Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2017, 22:38   #28
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- No… to było intensywne, Carmen. Więc co teraz moja śliczna? Jaki kaprys?- zapytał wesoło.
Westchnęła.
- Wciąż nie zmusiłeś mnie do błagania. Choć... przyda mi się chwila oddechu. - powiedziała, starając się opanować oddech.
- Prawie zmusiłem…- poczuła jak głaszcze ją po brzuchu delikatnie i pieszczotliwie.- Pytałaś mnie czy podniecało mnie widzieć cię z innym lub inną. A jak jest w drugą stronę? Chciałabyś bym ja patrzył jak ty… figlujesz? Podnieca cię taka wizja?-
- Ja... nie wiem. Z jednej strony czuję chęć zagarnięcia cię, ta wdówka... nawet nie wiesz jaka byłam zła... i smutna. A jednocześnie czułam, że w naszym fachu... nie mogę sobie pozwolić na komfort monogamii. Myślę, że moja postawa w dużej mierze zależy od ciebie. Jeśli ty się będziesz tym bawił... może i ja będę potrafiła. - powiedziała z namysłem, leniwie poddając się jego pieszczotom.
- Cóż… jeśli znajdziesz jakąś ładną bezpruderyjną kobietę to możliwe, że się zgodzę…- głaskał nadal po brzuchu unikając miejsc, które mogłyby bardziej pobudzić jej ciało. - Ta wdówka o której wspomniałaś… miała nienasycony apetyt. Mam wrażenie, że chętnie skonsumowała by nas oboje i to na raz. I dziwnie… wiesz, że ona próbowała czytać mnie dotykając mej skóry? Mówiła mi co we mnie drzemie.-
- Trafiała?
- Tak… ale były to dość ogólnikowe określenia. Żem namiętny, porywczy, gwałtowny… że mam słabość do ciebie…- zaśmiał się Orłow na wspomnienie.- Nie odczytała, że moje imię nie zaczyna się na P. Niegroźna z niej wdówka. Ale też nie dziwię się, że jej mąż nie wytrzymał. Potrafiła by wycisnąć wielu jak cytryny.-
- Chyba lubisz jak się robię zazdrosna co? - fuknęła na niego Carmen - I... weź mnie rozwiąż już. Starczy tego dobrego. O. - starała się brzmieć stanowczo.
- Nie masz powodu, być o nią zazdrosna. W końcu jestem w tym łóżku, dotykam twego ciała, całuję.. twoje piersi.- poczuła jak pocałował szczyty jej biustu.- I mam ochotę na ciebie… nie na nią.
Po czym zabrał się za uwalnianie jej dłoni dodając żartobliwie.- Dzisiaj wyjątkowo tak łatwo cię wypuszczam. Normalnie musiałabyś się czymś wykupić.-
- E tam, pewnie po prostu już cię nudzę i chcesz mnie spławić. - powiedziała z uśmiechem, kręcąc biodrami prowokacyjnie.
- Jesteś tego pewna?- Rosjanin rozchylił gwałtownie jej uda. Dłońmi pochwycił za piersi Carmen i leniwymi ruchami bioder ocierał budzącą się do życia dumą o podbrzusze Brytyjki.- Więc… moja droga? Twoje ręce są już wolne, ale noc się nie skończyła. Jakie jeszcze są twe życzenia i kaprysy? Aaaa… byłbym zapomniał. Gabriela przyniosła suknię, a jakaś pokojówka puzderko obwiązane czerwoną wstążką i z doczepionym bilecikiem… Był na nim dość specyficzny podpis. Kobiece usta odciśnięte fioletową szminką. Czyżbym miał powody by być zazdrosnym?-
Carmen zdjęła przepaskę z oczu i przyjrzała się kochankowi.
- Gdzie to puzderko? - zapytała, celowo ignorując jego pytanie.
- W pokoju… na stole pozostawione.- wymruczał mężczyzna nie przerywając pieszczoty piersi i ocierania się o jej podbrzusze. Odsunął się jednak po chwili na bok i usiadł czekając na dalsze działania Brytyjki.
- W takim razie zaraz wrócę. - posłała mu słodki uśmiech żmijki i nago ruszyła do drugiego pomieszczenia, by sprawdzić, co też Yue jej wysłała.

