- Wzajemnie, signora - ghulica zadrżała - Miałam ci robić masaż, pani. Sprawiać przyjemność. Tymczasem jest odwrotnie - uśmiechnęła się na wspomnienie pocałunku, który sprawił jej niekłamaną rozkosz.
- Znów prosisz się o dręczenie moja droga. - Wampirzyca pocałowała teraz zagięcie między szyją, a ramieniem Gilli. - Jak się miałaś do mnie zwracać?
- Aaa … gnese, tak sobie życzyła, pani, ja … wybacz, muszę się przyzwyczaić, że moja pani … że mogę go ciebie mówić w prywatnych chwilach twoim imieniem. Chciałabym bardzo … czy mogę już zająć się tobą? Proszę
.
Agnese cofnęła się do łóżka, ale ułożyła się na nim na plecach i z uśmiechem wpatrywała się w ghulicę. Przeciągnęła się, prężąc się na łóżku.
- Zapraszam. - Mrugnęła do Gilli.
- Połóż się pani na brzuszku. Masaż warto zaczynać od tylnej strony ciała - wyszeptała cichutko wchodząc do łoża oraz klękając przy Agnese. Widać było, jak ciężko unosi się jej pierś, zaś języczek delikatnie oblizuje wargi wpatrując się w signorę Contarini.
- Już ostatnio zaczynałaś od pleców. - Agnese nadal leżała na plecach. - A mam tu kilka części, które są niedopieszczone.
Wampirzyca uszczypnęła udo ghulicy. - A to za słówko “pani”.
- Auu
! - wyrwało się odruchowo Gilli. - Jeśli tak pani - wampirzyca ponownie uszczypnęła, teraz jednak drugie udo wywołując kolejne “au”. - uważasz, więc proszę, wyjaw mi, co jest niedopieszczone. Steruj mną, będę masować, co zechcesz, Agnese - ghulicy naprawdę ciężko było się przestawić. Wszak normalnie słudzy nie mówili do swoich panów po imieniu, ale signora nie była normalnym osobnikiem.
- Po kolei kochana. - Agnese chwyciła jedną z dłoni Gilli i i położyła ją na swojej szyi. - Od góry … - powoli przesuwała dłoń w dół - .. bardzo dokładnie... - zahaczyła jej dłonią o jedną z piersi by przytrzymać ją na swoim brzuchu. - ...do samego dołu.
- Czyli zacząć od twoich piersi, pa … Agnese
- poprawiła się Gilla, więc wampirzyca zatrzymała dłoń na jej udzie i tylko delikatnie przesunęła po nim paznokciem, wywołując drgnięcie, ale już nie okrzyk. - Rozumiem to życzenie.


Ghulica usiadła na biodrach signory dokładnie tak, że ta na swoim wzgóreczku mogła poczuć jej wygoloną intymność. Gilla uśmiechnęła się, wylała na swoje dłonie olejek, ale zamiast rozcierać je, ogrzewać, zaczęła sobie pokrywać własne cycuszki. Agnese przygryzła wargę obserwując ghulicę. Czuła jak kobiecość rozgrzewa się, jak do jej wzgórka zaczynają docierać pierwsze krople rozkoszy. Gilla smarowała obficie, choć dość szybko, później pochylając się nad signorą tak, by to właśnie jej piersi dotykały, pieściły, nawilżały i masowały piersi Agnese. Wampirzyca wydała z siebie pomruk czując ciepło Gilli. Powoli sięgnęła dłonią, przesuwając ją po udzie ghulicy, do jej pośladka i na razie lekko go uszczypnęła.
- Ach - ponownie wyrwało się z ust ghulicy, nie wiadomo jednak, czy ją to bolało, czy było przyjemne. Ogólnie musiało być jednak bardzo, bowiem Agnese czuła, jak sutki Gilli stwardniały, urosły pieszcząc ją, jak przesuwały się po jej własnych piersiach słodko dotykając, jak niekiedy przytulały się, spłaszczajac je, potem zaś ustawiały tak, by trafić idealnie, malinka w malinkę. Zaś niżej kilka kropel soczku ghulicy opadło prosto na nią. Doskonale to poczuła oraz poczuła drżenie ciała.
- Uwielbiam cię masować, Agne ... - jęknęła ghulica zjadając część imienia w dźwięku przyjemności.
- Naprawdę? - Agnese przesunęła palcem dalej po pośladku, aż natrafiła na znany już sobie otworek. - Czemu moja droga? - Jej palec zaczął zataczać niewielkie kręgi wokół ciekawego miejsca.
- Ach … - ponowny jęk wydobył się z gardła kobiety - boooo kooocham cię i kocham ci spraaawiać przyjemność i to dla mnieiiee teeż jeeest, ale - wydyszła ocierając ciągle piersiami o piersi Agnese - jeśli tak będziesz robić, to nie będęęę mogła - spróbowała poruszyć tyłeczkiem jakby zaciskając mięśnie.
- Doskonale ci idzie kochana. - Agnese chwyciła jej twarz drugą dłonią, pozwalając by tak która zataczała kręgi zjechała niżej trafiając na rozpalone płatki Gilli. Uśmiechając się uszczypnęła jeden z nich, uważnie obserwując twarz kobiety. Którą przeszedł lekki dreszcz bólu oraz gigantyczny przyjemności.
- Ach … - jęknęła i po prostu usta Gilli zaczęły mocno całować usta swojej panii. Tak bardzo mocno, głęboko, ściskając oraz łącząc języczki we wspólnym tańcu. Signora doskonale dostrzegła, jak mocno rozpaliła swoją ghulicę, która zamiast masażu, pragnęła ostrej miłości fizycznej.
Wampirzyca przytrzymała jej twarz odrywając ją od siebie. Troszkę mocniej uszczypnęła kolejny płatek.
- Byłaś wspaniała dzisiaj. Na co masz ochotę moja droga? - Uśmiech Agnese był niewinny, ale Gilla już zbyt dobrze wiedziała, że wcale nie musiało to oznaczać łagodnego traktowania. - Zasłużyłaś na nagrodę.
- Chcę pieszczot, chcę twoich pieszczot, dotykania, całowania, chcę by całe, wszystko co mam kobiecego, było w twoim władaniu, byś zrobiła tak, że już nie będę mogła wytrzymać
- gorączkowo wyszeptała ghulica przerywając tylko na moment całowanie. Każde szczypnięcie wywoływało jej drgnięcie oraz jęk, ale coraz bardziej był to jęk podniecenia. Musiała uwielbiać lekki ból przy wielkiej rozkoszy.

Piękna signora Contarini chwyciła jej pośladki i zaczęła ciągnąć w swoją stronę, ustawiając kobietę tak, że klęczała nad nią, a jej kobiecość znajdowała się idealnie w zasięgu ust wampirzycy. Przyglądała się uważnie ghulicy podziwiając jej rozpalone ciało. Rzeczywiście jej sługa była zgrabną, seksowną kobietą. Agnese widziała teraz, jak z góry pysznią się jej spore piersi ozdobione mocno odstającymi sutkami, jak ślicznie wygląda jej umięśniona talia, jak cudownie uda oraz łono, które prezentowało się tuż przy jej twarzy. Obecnie rozchylone, pokryte kropelkami rosy. Ślicznie różowe płatki miejscami były zaczerwienione mocniej. Czyżby tam, gdzie ją szczypnęła? Całkiem możliwe.

Agnese była nawet zła na siebie, na to że nie wiedziała czegoś o swym słudze, jak z tym porodem. Po tylu latach powinna wiedzieć już wszystko, znać ją na wylot. Wsunęła palec w tylni otworek Gilli, powoli ostrożnie. Mocno trzymając ją drugą ręką za biodro.
- Aaaa … wyrwało się z ust ghulicy, która nie chciała się wyrwać, lecz chłonęła działania swojej pani. - Och, Agnese … - to było dla niej coś, co powodowało drżenie. Płatki jej kwiatu dygotały tuż przy buzi Agnese. Wampirzyca doskonale widziała, jak pieszczona kobieta mocno reaguje, jak wypływają z niej kolejne krople, jak jamka jej pojawia się coraz mocniej, bowiem płatki zaczęły się samodzielnie odchylać, jak wierci się, zaś biodra chcą nabić jak najmocniej … Gilla była podniecona straszliwie. Wampirzyca czuła, jak mocno przyspieszyła w niej krew.
- Ach … - jęczała, właściwie niemal bez przerwy. Bardzo szybko podniecała się przy Agnese, znacznie szybciej niźli wtedy z markizem Gonzagą. - Kocham cię, zrób ze mną, co chceeeeesz
Wampirzyca sięgnęła językiem do jej płatków i powoli, niespiesznie zaczęła zlizywać jej wilgoć, cały czas poruszając palcem w jej otworku. Czując roznące podniecenie kobiety, aż wreszcie nagły poptężny jęk oraz gwałtowne odchylenie ciała do tyłu. Bidra Gilli zadrżały wypuszczając wręsz niewielki strumień kolejnych kropelek, zaś jej ciało przeszedł dreszcz, który Agnese potrafiła rozpoznać. Agnese uśmiechnęła się i wgryzła się w udo kobiety, nie pijąc z niej jednak. To zadziałało jeszcze mocniej. Przyszedł kolejny wystrzał magicznej energii. Potem jeszcze jeden. Gilla poddała się kolejnym falom orgazmu. Agnese wysunęła kły i wróciła do delektowania się rozpalonym kwiatem ghulicy. Właściwie siedziała teraz swoją szparką na ustach Agnese, tak mocniej, zaś jej biodra same ruszały się po jej twarzy. Wampirzyca wsunęła swój język w jej szparkę tak głęboko jak tylko mogła i wwiercała sie w nią uśmiechając sie szeroko.
- Kocham cięęęęę … ghulica powtórzyła jeszcze jęcząco z góry przeżywając swój czas promieniującego szczęścia.

Signora przytaknęła ruchem głowy, nawet nie tyle by potwierdzić tylko by podrażnić nabrzmiałe płatki. Do pierwszego paluszka w otworku ghulicy dołączył drugi. Rozciągając ją mocniej oraz jeszcze bardziej przedłużając rozkosz. Poczuła ten mocny ruch, jak Gilla chciała się nabić jak najgłębiej i na paluszki, które pewnie sprawiały trochę bólu rozciągając nieprzyzwyczajony do tego otworek, ale dając też masę przyjemności oraz na język, który cudownie penetrował początek słodkiej jaskini, bardzo wrażliwy oraz tak wspaniale podatny na jej pieszczotę. Język Agnese był zalewany intymnym soczkiem, zaś Gilla jęczała, ponownie próbując się ruszać, nadziać, aż wreszcie nagle.
- Aaaaa! - to nie był jęk, to był krzyk, siedząc na twarzy Agnese po prostu upadła do przodu podpierając się dłońmi. Już nie była wygięta, po prostu tylko odbierała przygnieciona kolejnym wystrzałem orgazmu. Agnese przesunęła ją wolną dłonią, powoli w dół swego ciała, nie wysuwając dwóch, pewnie poruszających się w jej dziurce palców. Gdy piersi ghulicy znalazły się na wysokości jej twarzy zaczęła ssać jedna z nich by po dłuższej chwili wgryźć się w nią.
- Och, taaaaak! - krzyknęła, ponownie krzyknęła Gilla łącząc jęk bólu z rozkoszą.


Zapach krwi uderzył nozdrza wampirzycy, ale jakoś się powstrzymała od picia. Po dłuższej chwili zalizała ranki i dalej całowała rozpalone ciało. Palce drugiej dłoni pewnie wsunęły się w szparkę. Wypełniona z dwóch stron i przytrzymywana za cycuszek zębami Gilla przeżywała coś niezwykłego. Nawet kiedy po chwili wampirzyca puściła ją, jej biodra same ruszały się nabijały mocno i po prostu kobieta już nie mówiła, nie jęczała, właściwie wyłącznie krzyczała, raz ciszej, raz głośniej, kiedy paluszki Agnese trafiały na jakieś wrażliwsze miejsce. Wampirzyca przedłużała jej orgazm szalenie sprawiając, że ghulica powoli opadała z sił, ale to co robiła, był to odruch natury, którego nie dało się opanować. Chciała … chciała by sięgnięto do niej jak najgłębiej, jak najbardziej mocno, chyba jak najbrutalniej i te wszystkie pragnienia dawała Agnese. Wampirzyca wgryzła się w drugą pierś, teraz pozwoliła sobie jednak na upicie małego łyka. Jej palce rozszerzyły się jednocześnie naciągając zaciskające się na nich mięśnie Gilli, zwiastujące ostateczność, razem z kolejnym okrzykiem, który wydała i po prostu przechyliła się na bok padając na łoże obok Agnese. Wampirzyca szybko wysunęła kły by nie zrobić krzywdy kobiecie. Każde następne pieszczoty byłyby już chyba torturą dla rozgorączkowanego do ostateczności ciała, które stało się straszliwie wrażliwe na każdy dotyk. Agnese dawała jej tak wiele. Absolutnie tylko ona potrafiła łączyć cudownie ludzki seks oraz wampirzą rozkosz. Nikt tak nie działał na Gillę, jak jej pani. Teraz zaś signora dostrzegała, jak leżąc obok ghulica przeżywała kolejne fale rozkoszy powoli zastępowane przez błogą, cudowną, leniwą przyjemność. Wampirzyca nachyliła się i zalizała ranki. Gilla głęboko wciągała powietrze pełnym dechem, miała rozchylone usta, wpatrzony gdzieś ku górze wzrok oraz delikatnie ruszała nogami i swoimi krągłymi bioderkami. Agnese chwilę obserwowała ghulicę po czym naciągnęła na nie kołdrę i wygodnie ułożyła się na jej piersi, delektując się bijącym w szaleńczym tempie sercem kobiety. Chwilę później nadchodzący świt utulił piękną wampirzycę do codziennego snu.
 
Kelly jest offline  
Stary 06-04-2017, 21:27   #56
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
1 września 1503

Otwarcie oczy było bardzo przyjemne, jak zwykle zresztą. Signora błyskawicznie skonstatowała gdzie jest oraz że to bezpieczny pałac markiza Colonny. Markiza! Rozejrzała się szybko wokoło. Gilli nie było przy niej, ale pamiętała przecież, że zasypiały wspólnie, za to do drzwi rozległo się natarczywe pukanie.
- Agnese, Agnese, mogę? - dobiegł jej uszu znajomy głos młodego mężczyzny.

Wampirzyca naciągnęła na siebie kołdrę.
- Zapraszam.