Na stoliku rzeczywiście było drewniane puzderko przewiązane czerwoną wstążką. A obok niego bilecik z odciśniętymi ustami w kolorze fioletu. Zdjęcie wstążki zajęło chwilę, otwarcie pudełka już krócej. W środku na poduszeczce leżała mosiężna igła wypełniona biało-niebieskim płynem. Na samej igle wygrawerowano “serum glacies”. Był to więc rodzaj serum, kosztowny podarek i wymagający nieco talentu by właściwie go użyć. Ale w sytuacji podbramkowej… psioniczne moce mogły być przydatnym wsparciem. Choć Carmen była naga, umieściła podarek w rękawicy, którą zwykle nosiła na przedramieniu. Yue naprawdę ją rozpieszczała, a ona... traktowała ją jak odskocznię. Poczuła wyrzuty sumienia. Wróciła do pokoju i stając w drzwiach, przyjrzała się swojemu kochankowi.

Jan Wasilijewicz siedział na łóżku owijając sobie czarną apaszkę wokół dłoni i przyglądając się wchodzącej Carmen.- Coś się stało? Wydajesz się jakaś taka zamyślona.-
Nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę po prostu patrzyła na jego nagie ciało. Był zarówno męski, jak i piękny - w idealnych proporcjach. Choć z twarzy wydawał się niebrzydki i tylko nieco nieokrzesany, to prawdziwy urok agenta caratu tkwił w jego nagości. A on był tego świadomy i w pełni z tego korzystał.
- Nic się nie stało. - odparła dziewczyna, ruszając niespiesznie w stronę łóżka. - Teraz Ty zawiąż sobie oczy.
- Zgoda…- rzekł Orłow rzeczywiście to czyniąc.- Dziś każdy twój kaprys jest dla mnie rozkazem. Nooooo… prawie każdy.-
Siedząc zasłonił sobie oczy, po czym rzekł. - Już.-
- Teraz ręce. - powiedziała, podchodząc do krawędzi kołdry i przyglądając się Orłowowi bez skrępowania.
- Ręce sama musisz skuć.- przypomniał jej Jan wyciągając je do przodu.- Mi by było niewygodnie, poza tym… zamierzasz mnie przykuć do łóżka, tak?-
- Nie, wystarczy samo skrępowanie. - odparła dziewczyna, nakładając bransolety na nadgarstki kochanka. Nie spuszczała go przy tym z oczu.
- Zgoda.- uśmiechnął się nerwowo Orłow niepewny planów Carmen, ale posłuszny… i podniecony.
Dziewczyna zagwizdała charakterystycznie. Baron spełzł z szafy i posłusznie ruszył w stronę swojej pani, która ustawiła się tak, by wąż, chcąc do niej dotrzeć, musiał prześlizgnąć się po nagim mężczyźnie.
- Co ty planujesz?- tym działaniem najwyraźniej nastraszyła swego kochanka, za to jego włócznia mocniej zaczęła celować w sufit.
- Zapewnić nam niezapomniany wieczór, kochany mężu. Przecież poznałeś już Barona... - zaśmiała się cicho. Chwilę pogładziła pupila, po czym przeszła z nim kawałek i gestem odesłała do gniazda. Następnie wróciła do Orłowa - Zabawa polega na tym, że nie wolno ci się poruszyć. Inaczej Baron, który jest teraz obok ciebie na stoliku nocny, cię ukąsi. - kłamała jak z nut.
- To już tortury.- zaprotestował Orłow, acz niezbyt głośno i bez oburzenia w głosie.- Ale jeśli cię to bawi… jestem dziś cały twój księżniczko Carmen.-
- Tortury, które cię podniecają... - szepnęła, wspinając się na łóżko i całując zmysłowo jego szyję.
- Wiesz… dobrze.. że nawet zapach twych perfum rozpala mnie.- przypomniał Jan Wasilijewicz pozwalając się całować i nie ruszając się z miejsca.
- Tak to sobie tłumacz... i pamiętaj, ani drgnij. - Carmen przygryzła jego ucho, po czym pocałunkami zaczeła schodzi niżej. Całowała czule szyję mężczyzny, jego obojczyk, pierś... Jej dłonie gładziły w tym czasie jego uda, czasem prowokacyjnie, drapiąc je pazurkami. Podobnie jak Orłow, na razie skutecznie omijała okolicę, gdzie ciało mężczyzny najbardziej żywiołowo reagowało na jej pieszczoty
Mężczyzna stoicko znosił jej prowokacje, choć napięte wyraźnie mięśnie świadczyły o tym jak wiele wysiłku to wkłada. Carmen mogła być dumna ze swego mężczyzny. I ta świadomość, że w tej chwili należał tylko do niej… była bardzo przyjemna.
- O co chodzi...wydajesz się napięty, mój drogi mężusiu? I nie oddychaj tak gwałtownie, bo możesz zdenerwować Barona. - szepnęła dziewczyna, odsuwając się na moment od Jana, by miał okazję zatęsknić za jej dotykiem.
- Straszna jesteś… nie boisz się że odwdzięczę ci się za to, gdy ty będziesz całkiem w mej władzy?- rzekł Orłow z kpiącym uśmieszkiem maskującym jego niepokój, ale i ekscytację.
- Może na to liczę - podpowiedziała, sycąc się widokiem skrępowanego agenta, po czym jeszcze dodała - Tylko pamiętaj, nie wolno ci drgnąć...
... i bez ostrzeżenia ujęła jego męskość w usta. Nie bawiła się tym razem w słodkie wstępy. Jedną dłonią pieściła klejnoty mężczyzną, podczas gdy drugą przytrzymawała berło u jego nasady.
Głośne jęki mężczyzny były dowodem jak sprawnie Carmen rozpalała swą pieszczotą. Głośne jęki i wyraźna sztywność kochanka między udami. O dziwo…. akrobatka napotkała opór, bo mężczyzna starał się nie dojść do szczytu za szybko. Był jednak na straconej pozycji i Brytyjka poczuła w ustach satysfakcję kochanka. I trzeba przyznać… Jan Wasilijewicz, nie poruszał się wcale podczas tej zabawy. Jeszcze spijając jego soki, dziewczyna sięgnęła do oczu mężczyzny i ściągnęła z nich opaskę, by mógł zobaczyć, jak bardzo został wrobiony przez młodziutką akrobatkę. Usiadła przed nim po chwili i uśmiechając się z zadowoleniem, otarła z kącika ust ostatnią kropelkę świadectwa tego jak bardzo agent caratu nie lubi tortur.
Orłow jakoś nie szukał spojrzeniem Barona, jego wzrok wędrował po nagim ciele siedzącej przed nim Carmen.
- Boże… jaka ty jesteś śliczna…- westchnął uśmiechając się. - Takie niewiniątko urocze i kuszące zarazem.-
Dopiero wtedy rozejrzał się za wężem.- Gdzie on jest?-
- Poszedł zaraz po tym jak go zawołałam. - powiedziała, starając się nie śmiać, choć było to naprawdę trudne.
- Jednym słowem zabawiłaś się moim kosztem.- westchnął z kwaśną miną Orłow. Nachylił się ku niej dodając.- Bardzo złośliwe zagranie… acz…- wzruszył ramionami.-... dziś wszelkie kaprysy twe postaram się spełnić. Zgodnie z obietnicą, że to twoja noc.-
- Jako rzekłeś. A że możesz tego pożałować... - znacząco zaczepiła palcem o jego kajdany - Sam chciałeś podjąć ryzyko.
Popchnęła mężczyznę zdecydowanie, by przewrócił się na plecy, po czym położyła się na nim, jak na materacu do pływania. Oparła dłonie na jego szerokiej piersi, podpierając tym samym podbródek, by mogła patrzeć na swoją ofiarę.
- Opowiedz mi coś. Opowiedz mi o... pierwszej swojej miłości. - zachichotała.
- Serio? Chcesz wysłuchiwać takich ckliwych opowiastek?- zaśmiał się Orłow i przymknął oczy.- Miała dziewiętnaście lat, była o dwa ode mnie starsza. Miała długie jasne włosy, które splatała w długi warkocz i figlarnie zakręcone kędziorki na czole. Przepięknie grała na fortepianie.-
Carmen poprawiła się nieco, by było jej wygodnie, lecz ani nic nie powiedziała, ani nie spuściła wzroku z Orłowa, dając mu do zrozumienia, że “tak, chce ckliwej historyjki”.