Ale równie łatwo było się obronić przez Alessandro, jak przed szarżującą konnicą. Markiz wpadł, ubrany zresztą tylko w koszulę, szlafrok papucie oraz śmieszną szlafmycę z frędzelkiem, z nieopisanym szczęściem na twarzy po prostu skoczył na nią i zaczął całować po prostu niczym szalenie.
Agnese oddając pocałunki lekko się uśmiechając, zaczęła zdejmować z niego ubranie. była ciekawa, kiedy mężczyzna się zorientuje. Eee, chyba to przychodziło mu z trudnością.
- Moje najukochańsze, moje najwspanialsze, moje jedyne - po prostu zwyczajnie trudno było się oprzeć jego miłości, pełnej szalonego optymizmu oraz takiej cudownej natarczywości. Szlafrok został powoli zsunięty i markiz nawet nie zareagował jak Agnese zdejmowąła mu rękawy. - Moja szlaf … - chyba dopiero zauważył, kiedy spadła mu czapka, którą Agnese pociągnęła za frędzelek - A kij tam - i zabrał się za dalsze całowanie, teraz chyba najwięcej poświęcając uwagi jej policzkom, noskowi oraz uszkom.
- Ah.. ty najcudowniejszy z markizów, najwspanialszy z mężczyzn. - Wampirzyca sięgnęła do jego pośladków i chwyciła je mocno. - Jak się masz kochanie?
- Jeszcze dosyć średnio - przyznał przerywając na chwilę całowanie - ale przy tobie od razu niczym Herkules - uśmiechnął się, zaś wampirzyca czuła, jak mocno działają dłonie na jego pupę. Jak spina mięśnie, zaś jego penis zaczyna drżeć rosnąc niczym na drożdżach. - Przed chwilą był u mnie signor Kowalski i powiedział, że mogę śmigać, zaś pani Gilla od razu przyprowadziła mnie tutaj - Agnese zauważyła, że wcześniej mówił o ghulicy wyłącznie po imieniu. Obecnie dodał “pani”, może dlatego, iż spostrzegł że kobieta jest dla niej ważna. Agnese z uśmiechem ucałowała jego policzek by mu nie przerwać. - A jak ty się czujesz? Wszystko dobrze? Oraz dziękuję, przyjechałaś po mnie … jestem pełen szczęścia - wyznał całkowicie szczerze. Zresztą akurat to było widać doskonale na jego prawym obliczu.
- Mój drogi zeszłabym po ciebie do najgłębszych piwnic piekieł. - Wampirzyca spojrzała mu prosto w oczy, w jej głosie było słychać powagę, mimo lekkiego uśmiechu, który zdobił jej oblicze.
- Ja za tobą także - to brzmiało dziwnie pewnie w ustach młodego człowieka. - Proszę, powiedz że nie rozwiejesz się nagle niczym dym … - wyszeptał przepełniony tęsknotą.
- Właśnie to dla ciebie ryzykowałam, mój drogi.
- Wiem, wybacz, powinienem jak rycerz bronić swojej damy, tymczasem wyszło, że to dama musiała bronić rycerza - widać było, jak głupio się poczuł wychowany w etosie dzielności, szacunku dla dam oraz rycerskości.
Agnese przeczesała jego włosy dłonią. Będzie musiała mu powiedzieć. Jemu i Sophie. Jednak na razie… Wampirzyca mocno przyciągnęła biodra mężczyzny do swoich. Nachyliła się do jego ucha.
- Masz chwilę by zaspokoić moją tęsknotę, nim udam się na pierwsze spotkanie, mój rycerzu?
- Jestem dla ciebie odtąd na zawsze, na każdą chwile, którą będziesz miała - był przy niej i widać było, że to dla niego najważniejsze. Oraz że pragnął jej ust oraz ciała. Mogła doskonale poznać, gdyż męskość markiza zaczęła się unosić zdradzając podniecenie oraz pragnienie spełnienia. - Kocham cię, pragnę cię - wyszeptał szczęśliwy, że nie dzieli ich już nic, ani jego strój, ani kołdra, którą początkowo kobieta się mocno otulała, która jednak została odrzucona na bok. Agnese leżała pod nim naga, jak ją mama urodziła, on zaś pragnął ją tak bardzo jak kochał. Dostrzegła doskonale to w jego ogarniającym ją spojrzeniu, takim, które mówi: nie chcę czekać, nie chcę faz wstępnych czy innych, pragnę cię oraz kocham niczym ostatni wariat. Wampirzycy zrobiło się przyjemnie gorąco, kochała tego wariata.
Mężczyzna poczuł jak kobieta rozchyla pod nim nogi.

- Chodź tutaj do mnie, zanim zapomnę jak to jest cię mieć w środku. - Uśmiechnęła się do markiza zawadiacko.

Gdyby nie to, że obydwoje byli już podnieceni, zaś ich intymności zostały zroszone pierwszymi kropelkami miłosnych soczków, to mógł być dla Agnese ból. Dla niego zresztą także. Przez moment czerwony czubek jego miecza czaił się na przeciwko jej pochwy, aż nagle gwałtownym ruchem wszedł w nie, tak mocno prosto, do końca. Agnese wygięła się pod nim w łuk. Teraz bardzo cieszyła się, ze Gilla pracowała nad nią pod jego nieobecność. Czułą jak gwałtownie rozdymają się jej płateczki. Był cudownie twardy oraz przede wszystkim, żywy, pulsujący, odpowiadający na uścisk jej mięśni. Tak wspaniale dopełniający ją.

- Ah… - Agnese oparła mu ręce na ramionach, jednocześnie unosząc nogi i delikatnie otaczając nimi jego biodra, tak by nie utrudniać mu poruszania się. Spojrzała na niego rozpalonym wzrokiem. - Mój wspaniały Alessandro.
- Moja cudowna Agnese - odparł jej uśmiechnięty radośnie, ale powoli tracił kontrolę. Po prostu oddał się wspólnemu aktowi miłości. Chyba potrafili się już zgrać, bowiem jego biodra uderzały w nią, zaś jej symultanicznie wychodziły mu na przeciw doprowadzając do najpotężniejszej, możliwej bliskości. Jego jądra docierały do jej płatków ocierając się o nie gwałtownie, ich intymne włoski niemal splatały się, zaś męskość markiza wdzierała się głęboko, gdzie nie docierała nigdy żadna dłoń czy języczek. Czuła go na swojej ostatniej, najgłębszej części, na najdalszej ściance, jak dotykał jej, przesuwał się po niej, zderzał z nią powodując kolejny wystrzał rozkoszy. Z ust Agnese wyrywał się cichy jęk za każdym razem gdy markiz się z nią zderzał. Był wielki, ale przede wszystkim, co sto razy ważniejsze, kochający. Może nie potrafił żadnych specjalnych sztuczek miłosnych, ale dawał z siebie wszystko w swojej prostocie. Właśnie dla niej, dla najcudowniejszej kobiety świata, którą pokochał bardzo. Oddawała mu się, on zaś rozciągał jej ciało tak, że pasowało idealnie. I pomimo tych gwałtownych, niemal rozpaczliwie szalonych uderzeń całował ciągle jej usta tak samo mocno, tak samo niesamowicie, jakby starał się nadrobić tą noc, którą wcześniej stracili z wielką, gigantyczną nawiązką. Wampirzyca obejmowała go mocno, przyjmując na siebie wszystko co mężczyzna miał jej do zaoferowania.

Całowała go namiętnie by w pewnym momencie przeciąć sobie język własnym klem, vitae wypełniło ich usta, jednak tak jak poprzednio markizowi to nie przeszkadzało. Po prostu łączyła się ich ślina, krew, która dostawała się także do ich gardeł. Markiz zaś stanowczo był zbyt pijany rozkoszą, by odbierać jakikolwiek dyskomfort. Czuła że zbliża się do tej swojej cudownej granicy, jej ciało zaciskało się na nim tylko potęgują odczucia wampirzycy. Czuła jak jej język goi się, ale chciała więcej, chciała mieć go całego dla siebie. I miała, dawał jej wszystko, co mógł teraz, choć może kiedyś mógłby więcej … Nagle wstrząsnęło nią, pocałunek markiza zastygł, jego ciało sprężyło się, tylko biodra szybciej uderzyły, zaś w jej wnętrzu jego penis sprężył się niczym bicz, napiął, żeby wystrzelić, później jeszcze raz ponownie, za każdym uderzeniem które trafiało mocno w jej wewnętrzne, wrażliwe ciało. Agnese krzyknęła z rozkoszy i zacisnęła na nim nogi. Jej ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Mocno przycisnęła swoje ciało do mężczyzny, chcąc wydłużyć ten moment, ciesząc się jego ciepłem i bliskością.

Wspólnie przeżywali tą chwilę i to było dziwne, takie zjednoczenie nie tylko ciał, ale również czegoś bliższego. Jakby łączyły się ich myśli oraz istnienia, jakby tworzyli wspólną bańkę cudownego obłędu, którą zamieszkiwali wspólnie. Która nie mogłaby istnieć bez żadnego z nich. To naprawdę było dziwne, bardzo dziwne. Dopełniał ją jak nikt inny. Pewnie jeszcze nie rozumiał wielu spraw, nie był wyrafinowany jak Gilla, która uwielbiała nowinki oraz ciekawsze, urozmaicone formy seksu, bardziej wyrafinowane. Alessandro dopiero rozpoczynał swoją przygodę z erotyką, dopiero odkrywał własne potrzeby oraz potrzeby Agnese. Mógł wiele rzeczy się nauczyć, przyjąć, rozkoszować nimi. Teraz cuda działał jego młodzieńczy entuzjazm oraz miłość, którymi nadrabiał braki. Gdyby jednak do nich dodać większe doświadczenie, któż wie, co mógłby ofiarować Agnese, może też Gilli … Jednak nikt nie uzyskał tego typu doświadczenia czytając jedynie książki, lecz Agnese mogła być jego przewodnikiem, wskazującym mu, co jest piękne, co wspaniałe oraz co naprawdę wyjątkowe. Kusiło ją to… bardzo. Jednak chciała by wiedział. Chciała mu dać to co daje Gilli.
Jej dłonie zaczęły wędrować po jego ciele.

- Chcę ci powiedzieć wszystko, mój piękny. - Uśmiechnęła się i ucałowała jego spocone czoło. - Jestem ciekawa czy nadal będziesz mnie kochał, mój wspaniały markizie.
- Będę, będę, cokolwiek to jest - powiedział gorąco całując ją oraz odzyskując jakąś kontrolę nad sobą. - Tamten drań mówił mi coś dużo, ale odpowiedziałem mu … właściwie - zarumienił się - nie jak szlachcic tylko jak pijany najemnik - wyrwało mu się. widać było, że trochę czuł się głupio, że nawet podczas takiej sytuacji nie potrafił się zachować jak 100%entowy gentleman. - Kochamy się, reszta nie ma jakiegokolwiek znaczenia, nawet jeśli zaś ma, będę się patrzył przez pryzmat uczuć. Bo niby co możesz mi powiedzieć, masz ukryte kurzajki? - uśmiechnął się wesoło markiz.

Agnese uniosła brew.
- Za brzmiało jakby liczył się dla ciebie tylko mój wygląd. - W jej głosie bez problemu dało się wyczuć żartobliwy ton. - Myślę, że jestem w stanie powiedzieć ci dużo gorsze rzeczy. Ale będziesz musiał na to zaczekać.
Uniosła się i ucałowała mężczyznę, który całą energią oddał jej słodkiego buziaka.
- Zaczekam - odpowiedział gorąco Colonna - ale dla mnie się wszystko liczy. Wygląd także - przyznał - ale nie potrafię go oddzielić od tonu głosu, od tego, jakie uczucia tym głosem przekazujesz, jak spoglądasz, jak się uśmiechasz, jak patrzysz chwilami pełna takiej dumy, niczym królowa, jednocześnie zaś umiesz być taka bliska. Jesteś mądra, dzielna oraz szlachetna. Przy tobie staję się kimś wyjątkowym. Pragnę być przy tobie szaleńczo. Nawet gdybym jednak cię nie kochał, lubiłbym oraz szanował. Tamci, nawet nie pamiętam, co mówili, nie pamiętam, ale pamiętam swoją odpowiedź, że kochałbym cię, nawet gdybyś była afrykańską dżdżownicą, a przecież nie jesteś. Ponadto, że mam ich … wtedy ponownie się nie popisałem - przyznał. - Ale to nieważne. Cokolwiek to jest tajemnicą twoją. Powiesz mi, kiedy zechcesz, bo ja szanuję sekrety moich bliskich. To drobnostka, bo jest ważniejsza sprawa - dodał poważnie. - Czy mógłbym cię prosić o przyklęk i podparcie się dłońmi, ten … sposób … znaczy tobie się także podoba, prawda? - dodał szybko, zaś kobieta dostrzegła niepewność w jego głosie. Czy pozycja na pieska jest dla niej wygodna, akceptowalna, miła, choć jemu się ewidentnie spodobała.


Wampirzyca roześmiała cię ciepłym śmiechem. Jakoś udało się jej zapanować nad tym by z jej oczu nie popłynęła krwawa łza. Po dłuższej chwili spojrzała na markiza. Ona tu myśli o spokrewnieniu go, zabiciu go. Powiedzeniu mu o tym, że jest mordercą bo jak inaczej opisać wampiry?
- Gdybym nie widziała cię wczoraj nie uwierzyłabym, że otarłeś się o śmierć, skarbie. - Wampirzyca sięgnęła do jego twarzy i ucałowała go ponownie. - Znów masz na mnie ochotę, mój piękny?
- Ja po prostu … bardzo ciebie kocham i kiedy jesteśmy, no wiesz, blisko, czuję że jestem jak najbliżej. Przecież to normalne, że chce się być z osobą, którą się kocha jak najbliżej, prawda? - Agnese gdy markiz mówił oparła mu ręce na ramionach i przyglądała mu się ze szczerą czułością. Uwielbiała tego niewinnego chłopca. - A tamto … właściwie miałem szczęście, jak wspomniałem, ni za bardzo pamiętam. To wszystko … najpierw początek to tak. Bałem się szalenie … myślałem, że mogę ciebie już nie zobaczyć nigdy. Potem fragmenty urwane. Szczęśliwie - westchnął - przynajmniej tak mówił Kowalski oraz tak wynika z twoich słów. Dobrze, że nie pamiętam. Jakieś wiry, jakby wszystko się obracało, tylko kawałeczki wspomnień. Pojedyncze sceny, jakieś poszczególne zdania … - uśmiechnął się. - Jeśli miałoby to nam przeszkodzić, chyba dobrze, że nie pamiętam, prawda kochanie?
- Najważniejsze, że nic ci nie jest.
- Podobno solidnie oberwałem - przyznał - ale daję słowo, że teraz jestem w prawie dawnej formie. Jeszcze czasem trochę czuję się słabiej, ale przysięgam, nie teraz - może nieco nadrabiał miną, ale jednak faktycznie nawet początkową bladość na twarzy zastąpił rumieniec. Niewątpliwie był jej na tyle spragniony, że nawet niewielka słabość ciała nie mogła go powstrzymać.

Agnese puściła go i obróciła się na brzuch, powoli uniosła pośladki tak jak ją prosił Alessandro.
- Sprawdźmy jak tam twoja forma skarbie. - wampirzyca nadal była rozbawiona. Młodość… cudowna, wspaniała młodość. Oraz pewnie naturalny optymizm, bowiem ewidentnie markiz należał do tych, co mając szklankę wypełniona do połowy, uważają, że jest bardziej pełna niz pusta oraz chciał w życiu szukać jaśniejszych stron. Co więcej, wydawało się to troszeczkę zaraźliwe, bowiem signorze nieczęsto przydarzyło się, że chciała po prostu się śmiać, tak zwyczajnie śmiać.
- Przy tobie moja forma rośnie, niczym tygrysa, whrłałał - zawarczał Alessandro nie zdając sobie sprawy, że może tygrysy robią to bardzo często w rui, ale jedynie po piętnaście sekund, a z tego Agnese pewnie nie byłaby zadowolona. Z ust wampirzycy znów wyrwał się cichy śmiech. To było szaleństwo. Nie pamiętała kiedy tak często zdarzało się jej śmiać.