- Były liściki do niej… recitale na fortepianie tylko dla niej… wiersze… tak koślawe, że aż zęby bolą. Na końcu było złamane serce bo wybrała starszego.- westchnął Orłow w zamyśleniu.- I skończyła się miłość.-
- Nie miałeś ochoty jej odnaleźć? Gdy... stałeś się taki, jak jesteś teraz i niewiele potrafiłoby ci się oprzeć?
- Och… nie musiałbym szukać. Jest żoną księcia Aleksego.- odparł z ironicznym uśmieszkiem Orłow.- Urodziła mu córkę i przytyła kilka kilo. Nadal ma śliczne włosy, ale to jedyny ślad jej urody. To była moja pierwsza naiwna miłość… i zakończyła się jak one wszystkie u nadpobudliwych emocjonalnie nastolatków. Porażką wtedy i sentymentalnym miejscem w pamięci.-
- Zatem i dla mnie jest nadzieja. - zaśmiała się Carmen, choć trochę sztucznie.
- Jesteś pewna… że tylko nadzieja? Możesz zmienić w moją fascynację… mogę… polować na ciebie później, by chwycić w ramiona na kilka słodkich chwil dzikiej namiętności i bliskości. - uśmiechnął się… w jego mniemaniu “złowieszczo”, ale czy jego obietnica brzmiała tak w jej uszach?
- A skąd wiesz, że pomyślałam o tobie właśnie? Może chodziło mi raczej o to, że dla mojej pierwszej miłości jest nadzieja, że się rozwieje. - pokazała mu język.
- Cóż… ciężko nie myśleć… mi o czymkolwiek poza twymi krągłościami, skoro dociskasz je tak przyjemnie do mego ciała.- odparł Jan Wasilijewicz wystawiając również język i próbując jego czubkiem dosięgnąć jej warg.
- Jesteś nienasycony... - powiedziała, podciągając się nieco, by pochwycić jego język i pocałować go namiętnie.
Orłow rozkoszował się pocałunkiem przez chwilę, nim rzekł.- Ja? … a kto mnie kusi swoją gołą pupą, krągłymi piersiami i tym uśmiechem… który mówi… złap mnie, a otrzymasz nagrodę?-
- Nadinterpretacja, skarbie. Mój uśmiech mówi “złap mnie i weź sobie nagrodę” - mrugnęła do niego prowokacyjnie, lecz dopóki na nim leżała i dopóki on był skuty, wiedziała, że to ona ma przewagę i może jeszcze trochę podrażnić bestię.
- Więc nie dziw się że łapię przy każdej okazji… i rozkoszuję się nagrodą.- oplótł ją nagle nogami przyciskając do siebie.- Ale dziś...postaram się być grzeczny i spokojny… tak długo jak będziesz sobie życzyła.-
- A kiedy powiedziałam, że tego pragnę? - rzekła, po czym przejechała języczkiem niespiesznie po policzku mężczyzny.
- Kiedy zaczęłaś… wypytywać… o moją miłość. Musiałem ci grzecznie odpowiedzieć.- jęknął cicho Orłow coraz bardziej pobudzony poniżej pasa.
- Cieszę się, że jesteś taki... karny. - dziewczyna zaczęła ocierać się o ciało mężczyzny, przesuwając się w górę i w dół zmysłowymi, powolnymi ruchami całego ciała.
- Ciesz się, że jestem taki skuty…- jęknął cicho Orłow poddając się pieszczocie, gdy ona walczyła z własnym apetytem, czując podbrzuszem rosnącą pokusę.
- Z tego też się cieszę, choć myślę, że teraz będzie ci trudno. Moje życzenie, to byś mnie wziął tak, jak tego pragniesz. Bez względu na przeszkody. - przygryzła dolną wargę, obserwując reakcję Orłowa na to polecenie.
- A tą przeszkodą będziesz.. ty? - wymruczał Orłow przyglądając się obliczu dziewczyny.
- Dobrze myślisz. I para bransoletek na twoich przegubach. - Carmen usiadła na mężczyźnie, nogami mocno przyciskając się do jego boków, by utrudnić mu podniesienie się choćby do pozycji siedzącej.