Przez chwilę wampirzyca była ustawiona tak, że mógł kontemplować jej tyłeczek, nóżki, plecki oraz rozkwitający kwiat, który lśnił kropelkami rosy pomiędzy udami. Dosłownie czuła, jak ją pieszczotliwie obmacuje spojrzeniem, jak zachwyca się nią, jak mocniej wali jego serce pompując krew. I nagle poczuła jego dłonie na swojej pupie, ułożone tak z góry i troszkę z boku. Ustawiał się starając się trochę rozłączyć jej smukłe nóżki i samemu klęknąć pomiędzy nimi, ku swemu zaskoczeniu wampirzyca czuła, że się niecierpliwi. Chciała go mieć w sobie i wtedy nagle poczuła jego dotyk, tej męskiej części ciała, którą nagle zaczął przesuwać się pomiędzy jej pośladkami w dół od kości ogonowej. Zamruczała głośno z przyjemności. Może nie był jeszcze tak super twardy i dla niego była to tyleż przyjemność pieszczenia swojej ukochanej, co powrót do najsilniejszej formy. Agnese czuła, że zajmuje mu to trochę więcej czasu niż zwykle, ale skoro stracił sporo krwi, tak właściwie musiało być. Była specjalistką od krwi i doskonale wiedziała, co jak gdzie przesuwa się oraz jakie organy musi wypełnić. Nawet jednak, jeśli obawiała się o jego formę, to chyba niepotrzebnie. Czuła wręcz, jak rośnie przy przesuwaniu się po jej ciele i mijając tylną dziurkę był już prawie na najwyższym poziomie. Chwilę zadrżała czując go w miejscu, w którym tak cudownie zabawiała się nią Gilla. Będzie musiała go doszkolić. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Delikatnie poruszyła swymi pośladkami.

- Och, jakaś ty obłędna - wyrwało mu się, a ona czuła w jego głosie potęgę burzy pozytywnych uczuć. Ruszanie tyłeczkiem, jak widać, działało doskonale. Jeszcze delikatnie przesuwał po jej płatkach, rozdzielając je powoli purpurową końcówką. Czuła gorąco, jak ją dotykał, jak się przesuwał, jak rozdzielał jej kwiat, który musiał ustąpić pod lekkim naciskiem. Pieścił ją swoją męskością w słodkim rowku.
- Ach - jęknął nagle czując zapewne, że jest już odpowiednio twardy.

Wampirzyca także uczuła to, jak zaatakował jej jamkę rozciągając gwałtownie ciało wewnątrz kobiety. Agnese zadrżała i rozchyliła szerzej nogi, by ułatwić mu wsunięcie się, gdy tylko lekko się zanurzył naparła na niego, sprawiając, że błyskawicznie znalazł się w niej cały. Ona ruszyła do tyłu, on pchnął i jeszcze pociągnął jej biodra. Trzy gwałtowne ruchy sprawiające, że zespolenie było niczym grom, docierające do jej tylnej ścianki, uderzające niemal, bolesne prawie, ale tym bardziej obłędnie podniecające. Jęknęła jednak już po chwili bolesny jęk przerodził się w pomruk przyjemności. Poczuła, jak jego penis wbija się w nią, zaś naprężony woreczek pod nim wręcz uderza w jej napęczniałe wargi. Alessandro chyba zaskoczony, przez chwilę, jakby się zatrzymał, a potem odetchnął głęboko
- Jakże ja cię kocham … - powiedział bardzo poważnie, jakby kompletnie nie przystawało to do chwili, ale słowa ow zgrały się z ruchem jego ciała. Niemal wysunął się z niej wycofując.
- Też cię kocham mój piękny. - Czuła jak jej ciało szarpane jest przyjemnymi, rozpalającymi dreszczami, że zaciska się na nim nie chcąc wypuścić jego gorącej, pulsującej męskości ze swego wnętrza.

Poczuła ponownie jego najszerszy, czerwony czub u swojego ciasnego wylotu. Ale nie wyszedł, tylko później ponownie pchnął dochodząc i tak znowu i jeszcze znowu. Raz mało co nie wypadł przy gwałtowniejszym ruchu, ale jakoś udało mu się utrzymać w pochwie. Lecz to już nie miało znaczenia. Chyba czuł obłędny wir, bowiem odbierała, jak jego ciało działa już samo, że reaguje na nią tak naturalnie, że jego biodra uderzają raz po raz w obłędnym tempie, zaś jego wypielęgnowane dłonie, naciągają ja na siebie. Może niespecjalnie zgranie, może nie najlepiej pod względem ars amandi, ale na pewno ze szczęściem, radością, pożądaniem, pragnieniem i przede wszystkim miłością. Był taki gorący w niej, tak bardzo i tak bardzo prężył się zdrżał falował. Agnese zaparła się mocno rękami o łoże dając mu się w siebie wbijać, nie chciała mu przeszkadzać swymi ruchami. Brał ją długi czas, którego nikt nie mierzył, bowiem wszystko wokoło stanęło. Agnese niemal czuła jak tonie w rozkoszy, jak jej słodkie soki wypływają z niej i ściekają po jej udach, całe ciało, a szczególnie spore piersi, falują z każdym ruchem. Była tak blisko, ale nie chciała dojść przed nim. Spięła się, czując jak gorąc doprowadza ją do obłędu. Z jej ust wyrywały się ciche jęki, nad którymi już nie panowała. Nogi zsunęły się potęgując te wspaniałe uczucia, aż wreszcie uszu jej doszedł jęk markiza zwiastujący zbliżanie się. Poddała się przyjemności i krzyknęła głośno dochodząc ponownie. Zaś jej krzyk zlał się w jedno z głośnym okrzykiem markiza, z którego wystrzeliły strumiemienie jasnego, gęstego nasienia, które uderzyły w jej ciało wewnątrz. Doskonale to czuła oraz jeszcze bardziej podnosiło to jej wspaniałą rozkosz. Tym bardziej, że on gnany jakąś siłą, jeszcze się poruszał, jeszcze sprężał, jeszcze rozdymał w niej przy każdym strzale nowym, którzy ze względu na ruch, trafiał w inne miejsce jej wewnętrznego kwiatu. Tam bardzo w głębi. Jej wrażliwe ciało odbierało teraz stukrotnie mocniej wszystko co robił, a nawet jeśli jej i jemu, tak się zdawało, to było to coś, czego mogą doświadczyć jedynie prawdziwie kochający się, pijani sobą wzajemnie kochankowie. Wampirzyca opadła na łóżko, jednak resztkami sił zmusiła się by utrzymać swoje pośladki w górze. Nie chciał by jego pulsująca męskość opuściła jej rozpalone wnętrze. Jej ciało drżało bez kontroli, przytłoczone odrobinę tą przyjemnością. To było szaleństwo… ona nieśmiertelna.. a ten młodzian doprowadzał ją do granicy.

- Alessandro już nigdy cię nikomu nie oddam. - Cichy szept Agnese przerwał ciszę.
- Nie potrafiłbym żyć bez ciebie - wywestchnął, jeśli tak można nazwać sapiący, łamiący się, pełen jęku głos spełnionego mężczyzny, który jest szczęśliwy, że zaspokoił swoją ukochaną, co dało mu tym samym jemu zaspokojenie. Stanowili jedno i on to jeszcze przeżywał. Jeszcze chwilę był tak do niej przytulony od tyłu, nie wyjmując swojej męskości, ale wampirzyca czuła, że ten twardy oręż powoli się zmniejsza w niej, staje coraz bardziej wiotki oraz słabszy, że gdyby ktoś w tej chwili go obejrzał, nie uwierzyłby, jak wielki był oraz hardy przed momentem. Wreszcie sam wyśliznął się z jej płateczków, one zaś ciepło powiedziały mu do widzenia, otulając miło, kiedy tak wychodził.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-04-2017, 18:23   #57
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Markiz przeniósł się na bok, tak przy niej, leżąc i obejmując ją lewym ramieniem. Ciężko dyszał, ale na jego obliczu, faktycznie wymęczonym nieco, był uśmiech skierowany wyłącznie dla niej. Ale nie taki normalny uśmiech, raczej taki, niosący zapowiedź czegoś prawdziwie dobrego.
- Może prześpij się tutaj? Odpocznij troszkę. - Agnese z troską w głosie pogładziła jego twarz. Jakby nie patrzeć markiz był tylko człowiekiem oraz, jak wspominał mu Kowalski, był jeszcze osłabiony. Jednak nawet osłabienie nie pohamowało jego energii wobec niej. Brak mu nawet było tej odrobiny siły, którą miały jej ghule. Nachyliła się i ucałowała go lekko. A on oddał mocno buziak.
- Mogę tutaj? - spytał jakby odkrywając nową terra incognita. - Naprawdę? - na jego twarzy urosły usta zadowolone niczym banan. Westchnął głęboko. - A ty kochanie, jakie plany na dzisiaj, jeśli oczywiście możesz mówić - zastrzegł się.
- Mam spotkanie, o którym ci z przyjemnością później opowiem. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Jestem ciekawa czy będziesz mi mógł później pomóc, z kilkoma męczącymi mnie tematami. Nie możemy się cały czas tylko kochać, czyż nie skarbie? - Mrugnęła do niego i uniosła się sięgając po kołdrę. Markiz w tej sprawie miał chyba swoje zdanie, ale uznał to za żart i roześmiał się. Agnese dokładnie okryła leżącego mężczyznę.
- Ja mam się dzisiaj jeszcze rehabilitować, jak powiedział Kowalski - odrzekł Colonna, który czuł się nieco pewnie skrępowany narzuconymi przez maga ograniczeniami, nawet jeśli były sensowne. - Wiesz, właściwie nie wiem, jak to powiedzieć, ale on nie jest całkiem zwyczajny. Och, nie to, żeby mi to przeszkadzało, ale robił coś, mruczał nade mną i od razu robiło mi się lepiej. A moje plecy? Doskonale wiem, ile goi się uderzenie. Tygodniami. A tymczasem proszę. Czysto - zademonstrował. - Powiem ci szczerze, że bardzo się cieszę, mając go za sojusznika. Co tam moce, czy cokolwiek, ale ważne, że ktoś taki jest po naszej stronie. Inni cyrulicy to smarują czymś, międolą, nawijają po łacinie, szczególnie, jeśli uważają, że się nie zna tego języka, potem wydębiają pieniądze. Jednak Kowalski … dziwaczne, prawda? - spytał tak Agnese rozmyślając na głos.

Piękna wampirzyca podniosła się i przeciągnęła. Z jej wnętrza wypłynęło jeszcze trochę nasienia markiza i powoli spływało bo jej zgrabnym udzie. Obejrzała się uśmiechając się do leżącego mężczyzny.
- Kochanie, czy ja zdaję się ci być zwyczajna? - Spojrzała na niego opierając dłoń na biodrze. Jak dziwne to było. Z jednej strony wampirzyca była taka “dostępna”, zupełnie naga, wciąż wypełniona jego nasieniem, z tymi rozpuszczonymi falującymi włosami. Z drugiej jednak taka onieśmielająca, dostojna, dumna… można by rzec, że “monumentalna”. Na jej twarzy za uśmiechem krył się wzrok doświadczonego kupca, wojownika… pana. - W moim orszaku prawie nie ma “zwyczajnych” osób, Alessandro. - gdy wymawiała jego imię zdawało się, że je smakuje, trochę jakby było najsłodszym z daktyli. - Bardzo bym chciała byś i ty do niego dołączył.
- Zwyczajna? Czy ty się ze mnie …. rozumiem
- wybuchnął śmiechem - żartujesz. Pewnie, że nie jesteś zwyczajna. Przecież gdybyś była, bym cię nie pokochał. To oczywiste. Jesteś absolutnie wyjątkowa i wcale bym nie chciał, żeby było inaczej. Zaś twój orszak, no wiesz, wiem tylko, że jesteś blisko ze swoimi ludźmi oraz poszliby za tobą wszędzie. - Agnese uśmiechnęła się słuchając go i sięgnęła po przygotowaną na dziś bieliznę. - Gilla, ta kobieta jest szczególnie blisko, chociaż służąca, ale chyba … trochę ktoś bliski także. Borso również, dostrzegłem, że mu ufasz, ale on jest taki małomówny raczej. - Agnese przysiadła w samej halce na łóżku i pogładziła twarz mężczyzny, uśmiechając się do niego ciepło. - Albo lakoniczny, tak, lepsze słowo. Ja też ciebie bardzo kocham, masz moją miłość, oddałem ci ją ze szczerą radością. Oczywiście, że pragnę być przy tobie, widzieć cię, czuć cię, dzielić problemy mniejsze, czy większe oraz, znacznie będzie więcej, słowo, radościiiiiiii! - po prostu teraz objął ją obydwoma rękami tak mocno, mocno ściskając. - Myślisz że cię wypuszczę, nie ma mowy. Przynajmniej przez chwilkę- dodał. - Zaś nawet jeśli musisz gdzieś się udać, wewnątrz mojego serca zostaniesz.
- Ty zachłanna bestyjko
. - Wampirzyca uścisnęła go delikatnie. Troszkę nadal miała obawy o jego stan. Może słusznie, ale też bez przesady. Był osłabiony, co poczuła podczas gry wstępnej. Wszystko zabierało mu teraz dłużej. Jego organizm jeszcze nie odtworzył wszystkiej utraconej krwi, jednak pod wpływem czarów Kowalskiego był na dobrej drodze.
- Wrócę niebawem, a ty odpocznij w tym czasie. - Ucałowała jego czoło. - Poproszę Gillę by dopilnowała by nikt ci nie przeszkadzał.
- Będę czekać, bardzo czekać. Sophia jeszcze śpi. Kowalski zostawił ją na dzień dłużej śpiącą. Więc nie muszę teraz się nią opiekować, choć potem możemy na chwilę pójść oraz popatrzeć na nią
- dostrzegła, że cieszyłby się z tego, gdyby poszli razem. - Wspaniale, opowiesz mi po powrocie coś o sobie - dodał marzycielsko - dobrze?


Piękna Agnese delikatnie wyswobodziła się z uścisku i nachyliła się do jego ucha.
- Mogę ci już zdradzić jeden szczególik na zachętę. - W jej głosie znów zagościło rozbawienie.
- Ooo … ale jeśli chcesz powiedzieć, że się kochamy to już wiem. Poza tym to wcale nie szczególik, tylko coś wieeeeeelkiego. Więc może jakiś inny … - spojrzał na nią, jakby czekał na jakieś coś takiego wesołego.
Wampirzyca musnęła ustami jego ucha.
- Lubię jak się peneteruje oba moje otworki. - Odsunęła się i mrugnęła do niego. - Idę na to spotkanie.
Oj biedny markiz. ciśnienie mu podskoczyło, puls gwałtownie przyśpieszył, zaś czerwień wskoczyła na policzki niczym kardynalska czapka.
- Jaaaa chętnie, ale mam tylko jednego .... - chyba miał skołowaciały umysł, który potrzebował stanowczego objaśnienia. No rany, przecież trzy dni temu chłopak był jeszcze prawiczkiem. A może źle usłyszał.

Contarini ruszyła w stronę drzwi do garderoby.
- Wszystko ci wyjaśnię… może nawet Gilla pomoże mi w instruktarzu. - Posłała mu całusa, którego jej oddał takiego słodkiego.
- Ja … - wampirzyca wręcz czuła, jak przez umysł przelatuje mu sto tysięcy wizerunków i pewnie żaden ze stu tysięcy nie był prawdziwy. Markiz niewątpliwie był inteligentnym mężczyzną, jednak pod tym względem przypominał poczciwinę. Pewnie rezultat klasztornego wychowania oraz wewnętrznej czystości. - Gilla pomoże? - to było kolejne pytanie. - Jeśli kocha cię, ja ją też. Wszystkich, którzy cię kochają, ale … - instruktaż, o co chodziło, bowiem niewątpliwie drugi otwór … to musiała być jej p u p a. Taaaak, nawet wręcz bał się przed sobą pomyśleć o takiej możliwości. Czy ona naprawdę lubiła, czy sobie zażartowała? Trudno było rzec oraz chyba trzeba było poczekać … Agnese właściwie pozostawiła markiza w stanie gonitwy myślowej, aczkolwiek bardzo miłej gonitwy …Chwilę obserwowała mężczyznę, będąc niemal w stanie prześledzić jego pędzące myśli i dopiero po jakimś czasie opuściła pokój, przechodząc do garderoby.


Zamknęła za sobą drzwi i po chwili dołączyła do niej jedna z garderobianych. Dała się ubrać i upiła z niej nieco, co od razu poprawiło humor służącej, zaś jej zapewniło słodkie poczucie sytości. Pokoje wampirzycy jak wszystkie w pałacu umieszczone były w amfiladzie, z garderoby mogła dostać się do saloniku, w którym oczekiwała jej Gilla. Agnese stanęła progu i uważnie obserwowała swoją ghulicę. Oczywiście kobieta była natychmiast przy niej. Uśmiechała się.
- Witam signora, mam nadzieję, że miałaś miły poranek. Jakie rozkazy? - spytała swoją panią. Oczywiście dla nich poranek zaczynał się wieczorem
Agnese ucałowała ją.
- Wspaniały początek nocy. Choć smutno mi było obudzić się bez ciebie w łóżku. - Uśmiechnęła się do kobiety odsuwając się lekko.
- Jestem zawsze do twoich usług, zawsze!
- Powiedziałam markizowi, że pomożesz mi przy instruktażu, jak powinien się ze mną obchodzić
. - Wampirzyca wyszczerzyła się, zaś Gilla niemal otworzyła buzię ze zdziwienia, chociaż uśmiech nie zszedł z jej oblicza. Czyżby ghulicy się podobało to, że przy signorze będzie dwoje najbardziej kochających ją osób. Chyba tak. - A co do rozkazów. Przygotuj lektykę, muszę spotkać się z księciem.
- Oczywiście pani, zaraz będzie, zaś co do instruktażu, bardzo chętnie. Markiz cię bardzo kocha i .... - urwała - już idę po lektykę. Będzie czekać przy bramie - Gilla wyskoczyła biegiem niemal.

Wampirzyca podeszła do jednego z wielkich okien. Jakże kochliwi są ci ludzie. Uśmiechnęła się widząc krzątającą się służbę. Powoli opuściła pokój i ruszyła w stronę pokoi Alessio, ciekawa tego czy tam go zastanie, czy też faerie znów szuka szczęścia wśród wypełniających pałac kobiet. Ale Alessio nie zastała. Jakaś służąca wyjaśniła jej, że od rana nie pojawił się w pałacu. Podobno rozmawiał z signorem Kowalskim, później po prostu nikt go nie widział od kilkunastu godzin. Poprosiła by się z nią skontaktował i udała się w stronę lektyki. Oczywiście pewnie Kowalski nie zdążyłby przed jej wyjściem, gdyby nie fakt, że na korytarzu podszedł do niej mężczyzna kłaniając się w pas


Widać było, że się krępuje. Wampirzyca widywała go wcześniej pośród sług, ale nie zwróciła uwagi na jakiegoś pomocnika. Jednak teraz podszedł do niej.
- Szlachetna pani - skłonił się ponownie nie śmiejąc dotykać - czy mogę na słówko, jeśli byłaby pani taka łaskawa? - zapytał właściwie trochę ją nawet zaskakując.
- Oczywiście, ale przyznam, że czeka na mnie lektyka. - Wskazała jedno z pomieszczeń znajdujących się przy krużgankach.
- Oczywiście jaśnie pani - wykonał jej polecenie. Było to proste pomieszczenie, bardziej magazynowe, ale czyste oraz mające kilka mebli. tyle, że pod ścianami stały półki zawierające jakieś pakunki.
Kiedy weszli dosłownie do komnaty obok, ponownie się skłonił zaczynając mówić. Widać było jednak, iż idzie mu niesporo obawiając się, czy nie pozwala sobie na zbyt wiele.
- Znaczy moja żona oraz ja oraz ona i tego, jeszcze Ilsa wraz ze swoim Rufio, no by my chcieli prosić, we czwórkę, tyle że nasze baby jeszcze słabe, zaś Rufio tak się cieszył, że jeszcze nie może wstać. Znaczy wczoraj nasze kobiety powiły, tego … Znaczy chcielim prosić pokornie, żeby była jaśnie pani matką chrzestną naszych dzieci. Kiedy wola. My już rozmawiali z Kowalskim, to znaczy ja, bo ja nie piję dużo. I jeszcze będziemy chcieli z markizem, panienką Sophią. Oni nigdy nie odmawiają. To gdyby się jaśnie pani zgodziła, dwa dzieciątka miałyby rodziców chrzestnych, że hej, dwie matki i dwóch ojców, co to będą łaskawym okiem patrzeć - popatrzył prosząco, jednak jego spojrzenie zawierało trochę obawy. - Jeśli zbyt wiele prosim, proszę łaskawie przebaczyć nam głupim. Niewiele wiemy o florenckich obyczajach, boć wiemy, że jaśnie pani stamtąd przybyła - dodał jeszcze.
Wampirzyca uśmiechnęła się. Ona matką chrzestną… kto by pomyślał.
- Jeśli nie przeszkadzają wam godziny wieczorne, nie widzę przeciwwskazań. Roztocze opiekę nad tymi dziećmi.
- Tak tak
- sługa ponownie się skłonił - wiemy wiemy, że pani ma swoje godziny - próbował wypowiedzieć niełatwe oraz nieznane słowo - medymtamcji, ale za parę dzionków, kiedy baby dojdą do siebie oraz dzieciaki będą mogły wytrzymać, to szczerze dziękuję, dziękujemy jaśnie pani, dziękujemy - chyba właśnie zaczęło do niego dochodzić, ze się zgodziła. - Wszyscy się ucieszą, och, dziękujemy. Szczerze wiem dobrze, że nie powinienem pani przeszka … dziękuję jeszcze .... - nie wiedział, ile wypada dziękować, ile zaś nie przeszkadzać. Dlatego skłonów oraz podziękowań rzucił jeszcze kilka po czym wręcz podskakując radośnie popędził gdzieś, chyba do żony przekazać pomyślną nowinę.


Piękna Agnese opuściła pomieszczenie i ruszyła do swojej lektyki trafiając na Kowalskiego przy bramie. Zdążył przyjść poproszony przez pokojówkę, kiedy rozmawiała ze sługą przed chwilą.
- Signora? - spytał.
- Wybacz, że oderwałam cię od twoich zajęć, ale czy może nasz amant zdradził ci gdzie się udaje?
- I tak i nie
- ziewnął - drzemałem akurat - wyjaśnił Polak. - Powiedział mi rano, bowiem wtedy z nim rozmawiałem, że ma sprawę na mieście. Podobno coś odkrył. Rozmawiał z jakimś mężczyzną, którego ponoć przysłał kardynał Medici, ale to było za dnia, więc siłą rzeczy nie można cię było pani budzić. Alessio porozmawiał z nim, powiedział, że musi sprawdzić coś oraz wybył, jakby go coś goniło. Wspomniał, że może go dobę nie być, ale żeby się nie martwić. Tyle wiem. Znaczy, nie wiem signora, czy mógł tak postąpić, ale też nie miałem prawa go zatrzymać, zaś znając Alessio, jeśli nie chciałby powiedzieć więcej, to po prostu by nie powiedział - rozłożył ręce.
- Będę musiała porozmawiać z Filibertem by nie udzielał informacji bez mojej zgody. Słyszałam, że wybrano cię na ojca chrzestnego. - Agnese uśmiechnęła się.
- Tak, całkiem ładne dzieciaki, poród zaś lekki. Przypuszczam, że dziewczynki będą się bardzo zdrowo chować. Tak myślę - uśmiechnął się dumnie. - Zaś Filibert, rozumiem że to tamten rozmówca. Wiesz pani, jeśli faerie się uprze, właściwie chyba żaden człowiek nie oprze się takiej potędze. Alessio zachowywał się, jakby naprawdę mu bardzo zależało, więc spodziewałbym się wywierania przez niego sporej presji.
- Mój drogi
. - Agnese spoważniała. - Jakby jego powody nie były istotne i wola Filiberta słaba moje informacje, to moje informacje. Jeśli uważasz, że wywierał wpływ na mężczyznę kara należy się obu.
- Nie wiem, ale nie zdziwiłbym się.
- Udaję się na spotkanie
. - Na jej twarz powrócił uśmiech. - Wybacz, że przerwałam ci spoczynek.
- Właściwie dobrze, bowiem także chciałem porozmawiać. Uważaj na siebie, signora. Ktoś cię śledzi. Wiem na pewno.
- Jest teraz wiele osób dla, których to ważne. Chyba stałam się dosyć istotnym pionkiem w grze zwanej konklawe
. - Uśmiechnęła się do polaka niewinnie. - Niech twoi ludzie mają baczenie na ten dom, jest w nim wiele moich skarbów.
- Mają, ale … osoba, która cię śledzi, zna magię. Jest mocna oraz zła niczym wściekły pijak bez wódy
.

Contarini pociągnęła nosem, przymykając oczy, zupełnie jakby coś wyczuła.
- Palone drewno… może odrobina mąki. - Otworzyła oczy. - Kowalski to co wydarzyło się w tamtej wiosce nie zdarzyło się w tym czasie bez przyczyny. Nie wierzę w przypadki.
- Całkiem możliwe. Ktoś próbował wysłać szpiega tutaj do pałacu. Za dnia. To taka … dziura w przestrzeni, przez którą widać, słychać, czuć oraz nawet coś można wziąć. Kiedy wyczułem ją, zrobiłem figla przenosząc ją do dołu kloaczego. Tamten obserwujący musiał zostać zalany gów … znaczy tym, co się zwykle trzyma tam wiesz gdzie. Założyłem osłony na pałac, ale jeśli opuszczasz go, uważaj signora. Nie wierzę, że ktoś próbuje uderzyć markiza dla samego markiza. Raczej ty jesteś przyczyną oraz ty będziesz najpiękniejszym celem
- wyjaśnił poważnie oraz bardzo dobitnie.
- Ech… Kowalski jestem łowcą umiem o siebie zadbać, a wiesz co grozi miastu jeśli tym sierotkom tutaj się coś stanie? - Agnese uśmiechnęła się. - Zrównam je z ziemią, zdejmę każdy kamień by znaleźć każdego kto przyłożył do tego łapkę.
- Wydaje mi się signora, że tego kogoś miasto nie obchodzi. Tylko cieszyłby się, że niszczysz coś oraz radował, że podpuścił cię do tego właśnie uczynku
- powiedział - tacy są najgorsi właśnie dranie.
- Więc pilnuj ich, bym nie zrobiła czegoś co przyniesie mu satysfakcję.
- Robię co mogę, signora. Jestem twoim człowiekiem do końca kontraktu, chyba, że zechcesz go przedłużyć
- powiedział spokojnie.
Agnese obróciła się i wsiadła do lektyki.
- Kowalski najchętniej zająłbym was na stałe, ale to nie czas i pora na takie dyskusje.
- Wobec tego, signora, szczęśliwej podróży i naprawdę uważaj na siebie. Twoi wrogowie, kimkolwiek są, stąpają po ziemi myśląc tylko, jak mogą uderzyć.
- Yhym
. - Wampirzyca zamknęła drzwi lektyki i stuknęła w dach, dając znać by ruszali. Przymknęła oczy wyostrzając pozostałe zmysły. Wrogowie… całe swe nieżycie ma wrogów. Jest jakby nie patrzeć wampirem i jakby tego było mało ostrzem księżnej Florencji. Uśmiechnęła się… poza tym jatka raz na jakiś czas nie jest niczym złym.


Jednak póki co nic się nie działo, zaś droga przebiegła w miarę spokojnie. Zaskoczyło ją jednak poruszenie przy watykańskim pałacu. Przed nim stało kilku oficerów w eleganckich zbrojach, których pióropusze świadczyły o wysokiej randze. Zresztą samej takiej zbroi nie mógł mieć byle kto. Wspaniale wykuty metal zabezpieczał przed uderzeniami oraz pociskami, ale wymagał wielkiej pracy mistrzów kowalskich oraz umiejętności. Najlepszych kowali zbrojmistrzów na italskiej ziemi posiadał Mediolan, stąd często Sforzowie mieli doskonale wyposażone armie, aż oczywiście przyszły wojska francuskie. Potęga Sforzów została skruszona, ale kowale pozostali, wielu panów z całego kraju oraz zagranicy zamawiało tam swoje zbroje.


Rozmawiali ze sobą, poganiali żołnierzy, których również było sporo, jakieś dwie setki, którzy zaś tworzyli oddziały. Czyżby szykowali się do wymarszu?


Widać było, że wszyscy są jednolicie umundurowanie oraz uzbrojeni, co nie stanowiło zbyt częstego widoku. Mieli włócznie, kusze oraz lżejsze odmiany mieczy. Nosili skórzane zbroje oraz czerwień na okryciach, która pewnie była barwą tego oddziału. Musiały być to najwierniejsze gwardie Borgiów. Przygotowane było także kilka wozów, niewątpliwie na cenny dobytek oraz pieniądze. One stanowiły obecnie nerw sytuacji. Przedtem książę miał dostęp do szkatuły Aleksandra VI, teraz już nie. Oprócz tego oczywiście kręciło się kilkoro przybocznych księcia, wśród których wampirzyca rozpoznała Michelotto.

Wampirzyca wysiadła przed pałacem. Spokojnym krokiem ruszyła w stronę Michelotto, skłoniła mu się lekko. Oczywiście oddał jej pokłon głębszy. Zarówno oddając cześć randze, jak pozostając pod wpływem Prezencji.
- Witaj signora - Michelotto spokojnie mówiący do kobiety był absolutnym wyjątkiem. Poza Lukrecją oraz Vanozzą raczej nie traktował blisko innych pań - witaj - powtórzył. - Czy przyszłaś odwiedzić księcia? Jeśli tak, trafiłaś właściwie. Jego miłość niedługo będzie wstawał. Wydał bowiem rozkaz, że dokładnie północą ruszamy.
- Witaj
. - Uśmiechnęła się do mężczyzny. - Tak, chciałam się upewnić jak zdrowie, księcia. Czy mogę prosić byś mnie zaprowadził
- Ależ oczywiście, proszę za mną
- Prezencja działała niezawodnie - tylko musimy uważać, bowiem ciągle przenoszą pakunki do wozów. Proszę signora, utoruję pani drogę korytarzami pałacu.
 
Kelly jest offline  
Stary 09-04-2017, 21:17   #58
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Michelotto Corella powiadał szczerą prawdę. Przez korytarze pałacowe oraz komnaty przetaczał się istny huragan zamieszania. Signora domyślała się, że na wozy trafiają nie tylko prywatne rzeczy Cesare, lecz także papieskie, które po prostu zabierał, żeby zwiększyć swoje szanse podczas przyszłej rozgrywki. Obydwoje szli mijając kolejnych sług oraz żołnierzy, aż dotarli do znanej komnaty, którą pilnowało dwóch żołnierzy. Michelotto zapukał.
- Tak? - odezwał się głos, który zapamiętała. Był właściwie identycznie słaby, jak wcześniej, no może troszeczkę mocniejszy, jednak naprawdę ciut ciut.
- Wasza wysokość, signora Contarini - zapowiedział zaufany sługa księcia.
- Ach, ona, wprowadź, wprowadź, najwyżej wyjedziemy chwilę później - coś tam jeszcze mruknął do siebie, ale nie mogła tego usłyszeć nawet swoim wampirzym zmysłem.


Chwilę później była już w komnacie. Także wewnątrz niej snuła się delikatna mgiełka bałaganu wyprowadzkowego. Książę siedział na krześle ubrany w lekkie stroje. Koszula, spodnie, szlafrok. Twarz miał może nieco mniej bladą, ale nogi dalej straszliwie opuchnięte. Dłonie przykrywał pasującymi rękawiczkami.
- Witaj signora, wybacz że nie wstaję na powitanie, ale rozumiesz, jeszcze nie doszedłem do siebie, choć medyk dał mi znać, że dam radę podróżować na lektyce.
Wampirzyca skłoniła się nisko.
- Cieszę się widząc cię w lepszym zdrowiu, książe.
- Powoli ku lepszemu na pohybel wrogom, nieprawdaż - spojrzał na nią pytająco. - Dziękuję pani za miłe słowa - powiedział z ironią dając do zrozumienia, iż według niego słowo jest sprawą ulotną.
- Z przyjemnością przekaże Jego Królewskiej Mości tą dobrą nowinę. - Dopiero teraz Agnese wyprostowała się i skupiła wzrok na mężczyźnie.
- Proszę siadać - wskazał na wolne krzesło. - Dziękuję za odwiedziny, ale spytam wprost, czy coś ciekawego zaszło po naszych rozmowach? - takie pytanie także wcale nie było wprost, ale książę był znanym krętackim draniem.

Wampirzyca zajęła wskazane miejsce. Usiadła wyprostowana, uśmiechała się lekko.
- Nic ponad to, że rozważyłam prośbę, którą skierował do mnie książe.
- Ach pani, jakie to łaskawe z pani strony, ale zapewne nie odwiedziłaby mnie pani, gdyby to były wyłącznie filozoficzne rozważania, godne Platona, a nie naszej nowoczesnej epoki. Czyżbym się mylił? Jeśli nie mylę, podziel się signora, ze mną owymi rozważaniami - stwierdził książę ostro trzymający karty przy orderach.
- Pańska sprawa jest wielce kłopotliwa i może być problematyczna, lecz nie uznałam by zagrażała interesach mega Pana, jednak… - Wampirzyca zamilkła i z uśmiechem obserwowała księcia, który zmarszczył lekko brwi oraz ściągnął usta.
- Kłopotliwa, problematyczna, te słowa, signora pasują do ludzi pospolitych, lecz nie do nas. Im więcej owych kłopotów oraz problemów, tym nagroda mogłaby być większa, jeśli rozumie pani, co mam na myśli - złożył jej pierwszą ofertę osobistej łapówki, aczkolwiek bez szczegółów.
Wampirzyca uśmiechnęła się jakby nie miała pojęcia o co mu chodzi. Powoli kontynuowała swoją wypowiedź.
- Jednak naraża to na szwank moje osobiste interesy, zagraża też mojej osobie. - Jej głos był spokojny. - Książę, opuszcza Rzym, jednak ja pozostaję tutaj i będę musiała się zmagać z konsekwencjami tej decyzji.
- Tak, to rzeczywiście mógłby być dla pani problem, ale być może korzyści oraz środki do przełamania owych konsekwencji mogłyby być znacząco większe, jeśli zaś nawet nie, to nagroda obfitsza, z rąk Jego nowej Świątobliwości oraz od księcia Romanii - podkreślił, jako że władał naprawdę solidnym kawałkiem północno wschodnich Włoch zamkniętych pomiędzy ziemiami Wenecji i Florencji aż na południe do Rzymu.
- Czym jest książe, gotów przełamać moje obawy? - Wampirzyca wpatrywała się w mężczyznę. Była ciekawa czym rzuci jej w twarz książe Romani.
- Czy chciałaby pani zostać księżną na swoim własnym mieście? - spytał z uśmiechem. - W Romanii jest dużo miast oraz ziem. Wyłączenie jednego, wspaniałego dla przyjaciółki byłoby wielką przyjemnością dla mnie. Oczywiście zaraz po wyborze odpowiedniego Ojca Świętego. - Urbino - zaproponował jedną z największych pereł swojej kolekcji. Większą byłaby jedynie Bolonia. Chyba liczył, iż tak szczodra oferta powali ją na kolana.
Twarz Agnese nawet nie drgnęła. Urbino… chyba nie pamiętała kto był tam księciem. Miała na myśli oczywiście jej wampirzy świat. Wolałaby jednak nie wchodzić w tą o ile cięższą od ludzkiej politykę.
- To wspaniałą oferta, jestem jednak kupcem i osiąście na tronie nie sprzyjałoby moim interesom.
- A może jednak - kusił - Frederico di Montefeltro już dawno nie żyje, zaś nikt spośród jego rodziny nie ma tyle sił, żeby próbować odzyskać moją zdobycz z zeszłego roku.

Faktycznie, rodzina Montefeltro była wcześniej mocno rozrodzona, ale obecnie słaba. Zresztą ostro tłukła się przede wszystkim między sobą, zaś mieszkańcy Urbino radośnie przyjęli innego władcę, byle się tylko pozbyć walczących między sobą krewniaków Frederico. - Jeśli zaś nie ty, może któryś z twoich krewnych. Oddałbym ci do dyspozycji po prostu tron Urbino wedle twej chęci.

- Ah potrafi książe, skusić kobietę, lecz jak sam wspomniał, to otrzymam po ewentualnym zwycięstwie… ciężko nazwać to zachętą.
- Czyli cóżbyś miała ochotę otrzymać wcześniej, jako zadatek do książęcego stolca? Pieniądze, tytuły ...
- Coś co osłodzi mi ten czas spędzony w zamieszaniu związanym konklawe. - Agnese uśmiechnęła się. - Wierzę w książęcą dobroć.
- Tak, hm, mam pałac w dzielnicy Borgo - mogę ci go użyczyć na czas pobytu w Rzymie - zaproponował dość śmieszną cenę. Chwilę dumał - Jeśli zaś wolisz pozostać tam, gdzie jesteś, powiedzmy dziesięć tysięcy złotych florenów - powiedział zaciskając usta, bowiem dla księcia pieniądze były obecnie superważne. Kwota była dosyć poważna, choć nie oszałamiająca. - Mam także w dyspozycji kilka opactw, które mogłyby cię zainteresować, listy polecające do hiszpańskich kardynałów. Warto przyjacielem moim być, nadobna pani - wyszeptał spokojnie, jakby dając tym samym podtekst, że dalej jest wielkim graczem. Właściwie tak nawet było, aczkolwiek biorąc pod uwagę jego stan oraz możliwości, spadło to naprawdę mocno. Raczej pytanie brzmiało, co Cesare zdoła utrzymać, niżeli co uda mu się powiększyć. Inna kwestia, iż jeśli papież zatwierdziłby go na stanowisku … pytanie jednak dalej, na jak długo, biorąc pod uwagę słowa kardynała Medici. Książę Romanii musiał, po prostu musiał mieć przychylnego papieża, choćby spłukując się na zero, bowiem właściwie bez niego straciłby cały swój dorobek oraz wspaniałą pozycję.

- Pięć tysięcy i listy polecające. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - A co do twej przyjaźni… mam nadzieję, że połączy nas po wspólnym zwycięstwie.
- Dobrze, kancelaria dostarczy ci pani pisma polecające do kardynałów. Prawdziwie zacni mężowie Carvajal, Serra, Castro, Pedro Luis de Borja, Francisco de Borja, Castellar, Remolino, Desprats, Casanova, Vera i Lloris otrzymają także ode mnie dodatkowe listy, by traktować cię jak przyjaciółkę oraz wdzięczną córę zacnego Kościoła oraz miłośniczkę Hiszpanii - trochę za dużo chyba mówił. Prawdopodobnie zastanawiał się już, jak ją oszukać nie wywiązując się z żadnej obietnicy, jeśliby wszystko poszło po jego myśli. Cesare znany był z łamania wszelkich reguł oraz ustaleń, jeśli tylko byłoby to dla niego korzystne. Choć jednocześnie z drugiej strony nie mógł puścić jej kantem, jako wysłanniczki króla Ludwika. - Zaś pieniądze, będą do odebrania w Banku Andrettich. Kwit do odbioru będzie razem z listami polecającymi. Czy może tak być? A jeśli tak, to rozumiem, iż wesprze pani odpowiedni wybór kardynałów?
- Tak toż od tego zależą losy mego księstwa. Oczekuje listów i zabiera się do pracy. - Wampirzyca uśmiechnęła się. Teraz już szeroko.
- Oczywiście signora. Wiedziałem, że księstwo ci się spodoba - jednak cóż, agnese wiedziała, że jeśliby wszystko zagrało jak mówił Cesare, chybaby mógł zwyczajnie nie dotrzymać słowa. Urbino było przepiękne oraz całkiem mocny, jak na środkową Italię. - Wyekspediowanie takiej porcji korespondencji trwa, dlatego jutro, powiedzmy o tej samej porze będą w pałacu markiza di Colonna. Notabene, śmieszny chłopaczek, nieprawdaż? - uśmiechnął się do niej jakoś groźnie, albo przynajmniej starał, jakby chciał powiedzieć, mam oko na twoich przyjaciół, więc uważaj sobie. - Ale ma ładną siostrę.
- Wspaniały gospodarz. - Agnese podniosła się. - Moja praca też trwa, książę, ale wierze, że masz to na uwadze. Tak samo jak naszego “ wspólnego pana”.
- Ależ oczywiście - chyba księżę Romanii pojął, że leciutko się zagalopował. Grożenie agentce Ludwika XII mogło być błędem nawet dla Borgii. Potężna armia pod dowództwem La Tremuilla dalej stała na północy Lacjum oraz wywierała znaczący wpływ na Rzym. - Nie oczekuję od pani niczego, dopóki nie otrzyma pani listów. Zrozumiałe, księżno, bowiem chyba już tak mogę do pani mówić - próbował wziąć ją pod włos i chyba z większością kobiet by mu się to udało.
- Ależ książę… tytuł otrzymuje się dopiero siadając na tronie. - Agnese skłoniła się nisko. - Bezpiecznej podróży i szybkiego powrotu do zdrowia.
- Myślę, że kiedy dojdzie do wyboru, ależ jestem przekonany że dojdzie. Właściwie dokumenty przekazania miasta zostaną przygotowane razem z innymi. Zatrzymam je tylko tak dla większego porządku - odpowiedział Cesare. - Dziękuję oraz miłego czegokolwiek … - machnął dłonią odprawiając ją. Chyba nie był całkiem zadowolony z negocjacji, ale też nie całkiem przegrał, tak jak zazwyczaj bywa.

Agnese opuściła pokój i dała się odprowadzić do drzwi. Teraz czekała ją ta cięższa rozmowa. Być może właśnie przed nią signora odczuwała niepokój, który jakoś tak wypływał z niej, kiedy ruszyła ku swojej lektyce.


Kiedy usiadła zamyślona, służba ruszyła, zaś niepokój się potęgował. Jak zareaguje markiz, co powie Sophia, choć dziewczyna jeszcze miała dzisiaj spać po ziółkach Kowalskiego. Wprawdzie Colonna wydawał się bardzo zakochany, lecz raczej nie przypuszczał, że jego ukochana jest na płynnej diecie. Tak dumała pełna niepokoju. Aż naglejej uszy zarejestrowały lekki trzask gdzieś obok lewej strony. Taki, jakby się coś łamało, chrupało, ruszało.
- Awaaaaaaaaga! - wrzasnął ktoś stojący nieopodal. - Dom się wali.
Jednak to niezupełnie walił się dom, raczej jego górna kondygnacja, ot starej nieużywanej kamienicy, która pewnie przez przypadek mogła się rozlecieć. Kamienna rudera, stojąca pewnie od lat, która postanowiła teraz właśnie trzasnąć.

Wampirzyca dała sygnał by wstrzymać lektykę i wyjrzała co właściwie się dzieje.Górna ściana kamienicy przechylała się niebezpiecznie i gdyby nie fakt, iż usłyszała ów chrobot oraz oczywiście okrzyk człowieka, który tam przypadkiem stał, po prostu wlazłaby wraz z orszakiem prosto w klasyczną pułapkę.

Dała sygnał by lektyka ruszyła rzucając tylko hasłowo informację o zmianie kierunku.
- Prawo, bieg!!!

Sama wyostrzyła zmysły i wyglądajqc z lektyki rozejrzała się po okolicy, szukając życzliwej osoby, która zapewniła jej tą rozrywkę. Jeśli można to było zrobić w sytuacji, kiedy kilku silnych mężczyzn z przestrachem skoczyło na prawo, zaś lektyka w ich rękach wręcz podskoczyła, a w niej oczywiście wampirzyca. Chyba wpatrzeni w ulice nie wiedzieli co się dzieje, ale jej gwałtowny krzyk przecinający ulicę zadziałał niczym bat. Rzucili się na bok pod przeciwną ścianę innej kamienicy wpadając w jakiś opustoszały stragan. Jeden z nich się nawet wywalił co sprawiło, że lektyka poleciała na bruk zaś Agnese wypadła.

- Aaa! - ktoś krzyknął. Gdzieś rozległ się płacz jakieś kobiety, ale przede wszystkim uszy wampirzycy nawiedził potężny huk spadającej ściany, która walnęła rozbijając się o rzymską kostkę. Czy ktoś padł? Wampirzyca wygramoliła się z leżacej na boku lektyki, przewróconej po upadku jednego z niosący, potem kolejnego. Stała na chwiejących się nogach. wokoło wznosiła się wielka masa kurzu, która przykrywała wszystko właściwie. słychać było bardziej, niż widać, ale to, co dostrzegła, że ani ona, ani nikt z jej ludzi nie odnieśli obrażeń. Potknięcie się na ulicy oraz wywalenie lektyki było małą sprawą podle tego, co teoretycznie mogło się wydarzyć, gdyby nie jej refleks oraz błyskawiczny rozkaz. Wampirzyca otrzepała się z kurzu.
- Podnieście lektykę. - Jej głos był spokojny. Sama uśmiechała się lekko mimo, że była bardzo skupiona i zaniepokojona. Uważnie rozglądała się po okolicy, czekając aż słudzy podniosą lektykę. Oczywiście wykonali jej rozkaz. Doskonale wiedzieli, że kiedy ich pani coś mówi, należy jej słuchać. Oczywiście, pomimo ciemnej nocy natychmiast zrobiło się widowisko. ludzie wyglądali z okien nawzajem przekrzykując się, co się stało, ileś osób wybiegło ze swoich domostw sprawdzając, czy może ktoś padł pod gruzem oraz da się go obrobić. Jednak wampirzyca oraz jej świta uniknęli najgorszego. Przypatrując się, Contarini dostrzegała jedynie owych ludzi oraz rozbite cegły. Stara kamienica miała trzy piętra, osłabione pod wpływem starości. Pewnie więc zmurszała ściana po prostu nie wytrzymała, jednak trudno było uwierzyć takiemu przypadkowi. Wampirzyca stała, zaś jej ludzie kręcili się wokoło. Rozglądała się i coś ją zaniepokoiło. To był impuls. Te dziwne odczucie, że coś idzie nie tak, że coś jej zagraża. Wampirzyca błyskawicznie rozpoznała ten zmysł powiązany niekiedy ze wspaniałą Nadwrażliwością.

Pochyliła odruchowo głowę akurat na szczęście, żeby nie trafił ją wystrzelony bełt. Wbił mocno się w drzewce lektyki. Wśród tłumu stał gruby człowiek trzymający w ręku kuszę. Nie wyglądał na zabójcę, raczej sklepikarza. Nie wydawało się także, że chciał kogoś zabić. Raczej przestraszony spoglądał to na trzymaną przez siebie broń, to na osobę, która mało co nie została trafiona. Ewidentnie wydawał się kompletnie przestraszony tym, co zrobił. Agnese wyostrzyła zmysły chcąc zobaczyć jego aurę. Powoli wycofała się w stronę lektyki, starając się osłonić przed kolejnym atakiem. Jeden z jej ochroniarzy błyskawicznie zajął miejsce między nią a kusznikiem. Jednak kusznik ani nie ładował kuszy nowym bełtem, ani nie celował ani nic nie robił. Właściwie wyglądało, jakby niespecjalnie potrafił strzelać. Stał, rozdziawiał gębę, jakby zaskoczony, tym co sam właśnie zrobił.
- Eee, Fred, co ty robisz? - ktoś spytał go. Widocznie była to znana osoba na tej ulicy.
- Eee … - taka była cała odpowiedź stojącego mężczyzny, który nagle opuścił kuszę padł na kolana i złapał się za głowę – Aaa! - jego wrzask dosłownie zwierzęcy poniósł na całą okolicę. Potwornie darł się trzymając się za swoją głowę. Odskoczyli od niego wszyscy inni ludzie, kompletnie wytrąceni z równowagi, właściwie co się dzieje.

Wszystko wyglądało dziwnie, dlatego Wampirzyca sensownie podjęła decyzję zbadania jego aury Nadwrażliwością. Stanowczo bowiem klęczący, ba tarzający się z bólu mężczyzna nie wyglądał na jakiegoś szykującego się do ataku mordercę. Dominowały pomarańczowy, szary, srebrny. Wszystkie te kolory mrugały, jakby wymuszenie nieco, zaś gdzieś w tle była niewielka otoczka jaśniejących, wybuchających gwiazdek, jakby ktoś czegoś na nim spróbował.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-04-2017, 11:57   #59
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese uważnie przyglądała się krzyczącemu z bólu mężczyźnie… nie była w stanie mu pomóc. Przygryzła wargę nie mogła walczyć z magią. A teraz zbyt bardzo wyglądało to jakby była jakąś wiedźmą, która rzuciła na niego zaklęcie. Odwróciła się do jednego ze swoich ludzi.
- Sprawdźcie co mu jest i zawołajcie medyka by mu pomógł - Rozejrzała się po tłumie, starając się zwrócić szczególną uwagę na twarze. Mag nie mógł być daleko.
- Tak, pani - przyskoczył jeden spośród jej podwładnych do leżącego. Próbował go utrzymać w ręku.
- Nie jest ranny! - odkrzyknął ten, który go badał.
- Jest tutaj jakiś medyk? - krzyknął któryś do tłumu, co jednak było wątpliwe, bowiem dzielnica należała do stosunkowo biedniejszych. Tutaj ludzie raczej rzadko korzystali z usług drogich specjalistów. Dlatego odpowiedziało mu milczenie, nerwowe przestępowanie z nogi na nogę. - Kto to? - krzyknął ten sam sługa wampirzycy, nazywany Eduardo z Pisy. Inteligentny mężczyzna, ale ogólnie rzec ujmując, Agnese nie zatrudniała bałwanów.
- Fred - odrzekł któryś spośród tłumu, stojący za innymi - piekarz miejscowy, ma żonę i tuzin dzieciaków.

Tymczasem wampirzyca starała się odnaleźć w tłumie maga, zresztą nie tylko w tłumie, bowiem mógł się kryć właściwie wszędzie. Jednak dostrzegła jedynie na ulicy taki lekko ulotny poblask magii. Najpewniej czarodziej był tutaj wśród ludzi na ulicy oraz opuścił to miejsce. Wydawało jej się także, że dostrzegła pozostałą poświatę wstrętu, jakby nawet kamienie dawnej rzymskiej ulicy brzydziły się, by po nich stąpał ktoś tak bardzo zdeprawowany oraz prawdziwie straszliwie podły.
- Da radę iść? - Agnese uznała, że nie są bardzo daleko od pałacu… może byłoby dobrze jakby Kowalski na niego zerknął.

Eduardo podskoczył do swojej pani.


Minę miał nietęgą.
- Nie ma takiej możliwości. Wygląda, jakby po prostu coś mu się stało z jego głową, ale nie widać, co takiego. Ani żeby był ranny, ani cokolwiek takiego.
Tymczasem do leżącego Freda podbiegła jakaś grubsza niewiasta oraz kilka dzieciaków:
- Freeeeeed
- Freeeeeed,
- Tato.
- Tato, co się dzieje?
- Powiedzcie im, że bierzemy go do medyka. Przygotujcie prowizoryczne nosze
. - Wampirzyca podeszła do lektyki. Ale chyba nie doceniła rodziny Freda. Otoczyli go murem. Wiadomo, nie wierzyli nikomu oraz niczemu. Zdaje się, że dwójka przebywających obok Freda ludzi Agnese zaraz zostanie sprana przez coraz agresywniejszą niewiastę oraz jej familię. Agnese westchnęła ciężko i podeszła do tej zbieraniny. Z lekkim uśmiechem spojrzała na rodzinę poszkodowanego.
- Moi drodzy. - Jej głos jak zwykle przy użyciu prezencji był przyjemny, hipnotyzujący.

10,3,3,1,7,7, - 7 - 3 trafienia
ogólnie odlotowy sukces, hurra



Niewątpliwie była uprzejma.
- Widzę, że jesteście liczną rodziną i może was nie być stać na medyka lepszego niżeli najgorszy konował. Ponieważ obawiam się, że wasz ojciec mógł się wystraszyć upadku mem lektyki i to co go dręczy to ból wynikający z przerażenia, chciałabym mu pomóc.

Rodzina, która planowała obrzucić Agnese wyzwiskami i kamieniami nagle zrezygnowała z tej sympatycznej przyjemności na rzecz krzywego uśmiechu.
- Jaaaaa … ufam wam, szlachetna pani. Nie wiem, co się stało, ale my jesteśmy rzemieślnikami, piekarzami. Stary zawsze zajmował się chlebem, ale … dobrze, ufam wam. Tutaj często znikają ci, co nie uważają. Jednak skoro chcesz mu pani pomóc … nie mogę opuscić reszty dzieciaków, ale proszę, pozwól żeby towarzyszyła mu przynajmniej córka. Victorianna ją zowią.


Wypchnęła przed sobą nastoletnią, niedorosłą blondyneczkę z pryszczatą lekko facjatą oraz lekkim obłędem w dziewczęcym spojrzeniu. Była jednak w wieku, gdzie mogła się opiekować swoim papą.
- Jeśli nie obawiasz się z nami puszczać córki. - Agnese uśmiechnęła się i obróciła do swoich ludzi. - Weźcie tego człowieka na nosze i ruszajmy.
- Hehe, jej się nie obawiam
- zarechotała piekarzowa dumna. Widocznie córeczka potrafiła zadbać o siebie oraz była lepszym ziółkiem. Być może umiała zaopiekować się także rodzinką.

Tymczasem ludzie wampirzycy prosto oraz treściwie zabrali się za nosze, robiąc je z tego co mieli pod ręką. Dlatego właściwie, kiedy Agnese wydała polecenie, po prostu ruszyli. Jechała konstatując informację o tym wszystkim. Co ciekawe, wystrzelony bełt dalej tkwił w ściankach lektyki. Wampirzyca była wkurzona, bo nawet ciężko to było nazwać irytacją. Te całe konklawe, które męczyło ją mocniej niż powinno, zauroczenie słodkim markizem i teraz jakiś chory na umyśle mag. Czuła, że nie pozwala swoim nerwom i co za tym idzie zmysłom odpocząć. Chciała się znaleźć w pałacu, upewnić się, że wszystko tam dobrze.

Właściwie udało się spełnić pragnienie. Wampirzyca spokojnie dostała się do Palazzo di Venezia. Miała wprawdzie nieokreślone wrażenie, że ktoś ją śledzi, ale jednak było to jedynie wrażenie. Żadna jej moc nie potrafiła stwierdzić tego nieokreślonego przeczucia, które jakby nie było, mogło wynikać tylko z nerwów. Kto wie, czy nie potrzebna jej była dobra kąpiel oraz łyk świeżej krwi? Wiedziała jedno, równie dobrze mogła wieść szpiega ze sobą, choć może lepszym słowem byłoby nieść.

Brama pilnowana przez ludzi markiza oczywiście otwarła się przed nią. Przy okazji zerkając na pałacowych strażników dostrzegła, iż wśród nich kręci się rzucając od czasu do czasu okiem ktoś spośród ludzi Kowalskiego, taki potężny Walijczyk. Oczywiście był także Borso czekając na rozkazy swojej pani. Agnese wyskoczyła z lektyki i podeszła do Borso. Ruchem głowy wskazała na mężczyznę leżącego na noszach.
- Złóżcie go w jednym z pomieszczeń gospodarczych, dostępnych tylko z bramy, nie chce by miał wstęp do pałacu i poślijcie po Kowalskiego, niech sobie zbada ten obiekt. - Agnese zerknęła jeszcze na dziewczę, które cały czas szło za ojcem. - Mała niech jest razem z ojcem, dajcie jej coś do picia i jedzenia.
- Oczywiście, signora
- potwierdził Borso. - Przydzielimy jej kogoś do opieki - potwierdził, co właściwie oznaczało, że dostanie strażnika. - Podczas twojej nieobecności, pani, nic się nie zdarzyło, poza tym, że wrócił sir Alessio - dodał. - Jeśli go pani szuka, jest w tej chwili w jednym z pokoi gospodarczych w towarzystwie jakiejś pani.
- Wspaniale
. - Agnese utrzymała na twarzy lekki uśmiech. Samo imię faerie przypomniało jej, o tym, że powinna go ukarać. - Będę chciała tej nocy porozmawiać z Sophie i markizem, ale chciałabym byś przy tym był, tak samo jak Gilla. Spotkajmy się po tym jak się już nim zajmiecie w moim gabinecie, dobrze?
- Panna di Colonna podobno odzyskała przytomność. Leży pod opieką Kowalskiego, który niedawno ją odwiedził. Gilla pilnuje pańskiej komnaty, zaś markiz, cóż, wiem gdzie był przed pani wyjazdem, signora oraz od tamtej chwili nie pojawił się na widoku
- powiedział to jak stary sługa, który przypomina pani, że niektóre rzeczy, typu wyciąganie z łóżka swojego kochanka pilnowanego przez swoja ghulicę, musi załatwiać samodzielnie.
- Dziękuję Borso. - Agnese ruszyła w stronę pałacu. Musiała się najpierw rozmówić z pewnym faerie. CIekawe z kim też zajął ten pokoik. Już odzyskał swoją koleżankę, dobrał się do jakiejś kobiety, czy też jedno i drugie.

Spokojnie szła krużgankami, bardzo cicho jak to miała w zwyczaju gdy tylko naszła ją ochota, i nasłuchiwała odkrywając, że raczej wyszło to drugie. Inna kwestia, że faerie od razu stawiał sprawę jasno. Kierując się słuchem dotarła do niewielkiego magazynu, gdzie z rozmowy mogła wywnioskować, że słodka parka siedzi na jakiejś ławie, zaś Alessio zasypuje dziewczynę mającą wdzięczne imię Lilianna takim wodospadem pochlebstw, że chyba tylko kamienna rzeźba nie uległaby owemu czarowi.

Piękna Agnese pewnym krokiem wkroczyła do pomieszczenia. Na jej twarzy nadal pozostawał lekki uśmiech mimo frustracji, która narastała z każdym krokiem. Alessio odpowiedział słodkim uśmiechem także, zaś dziewczyna, lekko piegowata poderwała się na nogi, nie za bardzo wiedziała co powinna zrobić.


Widać było, że jest ubrana, ale jakby się przyjrzeć sukience, to znajdowała się w lekkim nieładzie. Widocznie dopiero planowali zacząć figle, zaś mogąca pochwalić się pewnymi atrybutami dziewczyna nie potrafiła oprzeć się uwodzącemu ją wprawnie Alessio. Wampirzyca otaksowała ją spojrzeniem, cały czas się uśmiechając.
- Nie przerywajcie sobie, chciałam tylko zamienić kilka słów z tym Panem. - Jej głos był spokojny, acz faerie bez problemu powinien wyczuć w nim tą niebezpieczną nutkę złości.
- Jaaaa pani … - pomimo wstępu łagodnego, dziewczyna nie potrafiła się odnaleźć. Mają pewnie w najgłębszej części pragnień uściski Alessio, nie potrafiła się przez moment odnaleźć. Przynajmniej dopóki faerie nie klepnął jej w obfite, słodkie miejsce. Tak czule, albo przynajmniej tak sobie wyobrażała.
- No, pędź mała, mamy do omówienia z signorą kilka spraw.

Kobieta spojrzała na niego oraz signorę znanym spojrzeniem zazdrości oraz zrozumienia. Cóż, słudzy mogą marzyć, że kiedyś stanie się coś, co sprawi, że wejdą na pozycję panów. Dziewczyna chyba także marzyła oraz uważała signorę za swoją rywalkę. Jednak wyszła, bo musiała, aczkolwiek chyba lekko pocieszyły ją słowa faerie.
- Ależ oczywiście, że uwielbiam cię tak, jak nikogo innego …
- Oczywiście, panie, signora
- pokaźna posturą służąca, która była pałacową praczką wyszła pozostawiając ich samych.
- Wzruszyłam się, mój drogi. - Teraz już bez problemu dało się wyczytać w głosie wampirzycy irytację. - Jak tam twoje poszukiwania?
- I dobrze i niedobrze
- przyznał smętnie. - Wygląda to paskudnie, nawet jeszcze gorzej. Zresztą, dowiesz się wszystkiego od waszej księżnej, która zgarnęła mnie w sposób taki, że nie mogłem odmówić jej słodkiemu zaproszeniu. Ledwo mnie wypuściła przed chwilą, chociaż trzeba przyznać, że jej młodsza wersja jest całkiem interesująca.
- Szkoda, że nie zafundowała ci jakiejś rozrywki w “naszym” stylu
- wampirzyca uśmiechnęła się z przekąsem.
- Ooo - wtrącił się - nie bądź taka pewna … - dorzucił zuchowato, ale minę miał mniej wesołą.
- Żyjesz… tak nie zafundowała ci wystarczającej rozrywki. - Agnese spoważniała, by nie powiedzieć że na jej twarzy chyba po raz pierwszy od kiedy faerie pamięta odmalowała się złość.
- Zdaje mi się, że ona ma kłopoty, ja mam kłopoty i ty masz kłopoty - mruknął, ale nawet jego mruknięcie zabrzmiało seksi - tak to trochę wygląda. Przynajmniej biorąc pod uwagę to, co mi powiedziała oraz co mi się wydaje, że odkryłem oraz czego mi nie powiedziała.
- Asiamanth … - Wampirzyca bez zająknięcia powiedziała prawdziwe imię faerie - jeszcze raz zbliżysz się do meg informatora i cię zabiję. Nie obchodzi mnie o czym sobie gadasz z księżną, jeśli będzie mnie to dotyczyć wezwie mnie. Przed chwilą starano się mnie zabić i nieposłuszny faerie biegający po tych cholernym mieście to ostatnia rzecz jakiej mi potrzeba.
- Zapominasz się
- powiedział spokojnie. - Pozwolę przypomnieć ci, że nie jestem twoim podwładnym. Jesteśmy sojusznikami, to znaczy, że nie robimy sobie nawzajem rzeczy szkodzących nam, że pomagamy sobie, ale nie wydajemy poleceń. Jeśli raczej słuchałem tego, co mówiłaś, to dlatego, iż uważam cię za osobę mądrą. Daruj sobie więc te groźby, bowiem ani ty ich nie wykonasz, ani ja się nimi nie przejmuję. Nie dlatego, żebyś nie mogła, ale wywoływanie durnej wojny raczej nie leży w twoim stylu. Szczególnie takiej, za którą mogliby płacić inni.
- Nie rozumiemy się
- przerwała jego nudny wywód. - Moja umowa dotyczy odnalezienia trzech dziewcząt a nie ładowania się w kłopoty przez twoje zachowanie. Faerie pałętający się po mieście zagraża mi i moim interesom.
- Jakie kłopoty spowodowało moje zachowanie. Konkretnie oraz bez ględzenia, proszę mów
- tym razem on przerwał.
- Nie wiem jaki stosunek ma księżna do ciebie i twojej nacji, ale wampiry was nie lubią.
- Wampirów także nikt nie lubi, ale czasem współpracujecie z innymi
- Współpracujemy jeśli ufamy, a ja przestaję ci ufać. W momencie mojej największej słabości, snu, wykorzystujesz moich ludzi.
- Nie będę wykorzystywać. Cóż, jeśli zaczynasz mi grozić nie możemy współpracować. Szkoda. Do widzenia. Oczywiście ustalenia pozostają w mocy
- skłonił się przed nią przesadnie.
Agnese przeczesała ręka włosy.
- Idioto martwię się.
- Wobec tego mów, że się martwisz, wtedy wyjaśnię, bo nie zrobiłem nic, co by ci zaszkodziło. Natomiast ty zaczynasz od gróźb. Cenię cię oraz lubię, jeśli tak można powiedzieć, ale na to sobie nie pozwolę.
- Chcę wiedzieć gdzie wychodzisz. Zrozum, jeśli… będę ci grozić jestem cholerną bestią a nie życzliwą miłą kobietką. Jak takiej szukasz to znajdź sobie szlachciankę niech ci pomaga
. - Wampirzyca skrzyżowała ręce na piersi. Były rzeczy, które były od niej silniejsze i na to nie dało się nic poradzić.
- Signora, chyba nie zrozumiałaś umowy. To ty masz je znaleźć. Ja ci pomagam. Nie odwrotnie, chociaż oczywiście mam swoje prywatne powody.
- I co zrobisz jak dorwie cię cholerny mag, a ja w złości zniszczę to miasto razem z tymi dwoma faerie. Uważasz to za pomoc z twojej strony
? - Wampirzyca usiadła na ławce obok niego.
- Mniej więcej taką samą, jak to, że ty opuszczasz pałac od czasu do czasu. Rozumiem, że robisz to ze względu na ważne sprawy. Ja robię to samo i gdybyś nie zaczęła od grożenia, powiedziałbym o co chodzi. Wystarczyło spytać. Nie szukam kobiety milutkiej. Znaczy szukam, jednak jak widzisz, potrafię takie mieć. Ciebie traktuję jako wspólnika, mądrego, którego warto słuchać, ale któremu nie pozwolę sobą rządzić. Tak samo, jak nie próbuję kierować tobą.
- Naprawdę nie widzisz, różnicy między nami
? - Agnese uśmiechnęła się, ale był to uśmiech zaprawiony goryczą.
- Ano widzę, ale tak jak wampiry mają swoje sposoby na ochronę, faerie także posiadają.
- Nie pamiętasz do jakiego stanu doprowadziły cię dwa upośledzone wilkołaki
? - Agnese prawie parsknęła. - Albo kilku kuszników w wiosce.
- Ech
- przyznał - to nie wilkołaki. Markiz wtedy zrobił przerwę na konie. Miałem pół godzinki, no może kwadrans, więc postanowiłem wykorzystać chwilę na coś przyjemnego. Cenna lekcja, niechaj to szlag trafi. Dlatego cóż, obecnie bywam lepiej przygotowany. Jeśli nie wierzysz, spróbuj mnie zaatakować, lub po prostu dotknąć, tak dłonią, albo jakkolwiek choćby kijem, jeśli wolisz - uśmiechnął się krzywo.
- Gdybym ja chciała cię “dotknąć” najpierw wybrałabym ci głowę. - Agnese uśmiechnęła się. - Wierzę, że potrafisz o siebie zadbać. Ale to moje pieniądze nas tu trzymają, opłacają informatorów i szukają, a mogę je łatwo stracić jak wampiry zaczną rozpowiadać na lewo i prawo że z tobą współpracuje.
- Jakbyś ją znalazła, moja droga, bowiem w tym pokoju jej nie ma
- uśmiechnął się faerie bezczelnie.- Natomiast twoje pieniądze opłacają informatorów, ale też moje zdolności się przyczyniają do odkryć. Ot, choćby wiem mniej więcej, kto cię bardzo nie lubi - spojrzał na nią, ale uśmiech spłynął z jego oblicza.
 
Kelly jest offline  
Stary 12-04-2017, 20:08   #60
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Piękna wampirzyca uśmiechnęła się szczerząc kły.
- Moje zdolności działają i na duchy, jest tu twój wzrok to mi wystarczy, kochasiu. A co do ludzi… wybacz istot które mnie nie lubią. Ah myślę że cała “ta druga” połowa rzymu.
- Owszem jest, ale nie spodziewasz się gdzie. Nieważne, akurat w tamtym dzbanku - wskazał na pewne naczynie, które po prostu uśmiechnęło się do niej. Uśmiechający się dzbanek mógł zaskoczyć wampirzycę. Nawet ją. - To nie druga połowa Rzymu, to właściwie jedna istota oraz jej sojusznicy, ale myśl, jak chcesz - mruknął tym razem dzbanek.
- Pokazałeś mi co nieco to zdradzę ci co nieco o sobie. - Wampirzyca rozsiadła się na ławce, eksponując teraz swoje wdzięki jak to zazwyczaj robiła. Wyrzucenie z siebie nerwów trochę pomogło. - Byłam… jestem mieczem księżnej Florencji. Zajmuje się zabijaniem między innymi takich istotek jak ty. Choć rzeczywiście gdy jakaś napatoczyła się w moim mieście był w nim też mój ojciec. Nie to, że to lubię czy mam na to szczególną ochotę, ale robiłam to przez jakiś czas bo musiałam przeżyć. Wykrycie ciebie w dzbanku wydanie właściwej komendy i potem znalezienie… nie to nie byłby bardzo duży problem. - Uśmiechnęła się życzliwie do postaci faerie. - Ale nie jestem najsilniejszym wampirem tutaj. Jeśli komuś podpadniesz zrobi ci krzywdę, czego sobie nie życzę.
- Dziękuję za miłe słowa. Możesz mi wierzyć, przez 7000 lat można nauczyć się tego i owego. Znam cię Agnese, wiem kim jesteś. Och, nie właziłem ci nigdy w drogę. Bardziej gustuję w krainach południa, ale powiem tyle. Nie mam ochoty być twoim przeciwnikiem, ani niczyim, poza zdegenerowanymi draniami. Jeśli ktoś chce mnie tak traktować, raczej się ulatniam, niż biję. Potrafię przeczekać nawet wampiry - rzekł smutno nieco. - To czego tylko oczekuję od ciebie, to traktowanie jak sojusznika.
- Tylko twoje koleżanki mogę nie mieć czasu na przeczekiwanie. A jak padnę, co groziło mi nawet dzisiejszej nocy, możesz mieć problem ze znalezieniem innego wampirka na tym łez padole.
- Dlatego właśnie z tobą współpracujemy oraz darowaliśmy ci życie, zaś ściślej mówiąc, moja starsza córka darowała - wyjaśnił.
- Dostosuj się do mnie staruszku i do mojego systemu pracy, dobrze?
- Staram się, ale czasem zachodzą sprawy niespodziewane, tak jak teraz oraz bardzo niebezpieczne, tak jak teraz, oraz był dzień, zaś sama wiesz, co porabiasz podczas tej pory doby, kiedy słoneczko przyświeca.
- Nie mam bladego pojęcia bo jestem martwa. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Przydałbyś mi się dzisiaj, przy moim boku, a cię nie było bo wydobyłeś informacje z “mojego” informatora i zniknąłeś.
- Fakt - przyznał nawiązując ponownie do pory dnia, kiedy spotkał informatora - po prostu jednak chyba sama się zgodzisz, że ciężko z jest czynić ustalenia z osobą będącą w takim stanie. Zaś zniknąłem, cóż właśnie dlatego, iż nie chciałem wkurzyć księżnej ze względu, iż darzy cię pewną sympatią. Tylko dlatego, właśnie dbając, żeby twoje interesy nie ucierpiały, bowiem dla mnie księżna jest obojętna, chociaż posiada pewne atrakcje - przyznał uczciwie.
- Sama ocenię czy mi szkodzisz, czy nie. Dobrze? - Agnese wpatrywała się w postać faerie, jednak tak było jej wygodniej. - Tak robią wspólnicy. Chciałam cię mieć przy swoim boku, szczególnie, gdy już wiem że mój mag też jest w Rzymie.
- Od tego należało też zacząć - potwierdził. - Czy mówi ci cokolwiek słowo nephandi? - spytał wampirzycy.

Wampirzyca skrzywiła się. Mówiło.. ale za mało.
- Upadli magowie. - Agnese odwróciłą wzrok. - Nie dziwo że wszędzie zostaje po nim ten smród. - Wampirzyca pociągnęła nosem gdy przed jej oczami pojawiło się wspomnienie aury maga. - Chcę byś zerknął na mężczyznę, którego przyniosłam. Potem chętnie wysłucham co udało ci się dowiedzieć, dobrze? - Wampirzyca podniosła się i otrzepała suknię. - Muszę odbyć jeszcze jedną rozmowę, której nie chcę dłużej odwlekać.
- Dobrze, idę, ale upadli magowie, wiesz, równie dobrze można nazwać wampiry ludźmi na diecie, zaś wilkołaki lekkimi nerwusami - skrzywił się.
- Ja wiem co pod tym stwierdzeniem się kryje w mojej głowie. - Uśmiechnęła się do niego życzliwie. - Ale chętnie skorzystam z twojej wiedzy, staruszku.
- Skoro wiesz, to wiesz, że należy się bać. Bardzo. Nawet ja się boję tego kogoś, lub czegoś. Tak, będziemy musieli porozmawiać na ich temat. Cóż, lecę do tego człowieka, którego przyprowadziłaś. Miłej rozmowy, którą, jak twierdzisz, musisz odbyć - wspomniał. Nagle zarówno postać faerie, jak garnek, zniknęli. To znaczy faerie zniknął, zaś garnek odmaszerował dostając nagle nóg. Jednak za rogiem też się rozwiał. Starszy faerie miał upodobania do popisywania się.

Agnese pokręciła głową. Gdyby jej ojciec zobaczył, że pozwala na takie zachowanie jakiejś wróżce, zakopałby ja do szyi i pozostawił tak na dzień. Jednak ojciec ów wspominał także, by zawsze uważała na te istoty, które strzelając z procy ziarnkiem fasoli potrafią zniszczyć górę. Przy faerie nigdy nic nie wygląda tak, jak jest naprawdę.


Spokojnym krokiem ruszyła w stronę gabinetu. Uśmiechała się teraz już szczerzej. Ona była tylko prostym zabójcą… miłym, ale tylko zabójcą. Powoli wchodziła po marmurowych stopniach, na których pierwszego dnia zabawiała się z markizem i pomyśleć, że z ciekawostki stał się dla niej kimś bliskim. Na chwilę przystanęła przy balustradzie nim ruszyła dalej do swoich pokoi. Jej myśli pędziły wiele mil przed nią. Głowa odtwarzała całą zdobytą wiedzę o magach i wszystkie mądrości jakie wtłaczał jej ojciec o sposobach ich zabijania. tak bardzo pragnęła by móc mieć choćby cząstkę jego siły.

Powoli wkroczyła do gabinetu i przeszła przezeń do swej sypialni, pod którą czekała Gilla.
- Borso polecił mi zająć się czymś, - to określenie zabrzmiało w jej ustach dziwnie słodko. - co nieopatrznie pozostawiłam w sypialni.
- Cóż pani, markiz nie opuścił jej ani na chwilę. Raz podał tylko służącej nocnik - uśmiechnęła się do swej pani. - Myślałam, że śpi, ale chyba po prostu czeka myśląc o tobie.
- Przyprowadź proszę Sophie do saloniku, za jakąś chwilę. - Agnese uśmiechnęła się do ghulicy, a w jej uśmiechu dało się dostrzec odrobinę… smutku? - Chcę z nimi porozmawiać.
- Tak pani.

Ghulica chciała odejść, ale zatrzymała się na moment.
- Życzę powodzenia, bardzo … - potem ruszyła do komnaty sypialnej wspomnieć Sophi o zaproszeniu przez signorę contarini na miłą pogawędkę w saloniku bibliotecznym. Oczywiście dziewczyna była przytomna, ale skoro był przy niej Kowalski, nie wiadomo, czy całkiem dobrze się czuła.

Agnese weszła do swojej sypialni, szeroko otwierając wrota. Rozejrzała się szukając markiza. Był w łóżku, tak, jak go zostawiła oraz kompletnie nagi. Kiedy tylko weszła skoczył do niej porywając agnese w objęcia oraz całując radośnie. uniósł wręcz kobietę w powietrze oraz obrócił dookoła. Wchodzac do tego pokoju Agnese weszła jakby do takiej miłej poświaty ciepłego promieniowania, które ogrzewało jej wampirze serce.

- Wróciłam mój piękny. - Wampirzyca ucałowała go. - Słyszałam, że nie odpocząłeś jak prosiłam.
- Odpocząłem - zaprzeczył - poleżałem sobie myśląc o kimś, kogo pokochałem oraz chętnie udowodnię, jak bardzo odpocząłem - markiz ciągle ją trzymał w rękach i widać było, jak bardzo się cieszy. Colonna miał taką cechę, że był optymistą oraz potrafił zarażać optymizmem innych. Przy nim nawet ciemność ogarniająca wampirzycę nieco się rozjaśniała. - Cudownie, że wróciłaś już. Bardzo się stęskniłem - przyznał. - Wszystko przebiegło dobrze? - spytał po prostu troszcząc się o nią. Nie dostrzegła w owym pytaniu jakiejś niezdrowej ciekawości wściubiającej nosa, lecz zwykła obawę o ukochaną osobę, która miała ważne spotkanie.
- Jesteś cudowny skarbie. - Agnese czuła jak jej cały zły nastrój ulatuje i jedyne co przeszkadza szczęściu to niepokój. - Chciałabym porozmawiać z tobą i Sophie. Może chciałbyś się ubrać. - Mrugnęła do markiza.

Chyba trochę by zawiedziony. Ech, ta szalona młodość! Ale znając ciebie doskonale wiedział, iż cieszysz się na przebywanie z nim i po prostu jest coś istotnego. Tym bardziej, że chcesz się spotkać i z nim i z Sophią. Wampirzyca dostrzegła na jego czole leciutką zmarszczkę zaniepokojenia. Wręcz słyszała jego myśli: czyżby coś ważnego, czyżbyś musiała wyjechać, czyżby jakiś drań wymusza na tobie małżeństwo? Wiadomo wszak, że podczas takich chwil następuje gonitwa myślowa, która wyobraża sobie milion sytuacji prawdopodobnych oraz dziesięć razy więcej nieprawdopodobnych, jednak dla zaniepokojonej osoby bardzo możliwych. Opanował się jednak starając się po sobie nie pokazywać niczego, jednak aktorem był bardzo kiepskim.
- Mam nadzieję, że nie stało się nic złego, jeśli jednak nawet tak, będziemy ci prawdziwym oparciem, pomocą oraz stałym kochaniem - powiedział poważnie.

Colonna szybko ubrał koszulę, szlafrok i papucie domowe, bowiem jedynie tyle miał tutaj, w jej komnacie, kiedy przyszedł.
- Jestem gotowy, choć nie wiem, jak Sophia? Czuła się nienajlepiej. Jeśli chciałabyś coś powiedzieć, co zmartwiłoby ją, może lepiej najpierw mi, zaś jej wtedy, kiedy dojdzie do siebie. Ponadto nieraz powoli tworzą się rozwiązania problemów, które początkowo się nie zauważa – zauważył słusznie, nawet trochę zbyt mądrze, jak na swój wiek. - Więc przekazałoby się jej już lepszą nowinę, choć przyznaję, że nie lubię przed siostrą niczego ukrywać. Ech – westchnął. Chciał jednocześnie chronić Sophię oraz być szczerym. Czasami to bardzo trudno. - Jeśli jednak chcesz teraz, Agnese, proszę chodźmy.
- Twoja siostra jest silną kobietą. - Wampirzyca ruszyła w stronę saloniku. - Dziś starano mnie się zabić i nie mogę dłużej ukrywać pewnych informacji przed wami.
- Zabić? Stanowczo … - przygryzł wargi idąc obok niej. - Zabiciu ciebie musimy stanowczo zaradzić! - wykrzyknął, ale szybko się opanował. - Nie wiem, jakie to informacje, chociaż muszą być istotne. Jeśli uważasz, że to ty jesteś celem. Wiesz Colonnowie bardzo często także bywają na celowniku swoich wrogów. Szczególnie Orsinich, ale nie tylko. Może więc próba zabójstwa, szczęśliwie nieudana, była skierowana nie w ciebie, ale nas … - objął ją ręką, tak naprawdę mocno oraz czule, jakby chciał się jakoś podzielić swoją radosną energią. Przynajmniej własnie tak to wtedy dla wampirzycy wyglądało. - Tak bardzo cię kocham oraz nie chciałbym cię narażać. Jednocześnie zaś nie chciałbym się rozstawać. Nie mogę po prostu … kochanie cudowne moje, jakoś damy radę, prawda, musimy dać - powtórzył.
- Najważniejsze by nic wam się nie stało. - Agnese była poważna. - Korzystając z waszej gościnności naraziłam was i czuje się odpowiedzialna.
- I tobie. My także mamy wrogów - powiedział poważnie.


Signora przeszła do saloniku, w którym czekał już Borso. Brakowało tylko Gilli i Sophie.
-Twoja siostra widziała coś czego nie powinna i myślę, że odrobinę uwiarygodni to co powiem. - Agnese zajęła miejsce w jednym z foteli i dała im znak by usiedli.
- Sophia jest bystrzakiem - przyznał Colonna zajmując miejsce. - Nie wiem, co masz na myśli, ale jeśli pytasz o umiejętność dostrzegania rzeczy istotnych, przy niej trafiłaś pod dobry adres. Masz może ochotę na coś do picia? - spytał, jednak nie zdążył otrzymać odpowiedzi.

Kiedy bowiem tak rozmawiali otwarły się drzwi, w których stanęły obydwie kobiety. Gilla wyglądała jak zwykle, ale stała przy Sophii, chyba leciutko ją podtrzymując. Ale nie jakoś wyraźnie, więc chyba wszystko wyglądało lepiej, zaś ghulica po prostu podjęła działania na wszelki wypadek. Siostra markiza natomiast była ubrana podobnie jak brat, w koszulę długą, zielony szlafrok oraz skórzane papucie. Miała włosy związane w koński ogon. Niewątpliwie spała z rozpuszczonymi, zaś spięła je przed wyjściem.

- Dzień dobry! - powiedziała lekko niewyraźnie, jednak spojrzenie błysnęło jej radością, kiedy zobaczyła Agnese. Podskoczyła do niej szybko przytulić się, powitać i ucałować w policzki wesoło. - Tak się cieszę, że cię widzę. Trochę wtedy osłabłam - przyznała. - Wstyd mi, że nie mogłam nijak pomóc, jeszcze zaś musieliście się mną zajmować podczas powrotu.

Agnese pogładziła jej włosy.
- Cieszę się, że dochodzisz do siebie. Postaram się nie zająć dużo czasu. - Wskazała kobietom dwa pozostałe miejsca. - Usiądźcie, proszę.

Wampirzyca poczekała aż kobiety usiądą i dopiero kontynuowała zwracając się do Sophie.
- Chciałabym byś zadała pytania, które z tego co widziałam cisnęły się ci na usta podczas naszej wizyty u Orsinich.
- Te pytania, to znaczy - Sophia nie była pewna,jak zacząć. - Tam był taki wielki człowiek z psią głową, kiedy wychodziliśmy. Na dziedzińcu. Chyba, że to już wtedy poczułam się słabo i pomieszało mi się. Chyba tak, dziwne. Signora - zwróciła się do Agnese - kto właściwie porwał Alessandro?
- No właśnie Agnese - dołączył jej brat - wiem, że Orsini, ale właściwie, dlaczego? Chyba że dalej mają problemy z naszym rodem oraz naszym ojcem, albo raczej niechlubną pamięcią - mruknął. Sophia przygnębiona skinęła lekko potwierdzając.
- Z tego co przekazał mi Alessio, raczej pojmali cię przeze mnie. - Agnese postukała palcem w blat. Wampirzyca przenosiła wzrok z Sophie na Alessandro. - Jak to ubrać w słowa…

Widać było, że kobieta jest zakłopotana. To nie było typowe dla niej zachowanie. Zarówno Gilla i Borso pamiętali ja taką tylko z czasów gdy to ich wprowadzała do świata mroku.
- A więc… tamten człowiek z psią głową to był wilkołak.
- Eee … czy mogłabyś powtórzyć. Przepraszam, musiałam się przesłyszeć - poprosiła Sophia.
- Wilkołak. Taka istota, która zazwyczaj jest człowiekiem a czasem półczłowiekiem - półwilkiem a czasem po prostu wilkiem. - Agnese uśmiechnęła się niewinnie.

- Czyli legendy o Orsinich mówią prawdę - wyszeptała Sophia wstrząśnięta.
- Podobno - dodał markiz - wiele wieków temu jakaś kobieta chcąc zemścić się na swojej córce, nawet nie wiadomo już za co, przywiązała ją w lesie do drzewa chcąc, żeby dostały ją dzikie zwierzęta. Ale zwierzęta jej nie tknęły, za to córka po jakimś czasie powiła dziecko, które zostało protoplastą Orsinich. Do tej pory myślałem, że to bzdura, jednak …
- … jednak teraz wygląda na to, że to jest prawda - powiedziała przestraszona Sophia, chociaż właściwie, może nie tyle przestraszona, co raczej spięta.
- Ale przecież znamy wielu Orsinich, są, przynajmniej niektórzy, całkiem przyzwoitymi osobami i wcale nie wyglądają na wilkołaki - cóż, rodzina Orsinich, tak jak Colonnów dzieliła się na mnóstwo gałęzi, które często nie zgadzały się ze sobą ostro rywalizując.

- Chętnie wam to wyjaśnię, ale to nie jest główny temat tej rozmowy. - Wampirzyca nawinęła na palec kosmyk włosów i zaczęła się nim bawić. - Widzicie.. jest powód dlaczego uważam że to przeze mnie cię zaatakowali. Otóż pachniałeś mną, a tak się składa, że wilkołaki nie lubią takich… - Przygryzła wargę. - .. istot jak ja.
- Rozumiem - markiz przyskoczył do jej fotela. Chyba nie zwrócił uwagi na końcówkę jej wypowiedzi. - Nie martw się kochanie. Akurat tutaj jesteśmy po jednej stronie, nawet gdybyśmy tak bardzo cię … no wiesz … bardzo. Znaczy Orsini nie cierpią Colonnów. Nasz ojciec był …
- Był … - Agnese przygryzła wargi.
- Był osobą niespełna rozumu - oględnie wspomniał markiz, bo mu zabrakło słów.
- Drań - uzupełniła Sophia.
- Zrobił Orsinim dużą krzywdę, zresztą krzywdził bardzo wiele osób, bardzo … jeśli tam są wilkołaki, to obawiam się, że nawet jeśli cię nie lubią, to nas mogliby nie lubić także. Nie pamiętam, czy powiedziałem im, kim jestem, ale … hm, mówisz zapach. Czyli wilkołaki mają mocne powonienie, jak psy. Tylko jak przed takimi się bronić? - westchnął. - Jak to dobrze, że tobie, Sophi oraz innym nic się nie stało - uśmiechnął się wesoło.
- Alessandro jestem wampirem, wyczują wszystkich którzy mają ze mna kontakt na wiele mil. - Agnese po prostu wypchnęła to z siebie. - Powiedziałam Sophie że mam alergie na słońce… bardzo śmiertelną alergie. - Skrzywiła się.

- Waaampirem? No cóż - mruknął markiz. - Nikt nie jest doskonały - dodał po minucie milczenia, zaś Sophia skinęła głową.
- Skoro istnieją wilkołaki, to właściwie całkiem sensowne, że wampiry również - uznała. - Ale ty jesteś dobrym wampirem, prawda, Agnese? - stanęła przy bracie przy fotelu signory wpatrujac się w nią swym dziewczęcym, niewinnym spojrzeniem.

- Ekhym. - Wampirzyca pewnie zakrztusiłaby się śliną gdyby takową posiadała. - Wiecie co robią wampiry?

Cóż, reakcja rodzeństwa na pytanie Contarini była nieco odmienna:
- po pierwsze: markiz zaczerwienił się mocno: jemu się kojarzyło z postępowania Agnese, co robią wampiry. Akurat jemu to także sprawiało wyjątkową radość,
- po drugie: Sophia najpierw pomyślała o wspólnych kąpielach, super masażu, potem wyprawie i błysnęła jej pochodnia:
- Walczą przeciwko wilkołakom - odparła.

- Zabijają. Jesteśmy martwi i by egzystować musimy pić krew. Nie trzeba zabijać by pić krew, ale… część z nas tak robi. - Agnese siedziała z szeroko otwartymi oczami. - Walczymy z wszystkim co chce nas zabić czyli nie tylko z wilkołakami. Może nie zdajecie sobie sprawy ale macie pod dachem coś co jest utożsamiane z czystym złem...
- Agnese, nie wiem o co ci chodzi, ale skoro tak mówisz, to popatrz, to czyste zło uratowało mojego brata … - powiedziała cicho do Agnese.
- Zaś co do zabijania, nawet nie potrafiłbym zliczyć, ile osób zostało zabitych, odkąd Borgiowe przejęli papieski tron oraz postanowili sobie wykroić księstwo. Jeśli wampiry zabijają, przynajmniej niektóre, wcale nie postępują inaczej niż bardzo wielu ludzi. Oraz wcale się nie uważają za zło, wręcz przeciwnie.
- Nasz ojciec …
- Nie mów - poprosiła Sophia - chcemy zapomnieć.
- Dobrze siostrzyczko. Wierz mi Agnese, może nie wiem, co to wampir, ale wiem doskonale, jak źli potrafią być niektórzy dranie - powiedział Alessandro.

Agnese uśmiechnęła się, teraz jednak pokazała swoje kły i przejechała po nich językiem.
- Cóż skoro traktujecie to w ten sposób… jest nas więcej. - Agnese skinęła na Gillę by ta przyniosła jej krew. - Gilla i Borso są moimi ghulami, ludźmi, którzy piją moją krew.
- Naprawdę? Ale widziałem przecież, jak wcinają też inne rzeczy. Eee, co do tych zębów, wiesz, nie jestem cyrulikiem, czy kowalem, ale bądź ostrożna, żebyś się nie skaleczyła w język - powiedział poważnie markiz z troską w swoim głosie.
- Ah Alessandro, regularnie kaleczę się w język. - Mrugnęła do mężczyzny, ciekawa czy dotrze do niego, że toż pił jej krew. I całkiem możliwe, że tak, bo markiz nagle poczerwieniał oraz zaczął gwałtownie wpatrywać się w swoje buty, ale jednocześnie rzucał także jakieś dziwne spojrzenia w okolice jej bioder i piersi. Co więcej, chyba nie panując nad sobą odruchowo przesunął języczkiem po swoich wargach. Szczęśliwie wpatrująca się w Agnese Sophia nie zauważyła zachowania braciszka.

- Ghule muszą normalnie jeść. Jak już powiedziałam to ludzie, jak każde z was tyle, że… - Wampirzyca uśmiechnęła się smutno. - Krew wampirów daje im długowieczność, zapewnia siłę, pomaga leczyć rany, ale… jest uzależniająca, przywiązuje do nas ludzi. Tak jak sam akt picia, potrafi być uzależniający.

Gilla wyszła na chwilę by powrócić z kielichem dla Agnese. Ustawiła go na stoliku obok, po czym zajęła swoje miejsce.
- Szczęściarze - mruknął markiz niespecjalnie zwracając uwagę na kielich, za to Sophia zerkała lekko niepewnie. widać, że dziewczyna miała konkretne pytania..
- Co to znaczy uzależniający? - spytała Sophia.
- Sprawia wielką przyjemność. - Agnese uśmiechnęła się. - Pamiętasz masaż jaki ci zrobiłam? To coś dużo przyjemniejszego, coś co chcesz poczuć jeszcze raz i jeszcze…. - Agnese dobrze to znała jej ojciec pijał z niej nim ją przemienił. - Inaczej mielibyśmy problem ze znalezieniem ludzi, z których moglibyśmy pić.
- Ale czy po nim - poprosił o dodatkowe wyjaśnienia markiz - jakoś człowiek szaleje, dziwnie się zachowuje, jak po niektórych rzeczach, które przemycają korsarze z Egiptu?
- Z tego co mi wiadomo robi raczej tylko jedną rzecz. - Agnese wyszczerzyła się do Markiza.
- Kurzajki?
- Eee, wstrętny oddech?
- Nie, bo ani Gilla ani Boso nie mają ani tego ani tego.
- Więc niby co? - dyskutujące ze sobą rodzeństwo zdziwione spojrzało na Agnese.
- Pani Gilla oraz Borso wydają się być zadowoleni oraz no właściwie … wyglądają normalnie, nawet bardzo dobrze - uznał markiz.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do Colonny Gilla, podczas gdy małomówny Borso skinął tylko.

Agnese przypatrywała się im z rozbawieniem. Byli tacy niewinni. Tak cudownie niewinni.
- Kochani co jest gdy człowiekowi jest bardzo, ale to baaardzo przyjemnie. Szczególnie gdy się z nim całuje, dotyka …
- Eee, wiecie co, mam pomysł - odezwał się nagle markiz bardzo spiętym głosem. - Znaczy musimy to przemyśleć, porozmawiać, może będziemy mieli jeszcze jakieś pytania, więc też byśmy się spotkali. Nikomu nie powiemy oczywiście .... - Colonnie zaczęło się dziwnie gdzieś spieszyć, jak Agnese zaczęła mówić na temat rozmaitych przyjemności. - Tylko nie wolno nikomu mówić. Mimo wszystko lepiej, żeby słudzy nie wiedzieli …
- Doskonały pomysł - uznała Sophia. - Co ty na to, Agnese, żeby spotkać się ponownie jutro?
- Chętnie, ale nie dotarłam jeszcze do meritum. - Wampirzyca upiła łyk z kielicha. - Możemy do tematu picia wrócić później. - Mrugnęła do markiza.
- Tak tak - wystrzelił markiz.
- Chyba wolałabym, czuje się lekko zmęczona i wiesz, mam wiele przemyśleń. Wywróciłaś świat mój całkiem do góry nogami. Już nie stoi na żółwiach, ale ona na nich - uśmiechnęła się Sophia wstając i dygając wdzięcznie, jak przystało na panienkę szlachetnie urodzoną. Potem skierowała się do wyjścia.
- Odprowadź ją Gillo, jeszcze porozmawiam z markizem. - Agnese dalej sączyłą krew z kielicha. - Borso, sprawdź co z naszym gościem.
- Tak signora - powiedzieli chórem wysuwając się z pomieszczenia niczym cienie. Borso zamknął za nimi drzwi.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172