Orłow zaczął się szarpać jak dzikie zwierzę by zrzucić z siebie Carmen co nie było łatwe. Wreszcie… chwycił skutymi razem dłońmi za jej lewą pierś, ściskając ją lekko i ugniatając i kciukami masując jej twardy od podniecenia szczyt. Skoro nie mógł jej zrzucić.. spróbował skusić do ustępstw. Kochanka westchnęła rozkosznie pod wpływem gwałtownej pieszczoty, lecz nie zamierzała się łatwo poddać. Wypięła pośladki, raz po raz ucierając się nimi o znów pobudzonego Orłowa.
Jęknął biedaczek.. rozkoszując się ruchami jej pupy... lecz nie przestał zabawy jej piersią. Ścisnął ją drapieżnie i pieścił gwałtownie… podobnie gwałtownie wiercąc się pod dziewczyną i utrudniając jej utrzymanie równowagi. Poczuła że przegrywa, dlatego spróbowała zsunąć się niżej, by uniknąć jego pieszczoty.
- To nie w porządku... - ni to załkała, ni wyjęczała.
- Chcę cię.. teraz połóż się obok… wypnij pupę.. - rzekł władczo Orłow spoglądając wprost w oczy Carmen.- Z uwagi na biżuterię jaką mi założyłaś.. to będzie najbardziej… wygodna pozycja.
- Chyba nie zrozumiałeś... ja nie zamierzam współpracować. - Carmen przeciągnęła się, wyciągając ramiona do góry i ujeżdżając mężczyznę kilkoma ostentacynymi ruchami bioder, eksponując przy okazji swoje piersi.
-To spróbuję... inaczej.- uśmiechnął się złowieszczo Orłow i palcami sięgnął ku punkcikowi rozkoszy między udami dziewczyny. Który, przy jej obecnej pozycji, był łatwy do sięgnięcia.
I zaczął pocierać palcami, delikatnie energicznie, mocno, słabo różnie gdy testował jej reakcje… jakby ona była lampą z której dżinn się wyłoni.
Jęknęła zaskoczona i zarazem podniecona. Chwilę próbowała się opierać, lecz była na przegranej pozycji.
- Zostaw... błagam... położę się jak kazałeś... - wysapała wreszcie, kapitulując. Zbyt mocno pragnęła tego mężczyzny.
- Jeszcze nie… muszę być pewien, że naprawdę tego pragniesz. Muszę doprowadzić cię do granicy wytrzymałości. Takie było twe życzenie. - odparł Rosjanin nie przerywając owej słodkiej tortury. Dotykiem swych palców grał na jej intymnym zakątku słodką melodię rozkoszy, doprowadzając ją do szaleństwa, sam też będąc na jego granicy. Wszak czuła jak drży pod nią i ocierając się pośladkami czuła jak jest gotów.
- I kto tu jest straszny... - zachlipała w jego ramię, gryząc go przy tym boleśnie. Dziewczyna sama próbowała nabić się na jego pal, lecz jej ciało było zbyt rozdygotane a pieszczoty Orłowa dodatkowo komplikowały sprawę.
- Myślę.. że jesteś… gotowa.- on z pewnością był gotów i twardy.- Pppołóż się… już… szybko.
Carmen wykonała jego polecenie bardziej niż chętnie, bezwstydnie wypinając pośladki.
- Wejdź we mnie... nie wytrzymam już dłużej... tak bardzo chcę cię poczuć... - jęczała w poduszkę.
Poczuła jego dłonie na swych pośladkach, poczuła dźwięk łańcuszka spinającego jego ręce… ale przede wszystkim poczuła jego w swych rozpalonym i wilgotnym jednocześnie zakątku miłości. Posiadł ją jednym ruchem z głośnym jękiem ulgi. Wypełnił jej ciało swą obecnością, a ona dopasowała się do niego jak rękawiczka. Kolejne ruchy bioder, kolejne jęki, chrapliwe oddechy pozbawione były wyrafinowania. Spragnieni własnej bliskości, spragnieni silnych doznań stali się bardziej zwierzęcy w obcowaniu. Bardziej prości w działaniu… wszystko zeszło do najprostszej potrzeyb spełnienia. Ale co z tego… czuła Orłowa w sobie i rozkosz z każdego ruchu jego bioder aż do wybuchowego finału. Choć była to chwila, zdawało się, że uderzyła w Carmen z siłą wieczności. I gdy fale oceanu rozkoszy cofnęły się, pozostawiając cudowny spokój jaki niesie z sobą koniec sztormu, dziewczyna wciąż leżała w tej samej pozycji. Przymknęła oczy, delektując się ociężałością, która opanowała jej ciało.
- Straszna…- posłyszała za sobą, czując jak Jan Wasilijewicz ostrożnie opuszcza jej gościnny zakątek miłości i osuwa się na łóżko. Poczuła jeszcze całusa na pośladku i… przez dłuższą chwilę słyszała ciężki oddech kochanka.- To… chcesz się poprzytulać przed snem? Myślę że… byłoby miło, gdybyś zasnęła w moich ramionach.-
- Myślałam, że wpierw będziesz pertraktował rozkucie cię - odparła z uśmiechem, nie otwierając oczu.
- Gabriela mnie rano rozkuje…bo nie mogę pertraktować. Niby jak… przecież nie mogę stawiać warunków, gdy spełniam twe kaprysy.- zaśmiał się Orłow.- Miło ci było? Podoba się noc twoich życzeń?-
- Skoro spełniasz moje życzenia, to niech to pozostanie tajemnicą. - otworzyła oczy i spojrzała na niego, mając świadomość, że tej nocy coś się skończy - Daj ręce. Aż taka zła nie jestem. Uwolnię cię.
- Ta noc twych życzeń?- Rosjanin wyciągnął ręce ku niej… nadal leżąc i przyglądając się jej nagiej postaci.- Jeśli chcesz… Powiedz mi tylko, co jest w tobie kuszącego, że mam ochotę nadal cię pieścić… choć nie mam w tej chwili sił?-
- Jak powiem, że możesz poszukać, to będzie to forma zaproszenia, prawda? - złapała jego dłoń i pogładziła jej wnętrze palcem.
- I pokusa… duża pokusa…- odparł ze śmiechem Orłow pożerając brytyjkę wzrokiem. Nie ruszał się jednak z łóżka pozwalając Carmen robić to na co miała ochotę. A ona po prostu trzymała jego dłoń, delikatnie ją pieszcząc. Znów zamknęła oczy.
- Gabriela też przyniosła pakunek. Nie rozwijałem go, ale zgaduję że to pewnie sukienka.- przypomniał sobie Jan Wasilijewicz zamyślony dodając żartobliwie.- Mam wrażenie, że powinienem być… zazdrosny o ciebie.-
- Czemu? - zapytała nieco już sennym głosem.
- Dostajesz prezenty… od wielbicieli.- mruknął Jan Wasilijewicz.- A ja teraz wstanę, pochwycę cię i… mocno przytulę.-
- Och nie, tylko nie to... - wymruczała, nie ruszając się nawet - A co do twojej obserwacji. Z tego wniosek, że ty mnie nie wielbisz.
- Jestem okropny… okrutny… strasznym agentem caratu jestem.- rzekł Orłow obejmując ciało Carmen i dociskając zaborczo jej osobę do siebie. - Jakby to wyglądało, gdybym przysyłał kwiatki jak jakiś francuzik.-
Otworzyła oczy, jakby właśnie ją obudził, po czym wtuliła się w jego szeroką pierś, oplatając jego biodro nogą.
- Nie zmienia to faktu, że nie mam nic poza kilkoma szramami, co by mi o tobie przypominało. I nie odbieraj tego jako wyrzut. Po prostu stwierdzam fakt.
- Nie mam nic osobistego przy sobie. Sama wiesz, że agent nie powinien nosić takich rzeczy… przy sobie.- odparł Orłow wędrując ustami po jej płatku usznym.- Mogę użyczyć ci mojej broni palnej, ale nie przepadasz za ciężkimi rewolwerami… o ile dobrze pamiętam.
- Powiedziałam, że to nie jest wyrzut. Po prostu pastwię się jeszcze chwilę nad tobą... zanim zasnę. - ziewnęła.
- Wiem wiem… - wymruczał Orłow przesuwając dłoń w dół i głaszcząc pośladek dziewczyny. - A ja delektuję się apetycznym kąskiem, który pochwyciłem.-
Na to jednak Carmen już nie odpowiedziała, osuwając się w słodki świat snów.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline